piątek, 21 grudnia 2012

Oneshot – Spotkanie (KakaIta)


     Padał deszcz. Obrzydliwa, lodowata mgiełka wilgoci unosiła się w powietrzu, sprawiając, że ubrania nasiąkały wodą, a ubita ziemia pod stopami zmieniała się w błoto pełne zwierzęcych kup i rozmiękłych szyszek. Szarowłosy shinobi niemal bezszelestnie brnął przez to bagno, z łatwością omijając przeszkody w postaci powalonych przez wichurę drzew. Ich obdarte z kory pnie jaśniały w blasku księżyca jak upiorne, nagie kości.

- Już niedaleko. – szepnął do siebie, rozpoznając okolicę. Ruszył niemal niewidoczną, wąską ścieżką, wijącą się między potężnymi drzewami. Szumiały, oburzone faktem, że jakiś bezczelny ninja śmie zakłócić ich spokój.

        Znowu zanosiło się na burzę.

        Tak samo, jak w zeszłym roku.

        Uśmiechnął się lekko, gorzko na wspomnienie poprzedniego spotkania w opuszczonym bunkrze, gdzie razem z nim wykradł światu kilka chwil zapomnienia. Wtedy też na zewnątrz szalała zamieć, ale oni nie zwracali na to uwagi, skupieni na sobie. Kakashi’emu nie przeszkadzał nawet chłód, wszechobecna wilgoć, woda, kapiąca na głowy i pielgrzymki najróżniejszych gatunków mrówek, spacerujacych po ścianach i podłodze. Nie przeszkadzał nawet fakt, że materac był okropnie niewygodny, cuchnął stęchlizną, a w promieniu kilometra nie było ani jednej wolnostojącej toalety. Liczyło się tylko pragnienie, potrzeba stopienia się w jedno i to blade, drżące, cudowne ciało, które przez chwilę mógł trzymać w ramionach…

- Kakashi. – usłyszał cichy, łagodny głos. Tak boleśnie znajomy, pieszczący uszy. Nawiedzał go co noc w snach. – Chodź.

        Czarnowłosy szybko odwrócił się i pobiegł wgłąb lasu, nie wydając przy tym najlżejszego odgłosu. Długie, hebanowe włosy powiewały za nim jak tren, a krwiście czerwone chmury na płaszczu były dobrze widoczne w półmroku. Hatake przyspieszył kroku, doganiając swoją miłość.

        Zatrzymali się przed zardzewiałymi drzwiami z wyrytym na nich znakiem Konohy. O ironio, wioski, z której Uchiha uciekł, a teraz jej godło zdobiło jedyne miejsce, w którym czuł się dobrze. Chłopak błyskawicznie złożył pieczęcie i nacisnął klamkę. Stare zawiasy zaskrzypiały przeraźliwie, zmuszając siedzące na gałęziach ptaki do zerwania się w powietrze. Brunet schylił się i wszedł pierwszy, uważnie stawiając kroki na śliskich od wilgoci schodach. Zapalił wyciągniętą z kieszeni świeczkę, która rzuciła rozedrgane światło na surowe, kamienne ściany. Jakiś szczur, spłoszony nagłą zmianą oświetlenia, uciekł z piskiem, zamiatając ogonkiem po podłodze usłanej małymi kośćmi, wszechobecnym kurzem, zgniłymi liśćmi i odchodami gryzoni. W powietrzu unosił się zaduch i nieprzyjemny zapach nieczystości.

- Cuchnie tutaj. – szepnął Ita, przechodząc przez bardzo długi i wąski korytarz. Kakashi delikatnie dotknął jego dłoni i splótł ich palce, za co został nagrodzony smutnym uśmiechem.

        Przyzwyczaił się. Uśmiechy Itachi’ego zawsze były smutne i pełne melancholii.

- Co słychać w wiosce? – zapytał długowłosy, aktywując sharingan. Korytarz stał się tak ciemny, że nawet nikłe, pełgające światełko świeczki nie ułatwiało widoczności. Rzucił ją w kąt, oczyszczając oblepione parafiną palce, a Hatake odsłonił opaskę i uruchomił swój podarunek od Obito.

- Itachi, jesteś pewny, że o tym chcesz teraz rozmawiać? – zapytał szarowłosy.

        Powoli zwężajace się ściany utworzyły teraz tak wąską przestrzeń, że musieli iść gęsiego. Jounin podążał tuż za chłopakiem, wdychając zapach jego skóry i wilgotnych włosów.

- Zabiłem cały klan i uciekłem z rodzinnej wioski tylko po to, aby ją ratować od wojny. – odparł ponurym głosem. – Więc to chyba oczywiste, że chcę wiedzieć coś na jej temat, prawda?

       Kakashi westchnął.

- Tsunade sobie nie daje rady. – stwierdził krótko. – Orochimaru dorwał Sasuke i próbuje z niego zrobić prywatną maszynkę do niszczenia osad. Kraj Dźwięku próbuje wykorzystać okazję i zagarnąć nasze tereny, szlaki nie są bezpieczne, coraz więcej napaści w miastach…- zaczął wyliczać szarowłosy. Nagle poczuł się strasznie zmęczony.

- Akatsuki zbiera demony. – mruknął brunet, nie odwracając się. W jego głosie słychać było smutek, pomieszany z rezygnacją.

        On nie był głupi. Dlatego już dawno stracił wszelką nadzieję, w przeciwieństwie do zidiociałych desperatów, którzy wierzyli, że będzie dobrze, mimo iż świat walił im się pod nogami. Nie należał go gatunku tych, którzy na huragan mówili „wiaterek”, a na bitwę „przyjacielska potyczka”. Nazywał fakty po imieniu.

         A fakty były oczywiste. Świat pędził na oślep w stronę stagnacji i zepsucia, więc trzeba było z niego wiać jak najszybciej. Taki też mieli plan na dzisiejszy wieczór.

- Wiem.

- Oni już też szykują swój teatr dziewięciu ogoniastych laleczek. – dodał czerwonooki. Nie powiedział „my”, mimo iż nadal miał na sobie czarny płaszcz z czerwonymi chmurami.

         Niech żyje hipokryzja.

         Na końcu przedsionka w końcu zamajaczyły drzwi, ciężkie i drewniane. Ita wyciągnął spod koszulki długi, srebrny łacuszek z kluczem, po czym wsunął go do zamka. Ten szczęknął cicho, a skrzydło uchyliło się uprzejmie, wpuszczając ich do nieco zapuszczonego wnętrza.

         Cóż, prawde mówiąc „nieco” jest tutaj grubym niedomówieniem. W środku było zimno, mokro, ciemno i brudno, stało tylko jedno duże łóżko, stół i dwa krzesła oraz nieduży kufer, pełniący również rolę szafki. Chłopak zdjął przemoczony płaszcz i odwiesił go na oparcie, palcami rozczesując splątane włosy.

         Był taki śliczny.

         Kakashi niewiele myśląc objął go od tyłu w pasie, przyciągając do siebie. Czuł, jak drobne ciało jego Łasiczki drży z chłodu.

- Włóż to. – błyskawicznie zdjął z siebie bluzę, która była w miarę sucha i przemocą wcisnął na niego. Sam paradował teraz z nagim torsem, wystawiony na działanie lodowatego zimna, ale to i tak się nie liczyło. Nawet nie będzie miał czasu się przeziębić, więc nie ma potrzeby się martwić.

          Ita usiadł na łóżku, zdjął mokre buty i podciagnął kolana pod brodę. Szarowłosy usiadł tuż obok niego i objął szczupłe ciało w pasie.

- Dziękuję. – szepnął mu na ucho, odgarniając za nie kosmyk ciemnych włosów.

- Za co?

- Za to, że tutaj jesteś.

         Nawet w półmroku widać było, że blada twarz bruneta pokryła się różowym rumieńcem.

- Kakashi, przecież wiesz, że bym przyszedł do ciebie. Gdziekolwiek byś się znalazł… – odparł również szeptem, opierając głowę o zagłębienie nad jego obojczykiem. przez chwilę siedzieli w ciszy, sycąc się swoją obecnością.

         Jak co roku.

- Boję się. – odezwał się w końcu Itachi. Szarowłosy mocniej go przytulił, całując w czoło.

- Czego?

- Tego, co będzie dalej…czy będziemy razem…- mruknął chłopak, rozpaczliwie chowając się w ramionach ukochanego. Słuchał bicia jego serca, zupełnie tak jakby to był dźwięk, od którego się uzależnił.

- Na pewno. – odparł Kakashi. Nawet w jego uszach zabrzmiało to głupio i nieszczerze.

         Oni już podjęli decyzję. Mieli dość spotkań raz w roku, wykradzionych chwil szczęścia, wiecznej tęsknoty i wyrzutów sumienia oraz strachu, że jeden z nich zginie, a drugiego przy nim nie będzie.

- Kakashi…

- Hm?

- Kochaj mnie.

          Szarowłosy nie śmiał nie spełnić tej prośby. Uniósł podbródek chłopaka do góry i wpił się w jego wargi, smakując każdy zakamarek słodkich ust. Upajał się dotykiem giętkiego języka, sunącego po jego policzkach i ocierający się o podniebienie. Nie przestał go całować nawet wtedy, gdy zabrakło im oddechu. W końcu oderwali się od siebie na chwilę, a ich usta łączyła strużka śliny. Ponownie zaczęli dziki, chaotyczny taniec języków, w którym zawarte były wszystkie uczucia.

          Żal. Rozpacz. Szczęście. Smutek. Miłość. I bolesne wrażenie, że to już ostatni raz.

         To było pożegnanie. Oboje o tym wiedzieli, więc chcieli dawać i brac jak najwięcej, na zapas. Aby starczyło im do wieczności.

         Mimo chłodu, zaczęli zrywać z siebie ubrania, rozrzucając je po brudnej, zakurzonej, pełnej robactwa podłodze. Przecież i tak nigdy więcej ich nie założą. Dłonie zaczęły błądzić po nagich torsach, odkrywając je jeszcze raz, na nowo. Kakashi ścisnął sutek chłopaka, a ten zajęczał i otarł się o niego biodrami, domagając uwagi w niższych rejonach ciała. Mężczyzna szybko pozbawił go reszty ubrań i teraz wodził językiem po aksamitnie gładkich, ciepłych udach, rozkoszując się ich smakiem. Polizał delikatnie tatuaż na prawej pachwinie chłopaka, przedstawiający okropnie rozczochrany strach na wróble. Uśmiechnął się lekko. On sam miał tatuaż w tym samym miejscu, z tą różnicą, że jego przedstawiał czarną łasicę o czerwonych oczach.

           Brunet chwycił w dłoń jego męskość i zaczął jeździć kciukiem wokół czubka, wyrywając z jego ust westchnienia. Szarowłosy przyssał się do jego sutków, po czym zjechał na pępek, aż w końcu zamknął penisa czerwonookiego we wnętrzu swoich ust. Itachi jęknął głośno, czując zniewalające ciepło i zwiny język, kreślący zawijasy na całym trzonie. Nie trzeba było długo czekać, aż fala orgazmu wstrząsnęła jego ciałem.

           Rozłożył szeroko nogi, pozwalając, aby Hatake wszedł w niego powoli. Kopiujący Ninja przymknął oczy, uspokajając oddech. Jedynie siłą woli powstrzymywał się przed dojściem, czując wokół siebie nacisk gorących mięśni chłopaka. Widział jego oczy, przymglone z przyjemności i pożądania. Zaczął się poruszać, aż w końcu puściły mu wszystkie hamulce i dziko dopychał biodra, skupiając się tylko na tym, aby choć przez chwilę stać się razem z Uchihą jednym organizmem, jednym pragnieniem i jedną rozkoszą, która zalała ich jednocześnie białą smugą.

           Spleceni w uścisku położyli się na śmierdzącym, przesiakniętym ich spermą meteracu, a Kakashi wyciągnął dłoń i chwycił kunai. Itachi bez słowa wyciągnął swoje blade nadgarstki.

          Mężczyzna dwoma szybkimi ruchami przeciął je, a potem równie łatwo podciął własne, obserwując, jak uch krew miesza się, wsiąkając w materiał brudnej pościeli. Na szarawym płótnie wykwitły szkarłatne kwiaty.

- Do zobaczenia po drugiej stronie. – szepnął brunet i po raz ostatni zamknął oczy. Jego głowa bezwładnie opadła na tors kochanka.

- Idę do ciebie. – odparł po chwili równie cicho Kakashi.

         Jego powieki także zamknęły się na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz