niedziela, 30 grudnia 2012

Sex telefon 19


Obaj mężczyźni wylecieli z hukiem z tej marnej imitacji całodobowego baru, co otyła kobieta za ladą przyjęła z właściwym sobie, ociężałym spokojem i znudzeniem. Posłała im jedynie mało zainteresowane spojrzenie, po czym powróciła do systematycznego uśmiercania much plastikową łapką.
    Shikamaru w tym czasie wygrzebał z kieszeni kluczyki do swojego samochodu i rzucił przyjacielowi.
- Prowadzisz. – wyjaśnił krótko, wybierając numer Kakashi’ego.
- Ja? Dlaczego ja?
- Bo tak! – wrzasnął Nara, zirytowany faktem, że Hatake jeszcze nie odebrał.
- A co z moim autem?
    Długowłosy tylko wepchnął mężczyznę na miejsce kierowcy i sam wdrapał się na siedzenie pasażera, gorączkowo na migi pokazując mu, że ma jechać na komisariat.
- Kakashi? – rzucił, gdy policjant odebrał z zaniepokojonym „Yo”?
- Nie, przy telefonie dyżuruje wróżka Zębuszka.
- Ogarnij mordę i mów dokładnie o co chodzi.
    Po drugiej stronie rozległo się ciche westchnięcie. Asuma w tym czasie wsunął kluczyk do stacyjki i ruszył, z ironią stwierdzając, że czuje się jak bohater kiepskiego filmu kryminalnego. Silnik zarżał, jak koń teksańskiego szeryfa i ruszył do przodu, gniewnie błyskając reflektorami.
- Jakieś pięć, może siedem minut temu zadzwonił do nas ktoś z lotniska Narita. Podobno na pokładzie przed startem do Londynu stewardessa zauważyła chłopaka z ustami wytatuowanymi na wnętrzu dłoni. Towarzyszyło mu dwóch rudych.
    Gaara!, pomyślał rozpaczliwie Nara, przyciskając komórkę do ucha.
- Dopiero na pokładzie? – prychnął wściekle. – Przecież rozesłaliśmy dane!
- Nikt nie skojarzył. Na sto procent mieli lewe papiery. 
    Sarutobi wcisnął stopą hamulec, bo światła tuż przed nimi zabłysły intensywną, złowrogą czerwienią. Przypominały ślepia wielkiej, żarłocznej bestii, która rozsiadła się wygodnie nad drogą i teraz czeka, aż wiedzie jej do pyska samochód z ofiarami. 
- Jedź. – polecił zdecydowanym głosem Maru, lekce sobie ważąc fakt, że on, policjant, właśnie namawia przyjaciela do złamania prawa.
    Ba, wręcz mu to nakazuje.
- Ale…
- Jedź!
    Mężczyzna spojrzał na niego z zaniepokojeniem, ale posłusznie wcisnął gaz i wystrzelił do przodu, odprowadzany zaskoczonymi, wściekłymi i gniewnymi spojrzeniami zaspanych kierowców, którzy uszanowali przepisy drogowe.
- Maru, serio masz narąbane… – mruknął, biorąc ostry zakręt w boczną ulicę, jadąc skrótem w stronę policji. 
- Kakashi? – rzucił detektyw, ignorując uwagę przyjaciela.
- Hm?
- Wiadomo coś jeszcze?
- Piloci czekają na decyzję wieży, a wieża czeka na policję. To tak w skrócie. – ziewnął szarowłosy. Słychać było, że był już poważnie zmęczony.
- Niech lecą.
- Słucham?!
- Niech lecą. – powtórzył dobitnie Shikamaru, samemu się dziwiąc. Teoretycznie, powinien na pierwszym miejscu postawić uratowanie Gaary. Ale praktycznie, miał teraz jedyną okazję na rozbicie mafii takiego kalibru, jak Akatsuki.
     Żaden policjant by jej nie zmarnował. 
- Oszalałeś?! – wrzasnął Kakashi. – Przecież wiesz, jakie są proce…
- Według procedur, powinni zostać zagarnięci już z terminalu. – odparł spokojnie długowłosy. – Nie rozumiesz, o co mi chodzą? Akatsuki prawdopodobnie wykonało już takie manewry z poprzednio porwanymi chłopakami. Kto wie, może nawet inni lecą tym samym samolotem, ale nikt ich nie zauważył, bo mieliśmy opis tylko od Gaary. Są pewni, że przekręt im się uda. Nie wiemy, jaki jest ich cel, ale na razie niech kontynuują. Niech myślą, że są przed nami, a my nie mamy nadal pojęcia. Rozumiesz?
- Rozumiem. – wykrztusił policjant po chwili z nutką podziwu w głosie. – Shikamaru?
- Tak?
- Cwany z ciebie skurwiel, wiesz?
- Tak, z tego tytułu wisisz mi piwo. Pod Wieżą Tower.
- Co?
- Jajco. Lecimy do Londynu.
   Rozłączył się, a Asuma przyspieszył. Srebrne auto przecięło mrok, jak łuska z naboju.

                                                            ~~~
    Wpadli przez oszklone drzwi do komisariatu i niemal od razu zderzyli się z Anko,  pędzącą z jakimiś kartkami w rękach.
- Kurwa! – warknęła w ramach powitania, przydeptując młodemu policjantowi stopę glanem. – Czekamy tu na ciebie!
- Na mnie?
- Ty dowodzisz tą sprawą. – ucięła krótko. – Kakashi powiedział, że kazałeś wydać zezwolenie na wylot. 
    Spojrzała na niego ostro przez ramię.
- Wiesz, że będziemy mieć przesrane, jak to nie wypali?
    Na twarzy Nary pojawił się nieprzyjemny uśmieszek.
- Bez obaw. Masz przy sobie dokumenty? – zapytał.
- Tak. I wiem, do czego pijesz. Sprawdziłam, najbliższy samolot jest dopiero o szóstej rano, więc nie musimy się spie…- urwała, bo długowłosy już wyciągnął komórkę i szybko stukał w klawisze. Wszystkiemu z boku przyglądał się Sarutobi, z miną równie zdezorientowaną, co pingwin na Saharze. 
- Możesz zawołać Kakashi’ego? Musimy jak najszybciej stąd wylecieć.
     Kobieta prychnęła z irytacją i pomachała mu upazurzoną dłonią przed oczami.
- Halo? Słyszysz, co ja do ciebie mówię? Najbliższy samolot jest rano!
    Shikamaru spojrzał na nią z ciężko skrywanym zadowoleniem, mrużąc czekoladowe oczy.
- Polecimy czarterowym.
- Czarterowym?!
- Taaa. Właściwie, stoi już na płycie lotniskowej i czeka, aż zbierzemy dupy. Rany, ruszcie się.- wyjaśnił. -  Asuma nas zawiezie, prawda?
    Dwie pary oczu wlepiły się w niego, a ten westchnął, zrezygnowany.
- Zawiozę, zawiozę.. – mruknął.

                                                             ~~~
      Warkot silników przypominał raczej wycie wściekłego lwa, niż zwykłą maszynę. Sasori przymknął oczy, starając się przez chwilę myśleć o czymś przyjemnym. Marionetki…rzędy pięknych, drewnianych i porcelanowych lalek, siedzących cierpliwie na półkach, o twarzach gładkich, beznamiętnych i nieludzko pięknych. Uwielbiał je.
      Stary, sprawdzony trik. Dzięki temu już po kilkunastu sekundach jego oddech uspokoił się, a mięśnie rozluźniły. Odchylił się lekko na oparcie, otwierając oczy. Wyglądał w tym momencie tak, jak powinien – zwykły, młody turysta na zasłużonych wakacjach, jadący z dwoma kumplami na wycieczkę do stolicy Anglii.
       Wewnątrz jednak był spięty i czujny. Cały czas przerabiał w myślach wydarzenia z ostatnich kilku dni, zastanawiając się, czy popełnił gdzieś błąd. Miał nadzieję, że nie. Jak na razie wszystko szło dobrze, według planu. Aż za dobrze. Nikt na lotnisku, naturalnie, nie zatrzymał ich. Nie powinien.
      Chociaż cholernie niepokojący był fakt, że Gaara wykrzyczał do telefonu ich opisy. Miał tylko nadzieję, że to za mało, by ich zidentyfikować. Przecież tutaj mogło być mnóstwo niebieskookich blondynów i orzechowookich rudzielców. Czarne płaszcze zmienili na zwykłe, luźne i wygodne ciuchy, niczym nie wyróżniające ich z tłumu podróżników. 
       Ten Shikamaru…słyszał o nim. Cholernie niebezpieczny typ, policjant, rozwiązał bardzo dużo spraw. Może w takim wypadku lepiej byłoby wypuścić Gaarę i samemu zwiać? Nie, nie mogą. Szef wyraźnie powiedział, że chce mieć no Sabaku, podobno ktoś zaufany mu go polecił. I miał już kupca na tego chłopaka, facet podobno płacił dużo. 
       Poza tym, gdyby go wypuścili, wypaplałby wszystko na pierwszym spotkanym posterunku policji. A gdyby go zabili, Nara prędzej, czy później dowiedziałby się o tym. A wtedy mieliby piekło, zamiast życia. 
      Ta opcja nie wchodzi w grę. 
- Przepraszam panią. – odezwał się do stewardessy z tak miłym uśmiechem, na jaki potrafił się zdobyć.
- Słucham?
- Dlaczego jeszcze nie lecimy? – zapytał. Jako zwykły turysta miał prawo się zaniepokoić.
      A jako porywacz, przestępca i morderca miał prawo zaniepokoić się podwójnie, bo taka zwłoka oznaczała kłopoty.
- Czekamy na pozwolenie z wieży, proszę pana. – odpowiedziała dziewczyna, choć jej uśmiech był nieco wymuszony. Cały personel już wiedział, kogo mają na pokładzie, ale zgodnie z poleceniami policji, starali się zachowywać normalnie. 
      Sasori odetchnął z ulgą, gdy maszyna zaczęła kołować.          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz