sobota, 1 grudnia 2012
Oneshot – Zazdrość (OroKabu)
Rozedrgane światło pochodni rzucało cienie na kamienne ściany kryjówki. Każdy krok odzywał się echem w tej kamiennej pustce, a czarne otchłanie bocznych korytarzy wywoływały ciarki na plecach.
Kabuto jednak szedł pewnie, dobrze znaną sobie drogą z laboratorium do apartamentów swojego mistrza. Dochodziła dziesiąta, czas najwyższy, aby Orochimaru-sama wziął lekarstwa.
Po drodze minął pokój Sasuke. Poczuł niemiłe ukłucie w sercu i skrzywił się. Co niby w tym dzieciaku jest, co sprawia, że jest taki ważny dla Mistrza?
Dobrze wiedział, co. Sharingan. Można powiedzieć, że Orochimaru zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia, odkąd zobaczył trening Itachiego Uchihy. Czerwonooki geniusz odparł technikę reinkarnacji węzowego, więc teraz pozostał tylko jego zdolny, młodszy brat. Wiedział to, mimo wszystko nie mógł postrzymać palącej go od wewnątrz zazdrości. To on był zawsze przy Mistrzu, on go kochał, opiekował się nim i godzinami w pocie czoła siedział w laboratorium, opracowując dla niego lekarstwa. Ale Orochimaru nigdy nie docenił jego umiejętności tak, jak tego niewdzięcznika Sasuke.
Zapukał do wielkich, drewnianych drzwi i uchylił je.
- Witaj, Kabuto.- usłyszał przesiąknięty jadem, zachrypnięty głos, który nawiedzał go w mokrych snach.
- Dobry wieczór, Orochimaru-sama. Przyniosłem lekarstwo, weź je natychmiast. – powiedział i podszedł do siedzącego w fotelu bruneta. Słabe światło pojedynczych świec rzucało pomarańczowe cienie na bladą twarz czarnowłosego, sprawiając, że wydawała się okularnikowi jeszcze piękniejsza i bardziej pociągająca. Zarumienił się nieznacznie, co nie umknęło sanninowi.
- Coś się stało, Kabuto? – spytał, uśmiechając się ironicznie.
- Nie, Mistrzu. – odpowiedział szarowłosy i podał swojemu guru tabletki. Ten połknął je i położył się na dużym, wygodnym łóżku, przykrywając jedwabną kołdrą. Zdecydowanie, lubiał wygody.
Młody medyk z uczuciem zawodu skierował się do wyjścia, ale zatrzymał go głos Orochimaru.
- Zaczekaj.
Odwrócił się i spjrzał prosto w te błyszczące, złociste oczy. Oro kiwnął ręką, każąc mu podejść bliżej. Niepewnie podszedł i usiadł na łóżku.
- Dobrze wiesz, Kabuto, że przede mną nie da się nic ukryć. Wyczuję każdy fałsz. – roześmiał się upiornie. – Chodzi o Sasuke, tak?
Kabuto westchnął. Orochimaru ma racje, w końcu nie nazywano go Genialnym Sanninem bez powodu.
- Nie okazuje ci należnego szacunku, Mistrzu. – mruknął niechętnie jasnowłosy.
- Nie zależy mi na jego szacunku, tylko na jego ciele. – odpowiedział złotooki.
- A może o prostu jesteś zazdrosny, Kabuto? Może TY wolałbyś zostać moim konterenem? – znowu roześmiał się kpiąco.
Serce siwowłosego zabiło szybciej.. O tak. Właśnie o tym marzył, połączyć się ze swoim Mistrzem. Ale dobrze wiedział, że nie ma na to wystarczającej mocy.
- Wiesz, że to niemożliwe. Ale mogę posiąść twoje ciało w inny sposób. – ponownie zachichotał i chwycił w dwa palce gładkie pasemko szarych włosów. Rumieniec na twarzy Kabuto pociemniał.
- Przybliż się. – syknął Oro i oblizał się lubieżnie swoim długim językiem. Czarnooki pochylił się do przodu oddychając niespokojnie, a blada dłoń zsunęła gumkę z jego włosów, wplatając długie, zgrabne palce w pachnące rumiankiem kosmyki. Brunet podniósł się i pocałował swojego podwładnego, wpychając mu język do ust i penetrując nim od wewnętrznej strony jego policzki. Kabuto zamruczał z przyjemności w wsunął dłonie pod koszulę złotookiego, gładząc opuszkami palców jego umięśniony tors.
Orochimaru zdjął mu okulary i położył go na plecach, zsuwając jednocześnie z niego ubranie, kóre wylądowało gdzieś na podłodze. Na codzień chłodny i cyniczny szarowłosy teraz był zarumieniony, niewinny, bardzo delikatny i cholernie podniecający. Oro zasyczał i chwycił w zęby sutek chłopaka, przygryzając go. Kabu wygiął się w łuk, głaszcząc starszego mężczyznę po aksamitnych włosach, a z jego wąskich warg uciekł cichy jęk. Zawstydzony spalił buraka i zasłonił twarz ręką, którą wężowaty odsunął, chichocząc.
Kabuto zbliżył białą dłoń do swoich ust i zaczął lizać i ssać jego palce, złote oczy rozszerzyły się z przyjemności. Wysunął swój gigantyczny język i owinął go wzdłuż stojącej męskości chłopaka, przesuwając nim w góre i w dół. Jasnowłosy zaczął krzyczeć i wić się z rozkoszy, a po chwili spuścił się, bruczac białą cieczą język sannina. Ten zlizał wszystko dokładnie i ponownie wysunął język, licząc nim całe ciało swojego uke, wsadzając jednocześnie jeden palec do jego odbytu. Czarnooki od razu zaczął poruszać biodrami, wydając z siebie jęki. Przesunął się tak, że głowę miał naprzeciwko krocza bruneta i chwycił do ust jego męskość. Oro mruknął i zaczął syczeć z zadowolenia, wsuwając język do ciasnej dziurki medyka. Kabuto krzyknął z bólu, a z jego oczu pociekły łzy, które długowłosy starł opuszkiem palca i zlizał, głaszcząc zarumienionego chłopca po policzku. Zaczął poruszać językiem, sprawiając, że jasnowłosy doszedł. Językiem zebrał jego spermę i ponownie zlizał, delektując się smakiem i zamemu dochodząc w ustach czterookiego.
- Pamietaj, Kabuto. Zawsze bedziesz dla mnie zajważniejszy. – syknął mu do ucha i pocałował w policzek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz