poniedziałek, 31 grudnia 2012

Chemia 23


    Kakashi siłą powstrzymał się, by nie wstaći zacząć ostentacyjnie bić brunetowi brawo. Podejrzewał, że natychmiast Sasukeuraczyłby go jednym ze swoich chwytów karate, których kiedyś się uczył, zcałkiem wyraźnym skutkiem, nawiasem mówiąc. Poza tym, nie chciał już irytowaćswojej rudej zazdrośnicy, która celowo rozłożyła się kawałek od nich i niespuszczała bacznego wzroku ze swojego szarowłosego obiektu westchnień.  No cóż… nie obejmowało to z kolei gromkiegowybuchu śmiechu, więc Hatake bez skrępowania zaczął zwijać się na kocu, podczasgdy Uchiha, niewiele sobie z tego robiąc, stukał zawzięcie w klawisze swojejczarnej, przeraźliwie płaskiej i napakowanej nowościami technicznymikomóreczki. Biolog umilkł dopiero wtedy, gdy zaczęła boleć go przepona.
- Sasu, niemyślałeś kiedyś przypadkiem o zmianie branży? – zapytał.
- Na jaką? –mruknął brunet nieuważnie. Myślami krążył gdzieś między tyłkiem a przyrodzeniemUzumaki’ego, opakowanym w spodenki kąpielowe.
- Nie wiem….Na przykład, streptease? Taniec na rurze? Prostytucja? – podsunął starszy  z nauczycieli, wybuchając kolejną salwąśmiechu, tak głośno, że niektórzy uczniowie zaczęli się odwracać, zdjęci obawąo zdrowie psychiczne ich opiekuna. Te jednak, jak zwykle, było na tym samympoziomie.
      Niezmiennie kiepskie, ale za tojasnowłosy był pozytywnie nastawiony do świata i życia, czego mogłaby mupozazdrościć niejedna zapłakana istota, która ma naście lat, żadnych problemów,ale mimo to i tak narzeka na swoje zmarnowane życie. Kakashi nigdy nie mógł zrozumiećtakich dzieci. Gdyby jeszcze były maltretowane przez rodziców, potraumatycznych przejściach, śmiertelnie chore, lub tragicznie biedne, tojeszcze byłby w stanie to ogarnąć, ale nie, skądże. Te dzieciaki wiecznie snułysię w czarnych, aczkolwiek modnych i firmowych ciuchach po korytarzu szkolnym,słuchały przygnębiającej muzyki z najnowszych modeli telefonów, rodzice skakaliwokół nich, przywozili, odwozili, szastali kasą, a ich najgorszym przeżyciembyła śmierć chomika, natomiast najcięższa przebyta choroba, to ospa albowyjątkowo uciążliwa biegunka. Mimo to, notorycznie płakały i żaliły się, jakie to ich życie jest beznadziejne.
     Kakashi nie przepadał za takimświatopoglądem. Zawsze starał się pomóc takim dzieciakom, czym zyskał sobiereputację nauczyciela z sercem.
      Cóż, jakkolwiek by na to nie spojrzeć,właśnie ta wrażliwość doprowadziła go drogą prostą jak strzał w mordę, dodługoletniego, bardzo udanego i coraz bardziej ekscytującego związku. Cóż,wczorajszego zachowania Nagato ciężko było nie uznać za ekscytujące, mimo, żebyło przy tym trochę przerażające.  Niedało się ukryć – każdy by się przestraszył, gdy po ładnych X latach udanegopożycia seksualnego chłopak nagle wyskoczyłby z taką zachcianką.
      Nie przeszkadzało mu jednak to w takimstopniu, jak się tego spodziewał. Może to było bardzo głupie i wręcz okrutne zjego strony…. Ale sprawianie bólu Painowi, w pewnym sensie, dawało jakiśdziwny, chory rodzaj sadystycznej satysfakcji, o którą mężczyzna nigdy sięnawet nie spodziewał.
- Pieprzsię. – mruknął Sasuke z lekkim opóźnieniem, dopiero wtedy, gdy schował telefon.
- Chętnie.To miała być luźna uwaga, czy propozycja?
       Pain, właśnie przełykający łyk nieco jużciepłej coca coli, zakrztusił się. Kakashi posłał mu uspokajające spojrzenie,tak, by nikt, poza nimi, tego nie dostrzegł.
       Mina rudego wyrażała coś pomiędzy„Zabiję cię.”, a „Robisz to specjalnie!”.
       Drażnienie błękitnookiego miało w sobiepewne plusy. Wściekły Nagato wyglądał naprawdę prześlicznie, z płonącymi,ciemnymi źrenicami, zarumienionymi policzkami i zmarszczonymi w wyrazie złościbrwiami. Istna personifikacja Furii w męskiej wersji, oczywiście, z pominięciemwężowatych włosów i cuchnącego oddechu.
        Chłopak miał tylko jednego węża. W spodniach.Kakashi aż uśmiechnął się na tą myśl.
- Wyraztwojej mordy mnie przeraża. –  oświadczyłSasuke grobowym tonem, wstając z miejsca. – Wychodzę. Wrócę jutro, albo wcale.
         Szarowłosy zachichotał głupio podnosem, zakrywając twarz ręką.
- Ale miałeśmi posmarować plecki!
- Przykromi, znajdź innego frajera.
         Ciemne, lekko zmrużone oczy Hatake odrazu skierowały się w stronę rudzielca, który właśnie postanowił go olać i zpełną premedytacją bawił się telefonem. Nauczyciel aż uniósł lekko brwi,zaskoczony tą postawą, ale doznał olśnienia, gdy tylko jego własna komórkazawyła jakimś przebojem rockowym z lat ’80.. Leniwym gestem wyszarpnął ją zkieszeni spodni, które aktualnie podłożył sobie dla wygody pod głowę. Uchihaprychnął cicho.
- Kochanek,czy mamusia chce sprawdzić, czy się ciepło ubrałeś?
- Kochanek.– powiedział prosto z mostu jasnowłosy, z zawadiackim uśmiechem odczytującwiadomość od kontaktu „Pain”. Kiedyś miał go zapisanego, jako „Kotek”, doczasu, gdy niebieskooki dorwał jego telefon i się obraził.

Paniemagistrze, co pan raczy odpierdalać, za przeproszeniem?

     Mężczyzna parsknął pod nosem i zacząłszybko stukać w klawisze, świadom dwóch ciekawskich spojrzeń, wycelowanychprosto w niego. Jedne z nich należało do Sasuke, który widocznie wyznawałzasadę „Kocha, to poczeka” i postanowił trochę odroczyć w czasie to piętnaścieminut.
       Od razu na myśl przyszedł mu „kwadransstudencki”.
- Maszkogoś? – zapytał ze zdziwieniem, siadając z powrotem na kocu po turecku. Łokcieoparł na kolanach i splótł razem palce dłoni, układając na nich podbródek, tak,że wyglądał, jak medytujący, lub czarujący dżin. Brakowało mu tylko niebieskiejskóry i arabskiej urody.
     Hatake wyciągnął lewą dłoń, prawą nadalpisząc na telefonie i wyprostował środkowy palec w jego kierunku, pokazującstandardowego fakulca, jak to ten gest określali niektórzy uczniowie.
- Od kiedyto jesteś ciekawską plotkarą?
- Od kiedyto plączesz się w stałe związki?
- Od jakichśdwóch lat. – odparł spokojnie szarowłosy, naciskając „wyślij”. Dopiero wtedyprzeniósł ironiczny, rozbawiony wzrok na przyjaciela. – Czy tam może dłużej.
- I nic minie powiedziałeś?
- A nosiszkoloratkę?
      Sasuke zamrugał gwałtownie. Logika, araczej jej brak, w wypowiedziach Hatake, czasami go po prostu rozbrajała ipowalała na łopatki. Z pewnością sprawdziłby się w karierze negocjatora. Przeciętnyterrorysta z niezbyt wygórowaną liczbą zwojów mózgowych wymiękłby już popierwszych trzech minutach pogawędki z Kakashim, wyszedłby z budynku, trzymającręce w górze i gacie spuszczone do kolan, a za nim wyszliby wszyscy zakładnicy.I dostaliby nawet na odchodnym po lizaku. Mężczyzna czasami wykorzystywał swójniebywały talent, przy odpytywaniu uczniów. Gdy miał zły dzień, albo był nakogoś wyjątkowo wściekły, potrafił go tak zaplątać, że biedak doszedłby downiosku, iż człowiek wywodzi się w linii prostej od kanarka, a ekologia zajmujesię produkcją toreb biodegradowalnych, natomiast freon jest niezbędny przykonserwowaniu ogórków. Zwykle jednak tego nie robił, bo złe dni miał wyjątkoworzadko, a poza tym, nie pałał do nikogo szczerą nienawiścią, więc używałswojego daru w zupełnie innym celu.
     Często w tak pokrętny sposób podpowiadałuczniom podczas przepytywania, przy czym cała reszta klasy dosłownie rżała ześmiechu, pokładając się na ławkach. Podobno szczytem jego możliwości byłoudawanie nietoperza, gdy jakiś wyjątkowo zaimpregnowany na wiedzę idiota niepotrafił podać grupy ssaków, przystosowanej do lotu.
- Nie noszę.– mruknął w końcu ostrożnie Uchiha.
- Nowidzisz! Czyli nie muszę ci się spowiadać.
      Pain w tym czasie wcisnął klawisz odbioruwiadomości, zanim jeszcze jego dzwonek zabrzmiał. Prawdopodobnie, usłyszałobygo od razu pół plaży, a tego wolał uniknąć.

A cóż to zasłownictwo? Trochę kultury, dzieciaku. Grzeczni chłopcy tak nie mówią.

      Uśmiechnął się pod nosem, lekkowykrzywiając blade wargi. Wyglądało to cokolwiek niepokojąco, zwłaszcza wzestawieniu z jego snakebite, które odrobinę uniosły się i teraz sterczały,jakby chciały komuś samoistnie pokłuć tętnicę. Kakashi nigdy nie mógłzrozumieć, skąd w nim to uwielbienie do kolczykowania się.
       Chłopak chciał sobie zrobić kolczyka napenisie, ale kategorycznie wybił mu to z głowy. Głównie za pomocą argumentu „Aco, jeśli go przez przypadek połknę i się udławię?!”. Pain dostał takiego atakugłupawki, że momentalnie odpuścił… a dzień później przyszedł z kolczykiem wsutku, który facet od wf natychmiast kazał mu wyjąć.
       Nie, nie był to Orochimaru. Ten akuratbył na zwolnieniu lekarskim, czyli, miał imieniny swojego  wujka i odsypiał imprezę. Z resztą, wiadomobyło, że gdy na lekcji długowłosego zboczeńca ktoś ma kolczyk albo tatuaż w dziwnymmiejscu, od razu dostaje wzorowego z byle powodu.

              Nie jestem grzeczny.– głosiła następna wiadomość, a Hatake jedynie uśmiechnął się szerzej. Dzieńzapowiadał się coraz piękniej, słońce przygrzewało, morze szumiało, jak najęte,a mewy darły swoje dzioby, z uporem maniaka szukając w wodzie ryb.
- A niechcię szlag trafi, Hatake. – prychnął Sasuke, wykręcając szyję, by spojrzeć muprzez ramię.
- Taak, tak,powtarzasz to od dwóch lat, mój drogi. – wymamrotał mężczyzna, szybko stukającw klawisze. Jednocześnie, drugą dłonią zasłaniał przed nim ekran. – Podobnomiałeś gdzieś iść?
- Owszem,miałem. – burknął Uchiha, ponownie wstając.
      Na odchodnym rzucił tylko przyjacielowispojrzenie, oscylujące gdzieś pomiędzy „Zabiję cię”, a „I tak mi wszystkopowiesz”.
       Tym razem to Nagato odebrał SMS-a.

Niegrzecznichłopcy powinni zostać ukarani, co Ty o tym sądzisz? ^.^

          Dzień zdecydowanie zapowiadał sięcoraz lepiej.
   
                                                       ~~~
     - Co jest, Naru? – mruknął Gaara,wyprężając lekko grzbiet, tak, by Neji miał łatwiejszy dostęp do jego pleców,które smarował mu intensywnie pachnącym wanilią olejkiem do opalania.Właściwie, Naruto nie wiedział, gdzie kończyło się tu smarowanie plecków, azaczynał profesjonalny masaż erotyczny. Hyuuga siedział na jego biodrach,uśmiechając się dziwnie a Sabaku mruczał co chwilę, wyginając odrobinę swojeszczupłe, blade ciało. I wyglądał przy tym, jakby powoli, aczkolwieksystematycznie, zbliżał się do orgazmu.
- Nic, co mabyć? – prychnął obronnie blondyn, zerkając co chwilę w stronę koca dwóchnauczycieli.
      Sasuke jeszcze siedział i zaglądałwłaśnie Hatake przez ramię. Chłopak westchnął cicho. Pierwszy nie pójdzie,nigdy w życiu. Zielonooki podchwycił jego spojrzenie, ale nie skomentował tego,zbyt skupiony na dłoniach swojego kochanka.
- Wyglądaszjakoś dziwnie. – wymruczał rudy, podkładając dłonie pod brodę i uśmiechając sięlekko. – Martwię się o ciebie.
-Niepotrzebnie. – burknął jasnowłosy, znowu zezując w stronę Uchihy.
      Nareszcie podniósł się i ruszył wolnymkrokiem w stronę przebieralni. Serce jasnookiego zabiło szybciej, a jegoszurnięty, rudy przyjaciel zachichotał pod nosem.
- Oł. –mruknął. – Czyżby kłopoty z prostatą?
      Uzumaki odwrócił w jego kierunku wściekłeoblicze.
- Zamknijsię! – syknął.
- Bo co? –zapytał rudy z miną niewiniątka, trzepocząc rzęsami, podkreślonymi mocno ciemnym,wodoodpornym tuszem. Naturalnie, rudy kretyn nie mógłby wyjść gdzieś do ludzi,bez tych swoich ciemnych obwódek dookoła ładnych, dużych oczu. Uważa, żewygląda z makijażem lepiej i bardziej seksownie.
     Po namyśle, ma rację.
- Bo cisypnę piaskiem w mordę. – zagroził zirytowany blondyn. Neji wybuchł śmiechem,skręcając się w pół i wręcz kładąc na swoim chłopaku. Urażony do żywegoSabaku  walnął go łokciem pod żebra.
- Złaź zemnie. – mruknął obrażonym tonem, a gdy długowłosy spełnił jego żądanie, zdejmującprzy okazji koszulkę z ładnie umięśnionego torsu, nawet nie zaszczycił gospojrzeniem, mimo, że trochę się zarumienił.
     Rudy usiadł po turecku przez Naruto, któryznowu, odruchowo podążył wzrokiem za brunetem. Przełknął ślinę, widząc, że niema go już w zasięgu wzroku. Pewnie czeka za przebieralnią.
     Na szczęście, nie był aż tak głupi, bypobiec tam od razu. Trochę poczeka, by nie wzbudzać podejrzeń.
- ….nowłaśnie o tym mówię, Naru. Ej, słuchasz mnie w ogóle?!
     Jasnowłosy zamrugał gwałtownie. Miałniejasne wrażenie, że Gaara właśnie produkował mu się na jakiś temat, a onjakoś drugim uchem wypuścił paplaninę kumpla. Zielonooki, jeszcze bardziejzirytowany, chwycił go za podbródek i odwrócił w swoją stronę.
     Niebieskooki wzdrygnął się, gdy między ichrozgrzanymi ciałami przeskoczyło drobne wyładowanie.
- Ała! –pisnął, odsuwając się. – Kopiesz prądem, idioto.
     Sabaku także zamrugał szybciej, oglądającswoją rękę, jak jakąś śmiertelnie niebezpieczną broń jądrową.
- Serio? –mruknął. Zbliżył dłoń do leżącego w najlepsze na plecach Nary i strącił z jegotwarzy książkę, którą się przykrył. Nie chciało mu się jej czytać. Rudy zwrednym uśmieszkiem sadystycznego dziecka dziabnął go palcem w policzek.
- Maru, czyja kopię prądem? – zapytał słodkim tonem.
      Shikamaru uchylił lekko powieki, wmęczeńskim wyrazie człowieka, któremu szurnięci koledzy o nadmiarze energiiżyciowej nie pozwalają spać.
- Nie. –odparł leniwie. – Napierdalasz amperami. Dajcie mi spokój, rany…. –wymamrotał, odwracając się na bok, tyłem do nich i mrucząc coś jeszcze oupierdliwych pedałach.
      Uzumaki podniósł się z koca.
- Idę dokibla, zaraz wracam.
- Iść ztobą? – rzucił Gaara, unosząc się na łokciu. Blondyn zjeżył się.
- Po co? –prychnął.
     Chłopak wzruszył ramionami, zaczynającbawić się piaskiem. Zawsze bardzo go lubił, dlatego lubił jeździć nad morze iwszędzie tam, gdzie miał dostęp do świeżutkiego, cieplutkiego piasku. Podobno,gdy był mały, rodzice wręcz nie mogli go wyciągnąć z piaskownicy.
- No, niewiem… – zaczął, przeciągając sylaby. – Potrzymać ci to i owo?
- Wal się. –syknął zaczerwieniony Naruto, odwracając się na pięcie. Pożegnał go tylkogłośny śmiech rudzielca.

                                                       ~~~
        Sasuke oparł się plecami o ścianę zewnętrznąprzebieralni, od strony deptaka. Tak, by nikt z plażowiczów nie mógł ichzauważyć razem, jeśli przypadkiem ktoś akurat spojrzy w tą stronę, co było zresztą mało prawdopodobne. Przyjemnie chłodna, ale i nie za zimna, szmaragdowa,słona jak diabli woda była znacznie ciekawszym widokiem.
       No, teoretycznie.
       Mężczyzna przymknął oczy, odliczając wmyślach sekundy. Limit czasu zdecydowanie przekroczył już piętnaście minut.Cholera! Nie wziął komórki. Chociaż, to wyglądałoby trochę dziwnie, gdyby szedłdo toalety z telefonem w łapie.
       Kakashi od razu by powiedział, że kupiłsobie specjalnie taki model, który ma podwójne wibracje. Cholerny, siwy zboczeniec.W dodatku, z nadmiernym poczuciem własnej zajebistości wewnętrznej izewnętrznej.
        Nie otworzył oczu nawet wtedy, gdy usłyszałciche kroki na piasku. Domyślał się, do kogo należą. One i ten zdyszany, miękkigłos.
-Przepraszam za spóźnienie, sensei. – rzucił odruchowo i zachichotał głupio podnosem. Mężczyzna dopiero wtedy otworzył oczy, ze swoim zwyczajowym,nauczycielskim chłodem.
- Uzumaki,za spóźnienie grozi nagana. Trzy nagany i wylądujesz na dywaniku u dyrektora. –powiedział lodowatym, zjadliwym tonem, mrużąc czarne oczy.
      Zaskoczony Uzumaki zamrugał szybciej, alenatychmiast odzyskał rezon.
-Przepraszam, sensei, naprawdę nie chciałem. – pisnął cicho i spuścił oczy.Zaczął kopać jedną nogą w piasku, stanowiąc idealną personifikację słowa„zakłopotanie”. I to nawet „przeurocze zakłopotanie”. Uchiha od razu uśmiechnąłsię szerzej i pociągnął go za rękę w stronę drzwi.
- Upiekło cisię dzisiaj, zapomniałem dziennika. – szepnął cicho, chwytając za klamkę.Szarpnął mocno, a te, skrzypiąc cicho, w końcu ustąpiły, obnażając przed nimidość nisko komfortowe wnętrze publicznej, plażowej toalety. Cóż, lepsze to, niżściskanie się na widoku.
      To byłoby zupełnie tak, jakby ubrał się wróżowy, obcisły kombinezon i napisał sobie na kartce „Halo, panie władzo,jestem pederastą!”, którą następnie przykleiłby sobie na tyłku.
      Naruto zmarszczył nos.
- Śmierdzitutaj. – mruknął cicho.
- Psujesznastrój. – parsknął nauczyciel, przyciskając go lekko do ściany własnym ciałem.Blondyn zarumienił się, ponownie spuszczając wzrok.
- Co mytutaj w ogóle robimy? – zapytał, akurat wtedy, gdy usta blondyna odnalazłyswoje powołanie na jego szyi, przysysając się do skóry.
     Zadrżał od razu i cały spiął się,wstrzymując oddech. To było…. Niemożliwe. Ale jednak, jak najbardziej realne.Chłodne, mimo upału na dworze, dłonie Sasuke, musnęły jego nagi tors i lekkozsunęły się w dół, na biodra, masując je samymi opuszkami palców. Dotyk byłbardzo subtelny i delikatny, ale i przy tym cholernie emocjonujący.
- Przecieżobiecałem ci lody. – zamruczał brunet z wyjątkowo bezczelnym i pewnym siebieuśmiechem. Wyglądał jak rekin, który właśnie dorwał swoją ulubioną fokę, naktórą polował od tygodni, a teraz zawiązuje sobie śliniaczek pod pyskiem ipowoli zabiera się do konsumowania.
      Twarz jasnowłosego zrobiła się jeszczebardziej czerwona  i wręcz paliła. Notak. Mógł się w sumie domyślić, że to o TAKIE lody będzie chodziło. I, szczerzemówiąc, sam nie wiedział, jak na to zareagować. Czarnowłosy zadecydował zaniego, językiem rozsuwając chłopcu wargi. Naru nie był wysoki, więc musiał sięmocno schylić, a po chwili namysłu po prostu uniósł go, przeniósł kawałek iposadził na umywalce, błagając w myślach cholerną ceramikę, by raczyła łaskawienie trzasnąć pod tyłkiem chłopaka. Wyglądało jednak na to, że będzie na tyleuprzejma, iż posłucha.
      Niebieskooki odruchowo objął go za szyję,oddając pocałunki. Język bruneta ocierał się o jego podniebienie, wyciskając muz gardła nieskontrolowane mruczenie, a dłonie mężczyzny sukcesywnie, kawałeczekpo kawałeczku, schodziły w dół. Ich celem były kąpielówki, a raczej to i owo wnich ukryte.
      Usta chemika znowu przylgnęły do skóry naszyi ucznia i zaczęły ją lekko skubać w miejscu, gdzie rozszalała się tętnica. Narutowestchnął cicho.
- Sasuke…drzwi nie są zamknięte. – pisnął.
      Mężczyzna zamarł na chwilę. Faktycznie,nie zamknął za nimi drzwi, ktoś mógł w każdej chwili wejść i ich zobaczyć. Wsumie… taka perspektywa była nawet bardzo podniecająca.
- W takimwypadku, chyba musimy się pospieszyć, nie uważasz? – zamruczał zaczepnie,palcami ściskając jego prawy sutek. Chłopak wygiął się lekko, gdy drugi zostałpochwycony przez te zwinne, miękkie wargi bruneta.    
      Gorący, giętki język otarł się o niego,wywołując dreszcze.
- Nie. –odparł nagle zupełnie poważnie, opierając dłonie na ramionach sensei’a. Byłzarumieniony, oddychał szybciej, a jego oczy miały naprawdę zagubiony wyraz.
- Co?
- Ja…. Niechcę.
      Sasuke powinien, zgodnie ze swoją naturą,się wściec, albo dostać przynajmniej zimnej furii, ale był tak zaskoczony, żetylko wpatrywał się w niego, jak w zjawę. I z sekundy na sekundę, czul sięcoraz bardziej głupio.
      Atmosfera od razu zgęstniała.
- Jak to…nie chcesz? – wykrztusił w końcu.
- Normalnie!– jęknął blondyn, odsuwając się. Ześlizgnął się z umywalki na podłogę, a Uchihaodsunął się, nie przeszkadzając mu w tym. – Nie chcę na razie. To chyba dlamnie za szybko.
      Wbił spojrzenie w popękane kafelki podstopami, a czarnowłosy przełknął ślinę. Wygłupił się. To chyba oczywiste,że  blondyn nadal jeszcze nie może sięodnaleźć w nowej sytuacji, a on go  jużnastępnego dnia próbuje przelecieć! Sasuke, czy libido wyżarło ci rozum?
      Zamknij się.
      No widzisz? Znowu próbujesz kłócić sięsam ze sobą. A co, gdyby Naruto nie zaprotestował? Zrobiłbyś to wbrew jego….
      Zamknij się!
- Poza tym,ja nie chcę w takim miejscu. – wymamrotał cicho błękitnooki, unosząc na niegozakłopotane spojrzenie. Nauczyciel tylko sztywno kiwnął głową.
      Miał ochotę raczej walnąć nią o ścianę.Pierwszy raz w cuchnącej, plażowej toalecie z pewnością byłby dla niego„niezapomnianym przeżyciem”.
- Jesteśna  mnie zły? – spytał cicho Uzumaki.
- Nie.
- Na pewno?
      Brunet westchnął cicho, dopiero odważającsię spojrzeć mu w oczy.
- Na pewno.To ja z siebie zrobiłem kretyna, Naruto.
- Niezrobiłeś. – zaprotestował od razu blondyn.
      Sasuke lekko uniósł brwi. Nie spodobał musię ten uśmieszek na jego opalonej, ładnej twarzy.
- Hm?
- Ty nim poprostu jesteś! – odparł już pewniej, z pełnym przekonaniem w głosieniebieskooki. – Pójdę już, jeszcze ktoś tutaj wejdzie.
- Wporządku. – mruknął Uchiha. -  Wrócę zakilka minut.
     Żywy śmietnik na odpady ramenopodobnepomachał mu, nie odwracając się i zniknął za niegdyś białymi, a obecnieposzarzałymi drzwiami ubikacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz