niedziela, 30 grudnia 2012

Sex telefon 26


  Akurat wkładałem ciemnoczerwoną koszulkę, gdy ktoś zapukał do środka. Zaraz potem drzwi uchyliły się, ukazując szczupłą, wręcz filigranową postać Konan.
- Już? – zapytała krótko z lekkim uśmiechem na ślicznej twarzy. Kiwnąłem głową. – Chodźcie. Zaprowadzę was do..do pokoju, a potem przyniosę kolację.
     Och, kolacja! Dzisiaj nawet zrezygnowałbym z diety… a tak, szczerze mówiąc, to chyba nie mam innego wyjścia. Z resztą, nie obchodzi mnie to. Jestem głodny, zmęczony, zażenowany, wkurwiony, zrozpaczony i … i sam już nie wiem. 
- Prowadź. – powiedział chłodno Neji, mrużąc oczy. Nie podoba mi się to. Nie podoba mi się sposób, w jaki patrzy na dziewczynę.
     Tak samo gapił się na tego cholernego żółwia, którego z takim heroizmem broniłem przed śmiercią przez utopienie w klozecie. 
    Jakby zastanawiał się, czy może zrobić jej coś, co pomoże mu w ucieczce. Oczywiście, nie mam nic przeciwko uciekaniu. Sam chętnie i ochoczo się przyłącze, ale dziewczyna ma wyjść z tego cała. Z resztą, gdybyśmy jej nawiali, reszta tych psychopatów mogłaby mieć do niej…pewne pretensje, że tak to ujmę. 
    Chociaż, z drugiej strony, Sasori powiedział, że Konan jest „pupilką Paina”. Kimkolwiek jest ten Pain. To chyba lider, tak wynika z tego, co mówili. Dziwna ksywa.
    Tylko debil, albo masochista nazwałby się Pain.  
     Nie zdziwiłbym się, gdyby lider tej bandy faktycznie był debilem, tudzież masochistą. Tak, czy inaczej, Konan wyprowadziła nas z łazienki i ruszyła korytarzem w tylko sobie znanym kierunku, nucąc coś cicho, ale bardzo dźwięcznie pod nosem. Jej baletki cicho stąpały po ciemnej podłodze.
     Nagle poczułem, jak ktoś (czy może…coś?) łapie mnie dosyć brutalnie za ręce, wykręca je do tyłu. A zaraz potem usłyszałem cichy, metaliczny szczęk kajdanek i ich chłodny dotyk na skórze. Syknąłem ze zdziwienia, a Neji zaczął się szarpać, bo jego też spotkał ten sam los.
- Co jest? – warknął. Do moich nozdrzy doleciał cuchnący zapach ryb. 
      Czyli już wiem, kto mnie zakuł. Pięknie. Pan Niebieski. Z dwojga złego, już wolę Deidarę, od niego. Przynajmniej jest ładniejszy i nie cuchnie morską zwierzyną, nieświeżą w dodatku. 
      Hyuuga natomiast został skrępowany przez jakiegoś dziwnego faceta, który miał fantazję, by przefarbować sobie włosy na zielono, celem upodobnienia własnej osoby do przerośniętej agawy. Czyżby to był ów lider…? Zdecydowanie pasuje mi do wizerunku debila i masochisty, co może potwierdzić, na przykład, fakt, że na całej połowie twarzy ma coś w rodzaju tatuażu. Tak, czy inaczej, wygląda, jakby połowa jego paskudnej mordy była czarna.
      Powiedzcie mi, co pcha ludzi ku temu, by aż tak się oszpecać?
      Albo nie, nie odpowiadajcie. Czasami chyba lepiej żyć w nieświadomości.
- Przepraszam, chłopaki, ale sami wiecie.. – Konan rozłożyła bezradnie ręce, znowu racząc nas przepraszającym uśmiechem. – Uznali, że moglibyście mi zrobić krzywdę i zwiać.
      Ależ owszem, założę się, że Neji miał dokładnie taki plan. Czy coś w ten deseń. A ja do dziewczyny nic nie mam, naprawdę. Jest bardzo miła i w ogóle. Chyba jej jedyną wadą jest fakt, że przykleiła się do tego stowarzyszenia myślących inaczej. Właściwie, jak na nią patrzę, mam wrażenie, że wygląda tutaj, jak przebiśnieg na kupie gówna. 
      Naprawdę. Serio, jeśli mam ją do czegoś porównać, to do jakiegoś białego kwiatu. Na przykład tej papierowej róży, którą ma we włosach. Śliczna, czysta, dobra.  
      Taaak, taaak, wiem, że to mogą być tylko pozory. 
- Prowadź. – polecił sucho długowłosy. – Będziemy grzeczni.
      Kiwnęła głową z uroczo niezdecydowaną miną i szybko, z gracją, zbiegła po schodach. Czarno-niebieska sukienka zafalowała. Uła…gdybym nie był zadeklarowanym, stuprocentowym pedałem, to, jak jelenie kocham, nabrałbym na nią ochoty. Jest bardzo ładna.
      Wyobraźnia podsuwa mi niemiłe sceny, w których biedna Konan zmuszona jest usługiwać własnym ciałem tym wszystkim wariatom w Akatsuki. Fuj. Szybko pokręciłem głową, by odgonić niechciane myśli i ruszyłem za nią, a wtedy…coś na mnie wpadło. Tak, zdecydowanie COŚ jest idealnym określeniem. Owo COŚ miało na twarzy pomarańczową maskę, ze wzorem świderka, czarny płaszcz, a jakże oraz rękawiczki na dłoniach. I, co więcej, sięgało mi do poziomu klatki piersiowej, więc wnioskuję, że na pewno nie było pełnoletnie.
- Prze…Tobi przeprasza! – oznajmiło głosem wręcz ociekającym poczuciem winy, unosząc na mnie wzrok. Tylko jedno oko miało widoczne, bardzo duże, czarne, lśniące jak paciorek. – Tobi naprawdę nie chciał. Tobi to jest dobry chłopiec! Tobi lubi towary, Tobi nie chciał nic złego zrobić towarowi.
      … gdzie ja jestem? 
      … i co to jest za świr? 
- Tobi! – zawołała łagodnie dziewczyna, szybko wracając po schodach. KIsame tymczasem postawił mnie znowu na nogi, jako że impet uderzenia tego….CZEGOŚ, popchnął mnie prosto na jego cuchnący krewetkami i śledziami tors. 
- Tobi…? – powtórzył szeptem Neji, unosząc wysoko ładne, regularne, lekko wygięte brwi. 
- Tak. – potwierdziła, łapiąc chłopca za ramiona i obdarzając bruneta lekkim uśmiechem. – Najmłodszy z członków Akatsuki. Przedstaw się. – szepnęła na ucho chłopaka, wystające zza pomarańczowej maski.
- Tobiemu miło poznać. – powiedział poważnie, przeszywając mnie wzrokiem z taką siłą, że aż zrobiło mi się nieswojo. – Czy towary potem pobawią się z Tobim, po kolacji?
       Umarłem i trafiłem do raju dla wariatów?
       Chłopiec zrobił krok do przodu i spojrzał na mnie uważnie, więc uznałem, że wypada jakoś odpowiedzieć. Najlepiej twierdząco, żeby nie narobić sobie potem problemów. Otworzyłem już usta, ale ktoś mnie ubiegł.
- Nie. Po kolacji MY się będziemy bawić z towarami. – zarechotał jakiś dziwny, wysoki facet o włosach tak jasnych, że wyglądały, jakby były szare. Nie był jednak stary, wręcz przeciwnie. I z ręką na sercu mogę przysiąc, że jest świetnie zbudowany, bo właśnie wszem i wobec prezentuje światu swoją doskonale umięśnioną klatę. Na szyi miał jakiś srebrny łańcuszek z trójkątem, wpisany w okrąg.
       O matko z córką i teściową! Satanista?! 
      Nie, Gaara, ogarnij się. Miałby wtedy pentagram, a nie takie coś. Więc może…półsatanista? 
      Cóż…cokolwiek by nie wyznawał, powiem tylko, że jego uśmiech powoduje u mnie dreszcze na plecach. Nie podoba. Strasznie mi się nie podoba. Jakiś taki…wygłodniały, chętny i zboczony. Z resztą ten jego tekst… chyba już wiem, co ma na myśli. I nie powiem, żeby wprawiało mnie to w stan szaleńczej radości.
      Nie, nie i nie. Nie mam ochoty się z nim bawić. Z dwojga złego, wolę się bawić z Tobim. Samochodzikami, na przykład. Chłopiec raczej nie powinien próbować wsadzać mi w tyłek plastikowego autka. Chociaż, z drugiej strony, cholera go wie… to w końcu banda psychopatów.
      Dzieciak wyrośnie na skrzywionego psychicznie sadystę, który w przyszłości będzie siał żywy terror wśród uczciwych obywateli.
      Bosko. Podoba mi się taki program wychowania, naprawdę. 
- Chodźcie. – powiedziała lekko Konan, wskazując nam schody. Kisame, bynajmniej nie delikatnie, popchnął mnie w ich stronę. 
      Neji skrzywił się, gdy jego zielony partner zrobił to samo. Och, ten jest jeszcze dziwniejszy. Właśnie teraz gada sam do siebie i, najwidoczniej, sam z sobą się kłóci. Zażarcie, nie szczędząc sobie wyzwisk. Następny osobnik z zespołem Tourette’a?
      Błagam, zabijcie mnie lepiej. Ja nie chcę tu być. Nie chcę widzieć ich mord. 
      Dziewczyna sprowadziła nas w dół, a gdzieś w połowie drogi z przerażeniem zauważyłem, że najprawdopodobniej idziemy do…piwnicy. Jezu, nie! Wsadzą nas do jakiegoś cuchnącego pleśnią i wilgocią darkroomu, przypną kajdanami do kaloryfera i będą gwałcić, dopóki nasze odbyty nie będą miały średnicy tej dziury na dachu w Panteonie. 
      Nie chcę, nie chcę, nie chcę… Czym ja sobie na to zasłużyłem? Na świecie jest cholernie dużo prostytutek, nawet męskich. Dlaczego musiało trafić na mnie? Nie, żebym uważał się za najbardziej pokrzywdzone dziecko na świecie, nieszczęśliwe do kwadratu i cholernie pechowe, bo bywają na tym globie inne, znacznie gorsze przypadki, ale, no kurwa, ja nie chcę być non stop gwałcony!
- Aha, zapomniałam! – wykrzyknęła nagle Konan, otwierając jakieś drzwi. – Doktor jest już na miejscu. 
- Doktor? – spytałem niepewnie.
     No chyba sobie jaja robią. Będą nam robić zastrzyki w tyłki? Na co i po co?
- No…tak.- wydusiła, z niewiadomych przyczyn, czerwieniejąc. – Wiecie, zanim klient otrzyma … towar, musi mieć gwarancję, że jest bezpieczny. Trzeba was przebadać. – mruknęła, odwracając wzrok.
    Mina Neji’ego stężała jak jajko na patelni.
- Chodzi ci o…choroby weneryczne?
- Tak. – potwierdziła, szybko prowadząc nas do kolejnych drzwi.
    Wnętrze wyglądało jak całkiem duży, przytulny i luksusowo urządzony, dobrze zaopatrzony gabinet lekarski. Kozetka, jakieś metalowe krzesło, nieprzyjemnie kojarzące się z badaniami ginekologicznymi, biurko, kilka oszklonych szaf pod ścianą. Na biurku komputer, cholernie płaski, cholernie błyszczący i cholernie srebrny. Ładny. 
     A najdziwniejszy w tym wszystkim był facet, za biurkiem. Niezbyt stary, właściwie wyglądał na kilka lat starszego ode mnie. Dość przystojny, nie powiem. Lekko opalona skóra, ciemne, proste włosy, czekoladowe oczy, aktualnie lekko zmrużone i wydatne usta, w których, trzymajcie mnie, miał igłę. Chyba taką do robienia zastrzyków. Patrzył na nas z przyjaznym, leniwym zainteresowaniem, a na widok dziewczyny uśmiechnął się.
- Dziękuję, że tak szybko, doktorze Shiranui. – powiedziała cicho, najwidoczniej nie wiedząc, co zrobić z dłońmi, bo schowała je za siebie.
     Kto powiedział, że zakłopotane dziewczyny są słodkie i urocze?
     Miał rację. 
- Nie ma sprawy. – powiedział, obdarzając ją szałowym uśmiechem. Powtórka, facet jest mega przystojny. To znaczy…nie tak, jak mój Maru, ale ma w sobie coś intrygującego. – Przekaż pozdrowienia dla Paina. Wraz z rachunkiem.
- Dobrze. – powiedziała cicho, uśmiechając się leciutko. – Nie widział go pan?
- Nie. Hidan mnie wpuścił. 
     Niebieskowłosa lekko zachichotała. Chyba poczuła się nieco pewniej. Nic dziwnego, facet naprawdę budzi zaufanie. Tak, jak to powinien robić lekarz. Roztacza wokół siebie luzacką, przyjemną aurę. 
     Tylko dlaczego pracuje dla takich psycholi?
- Cześć, chłopaki. – przywitał się całkiem wesoło. – Jak się czujecie?
      …on próbuje być dowcipny?
- Zajebiście. – mruknął Neji. Zmierzył go zimnym wzrokiem, ale doktor nie przejął się tym zbytnio. 
- Grunt, to optymizm. – odparł, grzebiąc w jakiejś czarnej teczce. Wyciągnął z niej nieduży plik papierów i zaczął przeglądać. – Ty jesteś…Hyuuga Neji, pseudonim Byakugan, tak?
      Chłopak kiwnął głową. Zaraz, zaraz, zaraz! Hyuuga? Ja znam to nazwisko! I to chyba z jakiejś gazety. 
- Ta aktorka, Hinata Hyuuga, to twoja siostra? – zapytał z błyskiem zainteresowania w ładnych, ciemnych oczach.
- Kuzynka. – sprostował brunet, zaciskając wargi. Temat mu się chyba nie podoba. 
       No, wiedziałem, że skądś kojarzę nazwisko. Ale co kuzyn jednej z najsławniejszych aktorek w Japonii robił w burdelu Orochimaru? 
       Dziwny jest ten świat. 
- Masz siedemnaście lat? – zapytał Shiranui. Neji znowu kiwnął głową, a mi szczęka opadła.
      Sie…sie…siedemnaście?! Kurwa, SIEDEMNAŚCIE? 
      No. Bez. Jaj. 
- I pracowałeś w…
- Panie doktorze, po co panu to wiedzieć? – przerwał niemal natychmiast Hyuuga, zaciskając pięści i czerwieniejąc.
       Lekarz obdarzył go spokojnym spojrzeniem i uśmiechem. Aż cud, że igła nie wypadła mu z ust.
- Genma. – powiedział lekko.
- Co?
- Nie „panie doktorze”, tylko Genma. Tak mam na imię. I muszę to wiedzieć, by wystawić odpowiednią opinię o twoim zdrowiu, Neji. Fachowo to sę nazywa „wywiad lekarski”.
- Dobrze, ale co ma do rzeczy moje miejsce pracy? – syknął.
      Ja go nie rozumiem. Przecież ja też pracowałem w burdelu. Nie musi się przy nas tego wstydzić, każdy z nas wie, czym się zajmuje. Ja też robiłem to samo, jedziemy na jednym wózku. Wygląda jednak na to, że chłopak chce za wszelką cenę zachować szczątki dumy i nie przyznaje się do niczego.
      Genma wstał i podszedł do szafy, po czym grzebał w niej chwilę i wrócił z jakimś pudełkiem.
- Wiemy przecież, że Orochimaru prowadzi lokale o naprawdę różnych standardach. Z tego, co mi wiadomo, pracowałeś w jednym z tych najgorszych, więc koniecznie muszę przebadać cię pod kątem chorób wenerycznych, AIDS i innych syfów. Bez tego nie pójdziesz do nabywcy. 
      Cholera. Szlag, szlag, szlag. Neji…on…naprawdę pracował w tym NAJGORSZYM burdelu? Nagle zrobiło mi się strasznie przykro. Myślałem, że to JA mam najgorzej, ale ja zawsze miałem badania, sprawdzonych klientów, zabezpieczenia, taksówki, napiwki i tak dalej.
      A Hyuuga…wolę nie myśleć o tym, jak go traktowano.
      Ja w to nie mogę uwierzyć…nic dziwnego, że jest taki nieufny. Jest na to wszystko za młody.
      Ha, gadam jak babcia po sześćdziesiątce.
- A Gaara? – zapytała Konan, stając gdzieś z tyłu. Genma zaczął szperać w swoich papierach i wyciągnął odpowiednią kartkę. Przebiegł po niej wzrokiem i uśmiechnął się krzywo.
- Gaara pracował w Oto, więc wszystko w porządku. Dla bezpieczeństwa, sprawdzę tylko jego odbyt i pobiorę krew. Chociaż i tak wątpię, by było z nim coś nie tak. 
      Eee….co to znaczy „sprawdzę tylko jego odbyt”?!
     Ja nie chcę.
     Wzrok długowłosego sprawił, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię z poczucia winy.                          

1 komentarz: