piątek, 21 grudnia 2012
Chemia 5
– Uzumaki! Co, do ciężkiej cholery, oznacza „kilka jedynek z chemii”?!
- Oj, mamuś, no… – jęknął nieszczęśliwy blondyn, patrząc na stojącą przed nim, rudowłosą personifikację furii, będącą jednocześnie jego matką. – Wiesz, jaki on…
- Pytam się, co to znaczy?! – wrzasnęła kobieta, z hukiem rzucając przywiezione zakupy na stół. Naruto spuścił głowę i oparł się plecami o lodówkę, z niemiłym wrażeniem, że czeka go litania wyrzutów od Kushiny.
- Okłamałeś mnie. – powiedziała dobitnie jego matka, patrząc z niezadowoleniem na swoje dziecko, które właśnie wyglądało jak mały, zaszczuty lisek. – Obiecałeś, że będziesz się uczył!
- Uczyłem się!
- Więc skąd te banie?
- Uchiha się na mnie uwziął. – oświadczył ponuro Naru, rzucając ojcu błagalne spojrzenie, wołające o pomoc. Ten tylko wzruszył ramionami z uśmiechem, mówiącym „Na mnie nie licz, synu” i ewakuował się do salonu, by zejść swojej żonie z drogi. W takich chwilach pani Kushina bywała równie bezpieczna, co fiolka nitrogliceryny w rękach babci z parkinsonem.
Kobieta usiadła przy kuchennym stole, splatając przed sobą dłonie. Zacisnęła usta w gniewnym grymasie, dając do zrozumienia swojemu dziecku, że bynajmniej zadowolona nie jest. Ba, blondyn niemal czuł kipiącą z niej wściekłość.
- „Uwziął”, mówisz… – syknęła jadowicie. – Wierz mi, gdybyś uczył się chemi, nie miałby do czego się przyczepić!
- Ale…on mnie nie pytał dzisiaj. – mruknął nieco zdezorientowany chłopak.
- Więc za co te banie?!
Naruto zaczerwienił się po cebulki swoich płowych włosów, spuszczając wzrok. Zaczął nerwowo wyłamywać palce, zastanawiając się, jak sformułować odpowiedź, by jego mamusia nie dostała apopleksji.
- Ja…no… ekhem. – wydusił.
- Słucham?
- Spóźniłem się. – pisnął w końcu. – I…i Kiba mnie trzymał za rękę.
Rudowłosa głośno wciągnęła powietrze nosem. Jej syn zrobił najsłodszą, najbardziej niewinną minkę, jaką potrafił i czekał na karę, błagając w myślach, by nie była ona zbyt surowa.
- To ja się nie dziwię. – odpowiedziała w końcu Kushina, wstając i włączając czajnik. Z hukiem położyła kubek na blacie, nieco obijając fajans i zamknęła szafkę nad kuchenką tak głośno, że aż lampa pod sufitem się zatrzęsła.
- Mamuś…?
- Ja rozumiem twoją orientację i tą twoją cholerną, szczeniacką miłość! – wybuchła. – Ale do jasnej ciasnej, na lekcji takich ekscesów się nie wyprawia!
- Kochanie, a pamiętasz, jak w liceum na lekcjach japońskiego szczypałaś mnie pod ławką w udo i wysyłałaś miłosne liściki? – wtrącił się Minato, wychylając swoją złotą głowę przez szparę w kuchennych drzwiach. Jedynie wrodzona zwinność i refleks pozwoliły mu uniknąć puszki z herbatą, która pomknęła w jego kierunku chwilę później.
- To…to jest zupełnie inna sprawa! – wydusiła kobieta, czerwieniąc się pod kolor swoich płomiennych włosów.
Naru wypuścił z ulgą powietrze, w myślach układając pieśń pochwalną pod adresem swojego rodziciela. Korzystając z chwili nieuwagi matki, spróbował wyślizgnąć się tylnymi, oszklonymi drzwiami do ogrodu.
- A ty dokąd?
- Eee….medytować i rozmyślać w ogrodzie na temat chemii organicznej?
- A obiad?
- Jedliśmy już! – krzyknął zza ściany starszy blondyn, śmiejąc się.
Kushina usiadła z westchnieniem przy stole, chowając twarz w dłoniach.
- Ja was kiedyś pozabijam… – mruknęła. Wyglądało na to, że atak matczynego szału już minął. Pani Uzumaki w gruncie rzeczy kochała swojego jedynego, ślicznego i nieco zwariowanego synka, więc wbrew pozorom, była w stanie wybaczyć mu wiele rzeczy.
- Ekhem…mamo? Jeszcze jedna sprawa.
- Jedynka z fizyki?
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie, drapiąc w tył głowy i siadając przed nią.
- Nie, nie! Wycieczka szkolna.
Ruda zmarszczyła brwi, patrząc na niego ze zdziwieniem. Blondyn w tempie pioruna kulistego wypadł do przedpokoju, wygrzebał ze swojej torby kartę wycieczki i wrócił do kuchni, gdzie podetknął jej papier pod nos.
- Prawie cała szkoła jedzie. Mogę też? Proooszę, proszę, proszę…!
Kobieta uciszyła go gestem i zaczęła szybko przebiegać wzrokiem po linijkach tekstu, popijając przy tym herbatę, którą uprzednio sobie zaparzyła. Uspokajającą, nawiasem mówiąc. Po całym pomieszczeniu roznosił się słodki zapach mieszanki melissy, chmielu szałwi i lawendy.
- Dwa tygodnie nad morze? A kiedy zdążysz poprawić tą chemię?
- Po powrocie. – odparł natychmiast błękitnooki. – Zdążę, mamuś!
- Nie wątpię. – mruknęła niewyraźnie kobieta. Owszem, jej syn był bezkonkurencyjnym mistrzem w działaniu na ostatnią chwilę. – Kto jeszcze jedzie?
- Yyy…dziewczyny z naszej klasy na pewno. Gaara, Neji, Lee i Shikamaru pewnie też, chociaż co do tego ostatniego mam wątpliwości. Jemu nigdy się nie chce. Shino pewnie też. No i Kiba.
- Kiba? – powtórzyła Kushina z błyskiem w oczach. Naruto momentalnie zarumienił się pod wpływem tego spojrzenia.
- T…tak. – wydusił.
- I zapewne będziecie w jednym pokoju, co? – zapytała z nieco złośliwym uśmieszkiem.
- No to chyba oczywiste, w końcu on jest moim chłopakiem i… – Uzumaki urwał, gdyż nagle w przebłysku olśnienia zrozumiał, do czego dążyła jego matka. Spłonął jeszcze intensywniejszym rumieńcem i zaczął gorączkowo machać łapami. – Aa..ale to nie tak, jak myślisz! My…my nie zamierzamy nic robić! Taaaatooo, ratuj!
- Co się dzieje, synu? – zapytał zza drzwi sztucznie poważnym i grubym głosem Namikaze, tłumiąc chichot.
- Mama się na mnie dziwnie patrzy!
Mężczyzna nie wytrzymał i zaczął głośno śmiać się, zwijając na podłodze w przedpokoju. Z oczu popłynęły mu łzy radości. Naruto również wybuchł śmiechem, a po chwili już cała trójka dawała głośny upust swojej wesołości.
- To znaczy, że mogę jechać? – zapytał blondynek, gdy już względnie się uspokoili.
Kobieta westchnęła ciężko i wzniosła oczy ku niebu, jakby właśnie stamtąd miała nadejść pomoc.
- Możesz. – odparła w końcu. – Ale nie rozrabiaj.
- Dziękuję, mamo! – zawył chłopak, rzucając jej się na szyję. Niemal udusił swoją drobną i szczupłą matkę w uścisku, całując jej oba policzki. – Jesteś wielka.
- Taaak, taaaak. A teraz daj mi spokój, jestem zmęczona. – mruknęła, machając ręką w stronę drzwi. Błękitnooki zrozumiał aluzję natychmiast i ulotnił się w tempie natychmiastowym, schodząc jednocześnie z jej pola rażenia.
Ruszył raźno w stronę schodów, zabierając po drodze swoją torbę, ale zatrzymał go nadal chichoczący ojciec.
- Będę dziadkiem? – spytał teatralnym szeptem. Naruto sprzedał mu lekkiego kuksańca pod żebra.
- Przestań! To nie jest śmieszne.
- Ależ oczywiście, że nie jest! – podchwycił natychmiast Minato z szerokim uśmiechem, który syn prawdopodobnie odziedziczył po nim. – Ciąża to bardzo poważna sprawa! Jak się Inuzuka postara, to dostaniemy becikowe, kupimy ładny wózek, wyremontujemy ten pokój na poddaszu…
- Tato! – jęknął chłopak. – Ja nie jestem dziewczyną. I wcale nie zamierzam z Kibą robić…to, co myślisz, że będziemy robić.
- Jasne.
Uzumaki wypuścił głośno powietrze nosem i z „urażoną” miną pobiegł na górę. Zamknął dokładnie drzwi i rzucił się na łóżko, rozmasowując skronie. Miał już dosyć dzisiejszego dnia. Odnosił wrażenie, jakby ciągnął się przez długie lata i ani myślał o końcu, zupełnie jak „Moda na Sukces”.
Uśmiechnął się lekko do siebie, wysyłając esemesa do Kiby. Po namyśle stwierdził, że to, co mówił jego ojciec, miałoby trochę sensu. Oczywiście, po odcedzeniu tych bredni o ciąży, becikowym i wózkach. Naprawdę myślał wiele razy o tym, by w końcu…skonsumować swój związek z Inuzuką. Kilka razy nawet był o krok od zainicjowania tego, lub choćby złożenia propozycji…
…ale za każdym razem powstrzymywała go myśl o pewnym czarnowłosym nauczycielu.
Westchnął i wstał z zamiarem odrobienia lekcji na jutro. Usiadł przy biurku, na swoim ulubionym, obrotowym fotelu i wyciągnął pierwszy z brzegu zeszyt, zastanawiając się, co nowego wymyślli jutro Żyleta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hahahahahahaha , genialne ! Ta rozmowa Minato , Kushiny i Naruto mnie rozwaliła . "Będę dziadkiem?" xDDDDD
OdpowiedzUsuń/Temi