poniedziałek, 31 grudnia 2012
Sex telefon 29
Ma rację, ale… ja nie mogę. Mój facet jest policjantem. Czułbym się, jakbym robił coś wbrew niemu. Z resztą, nie warto teraz rozmyślać o przyłączeniu się do tej bandy idiotów. Przecież Maru mnie uratuje…na pewno. Przecież mnie kocha. Tyle razy w końcu to powtarzał! Wychodzę z założenia, że zwyczajnie by mu się nie chciało tak długo kłamać. Prędzej wolałby wyłożyć kawę na ławę i powiedzieć, że zależy mu tylko na moim ciele.
I tak bym mu je oddał, z ochotą i gorliwością. Jestem całkiem niezły w „oddawaniu” się. Można by powiedzieć, że to jedyne, co potrafię, poza grą aktorską. Ha, a gdyby tak to połączyć i zostać gwiazdą porno? Byłbym sławny, uwielbiany i bogaty. Setki facetów i yaoistek na całym świecie masturbowałoby się, patrząc na moje mistrzowskie popisy.
Z tym, że ja wcale tego nie chcę. Tylko Shikamaru ma prawo mnie dotykać, patrzeć na mnie, całować….Właśnie, tego nienawidziłem najbardziej w mojej robocie. Facet mógł mnie pieprzyć, mógł macać, robić wszystko, ale nie całować. To jest dla mnie coś…intymnego. Związane mocno ze sferą uczuciową i bardzo prywatne. Nie chcę wymieniać płynów z ustrojowych z nikim, poza Maru.
Rzekłem.
Fajnie, że ktoś to w ogóle pod uwagę weźmie…
- Już? – zapytała od progu Konan, zaplatając ręce za siebie. Mimo, że miała na twarzy pogodny uśmiech, stała w bezpiecznej odległości od Neji’ego, już nie wspominając o tym, że tuż za nią stał ten dziwny, zielony typ, który zaciekle mamrotał do siebie i, najwyraźniej, żywo konfrontował poglądy. Z własnym sobą.
Co za debil.
Z tego, co słyszę, omawia wyższość roślin w szklarni nad tymi, uprawianymi w doniczkach.
Słodki Jezu miłosierny! Litości!
- Tak. – odparł niepewnie Neji, wyglądając, jak zbity pies. Ja tego chłopaka dokumentnie nie rozumiem. Raz wścieka się, innym razem chce popełnić brutalny mord na papierowym żółwiu, w innym momencie z kolei chce udusić jego właścicielkę. A teraz jest znowu uroczo zakłopotany i niewinny. Rany, wszystkie dziwki tak mają? Ja też tak mam?
Oby nie. Takie wahania nastrojów pasują raczej do kobiet w ciąży.
- Chodźcie. – rzuciła cicho, odwracając się. Zetsu posłał nam dziwne spojrzenie, jednocześnie oburzone, a zarazem ostrzegawcze. Do tego, jego lewa brew drgała komicznie.
- Dokąd? – wyrwało mi się.
Mina dziewczyny dobitnie upewniła mnie w przekonaniu, że znam odpowiedź na to pytanie. Zrobiło mi się wręcz lodowato ze strachu. A jeśli oni….? Zawsze można potem powiedzieć, że „towar uległ zniszczeniu w trakcie transportu”. Zimna strużka potu spłynęła mi po kręgosłupie w nieprzyjemny sposób, wywołując paskudny dreszcz.
Moje nogi ruszały się dosłownie automatycznie, gdy przechodziłem przez te same korytarze. Nie chcę. Ale to akurat nikogo nie obchodzi. Nie chcę. Schody, prowadzące do góry. Nie chcę. Kolejny korytarz, tym razem jaśniejszy i szerszy, wykładany ciemnoczerwonym dywanem. Ledwo rozróżniam na nim wzrory. Nie chcę. Kinkiety na ścianach mrugają do mnie bezczelnie światełkami.
Nie chcę.
Drzwi otwierając się z cichym zgrzytem. Nie chcę!
- Duuupyyy przyszły! - wyrwał mnie z odrętwienia wrzask, a zaraz potem ten wielki, siwy cwel przykleił się do mnie. Poczułem silną, ewidentnie męską dłoń na pośladku.
No chyba sobie kpisz!
- Spierdalaj. – wysyczałem, starając się wyrwać. Niezbyt mi to pomogło, ponieważ zaraz po wyjściu z naszego mini psychiatryka zielony zakuł nas w kajdanki.I mamrotał pod nosem o fikusach doniczkowych. Jeśli mam wybrać, kogo najbardziej z tego Akatsuki nie cierpię, poza Deidarą, który wymościł już dupsko na zaszczytnym, pierwszym miejscu, zdecydowanie wybiorę jego. Zaraz potem będzie ów szurnięty Hidan, od którego wionie przedawkowaniem perfum męskich dobrej marki, a później Kisame.
Z dwojga złego, wolę nadmiar Diora od starych ryb.
- Ulala, kicia ma pazurki. – zarechotał obleśnie, sprzedając mi klapsa w tyłek. Won, bo łapy utrącę!
- Hidan… – zaczęła Konan jakby błagalnym tonem, ale szarowłosy wywrócił teatralnie oczami i machnął ręką.
Zauważyłem, że ten świr ma na oczach fioletowe soczewki kontaktowe.
- Nawet mnie nie proś, moja droga! – zawołał sztucznie przesłodzonym głosem, gęsto mrugając wytuszowanymi rzęsami. Słyszycie to?! Wytuszowanymi!
No dobra, ja też się maluję…ale ja to inna sprawa, prawda? Mi to pasuje. A on, mimo, że jest nawet przystojny, to i tak nadal pozostaje obleśny. I tak w ogóle, dlaczego doczepił się tylko do mnie, co? Ma też Neji’ego. Niech jego zmaca, ja już dostałem wystarczająco w dupę.
Dosłownie.
- Ale… – mruknęła dziewczyna ze łzami w oczach.
- Konan, zlituj się! – jęknął. – Mojego Dei Dei’a nie było przez kilka dni! Jestem niezaspokojony.
Dei Dei’a? Kto to jest…?
Facet udzielił mi wyczerpującej odpowiedzi, puszczając mój tyłek i przywierając wargami do ust Deidary. Aha… To ja już nie mam więcej pytań.
- To się zaspokój z nim w spokoju, a nas zostaw. – prychnął Neji, zwracając tym samym na siebie jego uwagę.
Hidan zrobił dziwną minę i puścił blondyna, który tylko posłał Hyuudze uwodzicielski, w swoim mniemaniu uśmiech. Rany, co za ludzie… Co za naród… Co za bydło!
- O, nie, nie, nie, dupciu. – parsknął jasnowłosy, chwytając chłopaka obok mnie za brodę. Ten spojrzał na niego z żywą nienawiścią w oczach i zacharczał, po czym splunął mu w twarz z bliskiej odległości. Deidara ryknął śmiechem, a Sasori pozwolił sobie na zimny, pozbawiony wesołości uśmieszek.
Tak, on też tutaj jest. Ściślej mówiąc, wszyscy tu są. Zaraz…TU, to znaczy w jakimś sporym, luksusowo urządzonym pokoju, wyglądającym jak naprawdę duży salon. Stół bilardowy, kominek przy ścianie, kilka wygodnych sof, obitych czarną, wysokogatunkową skórą. Nieduże lampy spod sufitu rzucały dyskretne, nierażące światło, połyskujące na drewnianych, wypolerowanych na błysk meblach, stylizowanych na antyki.
Albo i były to antyki? Cholera wie. W każdym razie, ta mała, wiśniowa komoda z elementami, wykonanymi z masy perłowej, podoba mi się wręcz kurewsko. Może na takiego nie wyglądam, ale naprawdę lubię takie rzeczy.
To znaczy, lubię na nie się gapić, bo nie stać mnie na żadną z nich. Prawdopodobnie, moja osoba jest mniej warta, niż ten śliczny mebel. Przynajmniej dla nich.
Wracając do tematu – Konan, blondyn z kucykiem, nieszczęśliwa, ruda, ludzka marionetka, wszyscy tutaj są, nawet Tobi. Kisame stoi pod ścianą i pali jakiegoś papierosa, przyglądając się nam z lekkim, niepokojącym uśmieszkiem na rybiej mordzie. Jest tu też jakiś dziwny facet, którego nie znam. Wysoki, barczysty, z opaloną na ciemny brąz twarzą i czarnymi włosami, zebranymi na karku w kucyk. Siedział na sofie i liczył pieniądze, które potem wiązał recepturkami w nieduże pliki i starannie układał w eleganckim neseserze.
Słodki Jezu! Ja W ŻYCIU nie widziałem na raz aż TYLE kasy!
Nieznajomy posłał mi obojętne spojrzenie i wrócił do liczenia forsy. Rany. Oni naprawdę są strasznie bogaci… Ja wiem, że nielegalny biznes jest dochodowy, ale żeby aż tak? Uczciwym ludziom w takim wypadku w ogóle nie opłaca się pracować.
Natomiast na drugiej kanapie leżał rozwalony jakiś cholernie przystojny brunet. Podkreślam, cholernie! Seksowny, po prostu ciacho na żywo. Ciemne, gęste, lśniące włosy miał zebrane w długi kucyk. Kilka pasm wyplątało się spod gumki i niesfornie opadało mu na twarz o nieco drapieżnych, atrakcyjnych, regularnych rysach. Do tego wystarczy dodać ciemne, głębokie oczy i smukłe ciało, opięte eleganckim, czarnym ubraniem i mamy obraz prawdziwego bóstwa.
Pikanterii dodaje jedynie fakt, że trzyma na kolanach równie niesamowitego, choć nieco bardziej delikatnego chłopaka, który wplata mu bladą dłoń we włosy, rozburzając je nieco. A chłopakiem owym jest…
- Sas…Sasuke?! -wydusiłem, niemal krztusząc się własną krwią ze zdziwienia.
Uchiha posłał mi obojętne spojrzenie i uśmiechnął się drwiąco.
- Już jesteś, Gaara….
- Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz?! – wrzasnąłem.
Jezu…jego też porwali? Nie, nie siedziałby na kolanach tego długowłosego… więc co? Też jest w mafii? Jak to…dlaczego?!
- Znacie się? – wtrącił się tamten facet, kładąc dłoń na jego udzie. Głos miał głęboki, lekko zachrypnięty. Intrygujący.
- No jasne. To ja z nim spałem.
Zaraz….chwila, moment! Co to ma znaczyć?
- Mówiłem, że specjalnie nam go poleciła pewna zaufana osoba. – zarechotał Deidara, ponownie usiłując się przykleić do Hidana. – Chyba powinniśmy podnieść stawkę.
- Klient i tak płaci trzy razy więcej. – wtrącił ten ponury brzydal z szerokimi ustami, który wciąż liczył forsę.
Wpatrywałem się w osłupieniu, jak Sasuke pochyla się i całuje faceta w usta, a ten leniwie uśmiecha się i wkłada dłoń pod jego bluzkę. Kto to jest…? Skąd się znają? Ja…nic już z tego nie rozumiem.
- Kakuzu, zawsze musisz wpieprzyć swoje trzy grosze? – prychnął długowłosy brunet.
Cała banda parsknęła śmiechem, jakby było w tym stwierdzeniu coś nad wyraz zabawnego. Uchiha też się zaśmiał, odchylając głowę do tyłu i pozwalając pocałować się w odsłonięty obojczyk.
Zaraz, od kiedy to z niego taka uległa kurewka, co?
Neji posłał mi zdezorientowane spojrzenie. Odpowiedziałem mu tym samym.
Naprawdę, nic z tego nie rozumiem.
- Kto to jest? – wychrypiałem, wwiercając spojrzenie w tego gościa, którego mój ex kochanek właśnie ślini bez skrępowania po uchu. Uśmiechnął się do mnie kpiąco.
- Sasu, nie przedstawisz własnego brata? – zapytał, klepiąc go mocno w pośladek. Zachichotał.
Gdzie ja jestem…? Brata…?
- Gaara, to jest Itachi. – powiedział Sas, wzruszając ramionami. Zaraz też został znowu przyciągnięty do pocałunku.
Nogi się pode mną ugięły wręcz. Upadłbym, gdyby nie złapał mnie Zetsu, mamrocząc nadal coś o pietruszce.
I…I…tachi? Uchiha Itachi?! Jego starszy BRAT? Jezu… Ja.. ja wiedziałem, że Sasu jest trochę dziwny, ma czasem nie po kolei, jeśli chodzi o seks, ale…żeby aż tak? Z własnym bratem? Ludzie święci i podatnicy! To się we łbie nie mieści!
- Nie chcę tego dalej słuchać. – powiedziała stanowczo Konan, odwracając się na pięcie. – Nie zróbcie im krzywdy, inaczej Pain będzie wściekły.
Wyszła, rzucając nam przepraszające spojrzenie.
~~~
Gdy drzwi zamknęły się za dziewczyną, atmosfera zmieniła się. Tak, jakby ona była jedynym gwarantem normalności w tym towarzystwie. Sasuke znowu zaczął bez skrępowania wymieniać ślinę ze swoim braciszkiem, bodaj by go popieściło.
Wiedziałem, że zaginął. Nie miałem jednak najmniejszego pojęcia, że dołączył do mafii. A niewątpliwie, dołączył, o czym świadczyć może czarny płaszcz, ozdobiony wizerunkami szkarłatnych chmurek, zarzucony na jego ramiona. Co za bestie…
Rany, z własnym bratem?! Ja wiedziałem, że Sasuke ma trochę nie po kolei pod kopułką, ale żeby AŻ TAK?
- Owszem, będę wściekły. – powiedział nagle czyiś chłodny, jakby znudzony ton, a wszyscy automatycznie umilkli i spojrzeli w stronę drzwi, z tym, że tych położonych z tyłu, wgłąb sali. Stał przy nich jakiś facet o ogniście rudych włosach, wysoki, całkiem przystojny, gdyby nie te kolczyki w mordzie.
Dobra, okey, rozumiem. Sam mam kilka (podobno dzięki temu w języku robię loda jeszcze lepiej). Ale tyle to już przesada. Kółka w brwiach, ćwieki w nosie, sztangi w uszach, piramidki w dolnej wardze. Za duży.
Że też mu nie przyciąga twarzy do magnesów na lodówce…
- Ty jesteś Pain? – zapytał Hyuuga. Usłyszałem, jak przełyka ślinę.
- Owszem. Mi także miło poznać.
Mina Neji’ego dobitnie wskazywała na to, że wcale nie jest mu miło. Ba, moja właściwie wyglądała podobnie.
Nie spodziewałem się tego. Myślałem, że lider to jakiś tłusty, obrzydliwy grubas, albo cwaniaczek z kozią bródką. Ale nie. Ten tutaj był z pewnością masochistą, ale nie debilem, wbrew temu, co przypuszczałem. Świadczą o tym chłodne, inteligentne i przeszywające aż do bólu, ciemnoniebieskie oczy i ogólnie, cała jego postawa.
J uż nie mówiąc o tym, że jest całkiem nieźle zbudowany, co tylko podkreśla czarne, doskonale skrojone ubranie. Nie jakiś tam paker, tylko przystojny facet. Rany, wszyscy tu są albo paskudni, albo piękni. Robią ich na zamówienie?
Nadal podtrzymuję moją teorię o Rooswell.
- Pain… – zaczął Hidan z dziwnie niewyraźną miną, ale mężczyzna tylko machnął lekceważąco ręką.
- Nie chcę tego słuchać. – mruknął. Wręcz kipiało od niego poczucie władzy i autorytet.
Normalnie aż się dziwię, że Deidara nie padł przed nim na kolana.
W wiadomym celu. I nie, nie jest to złożenie hołdu. Chyba, że przez „oral” rozumiemy „cześć i szacunek”.
- Macie ich tylko nie uszkodzić. – dodał, idąc w kierunku drzwi, za którymi zniknęła Konan. – Bo was zabiję.
Jezu…. rzucił to tak lekkim, naturalnym tonem, że…że wszystkim przeszły ciary po plecach. Facet niewątpliwie byłby w stanie to zrobić. Zatrzymał się już z ręką na klamce i spojrzał przez ramię na swoich szurniętych kumpli z gangu.
- Genma już ich przebadał, ale mówi, że jeden może mieć AIDS. Lepiej uważajcie.
Hidan skrzywił się z niezadowoleniem natychmiast.
- Który?
- Ten czarny. – wyjaśnił obojętnym tonem Pain i wyszedł.
Atmosfera rozluźniła się…przynajmniej dla nich. My nadal staliśmy zakuci i zaszczuci, jak zwierzątka, podczas gdy kłusownicy siedzą sobie dookoła i zastanawiają się, czy bezpiecznie będzie się do nas dobrać.
Neji ma minę, jakby chciał zwymiotować.
- No, nie szkodzi, panowie. – powiedział w końcu wesoło szarowłosy. – Mam gumki.
Rany boskie…
- Ty, pyskaty! – odezwał się zaczepnie, rechocząc pod nosem.
Kto, ja, czy Neji?
- Do ciebie mówię! – prychnął facet, chwytając go za brodę. Mocno. Chyba zostanie mu ślad. – Ty mi obciągniesz pierwszy.
- Chyba cię popierdoliło. – wygłosił dumnie Hyuuga i natychmiast otrzymał cios w brzuch. Celny i solidny. Zgiął się w pół, a Hidan z łatwością go uniósł i położył na stole bilardowym.
Reszta natychmiast ochoczo przyłączyła się do zdejmowania z niego ubrań. A ja…po prostu stałem jak słup soli, zbyt przerażony, by choćby palcem ruszyć i po prostu patrzyłem, jak kolejne ciuchy opuszczają jego ciało. Nie zdjęli mu nawet kajdanek, po prostu je rozerwali.
Chłopak szarpał się i warczał pod nosem, ale szybko mu rozchylili nogi. Oprzytomniałem dopiero wtedy, gdy mojego karku dotknęły cudze usta.
Irytująco znajome.
- Puszczaj! – syknąłem, ale Sasuke przytrzymał mnie mocno za ramiona.
- To okropne, prawda? – szepnął cicho. – Być tak przerażonym, że nie możesz nawet pomóc komuś, kogo zaraz skrzywdzą na twoich oczach.
- Odpierdol się! – wrzasnąłem.
Itachi, który stał tuż obok, walnął mnie mocno w szczękę. Tak, że aż zamroczyło mnie na chwilę. Poczułem w ustach metaliczny smak krwi z przygryzionego języka.
- Nie odzywaj się w ten sposób do mojego braciszka. – wycedził lodowatym głosem.
Zaraz potem stałem się nieproszonym świadkiem namiętnego pocałunku między dwoma panami Uchiha. W tym samym czasie, Hidan zsunął swoje spodnie do połowy ud i ze śmiechem zaczął pobudzać sobie członka, jedną ręką dotykając Hyuugę po całym ciele. Chłopak wyrywał się, ale reszta trzymała mocno.
Zdziwił mnie fakt, że Tobi też tutaj jest. Przecież to dziecko! Oni chyba nie…!
Rozmyślania przerwała mi dłoń Itachi’ego, która brutalnie wplątała się w moje włosy i przyciągnęła do pocałunku. Językiem zebrał krew z moich ust, które zaraz potem oblizał koniuszkiem języka. Szkarłatna strużka popłynęła mu po brodzie. Sasuke natychmiast zlizał ją posłusznie, jak najbardziej uległa zdzira na świecie.
Rany, ja z nim kiedyś spałem?
I mi się to PODOBAŁO?
- Dawno się nie widzieliśmy. – zamruczał prosto w usta wyższego bruneta, uśmiechając się kokieteryjnie.
- Mhm. Tęskniłeś? – zapytał lekko ochrypłym głosem długowłosy, przyciągając go do siebie bliżej.
Zetsu złapał mnie od tyłu, bym przypadkiem nie zwiał. Tak, jakbym miał na to najmniejsze szanse.
- Oczywiście, Itachi. – powiedział Sasu, a w nagrodę za poprawną odpowiedź otrzymał kolejny pocałunek, tym razem krótszy, ale bardziej agresywny. – Jutro muszę wracać. Chciałem z tobą spędzić wieczór.
- Jak sobie życzysz, skarbie. – zaśmiał się cicho jego starszy brat.
Tuż obok ucha też usłyszałem śmiech. Głośniejszy, bardziej drażniący, znajomy.
- Oni już tak zawsze. – powiedział Deidara, bez skrępowania macając mnie po tyłku. Nie mogłem się wyrwać. – Zwykle Ita też się w pewnym momencie przyłącza, ale jeśli przyjeżdża Sasuke, zajmują się tylko sobą. Romantyczne, nie uważasz?
- Obrzydliwe… – prychnąłem.
- Dlaczego?
- To są bracia!
W tępych jak u ryby, niebieskich oczach błysnęło zdziwienie.
- No to co?
Ach, tak… zapomniałbym. Przecież to absolutnie naturalne, że starszy brat rżnie młodszego brata. Całkowicie naturalne, logiczne i zrozumiałe, powiedzcie mi, do kurwy nędzy, dlaczego w takim razie chce mi się rzygać?
Ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobił z Kankuro. Kocham go, to jasne, ale nie w tym wymiarze pojmowania.
To jest takie…brudne.
Z otępienia faktem, że spałem z facetem, który daje dupy własnemu bratu, wyrwał mnie krzyk Neji’ego. Zaraz też został zagłuszony przez penis Hidana, okryty starannie lateksem, który włożył mu w usta i złapał go mocno za włosy.
Jezu…
- Hidan, uważaj. - zawołał Deidara, klejąc się do jego ramienia. – On może mieć syfa.
Nagle wszystkie spojrzenia zwróciły się na mnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz