piątek, 30 listopada 2012

31. To już koniec…ost.


         Przez narkotyczną mgłę, spowijającą jego umysł, przedarł się wrzask blondyna. Sasuke momentalnie otrzeźwiał, w każdym razie na tyle, aby mógł się poruszać i odepchnął od siebie na pół rozebraną dziewczynę.

- Co ty wyprawiasz? – syknął, mierząc ją morderczym spojrzeniem. Oszołomiona Ino nie usłyszała go, tylko wpatrywała się z przerażeniem na skulonego na ziemi Uzumaki’ego. Uchiha natychmiast przyskoczył do chłopaka.

- Sas…Sasuke..- wycharczał chłopak, ale reszta jego słów utonęła w krwi, którą zwymiotował.

- Dzwoń po pogotowie! – ryknął czarnowłosy do dziewczyny, która na szczęście miała śladowe ilości inteligencji, bo już stukała długimi paznokciami po klawiszach telefonu. Blondyn w tym czasie wrzasnął jeszcze raz i zwinął się w kłębek z bólu, a wszystkie jego mięśnie napięły się do granic możliwości. Z ust, nosa i uszu płynęły mu szkarłatne strużki krwi, wsiąkające w ziemie. Sasuke chwycił jego twarz w dłonie i mocno pocałował w usta. Po jego policzkach płynęły łzy, nawet nie próbował ich powstrzymać.

- Naruto…Naru, nie umieraj…- szlochał, nie zwracając uwagi na widownię, która zebrała się na dworze, zanipokojona wrzaskami blondyna. Przez ten mini tłumek przepchnął się Gaara, ciągnąc za rękę Neji’ego.

- Co tu się stało…? – wyszeptał wstrząśnięty i spojrzał na bruneta, a potem na Yamanakę, następnie znowu zwrócił wzrok na czarnookiego. Zobaczył na jego policzkach, ustach i szyi ślady brokatowej szminki, idealnie pasującej kolorystycznie do tej, którą malowała się Ino. Wystarczyło dodać jeszcze fakt, że sukienka dziewczyny jest pognieciona i podwinięta, a Sasuke ma połowe guzików u koszuli rozpiętych. Niemal było słychać kliknięcie, gdy trybiki w mózgu Sabaku zaskoczyły. Chłopak zbladł, a na jego twarzy odmalowała się wściekłość.

- Ty skurwielu…- wysyczał i mocno przyłożył brunetowi z pięści w policzek. Impet uderzenia pchnął chłopaka na ziemię. Hyuuga spróbował powstrzymać swojego rudego demona, ale zielonooki wyrwał się i wymierzył solidny kopniak w krocze Sasuke.

- Jak mogłeś!? – krzyknął. – On cię KOCHA!

- To moja wina! – powiedziała Ino, bezskutecznie usiłując stłumić szloch.

- Co?

- To moja wina! Ja zawsze chciałam się umówić z Sasuke-kunem, ale nigdy mi się nie udawało. Potem Sakura znalazła chłopaka, a mnie nadal nikt nie chciał! – chlipnęła. Po jej twarzy spływały gęste strugi rozmazanego tuszu. – Dodałam extasy do tamtego napoju i chciałam tylko wyciągnąć go na numerek! Skąd mogłam wiedzieć, że on pójdzie za nami?!

- Ty durna pizdo. – syknął Gaara, oszołomiony ogromem głupoty swojej koleżanki. W tym momencie usłyszeli wycie syren na ambulansie, a po chwili przez podjazd wtoczyła się karetka. Sanitariusze wyskoczyli z pojazdu i wyciągnęli nosze. Wszyscy posłusznie odsunęli się, poza Sasuke, który nadal ściskał dłoń niebieskookiego.

- Odejdź! – krzyknął do niego mężczyzna z maską tlenową.

- Nie…- wychrypiał Naruto i zemdlał. Położyli go na noszach i włożyli ostrożnie do karetki, a Uchiha bez pytania władował się za nim.

- Ty nie jedziesz! – warknął do niego ten sam facet.

- Owszem, jadę. – wysyczał brunet, patrząc na niego swoim firmowym, zabójczym spojrzeniem. Mężczyzna zbladł i spojrzał mu w oczy, w których błyszczała rozpacz, szaleństwo, a przede wszystkim ogromne źrenice.

- Ty jesteś naćpany! – stwierdził w końcu.

- Niestety nie z mojej winy. – odparł Sasuke, siadając na podłodze wozu. Ambulans ruszył w ciemną noc.

~~~

          Znowu szpital. Znowu ten sam lekarz. Znowu te same, obrzydliwie seledynowe ściany.

Mam jakieś deja vu, pomyślał Uchiha, kuląc się na białym, cholernie niewygodnym krześle. Siedział tak już 4 godzinę, obejmując ramionami kolana i zastanawiał sie, kiedy pęknie mu kręgosłup. Wpatrywał się uparcie w drzwi sali operacyjnej, aż rozbolały go oczy. Po policzkach płynęły mu nieprzerwanie łzy, rozmazując szczątki jego czarnego makijażu.

Zabiję cię, Ino, pomyślał, zaciskając pięści.

- Sasuke, dobrze się czujesz? – zapytał Itachi, kładąc mu dłoń na ramieniu. Zrzucił ją, nadal wlepiając czarne ślepia w drzwi, za którymi Uzumaki walczył o życie. I coś podpowiadało mu, że przegrywał.

- Fantastycznie. – prychnął bezbarwnym tonem. Nawet nie miał ochoty na wyżywanie się na bracie. Ita westchnął i poszedł korytarzem w stronę schodów, mamrocząc coś o kawie.

         Drzwi otworzyły się, a wszystkie mięśnie chłopaka napięły się jak u geparda gotowego do skoku. Spojrzał pytająco na mężczyznę w białym kitlu, który teraz był poznaczony czerwonymi plamami. Zdjął maskę, ukazując dosyć młodą, ale zmęczoną twarz o grobowym, lodowatym wyrazie, wypracowanym przez lata praktyki w zawodzie.

- Zgon nastąpił o godzinie 2:13. – powiedział. – Bardzo mi przykro…

Sasuke nie usłyszał, jak bardzo przykro jest chirurgowi, o osunął się w ciemność. Mężczyzna w ostatniej chwili złapał mdlejącego chłopca.

~~~

           Od tego czasu minął rok. Cały rok, spędzony na nauce, treningach i bezmyślnym wpatrywaniu się w sufit, tudzież w zdjęcie blondwłosej istoty, której żadna siła na tym świecie już mu nie zwróci. Była piąta rano, a za oknem panował jeszcze mrok. Sasuke nie spał, wpatrując się w gwiazdy i wyobrażał sobie, że na którejś z nich jest Naruto i mruga teraz do niego. Po chwili z westchnieniem wstał i powlókł się do łazienki z naręczem ubrań, ściągnietym z fotela. Było jeszcze wcześnie, ale młody Uchiha cierpiał na bezsenność.

          Wziął szybki prysznic i ubrał się, oglądając w lustrze swoje odbicie. Przez ten rok jeszcze bardziej zbladł, schudł i stracił jakąkolwiek chęć do życia. I jeśli to możliwe, stał się jeszcze bardziej ponury. Umył zęby i odłożył szczoteczkę, dopiero wtedy otworzył szafkę i wydobył z niej to, czego szukał. Światło sączące się z lampy nad sufitem błysnęło, odbijając się od idealnie gładkiej powierzchni żyletki.

         Wrócił do pokoju i napisał list do rodziców, a razem z nim do koperty włożył pognieciony rysunek łabędzi, który wisiał nad jego łóżkiem. Schował list i żyletkę do kieszeni, wziął portfel, włożył buty i wyszedł. Chłodny podmuch wiatru zwichrzył mu włosy, gdy szedł w stronę stojącej spokojnie taksówki. Kierowca siedział, czytając jakąś gazetę z nagimi dziewczynami i uśmiechał się obleśnie.

- Co, dopiero teraz się z imprezy wraca? – zachichotał. – Dokąd cię zawieźć?

- Na cmentarz. – odparł cicho Uchiha, siadając z tyłu. Mężczyzna lekko zbladł i spojrzał w lusterko, w którym odbijała się poważna, beznamiętna, spokojna twarz chłopca. Martwa twarz. Przełknął ślinę i ruszył.

          Nie było korków, więc dojechali na miejsce bardzo szybko. Sasuke wyciągnął cały plik banknotów z portfela i podał mu, po czym wysiadł z samochodu, cicho zamykając za sobą drzwi. Przekroczył bramę cmentarza i poszedł w dobrze znanym sobie kierunku. Było jeszcze ciemno, ale brunet był pewny, że trafiłby na miejsce z wyłupanymi oczami i podciętymi ścięgnami w nogach. Stanął przed białym nagrobkiem z eleganckim napisem UZUMAKI NARUTO. Pod spodem był wygrawerowany na prośbę młodego Uchihy cytat.

- Łabędzie łączą się w pary na całe życie. – przeczytał szeptem i odgarnął kwiaty, robiąc sobie miejsce na nagrobku. Usiadł i wyciągnął z kieszeni żyletkę, jeszcze raz spoglądając w gwiazdy. Metal zalśnił w blasku księżyca, a potem pokrył się krwią. Sasuke oparł się o pomnik, czując dziwny rodzaj ulgi.

Zaraz będę z tobą, pomyślał i uśmiechnął się lekko. Powoli zaczynała ogarniać go senność. Przymknął powieki, czując, jakby były z ołowiu.

          Zasnął.

30. Pocałunek śmierci




        Zespół zamówiony przez panią dyrektor kapitalnie odwalał swoją robotę. Dwóch młodych chłopaków, niewiele starszych od uczniów Akademii, grało na gitarach, a dzewczyna śpiewała czystym, słodkim głosem jakąś pełną metafor piosenkę. Brat bliźniak jednego z gitarzystów stukał palcami w klawisze fortepianu, wydobywając z niego piękne tony. Grali teraz jakiś wolniejszy kawałek, a kilka czule objętych par kiwało się na parkiecie.

- Zatańczysz? – zapytał Sakurę zarumieniony Lee, wystawiając przed siebie czerwoną różę. Dziewczyna lekko zaróżowiła się pod kolor farbowanych włosów, ale kiwnęła głową i podała mu rękę, dając się wyciągnąć na środek sali. Miała na sobie dosyć wysokie szpilki, więc górowała wzrostem nad chłopakiem jakieś pół głowy, ale wyglądała na zadowoloną, nawet wtedy, gdy „grzybek” deptał jej po stopach. Ino przyglądała jim się z nienawistną miną, nie wróżącą niczego dobrego. Jej długie palce o ostrych, pomalowanych na fioletowo paznokciach zaciskały się jak szpony na kieliszku szampana bezalkoholowego.

- Ino jest wściekła. – szepnął Gaara, kiwając się z Nejim w tańcu.

- Nic dziwnego. – odszepnął mu brunet. – Jej nikt nie zaprosił.

Sabaku zachichotał wrednie, a czarnowłosy doszedł do wniosku, że jego chłopak jednak jest nasieniem zła.

- Jak się bawicie, panowie? – zapytał uradowany Kankuro, mierzwiąc bratu rude włosy. Obok niego stał ze znudzoną miną Shikamaru, sącząc jakiś sok z parasolką.

- Spierdalaj, niszczysz mi fryzurę. – syknął zielonooki, wyrywając się z uścisku szatyna i mierząc go wściekłym spojrzeniem. Kanku tylko wzruszył ramionami.

- Ja bym tego fryzurą nie nazwał. – mruknął. – I jak wam się podoba?

- Nie najgorzej. – odparł Neji. – Przynajmniej jutro nie musimy iść na lekcje.

Shika ożywił się na tą rewelację.

- Naprawdę? Dlaczego? Kto tak powiedział?

- Anko-sensei mówiła wczoraj, ale ty nie słuchałeś na lekcji, bo spałeś. – prychnął czerwonowłosy, usiłując przywrócić sterczące kosmyki do poprzedniej formy. Nie wychodziło mu, więc dał sobie spokój, pozostawiając na głowie „artystyczny nieład”.

- Ci, którzy biorą AKTYWNY udział w balu, nie muszą jutro iść na lekcje. – dodał Neji.

- Czyli, jak będę teraz tańczyć, to nie muszę jutro wstawać w środku nocy? – upewnił się Nara. Dla niego ósma rano była środkiem nocy. Pozostali pokiwali twierdzaco głowami, a szatyn chwycił za rękę starszego Sabaku i niemal przemocą wyciągnął na parkiet. Gaara zachichotał i przytulił się do swojego seme.

- Jeśli o mnie chodzi, to też mam ochotę spędzić dzisiejszy wieczór AKTYWNIE…- wymruczał mu do ucha, odsuwając z bladego policzka chłopaka pasmo ciemnych włosów.

- No proszę, a jeszcze niedawno był taki wstydliwy. – zachichotał Hyuuga, wsuwając dyskretnie dłoń pod jego koszulę. Zielonooki stanął na palcach i złączył ich usta w pocałunku, popychając chłopaka delikatnie na ścianę.

- Możecie nie migdalić się w miejscu publicznym? – zapytał ktoś rozbawionym tonem. Rudy odskoczył błyskawicznie od Nejiego, rumieniąc się i spojrzał prosto w oczy umiechniętego od ucha do ucha Kakashiego. Nauczyciel też miał na sobie garnitur, chociaż większość guzików uznał za bezcelowe zapinać, na stopach miał ciemnozielone, wytarte trampki, a jego krawat gdzieś wcięło.

- A jest pan zazdrosny, sensei? – synek premiera natychmiast odzyskał rezon i spojrzał na niego wyzywająco. – Proszę się nie martwić, Nagato powinien zaraz przyjść.

         Nauczyciel biologii zbladł, a z jego ust zniknął pełen zadowolenia uśmieszek. Chwycił chłopaków za ramiona i przyparł do ściany, mierząc złowrogim spojrzeniem.

- Skąd wiecie? – syknął. Neji wyglądał, jakby kompletnie nie wiedział o co chodzi (zapewne tak było), a Sabaku był wielce z siebie zadowolony, co wszem i wobec demonstrował poprzez ukazywanie swoich śnieżnobiałych trzonowców.

- Poczta pantoflowa działa, panie profesorze. – zaśmiał się radośnie i puścił mu oczko. – Ale niech pan się nie martwi, panie Hatake, nie wydamy pana. Może pan spać spokojnie…z Painem oczywiście. – dodał, chichocząc. Kakashi zrobił minę, jakby chciał rozpłaszczyć go na tynku, ale się powstrzymał.

- To my już pójdziemy. – powiedział zielonooki, widząc rudego chłopaka ze starszej klasy, z dziwnymi, niebieskimi oczami i kolczykami w twarzy, rozglądającego się z nieszczęśliwą miną po sali. Chwycił czarnowłosego pod ramię i wymknął się zręcznie z uścisku biologa.

- O co chodziło? – zapytał Hyuuga zdezorientowany.

- To ty nie wiesz? – Gaara udał zdziwienie. – Kakashi i Nagato ze sobą śpią.

- ŻE CO?! – wrzasnął Neji, ale uciszyła go dłoń rudzielca.

- Zamknij się. – upomniał go uprzejmie Sabaku. – Wiem, że to nielegalne, ale sensei pewnie by umarł, gdyby choć raz w życiu zrobił coś legalnego.

- Ale jak śpią ze sobą? – jęknął nadal oszołomiony tą rewelacją białooki. Gaara uśmiechnął się prowokująco.

- Jeśli jeszcze nie wiesz, to możemy iść do pokoju, tam ci pokażę. – wymruczął, mrużąc kocie oczy i oblizując koniuszkiem różowego języka wargi. – O, Naruto i Sasuke tam są!

         Rzeczywiście, blondyn i brunet własnie zbliżali się do nich z napojami w dłoniach. Im również wcisnęli w łapy szklanki i stanęli pod ścianą, rozmawiając.

- Wiedzieliście o tym, że Kakashi śpi z Painem? – zapytał lekko zielony na twarzy Neji.

- Pewnie, przecież każdy to wie. – wzruszył niebieskooki ramionami, natomiast Sasuke wyglądał na tak samo zaskoczonego jak on sam.

- Ehh…wszyscy uke są tacy? – westchnął Hyuuga, patrząc na swoje rude utrapienie, łaskoczące się z Uzumakim. Uchiha wzruszył ramionami.

- Chyba tak. – mruknął. – Pewnie to charakteryzuje uke.

Podeszła do nich Ino, szeleszcząc kiecką i trzymając w szponiastych łapach kolejne szklanki.

- Napijecie się? – spytała słodko, wciskając im drinki do rąk. – Nie wypada odmówić damie.

Chyba lekkich obyczajów, pomyślał Sasu, ale upił łyk napoju. Smakował limonką, bananami i pomarańczami z dodatkiem soku wiśniowego.

- Dobre. – stwierdził Neji. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i poszła dalej.

          Zespół zapowiedział solówkę swojego kolegi o imieniu Sakon i zapowiedział wszystkie pary do tańca. Uchiha odłożył pustą szklankę na pobliski stolik i poprosił swojego złotowłosego na parkiet. Nikt nie zauważył, że na dnie naczynia zebrał się lekki nalot.

( wiecie, kto poleca. Oczywiscie, że ja  http://www.youtube.com/watch?v=w6KYjytwr1w )

            Sakon, który jak okazało się, był właśnie tym klawiszowcem, zaczął grać, a światła lekko przygasły. Kilka par zaczęło wolno kołysać się na środku sali, a nauczyciele z jako taką znajomością tańca wywijali coś na kształt walca. Sasuke złapał blondyna za rękę, a drugą dłoń położył mu na talii.

- Sasuke, nie umiem tańczyć. – jęknął niebieskooki.

- Nauczysz się. – szepnął brunet i zaczął powoli stawiać kroki, szepczac mu jednocześnie do ucha, co ma robić. Był widocznie doskonałym nauczycielem, bo już po chwili wirowali po całej sali, wywołując podziw i oklaski. Sakon zagrał ostatnie nuty, a wszyscy zaczęli entuzjastycznie bić brawo. Uchiha pochylił się i musnął wargami usta chłopaka, składając na nich delikatny jak muśnięcie skrzydeł motyla pocałunek. Nagle zawróciło mu się lekko w głowie.

- Sasuke, co się stało? – zapytał przestraszony blondyn, patrząc, jak brunet nabiera powietrza w płuca i poluźnia krawat.

- Nic, wszystko w porządku. Za gorąco mi, muszę wyjść się przewietrzyć. Zaczekaj chwilę. – rzucił czarnooki i wyszedł z sali, podążając dlugim korytarzem w stronę wyjścia ze szkoły. Coraz mocniej kręciło mu się w głowie, musiał przytrzymać się ściany. Jak przez watę usłyszał stukot obcasów za sobą. Pchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz, nabierając haust świeżego, nocnego powietrza.

- Wszystko w porządku, Sasuke? – zapytała Yamanaka, otulając się czarnym sweterkiem. Było dosyć chłodno, a ona miała gołe ramiona.

- Tak, nic mi nie jest. – mruknął, siadając na ławce w dosyć ustronnym miejscu. Dziewczyna uśmiechnęła się i poszła w jego ślady, jednak nie usiadła obok, tylko NA NIM.

- Ino, co ty do cholery robisz? – spytał słabo, usiłując powstrzymać zawroty głowy, gdy dziewczyna rozchyliła rozporek sukienki, unosząc ją do góry i ukazując całkowity brak jakiejkolwiek bielizny.

- Prostuję ci orientację. – zaśmiała się, majstrując przy jego rozporku. Jednocześnie wsunęła czarne ubranie ze swoich piersi, na których również nie miała stanika i przyssała się łapczywie do jego ust. Uchiha był zbyt słaby, aby ją odepchnąć, więc biernie czekał, aż Yamanaka skończy.

W tym samym czasie Naruto szedł przez korytarz, szukając swojego chłopaka. Martwił się o Sasuke. Po tym wypadku nadal mógł mieć omdlenia i zawroty głowy, więc musiał go pilnować, ale brunet gdzieś teraz zwiał. Wyszedł na dwór, a jego ramiona pod wpływem zimnego powietrza pokryły się gęsią skórką. Ruszył przez park, rozglądając się na boki, aż nagle usłyszał głosy. Poszedł w stronę ich źródła i zamarł, widząc półnagą Ino, całującą się z Uchihą. Upadł na kolana, czując, jak jego mięśnie nagle kurczą się.

          Powietrze przeciął okropny wrzask.

29. Bal


Shikamaru zjawił się dopiero podczas przerwy obiadowej w stołówce, w towarzystwie Kankuro. Z wielkimi uśmiechami przysiedli się do stolika paczki.

- No co się tak gapicie? – spytał Shika, widząc podejrzliwe spojrzenia przyjaciół.

- Shikamaru, ty się uśmiechasz! – krzyknął ze zgrozą Neji. ‘

- To co? – leń wzruszył ramionami, zabierając się za jedzenie schabowego.

- To, że uśmiech wymaga wytężenia mięśni twarzy, a to jest KŁOPOTLIWE. – powiedział Naruto i ostałby za to w łeb od Nary, gdyby nie ochroniła go opiekuńcza ręka Sasuke. Uzumaki widocznie zadowolony z tego faktu pokazał niedoszłemu napastnikowi język i przytulił się do swojego ochroniarza.

- Chłopaki! – ktoś wrzasnął, wbiegając do stołówki. – Widzieliście?!

Tym kimś był Gaara, który z piskiem wyhamował tuż przed stolikiem, zostawiając na parkiecie dwie grube krechy wykonane podeszwami glanów.

- Ups. – skomentował ten fakt i uśmiechnął się niewinnie w stronę piorunującej go wzrokiem sprzątaczki. Odwrócił się i wpakował na kolana Hyuugi.

- Co mieliśmy wiedzieć? – zapytał Sasuke, który z zasady lubił byc poinformowany o wszystkim.

- Chodźcie. – powiedział ochoczo rudy i zerwał się, ciągnąć Nejiego za rękę. Chłopcy niechętnie zostawili swoje obiady (Chouji wziął talerz ze sobą) i poszli za nim. Sabaku bardzo z siebie zadowolony poprowadził ich korytarzem w stronę wielkiej tablicy ogłoszeń i wskazał jakiś plakat.

- Samorząd Szkolny informuje, że w środę odbędzie się bal…sratatatta…..- przeczytał Neji. – Gaara i tylko po to nas tutaj wyciągnąłeś?

Rudzielec uśmiechnął się szeroko i dostał po rudej czaszce od swojego chłopaka. Jęknął i spojrzał na niego z wyrzutem w zielonych ślepiach.

- To co? Idziemy? – spytał Naruto, który lubił wszelkiego rodziaju imprezy.

- Czemu nie. – zachichotał Kiba.

- Wymagane mundurki balowe. – przeczytał Chouji. – Co to za mundurki?

- My mamy czarne garniaki, a dziewczyny czarne sukienki. – wyjaśnił Sasuke.

- Czyli będzie kolorowo. – stwierdził ironicznie Uzumaki.

- Będzie jakaś delegacja z innej szkoły. – powiedział Gaara, stukając paznokciem we fragment tekstu na plakacie. – To za dwa dni, idziemy?

         Chłopcy kiwnęli głowami i wrócili do stołówki z nadzieją, że ich obiady pozostały nietknięte. Na szczęście tym razem głupota zwyciężyła, razem z jej mamusią i Chouji z piskiem ucieszonego dziecka rzucił się na stygnące powoli kotlety. Chłopcy dokończyli obiad i rozeszli się do swoich pokoi.

~~~

         Naruto i Sasuke wrócili do siebie, szczelnie zamykając drzwi. Blondyn rzucił się na łóżko, a zaraz potem dołączył do niego czarnowłosy, kładąc się na nim.

- Temee! Złaź ze mnie! – wrzasnął niebieskooki, usiłując go zrzucić z siebie. – Ciężki jesteś!

- Tak lepiej? – spytał Uchiha, unosząc się lekko na łokciach i patrząc Uzumakiemu prosto w oczy. Chłopak zarumienił się słodko pod jego spojrzeniem.

- Lepiej. – szepnął i uśmiechnął się lekko. Brunet pochylił się i pocałował jego malinowe wargi, a jasnowłosy oplótł go nogami w pasie. Sasuke zamruczał z aprobatą i zaczął delikatnie pocierać językiem jego język, jednocześnie wodząc opuszkami palców po jego szczęce i odsłoniętej szyi. W tym momencie drzwi głośno trzasnęły, a oni odskoczyli od siebie jak oparzeni.

          W drzwiach stał Gaara, czerwieniąc się z zakłopotania po same cebulki równie szkarłatnych włosów.

- Ja…ja tylko chciałem powiedzieć, że Neji mi powiedział, żebym wam powiedział, że Shikamaru powiedział, że Kiba nas zaprasza na piwo. – powiedział szybko, plącząc sobie język.

- Możesz powtórzyć? – spytał Sasuke, unosząc brwi. Policzki Gaary przybrały barwę świeżej, tętniczej krwi.

- PIWO! – krzyknął i wybiegł.

- O co mu chodziło? – spytał zdezorientowany blondyn.

- O piwo. – Uchiha wzruszył ramionami i wstał. – Idziesz?

          Nibieskooki westchnąłi niechętnie również wstał. Szczerze mówiąc bardziej miał ochotę zostać i kontynuować to, co zaczęli, ale Sasuke najwidoczniej nawet nie wziął pod uwagę takiej opcji, bo już wyszedł na korytarz. Złotowłosy podreptał za nim.

~~~

            W czwartek wszystkie lekcje skonczyły się wcześniej, aby uczennice (i niektórzy uczniowie) mieli czas na przygotowanie się do balu. Wszyscy od rana mówili tylko o tym, ignorując konieczność przyswajania sobie jakiejkolwiek wiedzy. Kakashi dał sobie spokój z prowadzeniem lekcji, kiedy dowiedział się od Sakury, że cytoplazma jest związana z produkcją monitorów LCD. Zamiast tego pisał SMS-y do Paina, który właśnie miał chemię, ale najwidoczniej Orochimaru-senpai miał takie same podejście do nauczania w tym dniu, jak on. Bal zaczynał się o dziewiętnastej, więc już o pierwszej wypuszczono ich z sal lekcyjnych. Dziewczyny na przełaj popędziły w stronę swoich łazienek, kręcąc włosy na papiloty, prostując żelazkami i robiąc różne inne dziwne rzeczy, których normalny, zdrowy mężczyzna nie jest w stanie pojąć.

         Shikamaru już przebrany w swój strój wyjściowy leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Kankuro zmusił go metodą perswazji do pójścia na bal, więc czekał teraz na swojego chłopaka. Chouji poszedł do kuchni zorientować się, jakie będą na bankiecie przekąski.

- Witaj jelonku. – Kanku wpadł do środka, też w czarnym garniturze. Shika z lekką irytacją zauważył, że na nim wszystko leży lepiej. Jego garniak już był pogięty, pomięty, wyżuty i wygnieciony.

- Cześć. – przywitał się, przytulając swojego seme.

- Wyglądasz jakbyś z buszu wyszedł. – prychnął Sabaku, poprawiając mu krawat, który wisiał na nim krzywo, do złudzenia przypominając czarny, atłasowy stryczek.

- A możemy tam nie iść? – Nara podjął ostatnie, rozpaczliwe próby wybicia swojemu chłopakowi z głowy tego idiotycznego jego zdaniem pomysłu, ale Kankuro był nieugięty. Wyciągnął go za ręke z pokoju, zamykając drzwi na klucz i sprowadził na dół do holu, gdzie już roiło się od wystrojonych dam i młodzieńców. Przy schodach czekała już na nich reszta paczki, razem z dziewczynami.

         Chłopcy mieli identyczne, czarne garnitury, różniące się tylko tym, w jaki sposób je nosili. Neji miał marynarkę rozpiętą, a ze spodni malowniczo wystawała mu biała koszula. Ręce trzymał w kieszeniach i coś szeptał na ucho Gaarze, który był elegancko pozapinany pod samą szyję. Lee stał, gapiąc się na czerwoną różę, którą chciał wręczyć Sakurze, natomiast Chouji nie wiadomo jakim cudem zdołał zapiąć wszystkie guziki. Sasuke wywinął sobie białe mankiety koszuli na wierzch, a Naruto trzymał go za rękę, w drugiej łapce ściskając otrzymany od niego bukiet herbacianych róż. Kiba wyglądał podobnie do Shikamaru, czyli jak ofiara czarnobyla, a Kankuro podarował sobie krawat. Shino stał z boku w nieodłącznych, ciemnych okularach na twarzy.

          Dziewczyny natomiast pewnie by się podusiły, gdyby wyglądały jednakowo, więc każda z nich miała nieco inną suknię. Temari miała na sobie kieckę bez ramiączek, mocno opinającą jej wydatny biust, z wielkim rozcięciem z boku, sięgającym niemal do biodra. Wystawała z niego jej kształtna noga w koronkowej, czarnej pończosze, obuta w sięgający do połowy uda skórzany but na wysokim obcasie. W ręce trzymała wachlarz. Hinata była ubrana bardzo skromnie, w prostą, długą do ziemi sukienkę na ramiączkach, o koronkowym dekolcie, a Sakura miała na sobie suknię bez pleców, z asymetrycznym rozcięciem z boku, zakończonym również koronką. Ino, bardziej rozebrana niż ubrana, miała czarną suknię bez ramiączek, wiązaną na plecach, z wielkim rozcięciem z boku. Na nogach miała szpilki, podobnie jak Ten Ten, ubrana w sukienkę na ramiączkach o fikuśnej spódnicy.

          Wszyscy przegrupowali się w pary i ruszyli w stronę wielkiej auli, która chwilowo robiła za salę balową. Na miejscu już była delegacja ze szkoły Iwa, ubrana w biało-czerwone stroje. Zamówiona przez Tsunade orkiestra zagrała jakąś melodię, a na parkiecie zaczęło wirować kilkanaście par.

- Jak ci się podoba? – szepnął Sasuke, tańcząc z blondynem w kącie.

- Wszyscy się gapią. – syknął zakłopotany niebieskooki rozglądając się.

- Zignoruj ich. – powiedział Uchiha, a Naruto posłusznie spełnił polecenie, skupiając wzrok na swoim chłopaku. Nie zauważył przyglądającej się im z cwanym uśmieszkiem Ino.






28. Sposób na jelenia


   Bracia Uchiha wrócili w blasku chwały do Tokio, znowu zaczęli uczyć się w Akademii Konoha i wszyscy byli szczęśliwi. No, może poza jednym, dosyć ekscentrycznym osobnikiem, który usiłował zmusić swojego opornego ukochanego do czegokolwiek. W niedzielę z samego rana wpadł do jego pokoju, wywalając Choujiego na zbity pysk, usiadł na nim okrakiem i zaczął budzić Narę, co wcale nie było łatwym zajęciem.

- Bambiiiś, wstawaj. – miauknął mu do ucha i dostał w łeb. Westchnął teatralnie i zatarł ręce. – Proszę bardzo, skoro chcesz wojny, dostaniesz ją. – zachichotał radośnie i zaczął łaskotać go pod żebrami. Shikamaru zawył i zaczął wić się pod nim, usiłując zrzucić ten nieporządany obiekt o nazwie ‘Kankuro” ze swoich pleców.

- Złaź ze mnie, palancie. – mruknął. Sabaku przestał go łaskotać, a on w odruchu wyuczonym przez lata praktyki zagrzebał się z powrotem w pościel. Czarnooki prychnął z irytacją i przeniósł swoją uwagę na gołą stopę chłopaka, która nieuważnie wypełzła spod kołdry. Chwycił jego kostkę w żelazny uścisk i zaczął łaskotać go w najwrażliwszym miejscu pod śródstopiem.

- Kankuro, puść! – kwiczał Nara, rzucając się po łóżku. – Litoości! Ratunku!

         Starszy chłopak przestał go łaskotać, a zamiast tego usiadł na podłodze i zaczął całować zgrabną stópkę swojego uke. Miał fetysz na punkcie stóp i uważał, że ta część ciała jest szalenie atrakcyjna, a Shikamaru ma najśliczniejsze płetwy na świecie.

- Lubię twoje nóżki, wiesz? – szepnął, składając pocałunek na jego kostce i z powrotem wracając do ssania kciuka. Jeleń wychylił rozczochrany łeb spod poduszki i spojrzał na niego jak na idiotę. Jego policzki płonęły ze wstydu i podniecenia. Nie przypuszczał, że to może być takie przyjemne.

Ja już wiem czemu kobiety chcą, żeby je po stopach całować, pomyślał.

- Oszalałeś? Co ja, kurczak jestem, żeby lubić moje nóżki? – prychnął, usiłując wyrwać kończynę z uścisku. Kankuro zachichotał i wślizgnął się z powrotem na łóżko, znowu siadając okrakiem na chłopaku.

- W przeciwieństwie do kurczaka, ty masz wiele innych równie ciekawych części ciała. – mruknął mu prosto w usta, całując je namiętnie. Shika zmiękł i rozchylił swoje wargi, pozwalając językowi swojego chłopaka zagłębić się w ich wnętrzu.

- Pójdziemy na randkę? – spytał Sabaku.

- Nie. – odparł Shika, pokazując mu język. Kanku zrobił minę skrzywdzonego dziecka, któremu rodzice stanowczo odmawiają zakupu nowej zabawki.

- Dlaczego? – jęknął. – Nigdzie ze mną nie wychodzisz. Nie kochasz mnie już?

- Kocham. – zapewnił Shikamaru, obejmując chłopaka w pasie. – Ale nie lubię randek.

- To polubisz. – obiecał Kankuro, wstając. Pomachał mu tyłkiem na pożegnanie i wyszedł, a jeleń z ulgą powrócił do ulubionego zajęcia, czyli wegetacji.

- Dziwny ten twój chłopak. – mruknął Chouji, wracając na swoją „ziemię odzyskaną” i grzebiąc w lodówce w poszukiwaniu czegoś, czego jeszcze nie zjadł.

- Wmm żedzwnn. – wymruczał Shika z nosem w poduszce.

- Co?

- Wiem, że dziwny. – odparł, przekręcając się na bok. – Ale właśnie to w nim uwielbiam.

~~~

          W stołówce wyjatkowo nie było ruchu, więc można było bez kłopotów dopchać się do bufetu. Kankuro nałożył sobie pokaźną górkę jajecznicy z bekonem, ignorując żywot głodujących anorektyków i przysiadł się do stolika paczki pierwszoklasistów. Gaara bawił się długimi włosami Nejiego, który miał półprzymknięte, białe oczy. Widocznie bardzo mu się to podobało. Kiba kłócił się o coś z Shino, dopóki ten nie zamknął mu ust pocałunkiem, a Sasuke zaborczo obejmował siedzącego mu na kolanach Naruto. Blondyn karmił go tostami, ignorując zszokowane spojrzenia publiczności. Widocznie po tak długiej rozłące nie mieli siebie dosyć.

Ciekawe w jaki sposób Uzumaki siedzi nie krzywiąc się?, pomyślał Sabaku, zamując miejsce obok brata.

- Siemano wszystkim. – przywitał się. Gaara zmierzył go spojrzeniem mówiącym „Przy tym stoliku jest o jednego no Sabaku za dużo”, ale nic nie powiedział, prawdopodobnie dlatego, że usta miał zatkane, bo całował się z Nejim.

           Ten to ma dobrze, pomyślał Kankuro z żalem, obserwując śliniącą się parę. Młody już spał ze swoim facetem, leci z nim w ślinę publicznie i wychodzi z nim na randki. A jeleniowi nic się nie chce…

- Chłopaki, jest dla was misja. – powiedział.Wszyscy momentalnie zwrócili swoją uwagę na niego, nawet rudy odkleił się na chwilę od Hyuugi. – Musicie mi pomóc jakoś wywlec na randkę Shikamaru.

- A po co na randkę? – prychnął Gaara. – Już myślałem, że wolisz go zaciągnąć do łóżka.

         Dostał za to w łeb od brata, ale nikt na to nie zwrócił uwagi. Wszyscy byli pochłonięci wizją zmuszenia pana Nary do ruszenia szanownego tyłka i udania się ze swoim seme na randkę. Jak zwykle najbardziej śmiałe plany miał Kiba.

- Słuchajcie, panowie. Musimy przeprowadzić wywiad środowiskowy. Każdy z nas niech prowadzi obserwacje i wyszuka jego słabych stron. Musimy znaleźć jakąś jego ukrytą pasję! Chouji, mieszkasz z nim. Co on lubi najbardziej?

- Najbardziej to on lubi spać i narzekać. – powiedział Akimichi po przełknięciu tosta. Inuzuka walnął głową w blat z rozpaczy.

~~~

- Kiba, to nieuczciwe, wiesz? – zrzędził Neji, obserwując z niechęcią, jak szatyn grzebie w osobistych rzeczach lenia.

- Cel uświęca środki. – stwierdził psiarz, wzruszając ramionami. Akamaru węszył pod łóżkiem, przekopując się przez sterty brudnej bielizny i różne śmieci. Jego właściciel penetrował szuflady biurka Nary, szukając czegokolwiek, co zdradziłoby jego ukryte upodobania. Starych biletów z koncertów, szaliczków kibica, znaczków, pocztówek, pamiętnika, książek, ale jak narazie nie znaleźli nic, poza kompletem szachów.

- Nie mam pojęcia. – jęknął w końcu Kiba, siadając na łóżku, pod którym coś zapiszczało. Po chwili wynurzył się zakurzony jak mop, zadowolony z siebie kamaru, trzymając w pysku płytę.

- Brawo, Akamaru! – Inuzuka uściskał psa i posadził go sobie na głowie, po czym wziął do ręki okładkę, a na jego twarz wypłynął uśmiech. Bez słowa podał płytę Hyuudze.

- Najpiękniejsze arie operowe?!

~~~

         Opowiedzieli o swoim znalezisku Kankuro, który podziękował im z szerokim uśmiechem i poleciał do swojego pokoju. Gaara leżał rozwalony na łóżku, pisząc zawzięcie SMS-y. Starszy włączył laptop i zaczął przeglądać repertuar w operze. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Chwycił portfel i wypadł z pokoju, nie dając żadnych wyjaśnień bratu.

        Miał cholerne szczęście, bo w środe wieczorem grają Madame Butterfly*. Kupił bilety i zadowolony wsiadł do taksówki, jadąc z powrotem pod szkołę. Wpadł do pokoju i zaczął przeglądać zawartość szafy, szukając garnituru.

- Przeleciałeś Shikę? – spytał Gaara, nadal pykając w telefon, z tą różnicą, że teraz leżał na brzuchu.

- Co? – Kankuro zmarszczył brwi, patrząc na rudego idiotę.

- To co się tak szczerzysz? – zapytał rudzielec. – I po co ci ten garniak?

- Idę do opery. – powiedział starszy i zniknął w łazience, zostawiając ogłupiałego brata.

         Pół tygodnia minęło i w końcu nadeszła upragniona środa. Chouji dyskretnie zadbał już o wypranie garnitury Shikamaru, więc teraz pozostała tylko kwestia wyciągnięcia go z łóżka. Tym również zajęła się ekipa Kiby. Wpadli do pokoju, tarasując drzwi i pod groźbą pobicia oraz zbiorowego gwałtu kazali mu włożyć garniak. Neji zawiązał mu krawat, bo Shika zawsze był zbyt leniwy na to, żeby się nauczyć tej trudnej sztuki.

- Możecie mi powiedzieć, co wy robicie? – spytał znudzony Maru, stawiając słaby opór podczas gdy chłopcy prowadzili go korytarzem na dół. Z tyłu truchtał Gaara, starając się w biegu rozczesać i związać w kucyk jego włosy. Dotarli do holu, gdzie czekał już wystrojony Kankuro z różą w ręce.

- Idziecie do OPERY! – wrzasnął ucieszony Naruto i razem z rudzielcem zaczęli skakać.

         Reszta chwyciła go za ręce i nogi, po czym wpakowali jeńca do czekającej przed szkołą taksówki. Kierowca nieco zmieszał się, widząc w jaki sposób umieszczają go w pojeździe, ale Neji go uspokoił, tłumacząc, że to tylko randka. Kankuro przypiął Narę pasami i sam zasiadł na miejscu pasażera, podając adres opery. Shika przestał się wyrywać i zaczął przyglądać się swojemu chłopakowi.

Dojechali na miejsce i weszli do wielkiego, pięknie ozdobionego atrium. Dali bilety do sprawdzenia i usiedli na swoich miejscach, wpatrując się w scenę.

- Skąd wiedziałeś? – szepnął Shikamaru.

- Kiby się pytaj. – odparł z cichym śmiechem Kanku. Jakaś dama w zielonej sukni spojrzała na niego zgorszona, widocznie twierdząc, że delikwent wywołuje hałas. Nara wymruczał coś w rodzaju „Cholerny psiarz”, ale zamilkł, bo światła pogasły, a orkiestra zaczęła grać uwerturę.

         Sabaku patrzył zaskoczony, jak zwykle znudzony wyraz twarzy jego uke momentalnie się zmienia. Brązowe oczy jelonka, lekko przymrużone, zabłysły, a na twarzy zaczął błąkać się lekki uśmiech. Był tak zasłuchany, że nie zauważył nawet, jak Kankuro się w niego wpatruje. Krótkowłosy zaczął przeglądac libretto, ale stwierdził, ze i tak nic z tego nie rozumie, więc dał sobie spokój. Shikamaru nawet swojego nie dotknął.

         Wyszedł dyrygent, a widzowie zaczęli klaskać. Mężczyzna ukłonił się i odwrócił w stronę orkiestry, machając batutą. Po chwili rozległy się piękne tony skrzypców, a Shika zrobił minę, jakby właśnie uraczono go wyśmienitą kolacją w towarzystwie Elvisa. Na scenę wyszedł jakiś facet w skórzanym wdzianku, które bardzo spodobało się lalkarzowi. Zaczął śpiewać razem z jakimś żulem w poszarpanych szmatach, a publiczność rzuciła się na libretta. Tylko Shikamaru siedział spokojnie, obserwując mężczyzn.

- Nie potrzebujesz? – Kanku pomachał mu przed nosem książeczką.

- Znam na pamięć. – odpowiedział cicho, delikatnie łapiąc jego rękę. Splótł ich palce, a Sabaku pocałował go w policzek. Razem zwrócili spojrzenia na scenę.

        Wyszła ubrana w piękne, kolorowe kimono kobieta, która zaczęła tańczyć. Stanęła na środku i odezwała się, śpiewając czystym, dźwięcznym sopranem. Nara aż wstrzymał oddech. Kankuro spojrzał na niego, cały czas ściskając dłon chłopaka. Reszte spektaklu spędził, obserwując zmiany na jego twarzy. Najbardziej zaskoczony był wtedy, gdy Cio-cio-san wykonała poruszającą arię, zakończoną harakiri. Shikamaru zaczął szlochać. Kankuro natychmiast objął go, ocierając czubkiem palca jego policzki z łez.

        Po spektaklu zamówili taksówkę i pojechali na kolację do restauracji, a Shika przez całą drogę z ożywieniem rozpływał się nad widowiskiem.

- Cieszę się, że ci się podobało. – szepnął mu na ucho lalkarz, przygryzając je lekko. Nara zarumienił się, ale nie uciekł, tylko odwrócił się do niego i pocałował delikatnie. Zamówili coś do jedzenia, a drugoklasista przeprosił towarzysza i poleciał do łazienki. Oparł się o kafelki i wyciagnął z kieszeni telefon, wybierając numer brata.

- Gaara, wypad z pokoju. – rzucił bez powitania.

- Że co? – prychnął rudy.

- To co powiedziałem. Wyjazd z pokoju, śpię dzisiaj u nas z Shikamaru, więc ma cię tam nie być!

- To gdzie ja mam spać? – miauknął zielonooki.

- U Nejiego.

- A Lee?

- Niech śpi u Sakury.

- A Ino?

- U CHOUJIEGO, KURWA! – wrzasnął poirytowany Kankuro do słuchawki. – Rozumiesz co mówię?! EKSMISJA!

- Dobra, dobra…- mruknął Gaara i rozłączył się. Starszy Sabaku wrócił do stolika i zaczęli jeść.

- Niech zgadnę, dzwoniłeś do Gaary i wywaliłeś go z pokoju na noc? – zachichotał Jeleń.

- Cholera, czemu ty jesteś taki bystry?

- Za to mnie kochasz. – odparł Nara, pokazując mu język. Kankuro zastanowił się przez chwilę i doszedł do wniosku, że to prawda. Dokończyli kolację i wrócili do szkoły, również taksówką.

- Kankuro?

- Tak?

- Cieszę się, że wygoniłeś Gaarę. – powiedział cicho chłopak, rumieniąc się i przytulając do szatyna.

         Weszli do pokoju braci, gdzie zgodnie z poleceniem nie było ani śladu rudego potwora. Shikamaru widząc mięciutkie, puszyste łóżko natychmiast położył się na nim, zrzucając buty. Lalkarz wskoczył na posłanie obok niego i zerwał z siebie krawat. Młodszy podniósł się do siadu i zatopił ich usta w pocałunku, niecierpliwie rozpinając guziki jego koszuli. Kankuro zachichotał cicho i przeniósł pocałunki na szyję i uszy kochanka, zdejmując równocześnie z niego ubrania. Kiedy w końcu zostali nadzy, Shikamaru zarumienił się i odwrócił wzrok. Kanku zaczął delikatnie pieścić jego uda i podbrzusze.

- Nie wstydź się. – szepnął. Położył go ostrożnie na plecach, siadając miedzy jego udami, a chłopak zacisnął oczy i spiął się.

- Będzie bolało? – zapytał cicho. Kankuro przestał go dotykać i przytulił drżącego chłopaka do siebie, głaszcząc uspokajająco po plecach i włosach.

- Trochę. – przyznał. Shika zadrżał mocniej, trochę ze strachu, a trochę dlatego, że ich wzwiedzione męskości ocierały się o siebie. – Tchórz ze mnie.

- Każdy ma prawo się bać. Jeśli chcesz, ja mogę być dzisiaj na dole. – zaoferował Kankuro, kładąc się na plecach. – Ale tylko dzisiaj.

        Nara klęknął między jego udami, a Sabaku uniósł biodra w górę, ułatwiając mu dostęp. Kierował nim, szepcząc instrukcje, a chłopak rozciągał go ostrożnie palcami. W koncu poczuł, że jest rozluźniony i wyjął jego dłoń, ssąc każdy palec z osobna. Shikamaru troche niepewnie wszedł w niego, nieruchomiejąc gdy mięśnie chłopaka zacisnęły się na nim.

- Nie, kontynuuj. – szepnął Kankuro. Shika zaczął się powoli poruszać, stopniowo zwiększając tępo, a on nareszcie zaczał odczuwać przyjemność. Z jego gardła wyrywały się ciche jęki i westchnienia, a w końcu żądania o więcej. Doszedł spryskując spermą swój brzuch, oraz płaski brzuszek Shikamaru, a on doszedł w jego wnętrzu, zalewając je ciepłym nasieniem. Razem opadli na łóżko, a Kankuro okrył swojego chłopaka kołdrą.

- Dziękuję. – szepnął leń, powoli zasypiając.

- To ja ci dziękuję, kotku. – odpowiedział również szeptem Kankuro, obemując jego szczupłe ciało w pasie. Razem zasnęli.

27. Ostatnia noc


      Przeźroczysta kropla powoli oderwała się od swoich towarzyszek i pomknęła w dół, przez cienką rurkę wprost do żył czarnowłosego chłopaka. Zaraz potem kolejna poszła w jej ślady. I jeszcze jedna. Blondyn siedział jak zaczarowany, obserwując lot substancji znajdującej się w kroplówce. Cały czas ściskał rękę nieprzytomnego Sasuke.

       Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem, ale w pogrążonym w ciszy szpitalu ten dźwięk zabrzmiał jak wystrzał z armaty. Do sali wszedł lekarz i uśmiechnął się na widok czuwającego przy przyjacielu blondyna.

- Co z nim, panie doktorze? – spytał Naruto.

- Wszystko w porządku. Narazie jest jeszcze nieprzytomny, ale jutro rano powinien się obudzić. – odpowiedział z uśmiechem mężczyzna i coś nabazgrał w karcie Uchihy. – Możesz iść do domu, na pewno jesteś zmęczony. Sasuke nic się nie stanie.

- Nie. Zostanę tuta. – powiedział niebieskooki, głaszcząc opuszkami palców hebanowe, lśniące włosy. Mężczyzna tylko kiwnął głową ze zrozumieniem i wyszedł.

       Nie pódę do domu, Sasuke, pomyślał. Zostanę z tobą. To pewnie i tak jest nasza ostatnia noc…Z lazurowych oczu trysnęły łzy, lśniąc jak diamenty w blasku księżyca. Uzumaki pochylił się i połozył ostrożnie głowę na piersi bruneta, słuchając bicia jego serca.

- Co ty tutaj jeszcze robisz, smarkacz? – zapytał ostro jakiś gruby, męski głos. Naru odwrócił głowę, przekonany, że to jakiś lekarz karze mu opuścić szpital i zdziwił się, widząc wysokiego, czarnowłosego mężczyznę o mocno zarysowanym podbródku i twardym spojrzeniu.

- K-kim pan jest?

- Fugaku Uchiha. – przedstawił się oschle brunet, mierząc go wściekłym spojrzeniem. Blondyn cały się spiął, ale nie zamierzał odpuścić tak łatwo.

- Nie wyjdę stąd. – odpowiedział nad wyraz spokojnie, powracając do przerwanej czynności, jaką było głaskanie włosów swójego chłopaka. Pan Uchiha aż zachłysnął się na ten widok.

- Zabieraj łapska od mojego syna. – warknął i poszedł szybko do łóżka, ale zamarł, gdy napotkał spojrzenie intensywnie niebieskich ślepi. Oczy chłopaka były tak błękitne, że widać było doskonale ich odcień nawet w ciemności, nieco rozproszonej blaskiem księżyca. Lśniły niesamowicie i wpatrywały się z nieopisanym uporem w ojca Sasuke.

        Fugaku jeszcze nigdy w swoim życiu nie widział w cudzych oczach aż tyle determinacji, oślego uporu i zaciętości. W tym momencie widać było, że ten roztrzepany, roześmiany dzieciak jest potomkiem Minato Namikaze.

- Z całym szacunkiem, panie Uchiha, ale muszę odmówić. – odpowiedział nadal opanowanym głosem, chociaż kipiał w nim gniew. Mężczyzna zmarszczył brwi.

- Wystąpię o sądowy zakaz zbliżania się do Sasuke. – syknął.

- Nie, nie wystąpisz. – odpowiedział cicho, ale pewnie trzeci głos. Głęboki, męski, ale jednak delikatny. Uzumaki zadrżał, słysząc ten dobrze znany dźwięk.

- Sasuke? – szepnął i przytulił się do onyksowookiego. – Nie śpisz?

Młody Uchiha objął go delikatnie w pasie, patrząc ojcu wyzywająco w oczy.

- Te wasze wrzaski trupa by obudziły, młotku. – zachichotał cicho.

- Wydziedziczę cię z testamentu! – ostrzegł Fugaku, chwytając się ostatnie deski ratunku. Chłopak ze stoickim spokojem wzruszył ramionami, nadal obemując blondyna.

- To wydziedzicz. Mi, w przeciwieństwie do ciebie, nie zależy tylko na pieniądzach i pozycji. – odparł.

- My się kochamy, panie Fugaku. – powiedział cicho Naruto, uwalniając bruneta z objęć. – Czy to coś złego?

- Ale wy jesteście…

- …chłopakami, wiem, tato. – mruknął Sasu. – I co z tego?

- To nieetyczne! – mężczyzna wściekle zamachał łapami.

- Nie prawda. Proszę poczytać antyczne dzieła, starożytni Grecy uważali, że najpiękniesza jest miłość miedzy dwoma mężczyznami. – odparł Uzumaki, uśmiechając się szeroko. Fugaku z braku argumentów klapnął na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.

- Będziemy mogli wrócić do domu, tato? – zapytał Sasuke.

- Taa…mama już mi od 3 miesięcy głowę suszy. – westchnął. – Ale ostrzegam. Nie życzę sobie żadnych publicznych ekscesów! – warrknął, widząc jak blada dłoń syna wsuwa się pod koszulkę blondyna. Sasuke przewrócił oczami i wyciągnął łapkę spod bluzki swojego uke, a Fugaku wstał.

- Załatwię przewiezienie waszych rzeczy z Osaki. – mruknął i wyszedł.

Chłopcy zostali sami, a Naruto delikatnie pocałował nadal osłabionego bruneta.

- Skąd ty wziąłeś ten tekst o Grekach? – spytał Sasu, patrząc z podziwem na ukochanego.

- Kakashi gadał o tym na lekcjach…- mruknął niebieskooki, kładąc się obok czarrnowłosego. Po chwili razem zasnęli.

~~~

          W tym samym czasie Itachi włóczył się po mieście ze swoim niebieskowłosym diabełkiem. Dobrze wiedział, że powinien siedzieć teraz w szpitalu przy swoim braciszku, ale nie mógł sobie odmówić przyjemności przebywania z Kisame. Poza tym, straż przy Sasuke już pewnie objął Uzumaki, a znając życie, nawet ich ojcu będzie ciężko go stamtąd wykurzyć.

- Może porozmawiajmy z twoim ojcem, Ita? – zaproponował nieśmiało Kisa, tuląc się do czarnowłosego. Ten tylko pokręcił przecząco głową. To nie ma sensu, jakakolwiek argumentacja spływa po panu Uchiha jjak woda po kaczce.

          Siedzieli na ławce w parku, ignorując drażniące krople deszczu oraz jeszcze bardziej drażniące spojrzenia mijających ich ludzi. Nie liczyło się teraz nic, poza ich bliskością i tymi wykradzionymi światu, wspólnymi chwilami. Hoshigaki wdrapał się na kolana swojego seme i połączył ich spragnione pocałunku wargi. Delikatnie pieścili językami swoje podniebienia, starając się okazać w ten sposób jak najwięcej czułości.

- Kocham cię, łasiczko. – szepnął brunetowi do ucha niebieskowłosy, owiewając je ciepłym oddechem. Itachi zadrżał. – Niezależnie od tego, czy będziesz w Tohyo, w Osace czy nawet w kosmosie.

          Czarnooki wplótł swoje długie, blade palce w błękitne włosy, rozkoszując się ich fakturą. Były bardzo miękkie, gładkie i lśniące.

- Pójdziemy do mnie?- zapytał Kisame, mrużąc figlarnie oczy. – Moi rodzice kręcą film na Rafie Koralowej.

         Ze śmiechem popędzili w stronę stojących w desczu taksówek. Zapakowali się do jednej i podali kierowcy adres. Mężczyzna chciał ich ochrzanić za zmoczenie mu tapicerki, ale po namyśle zrezygnował z tego pomysłu. Postanowił też nie skomentować tego, że dwaj delikwenci w najlepsze całowali się na tylnim siedzeniu. Z ulgą zaparkował pod wielkim, nowoczesnym apartamentowcem. Chłopcy zapłacili mu, ładnie podziękowali i pognali w stronę mieszkania Kisame. Znajdowało się na 10 piętrze, więc pojechali windą. Itachi przyparł swojego uke do ściany i zaczął lizać jego szyję, ku zgorszeniu eleganckiej, starszej pani, która ich przyłapała. Rekin szybko otworzył drzwi i wpadli do środka. Mieszkanie było dwupoziomowe, a sypialnie znajdowały się na górze, więc z lenistwa postanowili wykorzystać sofę w salonie. Naturalnie była ona niebieska, podobnie jak reszta domu, a dosłownie wszędzie można było napotkać motywy morskie. W kuchni znajdowało się olbrzymie akwarium na całą ścianę, w kórym pływały egzotyczne ryby. Uchiha nie tracił czasu na zachwycanie się tymi wspaniałymi okazami morskiej fauny, tylko szybko rzucił chłopaka na kanapę i zdarł z niego koszulkę, przysysając się do pachnącej, opalonej szyji. Kisame jęknął cicho, gdy Ita zaczął podgryzać skórę na jego obojczykach, która była jego wrazliwym punktem.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak mi tego brakowało. – szepnął brunet, rozrywając zębami rozporek jeansów swojego chłopaka. Wypuścił z bokserek na wolność jego penisa tylko po to, aby zaraz uwięzić go między swoimi chętnymi wargami. Kisame jęczał i dyszał, wbijając pomalowane na niebiesko paznokcie w kark czarnookiego. Długowłosy mruczał z przyjemności, a kiedy poczuł, że Kiss jest już blisko, odwrócił go na kolana i wszedł w niego. Kisame wrzasnął z bólu i próbował uciec, ale wywołało to tylko jeszcze większy dyskomfort.

- No wiesz co? Długo cię nie było. – powiedział z wyrzutem. – Nie jestem przyzwyczajony.

- Wybacz. – szepnął Itachi, czekając, aż chłopak się rozluźni. Poczuł mniejszy nacisk gorących mięśni wokół swojego skarbu i zaczął wykonywać biodrami powolne, drażniące ruchy.

- Mocniej…szybciej…- jęczał niebieskowłosy, wypinając się mocniej.

- To weź się zastanów! Najpierw chcesz wolniej, a teraz szybciej! Gorzej niż baba w ciąży! – prychnął Uchiha, ale posłusznie przyspieszył. Razem osiągnęli szczyt, plamiąc nasieniami błękitne obicie kanapy.

- Mama mnie zabije…- mruknął Hoshigaki, patrząc na wsiąkającą w materiał spermę. Jakoś nie wydawał się zbytnio przejęty perspektywą śmierci z rąk rodzicielki. Na facjacie miał pełen zadowolenia uśmiech. Nagle kichnął.

- Pięknie. Przeziebimy się. – zaczął zrzędzić Itachi, wziął chłopaka na ręce i zaniósł do sypialni. Razem zasnęli.

~~~

         Następnego dnia obydwaj mieli solidny katar, ale również doskonały humor. Itachi obudził się pierwszy, wygrzebał z szafki w kuchni jakieś prochy na przeziębienie i wrócił do ciepłego łóżka, w którym Kisame nadal spał zawiniety w pościel. Jakoś obudził śpiocha, wzięli lekarstwa i dalej leżeli, delektując się sobotą.

         Nagle ktoś zapukał, a właściwie załomotał do drzwi. Hoshigaki niechętnie wstał i poszedł otworzyć.

W drzwiach stał z wiecznie poważną miną Fugaku Uchiha. Chłopak zbladł.

- Ita-itachi…- zaczął.

- Co jest? – spytał czarnowłosy, zbiegając po schodach w samych spodniach.

- Tata…?

- To, że masz już 17 lat nie zwalnia cię z obowiązku nocowania w domu, mój chłopcze. Mikoto już od wczoraj wydzwaniała na policję! Mogłeś chociaż zadzwonić!

- Eee…co? – łasic nie rozumiał, co sie dzieje. Moze ojciec jest chory? W normalnych warunkach opieprzyłby go za spanie ze swoim chłopakiem, a nie za nocowanie poza domem.

- Czy ja dobrze rozumiem, że pan nie ma nic przeciwko…?- zapytał Kisame, szeroko otwierając oczy.

- Oczywiscie, ze mam, ale widocznie moje zdanie już się nie liczy, skoro Sasuke i jego matka się stawiają. – prychnął, teatralnie przewracając oczami. – Na przyszłość, Itachi, zachowaj się jak na Uchihę przystało i poinformuj rodzinę o miejscu swojego pobytu. – upomniał syna i skierował się do wyścia.

- A co do ciebie chłopcze – wycelował palcem w pierś niebieskowłosego. – Nalegam, abyś wykonał badania weneryczne. Muszę wiedzieć, czy moje dziecko nie wdaje się w niebezpieczny związek.

         Wyszedł zostawiając Itachiego i Kisame z niesamowicie głupimi minami.

26. Mistrzostwa w Tokio i łabędzie.


  Minęły trzy miesiące. Trzy długie miesiące, wypełnione po brzegi tęsknotą. Ataki Naruto ustąpiły, ale za to on sam pogrązył się w drepresji i apatii. Stał się ponury i milczący, nie miał ochoty zupełnie na nic. Przy nim nawet Shikamaru tryskał energią i chęcią życia. Po wyjściu ze szpitala nie chciał nawet wstawać z łóżka, przyjaciele przemocą ubierali go i prowadzili na lekcje, na których i tak nie uważał. Jego oceny znacznie pogorszyły się, ale nie zwracał na to uwagi. W ogóle na nic nie zwracał uwagi, no chyba że było to coś zwiazane z Sasuke. Rysunek łabędzi z cytatem czarnookiego został opramiony w ramkę i powieszony nad łóżkiem blondyna.

       Po jakimś czasie przyjaciele z tytanicznym trudem wyciagnęli go z tego stanu odrętwienia, choć niebieskooki nie był już aż tak beztroski i radosny jak dawniej. Przynajmniej kontaktował się z ludźmi i wykazywał pewne zainetresowanie czymkowiek. Chyba już powoli godził się z tym, że już nigdy więcej nie zobaczy, ani nie usłyszy swojego chłopaka.

      Teraz jednak nie miał czasu na użalanie się nad sobą, co na pewno wyszło mu na dobre. Konoha jak z resztą co roku, zakwalifikowała się do półfinału w mistrzostwach koszykówki, a Kiba, Neji, Lee, Kankuro, Shikamaru, Naru, Gaara, Shino i o dziwo również Chouji należeli do reprezentacji szkoły. W ostatnim starciu rozłożyli na łopatki Sunę, a teraz czekali na finałowy mecz. Ich przeciwnikiem okazała się być Oto-gakure, która jeszcze nigdy nie doszła w rozgrywkach aż tak daleko. Podobno mają jakiegoś nowego, piekielnie dobrego zawodnika. Wiosną natomiast miały odbyć się mistrzostwa siatkówki, a szkolna drużyna rozpaczała nad stratą Itachiego, który był jednym z najlepszych siatkarzy.

- Naruto, pamietaj, dzisiaj trening. – przypomniał mu Kakashi, tarmosząc go włosach.

- Dobrze, sensei. – mruknął tylko chłopak, znikając za drzwiami klasy. Kiedy wszystkie istoty ludzkie zniknęły z horyzontu, Hatake odwrócił się w strone rudowłosego nastolatka, przyciągając go do siebie zaborczo i całując w miękkie, wilgotne wargi. Wciąż go pożądał, aż cud, że tak dobrze idzie im ukrywanie ich romansu. Jeszcze nikt o nich nie wiedział, z wyjątkiem zaufanych przyjaciół Nagato, Jiraiyi, który znał Kakashiego od dziecka i rodziców Paina. Chłopak powiedział im o wszystkim, a oni zaakceptowali to, zastrzegając jednak, że nikt nie może o tym wiedzieć, dopóki nie skonczy szkoły. Jako ludzie rozsądni odbyli również rozmowę z panem Hatake, uprzedzając go, że ich syn ma skończyć studia i jeśli dowiedzą się, że szarowłosy zrobił mu krzywdę, nie wyjdzie z kicia do konca życia.

- Żal mi go. – mruknął niebieskooki, patrząc na drzwi, za kórymi zniknął blondyn. – Ja bym nie przeżył, gdybyś wyjechał.

       Kakashi nic nie odpowiedział, tylko przytulił go mocniej, całując w czoło.

~~~

       Te trzy miesiące Sasuke zniósł znacznie lepiej, niż jego były chłopak, głównie dzięki temu, że w ogóle go nie pamiętał. Itachi próbował mu przypomnieć to, co działo się w jego życiu od września, ale w pamięci chłopaka nadal była biała plama. Nie pamietał żadnej Konohy, przyjaciół a tym bardziej Naruto. Ciagle jednak dręczyło go irracjonalnie przekonanie, że Itachi ma racje i zapomniał o czymś cholernie ważnym, ale choćby niewiadomo jak wysilał swoje szare komórki, nie mógł sobie przypomnieć. Itachi dał sobie spokój z wlewaniem wspomnień do głowy swojego młodszego brata, doszedł do wniosku, że jeśli nie będzie pamiętał o faktycznym powodzie przeniesienia do Osaki, może będzie szczęśliwszy. Jak narazie tylko on tęsknił za Kisame.

        Długowłosy zapisał się do szkolnej drużyny siatkówki, łudząc się, że ulubiona gra ukoi jakoś jego nerwy. W efekcie było jeszcze gorzej, nie mógł zapomnieć o starej drużynie, nawiasem mówiąc, znacznie lepszej od tych bezmózgich osiłków. W Konoha rozumieli się bez słów, spełniając idealnie niewypowiedziane życzenia partnerów z drużyny, wydawało się, że wszyscy tańczą na boisku jakiś skomplikowany, ale piękny taniec, którego kroki znają tylko oni. Tutaj trzeba było im wszystko pokazać, wyjaśnić i wytłumaczyć.

        Sasuke nadal grał w koszykówkę, doprowadzając swoją drużynę do zwycięstwa w każdym spotkaniu. Członkowie teamu nadal nie mogli uwierzyć, że dzięki temu pięknemu, smukłemu chłopakowi doszli do finału i za trzy tygodnie jadą do Tokio, walczyć o mistrzostwo z Konohą. Itachi zbladł, gdy o tym usłyszał, chociaż jednocześnie liczył na to, że Sasu spotka się z Naruto i odzyska pamięć.

         Dni mijały w zastraszającym tępie, zbliżając ich do wyjazdu. Cała drużyna była podniecona perspektywą wygranej z najlepszą szkołą w kraju, byli pewni, że nikt nie pokona Sasuke. Czarnowłosy zaciekle trenował, omawiając z zespołem kolejne taktyki, a resztę dnia spędzał na włóczeniu się po mieście z Hebi. Zaraz po wypadku Karin, podobnie jak kilka dziewcząt ze szkoły, próbowała mu wmówić, że jest jego dziewczyną, ale nie dał się oszukać. Miał niejasne wrażenie, że woli chłopców, ale nie napawało go to wstrętem.

        Teraz szli do baru na piwo. Itachi próbował mu wyperswadować mu takie wyskoki, ale nie odniosło to pożądanego skutku. Starszy odstąpił. Wiedział, że jeśli Sasuke będzie chciał sie napić z paczką to i tak to zrobi, a jego braterski autorytet na nic sie nie zda. Czarnowłosy zamówił dużego guinnessa, a Karin zrobiła to samo, żeby mu się przypodobać, chociaż wiedziała, że nie ma mocnej głowy i po takiej jednej siekierze będzie pijana. Tak też się stało, Sasuke pił już drugie piwo, a rozochocona dziewczyna lepiła się do jego ramienia. Strącił ją z grymasem obrzydzenia.

- Będę już leciał chłopaki. – powiedział i zapłacił za rachunek. – Jutro jadę na mecz, muszę się wyspać.

Pożegnał się z kumplami i poszedł do domu. Położył się na łóżku i zasnął. Jutro czeka go pracowity dzień.

~~~

       Już od kilku dni cała Konoha żyła dzisiejszym meczem. Sala była dokładnie wypucowana i ozdobiona, na ścianie wisiał wielki herb szkoły w kształcie liścia. Mecz zapowiedziano na 18, więc wszystkie dziewczęta poleciały zaraz po lekcjach, aby się wystroić. Krążyły plotki, że nowy zawodnik Oto jest bardzo przystojny. Drużyna koszykarska natomiast była w bardzo dobrych humorach, podsyconych atmosferą oczekiwania. Lee cały czas bredził o duchu wiosennej młodości, ignorując fakt, że właśnie jest zima, Neji z kolei gadał coś o przeznaczeniu i wygranej, dopóki wściekły Gaara nie zatkał mu ust pocałunkiem. Naruto milczał, tylko gapił się z nieodgadnionym wyrazem twarzy na całujących się przyjaciół. Rudy oderwał się przestraszony od bruneta i zdał sobie sprawę z tego, że właśnie popełnił niewybaczalną i nietaktowną gafę.

- Przepraszam, Naru…- zaczął, ale blondyn pokręcił tylko przecząco głową i zaczął gapić się w okno.

        W końcu zegary wybiły piątą, a oni zeszli do szatni, przebrali się w stroje i po raz ostatni wysłuchali wykładu na temat taktyki w wykonaniu Kakashiego, oraz bredni o wiosennej młodości w wykonaniu Maito Gai. Wszyscy natychmiastowo ulotnili się, tylko Rock został, z pasją dyskutując ze swoim ulubionym nauczycielem, dopóki Naruto nie posłał po niego Sakurę. Tylko ta dziewczyna była w stanie ujarzmić tego idiotę.

- Lee, chłopcy mówią, żebyś się pospieszył. – powiedziała, wpadając do szatni.. – Ohayo Gai-sensei. – przywitała się z mężczyzną i dała jego wiernej, mniejszej kopi całusa w policzek. Rock zarumienił się, a w oczach pojawiły mu się dwa czerwone serca.

- Chodź. – różowowłosa pociągnęła swojego chłopaka za rękę, prowadząc go w stronę siedzącej pod ścianą drużyny. Uśmiechnęła się do siedzącej obok nich Ino. Już dawno pogodziły się i teraz były najlepszymi przyjaciółkami. Okazało się, że blondynka również znalazła swojego wiernego adoratora,, którym był Sai.

- Chłopaki, dacie radę. – poklepała każdego z nich po plecach.

- No jasne, skoro mamy takie cheerleaderki, jak wy. – wyszczerzył się Kiba.

Obydwie dziewczyny, wraz z Hinatą i Ten Ten tańczyły w zespole i dopingowały koszykarzy.

- Patrzcie, idą ci z Oto! – zawołał Kankuro, widząc wchodzącą drużynę z symbolem nutki na koszulkach. Przywieźli oczywiście ze sobą maskotkę, czyli wielkiego węża i tancerki. Jedna z nich, wyjątkowo wulgarnie pomalowana, czerwonowłosa wieszała się na ramieniu czarnowłosego, bladego chłopaka. Szczęki całego teamu Konohy obiły się o podłogę.

- Naru, to jest…- zaczął Neji.

-…Sasuke. – dokonczył oszołomiony blondyn.

- Sasuke! – wrzasnął i pobiegł w jego stronę. Dziewczyny trzymały kciuki, czekając na happy end i czułe wyznania, ale się pomyliły. Naruto rzucił się na szyję swojego chłopaka, ze łzami szczęścia w oczach, ale ten delikatnie, acz stanowczo odsunął go od siebie.

- Czy my się znamy? – spytał.

       Błękitne tęczówki patrzyły na niego w niezruzumieniu, podobnie jak kilkanaście par oczu, obserwujacych całą scenę spod ściany.

- Jak to..nie pamietasz mnie? To ja, Naruto..- chciał dodać „twój chłopak”, ale sie powstrzymał.

- Nie znam cię.. Przepraszam, już muszę isć. – odpowiedział beznamiętnie brunet i wyminął blondyna. Przyjaciele natychmiast do niego podbiegli.

- Naru, nic ci nie jest? – spytał przestraszony Gaara.

- Nie, nic mi nie jest. Jak on mógł zapomnieć?

- Miał wypadek i ma amnezję. – wyjaśnił Itachi, który wszedł za drużyną. Załapał się na wyjast w charakterze kibica.

- Itachi! Co ty tu robisz?! – krzyknął Kisame, rzucając mu się na szyję. Długowłosy Uchiha uciszył go zaborczym pocałunkiem, ignorując publikę. Miał teraz wydarte podstępnie minuty szczęścia i chetnie z nich korzystał.

- Tęskniłem. – szepnął na ucho niebieskowłosemu.

- Ja też. – odparł Hoshigaki, przytulajac się do swojego chłopaka.

- Naruto, trzeba coś wymyślić, aby odzyskał pamięć. Miałem nadzieje, że gdy ciebie zobaczy, wrócą mu wspomnienia…- westchnął Ita.

- Coś się wymyśli. – odparł stanowczo blondyn, prostując się. Gaara uśmiechnął się lekko, jeśli Naruto coś obiecuje, to nie ma zmiłuj. Wybiegli na boisko i zaczęła się gra.

        Sasuke szalał z piłką, ale w Konoha również nie brakuje dobrych graczy. Uzumaki dawał z siebie wszystko, zdobywając kolejne punkty, a reszta obu drużyn także nie próżnowała. Siły były wyrównane, co doprowadziło do remisu.

         Niebieskooki wpadł do szatni, ekspresem przebrał się, gardząc prysznicem i pobiegł do swojego pokoju, kiedyś dzielonego z czarnowłosym. Musiał się spieszyć, bo druzyna Oto mogła lada chwila wrócić do hotelu. Zerwał ze ściany ramkę i popędził na dół, doganiając ich w chwili, gdy wychodzili ze szkoły.

- Sasuke! – wydarł się, hamując tuż przed chłopakiem. Zasapany oparł ręce na kolanach, uspokajając oddech.

- Czego chcesz? – warknął onyksowooki.

- Chciałem…chciałem ci to tylko dać. – wysapał, wsadzając mu w dłon złożoną kartkę papieru. Sasuke otworzył ją i zamarł. Był to rysunek dwóch splecionych ze sobą łabędzi i cytat wypisany jego własną ręką. Poczuł ogromny ból głowy i zobaczyć pod powiekami oślepiający błysk. Wrzasnął z bólu. Przed oczami widział sceny z ostatnich kilku miesiecy. Przypomniało mu się wszystko, Naruto, przyjaciele, ich pierwszy pocałunek, wycieczka i durne swatanie Kiby.

- Naruto. – szepnął i zemdlał.

25. Słodkie zapomnienie.


       W końcu upragniony dzwonek hukną terapią decybelową w uszy uczniów. którzy o dziwo przywitali ten jazgotz ulgą. Ludzie naprawde są dziwni…

       Bezosobowa masa nastolatków wypełzła przez drzwi szkoły, kierowana instynktownym pragnieniem wydostania się z niewoli na wolność. Jedynie dwie czarnowłose persony z przygnębienie, wlokły się za resztą.

        Sasuke i Itachi w milczeniu szli do domu, unikając kontaktu wzrokowego. Starszy nie bardzo wiedział, co powiedzieć, a młodszy zgodnie ze swoim zwyczajem milczał.

- Sasuke – kuun! – coś zawyło i rzuciło się krótkowłosemu na szyję.

- Karin, złaź ze mnie. – warknął. odpychając od siebie dziewczynę. Zrobiła lekko zdezorientowaną minę, ale zaraz potem zlustrowała spojrzeniem starszego Uchihę. Uśmiechnęła się w swoim mniemaniu uwodzicielsko i wyzywająco.

- Cześć, jestem Karin. – przedstawiła się, wyciagając szponiastą łapę w kierunku długowłosego. Ita przełknął ślinę i potrząsnął jej ręką niepewnie. Dziewczyna wypięła piersi i obciagnęła w dół bluzkę, która przez przypadek zasłaniała za dużo ciała. Braciom zachciało się rzygać.

- Bardzo mi miło. – wymamrotał nieszczerze Itachi. Sasu wziął go za rękę i pociągnął w stronę domu, wymijając Karin. Przez 5 minut biegli szybko, dopóki nie weszli do swojego mieszkania. Zdyszany krótkowłosy rzucił torbę na podłogę i poczołgał się do salonu. Położył nogi na stoliku i zapalił.

- Ja tu zwariuję! – wybuchnął nagle, rzucając peta na dywan. Łasic z miną męczennika podniósł go. Jemu też było coraz ciężej, a mieszkali tu dopiero dwa dni. Ile jeszcze mają tutaj siedzieć?

- Nie pal w domu. – wymamrotał.

- PIERDOL SIĘ! – wrzasnął poirytowany Sasuke, wstając i trzaskając drzwiami do swojego pokoju. po chwili dało się słyszeć stamtąd szloch.

~~~

       Błękitne tęczówki wyłoniły się zza powiek, nieco nieprzytomnym spojrzeniem lustrując otoczenie. Ich właściciel zamrugał intensywnie, po czym zauważył nieostre postacie siedzących przy łóżku przyjaciół.

- Budzi się! – ktoś krzyknął. Chyba Gaara.

- Gdzie ja jestem? – wymamrotał słabo Naruto.

- W szpitalu. – wyjaśnił Neji.

No tak. Pamiętał kłótnię z Sasuke, ten wypadek, ataki i rozmowę podsłuchaną w parku.

- Gdzie jest Sasuke? – spytał już przytomniej blondyn. Twarze przyjaciół momentalnie pobladły i posmutniały.

Shikamaru i Kankuro wymienili zatroskane spojrzenia, a Lee ze zdenerwowania wyłamywał palce.

- Nie chce mnie więcej widzieć, tak? – zapytał ponuro niebieskooki.

- To nie tak, Naru…- zaczął Gaara, ale drzwi się otworzyły, ukazując państwo Namikaze.

- Naruto, bardzo mi przykro. – powiedziała Matsuri, usiadła na łóżku i pogłaskała go po złotych włosach. Chłopak patrzył na nią, jakby uciekła z zoo, ewentualnie z Domu Bez Klamek, a jego oczy niemal wypadły na zewnątrz, gdy kobieta go przytuliła.

- Sasuke siedział tutaj cały czas, kiedy byłeś nieprzytomny. Chciał cię przeprosić. – powiedział ojciec chłopaka. – Widziałem, jak zachowuje się wobec ciebie, więc domyśliłem się, jakie hmm..relacje was łączą. – młodszy blondyn zarumienił się na te słowa.

- Rozmawiałem na ten temat z panem Uchihą, ale nie miałem pojęcia, że tak zareaguje. Przepraszam.

        Zapadła krępująca cisza, którą w końcu przerwał Neji.

- Sasuke i Itachi wyjechali.

- Dokąd? – spytał Naruto.

- Do Osaki. – wtrącił się Lee.

- A kiedy wrócą? – spytał nadal ciężkokapujący blondynek.

- Nie wrócą. – powiedział ponuro Shikamaru. – Chodzą już do szkoły w Osace. Nie możesz się z nim kontaktować, a jeśli spróbujesz tam pojechać, dostaniesz sądowy zakaz zbliżania się. – dodał, patrząc na przyjaciela współczująco.

          Powietrze rozdarł okropny wrzas, zwiastujący kolejny atak Uzumaki’ego. Chłopak rzucał się po łóżku, wymiotując krwią, a pomieszczenie momentalnie wypełniło się po brzegi ubranymi w białe fartuchy lekarzami. Przerażeni chłopcy, oraz państwo Namikaze zostali jakże uprzejmie wykopani za drzwi.

~~~

- Co z nim? – spytał następnego dnia Gaara. Był jeszcze bledszy i miał podkrążone oczy, czeko nie zatuszowął nawet mocny, czarny makijaż. Reszta paczki wyglądała podobnie, całą noc spędzili w szpitalu, czuwając na zmianę przy Naruto. Jednocześnie Shika prawie wypluwał mózg uszami, usiłując wymyślić sposób, w jaki „nawrócić” pana Fugaku. Wiedział, że Naruto bez Sasuke po prostu uschnie (to niech go podlewają – dop.aut). Neji cały czas zaborczo przytulał Gaarę, ciesząc się w duchu, że ich rodzice nie są homofobami i zaakceptowali ich związek, chociaż pan premier na początku miał pewne obiekcje, które na szczęście żona mu wybiła z głowy.

- Nadal jest nieprzytomny. – odpowiedział zaspany Shika. Kankuro wszedł i otulił go swoją bluzą, całując w kark. Żaden z nich nic nie mówił, w ciszy miałowo pikała tylko aparatura.

~~~

         Sasuke leżał na łóżku, obserwując pająka zasuwającego po ścianie. Taki to ma dobrze, pomyślał. Nie ma despotycznego, skostniałego ojca, który go wysyła do innego miasta, jeśli woli innego pająka, a nie pajęczycę. Ludzka egzystencja jest taka okrutna…

           Zapalił papierosa, moco się zaciągając, obracając w palcach żyletkę. Przyłożył ją do nadgarstka, czując przyjemny chłód cienkiego, zabójczo ostrego metalu. Zalśniła w blasku słońca, wpadającego przez okno, dając obietnice natychmiastowego uwolnienia od wszystkich kłopotów. Już miał podciąć sobie żyły, kiedy telefon zaterkotał. Spojrzał na wyswietlacz – Karin. No i pięknie, po co jej dawałeś numer, mistrzu? – pomyślał z irytacją. Teraz będzie wydzwaniać co pięć minut.

            Zapragnął nagle zadzwonić do młotka. Naruto już pewnie się wybudził, a chłopacy poinformowali go o terrorze Fugaku. Wiedział jednak, że ojciec założył mu na telefon podsłuch, Itachiemu tak samo. I to ma być kochający rodzic. Wyciągnął z kieszeni portfel, a z niego wyjął małe zdjęcie Naruto. Pogłaskał palcem uśmiechnięte oblicze na kawałku papieru. Nagle zaczął szlochać, wtulając twarz w poduszkę.

             Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Obudził się koło szóstej rano i zerwał się, aby odrobić lekcje. Po piętnastu minutach wszystko było gotowe, spakował się i poszedł pod prysznic. Oczy miał podpuchnięte, a w głowie pulsował tępy ból. W kuchni wygrzebał jakieś proszki, wypił kawę i miał nadzieję, że to pomoże. Nadzieja matką głupich, ale wszystkie matki trzeba kochać.

             Zrobił śniadanie, co natychmiast zwabiło zaspanego i rozczochranego Itachiego.

- Jak się czujesz? – spytał z troską starszy, jedząc tosta.

- Jak ofiara Czarnobyla. – mruknął Sasu, nawadniając się herbatą. Dokończyli śniadanie i wyszli do szkoły.

             Pomimo, że byli w innych klasach, lekcje minęły im tak samo, czyli nudno. Ten materiał, który akurat przerabiali, mięli już opanowany, więc mogli bezkarnie oddawać się ponurym myślom na lekcjach. Obydwaj bracia byli ponadprzecietnie zdolni, a poza tym chodzili wcześniej do najlepszej szkoły w kraju, z którą ich obecna, Oto, nie mogła się równać, więc byli z nauką znacznie do przodu.

              Sasuke został po lekcjach na trening, a Itachi wrócił do domu, aby przygotować się na mecz brata. Sasu był fantastyczny w koszykówce, więc trener od razu go zwerbował do drużyny. Właśnie dzisiaj, o siedemnastej rozpoczynał się pierwszy w tym sezonie mecz. Jeśli pokonają wszystkie inne zepsoły z Osaki, może nawet będą grać przeciwko którejś z tokijskich szkół.

               Pół do piątej długowłosy siedział już na trybunach, patrząc na trenera, kóry po raz setny omawiał taktykę z chłopcami. Młody uchiha jak zwykle stał z rękami w kieszeniach, a żeńska część publiczności, która właśnie wpływała na widownię, dostawała nieskontrolowanych odruchów, takich jak popuszczenie w gacie, nienaturalnie piski, wytrzeszcz oczu lub omdlenia.

              W końcu zaczął się mecz, a te same dziewczęta (i kilku chłopców) wodziły maślanymi oczętami za czarnowłosym chłopakiem śmigajacym po boisku. Czarnookiemu nie zależało zbytnio na wygranej, choć zawsze chciał być najlepszy. Teraz miał możliwość wyżyć się, wyszaleć i choć na chwilę zapomnieć o pewnym blondwłosym aniele, więc całą energię wpompował w grę. Niezaprzeczalnie on był królem boiska, choć niektórzy przeciwnicy przerastali go rozmiarami niemal dwa razy. Był szybki, zwinny a jego ruchy były kocie, pełne gracji. Zdobywał punkt za punktem, a czas nieubłaganie leciał. Kiedy zostały już 3 minuty do końca, jeden osiłek z drużyny przeciwnej o wyjątkowo tępym wyrazie twarzy w przypływie determinacji skoczył na niego, przewracając znacznie lżejszego od siebie chłopaka. Pech chciał, że czarnowłosy wylądował głową na barierce, tracąc przytomność. Ostatecznie Oto wygrała, a Sasuke został natychmiast przewieziony do szpitala. Tłum nowych fanek wybrał się na pielgrzymkę za karetką, zapowiadając krwawy odwet tępemu zapaśnikowi, który ośmielił się zaatakować ich idola.

         Itachi zadzwonił po babcię Chiyo i razem z nią pojechał do szpitala. Kobieta podpisywała różne dokumenty, a on dowiedział się od lekarza, że jego brat czuje się dobrze, miał lekki wstrząs mózgu i stracił częściowo pamięć. Wszedł do sali i usiadł koło łóżka chłopaka, który przywitał się z nim nikłym uśmiechem.

- Sasuke, co pamietasz? – spytał przestraszony Łasic.

- Wszystko…poza kilkoma ostatnimi miesiącami. Pamiętam koniec wakacji, kiedy miałem iść do jakiejś nowej szkoły…dalej już nic. – powiedział czarnooki, patrząc się na przerażonego brata.

        Oznaczało to, że nie pamietał całego swojego pobytu w Konoha.

24. Nowa szkoła, nowe życie.


        W końcu samolot wylądował, a oni dołączyli do tłumu podróżników, wychodzącego z terminalu. Sasuke przez cały lot był nieobecny duchem, wyglądał, jakby spał na jawie. Gdy wychodzili z samolotu, stewardessa chciała im życzyć udanego pobytu w Osace, ale widząc stan chłopaka, ugryzła się w język.

        Okazało się, że Fugaku zadbał o wszystko. Byli już zapisani do prywatnej szkoły, mięli mieszkanie, samochód i opiekunkę. Ta ostatnia stała właśnie w hali przylotów, trzymając dużą kartkę z napisem „Sasuke i Itachi Uchiha”. Okazała się być pogodną kobietą w średnim wieku, o mysich włosach zwiazanych w kok.

- Witajcie, chłopcy. – przywitała się z nimi całusami w policzki. Obydwaj się skrzywili. – Jestem Chiyo i będę waszą opiekunką. Chodźmy, samochód już czeka.

         Niechętnie wzięli walizki, poganiani przez kobietę i wsiedli do auta. Chiyo zasiadła za kółkiem i już po chwili jechali przez zakorkowaną Osakę. Kobieta cały czas wesoło paplała.

- Chodziliście wcześniej do Konohy, prawda? – spytała. Kiwnęli głowami.

- Mój wnuczek Sasori jest tam w drugiej klasie, może go poznaliście, taki rudy, ładny chłopiec. – zaśmiała się. Ich głowy momentalnie odwróciły się w jej stronę i zaczęli słuchać jej z najwyższą uwagą.

- Znamy go. – powiedział Itachi. – Chodziłem z nim do klasy.

- Naprawdę? – ucieszyła się. – Co za zbieg okoliczności. Jego matka jest moją córką, wiecie? Ojj ostatni raz widziałam mojego wnusia na święta. Nie wiecie może, czy znalazł już sobie jakąś porządną dziewczynę?

         Cóż, od biedy można było pomylić Deidarę z dziewczyną, ale porządny to on zdecydowanie nie jest. Woleli jednak nie mówić „babci Chiyo” jak kazała siebie nazywać, że jej kochany wnuczek woli chłopców. Resztę drogi spędzili w milczeniu.

         Podjechali pod ekskluzywny, oszklony budynek, w którym mieściły się drogie, luksusowe mieszkania. Fugaku, pomimo, że był wściekły na swoich synów, nie mógł pozwolić, aby mieszkali w kiepskich warunkach. W końcu, bądź co bądź należeli do rodu Uchiha, więc musiał dbać o ich reputację. Babcia zaprowadziła ich do windy i wysiedli na 5 piętrze. Podprowadziła ich pod eleganckie, machoniowe drzwi z przybitą tabliczką „Uchiha” i wręczyła im klucze.

- Właźcie, chłopcy. Wasz ojciec niedawno kupił to mieszkanie i poprosił mnie, abym je umeblowała. – powiedziała kobieta, otwierając przed nimi drzwi.

         Weszli do srodka, rozglądając się. Mieszkanie było bardzo duże, eleganckie i luksusowe. Utrzymane było w kolorach bieli, srebra, czerni oraz dojrzałego wina. W salonie były dwie obite białą skórą kanapy, niski, chromowany stolik, wielka plazma i regały na ksiażki. Kuchnia miała chromowany aneks, jasny, sosnowy stół i krzesła z bordowymi obiciami, łazienka była czarno-szara. Jedna z sypialni, ta którą przywłaszczył sobie Sasuke, była cała czarna, druga bordowa. Itachi buntował się, że jego pokój troche przypomina burdel, ale odpuścił bratu, bo wiedział, co młody przeżywa. Babcia Chiyo czekała, aż skończą oględziny.

- Mam nadzieję, że wam się podoba. – powiedziała z uśmiechem. – Wasz ojciec dzisiaj wpłacił na wasze konta pieniądze, możecie z nich korzystać. Będziecie mieszkać sami, ale w razie czego możecie do mnie zadzwonić. – podała im karteczki z numerami. – Wasza szkoła jest niedaleko, więc możecie chodzić na piechotę, zajmie to wam jakieś 10 minut. Auto jest w garażu, gdybyście chcieli wybrać się nim na jakieś większe zakupy do centrum, to zadzwońcie do mnie, nie mam nic do roboty, więc chętnie wam potowarzyszę. – poczochrała ich po głowach. – Nie róbcie takich nieszczęśliwych min, w Osace naprawde jest pięknie. – zaśmiała się i wyszła, zostawiając ich samych.

         Sasuke głośno wypuścił powietrze i opadł na kanapę. Ita oparł się o ściane i przyglądał się bratu z troską.

- Ja tu umrę! – zawył krótkowłosy. – Zajmuje się mną jakaś dziwna baba, muszę mieszkać z nienormalnym bratem, nie ma Naruto i muszę isć do nowej szkoły! – zaczął tłuc glanami w podłogę. Długowłosy westchnął i usiadł koło niego.

- Sasu, wiem, że ci cieżko, ale na pewno nie zostaniemy tu długo. Może mama powie coś ojcu, może zderzą mu się szare komórki. – powiedział.

- A wierzysz w cuda? – zaśmiał się gorzko młodszy Uchiha. – Zostaniemy tu na zawsze! Ja chcę do domu!

- Ja z tobą zwariuję. – mruknął Łasic i poszedł do kuchni. Byli głodni, a to na nim teraz ciążył obowiązek przygotowywania posiłków. Zerknął do lodówki, na szczęście babcia wykazała się rozsądkiem i ją zapełniła niezbędnymi produktami. Ocenił swoje umiejętności kulinarne, nawiasem mówiąc dosyć duże i postanowił, że zrobi duszone warzywa z ryżem. Zaczął kroić i smażyć składniki, a Sasuke usiadł przy stole i z dziwnym wyrazem twarzy obserwował brata.

- Itachi? – zaczął.

- Co?

- Mam pomysł. – na bladej twrazy Sasuke pojawił się uśmiech. – A może by tak zadzwonić do rodziców Kisame i Naruto? Przepisaliby się tutaj do szkoły i zamieszkaliby u nas, to mieszkanie jest wielkie, zmieścilibyśmy się. Ojciec Naru na pewno się zgodzi, a starzy Kisa też nie powinni sprawiać problemów…

- Nie ma mowy. – mruknął ponuro długowłosy.

- Dlaczego? – prychnął got, patrząc wściekle na brata. Dlaczego on zawsze musi negować każdy mój pomysł?

- Czy ty uważasz, że nasz ojciec naprawde jest taki głupi na jakiego wygląda? – syknął Ita. – Domyślał się, że któryś z nas wpadnie na coś podobnego i dlatego powiedział mi, że jeśli będziemy coś w tym celu kombinować, złoży pozew do sądu o zakaz zbliżania się do nas.

- Co takiego? – krótkowłosy zdębiał.

- To co słyszałeś. Ojciec ma od cholery dobrych prawników, uzyskanie zakazu to dla niego nic trudnego. Jeśli bedziemy się kontaktować z naszymi chłopakami, to Naruto i Kisame otrzymają sądowy zakaz zbliżania się do nas.

W kuchni zapadła nieprzyjemna cisza. Zjedli obiad, nadal nie odzywając się do siebie, a Ita włożył naczynia do zlewu i zaczął zmywać. Młodszy siedział chwilę przy stole, ale zaraz potem powoli podniósł się i nałożył płaszcz.

- Gdzie idziesz?

- Do sklepu. – mruknął.

- Po co?

- Po alkohol. – powiedział głośno, patrząc bratu wyzywająco w oczy. – Muszę się napić, bo zaraz coś rozwalę.

        Itachi przełknął ślinę. Dobrze znał charakter brata i jego osiągi w różnych dziedzinach sportu, miedzy innymi w boksie i karate. Wiedział, że wściekły Sasuke robi się nieobliczalny.

- Ty pijesz? – zdołał tylko wydusić, ale odpowiedziało mu trześnięcie drzwiami.

        Sasuke szedł już w stronę najbliższego sklepu, ignorując fakt, że nie wie, gdzie takowy się znajduje. Szedł przed siebie, czekając, aż jakiś znajdzie. W końcu dojrzał upragniony lokal i wszedł do środka. Wpakował do koszyka kilka puszek piwa, a po namyśle również ramen, bo przypominało mu młotka. Zdał sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskni. Ostatni raz widział go w szpitalu, kiedy Naruto był nieprzytomny. Nie miał nawet szans go przeprosić.

         Podszedł do lady, a młodziutka ekspedientka już otwierała usta, aby spytać go o dowód, lecz kiedy spotkała się z hipnotyzującym, wściekłym spojrzeniem czarnych tęczówek, zrobiło jej się gorąco z wrażenia i jednocześnie zimno ze strachu, więc uznała, że tym razem dowód mu odpuści. Chociaż można było się pomylić, Sasuke był bardzo wysoki i dobrze zbudowany, mógł uchodzić nawet za dwudziestolatka, ale dziewczyna miała już doswiadczenie z nieletnimi usiłującymi kupić alkohol. Wiedziała, że chłopak nie ma skończonej osiemnastki, ale jej to nie przeszkadzało. Sasuke uśmiechnął się kpiąco, nie od dziś nawet starsze dziewczyny interesował się nim. Poprosił trzy flaszki wódki i pięć paczek czerwonych Marlboro. Nie, nie na zapas, miał zamiar to wszystko skonsumować dzisiejszej nocy. Ewentualnie wyląduje w kostnicy. Wsadził kartę do czytnika i wystukał kod, ignorując paragon z napisanym na odwrocie numerem telefonu panienki, który podsunęła mu pod nos. Zrobiła nieco zawiedzioną minę, więc postanowił się do niej uśmiechnąć, bo nie wiadomo kiedy znowu będzie potrzebował używek.

          Wyszedł na dwór i ruszył w kierunku domu. Tym razem już jako tako orientował się w terenie. Robiło się powoli ciemno. Kiedy szedł przez park spotkał czterech napakowanych gości, o tępych wyrazach twarzy, z widoczną chęcią spuszczenia mu lania, ale kiedy napotkali jego wzrok, szybko się ulotnili. Uchiha, kiedy chciał, potrafił być naprawde przerażający.

          Wszedł do domu, trzasnął drzwiami i położył zakupy na stole, wyciągając z kieszeni paczkę fajek. Zapalił, wziął reklamówę z puszkami witaminy P i rozsiadł się na białej kanapie w salonie, z niechecią patrząc w telewizor.

- SASUKE, OD KIEDY TY PALISZ?! – Itachi był wstrząśnięty. Uważał się za buntownika, ale nawet on nie palił. Przy swoim bracie był równie niegrzeczny, co dziecko, które w akcie zemsty za kradzież zabawki odważyło się sprzedać kopa towarzyszowi z piaskownicy.

- Od dawna. – mruknął Sasu, otwierając puszkę. – Pijesz? – spytał się, unosząc kpiąco brwi i podsuwajac długowłosemu pod nos puszkę. Ku jego zdziwieniu, starszy wziął ją siadając obok brata. Pociagnął długi łyk.

- Nasze życie się pieprzy, młody. – stwierdził. Sasuke tylko kiwnął głową i przypomniał sobie o ramenie. Poszedł do kuchni, przyrządził to paskudztwo, wrócił do pokoju niosąc ostrożnie miskę, jakby zawierała nitroglicerynę, a nie niegroźną zupkę. Wziął pałeczki i zaczął jeść. Średnio mu smakowało, ale Naruto to uwielbiał, więc żarł dalej, aż pochłonął wszystkie paczuszki, jakie kupił.

- Rzygać mi się chce. – mruknął.

- Nie marudź, sam chciałeś. – opowiedział już nieco wstawiony Itachi, nalewając mu wódki. Sasuke się nie patyczkował, tylko odebrał mu butelkę, oparł się o niego plecami i pociągnął łyk z gwintta. Po niedługim czasie butelka była pusta, a bracia pijani.

- Choźź Ssasuu iźźiemy spaśś…- wybełkotał Itachi. Sasuke tylko kiwnął głową i powlókł się za bratem do jego pokoju.

       Opadli na łóżko i zaczęli się rozbierać. W koncu zostali w samych bokserkach.

- A mówiłem ciii Ssasssiuu żżże jeessseś…- Ita chciał powiedzieć „przystojny”, ale wypowiedzenie tak skomplikowanego słowa nie leżało teraz w jego możliwościach.

- Naruu…- miałknął młodszy, przytulając się do brata i zaczął płakać. Itachi przytulił go i głaskał po plecach. Po pewnym czasie zasnęli.

~~~

       Cała niedziela zeszła im na nawadnianiu się kefirem i leczeniu kaca, ale jak zwykle bywa z niedzielami, minęła, zostawiajac po sobie tylko kwaśny posmak weekendu. Trzeba było iść do szkoły.

        Nie mięli pojęcia, jakie mają przedmioty, więc zapakowali wszystko i ruszyli do szkoły. Obydwaj tak samo ponurzy i milczący. W budynku rozdzielili się bez słowa i każdy z nich poszedł w swoją stronę.

        Sasuke w końcu znalazł swoją klasę i stanął pod ścianą, czekając na dzwonek nauczyciela.

- Cześć, ty jesteś ten nowy? – usłyszał dziewczęcy, nieco piskliwy z podniecenia, modulowany głos. Dziewczyna widocznie starała się, aby zabrzmiało jak najbardziej seksownie i prowokująco, a w efekcie wyszło jakby przechodziła mutację i rozstrój żołądka jednocześnie. – Jestem Karin. – przedstawiła się, przesuwając czarnym paznokciem po policzku chłopaka. Wzdrygnął się.

         Dziewczyna miała na sobie bluzkę, rozpiętą od pępka w dół, z dużym dekoldem, spod którego wystawał czerwony, koronkowy stanik. Miała długie, czerwone włosy, nosiła okulary, kolczyki w twarzy i mocny, czarny makijaż. Na nogach miała czarne, lakierowane szpilki, pończochy do połowy uda i szorty tak krótkie, że mogłyby stanowić temat dyskusji „Gdzie kończą się majtki, a zaczynają spodnie?”. Ogólnie wyglądała jak tania dziwka, tudzież gotycka wersja dawnej Sakury.

        Koło dziewczyny pojawił się chłopak o półdługich, białych i niebieskich na końcach włosach i ostrych zębach oraz rudy, napakowany, ponury osiłek w skórze.

- A to jest Suigetsu i Juugo. – przedstawiła ich dziewczyna. – Zechciałbyś przyłączyć się do naszej paczki? – zerknęła na niego zalotnie, wypinając piersi. Zachciało mu się rzygać.

- Nadajesz się na lidera. – powiedział Sui, mierząc go wzrokiem. – W każdym razem będziesz lepszy niż ona. – stwierdził i zarobił w pysk od dziewczyny.

- Zgoda. – mruknął Sasu, nawet sam nie wiedział dlaczego. Ale z drugiej strony lepiej znać tu kogoś.

- A więc witamy cię jako członka Hebi, postrachu tej szkoły! – wrzasnęła na cały korytarz dziewczyna, kopiąc jakiegoś zszokowanego, małego chłopaczka w piszczel. Pisnął i uciekł, a Karin zaśmiała się głupio.

        To się wpakowałem, pomyślał Sasuke, wchodząc razem z Hebi do klasy historii.