poniedziałek, 24 grudnia 2012

Sex telefon 4


    Przełknąłem głośno ślinę, zastanawiając się, co do jasnej cholery, mam odpowiedzieć? Jakoś nic nie przychodziło mi do głowy, poza zwykłym „cześć”, więc właśnie to wyburczałem, błagając chłopaka w myślach, żeby się nie rozłączał. 
     Po drugiej stronie usłyszałem cichy, zblazowany śmiech.
- Albo nie masz siły mówić, albo masz mnie w dupie, albo zwyczajnie nie wiesz, co powiedzieć. – stwierdził swobodnie. Usłyszałem ciche pstryknięcie i zaraz potem odgłos wypuszczanego powoli powietrza. Prawdopodobnie w najlepsze sobie palił.
     No cóż…zatkało mnie.
- Wybieram opcję trzecią. – burknąłem, czując, jak palą mnie policzki. Facet i tak nie może tego zauważyć, ale sama świadomość tego faktu bynajmniej mnie nie uszczęśliwia. Kurwa, czuję się jak dziewica przed nocą poślubną.
     Shikamaru zaśmiał się trochę głośniej, choć nadal wydawało mi się, że nawet oddychanie jest dla niego czynnością upierdliwą i z goła niepotrzebną. 
- Może zapytaj mnie, jak leci? – podsunął życzliwie.
- Yyy…jak leci? – palnąłem i zaraz sam siebie chciałem kopnąć w dupę za swoją głupotę. Leżałem na plecach, więc tak zrobiłem, mocno uderzając piętą o pośladek.
     Ał…
     To nie był najlepszy pomysł. Miałem dzisiaj tylu klientów, że nie wiem, jak jutro będę mógł usiedzieć. Ot, kolejna niemiła konsekwencja mojego zawodu. Niby powinienem się przyzwyczaić, a tu jednak proszę. Swoją drogą, zastanawiam się, dlaczego nadal jestem taki ciasny?
    …Owszem, jestem, nie chwaląc się. Mam za to całkiem spore napiwki. 
- Chujowo. – odparł swobodnym tonem. – Mam ostry zapieprz w pracy, ostatnio się nie wysypiam i mam przejebane od szefa. – wyznał. 
     Przygryzłem wargę, słuchając go uważnie, mimo, że moje powieki same opadały. 
- Gdzie pracujesz? – zapytałem z zainteresowaniem. 
- W policji. 
     Uch. Stróż prawa właśnie gawędzi sobie w najlepsze z męską prostytutką. Świat staje na głowie i klaska uszami. 
- I…nad czym pracujesz konkretnie? – spytałem po chwili wahania. Niech szlag trafi tą moją ciekawość i wpychanie nosa w nie swoje sprawy!
     Po drugiej stronie Shika zaśmiał się cichutko.
     Zaraz…od kiedy ja go nazywam Shika?!
- Przykro mi, nie mogę ci powiedzieć. – odparł jakby ze smutkiem. – To tajne. – dodał konspiracyjnym szeptem. 
- Rozumiem. – mruknąłem, pragnąc jak najszybciej zmienić temat. Jak na złość, nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. 
- A ty czym się zajmujesz, hm? Oczywiście, poza swoją wieczorną profesją.
     Zaczerwieniłem się mimowolnie. Po pierwsze, z zaskoczenia, bo nie podejrzewałem, że w ogóle interesuje go moje życie prywatne. Po drugie…sam nie wiem, czemu. Jakoś tak zdziwił mnie fakt, że wolał użyć bardziej eufemistycznego określenia mojego zawodu. Każdy inny po prostu by powiedział, że jestem dziwką i miałby stuprocentową rację. On chyba po prostu wolał być miły. 
     Przyjemna odmiana. 
- Studiuję. – odparłem, przewracając się na plecy i wgapiając w sufit. – Aktorstwo.
- Och, naprawdę? – tym razem usłyszałem już bardzo wyraźne zaskoczenie. – W takim wypadku sceny miłosne w filmach będziesz miał już opanowane do perfekcji. – zachichotał. 
     Mi tam wcale do śmiechu nie było.
- Taa. – mruknąłem, starając się nadać swojemu głosowi pogodny ton. 
     Po raz pierwszy od bardzo dawna nie udało mi się nad nim zapanować. Niech to szlag! Shikamaru chyba wyczuł tą nagłą zmianę nastroju, bo westchnął ciężko. 
- Przepraszam, że cię uraziłem. – powiedział szczerze. 
- Nic się nie stało…
- Owszem, stało.  
     W sumie miał rację. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc po prostu milczałem, a on chyba odpalił drugiego papierosa i zaciągnął się dymem.
- Gaara…  zaczął. – Czy będziesz miał coś przeciwko, jeśli odwiedzę cię w … klubie Orochimaru? 
     O, nawet nie użył słowa „burdel”. Jak miło z jego strony.
     Przełknąłem głośno ślinę. Chyba trzeba walnąć trochę szczerości.
- Nie. – odpowiedziałem, a oddech mojego rozmówcy na chwilę się zatrzymał. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. 
- Nie?
     Tym razem to ja westchnąłem ciężko. 
- Posłuchaj. – poprosiłem. – Shikamaru, nie znam cię właściwie, ale …jakoś tak podświadomie cię lubię. Chyba. Nie wiem, nigdy nie czułem czegoś takiego…
     Urwałem, a on milczał, najwidoczniej czekając, aż skończę. Wziąłem głęboki oddech.
- Jeśli masz ochotę na…na mnie, to ja …mogę się z tobą spotkać…tak prywatnie. – wydusiłem z siebie już ciszej, stopniowo tracąc szczątkową pewność siebie.
     Może i jestem dziwką, ale trochę dumy jeszcze mam. Jeśli chce mojej dupy, to mu dam, ale … nie w takich warunkach. Nie chcę u Orochimaru. Nie chcę za pieniądze.
- Po prostu umówmy się w jakimś hotelu, dobrze? Albo…jak chcesz, może być u mnie. Zrozum, ja po prostu nie chcę tak jak…z innymi klientami. – dokończyłem szeptem. 
     Kurwa mać. Policzki mnie palą jak piec węglowy. Pięknie, Gaara, facet cię zaraz wyśmieje!
- Gaara? – odezwał się po chwili jakimś dziwnym głosem. Brzmiało tak trochę, jakby się wzruszył. Śmieszne.
- Tak?
- Dziękuję ci. – powiedział z nutką wesołości w głosie. 
      Yy…chyba nie rozumiem.
- Za co…?
- Nie ważne. Po prostu dziękuję. A teraz śpij, na pewno jesteś zmęczony. Oddzwonię jutro…na twoją prywatną komórkę, dobrze?
     Zaraz…skąd on ma mój numer?!
- Skąd masz mój prywatny numer? – zapytałem, blednąc. Zaśmiał się cichutko.
- Przecież jestem policjantem. Mam swoje sposoby. – odparł swobodnie. – Chyba nie jesteś zły?
- Nie…nie jestem. – mruknąłem. Faktycznie, raczej mnie wściekłość nie rozpiera. To chyba znaczy, że facetowi zależy, prawda?
- Do usłyszenia, Shukaku. – szepnął i chyba przymierzał się do naciśnięcia czerwonej słuchawki. 
- Gaara. – poprawiłem go. 
- Co?
- Mam na imię Gaara. Tak się do mnie zwracaj. – poprosiłem. 
      Znowu zaczął się cicho śmiać.
- Dobranoc, Gaara. – powiedział, wymawiając ostatnie słowo jakoś tak…pieszczotliwie.
      Kurwa, zupełnie tak, jakby mówił „kochanie”! 
- Dobranoc. – szepnąłem i rozłączyłem się, od razu padając na poduszkę. 
      Boże, jaki ja jestem zmęczony! 
      Powieki same mi się zamknęły. Zanim zauważyłem, odpłynąłem.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz