sobota, 22 grudnia 2012

Chemia 29


Szkoła zakrzywiaczasoprzestrzeń. Nieoficjalnie wie o tym każdy, choć w praktyce nikt jeszczenie odważył się potwierdzić tej teorii w sposób logiczny i naukowy. Mimo to,fakty były niepodważalne i widoczne gołym okiem – zaraz po powrocie z wycieczkizaczął się intensywny proces poprawiania, czego tylko się dało. Oczywiście,jednostki wybitne, takie jak Neji, mogły wyłożyć się brzuchem do góry i spać, zprzerwami na zaśmiewanie się do rozpuku z tych, którzy latali poprawiać zaległekartkówki. Niektórzy, jak Gaara, nawet ze września. W tym przypadku jednakobeszło się bez krwawych scen kaźni, bo rudy dysponował rzadką umiejętnościąnatychmiastowej mobilizacji sił. I wbrew pozorom, wcale nie był głupi.Brakowało mu tylko motywacji i chęci.

Miał naprawdę sporo sposobówspędzania wolnych popołudni, a uczenie się było ostatnim z nich. Natomiaststaranne unikanie uczenia się figurowało już na bardzo wysokiej pozycji, graniczącmniej więcej z dzikimi harcami ze swoim chłopakiem. Zgodnie z obietnicąNeji’ego, wujostwo i Hinata wynieśli się z domu zaraz po jego powrocie. Na caływieczór. Lepszego obrotu spraw naprawdę nie mógł sobie wyobrazić i nawet terazwspomnienia z kanapy w salonie przywoływały uśmiech..

- Przestań się tak szczerzyć. – mruknął brunet, ciągnącgo za rękę pod klasę. Do dzwonka zostały jeszcze jakieś trzy minuty, a Gaarawyjątkowo nie spóźniał się teraz na lekcje, najwidoczniej dochodząc do wniosku,że ostatni tydzień jest w stanie odżałować. Tyle bowiem zostało nieszczęśnikom,którym w tym roku stopa aspiracji przypadkiem ześlizgnęła się ze schodówambicji, na wyjście jakoś na prostą. Korytarz roił się od nieprzepisowogrzecznych uczniów, dzierżących w dłoniach zeszyty, bądź skserowane notatki.

                Niemalwszyscy mieli na twarzy identyczne wyrazy desperacji, wymieszanej z nutką… niewiadomo czego. Podobne miny mogli mieć średniowieczni rycerze ze starych rycin,gdy wbrew temu, co twierdził zdrowy rozsądek, smok wytoczył się z jamy, żądnyświeżej dziewicy. Zdumione, że z całej masy innych ludzi trafiło akurat na nichi zarazem proszące o ratunek. Co prawda, czasy się zmieniały, ale niektórerzeczy pozostawały niezmienne.

                Postronnyobserwator mógłby stwierdzić, że obecnie jedynym ogromnym gadem, żądnym świeżejdziewicy, jest tylko Orochimaru. Większość sprytnych nauczyła się już gospławiać, a ci mniej sprytni mieli przed sobą jeszcze wiele ciekawych chwil.

- O co ci chodzi? – mruknął Sabaku, wciąż z niepokojącymuśmieszkiem na twarzy.

- Mówiłem, żebyś przestał się tak uśmiechać.

                Chłopakżachnął się odrobinę, zwalniając przed klasą matematyki. Skinął głową Hinacie,która była jedną z niewielu osób przez niego lubianych, tolerowanych, czyszanowanych. Niepotrzebne skreślić. Prawdopodobnie działo się tak tylkodlatego, że brunetka była kuzynką Nej’ego, a poza tym, jedną z niewielunormalnych osób z jego otoczenia. Wbrew pozorom, nigdy nie był osobą otwartą nanowe znajomości. Łatwiej wchodził w konflikty, niż przyjaźnie, co owocowałoczęstymi randkami w gabinecie pedagoga szkolnego. Facet nawet zaczął kupowaćjego ulubione, korzenne ciastka, bo wiedział, że rudy zostanie częstym gościemw jego królestwie.

- Dlaczego?

- Bo mam grzeszne myśli.

                Rudyuniósł brwi. Zauważył na końcu korytarza Naruto z Kibą, którzy szli w wyraźnejodległości i chyba się o coś kłócili. Blondyn podniósł nagle wzrok i uśmiechnąłsię szeroko, dostrzegając swojego przyjaciela. Zielonooki pomachał muostentacyjnie, a następnie palcami w powietrzu narysował wyraźne serduszko,przebite strzałą.

- Ty masz zawsze grzeszne myśli. – stwierdził,opuszczając ręce. Uzumaki pokazał mu język i zaczął przeciskać się przez minitłumek na korytarzu. – Idziemy się przywitać?

- A od kiedy jesteś taki towarzyski?

- Od kiedy zaspokajasz mój popęd seksualny. – odparowałdosyć głośno. Hinata, popijająca właśnie wodę truskawkową, zakrztusiła się inieudolnie próbowała od siebie odwrócić uwagę.

                Coprawda, nigdy nie miała nic przeciwko orientacji kuzyna, ani nawet niekomentowała faktu, że jego drugą połówką była jedna z najbardziej agresywnychosób w szkole. No, poza Painem, ale on się nie liczy, bo jego rządy potrwają tujeszcze równo tydzień. Teraz już i tak Gaara był znacznie łagodniejszy, zasprawą swojego bruneta właśnie. Pedagog szkolny uznał to za swoisty cudresocjalizacyjny, a Sabaku był bliższy stwierdzeniu, że to magia miłości.Opinie były podzielone, ale wiadomo było jedno – podziałało. Przynajmniej rudyteraz już nie stał wiecznie pod ścianą, wypatrując kolejnej ofiary, ani niewdawał się w bójki ze starszymi uczniami o byle pierdołę. Istniała wąska grupaosób, wobec których teraz był naprawdę przyjacielski i lojalny, ale mimo tonadal stronił od reszty. Już nie mówiąc o jego uwielbieniu do otwartych konfliktówsłownych, zwłaszcza w relacji „Gaara – chemik”.

                Czarnowłosywestchnął i odłożył plecak pod ścianą, po czym zaczął go doganiać beznadmiernego entuzjazmu. Szczerze mówiąc, wolałby zostać w domu i mógłby tozrobić, bo obecnie zajęcia lekcyjne polegały na wszystkim, byle nie naprowadzeniu lekcji. Głównie niedobitki szarpały się przy tablicy na lepsząocenę, a reszta spała, bazgrała po zeszytach, albo grała w państwa- miasta. Wostatnich dniach nuda bywała zabijająca, o wiele bardziej niż niezapowiedzianakartkówka z matematyki. Dlatego też całkiem sporo osób zwyczajnie sobieodpuszczało, ale Neji wolał nie denerwować wujka. Tak profilaktycznie.

- Gaara! – krzyczał Naruto już z całkiem przyzwoitejodległości, ignorując zdrowy rozsądek, nakazujący witanie się z bliższegodystansu. Sabaku wywrócił oczami, torując sobie i Hyuudze drogę przez korytarz.Może i był niski oraz drobny, ale każdy wolał dla bezpieczeństwa usunąć mu sięz trajektorii lotu.

                Kibawlókł się za swoim chłopakiem z marsową miną i dłońmi w kieszeniach swoichczarnych, luźnych bojówek. Wcale nie wyglądał na zadowolonego z życia, wprzeciwieństwie do blondyna, który jak zwykle tryskał entuzjazmem, jakrozpieprzony hydrant. Czerwonowłosy uniósł pytająco brwi, ale szatyn pokręciłprzecząco głową, dając mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na żaden wywiad zGaarą.

- Co ty tu robisz? – bąknął niezbyt mądrze blondyn. Nejiuśmiechnął się wyjątkowo złośliwie.

- W tym kraju obowiązek edukacji obejmuje każdego,niezależnie od tego, jak fajny tyłek posiada. – wygłosił, odbijając piłeczkę zawcześniejszy popęd seksualny. Rudy tylko przewrócił oczami. – A tak w ogóle,cześć, Naru. Idziesz z nami po szkole na… Idziesz z nami po szkole kulturalniespędzić popołudnie?

                Blondynskrzywił się. „Kulturalne spędzanie piątkowego popołudnia” zwykle oznaczałowydelegowanie Neji’ego, jako wyglądającego najbardziej dojrzale, po piwo ifajki. A następnie, zaszycie się w jakimś odludnym, zacienionym skrawku parku ikonsumowanie owych specjałów, przy szeroko pojętym zrywaniu boków ze śmiechu.Zwykle chętnie dawał się wyrwać, chociaż wracał do domu jako jedyny trzeźwy,ale tym razem nie miał ochoty łazić z nimi gdziekolwiek. Zwłaszcza, że przedchwilą dosyć solidnie pożarł się z Kibą, a nawet nie zaczął mówić o tym, na czymmu zależało.

                Sabakuodchrząknął donośnie.

- Z nami, czyli z kim?

- Czyli ze mną i z tobą. – wyjaśnił spokojnie Hyuuga,odgarniając z czoła kosmyk kruczych, aksamitnych włosów, których nie ściąłbynawet pod groźbą wykastrowania. – Kiba?

                Ponuramina psiarza rozchmurzyła się nieco. Jak zawsze, gdy w grę wchodziło coś, cowiązało się z witaminą P, łamaniem regulaminu, ogólną niesubordynacją i rżnięciem głupa.

- Jasne.

- Czy ja o czymś nie wiem? – wtrącił się Gaara, mrużącoczy, barwą przypominające teraz dwa kapsle Carlsberga. Nie cierpiał byćniedoinformowany, jeśli chodziło o wypady hojnie nakrapiane. Z lekcjami byłajuż sprawa inna, bo tam był notorycznie niedoinformowany i nie widział w tymżadnego problemu.

- Przypuszczam, że jest sporo rzeczy, o których niewiesz. – wymamrotał Neji. Lubił się z nim kłócić. Zwłaszcza w łóżku, miał wtedylepszy apetyt na seks.

- Neji!

                Brunetwywrócił teatralnie oczami, sprawiając, że jego brwi śmiesznie się przy tymporuszyły. Długowłosy objął swojego chłopaka w pasie i przycisnął do siebie,wymuszając na nim krótki, ale za to intensywny pocałunek. Co z tego, że gapiłosię pół korytarza?

- Ekhem. – Naruto  chrząknięciem zasygnalizował swoją obecność.Kiba zmarszczył brwi, sprawiając wrażenie, jakby bardzo go korciło, by wygłosićjakąś niezbyt przyjemną uwagę. Powstrzymał się chyba tylko dlatego, że nakorytarzu było co najmniej dwóch nauczycieli, wyposażonych w działające uszy, asam rudy dysponuje solidnym ciosem. Hyuuga odkleił się od chłopaka niechętnie.

- Pytałem już chłopaków. Chou i Shika też idą.  – powiedział spokojnie. Szmaragdowookizmarszczył brwi.

- A dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?

- Zapomniałem wcześniej cię poinformować. – wyznał Neji zrozbrajającą szczerością, znów oplatając go ramieniem wokół talii. Inuzukaznowu zrobił minę, jakby bardzo chciał zamanifestować swoje niezadowolenie, alew ostatniej chwili się powstrzymał. – Idziecie z nami?

- Ja nie mogę. – wyrwał się blondyn.

                Wszyscyunieśli brwi. Naruto, który nie mógł się wyrwać po szkole, to Narutoumierający, bądź mający poważne problemy rodzinne. Powszechnie wiadomo było, żeUzumaki to najbardziej towarzyskie zwierze pod słońcem, więc nie przepuściokazji, by trochę powygłupiać się z kumplami.

- Źle się czujesz? – zapytał Gaara.

- Powiedzmy. Muszę dzisiaj zostać  po lekcjach u Sas… Żylety. – poprawił sięszybko.

- Po co?

- Muszę zaliczyć materiał. – mruknął, krzywiąc sięodrobinę.

                Gaara,nie wiedzieć czemu, nagle uśmiechnął się szeroko.

- Zaliczyć, powiadasz… – mruknął zjadliwie, wypychającjęzykiem policzek od wewnętrznej strony w bardzo charakterystycznym geście.Natychmiast dostał od blondyna po łbie, a Kiba zmarszczył brwi, jakby cośanalizował.

- Ogarnij swoje skojarzenia. – burknął Naruto. – Wiesz, oco mi chodziło.

                Mimowszystko, nie dało się ukryć faktu, że jego policzki pokrył lekki rumieniec.Miał nadzieję, że reszta uzna to za oznakę zirytowania. W rzeczywistości jednakSabaku podsunął mu głupi i ryzykowany pomysł, który miał raczej niewielkieszanse na powodzenie.

                Problemw tym, że Uzumaki żył durnymi pomysłami.

                Dzwonekzawył tuż nad ich głowami, zwalniając go z obowiązku ewentualnego tłumaczeniasię. Gaara westchnął, wciskając dłonie do kieszeni spodni. Wodził spojrzeniem odKiby do blondyna i z powrotem, zastanawiając się, co z tą dwójką w przeciąguzaledwie dwóch tygodni się stało. Bo coś na pewno się spieprzyło, a rudy niebył w stanie oszacować, czy bardziej z winy Naruto, czy też szatyna.

- Szkoda. – stwierdził, lekko unosząc lewą brew. – Ale tyidziesz, tak? – zwrócił się do Kiby. Inuzuka skinął głową, wykrzywiając usta wnieco wilczym uśmiechu.

- To widzimy się po lekcjach przed szkołą. – dodał, terazjuż uwieszając się niemal na ramieniu Hyuugi. Zaczął ciągnąć go pod klasę,ignorując mieszane spojrzenia, jakimi obrzucali ich inni uczniowie. – A tobiepowodzenia w zaliczaniu, blond czerepie.

                Ostatnim,co zauważył przed wejściem do klasy, był fakt, że Naruto demonstracyjniewystawił mu język.



                                                               ~~~

                -Sasuke, błagam cię.

- Nie. – powtórzył po raz kolejny brunet, nawet na niegonie patrząc. Pił zimną już kawę z wysokiego kubka, wyglądającego jak zmutowana,bo zielona krowa. Miała nawet niezbyt wiarygodnie zrobiony łeb i szczerzyłasię, połyskując jęzorem różowym jak płatek szynki. Mężczyzna powstrzymał chęć,by położyć nogi na blacie nauczycielskiego biurka, mimo, że byli sami w klasie.Zegar, wiszący tuż nad drzwiami, uparcie twierdził, że było dwadzieścia podrugiej, a Sasuke nie miał żadnych podstaw, by się z nim nie zgadzać.

                Zegaryw tej szkole były ustawione punktualnie. Aczkolwiek kiedyś brunet na przerwieprzed lekcją z klasą, która dzień wcześniej mu podpadła, przestawił gokilkanaście minut do przodu. A co za tym idzie – gdy uczniowie z ulgąwypuszczali powietrze z płuc, rychło spodziewając się dzwonka, chemik zrobiłkartkówkę, uśmiechając się przy tym jak rekin na widok fok.

- Dlaczego nie? – jęknął blondyn, siadając przed nim nabiurku. Gdyby był tu ktoś inny, pewnie by się hamował, ale jedynym świadkiem jegoniecnych postępków była mucha, z idiotyzmem właściwym jedynie dla owadówusiłująca przelecieć przez szybę w oknie.

- Miałeś na to dwa miesiące, kochany. – odparł spokojnieUchiha, mrużąc oczy. Wcale nie wyglądał na wściekłego faktem, że kolejny uczeńw ostatnim tygodniu miauczy mu o oceny.

                Poprawka,w ostatnim dniu ostatniego tygodnia, bowiem właśnie był piątek. Na dobrasprawę, oceny powinny być wystawione już jakiś czas temu, ale uczestnikomwycieczki dano dodatkowe szanse. Z których, jak widać, nie wszyscy skorzystali.

- Sasuke, no! – miauknął blondyn, machając nogami.Przypadkiem uderzył go czubkiem trampki w kolano. – Nie bądź Żyleta. Ja muszęzdać.

- No właśnie. TY musisz zdać, mnie to nie dotyczy. –odpowiedział chłodniejszym tonem nauczyciel. Wewnętrznie chciało mu sięzwyczajnie śmiać, choć na zewnątrz zachował maskę lodowatego drania. –Przypomnij mi, kiedy ogłaszałem ostatni termin poprawiania zaległych kartkówek?

- Przed wycieczką. – bąknął chłopak.

                Niemógł uwierzyć w to, że po tym wszystkim, największe problemy przed uzyskaniemświadectwa będzie mu robił właśnie Uchiha. Niemal chciało mu się wyć.

- Sasuke, proszę. – powtórzył kolejny raz. – Obiecuję ci,że w przyszłym roku się poprawię…

- O ile się nie mylę, w pierwszej klasie była podobnagadka.

- Ale w pierwszej klasie nie byliśmy razem! – wrzasnąłzirytowany blondyn i natychmiast umilkł, rozumiejąc, że przesadza. Chemikodłożył swój idiotyczny, krowi kubek i spojrzał na niego uważnie spodprzymrużonych powiek.

- To znaczy… ja…

- To znaczy ty „co”? – zapytał spokojnie, wstając.Sekundę zajęło mu oparcie się dłonią o blat biurka i pochylenie nad Naruto.Spojrzał mu uważnie w oczy, ukradkiem przełykając ślinę.

                Niepowinien tego robić. Drzwi nie były zamknięte, w każdej chwili ktoś mógłbywpaść, a wtedy mieliby pozamiatane. Obaj. Chociaż, brunet bardziej, biorąc poduwagę fakt, że Naru mógłby zwyczajnie wykpić się molestowaniem przeznauczyciela. Mimo to, sytuacja była zbyt interesująca, by się wyprostował.Blondyn zaskakująco szybko załapał, o co chodzi, albo przynajmniej tak mu sięwydawało.

                Pocałunekbył krótki, gwałtowny i chaotyczny. Gdy przerwali, chłopak miał znacznieszybszy oddech, niż poprzednio.

- Proszę. – powtórzył nieco cichszym szeptem. – Wiesz, żemi zależy. Co ci szkodzi?

- Powiedzmy, że to sprzeczne z zasadami. – kontynuowałzłośliwie chemik, dostrzegając w błękitnych oczach chłopaka coś na kształtpełnej desperacji paniki. – Nie uczyłeś się i masz tego konsekwencje.

- Ale teraz się nauczyłem! Daj mi zaliczyć materiał,proszę…

- Przekroczyłeś termin.

                Narutowypuścił gwałtownie powietrze przez zęby. W głowie znowu rykoszetem obiły musię słowa Gaary. A co mu szkodzi…?

                Oczychemika teraz otworzyły się gwałtownie szerzej, gdy dłoń chłopca wylądowała najego tyłku i lekko się zacisnęła. Naru uśmiechnął się, najśliczniej jak tylkopotrafił, prezentując cały garnitur białych zębów.

- Więc może… jak ty zaliczysz, to ja też zaliczę? –zapytał słodko, składając usta w dzióbek. Sekundę później już zrozumiał, że nietrafił.

                Sasukechwycił jego nadgarstek i odciągnął od swoich pośladków, prostując się. Ustamiał zaciśnięte w wąską kreskę, a oczy zabłyszczały ostro, z niezadowoleniem.

- Nigdy więcej tego nie próbuj. – wycedził przezzaciśnięte zęby, a blondyn poczuł, jak zaczyna się czerwienić ze wstydu.Odchrząknął, spuszczając wzrok na swoje dłonie i usiadł prosto. – A już napewno z nikim innym. Bo uduszę. – dodał chemik sięgając do szuflady podziennik. I nieprzypadkowo był on klasy II B.

                Zeszytformatu A4, w twardej, bordowej, lekko błyszczącej oprawie wylądował z suchymtrzaskiem tuż obok Naruto na blacie biurka. Blondyn uniósł brwi.

- Zamierzasz mnie tym walnąć? – bąknął.

- Gdybym zamierzał, już trzymałbyś się za łeb. Zajrzyj. –polecił, na nowo rozsiadając się na swoim krześle z oparciem. Tym razem jednąnogę oparł o kant biurka i znów sięgnął po kawę, teraz już jeszcze zimniejszą.Nie mógł pohamować złośliwego uśmieszku, gdy Uzumaki wertował dziennik,gorączkowo zastanawiając się, o co brunetowi chodzi. W końcu dotarł do kartki,przeznaczonej dla chemii i zaczął prześlizgiwać się wzrokiem po liście uczniów. W odpowiednich rubrykach eleganckim,pochyłym pismem mężczyzny wypisane były odpowiednie oceny.

                Odpowiednie,czyli w większości właśnie nieodpowiednie. Blondyn zmarszczył brwi, sunącpalcem w dół po kartce. Zatrzymał się dopiero przy swoim nazwisku.

- Uzumaki Naruto… dopuszczający? – przeczytał, z wrażenianiemal upuszczając dziennik na podłogę. Uchiha tylko uśmiechnął się szerzej,upijając łyk kawy.

                Niemalzakrztusił się, gdy błękitnooki prosto z biurka rzucił mu się na szyję, uprzednioodkładając dziennik na blat.

- Dziękuję! – pisnął mu prosto do ucha. Sasuke westchnął.

- Złaź ze mnie. – polecił krótko, mimo, że wciąż lekkosię uśmiechał. Nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji. – I wypad stąd.Nie musisz nic poprawiać, bo i tak wiem, że nie umiesz.

- Umiem. – burknął chłopak niezbyt urażonym tonem.

                Przełknąłślinę, gdy czarne oczy zamigotały w znajomy już sposób.

- A chcesz się przekonać.

- E… nie. – bąknął, drapiąc się w tył głowy zzakłopotaniem. – Dzięki. Naprawdę mi zależało.

                Uchihauśmiechnął się i opuszkiem palca wskazał swój policzek. W pierwszym momencieblondyn nie zrozumiał, ale zaraz go oświeciło i cmoknął go lekko, uprzedniozerkając w stronę drzwi. Nie wyglądało na to, by ktoś zaraz miał wlecieć dopracowni.

- A czy to przypadkiem nie jest sprzeczne z zasadami? –zapytał odrobinę złośliwie, prostując się.

- Nie.

- Nie…?

                Uśmiechchemika stał się nieco szerszy, a przy tym bardziej zagadkowy. O wielebardziej, niż roztrząsanie kwestii „Ile ta krowa ma tak właściwie wymion?”,więc Naruto przestał nad tym rozmyślać, skupiając się na minie swojego… „prawiekochanka”. I aż zaczął żałować, że Uchiha kazał mu przestać.

                Miałwrażenie, że ten facet z każdą chwilą podoba mu się coraz bardziej.

- Mam pewność, że w przyszłym roku będzie lepiej. –odparł Sasuke z porażającą szczerością w głosie, zakładając nogę na nogę. –Więc można powiedzieć, że dałem ci wotum zaufania. Jak się nie wywiążesz, tobędziesz miał piekło na ziemi. Już mam nawet przygotowany uniwersalny szantażemocjonalny.

- Serio?

- Mhm. – mruknął, podnosząc się i zabierając z biurkaklucze. Schylił się po swoja torbę i wziął dziennik, a dopiero wtedy zbliżyłsię i pocałował go krótko. – Jak się nie będziesz uczyć, to ograniczę cikontakty fizyczne ze mną. – oświadczył z wrednym uśmieszkiem.

                Narutozrobił sztucznie przerażoną minę.

- Sadysta!

- Sadysta i Żyleta. – potwierdził Sasuke, uśmiechając siękącikiem ust.

- Nie możesz mi tego zrobić.

- Mogę i zrobię. – zapewnił chemik, odsuwając się. –Chodź.

                Blondynchwycił z podłogi swój plecak i poczłapał za nim, z zarumienionymi policzkami iprzeświadczeniem, że będzie kuł chemię przez całe wakacje. Cena byłaodpowiednia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz