poniedziałek, 24 grudnia 2012

Sex telefon 2


    „Zadzwoń do mnie jutro. Po godzinach pracy”.
        Te dwa zdania dźwięczały mi cały czas w myślach, gdy półprzytomny wyszedłem z „lokalu” Oro. Oślizgły gad jak zwykle poklepał mnie po tyłku, ale dzisiaj wyjątkowo nie zwracałem na to uwagi. Byłem zbyt pochłonięty wpatrywaniem się w zdjęcie Shikamaru, które nadal miałem w komórce.  
        Słodki Jezu, co za facet!
        Jakoś wczołgałem się do taksówki i zapiąłem pas, przymykając oczy. Nie musiałem nadal podawać adresu. Akurat dobrze znałem tego kierowcę, często jeździł w okolicy i podwoził mnie do domu po pracy. Spojrzał na mnie ze współczuciem i odpalił auto. Facet doskonale wiedział, czym się zajmuję.
- Ciężki dzień? – zapytał, spoglądając na mnie kątem oka. Westchnąłem, ale pokręciłem przecząco głową, z lekkim uśmiechem na ustach.
       Z pewnością wyglądałem na wykończonego, ale zdecydowanie mogłem uznać dzisiejszy dzień za spędzony pozytywnie. A w każdym razie, na pewno pełny wrażeń.
- Ktoś ci zrobił krzywdę? Jakiś ekhem…klient? – zagadnął z autentyczną troską, aż zrobiło mi się ciepło na serduchu. W całym życiu tylko dwie osoby tak się o mnie troszczyły – Kankuro i mój tata. Być może nawet ten facet traktował mnie w pewnym sensie jak syna. 
       Przyznam, to miłe. Nie każdy by się tak martwił o egzystencję męskiej dziwki. 
- Nie. – odparłem, poniekąd zgodnie z prawdą. No chyba, że doprowadzenie mnie do szału i rozłączenie się ze słowami „Zadzwoń do mie jutro.”, można uznać za krzywdę. 
       A wiecie, co jest najlepsze? Ja naprawdę zamierzam do niego zadzwonić! To znaczy…mam szczerą nadzieję, że zbiorę się jutro w sobie i oddzwonię do Shikamaru. Cóż, może ciężko w to uwierzyć, ale czasami bywam nieśmiały w kontaktach z facetami. Zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o moje życie prywatne. 
- To dobrze. – odparł z wyraźną ulgą taksówkarz. Nawiasem mówiąc, to dziwne. Znam go od ponad dwóch lat, czyli od kiedy zacząłem pracować u Orochimaru, a nadal nie wiem, jak ma na imię.
- Jak pan w ogóle się nazywa? – zagadnąłem trochę niepewnie, patrząc na niego. Uśmiechnął się pogodnie, poprawiając jedną dłonią okulary na nosie.
- Kousuke. – odparł. 
       Kiwnąłem głową i zamilkłem, wbijając spojrzenie w widok za oknem. Powoli wjeżdżaliśmy już w moją ulicę. Westchnąłem z ulgą, gdy mężczyzna zatrzymał się pod moim blokiem.
- Dziękuję panu. – powiedziałem i sięgnąłem do kieszeni spodni po pieniądze. Zatrzymał mnie gestem dłoni, nadal szczerząc się w przyjaznym, niemal ojcowskim uśmiechu.
- Nie trzeba. Dzisiaj na mój kosz. 
       Poklepał mnie po plecach i poczochrał po włosach. Było to tak przyjemne, że nawet nie warknąłem na niego, że zniszczył mi fryzurę. Albo po prostu staruszka wyjątkowo lubiłem.
- Dobry z ciebie chłopak, Gaara. – mruknął. – Trochę cię szkoda.
- Mhm. – burknąłem, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Spojrzałem na niego nieco chłodno – nie lubię, gdy ktoś lituje się i użala nad moim losem. Jakoś sobie radzę. 
       Westchnął i jeszcze raz poklepał mnie po ramieniu. 
- No, zmykaj, synku.
       Kiwnąłem głową, otwierając drzwi taksówki.
- Dobranoc. – rzuciłem, zatrzaskując drzwi i obiecując sobie, że następnym razem oddam mu pieniądze za ten kurs. Nie lubię długów. Wiecie, taka męska duma.
       O ile taka dziwka jak ja w ogóle może mieć jeszcze dumę. 
       Wbiegłem po schodach, starając się robić to jak najciszej. Jak zwykle, nie udało mi się, przez moje glany. Sąsiadka z naprzeciwka wychyliła swoje pomarszczone, wysuszone oblicze i zmierzyła mnie ciekawskim, złośliwym spojrzeniem.
- Dobry wieczór. – powiedziałem niezbyt entuzjastycznie, żeby nie rozpowiadała potem w sklepie za rogiem, że no Sabaku to nieuprzejmy cham i niewychowany bachor bez szacunku dla starszych. Już wystarczy, że opowiada o moim życiu zawodowym. 
- Dobry, dobry. – odparła takim tonem, że natychmiast przypomniała mi wrednego skrzata, którego największą życiową ambicją jest uprzykrzenie innym egzystencji. 
       Za co mnie to spotyka?!
- Dla ciebie z pewnością. – dodała, krzywiąc się. Jej zmarszczki przy tym ułożyły się w ten sposób, że zachciało mi się wymiotować. Jak ja nie cierpię starych, wkurwiających i czepialskich ludzi. – Że też takie coś chodzi po tym bożym świecie…
      Zatrzymałem się momentalnie, blednąc ze złości i zaciskając pięści.
- Słucham?
- Ano mówię, że takich dziwolągów to powinni leczyć. – odparła z widocznym zadowoleniem, uchylając szerzej drzwi. – Gdyby mój nieboszczyk małżonek widział, co teraz dzieje się na tym świecie… Oj, oj, sami grzesznicy, złodzieje i zboczeńcy. Do czego to doszło, do czego…
- Gdyby pani nieboszczyk mąż jeszcze żył, z pewnością właśnie modliłby się do umiłowanego Pana, by zesłał na niego śmierć, lub rozwód. – syknąłem wściekle, otwierając drzwi do swojego mieszkania. Jak zwykle w takich momentach, klucz za cholere nie chciał wcisnąć się do dziurki.
       Dziwne. Zwykle wszystko wchodzi gładko mi do dziurki. 
       Parsknąłem pod nosem i wreszcie otworzyłem te przeklęte drzwi, zanim stary babsztyl zdążył udzielić mi jakiejś riposty. Zatrzasnąłem je z hukiem, w przedpokoju zerkając na zegarek.
       Piętnaście po pierwszej. Jak ja, kurwa, mam jutro przeżyć na wykładach?! 
       Wczołgałem się do kuchni, po drodze zdejmując z siebie podkoszulek i rzucając go w kąt. Wyciągnąłem z kieszeni spodni obie komórki i położyłem je na stole. Tak, mam dwie, jedna prywatna, a druga służbowa. Obecnie bardziej interesowała mnie ta druga. Bo to właśnie jej numer był podany w katalogach „lokalu uciech” i ulotkach reklamowych Gada.
       Wpatrywałem się w cholerne urządzenie ponuro, po czym otworzyłem lodówkę, czując ssanie w żołądku. Zrezygnowałem z jogorta i musli na rzecz kanapek, po czym powlokłem się do łóżka, z niemiłym wrażeniem, że jutro zwyczajnie nie wstanę. Trudno, ewentualnie poproszę Naruto o notatki. Albo lepiej Sasuke, bo ten szurnięty blondyn pewnie nawet nie zna znaczenia słowa „notatka”, już nie mówiąc o wykonywaniu takowych.
       A właśnie…Sasuke. Mój kochanek na pół etatu, piekielnie dobry w łóżku, aczkolwiek zbyt dumny, by publicznie się do mnie przyznawać. Właściwie ciężko sprecyzować, co nas łączy, oprócz seksu. Owszem, lubię go, można z nim ciekawie pogadać, ale nie ma w tym niczego głębszego. Żadnego dreszczu ekscytacji, szybszego bicia serca i tego łaskotania w żołądku.
       Wszystkiego tego, co czułem podczas rozmowy z Shikamaru. 
       Uchiha dobrze wiedział, czym się zajmuję, pewnie właśnie dlatego traktował mnie niemal jak dziwkę. Nie, nie był brutalny, no chyba, że tego chciałem, ale po prostu po wszystkim wypalał papierosa, ubierał się, zamieniał kilka słów i uciekał do domu. Prawdopodobnie nawet do dziewczyny, bo krążą plotki, że jakąś ma.
       Aczkolwiek, nawiasem mówiąc, to też było brutalne. Zachowywał się jak jeden z moich klientów, a ja naprawdę chcę, żeby ktoś mnie kochał! Żeby po wszystkim przytulił, pogłaskał po włosach i powiedział, że jestem najważniejszy. I, żeby w tym momencie nie kłamał. 
       Taaak, taaaak, wiem, marzenia. Bez szans na spełnienie. 
       Bo czy można kochać dziwkę? Odpowiedź jest prosta – nie można. 
       Jak zwykle, przytuliłem poduszkę, kładąc jednocześnie na niej głowę i zamykając oczy. Nie wiem, może to jakiś objaw choroby sierocej, albo doskwierająca samotność. W każdym razie, muszę się do czegoś, lub do kogoś przytulać, żeby zasnąć. Trochę żałosne i dziecinne, ale nic na to nie poradzę. 
       Jak zwykle, jest mi zimno. W nocy marznę i marzę tylko o tym, by ktoś mnie ogrzał. Powoli jednak dochodzę do wniosku, że podgrzewane prześcieradło będzie dobrą inwestycją. 
       Nie mam pojęcia dlaczego, ale zbiera mi się na płacz. Znowu. Nie, żebym był jakimś emo, albo coś w tym stylu, ale po prostu, lubię sobie czasem w nocy popłakać. Z samotności. Jakoś muszę odreagować te godziny poniżania w pracy. Nie, żeby jakiś klient znęcał się nade mną psychicznie, lub fizycznie, wręcz przeciwnie. Wbrew pozorom, Orochimaru dba o nasze bezpieczeństwo, a klienci są zaufani i sprawdzeni. Problem jednak w tym, że nadal są tylko niewyżytymi facetami z chęcią na mój tyłek, którzy nie widzą we mnie niczego innego. Właśnie ta myśl jest tak cholernie poniżająca.
       Świadomość, że muszę sprzedawać siebie. 
       Zauważyłem na białej poduszce czarne, mokre plamy. Cholera! Znowu nie zmyłem oczu! Eh…nie mam na to siły.  
       To może zaczekać do jutra. Westchnąłem głęboko, ocierając łzy dłonią i znowu zamknąłem powieki. Nawet nie zauważyłem, kiedy odpłynąłem.  

2 komentarze:

  1. Kurde! Wrzucaj w jakieś kolejności , bo ciężko się skapnąć co do czego jest kontynuacją! A po za tym to boskie ;>

    Karin35

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się zasób twoich słów. Szacun. W życiu nie czytałam czegoś tak dobrego.
    ~Dan.

    OdpowiedzUsuń