piątek, 21 grudnia 2012

Chemia 4


    Weszli, a raczej wczołgali się jako ostatni do klasy i usiedli na swoich miejscach przy oknie, na końcu. Sakura usiadła tuż przed nimi i wyciągnęła z torebki lakier do paznokci, po czym ze skupieniem i pełną starannością zaczęła nakładać różową substancję na swoje tipsy. 
      Kiba zmarszczył nos. Miał bardzo czuły węch.
- Zakręć to, kobieto. – prychnął, otwierając okno. Dziewczyna obrzuciła go tylko lekceważącym spojrzeniem i powróciła do malowania szponów.
- Spierdalaj, pedale. – udzieliła elokwentnej riposty, wykrzywiając pogardliwie wargi. 
- Od kiedy nie lubisz pedałów? – zapytał słodkim głosem Inuzuka, trzepocząc rzęsami. – Przecież wasz ukochany Sasuke-sensei…przepraszam, Sasuke-SAMA też jest pedałem. 
      Dziewczyna zbladła ze złości i zacisnęła pięść, gotowa udzielić morderczego ciosu, ale z przodu klasy dobiegł ich chichot siwowłosego wychowawcy.
- Tak, tak, Kibusiu, wszyscy tutaj są pedałami, z panią dyrektor na czele. – mruknął z szerokim wyszczerzem, a cała klasa ryknęła śmiechem. – A teraz już przestańcie się kłócić i otwórzcie podręczniki…
- NIEE! – zawyły chóralne głosy, a nauczyciel zrobił stropioną minę.
- Se…sensei, jest koniec roku… Prosimy o lekcję wolną. – odezwała się nieśmiało Hinata, wstając. 
      Jiraiya zamyślił się teatralnie, drapiąc po głowie.
- No nie wiem, nie wiem, dziewczęta… – odparł, puszczając oczko w stronę panny Hyuuga. Ta zarumieniła się, spuszczając głowę, ale szybko podeszła do biurka nauczyciela i pocałowała go w policzek, po czym wróciła na swoje miejsce, czerwona jak piwonia.
- To już podpada pod molestowanie, czy jeszcze nie? – szepnął Kiba na ucho swojemu chłopakowi, chichocząc.
- Nie. Bardziej pod szantaż. – odparł również szeptem Naruto. 
      Jir odchylił się do tyłu, na oparcie fotela i chwycił dziennik, otwierając go gdzieś w środku i udając, że z pasją odczytuje oceny swoich podopiecznych. Każdy wiedział, że w rzeczywistości ma tam jakiegoś świerszczyka, o czym dobitnie informowała uradowana mina nauczyciela.
      Siwowłosy gestem przywołał do siebie Ten Ten i wręczył jej stos papierów z poleceniem, by rozdała je każdemu. Dziewczyna skrzywiła się tylko nieznacznie i zaczęła rozkładać na każdej ławce kartki, z charakterystycznym dla siebie impetem. Mierzyła przy tym każdego przedstawiciela płci brzydszej wzrokiem tak lodowatym, że niejeden zadrżał. 
- To jest UFO, a nie kobieta. – szepnął Kiba, przysuwając się do swojego chłopaka.
- Owszem. Jeszcze jedna taka odzywka, Inuzuka i wylądujesz ze mną na orbicie. – prychnęła Ten Ten, poprawiając na nadgarstku rzemyk. Lubiła zawieszać na siebie tony takiego brzęczącego badziewia, by siać postrach i pogrom wśród uczniów (a czasem i nauczycieli). Jiraiya uniósł brwi na widok nabitej ćwiekami obroży, którą dziewczyna nosiła na szyi, ale nic nie powiedział. Sprzątaczki też już dawno przestały z nią walczyć o noszenie glanów. 
- To są informacje o tej wycieczce, o której już pewnie się dowiedzieliście począ pantoflową. – powiedział mężczyzna, odrywając wzrok od tego ładnego, aczkolwiek niepokornego okazu problemów wychowawczych. – Zapoznajcie się z treścią i o szczegóły pytajcie panią Shizune, bo ja nie mam zielonego pojęcia. Kto jedzie, na piątek zgoda od rodziców i kasa, wszystko jasne?
      Klasa potwierdziła entuzjastycznym pomrukiem.
- Będzie fajnie. – powiedział Kiba, przeglądając otrzymany plik kartek.
- Taaak, o ile zdam. – mruknął Naruto, ale uśmiechnął się. – I o ile mnie puszczą. 
       Inuzuka wywrócił oczami.
- Och, daj spokój. Pogadamy z Twoimi rodzicami, pozwolą ci!
- Oby. 
       Jiraiya znowu zagłębił się w lekturę swojego zboczonego pisemka, dając im tym samym do zrozumienia, że mogą robić, co tylko im się podoba, poza wysadzaniem szkoły w powietrze i dewastacją mienia prywatnego. Wszyscy zajęli się czymś, lub jak w przypadku Shikamaru po prostu niczym, czekając na dzwonek.
       Ten zawył z charakterystyczną dla siebie intensywnością, a umęczeni obowiązkiem edukacji uczniowie wstali i smętnie skierowali się do drzwi. Ostatni jak zwykle wyszedł Nara, bo jemu nigdy i nigdzie się nie spieszyło.
- Do jutra, Shika! -  zawołał za nim Naruto, szczerząc się jak wariat i machając łapą. Długowłosy tylko obejrzał się przez ramię i rzucił mu znudzone spojrzenie, po czym ruszył korytarzem z entuzjazmem, przywodzącym na myśl pogrążonego w depresji leniwca.
        Nagle stał się cud. Klasowy geniusz i zarazem największy leń, jakiego to liceum miało zaszczyt przyjąć w swoje progi, odwrócił się i wykrzywił wargi w uśmiechu. 
- Do jutra, Naruto. – odpowiedział całkiem przyjaźnie i kontynuował wędrówkę ku wolności. 
        Wszyscy stali dobre kilka sekund, zamurowani tym niespotykanym zjawiskiem, jakim był Shikamaru Nara, odpowiadający na pożegnanie. 
- Kiba, zamknij usta, bo tu muchy latają. – upomniał psiarza Uzumaki, chichocząc.
- A…ale…ale jak to? – wydusił Inuzuka, zarzucając sobie na ramię torbę blondynka. Niemal zawsze nosił jego rzeczy, nawet wtedy, gdy złamał sobie rękę w dwóch miejscach. Naruto wściekał się i protestował, ale szatyn uparł się. Twierdził, że Naru jest zbyt słodki i delikatny, żeby dźwigać takie ciężary, jak szkolna torba. 
- Co „jak to”?
- To ty nie widziałeś?! On ci ODPOWIEDZIAŁ!
- No i co w tym dziwnego?
        Inuzuka aż przystanął, wpatrując się w swojego partnera, jakby był kosmitą, który przypadkowo wylądował w jego ogródku, miażdżąc przy tym ukochanego krasnala.
- Coś ty mu zrobił? – zapytał ze zdumieniem. 
       Naruto zamrugał szybko, wytrącony z równowagi.
- O co ci chodzi? Nic mu nie zrobiłem… – mruknął, szurając butami. – Może choć raz postanowił być po prostu uprzejmy?
       Kiba uniósł brwi, niezadowolony z takiej odpowiedzi, ale nie naciskał. Wolałby, gdyby jego ukochany odparł coś w stylu „Zamknąłem go w piwnicy, trzymałem 96 godzin bez możliwości skorzystania z toalety, zrobiłem mu pranie mózgu i kazałem malować paznokcie na tęczowo, śpiewając przy tym piosenki Brit”. 
       Uzumaki uśmiechnął się nagle zadziornie i objął go znienacka w pasie, przysuwając do niego bardzo, bardzo blisko. Tak blisko, że wielbiciel psów poczuł, jak jego ogonek powoli zaczyna reagować na każdy, nawet najmniejszy dotyk blondyna.
- Jesteś zazdrosny? – wymruczał mu do ucha błękitnooki, robiąc najsłodszą minkę, jaką tylko potrafił. Jego seme już otwierał usta, by udzielić jakiejś odpowiedzi, ale ubiegł go Sasuke, który jak zwykle wyskoczył zza rogu, niczym diabeł z pudełka.
- Ślinienie się na terenie szkoły jest zabronione. – stwierdził suchym tonem. – Chcecie kolejną naganę?
- Sensei, my się nie ślinimy… – zaprotestował nieśmiało Naru, odskakując od Kiby z wielkimi rumieńcami na twarzy. Nagle w blasku olśnienia poczuł, że najchętniej zapadłby się po prostu pod ziemię i nie wychodził stamtąd do Dnia Sądnego. 
- Tak, a ja jestem ślepy od urodzenia. – prychnął Uchiha. – Zjeżdżajcie stąd, ale już. 
        Inuzuka chwycił chłopaka za rękę i wykonał polecenie nawet szybciej, niż nauczyciel oczekiwał. Każdy z uczniów zrobiłby dosłownie wszystko, byle tylko nie narażać się długo na gniew chemika. Nieoficjalnie wiadomo było, że zna on perfekcyjnie kilka sztuk walki i bywa nieobliczalny. 
        Wybiegli razem na zewnątrz, gdzie Uzumaki zatrzymał się i szybko pocałował szatyna w policzek.
- To do jutra. – rzucił z uśmiechem. – Zadzwonię wieczorem, dobrze?
- Okey..
        Zanim Kiba zdążył dodać coś jeszcze, blondwłosa torpeda już pędziła przed siebie, roztrącając na boki przerażonych uczniów i błyskając jaskrawopomarańczową bluzą. Z niewiadomych przyczyn uwielbiał ten kolor, zwłaszcza w połączeniu z intensywnym błękitem. Psiarz uważał, że taka kombinacja jest po prostu koszmarna, ale na jego słodkim skarbie wyglądała idealnie. Nic nie mógł poradzić na to, że jego druga połówka lubiła wyglądać jak znak drogowy, dodatkowo ulepszany przez szalonego entuzjastę kolorów odblaskowych. 
        Blondyn tymczasem w ostatniej chwili wpadł do autobusu, ciężko dysząc i opadł na wolne miejsce. Zaraz też ustąpił miejsca starszej pani, która powstrzymała kąśliwą uwagę na temat jego ubioru i pochwaliła go za „bycie kulturalnym i dobrze wychowanym, młodym człowiekiem”. Naruto w zamian obdarzył ją swoim firmowym uśmiechem, sięgającym aż za zęby trzonowe, a babci natychmiast udzieliła się refleksja pod tytułem „Chcę mieć takiego wnuczka”. Z pewnością zmieniłaby zdanie, gdyby wiedziała o orientacji blondwłosego, uśmiechniętego stworzenia, rozdającego pozytywną aurę na prawo i lewo. 
        Chłopak wysiadł na swoim przystanku i ruszył spacerkiem w stronę domu. Prawdę mówiąc, mieszkał rzut beretem od szkoły, ale drogę powrotną zawsze wolał pokonywać środkiem lokomocji, takim jak autobus lub metro. Po prostu, takie przyzwyczajenie. Mógł wtedy obserwować ludzi i ich zachowanie, rozmyślać nad tym, co można zrobić, by żyło im się lepiej. Kiba uważał, że to idiotyzm, ale dla niego było to ważne. W przyszłości chciałby zostać prezydentem, by dokonywać rozsądnych, mądrych decyzji, mających na celu uszczęśliwianie ludzi.
         Faktem jednak było, że nikt z jedynką z chemii nie może być prezydentem, tak więc można powiedzieć, że Uchiha-sensei zniszczył jego plany na przyszłość. Cóż, trudno… tak bywa. 
        Naruto westchnął i wyciągnął klucz, po czym włożył go do zamka. Drzwi jednak były otwarte.
- Mamo? – zawołał. – Tato? Wróciłem…
- Cześć, synek! – przywitał go Minato, machając mu z kuchni ścierką. – W samą porę, właśnie nakładam obiad.
        Chłopak zrzucił w przedpokoju buty, położył na podłodze torbę i podreptał do kuchni.
- Co ty tu robisz? – zapytał, gdy jego ojciec, ideał i wzór do naśladowania położył mu przed nosem miskę, pełną ukochanego ramen. – Przecież miałeś pracować dzisiaj do późna.
- Miałem, ale nie pracowałem. Przełożyli spotkanie. – oznajmił radośnie pan Namikaze, siadając naprzeciwko syna. – Nie cieszysz się?
- Nie no, jasne że się cieszę! – odparł z szerokim uśmiechem i zaczął pałaszować swoją zupkę. 
        Minato uśmiechnął się lekko i sam zaczął powoli jeść swoje ramen, patrząc uważnie na latorośl. Jego błękitne oczy sprawiały wrażenie, jakby przewiercały go na wylot.Chłopakowi aż zrobiło się nieswojo.
- Wydaje mi się, czy coś przede mną ukrywasz?
        Naru aż zakrztusił się, patrząc na ojca z konsternacją.
- Ja… – zawahał się. – Tato, ta Żyleta dzisiaj postawiła mi kilka pał i chce dać jedynkę na koniec! – wybuchnął w końcu, waląc pięścią w stół.
- Postawiła ci kilka pał, mówisz… – powtórzył mężczyzna z zadziornym błyskiem w oczach, a jego młodsza kopia spłonęła szkarłatnym rumieńcem.
- No wiesz… – burknął Uzumaki, czerwieniąc się jak piwonia. Jego rodzice dobrze wiedzieli o orientacji syna i nie mieli nic przeciwko, ale Minato czasami nie mógł powstrzymać złośliwych uwag. 
       Ojciec zaśmiał się i włożył swoją pustą miskę do zmywarki, po czym poczochrał go po włosach.
- Nie bój żaby. Przecież cały czas się uczysz, prawda? Sasuke-sensei nie może tego nie docenić. To nie twoja wina, że przedmioty ścisłe nie wchodzą ci do głowy, porozmawiaj z nim. Zawsze przecież masz konsultacje, prawda?
- Prawda. – mruknął Naru, kiwając głową. 
- To zmiataj odrabiać lekcje. 
       Chłopak westchnął, zabrał  w przedpokoju swoją torbę i powlókł się na górę, dziękując Opatrzności za tak cudownego ojca. Z matką będzie już gorzej. 

1 komentarz:

  1. O LOL To mi przypomniało moja walkę z woźnymi odnośnie glanów, przez pół roku mnie namawiały aby przestać je nosić XDDD hehe i tak je noszę >8D.
    Co do opowiadania to jest prześwietne, wczoraj w nocy je znalazłam, i ci powiem że nie spodziewałam się że znajdę coś tak dobrego, oczekiwałam że znowu trafie na jakieś kiepskie opo i się zniechęcę do dalszego czytania XD. Miłe zaskoczenie >//7//<)/ <333

    R.

    OdpowiedzUsuń