piątek, 21 grudnia 2012

Oneshot – Chłopiec o perłowych włosach (OroKimiKabu)


    Czy jest coś piękniejszego od pomruku harleya, pędzącego autostradą w blasku zachodzącego słońca? Owszem. Jest to pomruk kilku piekielnych maszyn, prujących na koncert swojej ukochanej kapeli. Długie włosy powiewały za nimi jak osobliwe sztandary i nic, absolutnie nic nie mogło popsuć im humoru, nawet muchy w zębach i gwałtownie spadający poziom paliwa.

      To był po prostu ich dzień. I cały świat o tym wiedział, głównie przez to, że informowali wszystkich dookoła głośnymi gwizdami, nie wyłączając drogówki.

- Która godzina, Kimi? – zapytał Kabuto, dociskając gazu. Silnik zaryczał, a motocykl zgrabnie wyminął jadącą w pobliżu Karin.

- Dochodzi pół do siódmej. – odparł chłopak, zerkając na srebrny zegarek (z Pewexu^ ^Kurde, nie mogłam się powstrzymać.-dop.Nec). Mocniej objął szarowłosego w pasie, owiewając mu kark ciepłym oddechem.

- Ej, chłopaki! – wrzasnęła czerwonowłosa. – Za jakieś trzysta metrów jest stacja, robimy postój!

- Po co? – prychnął Yakushi.

- Po to, że boli mnie tyłek, chce mi się sikać i palić! – ryknęła. – Zatrzymujemy się!

- Karin ma rację. – poparł ją krzykiem Sasuke, który jechał jakieś trzy metry przed nimi.

      Dziewczyna zarumieniła się niemal pod kolor swoich włosów, zadowolona z poparcia „swojego Sasuke-kuna”, a Kabu parsknął pod nosem. Wcale nie uśmiechała mu się wizja postoju na stacji benzynowej. Chciał jak najszybciej jechać do swojego ukochanego idola, człowieka, który dosłownie zmienił jego życie.

- Kabuto, ja też chciałbym się zatrzymać. – mruknął cicho chłopak siedzący za nim, mocniej ściskając go kolanami, gdy brali zakręt. Kierowca westchnął i poprawił szybko okulary.

       Kimimaro ostatecznie wytrącił mu argumenty z rąk. Dla swojego ślicznego, białowłosego uke byłby w stanie zrobić wszystko. Między innymi właśnie dlatego zorganizował cały ten wyjazd. To był prezent dla Kaguyi na siedemnaste urodziny. On również był niemal fanatycznym wielbicielem Purple Snakes i ich boskiego wokalisty, Orochimaru.

      Zgodnie z informacjami czerwonowłosej, wkrótce ujrzeli niedużą budkę z dachem z blachy falistej, z jednym stanowiskiem do tankowania, szumnie zwaną „Stacją paliw”. Po kolei grzecznie uzupełnili baki do pełna, a Sasuke wszedł do małego sklepiku z zamiarem kupienia czegoś do picia. Karin szybko załatwiła swoje interesy w krzakach i poleciała za nim, a Kimimaro przeciągnął się i jęknął.

- Strasznie to twoje siodełko niewygodne. – mruknął ze słodkim uśmiechem. – Tyłek mnie boli.

       Kabuto rzucił mu pełne urazy spojrzenie.

- Odczep się od mojego sannina. – burknął, pieszczotliwie gładząc kierownice swojego motoru.

- Nie odczepię. Jestem zazdrosny, miziasz się z nim, zamiast ze mą. – odparował zielonooki, wystawiając mu język. Szarowłosy uśmiechnął się przebiegle i objął swojego chłopaka w pasie, przyciągając go do pocałunku.

- Musisz mu wybaczyć, ma kompleksy. Tobie nie trzeba udowadniać twojej seksowności. – wymruczał mu prosto w usta, pocierając nosem o jego nos. Jednocześnie zsunął dłonie na jego kuszące, zgrabne pośladki, opięte niesamowicie wąskimi, jasnymi jeansami. Zaczął je delikatnie masować przez materiał, a Kimimaro mruknął jak kot.

- Dobra, ciotki, nie mizdrzyć mi się tu w miejscu publicznym! – wrzasnęła Karin, usiłując nieporadnie zamaskować swój ślinotok. W głębi serca była wielką fanką yaoi, ale bała sie do tego przyznać. – Ktoś chce zapalić?

      Chętni byli wszyscy, więc dziewczyna wyciągnęła ze stanika kilka nieco pogiętych skrętów i rozdała im. Nie były to zwykłe papierosy na bazie tytoniu i bibułki bez filtra, zawierały w sobie suszone liście bardzo popularnej rośliny, szerzej znanej jako „Czar Kolumbii”. Należała do gatunku tych, po których życie jest łatwiesze, droga jest przyjemniejsza, a trawa bardziej różowa.

      Sasuke zerknął na zegarek i wstał z niskiego murka, na którym przysiadł, a który trzymał się jedynie na słowo honoru.

- Koncert zaczyna się o dziesiątej, a my mamy jeszcze co najmniej pół godziny jazdy. – poinformował ich tonem generała. Oczy Karin zaświeciły się z podziwu i szeroko pojętego uwielbienia.

- Jedziemy. – zadecydował Kabuto, dosiadając swojego rumaka (ja mówię o motorze, a nie o Kankuro, wy zboczeńcy – dop.Nec). Kimimaro wdrapał się na siodełko za nim i objął mocno swojego chłopaka w pasie.

      Trzy motory pomknęły dalej szosą. Kaguya piekielnej maszyny nie posiadał, a to dzięki swoim przeuroczym rodzicom. Pochodził z tak zwanego „dobrego domu”, gdzie rodzina co niedzielę szła do kościoła, słowo „rock” należało do najgorszych przekleństw, a na znoszone martensy latorośli patrzono jak na zdechłego i wypatroszonego kota.

      Co oczywiście nie przeszkadzało chłopakowi w paleniu trawki i wożeniu się z Kabuto po okolicy, a przede wszystkim, wcale nie przeszkadzało mu w uprawianiu seksu z wyzej wymienionym w niemal każdych warunkach.

      Było już niemal całkiem ciemno, gdy wjechali w końcu do miasta. Zaczęli lawirować ulicami między rzędami błyszczących, czarnych lub białych samochodów, zmierzając w kierunku wielkiego stadionu, na którym już gromadziły się tłumy fanów Purple Snakes. Całe miasto było oklejone plakatami, przedstawiającymi wielkie, fioletowe węże i pełen skład ukochanej kapeli.

      Zostawili maszyny w bezpiecznym miejscu przed stadionem i pobiegli do wejścia, chichocząc. Czar Kolumbii działał w najlepsze.

- Bilety? – warknął jakiś nieprzyjemny facet ze źdźbłem trawy. Cała jego osoba zdawała się krzyczeć, że cofnie z kwitkiem każdego, kto ośmieli się podskoczyć.

      Ale paczka miała już sposoby na takich herosów.

- Proszę bardzo. – Karin uśmiechnęła się uroczo, mrużąc mocno podkreślone na czarno oczy i podała mu cztery świstki. Mężczyzna zmierzył pełnym aprobaty spojrzeniem jej ładną twarz, pofarbowane na czerwono włosy, wydatny biust wręcz wypływający zza czarnej, obcisłej koszulki, zgrabne, długie nogi w jeansowych, poszarpanych szortach i kabaretkach, na znoszonych, czerwonych martensach kończąc.

- Miłej zabawy. – zaśmiał się głupawo i przepuścił ich, przy okazji puszczając jej oczko. Dziewczyna odpowiedziała mu tym samym i pociągnęła za sobą przyjaciół.

      Korzystając z uroku osobistego Karin i Kimimaro, cała czwórka przepchnęła się pod samą scenę i wmieszała się w tłum piszczących fanek. Latały biustonosze i inne części garderoby, a dziewczęta prześcigały się w składaniu niewybrednych propozycji członkom zespołu, którzy właśnie wchodzili na scenę.

     Światła pogasły, a zaraz potem rozbłysły ze zdwojoną siłą, a widownia zaryczała radośnie. Tayuya tylko pomachała fanom, machnęła czerwonymi włosami i zajęła swoje miejsce za keyboardem, a Sakon i Kidoumaru chwycili swoje gitary. Jiroubou wyszczerzył zęby w uśmiechu i zasiadł za perkusją, po czym kilka razy walnął pałeczkami w bębny.

      Jednak największy ryk przetoczył się nad stadionek dopiero wtedy, gdy na środku sceny pojawił się Orochimaru. Miał na sobie obcisłe, fioletowe, skórzane spodnie, zsunięte tak nisko, jak to tylko możliwe i złotą, rozpiętą koszulę. Jego nagi tors błyszczał się lekko, wprowadzając tym samym fanki w stan zbiorowego orgazmu, a czarne włosy, poddane trwałej ondulacji, tworzyły mu chaos wokół głowy. Uśmiechnął się szeroko i chwycił mikrofon, a ludzie wrzasnęli jeszcze głośniej.

- Jak się bawicie? – ryknął.

- Zajebiście! – wrzasnęła bez namysłu (i bardzo głośno) Karin.

      Orochimaru posłał w eter swój firmowy, kuszący uśmiech i skinął reszcie zespołu, po czym mocniej chwycił mikrofon.

- Zaczniemy od naszej sztandarowej piosenki. – zapowiedział, a ludzie trochę uciszyli się.

(I tu, kurczę, zaczyna się moja inspiracja i kawałek, który pozwolił zaistnieć temu oneshotowi. Kłaniajmy się nisko. http://www.youtube.com/watch?v=4oeQBn98je8&feature=player_embedded# Jezu, jak ja uwielbiam tą piosenkę…)

    W powstałej ciszy pierwsze nuty, wygrane przez Tayuyę, brzmiały wręcz niesamowicie. Publiczność, rozpoznawszy utwór, ryknęła radośnie i znowu się zamknęła, czekając na ciąg dalszy. Reflektory skierowały na nią bladobłękitne światło, które zaczęło odbijać się od jej lśniących, czerwonych włosów. Do dziewczyny dołączył Sakon, zaczynając grać na swojej gitarze, a jakaś fanka tuż pod sceną zemdlała. Nikt nie zwracał na nią uwagi, gdyż każdy wlepiał gały w piątkę na estradzie. Orochimaru stał spokojnie, trzymając mikrofon oburącz i pochylając nisko głowę. Kurtyna czarnych włosów zasłoniła mu twarz. Kidoumaru jakby ocknął się z zamyślenia i zaczął grać na swojej basówce, ignorując wszystko i wszystkich poza muzyką. Jego długie, blade palce szarpały struny, przypominając wielkie, białe pająki. Wyglądał, jakby był odcięty myślami od tego świata, lub (co bardziej prawdopodobne) kompletnie naćpany. Kilka osób na widowni zaczęło wyć, trzymając się za uniesione do góry ręce, ale reszta wpatrywała się jak urzeczona w bruneta. Powoli podniósł spojrzenie i uśmiechnął się, tłum ryknął. Kilka dziewczyn zaczęło wysokimi głosami skandować jego imię, a na scenę poleciały sztuki bielizny, zarówno damskiej, jak i męskiej. Jiroubou dołączył do zespołu, wybijając rytm na perkusji.

     Złote oczy Orochimaru nieoczekiwanie spotkały się z szokująco szmaragdowymi tęczówkami, osadzonymi w ślicznej, bladej twarzy jakiejś białowłosej dziewczyny. Dopiero po dłuższej chwili z zadowoleniem zdał sobie sprawę, że to tak naprawdę niesamowicie piękny chłopak. Puścił mu oczko i posłał kolejny ze swoich oszałamiających uśmiechów, które mogłyby działać jako środki znieczulające dla wielu psychopatycznych fanek.

      „No i znaleźliśmy chłopca o perłowych włosach” – zaśmiał się w myślach i machnął kruczoczarnymi włosami. Fani zawyli radośnie, a jasnowłosa ślicznotka zarumieniła się i wtuliła w ramię stojącego obok szarowłosego okularnika. Ten nie odrywał wzroku od wokalisty, a na jego twarzy malowało się szczere uwielbienie.

-

One day the sun, too tired to shine
Slept in the deep, green sombre lake
And in the darkness, the world did ail
Until she came, for all our sake.
       Wziął mikrofon do ręki i ruszył w stronę krawędzi sceny.

Oh that girl with pearls in her hair
Is she real or just made of air
Life went on as before
Man would live once more.


        Widownia wyła razem z nim refren, a zielonooki uśmiechnął się nieśmiało. Orochimaru kocim krokiem zaczął spacerować tuż przed fankami, które desperacko próbowały dostać się na scenę.


The dawn did break and she went home
Back to the deep, dark seas alone
She lives in a world of fairy tales
Her lovely hair and only pearls.



Oh that girl with pearls in her hair
Is she real or just made of air
Long since she’s been asleep
In the ocean deep.


       Klęknął tuż przed Kimimaro i chwycił jego podbródek, a ten spojrzał na niego z niekłamanym zachwytem w zielonych oczach.


And when you feel lonely and blue
A little star will fall on you
White child in pearls your way will show
As did white stones long years ago.


Oh that girl with pearls in her hair
Is she real or just made of air
I know she’ll wait for me
She will set me free.


- Wy dwaj. – Orochimaru puścił oczko chłopcom. – Wpadnijcie po koncercie do hotelu. – szepnął i wrócił na środek sceny.

~~~


      – Nie wierzę! – pisnęła Karin z oczami szeroko otwartymi z przejęcia. Nie zwracała uwagi na to, że jakiś średnio trzeźwy, nowo poznany kolega ślinił jej dekolt. Wpatrywała się w Kabuto i Kimimaro, którzy oboje mieli takie same wyrazy zaskoczenia i uwielbienia na twarzy.

- Zaprosił nas do hotelu. – powtórzył szarowłosy, obejmując mocniej zielonookiego.

- Idziecie?

- Jasne. – odparł z uśmiechem Kimi i bez pytania wyciągnął jej ze stanika skręta. – Sasuke, mógłbyś?

       Uchiha westchnął i wyciągnął z kieszeni zapalniczę z wizerunkiem fioletowego węża. Odpalił jointa przyjacielowi, a ten zaciągnął się i podał swojemu seme.

- Kyaa! – zawyła dziewczyna, wyrzucając pięści w górę. – Opowiecie nam potem, zgoda? – pisnęła. Jej oczy świeciły.

       Chłopcy kiwnęli twierdząco głowami i wsiedli na motor. Kabu odpalił swoją maszynę i z warkotem ruszyli w stronę hotelu, w którym zatrzymał się zespół. Czarna limuzyna jechała przez miasto, a tuż obok biegł tłum zachwyconych fanów. Pomalowany na ciemnofioletowo harley z trudem przeciskał się przez tą chmarę ludzką.

       Ochrona rzuciła się na ratunek Orochimaru, który wysiadł z samochodu i niemal od razu został napadnięty przez wściekle piszczące fanki z biustami na wierzchu, dopominające się o autograf. Westchnął i nabazgrał swój podpis na piersi jednej z nich, po czym pomachał reszcie i ruszył w stronę drzwi. Ktoś złapał go za rękaw złotej koszuli.

- Puszczaj, bo… – urwał, widząc najbardziej szmaragdowe tęczówki na świecie. – A, to wy. Chodźcie, chłopcy.

       Cała trójka skierowała się do recepcji, gdzie wokalista odebrał klucz do swojego pokoju, odmówił wywiadu do jakiegoś młodzieżowego magazynu i z ulgą zniknęli w windzie.

- To musi być męczące. – zauważył Kimimaro, unosząc brwi na widok podrapanego torsu ukochanego piosenkarza. Czerwone ślady zostały zostawione przez wyjątkowo długie szpony jakiejś ślicznotki.

- Ale ma też swoje dobre strony. – odparł z uśmiechem mężczyzna, obejmując go w pasie. – Na przykład…mogę miło spędzać czas z takimi cukiereczkami jak wy.

       Otworzył drzwi i przepuścił ich, po czym zamknął je dokładnie na klucz.

- Więc…od czego zaczniemy? – zapytał Kabuto, wpatrując się w niego z jawnym podziwem. Dobrze wiedzieli, PO CO wokalista ich zaprosił na osobistą audiencję, ale w niczym im to nie przeszkadzało. Często brali do trójkącika któregoś ze swoich kumpli, więc perspektywę przespania się ze swoim idolem traktowali jak zaszczyt. Byli pewni, że miliony dziewczyn na całym świecie zazdrości im właśnie z całego serca.

- Napijecie się czegoś? – zapytał czarnowłosy, wyciągając z barku uprzednio przygotowaną butelkę ze swoją ulubioną whisky. Jeden z punktów kontraktu kapeli mówił, że po koncercie w pokoju wokalisty ma się znaleźć butelka alkoholu.

       Podał im szklanki, a sam napił się z gwinta, krzywiąc się lekko. Wyciągnął papierosy i zapalił, puszczajac chmurę szarego dymu pod sufit. Rozsiadł się wygodnie na fotelu, a jasnowłosy od razu zajął miejsce na jego kolanach. Zaczął powoli całować mężczyznę, a szarowłosy usiadł naprzeciwko, obserwując jego poczynania. Dłonie Orochimaru wślizgnęły sie pod spodnie chłopca i zaczęły delikatnie drapać gładką skórę na pośladkach.

       Naturalnie, nie nosił bielizny.

       Kimimaro szybko zrzucił z siebie ubrania, a Kabuto zrobił to samo. Białowłosy klęknął przed swoim bóstwem i powoli rozpiął jego spodnie, w których już od dobrych kilku minut tworzył sie namiocik. Zsunął bokserki mężczyzny i zaczął lizać z prawdziwą pasją, jakby od tego zależało jego życie, a Yakushi w tym czasie pieścił językiem jego szyję i tors. Podryzał obojczyki i sutki, jednocześnie głaskając zielonookiego po perłowych włosach.

- Świetnie…- pochwalił ich cichym pomrukiem Oro, wyginając się w łuk. – Teraz wy. Ja popatrzę.

        Chłopiec oderwał się od jego męskości i przyssał do ust swojego kochanka, a ten zaczął wodzić dłońmi po całym jego ciele. Chwycił w końcu męskość białowłosego i zacisnął na niej mocno dłoń, a ten jęknął i zadrżał. Orochimaru znudziło się samo obserwowanie, więc poślinił palce i wsunął je do dziurki Kaguyi. Zaczął nimi poruszać, aż w końcu nie wytrzymał i wszedł w niego. Chłopak jęknął, a wokalista zaczął gwałtownie się poruszać, oddychając ciężko. Kimi pochylił się w chwycił w usta penisa swojego chłopaka, ssąc mocno. Po pokoju hotelowym rozchodziły się krzyki przyjemności, jęki i westchnienia, zakończone wspólnym wrzaskiem. Wszyscy trzej opadli na fotele. Kimimaro siedział na udach bruneta, nadal czując go w sobie. Prawie całe jego ciało było schlapane spermą, idealnie współgrającą z kolorem włosów.

- Dzięki, chłopcy. – wydyszał w końcu złotooki, a oni napili się whisky i zaczęli ubierać. Brunet wsunął do ręki Kabuto bilety na następny koncert. – Wpadnijcie następnym razem.

       Puścił im oczko i rzucił się na łóżko. Chłopcy cicho wyszli, chichocząc i zbiegli po schodach.

- Podobało ci się? – zapytał Kabuto, gdy już jechali szosą, wymijając szeregi aut.

- Pewnie. – zaśmiał się białowłosy. – Dziękuję ci.

         Pocałował go w kark, a Yakushi westchnął. Harley zaryczał i pomknął w mrok.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz