piątek, 21 grudnia 2012

Oneshot – Etnomofobia (ShinoKiba)


      Akamaru zaskomlał, błagalnie patrząc to na swojego pana, to na wielki, doskonale wypieczony kotlet w asyście ziemniaczków i surówki, dumnie prezentujący się na jego talerzu. Ponownie zapiszczał, przybierając najbardziej rozbrajającą ze swych póz i wbił w Kibę proszące spojrzenie wielkich, czarnych oczu. Łakomie oblizał się językiem długim jak chłopięcy, czerwony krawat i zaczął węszyć.

- Nie, Akamaru! Masz swoje chrupki w misce. – uciął Inuzuka, zabierając się za spożywanie obiadu. Pies zawył boleśnie, kładąc się na podłodze tuż obok stołu.

- Płacz ile chcesz, nic ci to nie da. – oświadczył Kiba, nabijając na widelec soczysty kawałek kurzej piersi w panierce do ust, uśmiechając się przy tym z zadowoleniem.

         Zwierze zapiszczało żałośnie, wpatrując się hipnotycznie w mięso. W onyksowych ślepiach lśniły mu autentyczne łzy.

- Ehh…masz. – westchnął szatyn i odciął kawałek swojej porcji, po czym rzucił ją Akamaru z niemiłym przeświadczeniem, że nie jest dobrym panem, skoro daje sobą tak manipulować. Psiak zamerdał entuzjastycznie białym, puszystym ogonem i złapał mięso w locie, miażdżąc je swoimi szczękami.

- Ale chrupki też zjedz! – zażądał jego właściciel, szybko kończąc obiad. – Zaraz wychodzimy na trening, musisz mieć dużo siły.

          Pies spojrzał na niego z wyższością, pobłażaniem i urazą, po czym demonstrancyjnie podszedł do swojej miski i podniósł nogę, zalewając suchą, psią karmę żółtawą cieczą o bardzo nieprzyjemnym zapachu. Kiba skrzywił się, ale nie skomentował tego faktu, widząc, że pupil jawnie sobie z niego kpi. Razem wyszli z domu, a Kiba dosiadł swojego wierzchowca i kopnął go piętami. Akamaru usiadł.

- Aka, do cholery jasnej! – wrzasnął szatyn, a jego pionowe źrenice zwężyły się niebezpiecznie. Zwierzak zauważył, że cierpliwość jego opiekuna już powoli się kończy, więc posłusznie ruszył, z łatwością wskakując na najbliższe drzewo.

           Ruszyli szybko w stronę lasu, uchylając się przed zdradziecko wystającymi gałęziami. W pewnym momencie Akamaru z czystej złośliwości podskoczył do góry, sprawiając, że chłopak uderzył czołem w jedną z nich, rozcinając sobie skórę. Gęsta krew spłynęła mu do oczu, znacząc długie rzęsy szkarłatem.

- Teraz już przesadziłeś! – warknął i złapał psa za długie uszy, ciągnąc mocno, jednocześnie drugą dłonią mocno uderzając go w oczy. Psiak zaskomlał z bólu i zatrzymał się.

- Ruszaj się, nie mamy całego dnia! – prychnął poirytowany Kiba, nerwowymi ruchami odganiając końską muchę, krążącą wokół jego rany. Przełknął nerwowo ślinę i zbladł.

         Białe psisko, widząc stan swojego pana, kłapnęło potęznym pyskiem na latającego, natrętnego owada i zaczęło lizać chłopaka po czole, oczyszczając ranę z krwi.

- Dzięki, Akamaru. – westchnął Inuzuka, podnosząc się z ziemi. Pogłaskał po olbrzymiej głowie swojego pupila, a ten zamerdał wesoło ogonem i polizał go pocieszająco po ręce.

         Dobrze wiedział, że jego pan panicznie boi się wszelkich owadów.

- Ruszamy! – Kiba poklepał zwierze po karku i ponownie wsiadł na jego grzbiet. Ruszyli dalej.

          Biały pies, wielkości standardowego kucyka biegł jak błyskawica przez las, szczekając radośnie, aż się ziemia trzęsła, a chłopak niemal na nim leżał, dociskając twarz do mlecznej, gęstej sierści i modląc się, aby jakiś robal nie nabrał fantazji, aby spaść mu na głowę.

          Od dziecka czuł irracjonalny lęk przed tymi małymi (lub dużymi) żyjątkami, które zdominowały całą planetę. Zawsze miał wrażenie, że wejdą mu przez uszy, dziurki w nosie lub usta do środka, po czym zaczną systematycznie zżerać go od wewnątrz. Jako mały chłopiec marzył o wynalezieniu jutsu, które pozwoliłoby mu mieszkać na księżycu, z dala od owadów. Dobrze wiedział, że jego zachowania jest głupie i bezpodstawne, ale nie potrafił wyzbyć się lęku, przez co miał dużo nieprzyjemności i stresów. Ale przynajmniej Akamaru był najbardziej odpchlonym psem w wiosce. 

          Zwierzak zatrzymał się przed dużą polaną, na której zazwyczaj ćwiczyli i delikatnie zrzucił z siebie niepoządany bagaż w postaci swojego pana, po czym podszedł pod najbliższe drzewo i hojnie oznaczył je swoją obecnością, unosząc do góry potężną, tylnią łapę.

- Bierzemy się do ro…- urwał Kiba i zaczął węszyć w powietrzu. Białe bydle zrobiło to samo, warcząc cicho i patrząc z niepokojem na swojego opiekuna.

          Inuzuka zbladł i lekko zakręciło mu się w głowie. Natychmiast rozpoznał ten zapach, który może nie był zbyt nieprzyjemny, ale za to bardzo niemile się kojarzył.

- Sh…Shino? – wyjąkał.

- Kiba? Co ty tutaj robisz? – zapytał Aburame, wychodząc z cienia, jak zwykle wśród chmury owadów.

          Igła głośno zaczerpnął powietrza i ugryzł się mocno w język, aby nie krzyczeć. Oczy zwilgotniały mu lekko od napływających łez, spowodowanych bólem i paraliżującym strachem. Mimowolnie odsunął się dwa kroki do tyłu i potknął się o ogon psa, przewracając na ziemię. Oddychał płytko, starając się nie wybuchnąć histerycznym szlochem.

          Owady były dosłownie wszędzie. Wylatywały spod rękawa Władcy Much i krążyły w powietrzu jak wolne elektrony zataczając koła i wracając jak miniaturowe bumerangi do swojego pana.


One żyją W NIM!

– pomyślał Kiba i poczuł nagłe mdłości. Zgiął się w pół, targany suchymi torsjami.

- Coś się stało? – zapytał Aburame jak zwykle ponurym tonem i podszedł do chłopaka, ale ten szarpnął się, rozpaczliwie uciekając przed nim do tyłu. Wiedział, że sprawia swoim zachowaniem przyjacielowi przykrość, ale nic nie mógł na to poradzić. Na sam widok otaczających go robaków robiło mu się słabo.

- Odejdź! – wychrypiał, zasłaniajac się rękami. Akamaru natychmiast znalazł się przed nim, stając w pozycji obronnej i zaczął warczeć, szczerząc ostre, długie kły.

- Kiba, co się dzieje? Zrobiłem ci coś? – mruknął z jeszcze mniejszym entuzjazmem okularnik, posłusznie odsuwając się do tyłu.

- Nie ty…robaki. – jęknął chłopak, ponownie skręcając się w torsjach. Tym razem zwymiotował swój obiad.

- Robaki?

- Mam…etnomofobię*. – wyznał Kiba, a na jego policzkach wykwitły czerwone plamy. Wyglądały okropnie w połączeniu z jego pobladłą, zszarzałą skórą.

          Inuzuka czekał na salwę śmiechu, lub choćby chichot i pogardliwe parsknięcie. Zawsze spotykał się z takimi reakcjami, gdy mówił o swojej fobii, więc trzymał to w największym sekrecie. Przecież w końcu tylko dziewczyny boją się owadów, prawda? A on nie chciał wyjść na zniewieściałego pedałka, pomimo, że faktycznie wolał chłopców.

           Ku jego zdziwieniu Shino nie wykonał żadnej z tych rzeczy, za to wyciągnął ręce i zaczął zwoływać owady, które posłusznie wlatywały pod jego szerokie rękawy. Szatyn odwrócił wzrok, a z oczu popłynęły mu łzy strachu i bezsilności. Drżał jak liść na wietrze, a Akamaru uspokajająco lizał go po twarzy.

           Aburame podszedł powoli do niego i usiadł obok, nie zważając na protesty psiarza. Westchnął głęboko i zapatrzył się w niebo.

- Musiało być ci ciężko na wszystkich misjach ze mną. – powiedział w końcu. Brązowowłosy przełknął ślinę, starając się opanować drżenie rąk i kiwnął głową. Nie panował nad swoim głosem, więc wolał milczeć.

- Wiesz, zawsze myślałem, że unikasz mnie dlatego, że mnie nie lubisz. – wyznał Shino.

- Lubię cię. – zaprotestował słabo szatyn, kładąc się na wznak na trawie. Nadal kręciło mu się w głowie od zbyt bliskiej obecności owadów.

           Zapanowała ciężka cisza.

- Ja ciebie też lubię, Kiba. – szepnął brunet i pochylił się nad chłopakiem, odsuwając z twarzy wysoki kołnierz kurtki, pod którym krył ładnie wykrojone, pełne, czerwone usta. Nakrył nimi przygryzione ze strachu do krwi wargi psiarza, a Inuzuka mógł przekonać się, że były równie miękkie, ciepłe i słodkie, na jakie wyglądały. Mruknął cicho, chcąc skosztować więcej ich smaku, gdy w głowie odezwał mu się sygnał ostrzegawczy.


On ma w sobie OWADY!

            Zaczął się rozpaczliwie szarpać, starając wyrwać z silnego uścisku Shino, ale ten nie puszczał.

- Puść mnie! – jęknął Inuzuka, a łzy znowu zaczęły tworzyć sobie autostradę na jego policzkach.

- Dlaczego? Przecież nie jestem robakiem. – mruknął Shino z taką goryczą, że miotający się pod nim chłopak momentalnie zamarł.

- Ale…ale one mieszkają w tobie… – zaprotestował słabo..

- Właśnie. I nie wyjdą bez mojego pozwolenia, możesz być pewien. Potrafię je kontrolować. – szepnął Aburame, wodząc delikatnie palcem po konturach szkarłatnego kła na twarzy Kiby.

- Na pewno?

- Na pewno. Nie wypuszczę ich w twojej obecności. – obiecał czarnowłosy, po czym ponownie pocałował go, muskając wargami jego lekko opuchnięte usta. Tym razem chłopak nie protestował, wręcz przeciwnie. Zdjął z głowy bruneta kaptur, po czym wsunął palce w jego krótkie, czarne włosy, przyciągając go do siebie. Rozchylił wargi, pozwalając, aby język przyjaciela pieścił ich wnętrze. Mruknął cicho, gdy Shino otarł się o niego całym ciałem. Jego ciało ponownie zaczęło drżeć, ale tym raziem nie ze strachu, lecz podniecenia.

- Chcesz tego? – szepnął Użytkownik Owadów, przenosząc usta na jego szyję.

         Kiba odetchnął głęboko i wtedy poczuł bardzo intensywnie jego zapach. Świeży, słodki, bardzo męski i pobudzający. Jego psie zmysły wychwyciły unikalny aromat feromonów Aburame, mieszający się z delikatnym zapachem mydła i cytrynowego szamponu.

- Chcę. – odparł również szeptem, nieco ochrypłym i przyciągnął chłopaka do siebie, liżąc po szyi. Jednocześnie wdychał cudowną woń jego ciała, a jego męskość robiła się coraz bardziej sztywna i mokra. Shino zachichotał.

- To widać. – stwierdził, kładąc dłoń na wypukłości w jego spodniach i zaczął powoli rozpinać rozporek. Inuzuka przyjrzał mu się z zastanowieniem, po czym szybkim ruchem zerwał jego czarne okulary, z którymi brunet nigdy się nie rozstawał.

          Westchnął zaskoczony, spotykając niezwykłą zieleń tęczówek Władcy Much. Miał bardzo ładne oczy, duże, o migdałowym kształcie, obramowane gęstymi, ciemnymi rzęsami.

- Masz ładne oczy. – wypalił, po czym zarumienił się z zakłopotaniem, zakrywając usta dłonią.

- Dziękuję. Spodziewałeś się kasetonowych ślepi muchy? – Shino uśmiechnął się lekko i uniósł brwi.

         Kiba zaczerwienił się jeszcze bardziej i pokiwał głową. Chłopak zaśmiał się cicho i objął go.

- Jesteś słodki. – wyszeptał mu do ucha, liżąc wrażliwe miejsce za nim. Psiarz jęknął i odchylił głowę do tyłu, dając kochankowi pełen dostęp do swojej szyi. Zielonooki szybko pozbył się ich ubrań, po czym rozłożył je na trawie i popchnął lekko na nie Inuzukę.

- Rozluźnij się i uważaj, bo zaboli. – ostrzegł go łagodnym tonem, wsuwając palce w jego bramę rozkoszy. Chwilę nimi poruszał, aż w końcu uznał, że chłopak jest gotowy i wsunął się w niego płynnym ruchem. Kiba zajęczał, a przez jego głowę znowu przepłynęła myśl o owadach, jednak została szybko zagarnięta przez falę obezwładniającej przyjemności.

           Położyli się na trawie, oddychając nierówno, a Kiba z ulgą zauważył, że sperma Shino wypływająca spomiędzy jego ust jest jednolicie biała i nie ma w nim ani jednego robaka.

- Powinieneś się do nich przyzwyczaić. – stwierdził Shino, odwracając się na brzuch.

- Spróbuję…ale nic nie obiecuję. – mruknął niepewnie Inuzuka, starannie otrzepując ubrania z trawy i ewentualnych robaków, które mogłyby na nie wejść. Włożył je na siebie, a Aburame zrobił to samo ze swoimi.

- Muszę teraz trochę potrenować. – odparł. – Ale później do ciebie wpadnę.

- Do zobaczenia. – szepnął Kiba, po czym musnął lekko ustami jego policzek i wsiadł na Akamaru.

            Aburame z lekkim uśmiechem odprowadzał wzrokiem oddalającego się psa z jeźdźcem na grzbiecie, po czym skupił się i wypuścił swoje robaczki.


A ja się boję psów, Kiba

. – pomyślał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz