piątek, 21 grudnia 2012

Oneshot – Ramen (KakaNaru)


   Let it rain,

         Let heaven wash away my pain.

         Let it rain,

         That peace would be the name of love…*



        Bon Jovi musiał być ostro naćpany, kiedy to śpiewał.

        Kakashi westchnął, poprawił maskę i przeczesał palcami włosy. Ciekły z nich strużki wody, jednak nadal starczały dumnie do góry, mówiąc stanowcze „Nie!” wszelkim prawom grawitacji.

        Pogodę można było określić jednym, prostym, dźwięcznym i entuzjastycznym słowem – lało. I to w takim stopniu, że Hatake poważnie zastanawiał się, czy nie trafił przypadkiem do Wioski Ukrytego Deszczu, jednak słynne lasy i wszechobecne znaki liścia dobitnie informowały go, że nadal znajduje się w Konoha-gakure. A nawet, gdyby nadal nie chciał wierzyć, że znajduje się w rodzinnej osadzie, istniał pewien czynnik, występujący tylko w Wiosce Liścia, który jest w stanie uświadomić ten fakt każdemu.

       Ów czynnik zwał się Uzumaki Naruto i pędził teraz z zawrotną prędkością przez główną ulicę, drąc się jak opętany.

- Kakashi-senseeeeeeeei!

       Wyhamował z piskiem tuż przed nauczycielem, dysząc ciężko. Oparł dłonie o kolana i zwiesił głowę, a twarz stojącego za nim mieszkańca wioski przybrała odcień iście królewskiej purpury.

       Nie od dziś wiadomo, że tylnie fragmenty ciała potomka Namikaze były niczego sobie. Prawdę mówiąc, zaliczały się do najlepszych w całej osadzie, zaraz po tyłku Arcyseksownego Uchihy. Kakashi uśmiechnął się lekko.

       On też miał chrapkę na narutowe tyły.

- Kakashi-sensei, babcia Tsu…Tsunade kazała przekazać, żebyś wpadł do niej jutro po południu. – wysapał chłopak, ocierając czoło. – Chyba ma dla ciebie jakąś misję.

- Misję? – Hatake uniósł brwi i uśmiechnął się lubieżnie pod maską. – W takim wypadku powinna chyba wezwać mnie rano. Najlepiej o ósmej**.

      Niebieskooki spojrzał na niego z głupią miną, a ten zachichotał. Męska, ale smukła dłoń o długich, bladych palcach, odziana w granatową rękawiczkę, wylądowała na jego głowie, robiąc jeszcze większy bałagan wśród kosmyków barwy „Hawajskiego słońca” z palety farb Dulux. Uzumaki zarumienił się, a wargi Kakashi’ego same ułożyły się w delikatny uśmiech na widok tych uroczych, różowych plam na brzoskwiniowych policzkach.

- Ekhem…no to…ja już będę leciał. – mruknął speszony tym gestem chłopak. – Sayonara, Kakashi-sensei! – dodał już znacznie głośniej, drąc się prosto w ucho mężczyzny. Wykonał półpiruet na pięcie i ruszył sprintem przed siebie, ale powstrzymało go silne ramię.

- Zaczekaj, Naruto. Może wyskoczyłbyś gdzieś ze starym mistrzem?

- Ja…ee…chyba nie mogę…- zaczął się wykręcać, usiłując wyrwać z uścisku szarowłosego.

- Co powiesz na ramen?

       Na dźwięk magicznego słowa cały jego opór momentalne wyparował, a w jego miejsce pojawiła się wielka ochota do współpracy.

- Ramen? – powtórzył z niemal nabożną czcią.

- Tak. Wielkie porcje miso ramen, prosto od Ichiraku. – kusił dalej Kakashi, uśmiechając sie zwycięsko.

       Chłopak już złapał haczyk.

- To co, idziesz? – zapytał Kopiujący Ninja, puszczając go.

- Pewnie! – wykrzyknął radośnie błękitnooki. – Ale to ty płacisz. – dodał podejrzliwie, rzucając mu ostre spojrzenie.

       Mężczyzna westchnął i pokręcił głową z rozbawieniem.

- Niech stracę. – mruknął i chwycił go za rękę. – Chodź.

       Ruszyli przed siebie, a Naruto przeciął spokojną, deszczową ciszę swoją paplaniną. Ulewa, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej przybrała na sile, waląc bezlitośnie ciężkimi pociskami z deszczu w ziemię, zmieniając ją w lepkie błoto. Nawet jeśli Kakashi miał nadzieję, że choćby jedna nitka w jego mundurze jounina będzie sucha, to teraz ją stracił. Obaj ninja wyglądali jak zmokłe kury, ale szare włosy byłego sensei’a drużyny 7 nadal sterczały na baczność, otwarcie mówiąc Newtonowi, że może sobie w dupę włożyć przyciąganie ziemskie.

        Dotarli w końcu do Ichiraku, usiedli przed barem i zamówili ramen. Już po chwili dwie parujące miski wylądowały tuż przed nimi, a blondyn entuzjastycznie zabrał się za jedzenie swojej ukochanej zupki. Miał przy tym tak rozanieloną minę, jakby co najmniej dotknął bram raju.

- Smakuje ci? – palnął Kakashi, uśmiechając się głupio. Widać było z odległości kilometra, że niebieskooki dałby się zabić za jeszcze jedną porcję. Chłopak pokiwał szybko głową, nie przestając jeść, a jounin uśmiechnął się zwycięsko.

       Wszystko szło zgodnie z planem.

Uzumaki wsunął już swoje ramen i zaczął pożądliwym wzrokiem wpatrywać się w nie tkniętą miskę szarowłosego. Mężczyzna bez słowa podsunął mu ją pod nos, patrząc, jak makaron w zawrotnym tępie znika w tych malinowych ustach. W końu wstał, położył pieniadzę na ladę i ruszył w stronę wyjścia.

- Idziesz, czy masz zamiar tutaj zostać na noc? – zapytał przez ramię.

       Naruto naturalnie miał ochotę, aby zamieszkać na zapleczu Ichiraku Ramen do końca życia, ale posłusznie dogonił mistrza.

- To gdzie teraz idziemy? – zapytał beztrosko, drapiąc się po głowie.

       Deszcz wypowiedział wojnę Wiosce Ukrytego Liścia i nie zamierzał się poddać. W dalszym ciągu lało jak z cebra.

- Może do mnie? – podsunął z chytrym uśmiechem Hatake. – To w końu niedaleko, a my przeziębimy się, jeśli zmokniemy. – dodał, ignorując fakt, że z ich ubrań już lały się takie ilości wody, że można było spokojnie napoić całą Sunę w czasie suszy.

       Blondyn wzruszył ramionami z szerokim uśmiechem.

- Czemu nie?

       Ruszyli przed siebie, plotkując. Jak wiadomo, Kakashi był świetnym ninja, doskonałym nauczycielem i przyjacielem, ale również wielką skarbnicą ciekawostek na temat mieszkańów Wioski. W ciągu piętnastu minut Naruto dowiedział się, że Kurenai znowu jest w ciąży, ale nie wiadomo z kim, Tsunade myśli nad operacją plastyczną, a Hinata oświadczyła ojcu, że „pieprzy kazirodztwo” i jawnie spotyka się z Nejim. Dalszy wykład szarowłosego przerwała Sakura.

- Ohayo, Kakashi-senpai! – przywitała się radośnie, rozpryskując wokoło kropelki wody. – Cześć, głąbie. – dodała zimno, patrząc na chłopaka z pogardą.

- Cześć Sakurcia! – na policzkach niebieskookiego pojawiły się dwa czerwone rumieńce.

        Mężczyzna przyjrzał się krytycznie dziewczynie. Trzęsła się z zimna w swojej króciutkiej, czerwonej sukience, a jej różowe włosy ociekały wodą. Krople deszczu rozmyły ostry makijaż, sprawiając, że twarz Haruno wyglądała jak maska starożytnego afrykańskiego bożka. Całości dopełniały buty na niesamowicie wysokich szpilkach, które co chwila grzęzły w szzelinach między kostkami brukowymi.

       Wyglądała żałośnie. Wbrew swojemu imieniu, wcale nie przypominała „Kwitnącej Wiśni” Duluxa, jej róż był znacznie bardziej koszmarny i oczojebny.

- Gdzie się wybieracie? – zagruchała, posyłając byłemu nauczycielowi spojrzenie, które w jej mniemaniu było uwodzicielskie. W rzeczywistości wyszło, jakby cierpiała na wrzody żołądka.

- Jak najdalej od ciebie. – mruknął Kakashi i chwycił Naruto pod ramię, po czym rozpłynął sie z nim w chmurze szarego dymu, zostawiając dziewczynę z wyrazem niesamowitego szoku, urazy i niezrozumienia na pustej twarzy.

~~~

       Wylądowali w przedpokoju szarowłosego, od razu mocząc podłogę.

- Sensei, to było nieuprzejme! – zarzucił mężczyźnie Naruto.

- Nie, to było szczere.

- Nie powinieneś tak traktować Sakurci! – nadął policzki i zrobił obrażoną minę.

       Kakashi zachichotał i poczochrał go po mokrych włosach.

- Idź do łazienki i weź prysznic, bo się jeszcze przeziębisz. – rozkazał nauczycielskim tonem. – Zaraz ci przyniosę jakieś swoje ciuchy.

       Blondyn kiwnął głową i zniknął za drzwiami pomieszczenia, a jounin pozwolił sobie na zwycięski uśmiech. Wszystko szło dobrze z planem. Pobiegł do sypialni i wygrzebał z dna szafy jakieś szare spodnie, czarną koszulkę i bokserki. Wziął jeszcze czysty ręcznik i tak wyposażony ruszył do łazienki. Uchylił drzwi i zatrzymał się w progu, z zadowoleniem obserwując lekko opalone, zgrabne ciała chłopaka.

- Sensei! – wydarł się Uzumaki, nadal pozostając w błogiej nieświadomości co do obecności mistrza. – Mógłbyś przynieść mi jeszcze…

-…ręcznik? – zachichotał szarowłosy.

        Naruto pisnął jak dziewczynka i spróbował dłońmi rozpaczliwie zasłonić swoje atuty. Mężczyzna roześmiał się głośniej i sam zaczął powoli się rozbierać.

- Co…co ty robisz, sensei? – wyjąkał okropnie czerwony na twarzy blondyn, gdy nagi Hatake wszedł obok niego pod prysznic.

- Pomyślałem, że…mógłbym ci umyć plecy.

        Wycisnął sobie na dłoń trochę żelu o zapachu pomarańczy i zaczął go powoli wcierać w całe ciało chłopaka. Uzumaki westchnął i spłonął jeszcze intensywniejszym rumieńcem, odwracając wzrok od pokaźnego przyrodzenia mężczyzny.

- Kakashi…nie chcę! – jęknął, gdy szarowłosy ścisnął jego sutek.

- Twoje ciało mówi mi coś innego. – szepnął mu do ucha nauczyciel, wsuwając do środka język. Jednocześnie ścisnął dłonią męskość chłopaka, a ten westchnął i oparł się o zimne kafelki. Cały drżał.

- Nadal nie chcesz? – droczył się z nim Hatake, znacząc szyję malinkami.

- Mmm…niee..

- A teraz? – zapytał, podgryzając lekko stojący sutek.

- Nie!

- A teraz? – powtórzył mężczyzna, klękając tuż przed nim i biorąc czubek jego penisa do ust. Zaczął powoli ssać, leniwie przymykając oczy, a Naruto wił się i jęczał coraz głośniej.

       Szarowłosy poczuł, że Uzumaki już dłużej nie wytrzyma i przerwał.

- Mam przestać? – spytał z bezczelnym uśmiechem, a niebieskooki rzucił mu spojrzenie pełne urazy i niewysłowionej męki.

- Nie…

- Głośniej…

- Oh, zrób to po prostu!

- Nie słyszę…?

- PRZELEĆ MNIE! – wydarł się blondyn.

- Wedle życzenia. – szarowłosy odwrócił go tyłem i od razu w niego wszedł. Chłopak zacisnął zęby i stęknął cicho, oddychając nierówno. Zaraz się uspokoił i sam zaczął powoli poruszać.

       Mężczyzna popchnął go na ścianę i zaczął gwałtownie się poruszać, jednocześnie gryząc Naruto w ramię. Ten jęczał bez skrępowania, mocno wypychając pośladki do tyłu. Świat wirował mu przed oczami, musiał przytrzymać się kafelek, aby nie upaść. Doszedł pierwszy, spryskując ścianę, a zaraz po nim dokończył szarowłosy.

- I jak? Nie było wcale tak strasznie, prawda? – uśmiechnął się Kakashi, wycierając go dokładnie ręcznikiem.

- Wisisz mi ramen. – mruknął niebieskooki, krzywiąc się. – Przez ciebie piecze mnie tyłek.

2 komentarze:

  1. :)

    nic dodać, nic ująć...
    twoje opowiadania to cudo... *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Omo. Masz fajny styl pisania. A co do opowiadania to jest zarąbiste.

    OdpowiedzUsuń