poniedziałek, 31 grudnia 2012

Chemia 17


    Kroki na korytarzu robiły się coraz szybsze i coraz bardziej nerwowe. Sasuke miotał się w tą i z powrotem, jak dzikie, niebezpieczne zwierze w klatce, bez dostępu do puszystych zwierzaczków, które można rozszarpać na strzępy w każdej chwili. Z minuty na minutę był coraz bardziej wściekły. To już nie była jego słynna, zimna furia, objawiająca się lodowatym spojrzeniem i jeszcze zimniejszym głosem. To nie było nagłe blednięcie, zaciśnięte szczęki i drgające powieki.
     To było już wysokiego stadium wkurwienie, które swoje ujście znajdowało w łomotaniu na korytarzu. Był tak zdenerwowany, że nie zauważył nawet, kiedy zza drzwi naprzeciwko lokum Kiby i Naruto, zaczęły napływać dziwne dźwięki. 
     Podszedł bliżej i po chwilowym wahaniu, przyłożył do nich ucho. Teraz już mógł rozróżnić niski, głęboki, ale łagodny głos Neji’ego i zachrypnięty, seksowny, należący do Sabaku. Co więcej, odgłosy jednoznacznie wskazywały na to, że chłopcy umilają sobie czas wolny w bardzo wyrafinowany sposób. 
     W sumie, niewiele go to obchodziło, czy Gaara i Hyuuga się pieprzą, czy też nie. Byle tylko nie usłyszał takich dźwięków zza drzwi Naruto, bo chyba szlag go trafi.
      Powtórka, szlag go trafiał już teraz. Ale jeśli zobaczy, usłyszy, lub też dowie się, że Uzumaki przespał się jednak z tym cholernym psiarzem, to umrze na zawał. Ale najpierw, wyrwie Inuzuce wątrobę i wytłucze mózg przez nos. Jeśli on w ogóle jakikolwiek mózg posiada. Wielokrotnie na lekcjach chemii Uchiha mógł przekonać się, że jest raczej na odwrót. Zupełnie tak, jakby Kiba myślał innym narządem. Tym, który, nawiasem mówiąc, ma zamiar dzisiaj, zaraz, wpakować do…
- Dosyć! – syknął sam do siebie, zaciskając mocno pięści. Kopnął z całej siły ścianę, w myślach serwując sobie niezłą wiązankę przekleństw. – Przestań o tym myśleć!  
- Sensei, kłócenie się samemu z sobą jest niebezpieczne. – odezwał się obojętny, choć zabarwiony nutką ironii głos gdzieś z tyłu. Odwrócił się błyskawicznie w jego stronę i zmarszczył brwi na widok Paina. Chłopak miał na sobie czarną piżamę, a na niej szlafrok, również czarny, ozdobiony wzorkiem czerwonych chmurek. Stał przy ścianie, opierając się o nią barkiem, a ręce miał splecione na piersi. Jego dziwne, ciemnoniebieskie oczy wlepione były w nauczyciela.
    Sasuke zmełł w ustach przekleństwo.
- Co ty tu robisz? – syknął.
- Spaceruję. Jeszcze nie ma ciszy nocnej.
- A musisz spacerować akurat tutaj?! – warknął Uchiha. Jęki Gaary wcale nie pomagały mu w zachowaniu samokontroli.
      Na usta rudzielca wpłynął złośliwy uśmieszek.
- Zasadniczo, proszę pana, mogę i taki właśnie mam zamiar. De facto, mój pokój znajduje się na tym piętrze, więc, by opuścić go, jestem zmuszony przejść przez ten korytarz. – wygłosił spokojnym głosem, a w Sasuke aż się zagotowało.
     Cholerny, bezczelny gówniarz! 
- To przechodź przez niego szybciej. – wywarczał, powstrzymując chęć, by rzucić się Rinneganowi do gardła. Chłopak minął go, nadal z tym wrednym uśmiechem na wąskich, zakolczykowanych wargach, po czym zniknął gdzieś za rogiem. Sasuke nie był w stanie nawet zastanawiać się, dokąd i po kiego czorta idzie. 
      Miał ważniejsze problemy na głowie.

                                                                  ~~~ 
      Kiba rzucił się od razu na łóżko, zrzucając poduszkę na podłogę. Cały czas zanosił się głośnym śmiechem, raczej przypominającym szczekanie psa. Wyglądał na równie ucieszonego, co ten milutki czworonóg, gdy właściciel w akcie łaski uraczy go kawałkiem własnego kotleta.
- Ale jaja, nie? – zarechotał wesoło do swojego chłopaka, puszczając mu oczko. Blondyn usiadł tuż obok niego, dziwnie ponury i milczący.
- Taa…
- Stało się coś, Naru? Wypadłeś stamtąd, jakby cię ktoś gonił… – mruknął.
- Nie, ale… – zaczął.
- Ale?
- Nie ważne.
      Kiba usiadł momentalnie i przytulił go mocno do siebie. Uzumaki zwalczył chęć, by zwyczajnie go od siebie odepchnąć. Wcale nie miał ochoty na jego dotyk. Inuzuka położył podbródek na jego ramieniu, wciągając nozdrzami jego odurzający zapach. Zawsze lubił bardzo Naruto…wąchać.
     Zwłaszcza po lekcjach wf, co się wybitnie niebieskookiemu nie podobało, ale nie protestował. Czytał, że niektórzy ludzie lubią naturalny zapach innych. Podobno jest dla nich bardzo podniecający. To by się zgadzało, bo za każdym razem w takiej sytuacji Kiba bywał dziwnie całuśny.
- Naru, rozluźnij się, no. – zamruczał, przesuwając dłonie w dół, po jego biodrach, aż na uda. Jasnooki lekko zadrżał. 
      Wilgotny język Igły zaczął błądzić po szyi chłopaka, znacząc mokrą ścieżkę na jego lekko opalonej, aksamitnej skórze, pachnącej słońcem, waniliowym kremem i czymś zniewalająco słodkim, rozbudzającym zmysły jak markowy afrodyzjak. 
      Uzumaki mruknął cicho. To było…miłe. Przyjemne. I nic więcej. Owszem, dłonie Kiby były delikatne i potrafiły dać łagodny, subtelny dotyk, ale brakowało czegoś w tym wszystkim. Jakiejś mglistej otoczki niesamowitości, szału ciał, zmysłowości. Nie czuł przyspieszonego tętna, żadna pieszczota nie odzywała się rozkosznym drżeniem mięśni i nagłymi falami gorąca. To nie było to. Nie to, czego chciał, czego oczekiwał od pierwszego razu z ukochanym facetem.
      Zaraz…jakim ukochanym? Sam ostatnio zaczął coraz bardziej wątpić w to, co było między nim, a Kibą. 
      A to, co chłopak mu robił, po prostu było fajne. Trafniej się tego nie dało określić. 
      Fajne…i to na tyle w tym temacie. Właśnie dlatego było mu tak okropnie głupio i wstyd. Chciał spłonąć, zapaść się pod ziemię, cokolwiek, byle tylko nie być tu sam na sam z szatynem, bo… bo…Bo chciałby czuć inne dłonie, rozsuwające rozporek w jego spodniach. Z ulgą odkrył, że jego ciało reaguje prawidłowo, chociaż myślom było daleko od ekstazy i czerpania rozkoszy ze zbliżenia. Zaczął powoli podejrzewać, że chyba jest emocjonalnie oziębły.
      Albo, co gorsze, po prostu ukierunkowany na innego osobnika. Pewnego…cholernie seksownego, czarnowłosego osobnika…
      Jęknął, gdy dłoń psiarza zanurkowała pod jego bieliznę i zacisnęła się na jego członku, podczas gdy usta nadal nie odrywały się od pachnącej szyi. Tętno jasnowłosego nareszcie trochę przyspieszyło.
- Kocham cię… – szepnął mu na ucho Kiba, ssąc je leciutko. Naruto już otworzył usta, by odpowiedzieć mu w podobny deseń, ale odkrył, że tak naprawdę sam już nie wie, co ma mu powiedzieć. Targały nim sprzeczne emocje. Nie był już wcale taki pewny swoich uczuć. Coraz częściej zaczynał myśleć, że to, co czuje do Kiby, to głęboka przyjaźń, w najlepszym wypadku zauroczenie. 
      Ale nie miłość. Zdecydowanie nie. Dla niego miłość to było coś…magicznego, epickiego, pięknego. Nie mogła być tak płytka. Nie, nie nie i już! Po prostu nie mogła. To, co czuł, to z pewnością nie była miłość. Zauroczenie, tak. Ale nie miłość.
      Na szczęście, Inuzuka zaczął pieścić go trochę mocniej, wyrywając tym samym z jego ust przeciągły jęk przyjemności. Dzięki temu, niebieskooki nie musiał już nic odpowiadać. Ciemnowłosy wziął ten odgłos za coś w rodzaju „Ja ciebie też”, bo uśmiechnął się z czułością i odwrócił go nieco do siebie przodem.
      Teraz jego usta zaatakowały pełne, czerwone, rozchylone wargi blondyna, a ten siłą woli powstrzymał się, by nie zadrżeć z obrzydzenia. W życiu jeszcze nie czuł się tak podle. Sprawiało mu to przyjemność, owszem, ale podświadomie wcale nie chciał. 
- Naprawdę chcesz się ze mną przespać? – zapytał Kiba, jakby jeszcze nie dowierzał w szczęście, które raczyło go w tyłek kopnąć. 
      Powiedział to dosyć głośno. Na tyle, by drepczący wściekle po korytarzu Sasuke zamarł w pół kroku.
- Tak. – wymamrotał niebieskooki. W życiu jeszcze nie powiedział czegoś, co zabrzmiałoby równie nieszczerze. 
      To też Uchiha usłyszał. I wtedy krew go zalała.
      I wtedy nadszedł koniec czasów.
      I wtedy nadeszła pora krwi i pożogi, zemsty i mordu.
      I wtedy powietrze morowe wstrząsnęło zasłonami, podczas gdy drzwi zostały otworzone kopniakiem, a do środka z wściekłym rykiem wtoczył się nauczyciel chemii. Obecnie, etatowa reinkarnacja furii. 
     Cholery też.
- Po moim trupie! – wrzasnął, a Inuzuka ze zdziwienia aż sturlał się z łóżka na podłogę. Sasuke ogromną siłą woli zwalczył chęć, by podbiec do niego, wziąć za te brązowe kudły i walić o ziemię tak długo, dopóki nie wybije mu ze łba deprawowanie jego blondynka.
     To znaczy… chodziło o to, że jest nauczycielem, opiekunem i nie pozwoli…
     Kogo ty chcesz oszukać, Uchiha?
- Nie obchodzi mnie to, co robicie sobie wieczorami. – wydusił przez zaciśnięte zęby brunet, blednąc. – Ale nie pozwolę, żebyście robili to pod moim nosem. Jasne?!
     „Nie pozwolę, żebyście robili to W OGÓLE!” – pomyślał, ale tylko zagryzł wargi. Prawie do krwi. Potem tylko odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami.
      Przed oczami nadal miał zarumienioną twarz Uzumaki’ego.

                                                                                       ~~~
      – Co za pojeb. – mruknął Kiba, wracając z powrotem na łóżko. – No, skarbie, na czym to skończyliśmy…?
- Na niczym. – odparł zdecydowanie blondyn, podciągając spodnie i poprawiając ubranie. Matko, Sasuke zobaczył go w TAKIM stanie! Co…co on sobie o nim pomyśli? Że jest puszczalski? Że jest tępym pedałem, który nie rozumie nic i swoją przyszłość ogranicza jedynie do rżnięcia przez facetów?
- Naru…
- Muszę wyjść. – pisnął niemal histerycznie, wkładając trampki.
      Nie sznurował ich. Nie miał czasu.
- Ale… – zaprotestował Kiba, lecz nie zdążył. Narwany chłopak już wypadł z pokoju, niemal potykając się po drodze o próg. Zaraz za drzwiami zderzył się z Lee, który chyba wymyślił sobie nowe hobby, czyli „Podglądanie Ludzi W Najmniej Odpowiednich Momentach”.
- Naruto-kun, stało się coś? – zapytał niepewnie, podając mu dłoń, bo impet uderzenia odrzucił niższego chłopca na podłogę.
- N…nie, to znaczy tak…eee…to znaczy, nie! – wymamrotał blondyn, chwytając jego rękę. Z pomocą zielonego stworka podciągnął się do pozycji pionowej, rozglądając rozpaczliwie po korytarzu. Nigdzie nie było ani śladu bruneta. 
- Co…?
     Jasnooki skrzywił się niecierpliwie.
- Widziałeś gdzieś Sasuke-sensei’a? – wydyszał, łapiąc Lee za przód kombinezonu. Zignorował nawet rwący ból w poparzonej dłoni, na której nadal miał opatrunek.Ten spojrzał na niego zdziwionymi, żuczymi ślepiami, nieco zaniepokojony.
- Tak, ale…
- GDZIE ON JEST?!
     Rock wyplątał się z jego uścisku, unosząc tylko krzaczaste brwi na widok wilgotnych, zaróżowionych śladów na jego szyi. Ewidentnie zostawionych przez czyjeś usta. Ba! Mógł nawet wskazać osobę, która je zostawiła. Z dokładnością do jednej jednostki ludzkiej.
     A właściwie psiej.
- Naruto, czy wy…?
- Nie! – wrzasnął blondyn. – Gdzie polazł Uchiha?
- Tam… – mruknął przestraszony Lee, wskazując mu koniec korytarza. Uzumaki klepnął go w ramię.
- Nie można było tak od razu?
     Zanim zielony zdążył odpowiedzieć cokolwiek, rzucił się biegiem we wskazanym kierunku, niemal zabijając po drodze o własne sznurowadła. Na schodach nie było Sasuke. W stołówce też. Nigdzie go nie było, chociaż latał jak wściekły wariat po ośrodku. Pędem skierował się w stronę drzwi, oddychając ciężko.
     Wypadł na zewnątrz i potknął się tuż za drzwiami, z przerażeniem widząc, jak grunt zbliża się w niepokojącym tempie do jego twarzy. W ostatniej chwili silne, męskie ramiona uchroniły go od upadku. 
- Uważaj, jak chodzisz, młotku.  – usłyszał tuż obok ucha i wręcz go sparaliżowało.
- Sas…Sasuke-sensei…
     Chemik nie odpowiedział nic, tylko postawił go do pionu i chwycił go za dłoń, która była obandażowana. Cholera. Przecież obiecał jego matce, że to on, sam, osobiście zajmie się chłopakiem na tej wycieczce. 
- Boli? – zapytał możliwie jak najchłodniej. 
     Nie mógł w to uwierzyć. Jak…jak to się stało, że on i Kiba?
     Apokalipsa. 
- Nie, ale…
- Zmienię ci bandaż, chodź.
     Odwrócił się na pięcie, ciągnąc go za sobą do wnętrza budynku. Ściślej mówiąc – do pokoju, który aktualnie zajmował. Naruto przez całą drogę milczał, siłą powstrzymując chęć, by po prostu zemdleć, albo zwymiotować na środku korytarza. Chciał mu to wszystko wytłumaczyć. Że to wcale nie tak, że on się puszcza z wszystkimi, że przecież Kiba to jego chłopak i chyba mają do tego prawo. Chciał przeprosić za to, że nie powinien tak postępować na wycieczce. Nie chciał, żeby Sasuke myślał o nim jak o…o…dziwce. 
      A teraz nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
      Brunet otworzył drzwi i wręcz wepchnął go do środka. 
- Siadaj. – powiedział, wskazując mu łóżko. Niebieskooki posłusznie usiadł, wpatrując się w swoje trampki. Uchiha w tym czasie zaczął grzebać w walizce, stojącej przy ścianie. Nawet nie był jeszcze rozpakowany. 
      Podszedł do niego po chwili z jakąś maścią, gazą i bandażami.
- Daj rękę. – polecił cicho, nadal zimnym tonem. Jego zły humor był teraz doskonale usprawiedliwiony…
      …prawda?
      Miał prawo złościć się, bo chłopak, którym był „zainteresowany”, ewidentnie zabierał się do baraszkowania z Inuzuką na łóżku. Co prawda, nie miał prawa robić mu z tego powodu wyrzutów. Nie był jego. Nie zdradził go, nie zrobił nic, za co miałby teraz przepraszać.
      To po prostu Sasuke jest aż takim palantem, by zakochać się we własnym uczniu. 
- Sensei, ja…
- Nie musisz nic mówić. Rozumiem. – uciął brunet. 
       Chłopiec przełknął ślinę. Był coraz bardziej zdenerwowany.
- Ale chodzi mi o to…Kiba mówi, że pan jest gejem. W takim wypadku, dlaczego pan cały czas…tak się patrzy? Jakbyśmy robili coś bardzo złego. Przecież to nie powinno pana obrzydzać, ani nic. No i…chciałem przeprosić. Nie powinniśmy robić tego na wycieczce szkolnej. 
       Mężczyzna mimowolnie zacisnął pięści, ściskając mocno jego dłoń. Niebieskooki syknął.
- Nie powinniście robić tego W OGÓLE. – wywarczał Sasuke. Nie poznawał sam siebie. Dawno już nie zdarzyło mu się aż tak utracić kontroli nad własnymi emocjami.
       Właściwie…rozważał perspektywę wyjaśnienia całej sytuacji Uzumaki’emu. Powinien wiedzieć, że jego nauczyciel jest zboczeńcem.
       Może rodzice go przepiszą do innej szkoły? Tak, to by było świetne rozwiązanie. Przy odrobinie szczęścia, nigdy by go więcej nie zobaczył.
- Dla…dlaczego?
- Pytasz mnie, dlaczego? – prychnął. – Dlatego, że szlag mnie trafia za każdym razem, kiedy was widzę. I mam ochotę przetrącić Inuzuce łapy, jak cię dotyka, rozumiesz?
- Ale…
- Nie ma żadnych „ale”. – uciął zaciekle rozsmarowując maść na jego dłoni, nie patrząc na to, że może mu zrobić krzywdę. – Wiem, że to nie moja sprawa. Nie mam prawa wręcz ingerować w tą sytuację, Naruto. Ale przysięgam, ja go zabiję, jeśli jeszcze raz zobaczę taki obrazek! – wrzasnął. 
      Blondyn wpatrywał się w niego z osłupieniem i strachem, zastanawiając się, kiedy nauczyciel zwariował. I gdzie są lekarstwa, które widocznie powinien zażyć? Nigdy, jeszcze nigdy wcześniej nie widział, by Uchiha był tak zdenerwowany.
      Aż mu zaschło w gardle. Wysunął nieświadomie język, zwilżając wargi, a wtedy w czarnych oczach coś się zapaliło. 
      Sasuke dobrze wiedział, że nie powinien tego robić, ale nic nie byłoby w stanie go teraz powstrzymać. Jedną ręką objął Naruto w pasie, przyciągając do siebie, po czym delikatnie najpierw liznął jego wargi, a potem zatopił między nimi gorący, wilgotny język, łącząc ich usta w pocałunku.
      Smakował żelkami Haribo i miętową gumą do żucia.
      Ciałem blondyna wstrząsnął dreszcz, poczuł nagłą falę gorąca, uderzającą na policzki. To było…lepsze, niż wszystko to, co robił mu Kiba. Ten jeden, mały pocałunek. Dobrze, że siedział, bo gdyby stał, niechybnie by zaliczył kolejną glebę w tym dniu. 
       Uchiha zamarł, czując, że chłopak wcale nie wykazuje oporu. Nie piszczy, nie rzuca się, nie woła pomocy, nic. Przeciwnie, objął go za szyję, przyciągając jeszcze bardziej do siebie i powoli zaczął oddawać pocałunek, mrucząc cicho. Jak kociak.
        Wtedy też brunet uznał, że prawdopodobnie popełnił największą głupotę w swoim życiu, za którą pewnie będzie słono płacił. I nigdy wcześniej jeszcze nie był aż tak zadowolony. Odessał się od ust Uzumaki’ego i pocałował lekko chłopaka w zarumieniony policzek. Blondyn oddychał płytko.
- Dlatego. – szepnął mu do ucha. – Naruto, ja od dawna…czuję do ciebie chemię. 
          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz