niedziela, 30 grudnia 2012

Chemia 14


 Całe towarzystwo w ośrodku rozeszło się do swoich kwater, oddając tak przyjemnym zajęciom, jak gra we flirta, butelkę, karty, a dla ambitnych szachy. No…prawie całe. Dwie istoty zajmowały się innymi, również niezwykle ciekawymi czynnościami, takimi jak dreptanie od ściany do ściany, lub przesiadywanie na nieco rozklekotanej ławce w ogrodzie, na tyłach ośrodka.
   Jedną z nich był Kakashi, szczerze zaniepokojony faktem, że cztery osły z drugiej klasy zgubiły się już w pierwszym dniu wycieczki.
- Asuma? – rzucił do telefonu, stając przy oknie.
    Jako, że jego pokój znajdował się w tylnej części budynku, miał stąd doskonały widok na COŚ, przypominającego ogród z nieco podstarzałym stołem do gry w ping ponga, starannie przystrzyżoną trawą i kilkoma krzewami róż, które właścicielka najwidoczniej bardzo lubiła i sama hodowała. 
    Och, oraz kilka ławeczek, przy czym jedna z nich była okupowana przez rude indywiduum z trzeciej klasy. Piekielnie inteligentne, piekielnie zdolne i cholernie trudne do rozgryzienia. Pain siedział nieco zgarbiony, ponuro wpatrując się w swoje zdarte trampki.
    Na czubkach miał narysowane czarnym markerem jakieś zawijasy. 
- Taa? 
- Znaleźliście już ich?
    Sarutobi wydał z siebie zirytowane prychnięcie.
- Nie. Dzwoniłeś przecież siedem minut temu!
- Tak, ale…
- ….ale nie jestem Batmanem i nie znajdę ci czterech chłopaków w ciągu siedmiu minut. – parsknął brunet. Chyba biegł, bo słychać było, że jest trochę zasapany. – Siedź lepiej na dupie i pilnuj dzieciaków. Jak ich znajdziemy, to się odezwę.
- Dobra. – mruknął mężczyzna i rozłączył się, bynajmniej nie pocieszony tym faktem, że nadal nie udało się czwórki znaleźć.
     Cholerny Inuzuka. To był na pewno jego pomysł! Mogli chociaż wziąć Narę, on przynajmniej potrafi czytać mapę. Szarowłosy był przekonany, że pewnie chłopcy gdzieś spili się w parku i właśnie śpią w najlepsze pod ławką. I miał stuprocentową pewność, że jeśli w rzeczywistości tak było, po prostu wyrwie nogi z dupy Kibie. 
    Zadzwonił jeszcze do Jiraiyi i Anko, ale rozmowy przebiegały podobnie, jak ta poprzednia. Z drobnymi różnicami, rzecz jasna. Mitarashi kazała mu wsadzić sobie palec w dupę i czekać, a Jiraiya uprzejmie poradził, żeby zajął się „znacznie przyjemniejszymi atrakcjami, które ma pod nosem”.
    Kakashi uśmiechnął się. Stary zbok.
    Zadzwonił do Uchihy, ale Sasuke nie odebrał w ogóle. Westchnął i rzucił telefon na łóżko, marząc tylko o tym, by cholerna Fantastyczna Czwórka się znalazła. A zwłaszcza Uzumaki. Miał już nieprzyjemność rozmawiać, a raczej „żywo wymieniać poglądy” z panią Kushiną i był pewny, że kobieta by go zwyczajnie zadusiła za zgubienie jej synka.
    Ponure rozmyślania przerwało mu ciche, ale stanowcze pukanie do drzwi. Uśmiechnął się szerzej. Wiedział, kogo przygnało. Nie musiał nawet patrzeć przez okno na ten marny ogródek, by przekonać się, że Paina tam nie ma.
- Proszę. – powiedział. Drzwi, zgodnie z jego przypuszczeniami, uchyliły się, ukazując rudowłosego trzecioklasistę.
- Można, Hatake-sensei? – zapytał cicho. 
    Szarowłosy westchnął, kiwając głową i siadając na łóżku. Chyba nigdy nie oduczy go tego idiotycznego „Hatake-sensei”. Za każdym razem, kiedy chłopak tak mówił, czuł ze zdwojoną siłą, jak duża jest między nimi różnica wiekowa.
- Jasne, chodź. – rzucił z miłym uśmiechem, klepiąc miejsce obok siebie. – Prosiłem, żebyś mówił mi per „sensei” tylko na lekcjach.
    Tak, dla zachowania pozorów, że między nimi są normalne, zdrowe relacje uczeń-nauczyciel. A prawda była zupełnie inna i niewiele osób o niej wiedziało. Szczerze mówiąc, tylko dwie. Jiraiya, któremu czasami Kakashi się zwierzał, ale mężczyzna obiecał, że nie piśnie nikomu ani słówka.
    No i Tsunade, która miała ochotę rozszarpać go na strzępy, gdy przez przypadek przyłapała ich rok temu w szkolnej toalecie dla nauczycieli, ale jej przeszło. I ostrzegła tylko, że nie powiadomi o tym stosownych władz pod warunkiem, że nie zrobi chłopakowi krzywdy. 
    Kakashi nie wiedział, że zaraz po tym incydencie Nagato wybrał się do niej z kwiatkiem i wyjaśnieniami, że to nie jest molestowanie seksualne, a jego własna, świadoma decyzja. I jego prywatne życie.
   Jak to ktoś kiedyś mawiał, „Moja dupa, moja sprawa”.
   Każdemu normalnemu dorosłemu powinno wydać się to chore, złe, brudne i wręcz karalne… i w pewnym sensie, tak było. Pain był jego uczniem, w dodatku niepełnoletnim. Jednak okazało się, że blondynka to babka z w miarę zdrowym poglądem na rzeczywistość i może zrozumieć oraz zaakceptować kilka prostych rzeczy. Na początku wściekła się, gdy chłopak powiedział jej, że te „nietypowe stosunki” trwają od drugiego semestru pierwszej klasy.
   I musieli się ukrywać, co z resztą nienajgorzej im wychodziło. Dopiero potem, przez nieuwagę, nie zamknęli drzwi w łazience i… No, wiadomo. 
   Ale teraz było już inaczej. Pain zdał testy końcowe z wybitnym wynikiem i dostał się na uniwersytet tokijski. Niedługo kończy szkołę i naukę pod okiem Kakashi’ego. Z resztą, niedługo kończy osiemnastkę i nic nie można będzie im zarzucić. A sam fakt, że są ze sobą ponad dwa lata, dobrze świadczy. 
- Przepraszam. – mruknął Nagato, zamykając dokładnie drzwi i siadając tuż obok niego. 
    Kakashi uśmiechnął się lekko i objął go ramieniem, całując jednocześnie w skroń. Czy był zwyrodnialcem i zboczeńcem dlatego, że sypiał z dużo młodszym od siebie chłopakiem, swoim uczniem? Być może. Jednak na seksie się nie kończyło, bo naprawdę łączyła ich bardzo silna więź. Wiedział to, mimo, że rudy czasami miewał trudności z okazywaniem uczuć.
    Rozumiał to. Na pewno było mu ciężko wychowywać się w sierocińcu, bez rodziców. Dlatego też tak za nim biegał. Chciał, żeby chłopak miał przyjaciela, kogoś, na kim będzie mógł polegać.
    Kto mógł przypuszczać, że wpadnie w to po uszy? Jego celem było zdobycie zaufania i sympatii Nagato, ale wyszło, jak wyszło. Nie żałował niczego.
- Nie przepraszaj. – mruknął, przyciągając go bliżej do siebie. – Stało się coś?
    Nagato przytulił się do niego po chwili wahania i pokręcił głową.
- Nie. Po prostu…nie miałem jeszcze okazji, żeby ci podziękować. Za ten wyjazd. – powiedział cicho, nie patrząc mu w oczy. 
    Kakashi westchnął. Dla niego to, że fundował mu różne rzeczy, było zupełnie naturalne. Chciał dla niego jak najlepiej. W pierwszej fazie ich „bliższej znajomości” chciał go zaadoptować, ale chłopak skutecznie wybił mu ten pomysł z głowy. Przecież niedługo będzie pełnoletni i będzie mógł opuścić sierociniec. Gdyby mężczyzna go zaadoptował, wynikłyby z tego tylko problemy. A po wakacjach pójdzie na studia i będzie mógł zamieszkać razem z nim.
     Już to zaplanowali. 
- Aa , to. – mruknął szarowłosy, kładąc się na plecach. Łóżko, mimo swojego niezbyt zachwycającego wyglądu, było całkiem wygodne. I wąskie, więc musieli się mocno przytulić, by żaden z nich nie spadł. – Nie musisz. Nie wytrzymałbym tu dwa tygodnie bez ciebie.
- To dlaczego cały czas mnie unikałeś?
    Hatake zmarszczył brwi.
- Dlaczego tak myślisz?
- Nie „myślę”. Wiem.    
    Mężczyzna westchnął, rozbawiony. No tak. Genialny Nagato i jego porażające IQ, które w zestawieniu ze stopniami budziło spory podziw u wielu dorosłych. Nikt przecież nie spodziewał się, że zwykły, przeważnie smutny i skrzywiony pod kątem jakiejś dziwnej subkultury chłopak zostanie jednym z najlepszych uczniów w Japonii.
    A on był cały czas z niego dumny, zupełnie tak, jakby rudzielec był jego synem, nie kochankiem. Błękitnooki widział to, doceniał i starał się jak najbardziej. Dla niego. I było pięknie. Kogo obchodziło, że Pain jeszcze nie ma dowodu, a Kakashi ma trzydziestkę na karku?
    Nikogo, za wyjątkiem policji i prokuratury. A ci akurat wiedzieć o tym nie muszą.
- Przepraszam, ale nie uważasz, że gdybym się do ciebie kleił przy wszystkich, byłoby to cokolwiek dziwne? – mruknął.
- Nikt ci nie kazał się do mnie kleić, sense…Kakashi. – poprawił się szybko, wpatrując w guziki na jego koszuli. – Ale nawet słowem się do mnie nie odezwałeś.
    Kakashi’emu zrobiło się głupio. Głównie dlatego, że chłopak miał rację.
- Wybacz. – szepnął, przytulając go. – To dlatego wierciłeś mi wzrokiem dziurę w plecach?
- Między innymi. – przyznał po chwili Nagato, lekko się rumieniąc. 
    Hatake nie mógł się powstrzymać i złapał go za brodę, jednocześnie przesuwając się w dół, tak, by twarz Paina była tuż przed nim. Wysunął ostrożnie język i polizał jego dolną wargę, czekając, aż chłopak pozwoli mu wślizgnąć się do środka i pieścić policzki od wewnątrz. Rudy przymknął oczy. Zupełnie nie przypominał tego wiecznie ponurego nastolatka, snującego się z jakąś książką szkolnym korytarzu. 
    Mężczyzna za każdym razem obchodził się z nim niezwykle ostrożnie, mimo, że sypiali ze sobą już bardzo wiele razy. Wiedział, błękitnooki nie lubi, gdy ktoś go dotyka i właściwie toleruje tylko jego bliskości. 
    Nie, nie „toleruje”. On jej po prostu chce. Nie zmieniało to jednak faktu, że innym nie pozwalał się tknąć. Wiele razy widział w szkole, kiedy ktoś złapał go za ramię, żeby poprosić o pożyczenie zeszytu, czy coś w tym stylu. Zawsze wtedy strącał gniewnie obcą dłoń, a jego oczy mrużyły się niebezpiecznie. 
- „Między innymi”? – powtórzył, gdy w końcu oderwał się od jego ust, teraz wilgotnych i czerwonych od pocałunku. – To znaczy?
- To znaczy, że masz fajną koszulę. – odparł Nagato, uśmiechając się lekko. 
- Serio? Kupię ci taką samą.
    Chłopak natychmiast spoważniał i odwrócił wzrok.
- Kakashi…nie musisz mi ciągle czegoś kupować i tak dalej…nie jestem jakąś utrzymanką, ani zwierzęciem domowym, któremu trzeba kupić żarcie, bo inaczej towarzystwo ochrony zwierząt będzie ci siedzieć na karku. – prychnął, rumieniąc się.
- Nagato… 
- Pain. – poprawił natychmiast.
    Szarowłosy westchnął ciężko. Nie rozumiał tego uwielbienia jego młodego kochanka, do tego idiotycznego pseudonimu, którym okrzyknęły go dzieciaki z niższych klas. Jemu się nie podobał. Wolał jego prawdziwe imię, ale rudowłosy upierał się przy tym „Pain”.
    Tym razem postanowił się jednak nie kłócić.
- Pain, posłuchaj mnie…. – zaczął.
- Nie zamierzam. 
- No to nie słuchaj, ale ja i tak będę gadać. Chodzi mi o to, że nasz związek nie działa na zasadzie „sponsor-zabawka”. Jeśli chcę ci coś kupić, to kupię i nie oczekuję niczego w zamian, rozumiesz? Zgwałciłem cię kiedyś? Zrobiłem tak, że było ci źle?
    Nastolatek spiął się. Nienawidził takich rozmów. Nie mniej jednak, były one czasem konieczne.  
- Nie… – mruknął w końcu. 
- No właśnie. Dlatego też nie musisz czuć się głupio i niezręcznie, jak coś ode mnie dostaniesz. Lubię robić za całorocznego Mikołaja dla ciebie, wiesz? Chciałbym ci dać wszystko. 
    Rudy zaczerwienił się mocno i spróbował ukryć ten fakt wyniosłym prychnięciem.
- To mi daj nowych rodzi…- zaczął, ale urwał, odwracając wzrok. – To znaczy…przepraszam, palnąłem to bez przemyślenia. Zapomnij. 
- Brakuje ci ich?
- Co?
- Brakuje ci ich? – powtórzył cicho Hatake, unosząc się na łokciu. 
    Nagato uparcie milczał, niemal wykręcając sobie kark, byle tylko na niego nie patrzeć. Mimo całej swojej inteligencji i „mroczności”, sam na sam z szarowłosym bywał czasami niezwykle dziecinny.
- W porządku, nie chcesz, to nie odpowiadaj. – westchnął mężczyzna, przytulając go do siebie. Tak, żeby nie musiał patrzeć mu w oczy. Wiedział, że go takie rozmowy krępują.
    Pocieszający był fakt, że przeciętny psycholog, za takie pytania dostałby po prostu w najlepszym wypadku celnie wymierzoną, wulgarną wiązankę bluzgów. A w najgorszym wypadku, w dziób.
- Będziemy się kochać? – zapytał cicho Pain. 
    Hatake parsknął śmiechem. Ten chłopak czasami był niemożliwy.
- Chyba nie możemy… – powiedział z żalem, chociaż sam miał na niego ochotę. Jak zawsze. 
- Dlaczego?
- Dlatego, że mam jakieś pięćdziesiąt osób na głowie, a każda głupsza od poprzedniej. Jeszcze puszczą ten pensjonat z dymem. – wyjaśnił nauczyciel, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. – Dasz radę w nocy, po obchodzie przyjść tu tak, żeby nikt cię nie zauważył?
    Na twarzy rudego wykwitł zadziorny uśmieszek.
- Jasne. 
    Szarowłosy uniósł się, by pocałować go ponownie, a wtedy drzwi trzasnęły głośno, a do środka wleciała jakaś narwana istota w zielonym kombinezonie, obcięta na grzybka.
- Sensei, wszyscy wróci…li… – wyjąkał Lee, zatrzymując się w pół kroku. Z rozdziawioną gębą gapił się na tą scenę. 
    Pain zareagował natychmiast, chociaż wiedział, że to, co robi, jest strasznie głupie. Po prostu, przybrał najbardziej wkurzony wyraz twarzy, jaki potrafił i złapał nauczyciela biologii za szyję, dociskając do łóżka. Lekko, ale Kakashi natychmiast wczuł się w rolę i zacharczał dziko.
- Odwal się ode mnie, jasne? – wysyczał rudy, nie wiedząc, czy ma się śmiać, czy płakać. – Nie potrzebuję niczyjej pomocy. A już na pewno nie twojej!
    Zanim Lee zdążył rzucić się bohatersko na ratunek, wstał i ruszył do drzwi, po drodze uderzając młodszego chłopaka barkiem. 

                                                 ~~~
    Jiraiya niemal popłakał się ze szczęścia, gdy cała czwórka, bezpieczna i w jedym kawałku, dotarła do pensjonatu. Miał nawet ochotę strzelić sobie piwo z radości, ale postanowił, że nie będzie drugą Anko. Kobieta natomiast natychmiast wzięła Inuzukę na stronę i zaczęła wygłaszać swój wykład.
- Inuzuka, ty pieprzona gnido! – wrzasnęła słowem wstępu, a całe zbiegowisko uczestników wycieczki, jak jeden mąż uniosło brwi do góry. – Co ty sobie wyobrażasz, kurwa? Od kiedy to na piwo chodzi się na drugi koniec takiej zapyziałej dziury? Tak, jakbyście nie mogli się pod sklepem schować!
- Anko… – upomniał ją Sarutobi.
- Zamknij się! Kiba, do ciebie mówię. Biegasz pięćdziesiąt okrążeń dookoła ośrodka, ale migiem!
    Szatyn jęknął głośno.
- Ale pani Anko…
- Jazda!
    Nieszczęśliwy psiarz, jako pomysłodawca i organizator wypadu, ruszył odbębniać swoją pracę, a pozostała trójka z ulgą udała się na obiad, oblegana przez tłum kolegów i koleżanek, usiłujących wypytać gdzie i po co byli.
    Tylko Naruto był jakiś dziwnie milczący. 
   Na stołówce, korzystając z nieobecności Kiby, przysiadł się do niego Shikamaru i zaczął zagadywać, stopniowo przysuwając się coraz bliżej. Nie zauważył, że Sasuke dosłownie piorunuje jego plecy wzrokiem, od którego kalafiory na talerzu powinny zwiędnąć. 
- Chłopaki, nie uwierzycie! – zawołał Lee, wpychając się na miejsce obok Gaary, ciasno przytulonego do Neji’ego.
- Gai-sensei wysłał ci maila miłosnego?
     Chłopak z wyłupiastymi oczami oburzył się, dziko trzepocząc rzęsami.
- Ej! Nie wyśmiewajcie mojej przyjaźni z Maito-sensei! – wrzasnął. Wszyscy wybuchli zgodnym śmiechem, poza Naruto, który zarumienił się gwałtownie na wspomnienie „przyjaźni z nauczycielem”. 
- Co się stało? – zapytał, starając się odwrócić od tego faktu uwagę. 
- Pobiegłem powiadomić Kakashi-senseia, że wszyscy wrócili, wchodzę do jego pokoju…
- …a on masturbuje się przy zdjęciu Jeffree Stara? – podsunął Gaara, nabijając na widelec kalafiora. 
- Nie! Pain na nim leżał.
- CO?!
- No…leżał na nim. – mruknął zbity z pantałyku grzybek.
- Pieprzyli się? 
- Nie! Gaara-kun, ty tylko o jednym! Chodzi mi o to, że Pain go dusił chyba.
     Widelec wypadł Naruto z ręki.
- Słucham? – wykrztusił. Wszyscy przy stoliku zmilkli i skoncentrowali swoją uwagę na zielonej kopii ich szurniętego nauczyciela, Maito Gai. 
- No…trzymał go za gardło. I mówił, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. A jak wszedłem, to sobie poszedł…
    Neji zmarszczył brwi.
- Nie uważacie, że powinniśmy o tym komuś powiedzieć? – spytał po chwili.
- Komu?
- Jirayi-sensei, na przykład.
- Po co?
- To może być coś poważnego! – podchwycił temat Uzumaki, wymachując podniesionym widelcem. Shikamaru uchylił się dla bezpieczeństwa. – Przecież on jest niebezpieczny!
- Jiraiya? – zdziwił się Gaara. Owszem, był, ale jeśli chodziło o molestowanie dziewcząt.
- Nie, Pain, głupku. – prychnął blondyn.
- Rany, luuudzie, wyluzujcie… – westchnął Maru, bez entuzjazmu dziabiąc widelcem swojego kotleta. – Kakashi to dorosły facet. Da sobie radę. Nie macie swoich problemów?
     Wszyscy jak na komendę, zamknęli się, a do stołówki wtoczył się zziajany Kiba. 
- Naruuu! – jęknął, wpychając się bezpardonowo między niebieskookiego, a Narę i podbierając sałatkę z talerza swojego chłopaka. – Jestem głodny jak…
-…pies. – dokończyli wszyscy ze śmiechem. 
- No, właśnie! – przytaknął żywo Inuzuka. – Muszę coś zjeść. Trzeba mieć w końcu siły na wieczór. – zachichotał, puszczając oczko do Naruto, a ten zarumienił się. Wszyscy zamilkli.
- Czy wy…? – zaczął Neji. Jakoś nie brał na serio tego pomysłu z łóżkami. Ludzie często tak robią. Żeby się tylko poprzytulać.
- No. – mruknął nieśmiało blondyn.
    Z tyłu dobiegł ich brzdęk widelca.
    O dziwo, przy stoliku nauczycieli,
    O dziwo, upuszczonego przez Uchihę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz