środa, 26 grudnia 2012

Chemia 13


  O umówionej godzinie, jak to zwykle bywa na wycieczkach szkolnych, na miejscu zbiórki zjawiło się tylko kilka osób, tych bardziej sumiennych i punktualnych. Reszcie jednak nie można było niczego zarzucić, skoro nawet Anko i Sasuke jeszcze nie dotarli. Piętnaście minut później sytuacja nieco się zmieniła. Dwójka nauczycieli znalazła się w zasięgu wzroku, przy czym Anko lekko zataczała się, podtrzymywana w pasie przez Uchihę i wyglądała na ewidentnie zalkoholizowaną. 
     Co dziwniejsze, Sasuke też wyglądał, jakby wypił piwo, czy dwa, ale chód miał prosty i sprężysty. Taki…uchihowski, jakby to określiła Sakura, tudzież Ino. Dla nich wszystko, co seksowne, fajne, cudowne, ciekawe, interesujące i zaskakujące, miało miano „uchihowskiego”. Nawet trzymający się pięć dni lakier do paznokci w kolorze fuksjowego różu.
     Dobrze, że chemik zazwyczaj nie słyszał (lub po prostu NIE SŁUCHAŁ) ich paplania, bo załamałby się nerwowo. Powszechnie wiadomo było, że nauczyciel nienawidzi koloru różowego, zwłaszcza w tej żarówiastej odmianie, ale ten fakt jakoś nie docierał do ograniczonych, zasuszonych tonami tapety móżdżków dziewcząt.
     Nadal tkwiły w przekonaniu, że róż został zesłany z nieba na ich odkupienie. 
- Anko, piłaś? – syknął zirytowany Asuma, stając tuż przed nimi. Kobieta zachichotała, uwieszając się na ramieniu młodszego bruneta.
     Jej oddech wionął alkoholem i dango.
- Nie. – powiedziała wesoło, choć nieco niewyraźnie.
- Jassne. Więc dlaczego tak wyglądasz?
- Bo nie piłam, złociutki, tylko zalałam się w trupa! – oznajmiła entuzjastycznie, wprawiając zgromadzoną część grupy w rozbawienie, po czym czknęła. Sarutobi z westchnieniem chwycił ją w pasie z drugiej strony, by nagle się nie przewróciła.
- Ile ona wypiła? – zapytał półgębkiem Uchihy, z zaskoczeniem czując, że od niego też czuć piwem.
     Świat się wali, świat się pali.
- Jakieś sześć, czy osiem. – mruknął Sas, uśmiechając się ironicznie. 
     Brodaty kolega po fachu zacisnął usta, by nie wymsknęło się z nich jakieś wulgarne określenie. Przecież nie wolno mu przeklinać przy uczniach. Chociaż, z drugiej strony, Jiraiya nie miał takiego problemu.
- Popieprzyło was do reszty? – wrzasnął, podbiegając do nich. Minę miał odległą od zwykłej zboczono-zadowolonej. – Anko, jak ty możesz być pijana? Idiotko! Ja nie umiem czytać mapy! Jak my wrócimy do tego pieprzonego ośrodka?
    Może i sam kurort był niewielki, ale nie zmieniało to faktu, że jego orientacja w terenie była na poziomie zerowym. Na szczęście, w ekipie znajdowało się kilku zdolniejszych uczniów, Sasuke, który, jak wiadomo, jest wszechgenialny i Asuma, który też zna się na mapach. 
    W końcu uczy geografii.
- Mamy iść tam. – wybełkotała stanowczo Mitarashi, wskazując palcem kierunek gdzieś przed siebie.
- Najpierw lepiej poczekajmy na resztę dzieciaków, co? – mruknął Kakashi, nie wiadomo skąd pojawiając się tuż za nimi. Podskoczyli wszyscy. Hatake czasami ich po prostu zadziwiał.
    W niemal tym samym momencie w polu widzenia pojawił się Nagato i od razu usiadł na jakimś niskim murku, z dala od wszystkich. Wpatrywał się uparcie w zdarte czubki swoich trampek, od czasu do czasu tylko rzucając dziwne spojrzenia szarowłosemu, który kompletnie nie przejmował się tym faktem.
    Czekali dalej.

                                                       ~~~
    Po dwóch godzinach bezowocnego dreptania w koło, Kiba zarządził w końcu łaskawie postój. Nareszcie, bo całą czwórkę solidnie bolały już nogi. I Naruto w dodatku ręka, bo przez przypadek, przy zbyt gwałtownej gestykulacji, walnął nią o jakąś wystającą gałąź.
    Tak, znajdowali się w samym sercu dosyć dużego parku, który niepokojąco zaczął przypominać skraj trochę ucywilizowanego lasu. I ten fakt wcale nie uszczęśliwiał żadnego z chłopaków, chociaż Inuzuka uparcie twierdził, że jego psi nos zaraz znajdzie drogę powrotną.
    To „zaraz” nie nastąpiło już od dwóch godzin.
- Może po prostu zadzwońmy na policję, albo do nauczycieli, co? – zasugerował nagle Gaara.
    Wszyscy spojrzeli na siebie z minami „Dlaczego na to nie wpadłeś wcześniej?” i jak na komendę wyciągnęli komórki.
    Dupa.
    Dupa.
    Dupa.
    Dupa.
    Kibie padła bateria, a reszta nie miała zasięgu. Jakże słodko, jak uroczo.
- Umrzemy w tej dziczy. – wygłosił ponurym głosem Sabaku, kładąc się na miękkiej trawie. Jego chłopak natychmiast legł na wznak tuż obok niego. – Neji, pocałuj mnie. Chcę ginąć w twych ramionach, zatopiony w słodkim uścisku, smakując rozkosz twych warg, podczas gdy leśna zwierzyna okrutnie rozszarpie nasze splecione namiętnością ciała…
- ZAMKNIJ RYJ! – wrzasnął Kiba, siadając nieopodal po turecku.
     Nie mieli piwa. Każdego suszyło. Nie mieli zasięgu. A tej pieprzonej mapy nikt nie rozumiał.   
- To co teraz robimy? – zapytał po chwili Neji, wyciągając z kieszeni paczkę mentolowych papierosów. Podetknął ją Gaarze pod nos, ale ten pokręcił przecząco głową i wyciągnął własne, czerwone Malborki. 
- Teraz to siedzimy na dupie. – burknął urażony Inuzuka, gestem pokazując Naruto, by usiadł obok niego. Chłopak posłusznie klapnął na trawie, a szatyn objął go w pasie.
- Może zacznijmy biegać w kółko i krzyczeć „ratunku”? – podsunął rudy z fajką w zębach.
    Wielbiciel psów posłał mu tylko mordercze spojrzenie o sile rażenia, która powaliłaby normalnego człowieka. Zielonooki jednak trzymał się nieźle, co prawdopodobnie tylko potwierdzało fakt, że jest nienormalny.   
- Gaara, skończ. – upomniał go, o dziwo, tym razem Neji. A Gaara posłusznie zamilkł, wprowadzając tym pozostałą dwójkę w zdziwienie.
    Nadal nie mogli przyzwyczaić się, że tak neurotyczny, walnięty wariat, jak Sabaku, bywa w kontakcie z Hyuugą tak potulny i grzeczny. Rasowy pasyw. 
- Mam pomysł. – wygłosił po chwili milczenia Kiba, a wszystko zwrócili na niego spojrzenia. Jedno lekko przestraszone, pełne nadziei, drugie chłodno zainteresowane, a trzecie sceptyczne. Wszyscy wiedzieli, że Genialne Pomysły Pana Inuzuki zwykle mają w sobie pierwiastek szaleństwa, więc dla własnego bezpieczeństwa lepiej było ich nie realizować. 
- Słuchamy cię, o mistrzu. – prychnął szmaragdowooki. 
- Rozdzielimy się i zaczniemy łazić…
- Żeby zgubić się jeszcze bardziej i tym razem, samotnie. – wpadł mu w słowo długowłosy.
     Szatyn żachnął się.
- Nie! Po to, żeby znaleźć zasięg. Zadzwonimy wtedy do opiekunów, na policję i powiemy, że sprawa jest taka i taka. Znajdą nas.
- Skąd będziemy wiedzieli, gdzie jesteśmy? – zapytał rudzielec.
     Inuzuka uśmiechnął się bardzo szeroko, prezentując duże, mocne, białe zęby.
- Będą nas szukać.
- A jeśli nie znajdziemy zasięgu?
- Człowieku, nie jesteśmy w dziczy! Tu MUSI być zasięg! – wrzasnął pomysłodawca szatańskiego planu, wywracając oczami. Nadal, mimo wszystko, wierzył w potęgę nowinek technicznych.
     Pozostała trójka spojrzała na siebie ponuro. Daleko im było od entuzjazmu Igły. 
- Innego pomysłu na razie nie mamy. – westchnął Neji, wstając. Otrzepał spodnie i podał dłoń swojemu chłopakowi, który też niechętnie uniósł się do pozycji pionowej. – Spróbuj się zgubić, wpaść pod auto, skręcić kostkę, złamać nogę, rozwalić głowę o chodnik i w ogóle COŚ sobie zrobić, to się własnoręcznie zaduszę. – ostrzegł go, łapiąc lekko pod brodę. 
     Naruto zarumienił się potężnie, gdy mimowolnie stał się świadkiem sceny namiętnego pocałunku, z jego przyjaciółmi w rolach głównych. O dziwo, Gaara też się zarumienił i wyglądał, jakby dosłownie rozpływał się w jego ramionach. Brunet chwycił go mocno w pasie i przyciągnął do siebie, przechylając jednocześnie szczupłe ciało niższego chłopaka do tyłu. 
     Odklejenie się od siebie zajęło im dobre cztery minuty. 
- Ekhem…no to…idę. – mruknął, czując się nagle jak persona non grata. Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, nawet nie zauważając, że depcze Bogu ducha winne, dziko rosnące na trawie kwiatki. 
- Naruto? – zatrzymał go głos Kiby.
- Hm?
     Mina psiarza dobitnie poinformowała go, że najprawdopodobniej zapomniał o czymś ważnym. Nie potrafił jednak sobie przypomnieć, o czym.
- Coś się stało? – zapytał, nadal będąc nieświadomym swojej gafy, a Gaara przygryzł dolną wargę.
     Owszem, COŚ się stało, pomyślał z zaniepokojeniem.  Nie miał pojęcia, co, jednak coś z pewnością się zmieniło. Między Naruto i Kibą. Wcześniej byli właściwie nierozłączni, utrzymywali ze sobą bliski kontakt. Fizyczny również. No..może nie aż tak, jak on i Neji, ale drobne pocałunki, przytulanie się i chodzenie za rękę były czymś naturalnym.
     Wtedy. Bo teraz blondyn sprawiał wrażenie, jakby go unikał. Zupełnie tak, jakby bliskość Inuzuki mu była obojętna, lub wręcz przeszkadzała.
     Wyglądało to mniej więcej tak, jakby miał kogoś innego na boku. Niepokojąca sprawa.
- Nie pożegnasz się ze mną? – burknął szatyn, patrząc w ziemię.
- A, tak, tak! – ocknął się Uzumaki i szybko cmoknął jego usta. Natychmiast odskoczył i pobiegł przed siebie, machając im na pożegnanie.
     Sabaku miał rację. Coś zdecydowanie było między nimi nie tak.

                                                                                  ~~~ 
     Dwie godziny później sytuacja była gorzej, niż niepokojąca. Wszyscy się denerwowali. Absolutnie wszyscy, nawet zwykle wyluzowany Kakashi i olewająca wszystko Anko. Kobieta nawet zdążyła jako-tako wytrzeźwieć, czekając na czwórkę uczniów, która nie stawiła się na miejsce zbiórki.
- Może poszli już do ośrodka? – podsunął Hatake, wsuwając ręce w kieszenie. Pain stał z tyłu, za jego plecami, uparcie przewiercając je intensywnie błękitnym wzrokiem. 
- Sami? 
- No…
- Przecież umówiliśmy się, że czekamy na nich tutaj! – warknęła Mitarashi, wstając i drepcząc nerwowo przed nimi. Podeszwy jej butów stukały miarowo o kostkę brukową. – Cholera jasna, z nimi jest ten cały Gaara. Szlag wie, co im może strzelić do łbów…
     Sasuke, o dziwo, też wyglądał na zdenerwowanego. Przynajmniej zewnętrznie, bo w środku szalał z niepokoju. Przecież z nimi był Naruto! Jeśli ten pieprznięty Sabaku coś mu zrobi, to łeb ukręci. Na kolanie.      
- Może poszukajmy ich? – zasugerował Jiraiya. Oczyma wyobraźni już widział okrwawione trupy uczniów, a zaraz potem oskarżycielskie spojrzenia ich rodziców i kraty więzienne, zamykające się ze zgrzytem.
- I zostawimy całą resztę? – prychnęła Anko.
     Kakashi westchnął cicho, przeczesując jedną ręką swoje jasne, niemal popielate włosy.
- Ja pójdę z dzieciakami do ośrodka i zadzwonię na policję, a wy ich szukajcie. – rzucił, po czym podszedł do śmiertelnie znudzonych, lub zaniepokojonych uczniów i klasnął w dłonie. – Dobra, ferajna, ewakuujemy się!
    Wszyscy zaczęli gramolić się z ławek, murków i ziemi, na których zalegali tłumnie. Hatake nad wyraz sprawnie ich poustawiał i raźno ruszył przed siebie, machając reszcie na pożegnanie, a kilka kroków za nim, jak cień, szedł Nagato.
- To co robimy? – zapytał Asuma, gdy grupa zniknęła im z oczu.
- Rozdzielamy się i szukamy ich. – zawyrokowała Anko, wstając.
    Zdenerwowanie skutecznie niwelowało działanie alkoholu w jej organizmie. 
- Jak ktoś z was ich znajdzie, dajcie mi znać. – powiedziała, odwracając się.
- Anko!
- Hm? – mruknęła, odwracając się przez ramię.
    Jiraiya przyglądał jej się z surową miną.
- No co? – prychnęła.
- Idziemy szukać chłopców. – powiedział wolno i wyraźnie. – Nie na piwo.
- No przecież wiem! – syknęła, poirytowana.
     Uchiha nie słyszał dalszej części ich kłótni. Błyskawicznie odwrócił się i szybkim krokiem ruszył przed siebie, zastanawiając się, gdzie ci idioci mogli zaprowadzić jego Naruto.

                                                                                  ~~~
     Powiedzieć, że Uzumaki ma pecha, to mało. Ewentualnie określenie Największy Pechowiec Tego Globu byłoby w stanie oddać w pełni jego wrodzony, naturalny talent do wpadania w tarapaty. Chodził już od dobrej godziny, nie mając zielonego pojęcia, w którym kierunku idzie i jak bardzo jest oddalony od miejsca spotkania. Wiedział tylko, że robi się zimno, bolą go nogi, a komórka nadal nie łapie zasięgu. W pewnym momencie nabrał przypuszczeń, że zwyczajnie chodzi w kółko.
     Upewnił się w tym stwierdzeniu, gdy trzeci raz minął to samo drzewo. A może i nie to samo…? One wszystkie takie podobne…
     Rozdzielanie się to jednak nie był dobry pomysł. Nadal był w tym pseudolesie i nie miał pojęcia, gdzie jest reszta. Nie wiedział również, którędy może stąd wyjść na bardziej zurbanizowane tereny. Po prostu łaził po trawie, a iglaki okazjonalnie drapały go po twarzy. 
     Podskoczył i pisnął, gdy wydawało mu się, że usłyszał gdzieś z lewej trzask gałązek. Ktoś tu idzie?
     Błagam, tylko nie dzik, myślał, przełykając głośno ślinę. Tutaj są w ogóle dziki?
     Raczej nie, w końcu są nad morzem. W kurorcie. W mieście, do cholery jasnej!
- Jest tutaj ktoś? – zapytał drżącym głosem, gdy trzask powtórzył się. A potem jeszcze raz. I znowu. 
    Kolejny raz… ale teraz już słabiej. Po chwili odgłosy znikły już zupełnie. Cokolwiek to było, poszło sobie.
    Chłopak westchnął i kontynuował wędrówkę, żałując, że nie ma przy sobie paczki żelek. Uśmiechnął się na samo wspomnienie, bo gumowe, słodkie stworki od razu skojarzyły mu się z Sasuke. Z tym zajebiście miłym, czarującym i zabawnym Sasuke, z którym przegadał pół podróży. 
    I musiał przyznać, że ten facet jest…idealnie w jego typie. Ciekawy, z charakterkiem, piekielnie inteligentny i wręcz zabójczo przystojny. Co z tego, że starszy?
    Przecież to w niczym nie przeszkadza mu o nim marzyć. Bo nie wierzył, by jakiekolwiek fantazje na temat chemika wykroczyły poza granice jego wyobraźni i wcieliły się w życie. Już nie chodziło nawet o to, że facet jest jego nauczycielem, jest sporo starszy i takie związki są nielegalne. Po prostu, Uchiha prawdopodobnie jest hetero. A nawet, jeśli nie jest, to i tak nigdy na niego nie spojrzy w TEN sposób.
    Powinien raczej naprawić relacje z Kibą…
    Tak pogrążył się w myślach, że nawet nie zauważył, kiedy jego nogi natrafiły na twardszy grunt. Szedł teraz ulicą, rozglądając się. Ciemną, wąską i dosyć brudną uliczką, idealnie pasującą do scenerii z kiepskich horrorów, w którym szalony psychopata, gwałciciel i morderca napada na młode dziewczęta.
     Zadrżał. Odrapane, szare, nieco podupadłe kamienice wywołały u niego dreszcz na plecach, strasząc pustymi oczodołami wybitych okien. Nagie, szaro-brunatne cegły na jednej z nich wyglądały jak zepsute zęby, wyszczerzone w upiiornej karykaturze uśmiechu. 
     Okolica była zdecydowanie nieprzyjemna. Niemiłe wrażenie potęgował fakt, że przed jedną z bram siedział ewidentnie pijany facet, tocząc wokoło półprzytomnym spojrzeniem i paląc peta. Jego biały podkoszulek był przepocony, zżółkły i brudny od tłuszczu. Ohyda.
     To było miasto, takie same, jak setki innych. Z przodu część dla bogatszych, normalniejszych i nieskrzywionych mieszkańców oraz turystów. Schludna, czysta, wieczorami połyskująca światłami ozdobnych latarni, neonami klubów, świecącymi wystawami sklepowymi i reflektorami samochodów. Tutaj wszystko było brzydkie, brudne, stare i patologiczne. Zupełnie tak, jak ten facet, idealnie komponujący się z otoczeniem. 
    Smród i nędza. 
    Naruto zrobiło się go szkoda. Jego i umorusanych dzieciaków w przymałych ubraniach, bawiących się na chodniku w klasy. 
    Westchnął i ruszył dalej, mając nadzieję, że kieruje się w stronę centrum. Dzieciaki i pijany mężczyzna wkrótce zniknęli mu z widoku, a blondyn szybko ruszył przed siebie, oddychając płytko. Ręce wsunął do kieszeni i zacisnął w pięści.
     Ta uliczka była jeszcze gorsza.  Brudniejsza, węższa, a zamiast starego grubasa był jakiś młody, wychudzony, obszarpany i chorobliwie blady punk pod ścianą. Palił papierosy, przysłuchując się czemuś najwidoczniej. 
     Naruto dowiedział się, czemu, gdy podszedł bliżej. Z kamienicy, pod którą stał, dobiegały odgłosy gwałtownej kłótni. Chyba matki z córką, przy czym ta pierwsza wyzywała ją od lafirynd i dziwek. Punk uśmiechnął się na jego widok drapieżnie.
- Zgubiłeś się, co? – zagadnął, gasząc peta na dłoni. Na te widok chłopakowi zrobiło się niedobrze ze strachu.
- N…nie.
      Chłopak skrzywił się. Nie wyglądał na wiele starszego od Uzumaki’ego.
- Nie kłam, kurwa. Przecież nic ci nie zrobię. Wyglądam na pedała?
      Wyglądasz jak Gaara, pomyślał z mieszanką dziwnego rozbawienia chłopak, przełykając ślinę.
- Nie. – powtórzył, wbijając wzrok w chodnik. 
      Miał ochotę uciekać. Wiać, gdzie pieprz rośnie.
- Co tu robisz? – zapytał punk, wyciągając kolejnego papierosa. Minę miał obojętną, a jego farbowany na czerwono irokez był jednym z niewielu barwnych elementów w okolicy.
- Zgubiłem się. – przyznał niepewnie.
- Turysta?
      Blondyn przytaknął ruchem dłoni.
- Idź tą ulicą prosto, potem w lewo i dojdziesz do skrzyżowania. Za knajpą z takim czerwonym szyldem skręć w lewo i idź dalej, wyjdziesz w okolice centrum. Potem już sobie znajdziesz drogę. – rzucił chłopak. 
- Dzię…dzięki.
- I uważaj na psycholi, mały. 
      Już jeden robi za informatora wycieczek, pomyślał, ale uśmiechnął się z wdzięcznością. Całkiem miło.
      Zgodnie z jego wskazówkami, poszedł prosto. I nie uszedł nawet dwustu metrów, gdy nagle z impetem zderzył się z kimś ubranym na czarno. Słowa zamarły mu w ustach. Od razu poznał ten zapach.
- Sas…Sasuke-sensei? – wydusił. 
     Brunet z ulgą objął go i przytulił do siebie. Rozmyślanie nad tym, jak bardzo popieprzone jest to, co robi, zostawił sobie na potem. 
- Nic ci nie jest? – szepnął.
- Nie, w porządku. Po prostu zgubiliśmy się i Kiba nas gdzieś wyprowadził. – powiedział chłopak, uśmiechając się. Skoro był tu Uchiha, psychole już nie byli mu straszni. 
     Poczuł się znacznie bezpieczniej.
    Sasuke natomiast poczuł chęć, by przydusić go tu i teraz do ściany i zacząć całować, nie bacząc na konsekwencje. Nieludzką siłą woli powstrzymał się jednak i z żalem odsunął.
- Chodź. – rzucił sucho, odwracając się błyskawicznie.
     Zaskoczony Naruto poszedł za nim.   

1 komentarz:

  1. Cuuudne! Jak fajnie , że Sasuke go wtedy przytulił . Mam nadzieję , że będą jeszcze takie momenty w tym opowiadaniu , tylko może bardziej hmmm... w stylu chęci Uchichy w ostatnim kawałku tego rozdziału , ze tak to nazwę. ;D
    If you know what I mean ;>

    Karin35

    P.S. . Czekam na CD.

    OdpowiedzUsuń