piątek, 21 grudnia 2012

Oneshot – Last cigarette (AsuShika)


        Niebo na znak żałoby przybrało kolor grafitowych chmur burzowych i zaczęło płakać gęstymi kroplami deszczu. Lejąca się z góry woda rozmywała krew, sprawiajac, że na dachu budynku pojawiały się różowe, mętne kałuże. Pośrodku tego zbierającego się morza rozwodnionej krwi leżał mężczyzna. Był blady i oddychał nierówno.

         Ino klęczała obok niego i nadal usiłowała swoją chakrą medyka wyleczyć jego rany, co nie przeszkadzało jej jednocześnie płakać. Shikamaru zazdrościł jej tej umiejętności rozryczenia się niezależnie od czasu i miejsca. On nie potrafił płakać, chociaż właśnie umierała jego ukochana osoba.

- Sensei, wytrzymaj! – łkała. – Pomoc już jest w drodze, wytrzymaj!

         Asuma uśmiechnął się lekko.

- Zostaw, to na nic. – mruknął słabo. Dziewczyna zaryczała głośniej, a jej jasne, mokre włosy rozsypały się dookoła. Gdzieś obok chlipał Chouji, ale Nara tylko stał, zaciskając pięści w poczuciu bezradności. Nie mógł zrobić nic, życie wypływało z mężczyzny, przybierając kształt czerwonej smugi krwi.

- Shika…- szepnął. Chłopak drgnął i klęknął obok swojego nauczyciela. – Mam prośbę?

- Tak?

- Podaj mi papierosa. – powiedział. Brązowe oczy chłopaka rozszerzyły się w szoku, ale posłusznie zaczął grzebać w jego kieszeni. Czuł ciepło jego ciała i drżące mięśnie i znowu nabrał ochoty na płacz, ale jego oczy nadal pozostawały suche. Wetknął papierosa między zbielałe wargi Asumy i podpalił jego koniuszek, który natychmiast rozżarzył się i zaczął lekko dymić. Mężczyzna zaciągnął się i zaczął kaszleć, a z jego nozdrzy wydobył się obłoczek szarego dymu.

- Zawsze mi mówiłeś, że umrę na raka od tego palenia. – zachichotał cicho, patrząc swojemu ulubionemu uczniowi prosto w oczy.

- I pewnie by tak było, gdyby nie ten Hidan. – syknął chłopak, zaciskając wargi. Wyglądał w tym momencie za poważnie na 16 lat. Tak to już bywa, shinobi zawsze dojrzewają szybciej…

- Zemszczę się, Asuma. – obiecał, dotykając delikatnie jego ramienia. Blade wargi ułożyły się ponownie w delikatny uśmiech.

- Nie wątpię. – szepnął i wykonał tytaniczny wysiłek, by podnieść swoją dłoń i chwycić jego rękę. Shika nie zaprotestował, gdy ich dłonie złączyły się, a Ino z wrażenia przestała płakać. Podejrzewała, że ich sensei woli chłopców, ale nigdy by nie przypuszczała, ze coś głębszego łączy jego i Shikamaru. Zawsze myślała, że Nara jest po prostu za leniwy, aby mieć dziewczynę.

         Sarutobi uśmiechnął się szerzej, widząc zdziwienie i zakłopotanie dziewczyny. Oni wiele nie wiedzieli o swoim przyjacielu, nie przypuszczali, że szatyn jest tak naprawdę człowiekiem czynu, a jego wieczne znudzenie jest staraną grą aktorską, która ma zmylić wroga. On wiedział, że w niektórych sytuacjach brązowooki wykazuje aż nadmierne zaangażowanie.

          Przed oczami przelatywały mu sceny z życia. Wspólne gry w shogi, potem wspólne spacery, nauka, rozmowy, aż w końcu wspólne noce.

- Pamiętasz pierwszy raz? – zapytał szeptem. Chłopak zarumienił się nieznacznie i kiwnął głową. Pamiętał i będzie pamiętać do końca życia.

~~~

           To zdarzyło się w przeddzień egzaminu na chuunina. Był ciepły, niemal bezwietrzny dzień, a niebo przedstawiało sobą definicję idealnego błękitu, nie skażonego żadną, choćby najmniejszą chmurką. W całej wiosce panowała atmosfera radosnego oczekiwania, głównie na walkę Sasuke i Gaary. Wszyscy rozmawiali o tym żywo, zakładali sie kto wygra i ogólnie robili hałas, który zazwyczaj powinien towarzyszyć takim uroczystościom. Tylko jedna istota nie wykazywała żadnego zainteresowania jutrzejszym dniem, ale nikogo to nie dziwiło, bo akurat TA osoba NIGDY nie wykazywała zainteresowania czymkolwiek, no może poza chmurami.

            Shikamaru leżał sobie leniwie na dachu jakiegoś domu, wlepiając oczy w lazurowe niebo. Jak na złość nie było na nim ani jednej chmury, którą mógłby podziwiać, tylko słońce z irytującą zawziętością kłuło go prosto w ślepia, wyciskając z nich łzy. Przymknął powieki, rozkoszując się ciepłem promieni słonecznych czule pieszczących jego skórę. Podejrzewał, że za najdalej dwie godziny będzie cały czerwony i wszystko będzie go piekło, ale nie mógł odmówić sobie luksusu wylegiwania na słońcu. Chouji zawsze mówił, że najbardziej przypomina lenistwa, ale Asuma twierdził, że pod tym względem jesr jak kot. Tym i nie tylko.

          Komórka w jego kieszeni zawibrowała, wysyłając w okolice uda przyjemne dreszcze, a jego uszy poraziła specjalnie ustawiona melodia. Niechętnie wyciągnął aparat z kieszeni, nacisnął na oślep zieloną słuchawkę i przyłożył nowinkę techniczną do ucha. W normalnych warunkach za cholerę by nie odebrał, ale tym razem dzwonił Sarutobi. Rozpoznał ten fakt od razu, ponieważ sensei sam ustawił mu tak krzykliwy dzwonek odzywajacy się tylko wtedy, gdy Jego Łaskawość Asuma Brodaty raczył telefonować do swojego ucznia.

- Haloo? – mruknął sennie, nie otwierając oczu. Uśmiechnął się lekko, słysząc pełen wesołości śmiech swojego nauczyciela.

- Wpadniesz na partyjkę shogi, Shikamaru? – zapytał Sarutobi.

- Tylko jedną? Nie wiem, czy opłaca mi się iść na trzy minuty tylko po to, żebyś przegrał. – zachichotał z wrednym uśmiechem Nara. Mężczyzna prychnął z rozbawieniem.

- Nie doceniasz moich możliwości, Shika. Złaź z tego dachu i przychodź do mnie, wyciągam z lodówki herbatę.

- Ej! Skąd wiesz, że jestem na dachu?!

           Asuma nie odpowiedział, tylko rozłączył się. Shikamaru westchnął, przeciągnął się jak kot i zaczął skakać po dachach najbliższych domów, kierując się nieomylnie w stronę lokum Sarutobiego. Znał drogę doskonale, bo bywał tam niemal równie często, co w swoim własnym domu. Lekko zdyszany dotarł do drzwi i wszedł bez pukania. Asu nigdy nie zamykał, nawet gdy wychodził.

- Asuma-sensei? – zawołał. Krótkowłosy wyszedł z kuchni, trzymając tacę z dwoma szklankami i dzbankiem mrożonej herbaty własnej roboty, którą chłopak uwielbiał. Z zadowoleniem zauważył, że na szkle pojawiła się cieniutka warstewka szronu świadcząca o tym, że napój właśnie opuścił teren lodówki.

- Wejdź. – mężczyzna kiwnął głową w stronę salonu, gdzie na środku leżały już rozłożone starannie szachy. Zaczęli grać.

           Zanim się obejrzeli, słońce już zaszło, a Shikamaru wygrał jakieś 15 razy. Teraz stali na balkonie i wpatrywali się w ciemniejące niebo, na którym pojawiały się pierwsze gwiazdy. Sarutobi palił powoli papierosa, wydmuchując kłąb dymu w powietrze.

- Chyba powoli powinienem spadać. – mruknął Nara bez entuzjazmu. – Późno jest, matka znowu zrobi jej awanturę.

- Zostań jeszcze trochę, zadzwonie do niej. – poprosił krótkowłosy, wyciągając z kieszeni telefon. Wrócił do srodka i porozmawiał przez chwilę z panią Nara, a po chwili wrócił i oświadczył entuzjastycznie, że chłopak może zostać, byle tylko wrócił przed północą.

- Dasz mi zapalić? – zapytał nieoczekiwanie Shikamaru, wpatrując się w papieros, który sterczał z ust mężczyzny i lekko żarzył się w ciemności.

- Po co? Przeciez nie cierpisz fajek.

- Chcę spróbować.

- No nie wiem. Jako nauczyciel chyba nie powinienem…- zaczął Asuma, ale chłopak mu przerwał.

- Jako nauczyciel nie. Ale jako przyjaciel możesz.

          Westchnął i podał szatynowi paczkę papierosów. Ten wyciągnął jednego i wetknął między wargi, a mężczyzna musiał przyznać, że wygląda z nim piekielnie seksownie. Wyciągnął w jego stronę dłoń z zapalniczką i podpalił koniuszek, niewielki płomień zatańczył w ciemnych, błyszczących tęczówkach Shikamaru. Chłopak zaciągnął się i niemal od razu zaczął kaszleć, krztusząc się dymem, a z kącików jego oczu popłynęły łzy.

- Własnie miałem cię ostrzec, żebyś się nie zaciągał. – westchnął Sarutobi, klepiąc długowłosego po plecach.

- Jak ty możesz to palić? – prychnął z oburzeniem brązowooki.

- Z przyzwyczajenia. – mruknął Asuma i otarł delikatnie dłonią jego policzki z łez. Oczy chłopaka rozszerzyły się w szoku, a on dopiero wtedy oprzytomiał i zdał sobie sprawę z tego, że bada opuszkami palców kontur jego twarzy i miękkość warg. Odsunął się.

- Przepraszam…

- Nie przepraszaj. Kontynuuj.

- Shikamaru, co ty…? – nie dokończył, bo chłopak rzucił mu się na szyję, przywierając do niego całym ciałem i przyssał się namiętnie do jego warg. Nie umiał dobrze całować, ale mimo to po ciele mężczyzny przechodziły dreszcze podniecenia, gdy czuł jego zwinny, gorący języczej wewnątrz swoich ust.

- Chodź do środka. – szepnął ochrypłym z emocji głosem Asuma, gdy w końcu oderwali się od siebie z braku powietrza. Całowanie się na jego balkonie było cholernie głupie, ktoś mógł ich zobaczyć, a w końcu Shikamaru był jego uczniem, ale nie dbał o to. Chciał w tej chwili tylko czuć ciepło ciała chłopaka, jego obecność i słyszeć jego głos.

          Spleceni w czułym uścisku wpadli do salonu, a Sarutobi z zawrotną prędkością pozasłaniał wszystkie okna. W pokoju panował teraz półmrok, rozpraszany tylko nikłym światłkiem małej lampki. Mężczyzna wziął szatyna z łatwością na ręce i położył na kanapie, patrząc na jego piękne, wyprężone ciało i błyszczące z podniecenia oczy. Ponownie skosztował jego ust, a ten rozchylił wargi, zapraszając go do środka, z czego Asuma chętnie skorzystał, pogłębiając pocąłunek. Nara zachichotał, czując jak broda senseia drapie go po podbródku w przyjemny sposób. Czarnowłosy chwycił rąbek jego koszulki i powoli ściągnął ją z chłopaka, wodząc opuszkami palców po jego nagim torsie. Ustami znaczył sobie wilgotną ścieżkę od jego szyi w dół, aż zatrzymał się tuż przy lini bokserek. Długowłosy ciężko oddychał i jęknął, gdy silne dłonie Sarutobiego pozbawiły go spodni i bielizny jednocześnie. Leżał teraz pod nim nagi, rozpalony i uroczo zarumieniony.

- Na pewno tego chcesz? – upewnił się mężczyzna, powoli rozpinając własne spodnie i pozbywając się koszuli.

- Tak, weź mnie….

Ponownie przywarł do szczupłego ciała swojego ucznia, znacząc je pocałunkami. Shikamaru biernie leżał pod nim, wyginając się i jęcząc mu prosto do ucha.

- Uważaj, zaraz zaboli. – ostrzegł go szeptem Asuma, jednocześnie rozciągając palcami. Drugą dłonią chwycił jego męskość i wszedł szybko w ciasne, dziewicze wnętrze chłopaka, pocałunkiem tłumiąc jego pełen bólu krzyk. Zaczął szybko poruszać dłonią, czując jak męskość Nary pulsuje, aż w końcu szatyn poruszył biodrami, dając mu znak, że może już zaczynać. Poruszył biodrami, na początku powoli, aby stopniowo przyspieszać. Z ust jelonka wyrywały się bezwstydne jęki, których nawet nie starał się tłumić, a przed oczami widział błyski mieniące się tysiącami barw. Poczuł tylko, jak nauczyciel rozlewa się w jego wnętrzu, a chwilę potem sam doszedł, krzycząc jego imię.

                                         ~~~

- Tak, pamiętam. – odparł zduszonym szeptem. Asuma uśmiechnął się lekko i ponownie zaciągnął papierosem.

- Zawsze wiedziałem, że kiedyś umrę, ale mimo wszystko nadal chciałbym tu zostać z wami. Zwłaszcza z tobą, Maru… - mruknął słabo mężczyzna. Shikamaru odgarnął mu mokre włosy z czoła i wyciągnął z ust papierosa. Zaciągnął się nim, krztusząc się dymem i czując na filtrze smak ust ukochanego. Z jego oczu popłynęły łzy, a z gardła wyrwał się szloch. Ignorując oszołomioną Ino i jeszcze bardziej zdziwionego Chouji’ego delikatnie przywarł do ust senseia, smakując ich po raz ostatni. Czuł, jak powoli robią się zimne i martwe, aż w końcu powieki mężczyzny opadły.

          Papieros opadł zgrabnym łukiem na ziemię, gdzie również zamarł, zgaszony przez wszechobecny deszcz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz