piątek, 21 grudnia 2012
Oneshot – Twój Szczęśliwy Numerek (ItaDei)
W czarnych, pozbawionych jakiegokolwiek śladu inteligencji oczach błysnęło przerażenie, gdy ich własiciel doszedł do niezmiernie trudnej konkluzji. A mianowicie, w przypływie olśnienia zdał sobie sprawę, że stojący przed nim, szarowłosy facet chce go najzwyczajniej w świecie zabić.
- K…kim ty..? – wyjąkał, odsuwając się pod samą ścianę. Przełknął głośno ślinę. To koniec, nie ma już żadnej drogi ucieczki.
- Hidan. – przedstawił się mężczyzna z uśmiechem, który w innych warunkach mógłby wziąć za sympatyczny. Teraz przypominał wyszczerzone kły rekina.
- Czego chcesz? – wyszeptał. Gardło ścisnęło mu przerażenie najwyższego stopnia.
Jashinista przetarł fioletowe oczy ze znużoną miną.
- Ej koleś, zrozum, nie, żebym ja coś do ciebie miał, ale sam rozumiesz…muszę być najlepszy, inaczej mi ucieknie kolejka. – mruknął i nagle poczuł ukłucie w okolicy serca. – Au. To nie było miłe.
Pod jego obojczykiem sterczał wbity po rękojeść kunai, a szkarłatna krew cienkimi strużkami spływała w dół, mocząc czarny płaszcz. Shinobi, który jeszcze minutę temu sam był na skraju śmierci, teraz uśmiechał się kpiąco.
- Nigdy nie spuszczaj przeciwnika z oczu. – ostrzegł go chłodnym tonem. Mógł sobie na to pozwolić.
Przecież członek Akatsuki i tak zaraz umrze. Nóż wbił się głęboko w serce, więc śmierć szarowłosego była jedynie kwestią czasu. Teraz stał przed nim ze smutną, żałosną miną i ustami wygiętymi w podkówkę.
- To bolało. – powtórzył, pociągając nosem. – Dlaczego nikt nigdy mi nie wierzy, jak mówię, że jestem nieśmiertelny?!
Szybkim ruchem wyszarpnął kunai ze swojej klatki piersiowej i wbił go w ciało stojącego przed nim ninja, który z najwyższym zdumieniem obserwował, jak jego wnętrzności malowniczo wylewają się na zakurzoną podłogę. Chwilę później dołączył do nich, a jego oczy miały wyraz bezmyślności właściwej tylko rybom.
Cóż, przecież był z Wioski Mgły.
- Okey, jeden załatwiony! – zachichotał szarowłosy, odcinając szybkim ruchem kosy głowę (ofiary, nie swoją – dop.Nec). – Zobaczymy, Kuziu, kto tym razem będzie pierwszy.
~~~
Świat kołysał się przyjemnie, gdy wracał koło drugiej w nocy do domu, pogwizdując raźno pod nosem. Dziś właściciel jego ulubionej knajpy miał urodziny, więc stawiał wszystkim kolejkę za kolejką. Grzech było nie skorzystać, toteż teraz szedł zygzakiem po chodniku, a kostka brukowa falowała łagodnie pod jego stopami.
Może i nie było to zachowanie godne shinobi, ale przecież urodziny kumpla są tylko raz w roku, prawda? Nic się nie stanie, jeśli wychyli za jego zdrowie szklaneczkę, lub dwie…trzy…cztery…dużo szklaneczek.
- Kusssooo…- zaklął bełkotliwie. – Żoncia znowu mnie wygoni za wyśśsieraszkęe…
Do jego uszu dobiegł dźwięczny, perlisty śmiech. Rozejrzał się dookoła i doszedł do wniosku, że wydała go z siebie piękna, niebieskowłosa dziewczyna, najwyżej dwudziestoletnia. Miała na sobie obcisłą, czarną i bardzo kusą sukienkę oraz czerwone buty na bardzo wysokim obcasie. W dodatku, stała pod latarnią i paliła długiego, cienkiego papierosa.
- Hej, hej panieneszzko…chceszzz się zabawiśś? – wyjąkał, powstrzymując czkawkę.
Niebieskowłosa westchnęła.
- Owszem, chcę. – prychnęła. – Ale nie z tobą. Kurwa, facet, wiesz jak ciężko mieszkać w jednej organizacji z samymi pedałami?!
Szybkim ruchem strzepnęła popiół z papierosa i złożyła pieczęć. Spod jej kiecki wyleciały setki papierowych shurikenów, które zmieniły pijanego mężczyznę w mielonkę.
- Dzięki. – uśmiechnęła się uroczo do trupa. – Bardzo mi pomogłeś. MUSZĘ być najlepsza, bo zwariuję.
~~~
Rudy beznamiętnie wbijał spojrzenie w skuloną pod jego stopami dziewczynę.
- Odejdź! – szlochała, starając się odsunąć od niego. Od Paina, jak kazał się nazywać.
- Nie mogę. – odparł spokojnie, zwodniczo miękkim, ale chłodnym tonem. – Inaczej mnie prześcigną.
- Kto?
- Reszta Akatsuki.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdezorientowaniem.
- Nie rozumiem. – szepnęła. – W czym mają cię prześcignąć?
- W zabijaniu. – wyjaśnił uprzejmie i rzucił w jej stronę shuriken. Gładko przeciął szyję, jakby to było masło.
~~~
Szkarłatne oczy mierzyły stojącą przed nim postać. Yugito zacisnęła pięści i zrobiła wojowniczą minę.
- Chcesz walczyć? – warknęła.
Itachi spojrzał na nią ze znudzeniem.
- Nie. Ja chcę cię tylko zabić.
Prychnęła lekceważąco.
- Nie dasz rady. Jestem Jinchuuriki! Ze mną nie wygrasz! – krzyknęła blondynka z dumą prostując się. Wzięła głęboki oddech i spróbowała zmienić się w Nekomatę, dwuogonowego, niebieskiego kota, a wtedy rzeczywistość skręciła się i nabrała czerwonych barw. Po karmazynowym niebie z zawrotną prędkością płynęły chmury, a ona sama wisiała przywiązana do wielkiego krzyża.
- Już wygrałem. – odparł chłodno brunet. Mangekyo Sharingan lśnił złowrogo jak dwa najczystsze rubiny, gdy setki jego klonów wbijały klingi katan w ciało dziewczyny. Nie trzeba było długo czekać, aż opadła bezwładnie, a jej oczy oglądały już zaświaty.
~~~
Nadmiernie wesoły Pain ciął właśnie karteczki na małe paski z wypisanymi numerami. Na jego twarzy panowała czysta, nie zmącona niczym radość, objawiająca się nieco perfidnym uśmiechem.
Wszak dziś jest środa (co z tego, że wtorek?! Jak mówię, że środa, to środa! – dop.Nec). Kumulacja.
- Dobra, panienki! – krzyknął Hidan, wpadając do salonu jak zwykle z rozpiętą koszulą. – I panowie. – dodał uszczypliwie, puszczając Konan oczko.
- Zamknij się! – syknęła, czerwieniąc się.
Szarowłosy zrobił niewinną minkę i udał, że jej nie słyszał.
- Ekhem…więc, jak już mówiłem…to co, losujemy? – zapytał wesoło, zacierając ręce.
- Najpierw podliczamy. – ostudził jego zamiar Lider, podchodząc do wielkiej, idiotycznej tablicy z kredą w łapie. Wyglądał jak ubrana w czarny płaszcz, ruda, zakolczykowana karykatura nauczyciela.
Odchrząknął i zmierzył wszystkich spojrzeniem rinnegana, które w zamierzeniu miało być srogie, a w praktyce bardziej przypominało wzrok dzieciaka, który już nie może się doczekać gwiazdkowego prezentu.
- W tym tygodniu Hidan zabił siedem osób, plus dwa punkty za szczególne okrucieństwo….czyli mamy dziewięć. – oświadczył, zapisując wszystko na tablicy. Fioletowooki uśmiechnął się zwycięsko.
- Deidara zabił pięć i pół osoby, plus za rozległe obrażenia… sześć i pół punkta. – podliczył Pain.
- Jak to pięć i pół? – wrzasnął Kakuzu. Blondyn spłonął rumieńcem i zasłonił się grzywką.
- Normalnie. Prawie rozerwał jednego ninja, ale udało mu się jakoś ucieć. – wyjaśnił Sasori, chichocząc. – Bez nóg.
Kaku prychnął pod nosem, ale nic nie powiedział.
- Sasori…10 osób. – stwierdził Pain. – Plus punkty za wrażenia artystyczne…
- Chwileczkę, jakie punkty?! – wściekł się Hidan. Nie podobało mu się, że rudy znowu jest od niego lepszy. – Skąd wiesz, jak to wyglądało? Przecież nie widziałeś!
Pain posłał mu ironiczne spojrzenie.
- Przecież morderstwa Sasori’ego ZAWSZE wyglądają imponująco. – mruknął z taką miną, jakby wyjaśniał coś oczywistego wyjątkowo tępemu dzieciakowi. – Sasori, w sumie uzbierałeś 4 punktów.
Brązowooki uśmiechnął się lekko i rzucił ciepłe spojrzenie speszonemu blondynkowi. Dei jeszcze bardziej zarumienił się i spuścił głowę.
- Konan zabiła cztery osoby. – powiedział rudzielec, a dziewczyna skrzywiła sie. Zaraz też jej twarz rozświetlił uśmiech.
Przecież zawsze może jeszcze zostać wylosowana!
Rudy szybko podliczył resztę, aż w końcu dotarł do Itachi’ego.
- Uchiha zamordował 9 osób…- odezwał się rinneganowiec, a w sali zapadła cisza. Sasori uśmiechnął się zwycięsko.
„Jestem od niego lepszy!” – pomyślał.
- …ale jedną z jego ofiar była Jinchuuriki, Yugito. – kontynuował Lider. – Zatem dodajemy 7 bonusowych punktów…więc oto mamy dzisiejszego zwyciężcę! Itachi ma 16 punktów i może sobie dzisiaj wylosować kogoś na wieczór!
W Akatsuki panował taki zwyczaj, iż w każdą środę Pain podliczał liczbę wykonanych morderstw i robił losowanie, a „Najlepszy Zabójca Tygodnia” mógł wylosować sobie kogoś na noc. Oczywiście w celu wiadomym.
Rudy włożył wszystkie karteczki z numerami do miseczki i przeszedł się po sali, a każdy wyciągnął jedną z nich.
- Zapamiętajcie swoje numery i oddajcie! – zarządził, zbierając losy po czym podszedł do Itachi’ego, podtykając mu naczynie pod nos.
„Oto chwila prawdy!” – pomyślał ironicznie brunet i wyciągnął nieco pomiętoszoną karteczkę z cyfrą 7.
- Twój szczęśliwy numerek to…siedem. Kto jest siódmy? – krzyknął posiadacz rinnegana.
- Ja…- mruknął z nieszczęśliwą miną Deidara, rzucając Sasori’emu błagalne spojrzenie. Ten tylko zacisnął brwi i wzruszył ramionami.
Cóż, prawo rzecz święta.
- Chodź. – uśmiechnął się Ita do blondynka, muskając dłonią jego policzek. Szczęście mu tym razem sprzyjało, niebieskooki był najśliczniejszym chmurzastym. Poprowadził go długim korytarzem do swojej sypialni, aż w końcu otworzył drzwi i uprzejmym gestem zaprosił go do środka. Chłopak przekroczył próg, przełykając nerwowo ślinę. Niby powinien się przyzwyczaić, był już kilka razy wylosowany jako nagroda za „złe sprawowanie”, ale…nadal się bardzo krępował.
- Usiadź, Dei. – polecił Ita, zdejmując płaszcz.
Blondyn posłusznie klapnął na łóżko.
- I..Ita-san, ale będziesz delikatny? – chlipnął, pociągając nosem. Sharinganowiec musnął ustami jego policzek.
- Postaram się. – szepnął mu do ucha, przygryzając lekko płatek. Chłopak zadrżał.
Uchiha polizał jego dolną wargę, a Dei jęknął cichutko i rozchylił swoje różane usta, niemo prosząc o więcej. Brunet uniósł brwi, ale posłusznie wpił się w jego wargi, rozkoszując się słodkim smakiem jasnowłosego. Deidara nie spodziewał się, że zwykły pocałunek przyniesie mu aż tyle przyjemności. Ita zjechał ustami niżej, pogryzając lekko opaloną, aksamitną skórę, a niebieskooki mógł tylko jęczeć i kurczowo zaciskać pięści na kołdrze. Nie zauwazył nawet, kiedy czarnowłosy zdjął z nich ubrania. Ocknął się dopiero wtedy, gdy wilgotne wargi bruneta pochłonęły jego najwrażliwszą część ciała.
- Itachi-san…ja…ja zaraz…- nie zdążył dokończyć, gdy wytrysnął prosto w usta Uchihy.
Posiadacz sharingana szybko obrócił go na brzuch i uniósł jego pośladki, wchodząc bez przygotowania i ignorując obietnicę o delikatności, jaką złożył. Zaczął szybko, gwałtownie dopychać biodra, a blondyn krzyczał i wił się, wgryzając w poduszkę. Już po chwili pobrudził ją gęstą, białą smugą gorącej spermy.
Itachi wykonał jeszcze trzy szybkie pchnięcia i jego ciałem również wstrząsnął deszcz, a świat zawirował. Po chwili wszystko wróciło do normy, a oni leżeli ciasno objęci, wyrównując oddechy. Czerwonooki bawił się włosami chłopaka, który zgodnie z zasadą miał zostać na całą noc.
- Opłaca się być najlepszym. – mruknął z cichym śmiechem, głaszcząc blondyna po biodrze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz