poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sex telefon 37 – ost.


  W drzwiach szpitala niemal zderzyłem się z jakąś młodą pielęgniarką w kusym, zielonym fartuszku, o lśniących, farbowanych na rudo włosach, związanych w elegancki, wygodny kok. Na szczęście, zamiast zacząć złorzeczyć i rzucać bluzgami, jak to niektóre damy mają w zwyczaju, uśmiechnęła się tylko całkiem miło i nawet wskazała mi drogę do windy. Przeżywam swoisty szok. Od czasu incydentu w moją mamusią nabrałem jakiegoś wstrętu do kobiet, ale teraz czuję, że chyba się pomyliłem. Nie wszystkie to takie złośliwe, wredne i obrzydliwe suki, jak ona. Konan, ta pielęgniareczka, moja sąsiadka z dołu, nawet miła pani z piekarni kawałek drogi od mojego bloku, wszystkie one były sympatyczne, może nie koniecznie ładne, ale za to pełne serdeczności do innego człowieka.
     Cholera, jakie to fascynujące. Zawsze muszę wysnuć jakąś filozoficzną teorię akurat wtedy, gdy mop, zostawiony na samym środku korytarza przez jakąś sadystyczną, żądną mojej krwi salową, czyni zamach na me nędzne życie. W tym momencie, przez przypadek nadepnąłem na śliski kij, przejechałem na nim może pół metra, po świeżo pastowanej podłodze i runąłem na nią, jak długi. 
     Jęknąłem cicho pod nosem. Kurwa. Dlaczego zawsze mnie muszą spotykać takie przypadki?
- Proszę uważać, a w razie wypadku, gipsownia jest na dole. – zaśmiała się lekko, podając mi rękę, zanim Shikamaru zdążył mnie podnieść. Tak, tak, jest ze mną.
      Od trzech dni, czyli odkąd wróciliśmy do Japonii, nie rozstaję się z nim ani na krok. Czeka na mnie nawet pod drzwiami toalety, jakby z kibla mieli nagle wyskoczyć porywacze i znowu mnie uprowadzić. Nie narzekam. Tak cholernie za nim tęskniłem.
- Dobrze. – wymamrotałem. – I dziękuję. 
      Uśmiechnęła się miło. Spróbowałem odpowiedzieć jej czymś podobnym, ale wyszło raczej średnio. Po pierwsze, dlatego, że bolą mnie po upadku plecy i dupa, a po drugie, dlatego, że jestem rozbity po tym pogrzebie. To wszystko poszło nie tak. Konan…nie ona powinna umrzeć. Poprawka – NIKT nie powinien umrzeć. Może i życzyłem tego Deidarze, ale teraz cofam swoje wredne i nieprzemyślane słowa. A co, nadszedł czas na zmiłowanie, przebaczenie i zajebisty altruizm.
      Trochę za późno. No cóż. 
- Nie ma sprawy.- powiedziała. – Szukacie panowie kogoś?
- Ja…
- Hyuuga Neji. – ubiegł mnie mój kochanek, obejmując mnie mocno w pasie. Ani jeden mięsień na jej twarzy nie drgnął na ten widok. Widocznie wiele już w życiu widziała, albo należy do wąskiego grona osób, które naprawdę są tolerancyjne. 
- Rozumiem. Leży na sali numer trzysta cztery. – odpowiedziała uprzejmie. – Trzecie piętro, korytarz po lewej stronie. Na pewno się panowie nie zgubią.
- Dziękuję. – odparł Maru, skinął jej głową i pociągnął mnie w stronę windy, omijając w takim wypadku recepcję. Nacisnął srebrny, świecący na zielono guzik i westchnął cicho. Kupa żelastwa zaczęła sunąć niemal bezszelestnie w dół, tam, gdzie jej potrzebowaliśmy, aż w końcu łaskawie dojechała na sam parter i rozsunęła swoje chromowane, grube jak cholera, automatyczne drzwi, jak dziwka nogi przed klientem.
      Och…trafiło mi się porównanie, nie ma co. Zaraz umrę ze śmiechu. Wszedłem do środka, opierając się od razu o lśniącą, srebrzystą ścianę. Przeciętny obywatel, cierpiący na klaustrofobię, nie miałby w tym przypadku żadnego problemu, przeciwnie. Winda była bardzo szeroka i nie wydawała przy poruszaniu się żadnych nieprzyjemnych zgrzytów, ani nie trzęsła. Wiecie, w końcu szpitalna. Tędy przewozi się ludzi na skraju życia i śmierci.
      Ja pierdolę. Dlaczego znowu, od czasu tego postrzelenia, nawiedzają mnie myśli i chore refleksje o śmierci? Na tylnej ścianie windy wisi ogromne, czyste lustro. Spojrzałem sobie w oczy z ponurą rezygnacją, i tak wiedząc, co mogę zobaczyć. Rudego, przeraźliwie bladego osobnika, który ostatnio trochę schudł, a oczy ma podkrążone i wystraszone. Chyba jestem przybity tym wszystkim. A właściwie, nie „chyba”, tylko na pewno.
- Gaara?
- Hm? – mruczę nieuważnie, nie odrywając wzroku od własnych oczu. Zielone, jak zwykle. Bez makijażu, za to zapuchnięte i zapłakane oraz zdezorientowane. Dokładnie wyrażają to, co czuję. Mały Gaaruś, kurwa, jest jak dziecko we mgle. 
      Silne ramię Shikamaru znienacka obejmuje mnie w talii, a miękkie, pachnące tytoniem usta dotykają mojego policzka. Nareszcie przymykam oczy. Jest mi trochę cieplej, tam w środku, w sercu, ale i na zewnątrz, przez ciepło jego ciała. I ta cudowna błogość.
      Poczucie, że gdy przy mnie jest, już zawsze będzie dobrze. Nawet wtedy, gdy nie będzie. Tak, wiem, poplątane, ale…zniosę z nim wiele. Wszystko, właściwie. Tylko niech mnie więcej nie opuszcza. Tak, wiem, jestem mężczyzną i nie powinienem się mazać. Tak mi powtarzała kiedyś pani w szkole, gdy miałem problemy z nękającymi mnie sukinsynami, którym się wydawało, że jak mają ramię o średnicy mojego uda, to mogą wszystko. 
      Problem w tym, że ja się wcale nie czuję jak mężczyzna. To znaczy, nie, żebym chciał być kobietą. Nie uważam się za nią, ale w niektórych kwestiach naprawdę jestem bardziej kobiecy, niż męski. Maluję się. Jestem gejem, przeważnie biernym w dodatku. Czasami lubię sobie popłakać z byle powodu. Jestem wrażliwszy, odczuwam wszystko mocniej, w dodatku z wyglądu często mylą mnie z dziewczyną. Za mało testosteronu, ot co.
      Nie przeszkadza mi to. Po prostu, trzeba mnie chronić, bo sam nie potrafię. Taka ciapa ze mnie, choćbym nie wiadomo jak próbował być silny i niezależny. Muszę mieć kogoś, komu mogę się wypłakać. Żeby mieć pewność, że nie żyję sam i nie dźwigam sam tego wszystkiego. Wcześniej miałem brata, teraz mam Maru. I gdyby tak się zastanowić, zawsze szukałem tej jednej, jedynej osoby, której mogę zaufać.
      Ufam mu. Jasne, że mu ufam. Przecież go kocham. 
- O czym myślisz? – Jego głos wyrwał mnie z krainy rozmyślań. Zamrugałem szybko i odwróciłem się w jego kierunku, opierając plecami o wypolerowane na wysoki połysk lustro. Byle tylko nie patrzeć sobie w twarz. Zdecydowanie bardziej wolę patrzeć na niego. 
      W jego oczach jest coś dziwnego. Raczej nie zaniepokojenie. Coś w stylu…fascynacji? Zaciekawienia i chłodnej obserwacji jednocześnie? Chyba tak. Czasami boję się jego oczu. Czasem mam idiotyczne wrażenie, że patrzy na mnie, jak na eksperymentalne zwierzątko w laboratorium, jakby oceniał, czy testowana substancja przyjmuje się dobrze. Tak, wiem, to głupie, ale czasami nie mogę powstrzymać takich skojarzeń.
      Albo…bogate, sadystyczne dziecko z thrilleru psychologicznego, owładnięte żądzą zdobywania wiedzy i niezdrową ciekawością. Blade, zbyt poważne, jak na swój wiek i patrzące w ten przeszywający sposób, od którego robi się nieswojo. Podpalające z ciekawości skrzydła złapanym na dworze motylom, tylko po to, by zobaczyć, jak umierają w locie, przypominając spadające gwiazdy.
      Potrzebuję psychologa. Koniecznie.
- O…Naruto. – odparłem nagle. – I Sasuke. Co z nimi?
- Uchiha… – zaczął, sięgając odruchowo do kieszeni. Wiem, że wyciągnie zaraz paczkę papierosów, ale schowa ją, przypominając sobie, że jest w szpitalu. Uśmiechnąłem się tylko, gdy zrobił dokładnie to, co przewidziałem.
      Znam już go bardzo dobrze. Dziwne, nie? Przecież znamy się stosunkowo krótko i zostaliśmy brutalnie rozłączeni na dość długo, ale ja potrafię bezbłędnie powtórzyć jego znudzone miny i to sztandarowe „Jakie to upierdliwe”. To się chyba nazywa zgodność charakterów.
      Chociaż, nie. Nasze charaktery nie są zgodne. Powiedziałbym wręcz, że się uzupełniamy.
- Mów. – ponagliłem go.
      Ręka, którą nadal mnie obejmował w pasie, drgnęła nieznacznie. 
- Uchiha trafił do aresztu pod zarzutem współudział w handlu ludźmi, narkotykami, porwaniach i przestępstwach na tle seksualnym. – powiedział niechętnie, a ja nabrałem ochoty, by aż usiąść z wrażenia. Co..? Jak….jak to, kurwa, możliwe?!
      Mówimy o Sasuke, do ciężkiej cholery. SASUKE! Sasuke, który studiował prawo na drugim fakultecie. Sasuke, który chciał walczyć ze zorganizowaną przestępczością na całym świecie. Sasuke, który chciał być słynnym aktorem filmowym i propagować akcje antywojenne. 
      Pamiętam nawet, że miał chomika, który zdechł jakieś pół roku temu ze starości! Nie mógł być zły! W porządku, bywał brutalny i ostry w łóżku, a do tego chłodny, sarkastyczny i dość niemiły w obejściu, ale to w gruncie rzeczy porządny chłopak. I nie mogę uwierzyć w to, że siedzi za współudział.
- Jest już wyrok?
- Dwadzieścia pięć lat. 
      Kurwa, to więcej, niż on żyje na tym świecie!
- A…złożył apelację? Odwołuje się od wyroku? – wymamrotałem głucho.
- Nie.
- Dlaczego? – prychnąłem. – Przecież może, ale…
- …Ale nie chce. – dokończył za mnie Shikamaru cierpliwie, całując lekko w czoło. Znieruchomiałem, ale nadal oddychałem szybko. Nie chce? Jak to, kurczę, nie chce? A jego plany na przyszłość? Zamierza całe życie spędzić w kiciu?
      Powinienem go nienawidzić za to, co mi zrobił, ale jak już wspomniałem, włączyła mi się opcja „altruizm”. Baza głupoty została zaktualizowana i tak dalej. To w końcu mój przyjaciel.
- Kazał cię przeprosić i pozdrowić, Gaara. – mruknął cicho Maru.
- Prze…przeprosić?
     Kiwnął poważnie głową. Minę miał taką, jakby chciał mi coś wyjaśnić, ale nie bardzo wiedział, jak się do tego zabrać.
- Tak? 
- Nie rozumiem.- odparłem zgodnie z prawdą. 
- To…dosyć skomplikowane. – wymamrotał w końcu, naciskając guzik z numerem trzy. Drzwi windy zasunęły się uprzejmie, niemal bezszelestnie. W końcu to szpital, obowiązuje cisza, kultura i tak dalej. Nikomu nie pomaga w powrocie do zdrowia niemiłosiernie skrzypiąca i jęcząca winda. 
     Shikamaru także oparł się plecami o ścianę, naprzeciwko mnie, patrząc w chromowany sufit i marszcząc lekko brwi. Chyba zbierał się w sobie, by przekazać mi jakąś wielką prawdę. O kurwa. Sasuke jest w ciąży, czy coś takiego? Zabił kogoś?
     Ja nic już nie rozumiem. Odkąd wróciłem w jego troskliwe łapki, nie odpowiedział na ani jedno z setek tysięcy moich pytań. 
- Musisz zrozumieć, że Sasuke wcale nie jest kryminalistą. – powiedział, akurat wtedy, gdy blaszane pudło ruszyło w górę nagle i nieoczekiwanie, tak, że mój żołądek zadrżał nieprzyjemnie. Uch. Okropne uczucie. Już wolę schody, ale jestem zbyt leniwy, by z nich korzystać. 
     Taki pech. 
- Ale jednak siedzi w kryminale. – mruknąłem gorzko. – Więc coś tu chyba jest nie tak?
- Na przesłuchaniu przyznał się do wszystkiego. Zbierał informacje dla Akatsuki, był czymś w rodzaju łącznika. Może nie tyle z własnej woli, co dla brata?
- Słucham?
     Westchnął, jakbym nie rozumiał jakiejś bardzo oczywistej sprawy. Cóż…prawdopodobnie tak właśnie było. Nie moja wina, że mój mózg właśnie chodzi na znacznie wolniejszych obrotach, niż zwykle, czyli jest bliski całkowitemu wyłączeniu. 
- Sasuke i Itachi z powodu złej sytuacji rodzinnej zostali rozłączeni we wczesnym dzieciństwie. Sasuke został z rodzicami, natomiast Itachi w ogóle wyjechał z kraju. Dorósł w Londynie i wstąpił do Akatsuki, a twój przyjaciel próbował go przez cały ten czas za wszelką cenę go znaleźć. I, jak widać…udało mu się. Dowiedział się, że jego brat jest członkiem zorganizowanej siatki przestępczej, który w dodatku prosi go o pomoc. 
     Spojrzałem na niego ze szczerym niezrozumieniem. A co ma piernik do wiatraka i bambosz do kalosza?
- Mógł odmówić i zgłosić wszystko na policję. – mruknąłem.
- Nie mógł.
- Itachi go szantażował? – spytałem cicho, czując, jak zaschło mi w gardle. O kurwa. A co, jeśli ten zboczony cwel go molestował? Własnego, młodszego brata! Co prawda, to wcale nie wyglądało tak, jakby Sasuke był do czegokolwiek zmuszany, przeciwnie, sam chętnie się do niego lepił, ale kto tam wie? Może był zastraszany. 
- Nie. – westchnął Shika, zamykając oczy.
      Przez niego czuję się jak niedorozwinięte dziecko. Co jest takie jasne, że aż tego nie rozumiem?
- Może mnie oświecisz? – prychnąłem. Winda zatrzymała się na trzecim piętrze i rozsunęła drzwi, wypuszczając nas z metalowych objęć. Wyszedłem pierwszy, a on dołączył zaraz do mnie, znowu chwytając w pasie. 
      Dlaczego drżę przy tak drobnym dotyku? Jestem aż tak beznadziejnie w nim zakochany?
      Cieszę się. 
- Gaara, są na tym świecie osoby, którym naprawdę nie odmówi się różnych, czasem bardzo ciężkich rzeczy, byle tylko z nimi zostać.- powiedział cicho. Pięknie. Zaraz zacznie mi sadzić jakąś filozofią z górnej półki. Ekstra. Normalnie bomba. – To może ci się wydać dziwnie, ale uważam, że Sasuke naprawdę kocha swojego brata. I już nawet nie w kategorii miłości braterskiej. Dlatego chce zostać z nim razem w kiciu. Rozdzielili ich, gdy miał osiem lat. Wydaje mi się, że chyba nie pozwoli sobie znowu tego odebrać.
- To obrzydliwe. – mruknąłem równie niegłośno marszcząc lekko nos. Żeby tak brat z bratem? Uznajcie mnie za ograniczonego, ale ja nie wyobrażam sobie siebie, razem z Kankuro. Nie i już.
- Dla hetero to, co nas łączy, też jest obrzydliwe. – wymamrotał leniwie, wzruszając ramionami.
     Aż się zatrzymałem.
- Ty popierasz kazirodztwo? – prychnąłem, unosząc brwi. Czy on przypadkiem, kurwa, rodzeństwa nie ma? 
- Popieram miłość, jakakolwiek by nie była. W każdej formie jest dobra, jeśli jest szczera i odwzajemniona. 
    Zagotowało się we mnie. Szczera i odwzajemniona? Przecież ten cały Łasic go wykorzystuje! Na bank, na stówę. Przecież to…nie możliwe, żeby ktoś taki, jak on, kochał swojego brata? Co nie? W ogóle kogokolwiek.
- Jakoś wątpię, by miłość Sasuke do Itachi’rgo była szczerze odwzajemniona. – burknąłem bez przekonania.
- Tak? To dlaczego Itachi chciał mnie ugryźć, jak zakułem jego braciszka w kajdanki? 
     Pominąłem jego pytanie wyniosłym prychnięciem, docierając do odpowiedniej sali. W środku ktoś rozmawiał, rozpoznaję głos Neji’ego i…i w sumie tylko Neji’ego. Jeden jest mi chyba kompletnie nieznany,  a drugi skądś kojarzę, jednak za cholerę nie wiem, skąd. Zapukałem cicho, po czym wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. 

                                                                       ~~~ 
      Wszystkie trzy głosy na raz umilkły, gdy tylko weszliśmy do środka. Pierwszy, jak się już słusznie domyśliłem, należał do Hyuugi. Leżał na łóżku, najwidoczniej bardziej zadowolony z życia, niż osoba w jego stanie powinna. Chociaż…w sumie, dochodzi już do siebie, choć jest odrobinę blady i widocznie jeszcze wraca do sił. W nadgarstku ma wenflon, a z niego wychodziła cieniutka rureczka, która swój koniec znalazła w kroplówce, zawieszonej na czymś, co przypominało wysoki stojak, tuż za łóżkiem. Poza tym, długowłosy miał dziwne i bardzo wzbudzające podejrzenia rumieńce na policzkach. Ha. Czyli jednak faktycznie kroi się romans stulecia. Szanowny Monteki i pani Capulet, drżyjcie przed nową konkurencją.
     Naprawdę, nie wiem, skąd we mnie tyle sarkazmu. Cieszę się jego szczęściem, naprawdę. Bo owszem, wygląda na szczęśliwego. Po raz pierwszy, odkąd się poznaliśmy, zauważyłem iskierki radości w jego jasnoszarych oczach.
     Bardzo ładny widok. Tak bardzo, że już nawet rozumiem, dlaczego ten szarowłosy facet, tuż obok łóżka, tak się na niego gapi. Sam bym się pogapił, gdybym nie miał lepszego obiektu westchnień. Odruchowo przytuliłem się do boku Shikamaru. 
- Cześć, Neji. – bąknąłem. Dziwna sytuacja, nie wiem, jak zacząć rozmowę. Za to wiem, że chyba im przeszkadzamy.
- Cześć, Gaara. – odpowiedział…Naruto.
     Zamrugałem gwałtownie, kierując spojrzenie gdzieś pod okno. Faktycznie, na parapecie siedział mój walnięty, uśmiechnięty od ucha do ucha przyjaciel. Nie różnił się niczym, poza tym, że rękę miał na temblaku, obandażowaną, a ja nadal miałem żywe wspomnienie jego twardego, lodowatego głosu i stanowczej miny.
      No, czekam na wyjaśnienia, skarby wy moje.
- Naruto? – mruknąłem. – Co tu robisz?
- Właściwie… komisarz Naruto.- wtrącił się Maru, siadając na drugim łóżku w salce, które, o dziwo, było puste. Po chwili, po prostu się na nim położył, zamykając oczy, jakby to właśnie tam planował właśnie zasnąć. 
- Ko…komisarz? – wymamrotałem głucho.
      I zapadła taka niezręczna cisza. Jak to komisarz? Jaki, kurwa..? JAK? Blondyn widocznie zmieszał się, bo odchrząknął i zaszurał butami po podłodze.
- Ja…no…jestem policjantem. Tak, jak mój ojciec. – wyjaśnił. Błękitne oczy zamigotały lekko. – Można powiedzieć, że jestem tajniakiem, studiuję dodatkowo aktorstwo, żeby nikt się nie czepiał, że nic nie robię. A potem, po studiach, nikt nie będzie się dziwił, że też nic nie robię. Nie mam jakiegoś specjalnego talentu, a aktorów w Japonii jest od cholery. – zaśmiał się nerwowo, zdrową ręką drapiąc po włosach. 
- I nic mi nie powiedziałeś? – burknąłem gorzko.
      Fajnie. Mam kumpla-glinę i nic, kurwa, nie wiem. 
- Wybacz. Tajne. – podkreślił, zaciskając usta. – Wiesz, pomagałem rozwiązać sprawy, już jak miałem szesnaście lat. Może na to nie wyglądam, ale serio nie jestem aż taki tępy! – roześmiał się, jak…jak Naruto. Mój Naruto. Mój przyjaciel Naruto. Mój Naruto, który zawsze spóźniał się na zajęcia, przepisywał ode mnie notatki i wyżerał mi słodycze, które ze sobą przyniosłem.
      A teraz okazuje się, że jest policjantem. Śmiać się, czy płakać? 
- Po śmierci mojego ojca, zmieniłem nazwisko z dwuczłonowego, na nazwisko mojej mamy. – wyjaśnił. – Dlatego jestem teraz Uzumaki Naruto, a nie Uzumaki-Namikaze Naruto. Można powiedzieć, że mój tata…był znany w pewnych szczególnych kręgach. Japońska policja wykorzystała to i zataiła moje istnienie w ich szeregach. Rozumiesz? Właściwie, nie powinniśmy tego mówić, ale uznaliśmy, że wam się należą wyjaśnienia. Nie możecie tego wydać.
      Zmrużył oczy w ten sposób, że po plecach przebiegł mi dreszcz.
- Jasne?
- Jasne. 
       Kakashi uśmiechnął się do mnie całkiem sympatycznie. Poznałem go. To on trzymał te cholerne kartki na lotnisku.
- Skąd wiedzieliście? – zapytałem, przysuwając sobie krzesełko. 
       Shikamaru i Naru spojrzeli po sobie, jakby stwierdzając, że chyba lepiej, iż siedzę. Niedobrze. Kurwa, pocą mi się ręce. Jestem zdenerwowany, owszem.
- Ja… – zaczął z trudem Uzumaki. – Gaara, tylko się nie wściekaj, okey?
- Mów. – rzuciłem sucho.
      Nie rozumiem. Nie rozumiem. Nic nie rozumiem. Niech mi, do cholery, wyjaśnią.
- My to zaplanowaliśmy. – wymamrotał cicho Maru.
      W salce zrobiło się nienaturalnie cicho.
- S…słucham?
     Mój facet wstał i, ignorując całkowicie zakaz palenia, wyciągnął fajki.On chyba też był zdenerwowany. 
- Akatsuki nie porywało nikogo bez przyczyny. – zaczął, tak, jakby ostrożnie ważył każde słowo. – Najpierw puszczali ofertę. Naru kręcił się w tych kręgach, więc dokładnie wiedział, co kto i za ile proponuje. I…trafił na ciebie. Zbieg okoliczności, który postanowiliśmy wykorzystać, można to tak ująć.
- Wykorzystać… – powtórzyłem, czując, jak ściska mnie w gardle.
     Chyba lepiej, że siedzę.
      Wykorzystać…. mnie?
- Tak. – wymamrotał blondyn. – Podjęli decyzję o porwaniu, gdy złożyłem zamówienie. Teoretycznie miała być licytacja, ale przebiłem znacznie kwotę, której oczekiwali, więc poszło gładko.
- Czyli, że nie porwaliby mnie, gdybyście nie wymyślili tego od razu? – wydukałem, czując, jak pieką mnie oczy.
      Jestem głupi.
      Jestem głupi i zrozumiałem coś nie tak.
      Jestem głupi i zrozumiałem coś nie tak, a Shikamaru mnie kocha, zaraz mnie przytuli, stwierdzi, że jestem głuptas i on nigdy w życiu by czegoś takiego nie zrobił. Bo przecież jestem jego słoneczkiem. Sam tak mi mówił. Prawda? Przecież nikt normalny nie każe porwać swojego chłopaka, po to, by… no właśnie, po co?
- Gaara, to było konieczne. – mruknął zmęczonym tonem, podchodząc do okna i uchylając je, by nie smrodzić w salce. 
     Juhuu. Jak fajnie. Zajebiście.  
     Wali mi się na głowę sufit. Nikt tego nie widzi?! 
     Jak on mógł to zrobić…?
- Do czego?
- Do złapania Akatsuki. – odpowiedzieli na raz, jak na komendę.
     Parsknąłem gorzkim śmiechem. No bez jaj, chłopaki.
- Byłem ci potrzebny do tego, tak? – rzuciłem słabo, mrugając gęsto. Nie rozpłaczę się. Nie. Nie pokażę, że…że nie wiem, co zrobić. Nie wiem, w co wierzyć. 
- Gaara, to nie…
- Odpowiedz! – wybuchnąłem, zrywając się z krzesła tak gwałtownie, że poleciało z hukiem na podłogę.
     Neji gapi się na mnie z mieszaniną szoku i współczucia w oczach. Jak zajebiście, kurwa. Teraz to on ma kogoś, komu może zaufać, a ja…
    A ja zostałem okłamany przez kogoś, kogo kocham. Uroczo i radośnie. 
- Od początku wiedziałeś, że tak będzie! – ryknąłem, wybuchając płaczem. Podłoga mi skacze przed oczami, naprawdę. – Okłamałeś mnie! Udawałeś przez ten cały czas…prawda? – pisnąłem już ciszej.
     Podszedł kilka kroków, ale odsunąłem się gwałtownie, wpadając na drzwi. Po omacku chwyciłem klamkę.
- Gaara, czekaj…
- NIE! – wrzasnąłem. – Nie chcę cię więcej słuchać, ty bydlaku! Ty…ty…nawet Itachi by czegoś takiego swojemu bratu nie zrobił! Wiesz, co ja przechodziłem?! Zgwałcili mnie. Bili, związywali, wrzucali na pakę, jak psa, albo szmacianą lalkę! Tym dla ciebie jestem, tak?! Kukiełką! Pionkiem w grze! Bo cholerna glina zachciała sobie rozbić mafię! Ja pierdolę, jaki ja byłem naiwny…
     Głupi, głupi, głupi.
     Głupi ja, naturalnie, bo mu uwierzyłem. Mówił, że mnie kocha. Kłamał. Zawsze wszyscy kłamią. Mam już być dziwką, którą się pomiata, do końca życia? Nie chcę tak. Nie ja sam wybrałem sobie takie życie, nie miałem wyboru. Myślałem, że spotkało mnie nareszcie coś dobrego.
     Kurwa, jak człowiek może się pomylić. 
     Odwróciłem się i pchnąłem z całej siły drzwi, wybiegając na korytarz. Tak, podłoga jest wypastowana także tutaj. Szybko doprowadziłem się do pionu i minąłem windę, zbiegając ze schodów po kilka stopni. Już nawet nie dbałem o to, że robię hałas, a tutaj są chorzy. Shikamaru też nie dba, biegnie za mną i wrzeszczy.
     Nie słucham go. Nie chcę kolejnych kłamstw. Wypadłem do wielkiego, szpitalnego holu, przez który przebiegłem sprintem. Nic nie widzę, przez łzy. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz gwałtownym podmuchem, gdy wybiegłem na zewnątrz. Za dużo tego wszystkiego, za dużo.
     Biegnę, łykając łzy. Nawet nie wiem, dokąd.
     Daleko nie zajdę, nie mam kondycji, a Maru biega wspaniale, mimo, że pali paczkę dziennie. Dopadł mnie, chwytając mocno za ramiona. Znowu poczułem oddech, pachnący miętową gumą i tytoniem.
- Puszczaj… – pisnąłem słabo.
- Gaara, posłuchaj mnie. – poprosił, a właściwie krzyknął. Aż się skuliłem.
- Nie chcę!
- Gaara…
      Po raz pierwszy spojrzałem mu w oczy. Niepotrzebnie. Cholera, wygląda, jakby było mu przykro. Udaje. Na pewno udaje. Kurczę, chyba jest lepszym aktorem ode mnie. Bez trudu oszukał wszystkich, oszukał mnie, swoją ekipę chyba też, udając, że nic nie wie o porwaniu i jest szczerze zmartwiony. 
      Podły łgarz. 
- Czego chcesz? – chlipnąłem. Nie mam siły się z nim kłócić, słuchać go, tych pokrętnych wyjaśnień. Nie chce zjeść kolejnej porcji kłamstw, którą podtyka mi pod nos. Odetchnął głośno, chyba próbując mnie objęć. Wyrwałem się. 
- Porozmawiać.
- Słucham. Masz trzy minuty. A potem spierdalaj w cholerę z mojego życia. – odpowiedziałem hardo, tak stanowczo, że aż sam się zdziwiłem. 
      Po raz pierwszy jego mina stała się dziwnie niepewna. Wsunął dłonie do kieszeni.
- Miałeś rację…kłamałem. Poznałem cię przed tym, jak wpłynęła oferta, ale zgodziłem się na to. Masz rację, jestem kłamcą. Okłamałem cię wiele razy. Wiedziałem z góry wszystko…
- … więc po cholerę nosiłem w dupie telefon? – syknąłem. 
     Nawet mu brew nie drgnęła na tą rewelację. Genma chyba mu powiedział.
- Też było to potrzebne. Musiałem potwierdzić, że wszystko idzie według mojego planu. I wiedziałem, że dasz radę.
     Zajebiście, panie Wszechwiedzący.
- Wiwat ja i moja dziura. – prychnąłem. – Coś jeszcze?
- Tak. Nigdy nie kłamałem, mówiąc, że cię kocham. – wypalił gwałtownie. Staliśmy na środku ruchliwej ulicy, kilka osób odwróciło się gwałtownie, niektórzy nawet przystanęli, czekając na dalszy rozwój akcji. I żeby tego było jeszcze mało, zaczęło padać. Na początku powoli, ale znając klimat i moje cudne miasto, zaraz rozpęta się ulewa.
     To jakiś ponury żart, tak?
      Niech mi, kurwa, nie mówi tylko, że ci ludzie są podstawieni przez niego, a pogodę też przewidział. Może zaraz wyskoczą skrzypkowie i zaczną odstawiać „My heart will go on”? Tak na wypadek, gdyby było mało romantycznie.
      Czuję się jak rozhisteryzowana bohaterka komedii romatycznej.
- Nikt normalny nie wystawia osoby, którą kocha, jako przynętę. – wymamrotałem słabo. Krople deszczu ściekają mi po twarzy.
      Ostrożnie wyciągnął lewą dłoń i jej wierzchem starł jedną z nich z mojego policzka.
      Dlaczego ja go kocham? 
- Nie jestem normalny. Jestem świnią, leniem, kłamcą, skurwielem, a do tego beznadziejnie w tobie zakochanym, Gaara. – odparł. To zabrzmiało dziwnie szczerze. – Ja po prostu…chciałem ukrócić to wszystko raz na zawsze. Udało się, poniekąd, ale nie przypuszczałem nawet, że takim kosztem. Nienawidzisz mnie?
- Tak. 
- Jesteś w stanie mi wybaczyć?
- A co to, kurwa, przesłuchanie? – zirytowałem się, robiąc krok do tyłu.
      Czy jestem w stanie?
      Jestem. Ot, żałosna prawda. Ja mu chyba już zaczynam sukcesywnie wybaczać, kawałek po kawałku. Altruizm nadal włączony. 
- Tak. – parsknął niezbyt wesołym śmiechem. – Sabaku no Gaara, masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie. Aczkolwiek wolałbym, żebyś mi odpowiedział. Chciałbym…zacząć to od nowa.
- Od nowa? – szepnąłem słabo, unosząc brwi.
       Uśmiechnął się lekko, jakby nieśmiało i zrobił krok do przodu, wyciągając dłoń.
- Cześć, jestem Nara Shikamaru, pracuję w policji i lubię spać. – powiedział na jednym oddechu, po czym wstrzymał go, czekając najwidoczniej na moją odpowiedź. 
       Komórka w kieszeni zaczęła mi wibrować. Cóż za idealne wyczucie czasu! W sumie…telefony są w moim życiu ważne. Tak mi się wydaje. Można powiedzieć, że są bardzo istotnym elementem. Poznałem go przez telefon, uratował mnie przez telefon, a teraz…wyciągnąłem aparat z kieszeni i zerknąłem na wyświetlacz.
       Neji.
       Komórka błyskawicznie pojęła znaczenie słowa „grawitacja” i pomknęła w dół, kończąc marny żywot na mokrym chodniku. Zaraz potem zmiażdżyłem ją beztrosko butem, robiąc także krok do przodu. Wyraźnie zadrżał i odetchnął z ulgą, gdy uścisnąłem delikatnie jego dłoń.
- Cześć. Jestem Sabaku no Gaara, wolę nie myśleć o tym, gdzie pracowałem i lubię twoją podłogę. – powiedziałem cicho, dopiero zdając sobie sprawę z tego, że deszcz na twarzy miesza mi się ze łzami. Mężczyzna gwałtownie przyciągnął mnie do siebie, znowu poczułem gorące, niecierpliwe usta na swoich własnych. 
       Moje ręce same, zupełnie automatycznie, oplotły się wokół jego szyi, przysuwając go bliżej do mnie. Jest mokro. Jest gorąco. Jest słodko.
       Cudownie. 
       Teraz to w kieszeni Nary zaczął dzwonić telefon. Zignorował go, całując mnie jeszcze bardziej zachłannie, z prawdziwą pasją. 
       No co? Abonent czasowo niedostępny, nie? 

7 komentarzy:

  1. Świetnie:>

    Karin35

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak mi słów by opisać ci moje wrażenia po przeczytaniu tego opowiadania. Po prostu boskie, boskie i jeszcze raz boskie! <3
    ~Dan.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie, ale na miejscu Gaary nie wybaczyłabym tak łatwo... Nie po tym co przeżył...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... Od czego by zacząć? Najlepiej od początku.
    Gdy zobaczyłam tytuł opowiadania nie myślałam, że chwyci mnie jakoś za serce. Takie ot zwykłe szare FF.
    Nigdy, ale to nigdy nie plakalam przy książkach a co dopiero przy Fanfiction to przecież śmieszne. Ale czy tak do końca? Przy tym opowiadaniu wylałam wiele łez. Płakałam gdy ich gwałcili, bili, traktowali jak śmieci. Plakalam gdy umarła Konan i gdy był jej pogrzeb. Plakalam przy wspaniałyn zakończeniu... A właśnie! Końcówka.
    Mega epicki zwrot akcji. Piękny punkt kulminacyjny. Coś wspaniałego.
    To jest piękne na swój własny, oryginalny sposób. To jest coś czego nie da się opisać słowami. Dziękuję. Dziękuję, że to napisałaś i mimo tego, że moja, zresztą i tak już bardzo zryta, psychika pokaleczy się jescze bardziej, cieszę się, że to przeczytałam. To jest na prawdę wspaniałe. Proszę, pisz dalej.
    I na koniec zapraszam do siebie.
    Pozdrawiam Xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde, nawet nie umiem znaleźć słowa. To jest poprostu piękne, genialne, cudowne... *tu wstww dowolne inne przymiotniki opisujące epickość tego opowiadania*. Jeszcze twoj styl, który kocham i szczerze Ci go zazdroszczę. Mógłbyś pisać coś zupełnie bezsensownego, a ja i tak czytałabym to z wielką ciekawością. Jednak wracając do tego opowiadania to chyba pierwszy raz byłam bliska płaczu czytajac coś, chociażby w momencie śmierci Konan. Choć przez jakiś czas myślałam, że ktoś z policji będzie N to jednak ani przez chwilę nie podejrzewałam Naruto. Ogólnie wszystko na plus. Wiecej już nie będę pisała bo i tak się trochę za bardzo rozpisałam XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Moglas zrobic ze Gara by mu nie wybaczył ten M cos tam to skurwiel T_T

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne <3 !
    Nie wiem skąd miałeś pomysły ale świetnie Ci wyszło! Przeczytała wszystkie rozdziały wciągu 2-3 godzin nie mogąc się oderwać. Nie widziałam jak dotąd opowiadania w którym autor użył tak bujnego słownictwa. Widać że się przykładałeś do tego :)
    Śmiałam się jak głupia czytając to. Choć opowiadanie opowiada o męskiej dziwce, którego porwali a jego chłopak zrobił z niego przynętę i zachował się jak cham to nie da się czytać tego bez nagłych wybuchów śmiechu :D
    Szkoda że zakończyłeś historię Sabaku chętnie przeczytałabym kolejne rozdziały o losach kochanków z podłogi :)

    _Yui - senpai

    OdpowiedzUsuń