sobota, 22 grudnia 2012

Oneshot – Dendrofilia (YamaKaka)


     Lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa…
     Kakashi ruchem jednostajnie opóźnionym zmierzał w kierunku gabinetu Hokage, co krok ziewając potężnie. Miał do tego pełne prawo, gdyż Pakkun zerwał go z łóżka o szokującej godzinie siódmej rano, przynosząc w pysku list. Nie dość, że był ośliniony przez psa, to jeszcze zawierał w sobie rozkaz natychmiastowego stawienia się u Tsunade. Krótko mówiąc – fatalny początek nowego dnia. 
      Jounin niespiesznie przemierzał ulice, zupełnie nie przejmując się faktem, że miał być u blondynki już trzy godziny temu. Nie chciało mu się nawet wymyślać żadnej nowej wymówki, przecież i tak mu nie uwierzą.
- Ej, Kakashi! – szczeknął Pakkun, nerwowo machając swoim niewielkim ogonkiem. – Pospiesz się!
- Po co?
- Blondyna dostanie szału!
- A tam, gadasz… – mruknął szarowłosy i ziewnął szeroko, a pies tylko prychnął i ugryzł go dosyć mocno w łydkę.
- AŁA! No dobra, idę idę….
       Tym też sposobem, gdy zegar wybił godzinę jedenastą piętnaście, pan Hatake łaskawie zaszczycił „królową” Konohy swoją obecnością. I niemal natychmiast pomknął ku niemu na spotkanie fotel na kółkach.
- KAKASHI! Czy ja dożyję dnia, w którym ty się nie spóźnisz?! – wrzasnęła kobieta, a sensei drużyny siódmej tylko wywrócił oczami.
- Owszem, dożyjesz, jak przyswoisz sobie jakieś jutsu nieśmiertelności… – mruknął mężczyzna, wygodnie rozsiadając się na parapecie.
      Dopiero wtedy zauważył, że pod ścianą ktoś stoi i patrzy się na niego zainteresowanym spojrzeniem dużych, czarnych oczu. 
- Serwus, Yamato! – przywitał się z lekkim śmiechem, machając mu ręką. Pakkun w tym samym czasie wskoczył obok niego na parapet i usiadł, nie odrywając spojrzenia od Hokage.
- Mam dla was misję. – oświadczyła poważnym głosem, a szarowłosy prychnął.
- No wiesz, a już myślałem, że zaprosiłaś nas na pogaduchy przy kawie…
- Zamknij się!
      Pierwsza rzecz, jaka się nawinęła blondynce pod rękę, czyli spinacz do papieru, poleciała w jego kierunku z prędkością światła i zatrzymała się dopiero na czole mężczyzny. Ten skrzywił się i miauknął cicho, a Yamato zagryzł wargę, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Wysyłam was do…
- … Suny. – dopowiedział Hatake, wzruszając ramionami. Nie miał zamiaru robić za coś w rodzaju krzyżówki listonosza, posła, szpiega i reprezentanta. Piąta równie dobrze mogła wysłać jakieś dzieciaki, nadawałyby się…
- Nie.
- Nie?
- Idziecie do Wioski Skały. Krążą pogłoski, że tamtejsi shinobi weszli nielegalnie w posiadaniu zwoju z jakimiś tajnymi technikami ziemi. – powiedziała brązowooka, a jasne brwi Kakashi’ego uniosły się do góry.
- I co mamy z nim zrobić?
- Ukraść go, oczywiście! – zirytowała się kobieta. – Kakashi, błagam, myśl!
      Jounin uniósł obie dłonie do góry w poddańczym geście.
- Więc wytłumacz mi lepiej, co tutaj robi Yamato. – mruknął.
- Naturalnie, idzie z tobą. 
- Ale…
- Wszyscy inni są już na misjach. – ucięła jasnowłosa, zaciskając wargi.
- Aha. No to ja już nie mam pytań. – westchnął sensei drużyny 7, zeskakując z parapetu. – Rozumiem, że mamy wyruszać natychmiast?
- Tak. Shizune już przygotowała wam ekwipunek. No, szerokiej drogi.
      Piąta machnęła ręką, dając im jednoznacznie do zrozumienia, że mają już sobie iść.
- Zaraz, chwileczkę! Ja nawet nie jadłem śniadania! – zaprotestował szarowłosy, robiąc nieszczęśliwą minę. Yamato delikatnie dotknął jego ramienia.
- W porządku, Kakashi-senpai. Zjemy coś na mieście.
      Patrzył przy tym na niego w ten sposób, że każdemu innemu powinno zrobić się nieswojo. Popielatowłosy tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko pod granatową maską.
- Ale ty stawiasz? – zapytał z nadzieją, że szatyn odmówi i będzie mógł pójść do domu, gdzie w spokoju zje swoje ukochane płatki śniadaniowe, czytając przy tym „Icha Icha Paradise”.
- Oczywiście! – odparł natychmiast brązowowłosy, czym wpędził towarzysza w niezmierne zdumienie.
      Hokage podeszła do drzwi, które uprzejme otworzyła im kopniakiem, tak, że niemal wyleciały z zawiasów.
- Sami wyjdziecie, czy mam wam pomóc? – zapytała, kątem oka zerkając w stronę szafki, w której trzymała swoje buteleczki z sake. W tajemnicy przed Shizune, rzecz jasna. 
- Idziemy, idziemy… – mruknął Kakashi, ślimaczym krokiem opuszczając jej gabinet. Yamato z dziwnym uśmiechem ruszył za nim. 
                                                                           ~~~ 
     – Nie smakuje ci, senpai? – zapytał zaniepokojony szatyn, wsuwając trzecią miskę ramen, podczas gdy Hatake nadal męczył pierwszą z taką miną, jakby co najmniej miał ochotę zaraz wszystkich pozabijać w promieniu kilometra. 
- Taa… – mruknął. 
- To może zamówić ci cos innego? Na mój koszt!
- Niee..
      Mężczyzna westchnął cicho i dokończył swoją porcję.
- Coś się stało? – spytał, marszcząc lekko szerokie, brązowe brwi.
- Nie podoba mi się ta misja. 
      Siedzieli właśnie w jakimś barze, gdzieś przy drodze z Konohy, a jounin wraz z każdą chwilą był coraz bardziej ponury i sceptycznie nastawiony do ich zadania. 
- Dlaczego?
- Powiedz mi, Yamato, kto zazwyczaj powinien wykonywać takie misje? – prychnął.
- Hmm….
- Genini. Albo, biorąc pod uwagę fakt, że to jakieś tajne techniki, chuunini. Wykradnięcie zwoju z innej wioski to nie jest zadanie, do którego angażuje się dwóch, dobrze wyszkolonych jouninów.
      Yamato wyprostował się i spojrzał na niego uważnie kątem oka.
- Sugerujesz coś?
- Taak…Sugeruję, że ta sprawa śmierdzi. – burknął Kakashi, jednak wracając do konsumpcji swojego ramen. Faktem pozostawało, że czekało ich co najmniej dwa, trzy dni drogi, a on był piekielnie głodny. 
- Jutro rano powinniśmy dojść do granicy. – powiedział Yamato, przeglądając jakieś papiery, które dostał od Tsunade.       
- To nie jest najlepszy pomysł. – odparł natychmiast Kakashi. – Lepiej będzie, jeśli zostaniemy na noc w lasach i rozbijemy obóz. Po całej nocy marszu będziemy wykończeni, a na granicy na pewno będzie kręciło się mnóstwo shinobi. Jesteśmy na misji, musimy mieć siłę na ewentualne starcia.
- T…tak! – przytaknął z niemałym podziwem Yamato.
      Kakashi zawsze mu imponował. Zarówno swoim wyglądem, jak i charakterem, sposobem bycia, umiejętnościami i inteligencją. Można powiedzieć, że był jego wzorem do naśladowania. Właśnie dlatego był tak dumny z siebie, gdy dostał pod opiekę grupę, którą wcześniej zajmował się Hatake.
      Szarowłosy wstał i wyciągnął się, aż zatrzeszczały mu wszystkie stawy.
- Skoro już zjadłeś, to ruszmy się. – mruknął z lekkim uśmiechem, zakładając z powrotem maskę. – Musimy zdążyć przed zachodem słońca.
                                                                           ~~~
      Kakashi nawet nie podejrzewał, że tak trywialna czynność, jak wbijanie śledzi w ziemię, może być tak irytująca, gdy jest się pod stałym ostrzałem bezdennych, czarnych oczu Yamato.
- Możesz przestać się na mnie gapić? – prychnął, a mężczyzna tylko uśmiechnął się lekko.
- Przepraszam. – mruknął i rozłożył swój śpiwór. 
      Hatake tylko coś zaczął mamrotać pod nosem i wszedł do środka, od razu zdejmując bluzkę. Skoro jutro mają dotrzeć do granicy, musi się wyspać. Zwłaszcza, że Pakkun zwlókł go z łóżka o tak drakońskiej porze.
      A, właśnie, Pakkun. Przez Tsunade nawet nie miał teraz przy sobie towarzysza, kobieta kazała mu wysłać psa z listem do Jiraiyi. Problem w tym, że nikt nie wie, gdzie obecnie przebywa Jiraiya. Nawet Naruto nie ma zielonego pojęcia, albo nie chce powiedzieć. Kto by tam zrozumiał dziecko z ADHD?
      Sarowłosy zsunął z siebie spodnie, a wtedy do namiotu wczołgał się Yamato.
- Na litość boską, mów, że wchodzisz! – warknął Kakashu, czerwieniąc się lekko. 
- Przepraszam. – powtórzył tylko szatyn, ale nie wyszedł na dwór. Przeciwnie, wsunął się do środka głębiej i usiadł pod „ścianą” z materiału, obserwując go takim wzrokiem, jakby zaraz zamierzał go pożreć.
- Mam coś na tyłku? – zapytał zdezorientowany sensei drużyny siódmej.
      Przecież to chyba nie było normalne, że facet patrz się drugiemu facetowi na tyłek, zwłaszcza wtedy, gdy ten drugi ma na sobie tylko slipki.
      Och, no dobrze, szarowłosy tolerował homoseksualistów, ale to wcale nie oznaczało, że…
      O, Boże.
- Yamato?
- Słucham…? – odezwał się nieco rozmarzonym tonem szatyn, wygodnie kładąc obok. Kakashi przełknął ślinę.
- Dlaczego ja cię w ogóle nigdy wcześniej nie widziałem w towarzystwie jakiejś dziewczyny? – zapytał, odsuwając się dyskretnie jak najdalej.
      W półmroku, panującym we wnętrzu namiotu, uśmiech Yamato prezentował się jakoś tak..strasznie. Chłopak szybko poderwał się i przysunął bliżej.
- Ponieważ… dziewczyny mnie nie interesują, senpai. – wyznał.
- A…kto cię interesuje?
- Ty, Kakashi-san. – szepnął chłopak, łapiąc go mocno za ramiona i całując gwałtownie. Szarowłosy wyrwał się i wyczołgał z namiotu.
- ZWARIOWAŁEŚ?!
      Yamato wyszedł za nim, nadal uśmiechając się w ten sam sposób.
- Tak. Na twoim punkcie. 
- Co?
      Nagle z ziemi wyrosły całkiem solidne gałęzie, które oplotły i unieruchomiły szarowłosego. Dwie z nich ściśle oplotły się wokół jego dłoni, tak, że nie był w stanie wykonać żadnej pieczęci.
- Bez numerów, bo zrobię ci poważną krzywdę. – ostrzegł szatyn, kładąc dłoń na jego lewym pośladku i ścisnął go lekko.
- Co ty robisz? – syknął Hatake, a czarnooki tylko zachichotał cicho i zsunął z niego slipki. Gwizdnął cicho pod nosem.
- Tak, jak myślałem, jesteś idealny wszędzie, Kakashi-senpai. – stwierdził, palcem przesuwając wzdłóż rowka między pośladkami mężczyzny. Ten odruchowo spiął je i pisnął cicho.
- Rozluźnij się, inaczej będzie bolało. – mruknął Yamato.Gałęzie, trzymające uda szarowłosego, rozsunęły się tak, że teraz jounin klęczał z szeroko rozłożonymi nogami i wypiętymi pośladkami, nie mogąc się ruszyć.
      Użytkownik Elementu Drzewa uśmiechnął się pod nosem i zaczął rozbierać. 
- Zawsze o tym marzyłem, wiesz? – szepnął, pochylając się tuż nad nim i całując go w kark. – Żeby cię związać, tak jak teraz…żebyś był tylko i wyłącznie mój.
- Ale ja nie jestem gejem!
- Nie szkodzi.
      Yamato wysunął język i zaczął przesuwać nim po karku i łopatkach mężczyzny, schodząc w dół i sunąc wzdłuż kręgosłupa. Hatake mimowolnie westchnął głęboko i wygiął się na tyle, na ile pozwalały mu gałęzie.
      Jeszcze się za to zemści.
      Brązowowłosy tymczasem przesunął się z ustami jeszcze niżej, docierając do jego pośladku. Zaczął je lekko podgryzać i lizać, masując przy tym dłońmi. Jedną rękę przesunął w dół i zaczął nią delikatnie, ale stanowczo pieścić członek. Zamierzał dać szarowłosemu trochę przyjemności, zanim go weźmie.
- Dobrze? – szepnął.
- Nie!
- Zaraz ci będzie dobrze.
      Zaśmiał się cicho i zagłębił język w jego ciasnej, nie ruszanej do tej pory dziurce mrucząc cicho. Kakashi sapnął głośno i spiął wszystkie mięśnie, a Yamato zaczął wsuwać i wysuwać język, nie przestając przy tym dłonią pobudzać jego członek. W pewnym momencie ścisnął go dosyć mocno na czubku i przytrzymał, a jounin jęknął głośno. Mimo wszystko, podobało mu się to, chociaż czuł się podle.
      Nigdy nie podejrzewał, że Yamato mógłby potraktować go w taki sposób. BA! Nigdy by nie pomyślał nawet, że KTOKOLWIEK mógłby mu zrobić coś takiego!
- Zabiję cię! – wycharczał i zacisnął mocno zęby, gdy wsunął się w niego jeden palec mężczyzny.
- Zobaczymy.
      Czarnooki zaczął powoli przesuwać palcem w jego wnętrzu, z zadowoleniem wyczuwając, jak bardzo Hatake jest ciasny. Wąskie wejście stopniowo rozciągało się przy każdym jego ruchu, a mężczyzna jęczał cicho. Drugą dłonią szatyn zaczął ściskać jego jądra, dosyć mocno.
      Nagle szarowłosy wciągnął gwałtownie powietrze i krzyknął z bólu.
- Przestań! – wrzasnął, czując, jak z palca brązowowłosego wysuwa się całkiem szeroki kawałek drewna i rozpycha go od środka.
- Zaraz przestanie…rozluźnij się. – polecił tylko Yamato.
      Szybko wysunął z niego palec i zastąpił go własnym, gorącym i pulsuującym członkiem. Nie czekając, aż Kakashi się przyzwyczai, zaczął szybko poruszać biodrami, wchodząc głębiej i głębiej. Zauważył w pewnym momencie, że po udach mężczyzny ciekną strużki krwi, co tylko dodatkowo go podnieciło.
- Wiesz…Kakashi-senpai… – sapnął, pochylając się tuż nad nim, tak, że teraz jego gorący oddech owiewał kark szarowłosego. – Zawsze chciałem cię przerżnąć. Za to, że jesteś taki idealny..
- Zabiję cię! – powtórzył tylko Hatake, zaciskając zęby. Teraz już czekał tylko, aż szatyn skończy i da mu święty spokój.
      Yamato po pewnym czasie spełnił jego niemą prośbę, spuszczając się w jego wnętrzu. Szybko wysunął mięknącego penisa i odsunął się, chwytając pośladki mężczyzny i rozsuwając je.
- Co ty…? – szepnął Kakashi.
      Czarnooki zachichotał cicho, klepiąc go lekko po pośladku i patrząc, jak z półotwartego wejścia wycieka krew, pomieszana z jego własną spermą.
- Jesteś całkiem niezłą dupą. – mruknął z zadowoleniem, puszczając go i wstając. Włożył na siebie piżamę, a dopiero wtedy wykonał szybko kilka pieczęci. Drewno schowało się pod ziemię, a sensei drużyny siódmej opadł bezładnie na trawę, dysząc ciężko. Nie miał pojęcia, jak on jutro będzie się ruszał.
- Nienawidzę cię. – szepnął, wciągając na siebie drżącymi dłońmi slipki. Yamato posłał mu tylko pełne rozbawienia spojrzenie. 
- Dobranoc, Kakashi-senpai. – szepnął i puścił mu oczko. 
      Hatake położył się jak najdalej od niego z poczuciem, że już wie, dlaczego ta misja od początku tak mu się nie podobała.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz