poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sex telefon 32


   Gdy obudziłem się, było już lepiej. To znaczy, nadal piekło, jakby mi ktoś zaparkował w dupie U-boot’a, ale teraz już mniej. Widocznie to błogosławione smarowidło od Doktorka Świruska działało. Chyba powinienem zainwestować i kupić sobie zapas do użytku prywatnego. Oczywiście, pod warunkiem, że ktoś pofaryguje po mnie tyłek i łaskawie mnie uratuje.
      A na to mam coraz mniejsze szanse, po wczorajszych rewelacjach. 
      Kurwa mać! Pieprzę jak cholerna, rozpuszczona, rozbestwiona jak bicz dziadowski księżniczka, zabarykadowana na szczycie wieży. Może zacznę zapuszczać włosy, tak jak Roszpunka? Ładnie by wyglądały. Gdy mój długowłosy książę przyjedzie na białym leniwcu, spuszczę mu z okna piękny, czerwony warkocz, aby mógł uratować mnie, nieszczęsną…sratata. 
      Moja bajka ma jedną lukę. A właściwie dwie.
      Po pierwsze, włosy rosną centymetr na miesiąc. A po drugie, w tej cholernej imitacji psychiatryka nie ma okien, tak więc nie wiem, czy jest noc, czy też dzień, a jeśli tak, to który. Nie mam o niczym pojęcia. Światło paliło się przez cały czas, ale jakoś zasnąłem, mimo, że zwykle mam przy tym problemy w takich warunkach. Chyba po prostu byłem zbyt zmęczony. Teraz ten chorobliwie jasny, ostry blask wylewa się na mnie z halogenów pod sufitem, zmuszając do mrużenia oczu.
      To mrużę je, ale nadal gapię się w białe, równe jak od linijki sklepienie, jak debil. Sam nie wiem, dlaczego. Szmaragdowe ślepia mi łzawią, ale się patrzę.
      Wiwat masochizm! 
      Wiwat idiotyzm dziedziczny!
- Gaara… – usłyszałem tuż obok ucha. Blisko. Stanowczo ZA blisko. Dopiero teraz zauważyłem, że Neji spał na moim materacu, mimo, że niedaleko leży drugi. Zupełnie nie tknięty. Na obu była rozścielona biała, cienka, sterylnie czysta pościel, ale na tym drugim nie było ani jednej fałdki, natomiast nasza była rozkopana. 
      Poprawka, MOJA. Nie przypominam sobie, bym pozwolił mu ze sobą spać. I nie przypominam sobie również, bym pozwolił mu przytulić się do siebie, podczas gdy ramię bruneta jest ściśle owinięte wokół mojej talii. Co więcej, on sam bezprawnie zagarnął MOJĄ poduszkę (zwołajcie sąd polowy!) i ułożył na niej czarny łeb, podczas gdy ja spałem cały czas na materacu.
      Czyli już wiem, dlaczego jest mi za nisko. I boli mnie kark. I jest niewygodnie. I on mnie dusi.
      Puszczaj, no!     
- Płaczesz? – szepnął, przytulając mnie mocniej.
     Nie, debilu…to znaczy, tak. Ale to tylko przez światło. Poczułem, jak jego ręka delikatnie ociera mi łzy. Niemal czule. No kurwa jego mać, tego już za wiele!
- Nie. – prychnąłem.
- Nie wstydź się. – wyszeptał łagodnie prosto w moje ucho. I niech mi jeszcze ktoś powie, że zahaczył o nie ustami niechcący. – Ja też się boję, ale…
- To nie ma nic do rzeczy. – uciąłem chłodno, przymykając oczy. Pod powiekami zatańczyły mi barwne plamy, zlewające się i rozpływające w fantastyczne, irytujące wzory. Pamiętam, że kiedyś, gdy miałem jakieś dziesięć lat, bardzo lubiłem patrzyć się na słońce, aż do bólu, a potem zamykać oczy i obserwować te kształty. 
      Teraz mnie tylko wkurwiały niepotrzebnie. 
- Puść mnie natychmiast. – dodałem głosem, który z powodzeniem mógłby zastąpić freon w lodówkach. Neji odchrząknął i odsunął się, jakby ze skrępowaniem. Ależ nie, nie zrobiło mi się go żal. To, że zostałem zmuszony do pieprzenia się z nim, nie oznacza, że teraz pałam do niego płomiennym i gorącym uczuciem. Co to, to nie. 
      Niech to sobie wybije z głowy. Są trzy osoby na tym świecie, które kocham, pierwsza to Shikamaru, druga to mój brat, a trzecia to ja sam. I na tym poprzestańmy. No, mógłbym jeszcze dorzucić tego debila Naruto, ale jego ciężko zakwalifikować w kategorii „osoby”. Nazwałbym go raczej krzyżówką małpy, wiewiórki i leniwca, po operacji plastycznej, tlenioną na blond i obleczoną w oczojebnie pomarańczowy dresik, którego z uporem nie chce zmienić na bardziej cywilizowane ciuchy.
       Na przykład, skórzane spodnie i glany. 
       Jestem hipokrytą.
- Wyjaśnijmy coś sobie. – zacząłem wrednym tonem, unosząc się do siadu. Powoli, ostrożnie…boli znacznie mniej, niż wczoraj. To dobry omen.
- Zamieniam się w słuch.
- Mam. Już. Kogoś. – wycedziłem słowo po słowie, mrużąc wściekle zielone oczy. – Dotarło?
       W jasnych oczach zalśniło coś dziwnego. Nawet nie chce mi się zastanawiać, co. Jakiś żal? Być może.
- Dotarło.
- Cieszę się. 
       Drzwi znowu się rozsunęły z cichym szumem, a do środka ktoś wkroczył bardzo szybko, stukając butami. W liczbie czterech, pragnę dodać. 
       Wniosek nasuwa się sam. Przyszły dwie osoby. Jedną z nich był Shiranui, co nie zdziwiło mnie, bo obiecał, że wpadnie jeszcze rano. Druga była Konan, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od Hyuugi. Ręce chowała za sobą, jakby coś tam trzymała i bała się pokazać. 
       Lekko się do mnie uśmiechnęła, a ja odpowiedziałem tym samym. Wygląda ślicznie. Farbowane na intensywny kobalt, lśniące włosy związała z tyłu i wpięła w nie ten swój biały, papierowy kwiatek. To chyba orchidea. Miała też na sobie białe rajstopy z kwiatowym wzorem, czarne baletki i słodką, rozkloszowaną sukienkę do kolan, z bufiastymi rękawkami. Naturalnie, była w odcieniu głębokiego, morskiego błękitu. Na szyi miała zawieszoną małą, srebrną gwiazdkę. 
       Skoro tu są, to znaczy, że jest rano. Z tego, co pamiętam, chyba mieliśmy wyjeżdżać około dziesiątej. Wniosek jest krótki, powszechnie znany i bardzo dźwięczny.
       UPS.
- Jak się spało? – zagadnął przyjaźnie lekarz, stawiając swoją walizeczkę na stoliku. Jego uśmiech był w denerwujący sposób pokrzepiający i naturalny.
- Fatalnie. – wychrypiałem.
      Hyuuga ma rację. Boję się jak cholera jasna.
- Gaara, gdzie się podział twój entuzjazm? – zapytał Genma ze śmiechem, wyciągając tubkę błogosławionego żelu. Uch, co za ulga.
     Tylko co tu Konan robi?
- Został w Japonii. – powiedziałem ponuro. Mężczyzna natychmiast spoważniał i spojrzał pytająco na dziewczynę. Ta, ku mojemu zdziwieniu, lekko przygryzła dolną wargę i skinęła głową. 
- Konan mi opowiedziała o wszystkim. – walnął prosto z mostu, a mi aż szczęka opadła.
     O wszystkim, czyli o…? 
     Niebieskowłosa wyciągnęła ręce zza pleców. W lewej dłoni niezbyt dużą komórkę o opływowych kształtach, w czarnej obudowie. Aż mi serce zabiło szybciej. Jezus, Maria, telefon! Raczej cegłofon, jakiś stary model, bez bajerów, ale ważne, że powinien dzwonić.
     Tylko tego od niego chcę. Żeby miał zasięg i dzwonił!
- Powiedziała też, że japońska policja was szuka. – dodał Shiranui.
- Co?!
     Ale powiedzcie mi…skąd ona to wie? Przecież jestem pewny, że nie powiedziałem jej tego! Podsłuchała?
     Spojrzałem na nią z zaniepokojeniem, a ta zarumieniła się.
- Byłam wtedy na lotnisku, w hali przylotów. Widziałam ich. Trzy osoby, dwaj mężczyźni i jedna kobieta, zauważyła mnie, ale chyba nie skojarzyła z Akatsuki. – powiedziała cicho. – Nie poinformowałam o tym nikogo z chłopców, przysięgam. Widziałam też, jak jeden z nich przekazywał Ci informacje na kartkach, Gaara-kun.
      O żesz, kurwa. Zdolna bestia. Gdyby nie była po naszej stronie, już byłoby po nas! 
- Klient został już poinformowany o godzinie i miejscu spotkania. – rzekła, odwracając wzrok. – Mamy zawieźć was do starych magazynów nad lewym brzegiem Tamizy. Możecie…poinformować policję o tym, gdy już się tam znajdziemy. Będziecie mieć na to czas. 
      Konan, skarbie, ja cię kocham! Ubóstwiam! Dziewczyno, uratowałaś moje życie, związek i dupę! 
- Dziękuję… – wykrztusiłem.
- Jest tylko jedno „ale”. – wtrącił Genma. 
- Jakie?
      Uśmiech na jego twarzy w jakiś dziwny sposób mi się nie podoba.
- Nie wsiądziecie z tą komórką do ciężarówki. – powiedział. – Za każdym razem przeszukują towary. Wiesz, już raz tak było, że chłopak jakimś cudem zwinął nóż, a potem próbował zadźgać jednego z nich. 
      …Zajebiście. To po co nam w ogóle machacie tym telefonem przed nosem?
- Nie ma innego wyjścia? – zapytał milczący dotąd Neji.
- Jest. Ale do tego potrzebny jest Gaara. 
       Eee…ale, że w sensie, że co? 
       Cała trójka spojrzała na mnie wyczekująco, jakby chcieli bym się zgodził, chociaż nawet nie wiem, na co.
- O co wam chodzi?
       Konan zaczerwieniła się po same cebulki niebieskich włosów, a Genma wyciągnął z ust nieodłączną igłę.
- Możemy ją schować w twoim tyłku. – wypalił prosto z mostu. – Tam jej nie znajdą.
       Dobrą chwilę zajęło mi przetrawienie tego faktu.
- Słu…słucham?! – wykrztusiłem.
- Chcesz stąd zwiać?
- Chcę.
- To nie marudź i zdejmuj spodnie.
      Nie ruszyłem się. Chyba sobie, kurwa, kpią! Niby dlaczego ja? Mnie gwałcili więcej, niż Hyuugę. Niech on też zrobi coś dla dobra sprawy.
- Dlaczego ja? – prychnąłem nadąsanym tonem rozpieszczonego dziecka. – Niech on to zrobi!
      Neji spojrzał na mnie jakby przepraszająco.
- Nie ma mowy. – uciął Shiranui, wsadzając sobie z powrotem igłę w usta.
- Bo co?
- Bo to, że twój odbyt jest znacznie bardziej przystosowany do przyjmowania dużych obiektów na dłuższy czas. – prychnął lekko zirytowanym tonem. – A trochę będziesz musiał się z tym pomęczyć. Neji potem pomoże ci go wyciągnąć. Ta komórka jest wstrząsoodporna i wodoszczelna, a do tego łapie zasięg właściwie w bardzo wielu punktach…wystarczy. Konan sama ją specjalnie dla was wczoraj wybierała.  
      Spojrzałem na dziewczynę pytająco, unosząc brwi do góry, a ta tylko zaczerwieniła się mocniej i skinęła głową. Rany, dzięki. Przysięgam, zmuszę Shikamaru, żeby przysłał jej kwiaty. Jakieś niebieskie, bo chyba bardzo lubi ten kolor. Pasuje do niej.
- Dziękuję, Konan.
- Nie ma za co. Um…panie doktorze, moglibyśmy się pospieszyć? Pain chciałby być tam wcześniej.
- Jasne! – powiedział entuzjastycznie Genma. Kurczę, on naprawdę tak lubi grzebać w cudzych tyłkach?
      Trzeba było zostać legalnym ginekologiem. Albo weterynarzem. 
      Westchnąłem ciężko. Dobra, dobra, zrobię to. Choćby po to, żeby zobaczyć jeszcze raz zobaczyć Maru. Ale potem, przysięgam, żądam wynagrodzenia. W naturze. 
- Ustaw się w pozycji łokciowo-kolanowej na matera…- zaczął Genma.
- Zamknij się! – prychnąłem, robiąc to, co mi kazał. – Wiem, co robić.
- To w takim wypadku spuść spodnie. – powiedział wesoło.
      Wszelkie przejawy złośliwości chyba odbijają się o niego, jak groch o ścianę. Dziwny typ, ale sympatyczny. Posłusznie sięgnąłem do swojego rozporka, zastanawiając się, co w ogóle się stało z moimi spodenkami od piżamy, w których mnie porwano. Zaraz potem przebrali mnie w jakieś inne ciuchy, potem otrzymałem następny czarny komplecik w tamtym obskurnym motelu, a teraz te szmatki z garderoby Akatsuki. W sumie, niewiele mnie to obchodzi.
      Konan odwróciła z zawstydzeniem wzrok, gdy ukazałem światu moje zajebiste pośladki. Podała lekarzowi telefon, a on podszedł bliżej z zawodowo obojętną miną, trzymając w drugiej dłoni tubkę błogosławionej maści. 
- Najpierw trochę posmaruję, przy okazji nawilżę twoje ścianki, okey? – mruknął, wyciskając trochę na rękę. Zauważyłem, że znowu ma lateksowe, sterylne rękawiczki.
- W porządku. – mruknąłem, gdy zaczął ostrożnie smarować mi dziurkę chłodną, śliską substancją. Dziwne uczucie. Trochę nieprzyjemne, bo nadal boli mnie tyłek po wczorajszych ekscesach. 
- Wiesz, może lepiej wsadzę ten telefon w prezerwatywę, co? Łatwiej wejdzie, będzie trochę osłonięty, no i zmniejszymy ryzyko, że ubrudzi się twoimi feka…
- DOŚĆ! – wrzasnąłem, zaciskając pięści.
     Nie to, że mi samemu zrobiło się głupio. Chodzi mi tu o Konan, która kompletnie zażenowana nie wie, co ma z sobą zrobić.
- Ogarnij się trochę, co? – prychnąłem. – Tu jest dama.
- Są różne damy. – powiedział beztrosko Genma, wsadzając mi do środka palce. Au…zapiekło.
- To znaczy?
     Po pomieszczeniu rozniósł się jego donośny śmiech o miłym dla ucha dźwięku. 
- No…są kobiety, które naprawdę można nazywać „damami”. I są też damy w stylu „temu damy, tamtemu damy, temu też damy”.
     Teraz już śmiali się wszyscy, nawet ja, choć moja dupcia nieco na tym ucierpiała. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy się śmieję, moje pośladki zaciskają się dziwnie. Trochę kłopotliwe i uciążliwe, zwłaszcza w tej sytuacji. 
- Rozluźnij się. – powiedział łagodnym głosem Genma, wyciągając ze mnie palce. Wziąłem głęboki oddech i szerzej rozłożyłem nogi. No, raz kozie śmierć…
      Skrzywiłem się, gdy coś o średnim rozmiarze i obłych kształtach zaczęło się we mnie wsuwać. 
- Jest wyciszony. – dodał lekarz, wpychając komórkę głębiej. – Nikt nie ma na niego numeru, poza mną i Konan. Zadzwonię do Was, albo wyślę SMS, kiedy będziecie już na miejscu.
- Okey. – stęknąłem. – Ale…jak mam to usłyszeć, skoro jest wyciszona?
     Z tyłu usłyszałem cichy, zduszony śmiech i zakłopotane chrząknięcie Konan.      
- Są ustawione wibracje.

                                                                     ~~~
     Podświadomie wiedziałem, że jednak burzliwa kariera dziwki na coś mi się w końcu przyda. Przynajmniej mogę chodzić z telefonem w dupie. Tak, wiem, że to dziwne. Głupie. Ale skoro ma nam pomóc, to…chyba nie mam wyjścia. Neji obiecał, że wyciągnie go ze mnie, gdy dowiozą nas na miejsce. 
     Mam nadzieję, że nie pogniecie się w trakcie. 
- Wsiadać, un. – warknął Deidara, wpychając nas niezbyt delikatnie na pakę znienawidzonej ciężarówki. Rany. Jak ja go nie cierpię! Wyrwę mu kiedyś te tlenione kłaki. 
     Hyuuga wepchnął się pierwszy do czeluści cuchnącego benzyną i aromatycznymi drzewkami auta, a ja wsiadłem tuż za nim, poganiany przez blondyna. Znowu jesteśmy zakuci w kajdanki. Nie powiem, żeby mi się to podobało. Jak na razie nie opatentowałem sposobu na dzwonienie z zakutymi nadgarstkami. 
     Nie wiem też, jak brunet ma zamiar wydobyć ten nieszczęsny telefon z…czeluści mej osoby. 
     Dei z usatysfakcjonowaną miną zatrzasnął drzwi, a chwilę później ciężarówka ruszyła. Cholera wie, dokąd.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz