środa, 26 grudnia 2012
Sex telefon 15
Sam nie wiem, ile czasu dryfowałem w słodkich oparach nieświadomości. Kiedy się jednak ocknąłem, w czym bardzo pomagało mi niezbyt delikatne poklepywanie po twarzy, znowu zauważyłem nad sobą znienawidzoną twarz pochylonego blondyna. Płowa grzywka opadała mu na całą połowę twarzy, jednak ta druga wyglądała całkiem, całkiem. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że jest wybitnie ładny. Jedno, jasnobłękitne, duże i niemal dziewczęce oko, patrzyło na mnie kpiąco, z satysfakcją.
- Ocknąłeś się, un? – warknął, jakby jeszcze nie zauważył tego ważkiego faktu. Nawet nie zamierzałem mu odpowiadać. W ustach czułem suchość i metaliczny, gorzko-słodki posmak krwi. Już nie mówiąc o tym, że pod powiekami wirowały mi ciemne plamy, a wszystko zamazywało się, traciło ostrość, blakło. Pełne, zmysłowe usta blondyna zacisnęły się gniewnie.
- Zadałem pytanie, szmato. Jak Deidara pyta, trzeba odpowiedzieć, un. – wysyczał.
DEIDARA! Ma na imię Deidara. Chociaż…bardziej mi to wygląda na pseudonim, ale i tak dobrze. Wiem o nich coraz więcej. Ten tutaj jest mniej rozgarnięty, za to bardziej brutalny, natomiast z tym jego rudym kumplem będą problemy. Znacznie bardziej ogarnięty, cichy, ale niezaprzeczalnie bystry. Nie da się go łatwo wyprowadzić w pole.
Pewnie będzie miał mnie jeszcze bardziej na oku, przez tą ucieczkę. Cholera! Wpakowałem się po uszy.
- Żyję…- mruknąłem słabo, walcząc z mdłościami. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się aż tak źle. I wątpię, by mogło mnie spotkać jeszcze coś gorszego.
Czuję się fatalnie. Ratunku… Shikamaru, błagam, znajdź mnie. Przecież obiecałeś! Boję się, zabierz mnie stąd…
Ledwo mogłem skupić wzrok na twarzy Deidary. Obrazy skakały mi przed oczami, ale czułem, że jeśli zamknę powieki, znowu osunę się w nicość. Być może tak by było lepiej, bezpieczniej…ale nie wiadomo, co wtedy ci psychopaci mi zrobią. Wolę być przytomny i wiedzieć, gdzie mnie wywożą.
- No, dobra odpowiedź, un. – odparł zadowolony blondyn. Znęcanie się nad porwanymi ludźmi to chyba jego hobby. – Teraz powiedz mi, dlaczego tutaj się znajdujesz?
- Co…?
- Odpowiadaj!
- Jezu, nie wiem…- jęknąłem, siłą powstrzymując łzy. Tak bardzo boli mnie głowa…chcę spać. Błagam, niech mi ktoś pomoże.
Skrajem świadomości zarejestrowałem ze zdziwieniem fakt, że leżę na podłodze, w ich ciężarówce. Jezu, dlaczego? Co się stało.. Ja…nic nie pamiętam. Powoli, mozolnie starałem się poskładać w myślach strzępy wspomnień. Porwanie. Pokój w motelu. Łazienka. Ucieczka przez okno i ten szaleńczy bieg autostradą. Już wiem! Złapali mnie tuż przed stacją benzynową…
…tylko dlaczego nadal stoimy? A może już gdzieś dojechaliśmy i stoimy na parkingu?
Zerknąłem kątem oka na zegarek, na nadgarstku mojego oprawcy. Za kilka minut dojdzie czwarta, chyba rano, sądząc po tym, że spowijał nas niemal zupełny mrok, rozpraszany słabą żaróweczką w lampce, przyczepionej do dachu. Przez jedyne, wąskie, brudne okienko widziałem czerń nocy.
Boże, dlaczego nikt nie zatrzyma się, żeby sprawdzić, dlaczego ciężarówka stoi?! Przecież słyszę szum opon aut, które przejeżdżają obok.
No chyba, to w głowie mi szumi.
- Nie wiesz, un? – zachichotał Deidara, łapiąc mnie za gardło. Zakrztusiłem się właśnie przełykaną śliną o smaku krwi. – To ci powiem. Właśnie teraz powinniśmy być w samolocie. Ale jesteśmy tutaj, bo jesteś pierdoloną, niedoruchaną suką, której zachciało się spierdalać oknem.
Uścisk na mojej szyi wzmocnił się. Zacharczałem, rozpaczliwie starając się złapać powietrze. Kurwa, on mnie tu udusi!
- Puść go, bo szef nas zatłucze, jeśli przywieziemy mu trupa. – odezwał się Sasori, otwierając okienko, przez które wcześniej prysnął mi sprayem. Głos miał lodowato zimny i obojętny. Niepokojący.
Blondas zachichotał raz jeszcze, ale posłusznie mnie puścił. Odetchnąłem z ulgą, przełykając łzy.
- Pospiesz się, musimy zdążyć na drugi lot. Przebukowałem już bilety. – polecił sucho rudy, zasuwając szybkę.
Pospiesz się? O co, do cholery jasnej, mu chodziło?
Nie mam pojęcia, ale uśmiech Deidary stał się straszny. Przerażający wręcz.
- Jaki lot? Dokąd mnie chcecie wywieźć? – zapytałem łamiącym się z przerażenia głosem.
- Tam, gdzie twoja dupa się do czegoś przyda. – wyjaśnił, wzruszając ramionami. Nie miał już na sobie tego płaszcza w czerwone chmury. Pod spodem nosił koszulkę z długimi rękawami, z siarki, na to czarny bezrękawnik i wąskie, czarne spodnie, wpuszczone w glany do kolan. Mafioso, jak się patrzy. – Najpierw jednak nieposłuszne dziwki muszą zostać ukarane.
- Co…?
Uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz, tak, że na chwilę mnie zamroczyło. Skorzystał z okazji, zdejmując ze mnie w tym czasie okrwawioną (to moja krew…?), poszarpaną bluzkę. Rzucił ją gdzieś w bok i spróbował zdjąć ze mnie spodnie, ale szarpnąłem się, kurczowo trzymając ich skraj.
Nie. Jezu, nie, on nie może tego zrobić. Nie, błagam… Nie!
- Puść mnie! – załkałem, a wtedy błysnął w jego ręku nóż. Momentalnie przestałem się szarpać, gdy przyłożył mi go do szyi.
Mam nadzieję, że nie dostanę zaraz czkawki….
- Morda w kubeł, szmato! – zasyczał, przesuwając lekko ostrzem po mojej skórze. Zapiekło, a cienka strużka krwi popłynęła po szyi. Wręcz sparaliżowało mnie z przerażenia, więc rozebrał mnie bez większych problemów. Chciało mi się płakać, ale nie mogłem. Chciałem uciekać, ale nie byłem w stanie choćby ruszyć palcem.
On mnie…on mnie zgwałci, zrozumiałem z przerażeniem. Boże, za co? Czym sobie na to zasłużyłem?
- Dlaczego mi to robisz? – pisnąłem nienaturalnie wysokim głosem.
- Dlaczego, un? – warknął, nożem rozcinając moje bokserki. Zadrżałem ze strachu i obrzydzenia. – Dlatego, że mam taki kaprys. A ty jesteś tylko dziurą do walenia, kurwą do spełniania kaprysów, jasne?
Och…bywały kiedyś samotne noce, podczas których kuliłem się pod kołdrą, w zimnym mieszkaniu, bo nie było mnie stać na ogrzewanie i właśnie tak o sobie myślałem. Niepotrzebna zdzira do pieprzenia. Ale ja nią nie jestem!
Shikamaru mi udowodnił, że nie jestem… Skończyłem z tym życiem. Niech mi dadzą spokój.
Jestem teraz sekretarzem, do kurwy nędzy. Nie dociera?!
- Puszczaj! – spróbowałem go kopnąć, ale przytrzymał moje nogi. Przy okazji, rozsunął je mocno na bok, a ja zacisnąłem gwałtownie powieki. Jezu, zaraz się porzygam. Niech on się na mnie nie patrzy!
- Nie ma mowy, un. – zachichotał, jedną dłonią łapiąc mojego penisa. Miękkiego, rzecz jasna. Musiałbym być totalnie popierdolony, żeby ta sytuacja mnie podnieciła.
No…w gruncie rzeczy, ja lubię ostro. I dziko. Wulgaryzmy, lekkie bicie, wiązanie i tak dalej. Ale z odpowiednią osobą, której mógłbym w pełni zaufać, w zaaranżowanej sytuacji, a nie tak! Ja nie chcę. Przyzwyczaiłem się do seksu z przymusu, przyzwyczaiłem się do pieprzenia z facetami, mimo, że nie chciałem.
Ale to było inaczej. Dostawałem za to pieniądze, więc się zgadzałem. A teraz nie zgadzam się, więc to jest gwałt. Ewidentny gwałt, a… a Sasori kazał mu się pospieszyć, bo się spóźnią na samolot!
Co to w ogóle za człowiek?!
Deidara zaczął agresywnie „pieścić” mojego członka, zmuszając go, by stwardniał. Dobra, zwykła reakcja. Nie mogę nic poradzić na to, że moje ciało zachowuje się tak, jak zachowuje. Ale ja tego naprawdę nie chcę! Łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy.
Dlaczego mnie to spotyka?
- Dobrze ci, suko? – zapytał niebieskooki z dzikim uśmiechem na twarzy.
Nie! Kurewsko NIE dobrze, ale mimo to jęknąłem cicho. Czuję się podle.
Taki…brudny. Dlaczego takie świństwo, mimo całej swojej potworności, musi sprawiać mi przyjemność?
- Yh… – jęknąłem, usiłując uciec biodrami. Kopniakiem wytrąciłem mu nóż z dłoni i dopiero wtedy zacząłem się zaciekle szarpać, piszcząc, jak wściekły kot. Nie dam się. Nie pozwolę nikomu znowu zbrukać mojego ciała.
Bo ono należy tylko do Shikamaru. Jasne?!
Widocznie nie jasne. Deidara znowu trzasnął mnie w twarz i zabrał się za rozpinanie swoich spodni.
- Chcesz się bić, dziuro? – zachichotał w ten sposób, że krew w moich żyłach niemal dosłownie zamarzła. – Lubisz tak ostro, zdziro? Lubisz, jak cię pchają w dupsko?
- Spierdalaj, palancie. – warknąłem, z nową siłą kopiąc i wierzgając, byle tylko mnie nie dotknął.
Jego penis był już twardy, stał dumnie i ociekał wilgocią. Zemdliło mnie. Przerażające.
Moje słowa tylko wywołały jego śmiech. Złapał mnie mocno za włosy.
- Taki mocny jesteś w gębie, un? – zakpił, przyciągając mnie mocno do siebie. Cholera, jest silny. Ja z nim nie mam szans.. – Chcesz mi possać, zdziro?
- Nie!
- Kłamiesz! Widzę, że chcesz.
Jedną ręką złapał mnie za szyję, a drugą za nos. Zacząłem się dusić i rozplaczliwie tłuc go pięściami, walcząc o tlen. Puścił moje gardło i znowu zaczął ciągnąć w dół, w kierunku swojego krocza. Zacisnąłem zęby tak mocno, że zazgrzytały. Nie ma mowy, kurwa!
A jednak. Dusiłem się, z braku powietrza wirowało mi przed oczami. Musiałem otworzyć usta i wziąć haust cuchnącego ciężarówką i wymiocinami (moimi…?) tlenu. Wtedy też płynnym, szybkim ruchem wepchnął mi penisa do ust. Złapał mnie za kark i agresywnie, brutalnie, szybko zaczął posuwać moje usta.
Próbowałem krzyczeć, ale organ między wargami skutecznie tłumił różne dźwięki. Nie miałem siły nawet płakać. Na szczęście, znudziło mu się to, zanim się udusiłem jego własnym członkiem. Jezu, jakie to upokarzające. Niech mnie zabiją lepiej. Ja nie będę mógł spojrzeć Shikamaru w oczy.
- Na kolana i tyłem do mnie, suko. – polecił Deidara, sprzedając mi solidny policzek. Znowu poczułem w ustach smak krwi, z rozciętej wargi.
- Pierdol się… – zaprotestowałem słabo, zaciskając nogi. Przysięgam, zaraz puszczę tutaj pawia.
Jego śmiech drażni moje uszy.
- Owszem, będę pierdolił, un. Ciebie, zdziro. – powiedział, wyraźnie ubawiony swoją ripostą. Mi nie było do śmiechu. – Na kolana, ale już.
- Nie…
Chwycił mnie w pasie i z całej siły rzucił na podłogę, ustawiając w dogodnej dla siebie pozycji. Zacząłem się drzeć, więc wepchnął mi jakąś śmierdzącą szmatę do ust.
Rozpoznałem moje bokserki. Jak słodko…
Skutecznie stłumiły mój wrzask bólu, gdy wszedł we mnie, powoli, centymetr po centymetrze, rozpychając ciasne wnętrze. Wyraźnie napawał się tym, że sprawia mi ból, moje łzy podniecały go. Psychopata. Takie cwele, jak on, nawet nie miały wstępu do burdelu Oro. Boże, dlaczego to musi tak okropnie boleć? Czułem każdy, nawet najdrobniejszy ruch jego penisa w moim ciele, twardy członek ocierał boleśnie o ścianki mojego odbytu. Bolało jak cholera. Śluz z jego męskości nie wystarczał, by mnie odpowiednio nawilżyć, więc po prostu rżnął na sucho, posapując, a ja czułem, jakby mi wpychał rączkę od przepychacza do toalet. Krew z otarć płynęła po moich udach, a ja darłem się wniebogłosy, czego nie było słychać przez ten prowizoryczny knebel.
Błagam, niech to się skończy. Niech ze mnie wyjdzie. Niech ta męczarnia się skończy….
- Lubisz, jak cię biorą od tylca, co? – zarechotał, sprzedając mi klapsa w pośladek. Miałem ochotę wyć z bólu. Wymamrotałem coś niewyraźnie, sam nie wiem co, ale nie było to ważne, bo bokserki i tak odbierały mi zdolność mowy. Nawet nie chciałem ich wypluwać. Przynajmniej miałem w co wgryzać zęby.
- Serio, niezły z ciebie towar, un. – pochwalił, posapując cicho, jak parzący sie nosorożec, a jego oddech parzył mnie w kark. Usta blondyna zaczęły lizać moją szyję. Obrzydliwe. – Jeszcze kiedyś się zabawię z taką dupą.
Niedoczekanie twoje, cwelu.
Wyszarpał mi bokserki z ust.
- Powiedz, ile chujów cię zaliczyło, szmato? – warknął. Jego palce boleśnie zacisnęły się na moim prawym sutku.
- Puść…mnie…- wyjęczałem.
Przynajmniej jedno jest dobre. Nie sprawiało mi to w żadnym stopniu przyjemności, a mój członek był jedynie półtwardy. Dobrze. Gdyby było mi teraz przyjemnie, przegryzłbym po prostu sobie żyły z upokorzenia.
- Zapomnij, skarbie, un. Mam ochotę cię rżnąć, dopóki nie padniesz z wykończenia.
Zacząłem się obawiać, że wprowadzi w życie tą swoją „ochotę”. Oczy zalewał mi pot, było mi strasznie niedobrze. Drżałem jak liść na wietrze, na zmianę było mi gorąco i lodowato. Czułem, że zaraz zemdleję.
Ba, wręcz modliłem się o rychłe omdlenie. Byle tylko z dala od tego bólu…
- Zabiję cię. – wyrwarczałem. – A jak nie, to…Shi…kamaru cię…
Roześmiał mi się ochryple do ucha.
- Shikamaru, un? Ten przydupas od telefonu? Jemu też dawałeś dupy, kurwo?
Kilka szybkich ruchów, odzywających się wrzaskiem bólu w każdej komórce mojego ciała i Deidara skończył, zalewając moje poranione wnętrze ciepłą spermą. Powoli wysunął się ze mnie i obserwował, jak krew, zmieszana z nasieniem, wypływa ze mnie i kreśli biało-czerwono-różowe wzory na podłodze ciężarówki. Kolana i łokcie ugięły się pode mną, bezwładnie opadłem w dół. Moje wejście nadal było półotwarte, a blondyn rozchylał mi pośladki, obserwując je z widocznym zadowoleniem. Jęknąłem z bólu. Moje poranione wnętrze szczypało, w kontakcie z chłodnym powietrzem.
Jedynie brzegiem świadomości zarejestrowałem, że ciężarówka ruszyła. Mój durny organizm nie chciał nawet zemdleć, wredne bydle. Po prostu trwałem w jakimś odrętwieniu, zobojętniały na wszystko.
Ciężarówka mknęła w mrok.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz