piątek, 21 grudnia 2012

Oneshot – Wino (ItaNeji)


      Przez chwilę nie spuszczam z ciebie wzroku, uważnie śledząc każdy twój gest. Znam je wszystkie na pamięć. Ten lekki, pełen gracji krok, subtelne ruchy nadgarstków, gdy odrzucasz do tyłu długie, czarne włosy.

       Bolesnie znajome.

       Witasz się krótko, chłodno, jakbyśmy się nie znali. Odpowiadam ci tylko skinieniem głowy, nadal szukając w twoich oczach nawet najlżejszego przebłysku emocji. Nic z tego, są zimne, jasne i twarde jak kryształ. Przypominają szklane, beznamiętne ślepia marionetki, pozbawionej uczuć.

       Cóż, moje też wyglądają podobnie. W końcu przecież jesteśmy lalkami. Marionetkami swoich ambicji.

- Chciałeś porozmawiać? – pytasz. Twój głos jest dźwięczny i równie zimny, co oczy. Jakbyś cały został wykonany z lodu. Choć przecież ja wiem, że potrafisz być niezwykle gorący, jeśli tylko chcesz…

         Teraz najwidoczniej nie chcesz.

         Patrzę zahipnotyzowany, jak powoli zdejmujesz z ramion szary płaszcz, ukazując seksowne, smukłe ciało, opięte czarnymi ubraniami, a ja dochodzę do wniosku, że rozmowa jest ostatnią rzeczą, której chcę. Najchętniej wziąłbym cię w ramiona i całował, bez pamięci, do utraty tchu…

          Ale nie mogę. Przecież jesteśmy tutaj po to, aby to wszystko skończyć.

- Tak. – odpowiadam chłodno, odrywając wzrok od jego ślicznej twarzy. Skinąłem dłonią na kelnerkę i złożyłem jej zamówienie. Musiałem powtarzać dwa razy, bo przez pierwsze trzy minuty tylko wodziła wzrokiem między nami, stopniowo rumieniąc się. Efekt uboczny bycia pięknym, dobrze ubranym i bogatym.

          Cóż, nie jest to jedyny minus. Dobrze o tym wiemy.

- Chianti Classico*. – powtarzam, mrużą oczy. Dziewczyna nareszcie ocknęła się i zaczęła notować, po czym szybciutko uciekła. Przenosisz na mnie spojrzenie swoich cudownych, lodowatych oczu, a mi przebiega po plecach dreszcz.

         Wciąż jesteś paradoksalnie piękny i okrutny. Ranisz mnie w każdy z możliwych sposobów, samym swoim spojrzeniem potrafisz zadać mi ból. Nawet teraz czuję, jakby coś rozrywało mnie od wewnątrz, bo wiem, że on cię dotykał. Tak, jak miałem prawo tylko ja. Położył swoje ohydne łapska na twoim ślicznym, bladym ciele i odebrał to, o należało tylko do mnie.

- Nadal pijesz wytrawne? – delikatnie unosisz brwi w subtelnym, uwodzicielskim geście. Wszystko w tobie jest uwodzicielskie. To zimne spojrzenie, blade usta, stworzone do całowania, łabędzia szyja i smukłe palce, którymi chwytasz lampkę wina. Kelnerka już zdążyła przynieść zamówienia i ulotnić się, zapewniając nam jakże pożądaną prywatność.

         Bez słowa upijam łyk, przez moment rozkoszując się głębokim smakiem. Na sekundę przymykam oczy i wzdycham cicho, tak, abyś nie usłyszał. Wbijam spojrzenie w ciemnoczerwoną ciecz, bawiąc się kryształowym kieliszkiem.

         Wiesz, Neji…kiedyś nasza miłość była jak to wino. Głęboka, czerwona, upajająca zmysły. Nie raz budziliśmy się po niej z bólem głowy, żałując, że jej skosztowaliśmy, ale i tak w końcu znowu smakowaliśmy rozkosz, zatapiając się w aromacie wytrawnego wina. Czasami wystarczało delektowanie się jedynie kroplami, lecz czasem gasiliśmy trawiące nas pragnienie wielkimi, palącymi w gardle łykami.

          Czy teraz żałuję? Nie. Ale odejdź, nim sprawisz, że stanę się alkoholikiem, uzależnionym od tej czerwieni.

- Jak długo to trwa/ – pytam bez ogródek. Nie mam czasu ani chęci na owijanie w bawełnę.

         Opierasz podbródek na splecionych dłoniach i wbijasz spojrzenie w okno, udając, że się zastanawiasz. Ale i tak dobrze wiem, że masz gotową odpowiedź na to pytanie.

- Niecały rok. – udzielasz mi jej, a mój świat na chwilę się zatrzymuje. Tylko ułamek sekundy, potem rusza dalej w niezmiennym rytmie. Nie daję po sobie poznać, że ta rewelacja mną wstrząsnęła, powoli rozluźniam uścisk palców na nóżce kieliszka, zanim szkło pęknie.

           Zabolało. Mimo wszystko, cholernie zabolało. Spotykałeś się ze mną, spałeś, rozmawiałeś przez ten ostatni rok i cały czas kłamałeś, ukrywając za plecami tego drugiego?

- Kto to jest? – pytam od niechcenia i upijam powoli kolejny łyk wina. Czuję jego cierpki smak na języku i przyjemne ciepło, rozlewające się po całym ciele. Jednak twoje zimne spojrzenie szybko je zamrzaża.

           Na twojej ślicznej twarzy pojawia się wyraz egzaltowanego rozmarzenia, który kiedyś tak kochałem. Przymykasz lekko oczy i patrzysz na mnie spod przymrużonych rzęs. Bezlitośnie wbijam wzrok w twoje krystaliczne tęczówki, udając, że wcale nie zrobiłeś na mnie wrażenia. Na twoich wargach błąka się delikatny uśmiech, ale ja nadal zachowuję kamienną twarz.

          Już mnie więcej nie skrzywidzisz, Neji.

- Znasz go. – mówisz powoli, starannie dobierając słowa. Tak, jakbyś szukał tych, które zadają mi największy ból. – To twój brat, Sasuke.

           To twój brat, Sasuke.

           To twój brat, Sasuke…

           Na twojej twarzy przez ułamek sekundy widać rozczarowanie i konsternację. Przypuszczałeś, że zerwę się z płaczem i rzucę na kolana, błagając, abyś mnie nie zostawiał? Nie, ja nadal siedzę spokojnie, z kamienną twarzą. Ani jeden mięsień na mojej twarzy nie drgnął, gdy usłyszałem imię mojego brata. Może tylko odrobinę mocniej chwyciłem kieliszek. Nieco drżącą dłonią uniosłem go do ust i upiłem kolejny łyk.

           Niewiele pozostało w szkle. To znak, że nasza rozmowa już się kończy.

- Dlaczego? – pytam mimowolnie. Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to żałośnie.

           Na twoją twarz znowu wypływa ta rozmarzona mina.

- On jest…inny. Zupełnie różni się od ciebie. – mówisz, uśmiechają się lekko. – Ty zawsze byłeś zajęty firmą i interesami, nie potrafiłeś zrozumieć moich potrzeb, ale Sasuke…on zawsze miał czas. I w całości poświęcał go mi. Zawsze jest taki czuły, delikatny i…

           Nie chcę dalej tego słuchać. Powoli opada mi aksamitna opaska z oczu, którą sam zawiązałeś przy pierwszym naszym spotkaniu, niecałe trzy lata temu. Teraz widzę, jaki jesteś. Próżny. Pusty, jak kieliszek, z którego właśnie dopiłem wino. Uwielbiasz być adorowany, posiadasz wyjątkową urodę i inteligencję…ale nie masz serca, Neji.

           A ja nie chcę być marionetką w rękach lalkarza, który nie ma serca.

           Gestem przywołałem kelnerkę, przerywając w połowie twój monolog i uregulowałem rachunek, nie zapominając o napiwku. Przecież jestem Itachi Uchiha, muszę dbać o poziom i reputaję. Patrzysz w szoku, jak wstaję i bez słowa wkładam czarny płaszcz. Moje spojrzenie mimowolnie pada na pusty kieliszek.

           Kiedyś nasza miłość była jak wino. Teraz jednak bardziej przypomina ten kryształ. Powoli wysączyliśmy ją, pragnąc za wiele. Ja chciałem ciebie, ty chciałeś wszystkich wokoło. Dziś pozostają tylko piękne pozory, starannie wyszlifowane przez te lata i kilka ostatnich, szkarłatnych kropel na ściankach. Sprawiają, że szkło lekko zaróżowiło się, próbując nieudolnie upodobnić się do dawnego uczucia. Przypominają o minionych chwilach złudnego szczęścia, wywołując gorycz wspomnień.

           Po chwili namysłu wziąłem kieliszek i upuściłem go, patrząc, jak leci w dół i rozpryskuje się na setki maleńkich odłamków. Poczułem jakąś dziwną ulgę, widząc w twoich oczach szok i zagubienie. Nie tak miało być, prawda? Tym razem przedstawienie wymknęło ci się spod kontroli.

           Żegnaj, Neji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz