poniedziałek, 24 grudnia 2012
Sex telefon 8
Obudził mnie zapach…papierosów. Nie miałem pojęcia, skąd się wziął, bo przecież ja nie palę i nie mam w domu ani jednej fajki. Zaintrygowany uchyliłem lekko powieki i aż pisnąłem ze zdziwienia, widząc twarz Shikamaru tuż nade mną.
- Dzień dobry, Śpiąca Księżniczko. – powiedział spokojnym, zblazowanym tonem, zaciągając się dymem.
- To już nie Książe? – prychnąłem, usiłując ukryć entuzjazm spowodowany faktem, że go znowu widzę. Tym razem już w znacznie lepszych okolicznościach. – I…zaraz…jak ty się tu w ogóle dostałeś?!
Przecież zamykałem wczoraj wieczorem drzwi. Na sto procent!
- Wziąłem ze sobą klucze. – mruknął leniwie, machając mi przed nosem moim własnym breloczkiem.
- Ej! To jest kradzież! – zaśmiałem się, chwytając klucze i podciągając się trochę wyżej na łokciach. – I to żeby policjant….
- To nie jest kradzież, przecież ci go oddałem. – wymamrotał leniwie, kładąc się obok mnie na łóżku. Przymknął oczy i przytulił się do mojej poduszki, mrucząc cicho.
Nie mogłem powstrzymać głośnego śmiechu. Naprawdę wyglądał, jakby był stworzony specjalnie po to, by spać.
- Wydaje mi się, że testowanie stopnia wygody łóżek w sklepie meblowym byłoby dla ciebie idealnym zajęciem. – zażartowałem, wstając. Złapał mnie w pasie i przydusił do łóżka, nie pozwalając wyjść.
- Chyba masz racje. – mruknął niewyraźnie. – Chce mi się spaać…za wcześnie, jak dla mnie.
Zerknąłem na zegarek. Jest po dziesiątej! Na szczęście mamy sobotę, więc nie musiałem zasuwać na uczelnię. Czasami mam dość studiów. I tak cały czas wydaje mi się, że jedyne filmy, w których mam możliwość zagrać, to pornograficzne.
- Nie przesadzaj, jest dziesięć po dziesiątej. – prychnałem, łaskocząc go pod żebrami. Cholera, dlaczego czuję się w jego towarzystwie tak swobodnie? Nawet jeśli mam na sobie tylko bokserki?
- Ale ja wstałem wcześniej! – jęknął żałosnym tonem, patrząc na mnie wzrokiem pełnym urazy.
- Po co?
- Zobaczysz.
Z westchnieniem wstał i wyciągnął mnie za nogę z łóżka.
- Leć pod prysznic, zabieram cię w teren. – zakomendował leniwie, rozsiadając się na krześle. Kiwnąłem tylko głową, zaintrygowany i wziąłem z szafy jakieś ciuchy, po czym podreptałem grzecznie do łazienki.
- Masz pięć minut! – krzyknął za mną.
Akurat. W pięć minut to ja jednego oka nie pomaluję.
Umyłem się dosyć szybko, jak na moje standardy i już po pół godzinie byłem gotowy. A w mojej sypialni nie było Shikamaru.
- Shika? – zawołałem, czując ukłucie niepokoju. Cholera. Obraził się, bo za długo czekał i sobie poszedł?
- Tu jestem. – powiedział zblazowanym tonem, machając mi ręką przez okno w kuchni. Był na balkonie, do którego wychodziło się właśnie z tego pomieszczenia i najzwyczajniej leżał na dosyc szerokim, zewnętrznym parapecie, paląc papierosa i patrząc w niebo.
Odetchnąłem z ulgą.
- Idziemy? – zapytałem, chociaż nie miałem zielonego pojęcia, dokąd on mnie chce wywieźć. Do lasu, zgwałcić, zabić i zakopać? W sumie…nie byłaby to taka zła opcja.
Westchnął ciężko, podnosząc się z parapetu.
- Idziemy.
Dobra, pominę fakt, że nie zjadłem śniadania, ani kolacji i jestem głodny. Dla niego mogę nawet głodować przez cały dzisiejszy dzień. Nie umrę. Wyszliśmy szybko z bloku, na dworze natykając się ZNOWU na ową uroczą sąsiadkę.
Ona mnie prześladuje, czy mi się tak tylko wydaje?
- Dzień dobry! – przywitał się Shika uprzejmie, najwidoczniej w doskonałym humorze. Kobieta zmarszczyła brwi. Fakt, że widziała go u mnie wczoraj wieczorem, a teraz widzi, jak rano wychodzi, nasuwał jej jednoznaczny wniosek. Zarumieniłem się, odwracając wzrok. Kurwa.
- Dzie dobry. – odpowiedziała, ku mojemu zdziwieniu, chłodno, ale całkiem uprzejmie.
- Jak pani mija dzień? – zapytał długowłosy, który najwidoczniej miał ochotę ją trochę podręczyć.
- Znakomicie, chłopcze, znakomicie. – burknęła i szybko weszła na klatkę schodową, a ja wybuchłem głośnym śmiechem.
Ktoś z boku mi zawtórował cichym chichotem. Odwróciłem się zaskoczony w tym kierunku i ujrzałem sąsiadkę z parteru, bijącą brawo.
- Ale żeście tej jędzy dopiekli, chłopcy! – zaśmiała się nieco ochryple, podchodząc do nas powoli i stukając laską o chodnik. W sumie lubię ją. Całkiem przyjemna, starsza pani.
- Dziękuję. – mruknął Shika ze zblazowanym uśmiechem.
O, tak, to słowo pasuje do niego najbardziej. Zblazowany. Od góry do dołu, w każdym calu.
Właściwie dopiero teraz zauważyłem, w co był ubrany. Jakieś wytarte jeansy, czarna koszulka z nadrukiem „SZEF WSZYSTKICH SZEFÓW” i nieco wydeptane, czarne trampki. Nie wiem dlaczego, ale ten zestaw bardzo, ale to bardzo mi się spodobał.
- Tak trzymać, chłopcy! – powiedziała wesoło, klepiąc go lekko po tyłku, a mi znowu zachciało się spać. Staruszka podreptała w swoim kierunku, a ja chwyciłem go za rękę i lekko cmoknąłem w policzek.
- Chyba już jesteś bohaterem blokowiska.
- Wolę być twoim bohaterem. – odparł z uśmiechem, od którego dosłownie zaparło mi dech i wypuścił dym ustami.
- No to… gdzie mnie zabierasz, bohaterze? – zapytałem ze śmiechem.
- Na piknik. – odparł lakonicznie, kierując się w stronę swojego samochodu, zaparkowanego kawałek dalej, przy chodniku.
Znowu powstrzymałem się, by nie zachichotać. Już wiedziałem, po co wstał wcześniej. Toyota aż lśniła w słońcu, dokładnie wypucowana z zewnątrz. I mogę z pełną pewnością stwierdzić, że była srebrna.
- Uuu, umyłeś dla mnie auto?
- Nie. Zawiozłem do myjni. Nie chciało mi się samemu.
Wywróciłem oczami z ciężkim westchnieniem.
- Zawsze jesteś taki leniwy?
- Nie. W łóżku jestem nadmiernie aktywny. – odparł z szerokim uśmiechem, otwierając auto.
Oho, chyba już wiem, jak będzie wyglądał ten „piknik”. Fajnie! Seks na łonie natury….
Usiadłem znowu na miejscu pasażera, kątem oka zauważając, że na tylnym siedzeniu leży duży kosz z przygotowanym prowiantem. Ha! A jednak Shikamaru wziął pod uwagę mój żołądek. Uroczo.
Odpalił auto, od razu wyjeżdżając gdzieś w kierunku zupełnie odwrotnym, niż centrum.
- Gdzie jedziemy? – zapytałem.
- Za miasto.
Cholera, z niego nawet na torturach nie wyciągnęliby żadnej bardziej rozbudowanej wypowiedzi.
- Gaara, odpowiesz mi na jedno pytanie?
- Mhm. – mruknąłem, patrząc na niego uważnie i zastanawiając się, o co mu może chodzić. Błagam, tylko nie szczegóły związane z moją pracą!
- Czy ty….masz kogoś?
Parsknąłem śmiechem, mrużąc swoje turkusowe ślepia.
- A uważasz, że jeździłbym wtedy z tobą na pikniki?
Nie odpowiedział nic, tylko rzucił mi rozbawione i nie wiadomo czemu, uradowane spojrzenie. Obdarzyłem go najbardziej uroczym uśmiechem, na jaki mnie było stać, a w jego brązowych oczach coś zamigotało wesoło. Samochód powoli sunął asfaltowaną drogą, mrucząc cicho jak tygrys.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz