poniedziałek, 24 grudnia 2012

Sex telefon 10


     – ŻE CO, KURWA?!
      Westchnąłem ciężko, przymykając lekko oczy. Wiedziałem, cholera, wiedziałem, że tak będzie! Gad mi nie popuści. Wziąłem głęboki oddech i spróbowałem się uspokoić, żeby zaraz po prostu faceta nie rozszarpać.
      Raz, dwa, trzy, cztery, pięć…
- Odchodzę. – powtórzyłem trzeci raz z rzędu, otwierając swoje turkusowe ślepka. Stanowcze spojrzenie wbiłem w jego gadzie, niemal żółte oczy, zmrużone w wyrazie autentycznej wściekłości.
- Słyszałem, kurwa! Ale jakim prawem?!
- Prawem obywatelskim. I prawem znalezienia nowej pracy. – odpowiedziałem twardo. Umowa z NaraMedica już została podpisana, kopia leży bezpiecznie u mnie na lodówce. Wypłata będzie w sumie nie najgorsza, nieco niższa niż to, co zarabiałem u Orochimaru, ale za to nie będę musiał się już szmacić. I nie dam się zastraszyć, zaszantażować, czy też co on tam sobie nowego wymyśli. Już nie wrócę do tego gówna, nigdy, przenigdy!
- „Nowej pracy”?! – wysyczał, aż blednąc z wściekłości, co wyglądało nader interesująco, ponieważ na codzień był trupio blady. Aż obnażył ostre, niemal gadzie zęby, zaciskając pięści. – Kto cię zatrudnił? Gdzie teraz dajesz dupy?
- W NaraMedica. – odparłem spokojnie, wruszając ramionami. Ten pokaz siły nie robił na mnie specjalnego wrażenia. Wiedział, że gdyby mnie teraz pobił, gorzej by to wyszło dla niego. 
     Poza tym, mój piękny, kochany, leniwy książe dał mi podsłuch. I nawet rano go zamontował na moim ubraniu. 
- Jeśli to wszystko, to już pójdę. – rzuciłem i skierowałem się do drzwi.
- Twój błąd. – syknął, podchodząc do mie i łapiąc za rękaw bluzki. – Myślisz, że można z tego tak łatwo wyjść? Jeśli raz zostaniesz dziwką, już nie przestaniesz.
- Owszem, będę dziwką. – powiedziałem lodowato, wyrywając rękę z uścisku i patrząc mu w oczy z miażdżącą nienawiścią. – Ale nie twoją, padalcu.
    Tylko Shikamaru, ha! Dla niego mogę zrobisz wszystko. Dam się nawet przypiąć do kaloryfera i pozwolę mu zgwałcić się kijem do bejsbola.
     Oro aż się zachłysnął z wrażenia. Odsunął się na kilka kroków, mierząc mnie wkurzonym wzrokiem.
- Będziesz miał problemy. – zagroził szeptem, teraz dla odmiany czerwieniejąc ze złości.
- A ty jeszcze większe. – odparłem swobodnie, zgodnie z prawą z resztą i otworzyłem drzwi. Pomachałem mu nawet ostentacyjnie, powstrzymując się siłą, by na odchodnym nie wypiąc w jego stronę tyłka i klepnąć się w pośladek. Bądź, co bądź, jestem jeszcze na jego terenie, a wokół kręci się mnóstwo drabów. 
     Dopiero na zewnątrz wyciągnąłem telefon i wybrałem szybko numer Shikamaru.
- Hmm? – odebrał. Przyzwyczaiłem się juz do tego, że czasami nie chciało mu się mówić, stosował wtedy indywidualny język, oparty na różnych pomrukach i monosylabach. 
- Już po wszystkim. Przyjedziesz po mnie?
- Czekam dwie przecznice dalej. – rzucił i rozłączył się.
    Fajnie. Które przecznce?! Tutaj jest ich trochę więcej. 
    Zanim dotarłem do auta, minęło dwadzieścia dobrych minut, a ja byłem mocno spocony. Przywitał mnie zblazowanym uśmieszkiem, otwierając auto.
- Hej. – mruknął i ziewnął szeroko. 
     Wgramoliłem się na miejsce pasażera i pocałowałem go delikatnie w policzek. 
- Dzięki. – szepnąłem cicho, oddychając głęboko i zapiąłem pas.
- Jak poszło?
     Ojej. Wykazał inicjatywę i nawet się zapytał! Że też mu się chciało ruszać szczęką.
- W porządku…
- Groził ci?
- Eee… – zawahałem się. – No, trochę. Ale nic mi nie zrobi. 
     Mina Shikamaru jednak nie była zbyt radosna. Westchnął cicho.
- Uważaj na siebie, dobrze? – poprosił tylko, nie patrząc na mnie. Trochę się przestraszyłem.
     Kurwa, o co chodzi?
- Chyba nie myślisz, że on mógłby coś mi zrobić? – zapytałem, marszcząc brwi.
- On raczej nie… ale wiem, że zadarł z mafią. Nie mam na razie pojęcia z jaką, ale to coś poważnego. Robił z nimi jakieś lewe interesy, ale ostatnio przestał wywiązywać się z umów. Mogą mieć do niego pewne „ale”, które mogą niekorzystnie odbić się na jego pracownikach… – mruknął niechętnie, krzywiąc się.
- Ale przecież ja już u niego nie pracuję!
- I właśnie to mnie cieszy. Jestem względnie spokojny.
     Obdarzył mnie lekkim uśmieszkiem, a moje serce zabiło szybciej. Kurczę, czy to możliwe, że znalazłem miłość swojego życia? 
     Moje rozmyślania przerwał dzwonek komórki. Shikamaru tylko cicho parsknął śmiechem, zerkając na mnie kątem oka, po czym znowu przeniósł wzrok na drogę. Prychnąłem pod nosem z oburzeniem, wyciągając telefon z kieszeni. Przecież „What’s up, people” jest ładne, o co mu chodzi? 
- Słucham? – rzuciłem do słuchawki, mając nadzieję, że Orochimaru nie zdobył jakoś mojego prywatnego numeru. Nie, nie podałem mu go. Kontaktował się ze mną tylko na komórkę służbową, która aktualnie pływa sobie gdzieś w kanałach, jako że wrzuciłem ją do studzienki kanalizacyjnej.
- Gaara, dlaczego nie odbierasz? – zapytał zaniepokojony Kankuro. Och. Wyciszyłem komórkę na czas spotkania z gadem i włączyłem dźwięk dopiero wtedy, gdy dzwoniłem do Shikamaru. Kanku zdążył zadzwonić jedenaście razy.
- Byłem zajęty. – powiedziałem poniekąd zgodnie z prawdą.
- Martwiłem się. Ostatnio coraz rzadziej się widujemy.
     Cholera, fakt. A ja nie chcę oziębić więzi z bratem, za żadną cenę.
- Przykro mi, tak wyszło.. – burknąłem. – No, miałem trochę na głowie. Ale zawsze się możemy spotkać, jak bedziesz miał czas, czy coś..
- Dzisiaj? Może wyskoczymy do kina?
     W sumie dobry pomysł. Może nawet wziąłbym Shikamaru ze sobą i go przedstawił bratu? Chociaż z drugiej strony, nie chcę robić nic za szybko, jeszcze się zniechęci i…
- Nie. – uciął Shika, który najwidoczniej wszystko słyszał.
     Spojrzałem na niego z idiotyczną wręcz miną.
- Co?
- Nie dzisiaj. Dzisiaj masz już plany na wieczór. – mruknął leniwie, puszczając mi oczko, a ja zarumieniłem się.
- Gaara…? Ktoś tam z tobą jest?
- A, tak, tak..ee..to znaczy nie! – zaprotestowałem, zanim ugryzłem się w język – No..znajomy. Słuchaj, dzisiaj nie dam rady. Jutro?
     Kankuro po drugiej stronie zachichotał cicho.
- Niech będzie. No to…miłej realizacji planów.
    Cholera. Twarz mi płonie. Wyobraźnia w sumie też, gdyż pracuje na wysokich obrotach. Nie mogę doczekać się wieczora.
                                                                    ~~~
    Shika zawiózł mnie, o dziwo, nie do mnie, tylko do swojego domu. Niby przyzwyczaiłem się do myśli, że jest bogaty, ale jego dom i tak zrobił na mnie wrażenie. Duży, przestronny, cholernie nowoczesny, urządzony ze smakiem i wręcz napakowany nowościami. A co jeszcze dziwniejsze, względnie czysty.
- Sam sprzątasz? – zaśmiałem się. Jakoś ciężko mi wyobrazić sobie Shikamaru, pucującego tyle metrów kwadratowych. 
- Nie. Mama zatrudniła mi sprzątaczkę.
- Mama?
- Mi się nie chciało.
    Spojrzał na mnie urażonym wzrokiem, kiedy dosłownie leżałem na oliwkowo zielonych kafelkach w kuchni, rżąc ze śmiechu. Po pewnym czasie uspokoiłem się, a on wyciągnął z lodówki piwo.
- Chcesz? – zapytał, machając mi przed nosem puszką.
    Hm. Piwem nie pogardzę. Wyciągnąłem dłoń, nadal nie wstając z podłogi i otworzyłem puszkę, po czym pociągnąłem długi łyk. Mmm…Shikamaru ma podgrzewaną podłogę, dlatego kafelki były przyjemnie cieplutkie. Bajer. Zawsze chciałem taką mieć. Lubię leżeć na podłodze, więc dla mnie byłby to luksus, połączony z rajem na ziemi, już nie mówiąc o tym, że zimą przyjemnie by się chodziło na boso.
- Wygodnie ci? – zapytał, siadając obok mnie.
- Mhm. – mruknąłem. Chyba udziela mi się ten jego jezyk mruczankowy. 
    Zachichotał pod nosem, odstawiając piwo i pochylając się nade mną.
- Wiesz, łóżko też mam wygodne…
    Uchyliłem oczy, które nie wiadomo kiedy zamknąłem i spojrzałem na niego figlarnie, przygryzając kusząco wargę. Teraz, kiedy nie muszę tego robić…zawodowo, mam znacznie większą ochotę. Ochotę na niego, rzecz jasna.
- Nie ma mowy. Nigdzie się nie ruszam. – odpowiedziałem. 
    Stropił się lekko, marszcząc brwi. Zaśmiałem się cichutko i uniosłem na rękach, całując lekko w usta. 
- No, na co czekasz?
- Co…?
- Weź mnie na podłodze. – wyszeptałem mu zmysłowo do ucha, przygryzając je delikatnie. Westchnął cicho i objął mnie w pasie, przyciągając do siebie bliżej. 
     Na ustach błąkał mu się zadowolony, aczkolwiek zblazowany uśmieszek.
- Jak sobie życzysz, księżniczko. – mruknął, całując mnie w skroń. Tam, gdzie miałem tatuaż. 
     Stary w sumie, mam go od czternastego roku życia. W międzyczasie odnawiałem, żeby czerwień była żywsza. Spytałem się matki, czy mogę zrobić sobie tatuaż, a ona (po pijaku, naturalnie) powiedziała, żebym go sobie zrobił najlepiej na czole…no to zrobiłem. A jako, że nie miałem miłości ani od niej, ani od nikogo innego, wytatuowałem sobie właśnie miłość.
      Shika koniuszkiem języka zaczął lizać moją dziarę, po czym przesunął usta w dół, na policzek. Ucałował go delikatnie i powędrował dalej, do moich ust, łącząc je w pełnym namiętności pocałunku.
      Nie kłamał, że w łóżku jest aktywny. Cóż…może i łóżka tu nie było, ale za to aktywność jak najbardziej. Niemal brutalnie wsunął mi język do ust, penetrując nim każdy zakamarek. Potarł nim o moje podniebienie, aż poczułem dreszcz na kręgosłupie i jęknąłem cicho. Boże, jak dobrze.
      Objął mnie mocniej, wpychając język niemal do gardła, przez co mój własny został zmuszony do wycofania się. Nagle chwycił go zębami i wciągnął do swoich ust, patrząc mi zadziornie w oczy, po czym zaczął go ssać, a ja zajęczałem i wygiąlem się w jego ramionach.
      Uwielbiam to. Uwielbiam takich zdecydowanych facetów, którzy wiedzą, czego chcą oraz czego ja chcę i dają mi to. Takich, którzy dobrze wiedzą, jak doprowadzić mnie na szczyt i dbają, by to nastąpiło w stosownym momencie. Uwielbiam czuć się przez nich zdobyty, zdominowany, jak własność…nie, jak ukochane zwierzątko, które mogą całymi dniami pieścić i głaskać. Lubię, kiedy przejmują inicjatywę, a ja biernie robię to, co chcą, wijąc się przy tym z rozkoszy.
      A Shikamaru, szanowni państwo, taki właśnie jest.
      Puścił w końcu mój język i odessał się od moich ust, przesuwając własne, wilgotne i gorące wargi na moją szczękę. Przeniósł pocałunki tuż za moje ucho, a ja jęknąłem cicho, przymykając oczy z przyjemności.
      Kiedy nic nie widzę, czuję wszystko jeszcze bardziej intensywnie. Między innymi właśnie dlatego lubię robić to ze związanymi oczami. Hmm…podpowiem mu to kiedyś.
      Dłoń Nary wsunęła się pod moją bluzkę i zaczęła delikatnie przesuwać po brzuchu. Napiąłem mięśnie, czując jego stanowczy, pewny, ale delikatny dotyk. Nie mam pojęcia, skąd wiedział, ale bezbłędnie trafiał w moje czułe punkty. Po krótkiej chwili jego dłoń złapała mój prawy sutek i lekko go ścisnęła, a ja zajęczałem głośniej. 
      Zanim zdążyłem się zorientować, już zdjął ze mnie bluzkę i rzucił ją gdzieś na stół. Położyłem się znowu na plecach, czując, jak zielone kafelki przyjemnie grzeją.
      Seks na podgrzewanej podłodze? Ach, zielono mi…
- Jesteś śliczny… – wyszeptał ochrypłym z podniecenia głosem, a ja uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Owszem, jestem śliczny. Specjalnie dla niego. 
      Nie odpowiedziałem nic, tylko wygiąłem się lekko, by moje ciało wyglądało jeszcze bardziej pociągająco. Skoro jestem taki śliczny, to sobie mnie weź. To wszystko jest twoje. 
      Dłońmi zaczął błądzić po moich bokach, a ustami zajął się moim sutkiem. Oba stały już na baczność, zaróżowione i tylko czekające, aż zacznie się nimi bawić. Długowłosy najpierw skubnął jednego z nich zębami, po czym dokładnie obrysował językiem, aż w końcu wziął między wargi i zaczął ssać. Jedną dłoń uniósł do swojej głowy i szybko zsunął gumkę, zbierającą gęste, ciemne włosy w niedbały kucyk.
     Rozsypały się wokół jego twarzy i zaczęły mnie przyjemnie łaskotać po torsie. Ahhh… Cholera, ty cwaniaku.
     Spojrzałem na niego przymglonym z podniecenia wzrokiem, zdając sobie przy tym sprawę, że jestem już trochę twardy. I muszę przyznać, Shika z rozpuszczonymi włosami i tymi błyszczącymi ekscytacją oczami wygląda cholernie, niesamowicie, wręcz bajecznie seksownie. 
- Co my tu mamy… – zamruczał, głaszcząc mnie dłonią po podbrzuszu. Westchnąłem cicho.
- Zobacz… – ponagliłem go, uśmiechając się diabelsko.
     Pochylił się i językiem rozpiął moje spodnie, po czym zsunął je w dół…ale bokserki zostawił, sadysta jeden. Znowu zaczął głaskać moją twardniejącą męskość przez bieliznę, zsuwając ze mnie spodnie do końca. Chwyciłem je ręką i z tylniej kieszeni wyciągnąłem małą paczuszkę z prezerwatywą.
     Ot, taki nawyk. Od piętnastego roku życia noszę zawsze minimum dwie przy sobie.
     Położyłem ją obok, a tymczasem Shika schylił się niżej i zaczął muskać nosem mojego penisa, nadal uwięzionego w majtkach. Uch. Koniec tego dobrego, kochaniutki. Mistrz wkracza na arenę.
     Nagle popchnąłem go tak, że teraz to on wylądował na plecach i błyskawicznie usiadłem na jego biodrach, zauważając, że jemu też już stoi. A jakże, nie dziwię się. Uśmiechnąłem się iście szatańsko i zacząłem rozpinać jego koszulę.
- Chyba nie myślałeś, że będę leżał jak trup, co? – zagadnąłem, a w jego oczach błysnęło rozbawienie i podniecenie.
- W sumie tak mi chyba bardziej pasuje…- mruknął z uśmiechem. 
- Tak, tak, wiem, że jesteś leniwy… – mruknąłem, lekko drapiąc go po nagim torsie. Tylko uśmiechnął się szerzej i położył dłonie na moich biodrach, obserwując. Z uśmiechem zacząłem powtarzać jego czynności, bawić się sutkami i lizać koniuszkiem języka po brzuchu, a on stopniowo oddychał coraz szybciej. 
     Wierzcie mi, nie ma nic lepszego niż satysfakcja, którą czuję, kiedy widzę, że facetowi ze mną dobrze.
     No, nie odnosi się to, rzecz jasna, do klientów…
     Sprawnymi, zręcznymi ruchami rozpiąłem jego rozporek i zsunąłem mu spodnie w dół, też celowo zostawiając bieliznę na miejscu. A niech ma za swoje. Zdjąłem je do końca i zacząłem pieszczoty od jego lewej łydki, a Nara patrzył na mnie, zaskoczony.
     Najpierw delikatnie ugryzłem go tuż nad piętą, a potem przesunąłem językiem aż do kolana, unosząc jednocześnie jego nogę i kładąc sobie na ramię. Wyczulem, jak zadrżał i tylko uśmiechnąłem się szerzej, znowu podgryzając.
- Jak ty to…?
- Zamknij się. – przerwałem mu stanowczo. Językiem i opuszkami palców zacząłem pieścić jego uda, z satysfakcją wyczuwając ich drżenie, aż w końcu dotarłem do jego bokserek. Były już lekko wilgotne, a na środku była spora wypukłość.
      Chwyciłem gumkę w zęby i pociągnąłem w dół, pozbawiając go bielizny. Moim oczom ukazał się…całkiem, całkiiem słusznych rozmiarów penis, otoczony kępką poskręcanych, ciemnych włosów. 
      A tak na serio, to był całkiem duży. A tak całkiem serio, był bardzo duży. Nie, żeby rozmiar miał znaczenie….Przeszkadzały mi jedynie włosy. Nie przepadam za nimi, ale poradzę sobie, w końcu mało który facet się goli. Chociaż ja, na przykład, regularnie się depiluję. 
      Uśmiechnąłem się do niego szeroko, puszczając mu oczko.
- No i co my tu mamy…? – przedrzeźniłem go, chuchając gorącym oddechem na czubek jego męskości. Jęknął i lekko się wygiął, patrząc w sufit. – O, nie, nie, skarbie, patrz na mnie!
      Sięgnąłem ręką po prezerwatywę, któa leżała teraz niedaleko nas, pod stołem, ale rozmyśliłem się. Najpierw chcę poczuć jego smak. Nie wygląda mi na takiego, który by spał z kim popadnie bez zabezpieczenia i miał jakiegoś syfa. Z resztą, ja też spałem z kim popadnie i nie mam. Regularnie robię badania.
      Zamrugałem niewinnie swoimi długimi, wytuszowanymi rzęsami i przesunąłem koniuszkiem języka od nasady, aż po samą główkę, którą possałem przez chwilę. Shikamaru westchnął głośno i wplótł palce w moje włosy, a ja spojrzałem na niego ostro.
      Jak ja tego nie lubię! Wara od moich włosów. Po pierwsze – powyrywa mi połowę i wygniecie tak, że potem będę wyglądał, jakbym miał kurę na głowie. A po drugie, sam wiem, co mam robić, nie musi mi pomagać. 
      Chyba zrozumiał moje obiekcje, bo szybko cofnął dłoń i zacisnął ją na swoich spodniach. No, brawo. Grzeczny chłopiec.
      Spojrzałem mu prosto w oczy i uniosłem się nieco na rękach, biorąc jego męskość do ust, po czym powoli, milimetr po milimetrze, zacząłem ją wsuwać głębiej. I tak aż do końca. Jęknął i wytrzeszczył oczy, najwidoczniej pod wrażeniem mojego talentu.
       Nazwijmy to praktyką zawodową. W każdym wypadku, umiem takie rzeczy, chociaż z jego penisem i tak były małe problemy, z racji rozmiaru. Zamkąłem oczy i poruszyłem głową do góry i do dołu, starając się jednocześnie nie zahaczyć zębami, a to było jeszcze trudniejsze. 
      Po chwili jednak przyzwyczaiłem się zupełnie i pieściłem go ustami, a on zagryzał swoje wargi do krwi, by nie jęczec zbyt głośno. Nie do końca mu się to udawało. Ssałem go z prawdziwą pasją, smakując coraz więcej i więcej… Jego smak był jakiś taki inny. Lepszy.
      Zanim zdążył dojść, uniosłem się z powrotem do góry i usiadłem na nim, po czym znowu się trochę uniosłem i zsunąłem z siebie bokserki. Shika oblizał się, patrząc na mnie wygłodniałym wzrokiem.
      Uśmiechnąłem się i usiadłem na jego klatce piersiowej, a on przesunął się odrobinę w dół i wziął mojego penisa do ust. Leniwie najpierw ssał czubek, ale potem nieoczekiwanie wsuwał sobie całkiem sporo do ust i zaciskał wargi. Och… Nie wytrzymam. On jest idealny.
- J…już. – wyjęczałem, czując, że mi samemu wiele nie potrzeba, żeby dojść. Drżącą dłonią chwyciłem prezerwatywę i rozerwałem ją nerwowo, po czym nasunąłem na jego penisa i przypomniałem sobie o mojej wrodzonej głupocie, odziedziczonej po matce.
     Gumka nie była nawilżona.
- Masz coś do…? – zapytalem, a on tylko zachichotał.
- Jak bardzo potrzebujesz, to w szafce obok lodówki jest olej.
     No, sytuacja opanowana. Znalazłem szybko olej i odkręciłem butelkę, po czym po chwili namysłu po prostu wylałem trochę na jego tors i zacząłem rozsmarowywać. Kiedy był już właściwie prawie cały tłusty, wylałem olej na siebie, a on zaczął piescić mnie dłońmi, rozprowadzając ciecz po moim ciele. W pewnym momencie wsunął dwa palce we mnie, a ja syknąłem cicho.
- Powoli…. – mruknąłem, kładąc się na jego torsie i szeroko rozsuwając zgięte nogi, dając mu jak najlepszy dostęp. Wsunął we mnie jeden palec i zaczął nim delikatnie poruszać, a ja jęknąłem. Gdy nie wyczuwał już zbytniego oporu, wsunął drugi i trzeci, a potem nawet czwarty, a ja chwyciłem go za nadgarstek.
- Wejdź we mnie… – poprosiłem w przeciągłym, niemal błagalnym jękiem, ocierając się o niego. Olej tylko zwiększał wrażenia, sprawiając, że się ślizgaliśmy po ciepłej podłodze. 
      Z leniwym uśmiechem nakierował swojego penisa i pchnął, a ja krzyknąłem głośno. Z przyjemności, rzecz jasna. Niemal od razu zaczął szybko dopychać biodra, wchodząc naprawdę głęboko, a ja tylko na nim leżałem, nie mogąc zebrać myśli. Czułem go dosłownie każdą komórką ciała i nie mogłem nic zrobić, sparaliżowany rozkoszą.
      Czyli jednak z jeźdźca nici.
      Obrócił mnie nagle na plecy, kładąc sobie moje nogi na ramiona i wchodząc jeszcze głębiej, a ja już bez skrępowania darłem się na całe gardło, zaciskając ręce na jego ramionach. To było cudowne. Genialne. Idealne po prostu. Tak perwersyjnie przyjemne, że nie mogłem się wręcz powstrzymać i sam szybko poruszałem biodrami, dostosowując się do jego rytmu.
      W pewnym momencie zaczął trafiać w moją prostatę, a ja kompletnie straciłem jakiekolwiek panowanie nad sytuacją. Świadomość poniekąd także. Dopiero kiedy doszedłem i opadłem pod nim na przyjemnie rozgrzaną podłogę, zacząłem wolno kojarzyć fakty.
- Kocham cię. – wyrwało mi się, ale niewiele myślałem nad tym, co w ogóle mówię. Wyszło jakoś samo z siebie. Potem się będę martwić. Teraz po prostu przytuliłem się do niego ufnie, zamykając oczy, a kuchnia pachniała olejem i dobrym seksem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz