poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sex telefon 27


  Shikamaru w końcu raczył podnieść cztery litery z łóżka Anko, pomarudził trochę i oświadczył, że idzie się wykąpać. Kobieta tylko machnęła na niego lekceważąco ręką, nadal pochłonięta zabawą z Pakkunem. Rzucała mu na zmianę tusze do rzęs, czarne kredki do oczu i inne przedmioty, a pies leniwie człapał po nie, przynosił w pysku i kładł jej na kolanach. Za każdym razem otrzymywał buziaka w nos od uradowanej policjantki.
     Kakashi uśmiechnął się krzywo. Kto by pomyślał, że Jej Podłość Mitarashi, Postrach Funkcjonariuszy Płci Męskiej, aż tak lubi zwierzątka? 
- Zamęczysz go. – mruknął, siadając w fotelu.
     Już kilkanaście minut temu oświadczył, że nie wyjdzie z jej pokoju, dopóki nie odzyska swojego zwierzaka, na co Anko stwierdziła, że czeka go noc spędzona na dywanie, bo Pakkun zostaje u niej. I tak oto futrzak awansował na stanowisko „powodu do kolejnej kłótni”. 
- Nie zamęczę. – prychnęła. – Niech się trochę porusza, gruby jest. Czym ty go tak spasłeś?
- Żarciem dla kotów.
- CO?!
- No, nie słyszałaś, że psy lubią jeść karmę dla kotów? – zapytał niewinnie, a Anko nagle zmarszczyła brwi. Cały czas, niemal bezwiednie, głaskała psa po miękkiej, krótkiej sierści, a ten tylko wzdychał cicho, poddając się bez oporów.
      Hatake posłał mu spojrzenie, mówiące „Bądź facetem, stary”, ale zwierzę tylko odpowiedziało mu zmęczonym wzrokiem i głośniejszym westchnieniem. Zgoda, ganianie za maskarą było nawet zabawne. Dopóki ta nie wturlała się pod komodę, a Anko kazała mu ją wyciągnąć. Biedny pies nie mógł się wcisnąć pod mebel, więc to szarowłosy wydobywał cholerny tusz do rzęs spod jego czeluści. 
- Właśnie. – mruknęła policjantka. – Nie mamy dla niego żarcia. 
- Jutro się kupi. – ziewnął Kakashi. Jemu chciało już się spać, ale wyglądało na to, że Anko wcale nie żartowała z tym dywanem.
      Kobieta wzięła psa na ręce i wdrapała się na łóżko, kładąc go tuż obok siebie.
- Nie uważasz, że Shikamaru zachowuje się…dziwnie? – zapytała po chwili, patrząc na mężczyznę z zastanowieniem.
      Uniósł lekko popielatoszare brwi w wyrazie zdziwienia.
- Dziwnie?
- No…tak. – odparła, siadając po turecku. Nadal nie potrafiła oderwać rąk od Pakkuna. 
      Naprawdę miał bardzo mięciutką sierść. I był bardzo ciepły.
- Co przez to rozumiesz?
- Kurwa, ślepy jesteś?! – prychnęła, zirytowana, a pies obdarzył ją oburzonym spojrzeniem. – Przecież on dostawał prawie schizy, jak porwali Gaarę. Nie uważasz, że teraz jest zbyt spokojny?
     Hatake westchnął, wyciągając się na fotelu. Położył z przyjemnością nogi na niskim, szklanym stoliku. Uśmiechnął się tylko, widząc jej rozzłoszczone spojrzenie. Po prostu uwielbiał jej robić na złość. 
- Spróbuj się wczuć w jego położenie, zgoda?
- Co?
- Wyobraź sobie, że porwali ważną dla ciebie osobę. – zaczął ostrożnie, przymykając oczy. – Gdybyś nie wiedziała, kto, gdzie, dokąd i po co, też byś szalała. Ale teraz już jesteśmy blisko porywaczy, widzisz? Gaara tu jest. Co więcej, wie, że go szukamy. I gwarantuję ci, że w niedługim czasie odbijemy ich wszystkich.
- Tak, ale…
- Shikamaru nienawidzi bezradności. – przerwał jej. – Nie lubi nie wiedzieć, na czym stoi. Dlatego był tak wytrącony z równowagi. Wierz mi, znam go dłużej, niż ty. Kiedy działa, staje się zupełnie innym człowiekiem….nie, nie człowiekiem. Policjantem. Maszyną do zwalczania przestępczości, Anko. On nie może pozwolić sobie teraz na jakieś emocje, wahania nastrojów i załamania, to mogłoby źle wpłynąć na śledztwo. 
      Ciemnowłosa zamilkła, nadal głaszcząc psa. Powoli przetrawiała to, co właśnie usłyszała. Niby było w tym dużo sensu, ale… no właśnie. Jakieś „ale” nie dawało jej spokoju. Dobrze wiedziała, że Maru stać naprawdę na wiele. Manipulacje, popisowo odgrywane role, wszystko po to, by dotrzeć do celu. I miała właśnie irracjonalne wrażenie, że Nara wszystkich zwodzi, po to, by Akatsuki wpadło w jego sidła.
     Miała tylko nadzieję, że mu się to powiedzie i obędzie się bez ofiar.
- O czym gadacie? – mruknął znudzonym głosem długowłosy, wczołgując się do jej pokoju. Miał już na sobie tylko ciemnozielone spodnie od piżamy i ręcznik na ramionach. Jego długie, ciemne, teraz wilgotne włosy, sięgały mu za łopatki. 
      Nawet Mitarashi musiała przyznać, że jest seksowny.
- Kłótni o psa ciąg dalszy. – odpowiedział swobodnie Hatake, nie zdejmując nadal nóg ze stolika. – Anko, oddasz mi Pakkuna?
- Nie. I won z tymi syrami. – prychnęła, przytulając zwierzaka do siebie. 
     Fuknął cicho, wciskając nos w jej dekolt.
- Ale ja chcę spać! – jęknął Kakashi.
- To na dywan!
     Shikamaru przyjrzał im się ze zblazowaną miną, komicznie unosząc brwi.
- Raany, wy macie serio nie po kolei…- mruknął upierdliwym tonem, wychodząc z pokoju. 

                                                                                  ~~~    
  
     Ten facet jest…straszny. Sympatyczny, fajny, okey, ale kiedy doszło już do „badania”, okazało się, że jest po prostu dziwny. Nie, żeby robił nam jakąś krzywdę, był brutalny, czy coś… Przeciwnie, obchodził się z nami bardzo delikatnie. Chodzi o to, że zabierał się do tego tak, jakby było to coś normalnego, najnaturalniejsza rzecz pod słońcem. Jakby każdy na tym świecie, codziennie grzebał chłopakom w tyłkach i stwierdzał, że, cytuję „ścianki odbytu są nieco obtarte, jednak niedługo już powinny nadawać się do odbywania stosunku”. No błagam!
      Ja byłem pierwszy, bo Genma stwierdził, że ze mną będzie mniej roboty. Miał rację, najpierw tylko pobrał mi trochę krwi, potem pytał o prywatne życie seksualne, nie to zawodowe, a kiedy mu powiedziałem, że osobiście sypiałem tylko z dwoma facetami (taaaa, tylko. Powód do dumy), był bardzo zadowolony. Też mi powód. 
       Potem przeszliśmy do bardziej konkretnych rzeczy. Kątem oka zauważyłem, że Neji jest coraz bledszy, natomiast błękitnowłosa księżniczka tej bandy idiotów stała spokojnie, chociaż starała się na nas nie patrzeć. W końcu Shiranui się nad nią ulitował.
- Jeśli chcesz, Konan, możesz wyjść i poczekać na korytarzu. Nic mi tutaj nie zrobią, nie bój się. – powiedział z przyjaznym uśmiechem, a dziewczyna niepewnie skinęła głową i podeszła do drzwi. 
- Proszę was, chłopaki, bez numerów. – powiedziała na odchodnym i wyszła.
      Poczułem się nieco lepiej. 
      Przywykłem do rozbierania się i różnich takich rzeczy przy facetach, ale z dziewczynami kontaktu nie miałem nigdy. No…nie licząc tamtego incydentu z ukochaną mamunią, niechaj ją szlag trafi i chuj pogrzebie. A to akurat chciałbym wyrzucić z pamięci. 
- Gaara, rozbierz się od pasa w dół i klęknij na kozetce. – polecił zupełnie naturalnie lekarz, nakładając lateksową rękawiczkę.
      Jezu, czuję się jak odrobaczana owca.
      Shikamaru mógłby się pospieszyć, tak nawiasem mówiąc. Ach, tak…telefon. Muszę go znaleźć, chociaż nie wiem właściwie, po co. Chce nas namierzyć po numerze? Oby.     
      Najpierw zdjąłem buty, rzucając je gdzieś na podłogę, po czym zsunąłem powoli spodnie z bioder. Wzrok Neji’ego zaraz mi wypali dodatkową dziurę w tyłku. Rany, czy on się może przestać gapić? Proszę. To krępujące.
       Taaak, dziwka czuje się skrępowana. Zabawne, nie?
- Bielizna też. – popędził mnie Shiranui, zdejmując z prawego nadgarstka zegarek. 
       No chyba nie. On mi nie zamierza wsuwać całej łapy w tyłek, prawda?! PRAWDA? 
       Dobra…mam pewne doświadczenia z częściowym fistingiem, ale bez przesady. Trzeba przygotowań, rozciągania i tak dalej… ja nie chcę. Z resztą, po co mu to? To tylko durne badanie.
- Odwiozę jeszcze dzisiaj waszą krew do laboratorium. Wyniki powinny być jutro, góra pojutrze.
- Kiedy trafimy do …klientów? – to pytanie zadał akurat Hyuuga.
       Drżącym głosem. Niedobrze.
       Genma spojrzał na niego spokojnie, z lekarską wręcz obojętnością.
- Jak będziecie w stanie ich obsługiwać. – powiedział. – Powiedzmy, w przyszłym tygodniu, biorąc pod uwagę fantazje Hidana.
- Hidana? – mruknąłem.
- To ten szary frajer, co świeci gołą klatą.
      Dobra. Może i tacet jest dziwny, ale naprawdę, nie da się go nie lubić. Gdyby nie zajmował się tak parszywą profesją, pewnie bym go wyciągnął kiedyś gdzieś na piwo. 
- Co rozumiesz poprzez „fantazje”? – zapytałem, zsuwając też bokserki.
      Czarne, z zielonym motylkiem na środku. Ładne. Neji wziął te z białym, pasują mu do oczu. Które, nawiasem mówiąc, są bardzo dziwne. Jakby zupełnie bez koloru. Jasnoszare, niemal białe. 
      Gestem wskazał mi kozetkę. Westchnąłem i posłusznie uklęknąłem na niej, wypinając tyłek i starając się nie patrzyć na Hyuugę. Dlaczego Shiranui jego też nie wygonił? 
- Zobaczycie. – mruknął lekarz, wyciskając jakiś żel na dłoń. Zakładam, że to wcale nie jest lubrykant. 
     Zaczął mi go rozsmarowywać wokół dziurki, a ja poczułem, że się czerwienie. Czy to możliwe, żebym potem miał jeszcze zdrową psychikę? Po takich wydarzeniach? 
      …cóż….Na pewno zdrowszą, niż Hyuuga. Marne pocieszenie.
- Padłeś ofiarą gwałtu? – zapytał miękko, naturalnym tonem Genma, jakby pytał mnie o rozwiązanie do krzyżówki.
- T…tak.
- Rozumiem.
      Wsunął mi dwa palce do środka, zapiekło. Deidara naprawdę nie był wtedy delikatny. Po chwili poczułem, jak wpycha do środka jakąś przeźroczystą rurkę. Dziwne uczucie.
- Masz w środku trochę obtarć, Gaara. – powiedział. – Sasori chyba ma jeszcze tą maść, którą mu kiedyś zostawiłem. Z resztą, dam ci jeszcze jedną. Za kilka dni ścianki twojego odbytu powinny wrócić do normy. 
      Uła, jak to pięknie brzmi. „Ścianki twojego odbytu”. A dlaczego nie lepiej „dupa”?
- To na tyle, dziękuję. – powiedział Genma, zrzucając lateksowe rękawiczki, które od razu wylądowały w koszu na śmierci. – Neji, mogę cię prosić? Gaara, usiądź tam.
     Wskazał mi krzesło, a chłopak podszedł do niego powoli. Cały drżał.
- Nie martw się. – pocieszył go Shiranui, wkładając kolejne rękawiczki. – To tylko rutynowe badania.
- Co jeśli…mam AIDS? Albo jakiegoś innego syfa?
     Usta lekarza zacisnęły się w wąską kreskę.
- Naturalnie, klient zostanie o tym poinformowany. I raczej wątpię, by kupił „towar wadliwy”. Ewentualnie, mogą cię odsprzedać za niższą cenę.
     Przełknąłem ślinę. Jezu, jak ten człowiek może to mówić…w ten sposób?!
- A jeśli mnie nie sprzedadzą w ogóle…?
- Neji, nie martw się. Przecież cię nie zabiją. – Na twarzy szatyna odbiło się coś w rodzaju współczucia. W końcu! – Już raz tak było. Chłopak został i sprzątał w tym domu. Być może Akatsuki to są w części brutalne świry i zajmują się przemocą, nielegalnym handlem i tak dalej… ale zabójstwa bez korzyści to nie jest ich hobby, wierz mi. I potrafią czasem okazać się ludźmi, zwłaszcza Pain. 
- A co…się z tym chłopakiem stało?
- On miał AIDS, więc po dwóch latach umarł. Zaznaczam, że przez cały ten czas był pod moją stałą opieką lekarską. I wcale go tutaj nie traktowali źle, a potem… Pain zajął się pochówkiem i tak dalej. To było, moim zdaniem, naprawdę w porządku.
      KURWA! Ja tego nie chcę słuchać! Nie, zostawcie mnie!
- Neji…
- A, tak, tak.
      Rozebrał się bez zbędnych ceregieli i klęknął na kozetce, tak samo, jak ja, a Genma znowu wziął inną, plastikową rurkę i tamten żel. Odwróciłem wzrok, ale i tak nie pomogło to za wiele. Usłyszałem cichy syk Neji’ego, gdy lekarz wepchnął mu to coś do tyłka i zaczął badanie.
- Też masz pokaleczone ścianki odbytu. – mruknął, a mi zebrało się na mdłości. Kurwa, czy on musi to mówić na głos? 
- Chociaż trochę mniej, niż Gaara. – dodał, tak, jakby było to coś szalenie pozytywnego. – Nic ci nie będzie. Nie widzę też żadnych objawów grzybicy.
      …Ja tu zaraz puszczę pawia, przysięgam!
- Hemoroidów też nie masz. – kontynuował ze stoickim spokojem Shiranui. Ja się chyba zaraz zapadnę pod ziemię. Hyuuga też, sądząc po kolorze jego twarzy. Tak, nie mogłem się powstrzymać i zacząłem się gapić. 
     To jest fascynujące i obrzydliwe zarazem. 
- Nie masz żadnych guzków. – dodał pogodnym tonem lekarz. Jezu, czy ten człowiek ma nerwy ze stali? – Pobiorę próbkę błony śluzowej do analizy laboratoryjnej. 
     Zacisnąłem mocno powieki, a Neji syknął cicho. 
      Kurwa, tak mi go strasznie szkoda…
- Dlaczego nam wcześniej nie zrobiłeś lewatywy? – zapytał Hyuuga, a facet zaśmiał się gardłowo.
- Widzę, że znasz się na temacie…
- To znaczy…. czytałem trochę o tym. – wymruczał brunet ze skrępowaniem.
- Lewatywy mieliście robione wcześniej.
- CO?! – wrzasnęliśmy zgodnie.
     Shiranui zrobił iście niewinną minkę. 
- Wtedy, jak byliście nieprzytomni. – wyjaśnił. – W prywatnym laboratorium Akatsuki, kawałek drogi stąd. Potem was tu przywieziono. 
     Dobrze wiedzieć, że ktoś mi grzebał w tyłku…
- Dobra, możesz się ubrać. – powiedział łaskawie szurnięty doktorek, wyciągając mu rurkę z tyłka. – Pobiorę ci tylko jeszcze krew. Gaara, możesz zawołać Konan. 
     Kiwnąłem sztywno głową i otworzyłem drzwi na korytarz. Dziewczyna pewnie zauważyła, że jestem strasznie blady i mam spocone dłonie, bo uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i lekko mnie objęła.
- Już?
    Ponowne kiwnięcie głowy.
    Jakoś straciłem ochotę na jedzenie.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz