piątek, 21 grudnia 2012

Onehsot – Kokaina (OroSasu)


       Ciemność w klubie rozpraszało tylko kolorowe światło reflektorów, sprawiając, że skaczący pod sceną ludzie wyglądali jak kameleony. Błyski lśniły na nagich ciałach wijących się wokół rur panieniek, odbijały się od metalowych elementów wystroju wnętrza. Cały parkiet spowiła mgła z suchego lodu, a na podwyższenie wyszedł demonicznie wymalowany wokalista o źrenicach tak małych, że nawet z odległości kilku metrów można było doskonale stwierdzić, ile i czego wziął. Rozległy się piski rozkochanych w nim nastolatek, a na scenę poleciały ich staniki. Sasuke uśmiechnął się lekko, drapieżnie i przyłączył się do tłumu wiwatujących fanów faceta w czarnych skórach. Nie mniej naćpany klawiszowiec zaczał wygrywać wstęp, kiwając się lekko do przodu i do tyłu. Jego kolorowe włosy niemal świeciły w ciemności. Wszystkie światła pogasły, a zaraz potem zmieniły się w czerwone, gdy gitarzysta i perkusista nagle ocknęli się i zaczęli grać. Sufit lekko zatrzęsł się, a potem zadygotał, gdy frontman zespołu wydał z siebie rozdzierający, piekielny wrzask, który fani interpretują jako jego śpiew.

-

I was born with a birthmark of cinders
Debris cast from the stars and Mother
A ring of bright slaughter, I spat in the waters
Of life that ran slick from the stabwounds in Her 
Dub Me Lord Abortion, the living dead
The bonesaw on the backseat
On this bitter night of giving head
A sharp rear entry, an exit in red
Lump in the throat, on my come choke
The killing joke worn thin with breath 
I grew up on the sluts bastard Father beat blue
Keepsake cunts cut full out easing puberty through
Aah! Nostalgia grows
Now times nine or ten
Within this vice den called a soul
Dying resurrection
I dig deep to come again
The spasm of orgasm on a roll… 
I live the slow serrated rape
The bucks fizz of amyl nitrate
Victims force fed thair own face
Tear stains upon the drape
I should compare them
To a warm Summer’s day
But to the letter, it is better
To lichen their names to a grave*

        Uchiha nawet nie zauważył, kiedy znalazł się pod sceną i zaczął szaleńczo machać głową w rytm piosenki. Czuł się tak, jakby wyrwano go z jego własnego ciała, nie kontaktował, nie czuł ciosów wymierzonych mu w różne miękkie części ciała przez łokcie lub glany tańczących obok fanów. Słyszał tylko muzykę i bicie własnego, oszalałego z euforii serca.

         Nagle zakręciło mu się w głowie, a on sam aż skulił się z dobrze znanego bólu. Czas znaleźć gada. Jakoś przepchnął się w kierunku zaplecza, roztrząsając kompletnie pijany tłum i ruszył korytarzem w doł, do piwnicy, gdzie zazwyczaj siedział pan i władca tego przybytku.

- Ja do szefa. – mruknął do wielkiego jak trzydrzwiowa szafa ochroniarza, który miał przedramiona większe, niż on uda. Do tego czarny strój i ogolona głowa dawały mu pewność, że nikt nie ośmieli się podskoczyć, no chyba, że jest samobójcą.

- Proszę bardzo. – uśmiechnął się szeroko, obleśnie i poklepał chłopaka po tyłku, przepuszczając do jaskini węża. Sasuke był w tym lokalu stałym bywalcem i klientem Orochimaru, więc mógł bez ograniczeń wchodzić do pomieszczenia dla VIP-ów, które mieściło się w piwnicy za stalowymi drzwiami.

          Była to wielka, urządzona gotycko sala z dużym barem, rurami dla stripteaserek i stripteaserów, klubowymi sofami, fotelami i dosyć sporym parkietem do tańczenia. Właściciel tego przybytku rozkoszy siedział na jednej z kanap, trzymając na kolanach połnagą, ostro pomalowaną nastolatkę o fioletowych, krótko ściętych włosach. Głaskał ją po bladym udzie, a ona chichotała.

- Cześć. – przywitał się chłopak i usiadł obok, częstując się stojącą na niskim stoliku whisky. Po skroniach płynęły mu strużki potu, a mięśnie kurczyły się w nieoczekiwanych momentach.

- Witaj Sasuke. – zasyczał długowłosy, bezczelnie wsuwając dłoń pod koszulkę dziewczyny. Ponownie zachichotała. – Co cię do mnie sprowadza?

- Pytasz tak, jakbyś nie wiedział. – syknął Uchiha. – Potrzebuję prochów.

- Przykro mi, nie miałem dostawy. – prychnął Oro, wsuwając dłoń pod spódniczkę swojej towarzyszki.

        Oczy chłopaka zwęziły się niebezpiecznie. Odłożył z hukiem pustą szklankę, która roztrzaskała się o stolik.

- Jaja sobie ze mnie robisz, kurwa?! – wrzasnął. Kilka osob w klubie zaczęło przyglądać się im z zainteresowaniem.

- Gdzieżbym śmiał. – odparł złotooki, udając oburzenie. – Ale niestety, taka prawda. Następną dostawę dostanę w sobotę.

         Był czwartek. Sasuke był pewny, że nie wytrzyma tyle.

- Kłamiesz. – syknał, kopiąc glanem w stolik. Wywrócił się ze szczękiem metalu na podłogę.

- Nie. I bardzo proszę o nie dewastowanie mojego lokalu. – zachichotał długowłosy.

          Oczy Uchihy zwęziły się z wściekłości. Ten skurwysyn jawnie się z niego śmiał.

- Wiem, że masz swoje zapasy. Odsprzedaj mi trochę, zapłacę ci podwójnie.

           Orochimaru parsknął śmiechem. Dobrze wiedział, że dzieciak pochodzi z obrzydliwie bogatej rodziny i byłby w stanie zapłacić nawet potrójną stawkę w zamian za trochę kokainy. Ale on sam również miał forsy jak lodu i mógł sobie odpuścić dolary bruneta.

- Niestety, muszę ci odmówić. Chyba, że…

            Sasuke aż wstrzymał oddech.

- Że co? – nie wytrzymał.

- Że zapłacisz mi…w naturze. – zachichotał czarnowłosy mężczyzna. Cały podziemny światek wiedział, że dla niego nie ma ograniczeń i gustuje zarówno w pięknych dziewczętach, jak i chłopcach. A tak się składało, że młody Uchiha należał do najprzystojniejszych z bogatych degeneratów.

           Chłopak przełknął ślinę. Nie uśmiechała mu się perspektywa seksu z Oro, ale wiedział, że jeśli szybko nie weźmie, zwyczajnie nie wytrzyma.

- Dobra. – wydusił z siebie w końcu po krótkiej chwili milczenia. Uradowany gad klasnął w dłonie i zrzucił z kolan nastolatkę. Była tak pijana, że pewnie nie kontaktowała, co się wokół niej dzieje.

           Mężczyzna zaprowadził krótkowłosego do jakiegoś niewielkiego, ale luksusowo urządzonego pokoju z wielkim, dwuosobowym łóżkiem.

- Rozgość się, Sasuke. – zachichotał.

- Najpierw działka. – odparł twardo chłopak. Po chwili na stoliku wylądowało małe lusterko z dwoma kreskami kokainy. Czarnooki wciągnął jedną z nich z ulgą przez nos i odetchnął głęboko, czując, jako powoli zaczyna go ogarniać dobrze znana euforia. Wężowaty zawsze miał towar najwyższej jakości, który szybko działał.

           Długowłosy wciągnął drugą kreską i powoli podszedł do chłopaka, po czym popchnął go na łóżko. Sasuke zachichotał, gdy usta mężczyzny przyssały się do jego nagiej szyi, a ręce zerwały z niego koszulkę. Poczuł nagłą ochotę na pieszczoty i sam zaczął zdejmować nieporadnie z czarnowłosego ubranie. Po chwili byli już nadzy. Usta gada błądziły po alabastrowo białym torsie chłopaka, który jęczał i wyginał się. Po chwili dotarły do jego męskości i zaczęły ją dziko ssać, a Sasuke krzyknął z przyjemności i szarpnął się.

- Teraz ty. – syknął Orochimaru i zacisnął palce na jego włosach, ciągnąc głowę chłopca w kierunku swojego krocza. Sasu bez protestów chwycił jego męskość w usta, liżąc ją po całym trzonie i ssąc główkę, a jego ręce pieściły jądra. Po kilku minutach mężczyzna stęknął głucho i spuścił się we wnętrze jego ust. Chłopak oblizał się i uśmiechnął dziko.

- Baw się ze sobą. – rozkazał Oro. Uchiha posłusznie oparł się o poduszki i rozłożył szeroko nogi, jedną dłonią przesuwając szybko po penisie. Palcami drugiej wodził wokół swojego wnętrza, aż w końcu wsunął jednego, a zaraz potem drugiego. Zaczął się rozciągać, jęcząc rozkosznie. Po chwili mężczyzna wyciągnął jego dłoń i zaczął oblizywać każdy palec po kolei, wchodzac w niego gwałtownie. Uchiha krzyknął i zacisnął dłonie na pościeli, powstrzymując napływające do oczu łzy. Nie chciał rozmazać sobie makijażu. Złotooki chwycił jego biodra i zaczął bez ostrzeżenia go pieprzyć, gwałtownie dopychając, a te poczuł niesamowitą przyjemności. Zaczał samemu poruszać biodrami, nabijajac się mocniej, aż w końcu poczuł, jak penis Oro muska jego wrażliwy punkt. Po kilku ruchach spuścił się na własny brzuch, a Orochimaru wysunął się z niego i doszedł, schlapując spermą jego uda.

          Podał chłopakowi ręcznik, a ten wytarł się i szybko ubrał, krzywiąc się z bólu. Mężczyzna podał mu torebkę z kokainą, którą ukrył w kieszeni kurtki. Złotoooki cmoknął go w policzek, a potem w usta.

- Jesteś fantastyczny. – szepnął. – Idziesz już?

- Taa…może zdążę jeszcze posłuchać trochę Dani’ego**. – mruknął chłopak i wyszedł, ponownie kierując się w stronę źródła hałasu, który generował ze swojego gardła jego ulubiony wokalista.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz