piątek, 21 grudnia 2012

Chemia 6


   Czasami są w życiu takie dni, kiedy już z góry wiadomo, że wszystko będzie się sypało i waliło w gruzy, niezależnie od tego, którą nogą wstaniesz. W tych dniach rodzice są jeszcze bardziej czepialscy, niż zwykle, wszystkie tipsy na raz się łamią, nowy lakier do paznokci odpryskuje, a klucze nagle zmieniają miejsce pobytu, nie poinformowawszy o tym właściciela. Właśnie w takich dniach pasta do zębów postanawia, że upaćka ci koszulę, akurat wtedy, gdy się spieszysz, a grzanki na złość się przypalą, chociaż ich pilnowałeś. 
      Właśnie taki dzień trafił się Naruto. Rano znowu nie usłyszał budzika, więc był zmuszony wylecieć z domu bez śniadania, zapomniał zadania domowego na matematykę, a po drodze ciężkie, ołowiane niebo postanowiło, że się rozpada, ot, tak, dla jaj. Zanim chłopak dotarł do wielkiego, wiekowego budynku swojego liceum, zdążył porządnie zmoknąć. Miał na sobie tylko bluzkę z krótkimi rękawkami, więc na jego ramionach błyskawicznie pojawiła się gęsia skórka. Widząc to, Kiba tylko westchnął ciężko, wznosząc oczy ku niebu. 
- No co? – prychnął Naruto. Nie miał nastroju na poranne docinki.
- Nic. – mruknął Inuzuka, zdejmując z siebie bluzę. – Trzymaj, przeziębisz się. 
      Wcisnął ją na plecy swojego chłopaka, odgarniając mu grzywkę z czoła i całując delikatnie. Niebieskooki oddał pocałunek, ale jakoś bez entuzjazmu. Ostatnio zauważył, że ma coraz mniejszą ochotę na ślinienie się z Kibą. Wcześniej sprawiało mu to przyjemność, ale teraz traktował to raczej jako przyzwyczajenie.
      Domyślał się, że ich związek się sypie, a głównym tego powodem są jego nieustanne myśli o nauczycielu chemii. Nic jednak nie mógł poradzić na fakt, że w nocy miał kolejny „mokry sen”, z nim i Sasuke w roli głównej. A przez ten przeklęty budzik ledwo zdążył wziąć prysznic, w duchu żegnając się z pysznym śniadaniem, które zrobiła Kushina.
- Stało się coś? – spytał zatroskany szatyn, obejmując go delikatnie ramieniem w pasie.
- Nie, wszystko w porządku. 
      Naruto wyplątał się z jego uścisku, opierając swobodnie o ścianę i przymykając oczy. Chciało mu się spać. Cholernie chciało mu się spać…z Sasuke. 
- To ja…będę pod klasą. – burknął psiarz, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo jest zawiedziony jego zachowaniem. Blondyn tylko wzruszył ramionami. Szczerze mówiąc, obchodziło go to powoli coraz mniej i czuł się z tego powodu trochę winny.
      Naprawdę bardzo lubił Kibę. Może i nie mógł nazwać tego miłością, ale w jego towarzystwie czuł się bezpiecznie. Byli razem długo i nie zamierzał zaprzepaścić takiego związku przez swoje chore fantazje. Niezależnie od tego, jak bardzo podniecające by były. 
      Jazgotliwy dzwonek ocucił go trochę i zmobilizował do poczłapania w kierunku klasy, gdzie właśnie miała odbyć się lekcja japońskiego.
                                      ***
       Pogoda do siódmej lekcji zdążyła się znacznie poprawić, wraz z humorem Uzumaki’ego. Poranna „depresja” gdzieś uciekła i niebieskooki znowu szczerzył ucieszony pyszczek do każdego napotkanego. Nawet fakt, że ostatnią lekcją była chemia, nie był już taki straszny, póki świeciło słońce. Naruto powoli dochodził do wniosku, że jego dobre poczucie jest ściśle związane z pogodą. Zaczął poważnie zastanawiać się nad przeprowadzką na Hawaje. 
       Dziewczyny galopem popędziły na ostatnie piętro i natychmiast zniknęły w łazience, gorączkowo poprawiając makijaże i fryzurę. Sakura i Ino nawet przebrały się w specjalne ciuchy, przygotowane na lekcję chemii. 
- Dziwki. – skomentował to lakonicznie Shikamaru, który nie wiadomo skąd pojawił się tuż przy Uzumakim. Znowu zaskoczył blondyna faktem, że to on odezwał się pierwszy. Zwykle trzeba go ciągnąć za język, by powiedział chociaż cholerne „hej”. 
- Um…no…chyba masz rację. – wydusił w końcu. Jakaś dawno zakorzeniona w przedszkolu sympatia do Sakury nakazywała mu trochę bronić dziewczyny, ale nie zamierzał kłamać, skoro uważał tak samo, jak Nara, Dziewczyny ostatnio przeginają coraz bardziej. Słyszał, że niedawno funclub Sasuke wymazał mu samochód szminkami i zostawił papierowe serduszka za wycieraczką. 
       Uśmiechnął się na myśl o tym, jaką minę musiał mieć Uchiha, gdy jechał takim samochodem do myjni. 
- A ty co taki wesoły? – zagadał długowłosy, niby od niechcenia obejmując chłopaka ramieniem. Naruto zadrżał i zarumienił się lekko, ale powstrzymał chęć, by się odsunąć. W końcu są kumplami z klasy, a Shika nie robi nic złego. 
       Zignorował dziwne spojrzenie Kiby, który stał na drugim końcu korytarza i obserwował ich.
- Ja zawsze jestem wesoły! – odparł raźno Uzumaki, klepiąc go po plecach.
- Zaraz mamy chemię. – zauważył uprzejmie brązowooki.
- No i co?
- Cieszysz się?
       Blondyn przygryzł wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy się cieszył? Oczywiście, że się cieszył. Znowu będzie mógł zobaczyć Uchihę, usłyszeć jego głos…
       Kiwnął twierdząco głową z uśmiechem, a Nara westchnął.
- Niech ci będzie. Widocznie jesteś masochistą. Co robisz wieczorem?
      Niebieskookiego na chwilę zatkało to pytanie.
- Ja…no…chyba się będę musiał uczyć. Wiesz, jestem zagrożony z chemii… – wyjąkał, pesząc się trochę.
- Och, no tak. Może wyskoczymy gdzieś na miasto, jak będziesz miał czas? – zaproponował swobodnym tonem wyższy chłopak, niby przypadkiem przesuwając rękę trochę niżej. Na ten widok szczęki Kiby zacisnęły się z wściekłości. Już zamierzał do nich podejść, ale wtedy dzwonek na lekcję znowu zaryczał. 
- Chętnie. – rzucił tylko Naru z miłym uśmiechem. Trzeba w końcu podtrzymywać kontakty, prawda? To miło ze strony Shikamaru, że chciałby spędzić z nim trochę czasu. Jakoś nigdy nie mieli okazji zbytnio pogadać. 
       Czarnowłosy nauczyciel zjawił się w tempie pioruna kulistego, a cała klasa momentalnie uciszyła się i grzecznie ustawiła przy ścianie. Mężczyzna bez słowa wpuścił ich do środka, stukając bladymi, smukłymi palcami w dziennik.
       Naruto aż się zagapił. Momentalnie wyobraził sobie, co brunet mógłby mu zrobić tymi palcami…widział to na filmach. Mimowolnie zarumienił się, a nauczyciel łaskawie udał, że tego nie zauważył.
       Blondyn dopiero po chwili ze zdziwieniem zdał sobie sprawę z tego, że ławki są rozstawione pojedynczo i najwidoczniej przygotowane do jakichś doświadczeń. 
- W tym roku przerabialiśmy kwasy, więc teraz sami przeprowadzicie doświadczenie z jednym z nich. – poinformował chłodnym tonem Sasuke, kładąc dziennik na biurku.
       Klasa rozpakowała się w ciszy, a on zniknął za drzwiami do swojego składzika. Po chwili przyniósł kilka niewielkich buteleczek ze wzorami chemicznymi. Za cholerę nie mówiły nic Naruto. 
- Weźcie fartuchy, gogle i rękawiczki. – polecił sucho Uchiha, wskazując karton stojący pod ścianą. Gdy każdy już był zaopatrzony w ekwipunek, rozdał każdemu szklane naczynka i małe buteleczki z kwasami. Niektórym trafił się azotowy, innym siarkowy. Uzumaki miał tego pecha, że dostał ten drugi i kompletnie nie wiedział, co ma z nim zrobić.
- Ci z kwasem azotowym niech sobie obetną pasmo włosów i zabarwią go kwasem, a ci z siarkowym niech zwęglą coś organicznego. – polecił zimno, a kilka osób przełknęło ślinę. – Zachować ostrożność i nie zdejmować rękawiczek, kwasy są żrące. Znacie ich właściwości. 
      Kilka osób pokiwało gwałtownie głowami, poprawiając rękawiczki.
- No, przynajmniej większość zna. – dodał złośliwie, patrząc na Naruto. – Do roboty.
      Blondyn odkręcił swoją buteleczkę, prychając pod nosem. Niedorzeczne. Coś tam czytał kiedyś o kwasach, ale przecież one nie mogły być aż tak silne! W takim wypadku nie mogliby ich przecież trzymać w szkole. Podarował sobie zakładanie rękawiczek i chwycił butelkę z etykietką podpisaną H2SO4, ale szkło wyślizgnęło mu się z ręki. 
     Prawie połowa zawartości wylała się na lewą dłoń niebieskookiego, a w klasie zamarła głucha cisza. Słychać było jedynie muchę przy oknie.
- Naruto! – wrzasnął Kiba, a zaraz potem wrzasnął sam poszkodowany, z tym, że z bólu. 
     Blondyn upadł na podłogę i gorączkowo spróbował zetrzeć kwas z ręki, obiecując sobie, że na wakacjach wykuje na blachę wszystkie właściwości takich substancji. Ręka piekła go niemiłosiernie, a skóra na wierzchu dłoni była w pewnym miejscu przepalona. Wyglądało to paskudnie, biorąc pod uwagę fakt, że brzegi rany były już lekko zwęglone. Uzumaki poczuł mdłości.
- Do pielęgniarki, jazda. – syknął wściekły Sasuke, chwytając go mocno za rękę i ciągnąc do góry. – A wy tutaj siedzieć! I ma być spokój!
     Błękitnooki słabo kontaktował, co się z nim dzieje, więc pozwolił się posłusznie prowadzić brunetowi. Nie widział, dokąd idzie, bo łzy zamazywały mu obraz.
- Ty idioto! – wysyczał Uchiha. – Przecież mówiłem, że są żrące!
     Naruto tylko zaszlochał cicho, a Sasuke zapukał gwałtownie do gabinetu pielęgniarki.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz