poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sex telefon 28


    Konan znowu zaczęła prowadzić nas przez długi, jasny korytarz, w bliżej nieokreślonym kierunku, a my bez słowa szliśmy za nią, noga za nogą. Ciekawe, czy Neji’ego też boli tyłek po tym cholernym badaniu? Pewnie tak. W każdym razie, jego mina jest bardzo daleka od zadowolonej. W sumie, nie dziwię mu się.
    Ja też nie mam jakoś specjalnie ochoty na pogawędki. Ba. Ja nie mam nawet ochoty na życie! Tak, doktor Shiranui zdecydowanie mi ją odebrał. No cóż…przynajmniej ja jestem zdrowy, ale Hyuuga ma teraz poważny powód do zadumy. 
    Nadal czeka na wyniki testu na AIDS. Genma powiedział, że prawdopodobieństwo, że jest chory, jest raczej niewielkie, ale badanie wykonać musi. Dla bezpieczeństwa, żeby ta pieprzona organizacja nie miała potem na pieńku z nabywcą.
    Nawiasem mówiąc, ciekawe, czy kupił nas jeden facet…? Albo i baba, nie wiem. W sumie, byłoby dobrze. Miałbym przynajmniej towarzystwo. Ewentualnie, moglibyśmy go razem znokautować i jakoś zwiać, co jest raczej mało prawdopodobne.
    Mam nadzieję, że mój nabywca będzie w miarę wyglądał, jak człowiek, nie będzie śmierdział, nie będzie brutalny, nie będzie dewiantem seksualnym i nie będzie się chciał parzyć jak królik. Czy ja proszę o tak wiele? Tylko to. To, albo ewentualnie ratunek z tej zapyziałej nory.       
- Dobrze się czujecie? – zapytała cicho dziewczyna, otwierając jakieś drzwi. Ton jej głosu wskazuje, że naprawdę martwiła się naszym samopoczuciem.
    Gdybym nie był w tak podłym nastroju, to bym się aż wzruszył. Serio. Konan jest naprawdę bardzo miła. 
- Zajebiście. – wysyczał Neji. Nie, on zdecydowanie nie jest miły. Nie podoba mi się to.
- Zamknij się. – poradziłem mu chłodno, patrząc na niego z wyższością, mimo, że jestem od chłopaka niższy. Cóż…może i wzrost mam niewielki, za to potrafię błysnąć stanowczością. Widać to w jego jasnych oczach, bo spojrzał na mnie z pewną dozą respektu.
    Aż się czuję mile połechtany. 
- Bo co? – mruknął.
- Bo obiję ci mordę za takie odzywki. – powiedziałem zniewalająco miękkim tonem, ignorując fakt, że byłoby to raczej niemożliwe, bo Kisame i ten zielony zjawili się zaraz po wyjściu z nory naszego uroczego lekarza i zapięli nam na nadgarstkach kajdanki. 
     Zawsze mogę mu ją obić mentalnie.
- Gaara, proszę, przestań! – powiedziała, odwracając się w naszą stronę zgrabnie. Posłusznie się przymknąłem.
     Oczy tej dziewczyny też nie są zwykłe…widać, że dużo w życiu przeszła i potrafi wzbudzić do siebie szacunek, mimo, że jest członkinią tak gównianego gangu. Rany, ten świat schodzi na psy. Jakim cudem banda aż takich idiotów może osiągnąć TAKIE wpływy?
     Ktoś im pewnie pomaga. Ktoś z zewnątrz… Taak, to tylko moje dywagacje. W sumie, niewiele mnie to obchodzi. W moim interesie leży, by ci debile po prostu mnie stąd wypuścili. 
     Dziewczyna znowu zaczęła nas prowadzić schodami, ku mojemu przerażeniu, w dół. Na dole, według wszelkich zasad logiki, powinna znajdować się piwnica. PIWNICA, rozumiecie to? Kurwa, ja nie chcę zgnić w lochach!
- Uważajcie, proszę. – odezwała się. – Schody są śliskie. 
     Nie musi mi tego powtarzać. Już przy pierwszym niemal zaliczyłem glebę. W ostatniej chwili mocno złapała mnie w pasie, przywracając do pionu. Tamci dwaj gdzieś się po drodze zmyli, uwalniając nas od swoich ponurych, walniętych, nieprzyjemnych i w jednym przypadku, cuchnących śledziem, osób. 
     Nie, żeby mnie ten fakt nie cieszył. Przeciwnie. 
- Konan. – zacząłem cicho, stawiając wszystko na jedną kartę. Kurwa, mam nadzieję, że nie mają gdzieś tu podsłuchów, albo kamer. Inaczej jestem już udupiony. Hyuuga spojrzał na mnie pytająco, unosząc brwi. 
- Tak?
- Mam do ciebie…prośbę. – wykrztusiłem, a ona zatrzymała się przed jakimiś drzwiami.
     Solidne, srebrne, z gatunku tych rozsuwanych na boki. Na kartę magnetyczną. Dziewczyna wysunęła ją z rękawa swojej sukienki i przesunęła przez czytnik, a na małym ekranie obok drzwi błysnął zielony napis „OPEN”. Skrzydła stęknęły cicho i posłusznie, płynnie rozsunęły się, ukazując jakieś pomieszczenie.
     Nie, nie była to sala do sado-maso, ale wcale nie oznacza to, że zaraz zacznę skakać z radości. Na podłodze dwa, czyste materace, dwa krzesła, niski stolik. W rogu jakieś kolejne drzwi, tym razem mniejsze, prawdopodobnie prowadzące do łazienki. Poza tym, w środku nie było nic. Ściany pomalowane były na biało, a mniej więcej na środku, przebiegał poziomy, seledynowy pasek. 
     Kurwa, jak w szpitalu. Wsadzą nas tutaj w kaftaniki bezpieczeństwa i zaczną karmić psychotropami? A może Genma potem znowu do nas przyjdzie, tym razem w wersji „Shiranui Szurnięty Świrolog” i zacznie wypytywać o traumatyczne dzieciństwo? Z chęcią walnę mu swoją porywającą opowieść o matce-dziwce, której musiałem chlapnąć minetę i od tej pory mam uraz do bab.
     Do wszystkich bab, z wyjątkiem Konan, która jest wyjątkowo w porządku, profesor Akasuny, którą wyjątkowo lubię i mojej sąsiadki, która również pozytywnie odznaczyła się w moich wspomnieniach. Reszta to albo puste idiotki, albo wredne zołzy, albo w ogóle nie wiadomo co. 
- Słucham? – zapytała, wchodząc z nami do środka. Drzwi zasunęły się niemal bezszelestnie, a dziewczyna zapaliła jakieś światło, które miało swoje źródło w niedużych halogenach, pod sufitem. 
     Kurwa, serio, jak w szpitalu psychiatrycznym.
     To znaczy…nigdy tam jeszcze nie byłem, ale po tym, co tutaj przeżywam, zakładam, że niechybnie trafię do jednej z placówek. Wtedy sobie porównam. Tak, czy inaczej, to pomieszczenie wyjątkowo mi się nie podoba.
- Możesz mi pożyczyć na chwilę komórkę? – wypaliłem rozpaczliwie, starając się, by mój głos za bardzo nie drżał.
     Spojrzała na mnie ze zdziwieniem w ładnych, migdałowych oczach o kolorze złota, ale po chwili wolno pokręciła głową.
- Przepraszam, ale…nie mogę. – szepnęła.
     Jej oczy błysnęły z udręką, aż zrobiło mi się podwójnie niedobrze. Dziewczyna chyba naprawdę chciała nam pomóc, ale faktycznie nie mogła. Z resztą, gdyby dowiedzieli się, że umożliwiła nam danie nogi z tego przytułku dla obłąkanych, zabiliby ją.
     Albo zgwałcili.
     Ha, już widzę, kto byłby pierwszy do wykonania tego zadania. Świrus z gołą klatą, półsatanista. Jak mu tam…Hidan. Rany, skąd się tacy ludzie biorą? Hodowali ich na nielegalnych plantacjach pod Wietnamem? Rozbili się w Rooswell w czterdziestym siódmym? 
     Ewentualnie, zbiorowo dali nogę z psychiatryka. Tak, to też jest w miarę logiczne wyjście. 
- Zaraz przyniosę wam kolację. – szepnęła, szybko wychodząc. Drzwi zasunęły się za nią z cichutkim szumem. 
     No i zostaliśmy sami w tej izolatce. O, jak uroczo. O, jak romantycznie! Tutaj chcę wziąć ślub z Shikamaru, tak mi się to miejsce podoba.
- Gaara. – wyszeptał cicho Hyuuga, przysuwając się do mnie. Zamierza mnie zagryźć i zwiać? Nie, mało prawdopodobne. 
- Co chcesz?
    Jasne oczy błysnęły czujnie. Nie podoba mi się to.
- Mam pomysł.
     O, nie, jeszcze bardziej mi się to nie podoba.
- Jaki, do cholery?! – wysyczałem cicho.
- Zobaczysz. 
    Rozejrzałem się szybko. To, że nigdzie nie widzę kamer, nie oznacza, że ich nie ma. Na pewno są. Gdzieś schowane…. muszą być. W filmach, zwykle, gdy porywacze zamykają ofiarę w takim miejscu, jest ona pod ścisłą obserwacją. Nie ma mowy, żeby udał nam się jakikolwiek przekręt. Co ten idiota kombinuje? 
   Coś mi podpowiada, że to wcale nie będzie nic przyjemnego.
   Konan znowu pojawiła się przed drzwiami, tym razem trzymając dużą tacę. Zaburczało mi w brzuchu. Powtórka – mam ochotę na jedzenie. Niezależnie od tego, jak bardzo obrzydliwe byłyby komentarze doktora Shiranui. 
- Przepraszam, że tyle czekaliście…
    Rany, no dajcie spokój. Uwinęła się z tym błyskawicznie.
- Może powiesz nam raczej, jak mamy to zjeść? – zapytał nieco opryskliwym tonem Neji, unosząc wysoko brwi. Wzruszył lekko ramionami, a jego kajdanki zadźwięczały cicho.
- Um…miałam was nakarmić…
    Westchnął cicho.
- Dziewczyno, daj spokój. – mruknął. – Możesz nam oszczędzić chociaż takiego upokorzenia, prawda?
    Konan zrobiła niepewną minę, naprawdę było jej nas szkoda. Za to ja przygryzłem wargę. Mi w sumie niezbyt przeszkadzała perspektywa bycia przez nią karmionym, w sumie, to chyba najlepsze, co nas może tutaj spotkać. No, poza zabawą samochodzikami z szurniętym dzieciakiem-mafiosem.          
    Tylko…w co ten Neji sobie teraz pogrywa? 
- Dobrze… – powiedziała niezbyt pewnym głosem niebieskowłosa, wyciągając z kieszeni dwa malutkie, srebrne kluczyki na nieco większym kółku. Doskonale pasowały do kajdanek na nadgarstkach bruneta, które szczęknęły cicho i puściły go z uścisku. 
     Westchnął i zaczął rozmasowywać sobie dłonie.
- No, nareszcie… – wymruczał, podczas gdy Konan położyła przyniesioną tacę na stoliku. Były na niej dwa talerze, dwie szklanki i jakiś dzbanek z sokiem pomarańczowym….full wypas, nie ma co. Przynajmniej jedzenie wygląda na normalne. Jakaś pieczeń w sosie, frytki, sałatka. Chyba nas nie otrują, nie…?
     Powtórka, NA PEWNO nas nie otrują. Przecież chyba nie mają zamiaru sprzedać trupów?
     Chyba….chyba, że nabywca jest…nekrofilem?
     Rany, dlaczego ja zawsze muszę wpadać na tak popieprzone pomysły. 
- Smacznego. – powiedziała łagodnym tonem dziewczyna, schylając się, by rozpiąć moje kajdanki.
     Nie zdążyła.
     Ten psychol rzucił się na nią od tyłu, łapiąc za włosy i popychając na podłogę. Niech to szlag! Przydusił Konan własnym ciałem do podłogi, szukając jakiejś ukrytej kieszonki w jej ubraniu, gdzie mogłaby schować komórkę.
- Puszczaj ją! – wrzasnąłem, usiłując go kopnąć, gdy zobaczyłem, jak jej oczy zachodzą łzami.
- Nie!
     Szarpnąłem się mocno i udało mi się kopnąć go w brzuch, zrzucając go z dziewczyny.
- Co ci odbiło?
- Zostaw ją, palancie! – warknąłem. Konan zaczęła niemrawo zbierać się z podłogi, akurat wtedy, gdy Neji znowu się na nią rzucił. Była już na to przygotowana, zgrabnie wykręciła się z jego uścisku i trzasnęła go w szczękę. 
     Odetchnąłem z ulgą. Nie, żeby było mi jakoś wesoło. 
      Zapadła ciężka, nieprzyjemna cisza, ciążąca jak gaz w powietrzu.
- Nie powiem o niczym Painowi. – odezwała się po dłuższej chwili dziewczyna, drżącymi dłońmi poprawiając ubranie. Na szyi miała lekko zaczerwienione ślady. 
     Hyuuga, ty chamie!
- Obiecajcie mi jednak, że to nigdy więcej się nie powtórzy. – wykrztusiła, usiłując nie płakać. – Gaara-kun, rozkuję cię, dobrze?
     Skinąłem głową, nadal w ciężkim szoku. Po chwili poczułem, jak kajdanki puszczają i znowu miałem wolne nadgarstki. Ach…wracają wspomnienia z tego pamiętnego wykładu, podczas którego aresztowano mnie za posiadanie. Ściślej mówiąc, moje leniwe kochanie mnie aresztowało. Ach…nie powiem, to było bardzo podniecające. Lubię kajdanki i różne takie gadżety.
      Może nawet namówię Maru na zabawę z tymi jego atrybutami, jak ten cały koszmar się skończy?
      O tak, Gaara, myśl pozytywnie…
      Dziewczyna wyszła, rzucając nam tylko ostrzegawcze, pełne żalu spojrzenie złotych oczu, zanim automatyczne drzwi zasunęły się za nią. W ciszy zaczęliśmy jeść, żadnemu z nas nie chciało się komentować tego, co tu zaszło. 
- No nie patrz tak na mnie! – wypalił Neji, zrzucając ze stolika kubek z sokiem. Szkło rozprysnęło się w drobny mak, znacząc białą podłogę połyskującymi, pomarańczowymi plamami. Jakby nagle na trawie w wersji albinoskiej wyrosły mlecze. 
- To było wredne.
- Wiem, ale…
      O kurwa. O jak słodko. On chce mieć jeszcze jakieś wytłumaczenie? No słucham, mili państwo.
- Ale co?
      Chłopak zacisnął wargi, milcząc. Niemal słyszałem szum trybików jego umysłu, gdy usiłował sobie wszystko poukładać w miarę logiczną całość. Jak sądzę, z miernym skutkiem…Cóż, sam jestem nie lepszy. Tak samo rozbity, w tej samej sytuacji.
- Chcesz być sprzedany jako zabawka? Suka jakiegoś bogatego gnoja?
- Nie. – odparłem spokojnie, mrużąc oczy. – Ale to nie oznacza, że mam się rzucać jak dzikie bydle na niewinną dziewczynę.
      Prychnął z irytacją i rzucił mi rozzłoszczone, nieco współczujące spojrzenie.Jakby załamywał ręce nad moją głupotą.
- Niewinną?! – wrzasnął. – Ona jest członkiem mafii, ocknij się! MAFIA! To, że jest ładna i chciałbyś ją puknąć, nie znaczy, że ona chce twojego bezpieczeństwa! Nie, ona chce kasy za twoją dupę!
      Zaczerwieniłem się lekko. Szlag.
- Jestem gejem, nie interesuje mnie puknięcie jej. – odparłem możliwie chłodno. – Nie pomyślałeś, że ona mogła być w takiej samej sytuacji jak Sasori?
- Czyli?
      Och, czyżby Rudy Paraliż Facjaty tylko ze mną podzielił się tym wstydliwym sekretem? Kurwa, jestem wzruszony! Wyściskam go, jak tylko gnoja znajdę.
      I przy okazji, obiję mu mordę. Chociaż jemu też za bardzo nie mam za co, bardziej mi zaszedł za skórę Deidara.
      Właściwie, dosłownie… Nie, nie warto o tym myśleć. 
      Westchnąłem i opowiedziałem mu pokrótce nieciekawą historię Sasori’ego. Gdy skończyłem, Hyuuga był już spokojniejszy, jakby zamyślony. Lekko marszczył ładne brwi, a ja zauważyłem, że ma na czole coś, jakby seledynowy tatuaż.
      Musiało boleć.
- Myślisz, że nas też mogą przyjąć? – zapytał cicho.
- Chcesz być przestępcą?
- Nie chcę być więcej dziwką.
      W ciszy pokontemplowaliśmy ten ważki fakt. Ma racje.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz