piątek, 21 grudnia 2012
Oneshot – Superniania (SasoTobi)
W życiu każdego dziecka bywa taki moment, kiedy ze słodkiego i uroczego stworzonka przeistacza się w żądnego krwi i destrukcji potwora. Pain uznał, że Tobi wszedł właśnie w ten cudowny wiek, kiedy rodzice krzyczą „Supernianiu, ratuj!” i dzwonią po jakąś grubą, starą babę o obwisłym podbródku, która tresuje ich pociechy tak, by nadawały się do życia w społeczeństwie. Lider Akatsuki na początku łudził się jeszcze, że jakoś uda im się przeczekać ten trudny czas, lecz w momencie, gdy nadpobudliwy dzieciak stłukł jego ulubioną skarbonkę-świnkę z różowymi łatkami, uznał, że najwyższa pora działać.
Zwołano ściśle tajne zabranie, na którym radzono, co począć z tym fantem. Zetsu naturalnie chciał chłopaka zjeść, Deidara wysadzić w powietrze, Hidan złożyć z niego ofiarę, a Itachi miał po prostu ochotę zabić gówniarza. Rudy postanowił, że w takim wypadku obowiązek wychowania chłopca spada na Sasori’ego.
Akasuna naturalnie przyjął ten fakt z anielskim spokojem, po czym uśmiechnął się jedynie z troską i natychmiast zaczął wpajać Tobiemu zasady dobrego wychowania. Zapisał go również do pobliskiego przedszkola i codziennie prowadził go za rączkę na zajęcia, opowiadając po drodze o pięknie przyrody i miłości wobec innych ludzi oraz zwierząt. Rano i wieczorem obowiązkowo odmawiali wspólnie modlitwę, a po pewnym czasie delikwent stanowił idealny przykład grzecznego dziecka…
Ha. Ha. Ha.
Chcielibyście.
Dzień po podjęciu tej brzemiennej w skutki decyzji lalkarz wpadł do gabinetu lidera z zamiarem zrobienia mu z dupy jesieni średniowiecza.
- PAIN!
- Co? – warknął zakolczykowany osobnik płci bliżej nieokreślonej, unosząc wzrok znad dokumentów. Po prostu nienawidził, kiedy ktoś mu przeszkadzał w pracy. Zawsze potem darł się, że ma sterty papierów do przejrzenia…w rzeczywistości jednak całymi dniami zamykał się w gabinecie i rysował mangi, udając przy tym, że ciężko pracuje dla dobra organizacji.
- Możesz mi wytłumaczyć, co za idiota wpadł na pomysł, by MNIE obsadzić w roli NIANI? – syknął marionetkarz, kopniakiem zamykając drzwi.
- Kisame. – odparł bez namysłu rudy, wzruszając ramionami.
To była już taka niepisana tradycja Akatsuki, jeśli trzeba było coś na kogoś zwalić, był to Kisame. Ryba zawsze potem obrywała niezasłużone baty, ale nie protestowała, więc wszystko było w porządku.
- Kłamiesz. – syknął Sasori, siadając przed nim na biurku. – Z resztą, nie ważne. Ja się nie będę zajmował Tobim!
- Będziesz.
- Bo co?
- Bo w przeciwnym wypadku zostawię na jego pastwę całą kolekcję twoich marionetek. – zagroził spokojnie Pain ze złośliwym błyskiem w oku.
Twarz Akasuny wyciągnęła się, a on sam pobladł i zagryzł wargę.
- Nie zrobisz tego. – mruknął w końcu niepewnie.
- Owszem, zrobię. – prychnął rudy, zirytowany, gdyż marionetkarz usiadł na najnowszej stronie jego mangi yaoi, opowiadającej o miłości czarnej łasiczki i rudej surykatki z wieloma kolczykami.
Prawie cała organizacja wiedziała, że kręcił na boku z Itachim, ale on nadal z uporem maniaka wypierał się tego. Uważał, że jest zbyt męski, by być gejem, co nie przeszkadzało mu w noszeniu czarnych stringów i płakaniu w poduszkę oraz malowaniu oczu na niebiesko, gdy nikt nie patrzył.
- Znowu rysujesz te pedalskie komiksy? – prychnął z rozbawieniem Sasori, biorąc do ręki kartkę, na której czerwonooka łasiczka leżała pod surykatką w bardzo jednoznacznej pozycji. Lider zaczerwienił się pod kolor chmurek na swoim płaszczu i wyrwał mu arkusz z dłoni.
- Nie interesuj się. – syknął i schował rysunek do szuflady. – Masz miesiąc na doprowadzenie Tobi’ego do stanu używalności.
- To wezwij Supermana. – warknął Akasuna.
Nikt, nawet Orochimaru, nie byłby w stanie spacyfikować czołowego debila Akatsuki w tak krótkim czasie. To było tak absurdalne, że aż śmieszne, toteż czerwonowłosy mimowolnie wybuchł nieskrępowanym chichotem. Pain zacisnął szczęki tak mocno, że aż kolczyki zagrzechotały.
Po prostu nienawidził, kiedy ktoś się z niego śmiał. Było to związane z ukrytym kompleksem, który wzbudziła w nim Konan, wyśmiewając jego oczy i twierdząc, że wygląda jakby przedawkował Viagrę.
- Dwa tygodnie. – wysyczał tylko przez zaciśnięte zęby. – A teraz won z lokalu!
Sasori prychnął donośnie, po czym zeskoczył z biurka i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Może i lider miał przerost ambicji oraz prostaty, ale nie znaczyło to, że musi od razu wyżywać się na nim, dając mu zadania niemożliwe do wykonania.
Wszedł do salonu, gdzie od razu natknął się na Tobi’ego, radośnie wyrywającego watę z kanapy.
- Co ty robisz? – warknął z niemiłą świadomością, że od dzisiaj to on bierze odpowiedzialność za wszystkie jego szkody. Dokonał błyskawicznych obliczeń w swoim genialnym umyśle i doszedł do wniosku, że zwyczajnie go nie stać na zakup codziennie nowej kanapy.
- Przestań natychmiast! – rozkazał, ciągnąc go za włosy.
Chłopiec zaczął piszczeć i wyrywać się, używając przy tym słów niegodnych przytoczenia.
- Tobi chce się bawić. Tobi to dobry chłopiec! – oświadczył falsetem tak wysokim, że szyby zajęczały w proteście.
- Nie prawda. Tobi wcale nie jest grzeczny. – warknął Sasori, siłą woli doprowadzając się do względnego spokoju.
W rzeczywistości wyglądało to jednak, jakby opóźniał eksplozję bomby.
- Dlaczego Tobi nie może się bawić? – zapytał smutnym głosem chłopak, a w jego oku zakręciła się łezka.
- Możesz, ale nie pozwalam ci niczego niszczyć! – krzyknął lalkarz.
Brunet zastanowił się, przechylając lekko głowę na bok.
- A Saso-chan pobawi się z Tobim?
Szczęka marionetkarza wdzięcznie opadła do poziomu podłogi na dźwięk zwrotu „Saso-chan”, po czym przebiła się do piwnicy, słysząc absurdalne pytanie wariata.
- Jak? – zapytał tylko głupio, zamiast włączyć instynkt samozachowawczy i uciekać.
- Tak jak Ita-chan i Paini-chan! – zapiszczał chłopak i upadł przed nim na kolana, po czym szybko zdjął maskę.
Sasori był tak zdziwiony widokiem jego twarzy, że nie zauważył, kiedy chłopak zdążył rozpiąć jego spodnie. Zdał sobie sprawę z tego faktu dopiero wtedy, gdy jego chłodna dłoń zanurkowała mu bo bokserek.
- Co…co ty robisz? – wydukał, a jego oczy przybrały rozmiar talerzy UFO.
- Tobi się bawi. – oświadczył spokojnie chłopak i wydobył jego penisa na światło dzienne, po czym chuchnął na niego. – Ita-chan i Paini-chan bawią się tak codziennie, Tobi sam widział!
Akasuna nie zdążył nawet przetrawić tej wiadomości, gdy gorące, wilgotne usta zamknęły się na czubku jego męskości, ssąc z zaangażowaniem. Chłopak przymrużył oczy, jakby naprawdę sprawiało mu to przyjemność i wysunął język, drażniąc nim wiązadełko. Zaraz też zaczął nim ślizgać się po całym trzonie, zlizując wszystkie przeźroczyste kropelki. Zamruczał głośno, a Sasori mimowolnie jęknął.
- Saso-chan się podoba? – zapytał brunet, otwierając szeroko oczy z ciekawości.
Lalkarz tylko kiwnął głową, a wtedy język chłopaka ponownie zajął się jego męskością. Dłońmi pieścił jądra i jego uda, a rudemu przemknęła przez głowę myśl, skąd on zna takie techniki? Zaraz potem straciło to jakieś większe znaczenie, gdy jego ciało zaczęło drżeć, wróżąc rychły orgazm.
Tobi jednak nie pozwolił mu dojść, tylko wstał z szerokim uśmiechem i zaczął się rozbierać. Czerwonowłosy patrzył, oszołomiony, jak kolejne sztuki czarnej odzieży opuszczają zgrabne, blade ciało, ukazując jasną skórę. W życiu by nie podejrzewał, że czołowy idiota organizacji może być taki seksowny.
Chłopak popchnął go na kanapę i usiadł okrakiem na jego udach, ocierając się o rudzielca zmysłowo. On również był już podniecony, o czym świadczyła nabrzmiała męskość, wbijająca mu się delikatnie w brzuch. Przymknął oczy i zaczął ciężko oddychać, czując na swoim penisie dłoń chłopca. Siedział on jednak dłuższą chwilę bezczynnie, co zmusiło go do uchylenia lekko powieki.
- Co jest? – zapytał, a czarnowłosy zrobił skonsternowaną minę.
- Tobi próbuje sobie przypomnieć, co Ita-san teraz robił.
Sasori parsknął śmiechem.
- Pokażę ci. – mruknął i szybko naślinił swoje palce, po czym wsunął w jego dziurkę. Nie bawił się, wsadził od razu trzy i zaczął nimi poruszać.
- Ała! – pisnął brunet. – To boli. Niech Saso-chan je wyciąągniee…- dalszy ciąg zdania utopił się w przeciąłym jęku, gdy opuszki palców rudego natrafiły na prostatę chłopca. Ten spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Co to było?
- Zabawa. – odparł Akasuna z krzywym uśmieszkiem, po czym wyciągnął palce i wsunął się w niego jednym ruchem. Od razu chwycił go za biodra i zaczął mocno dopychać, a po chwili Tobi sam zaczął poruszać się w górę i w dół, jęcząc. To był jego pierwszy raz. Sasori był co do tego absolutnie pewny, czując otaczające go, ciasne wnętrze. Przyspieszył, muskając wrażliwy punkt chłopaka i czując jednocześnie kolejne dreszcze przyjemności.
- Jeszcze… – poprosił czarnowłosy, a po jego nosie spłynęła strużka potu. Na twarzy, wykrzywionej w grymasie euforii, miał urocze rumieńce o kolorze ciemnych pelargonii.
Łatwo ci powiedzieć, prychnął w myślach Akasuna, czując, że zaraz dojdzie. Naturalnie, nie uznał za konieczne powiadomić o tym partnera. Spiął wszystkie mięśnie, jęknął głośno i rozlał się w jego wnętrzu, a Tobi w niemal tym samym momencie spuścił się prosto na jego tors i opadł bezwładnie, dysząc jak po maratonie.
- To…Tobi dziękuje za zabawę…Saso-chan… – wysapał w końcu, unosząc się na łokciach i błyskawicznie nasuwając maskę.
W umyśle lalkarza zakwitł szatański plan.
- Podobało ci się? – zapytał.
- Tak! – pisnął radośnie chłopiec, chociaż czuł niemały ból w tyłku.
Sasori zaśmiał się złowieszczo.
- Jeśli będziesz grzeczny, będziemy się tak bawić częściej. – poinformował i tym oto sposobem zapewnił sobie dożywotnią opinię najskuteczniejszej i najszybciej działającej niani na świecie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz