piątek, 21 grudnia 2012

Oneshot – Zapalenie pęcherza (KisaIta)


      Puk. Puk.Puk.

- Knoc, knock, knockin’ on heaven’s dooooor! – zawył Kisame, waląc po raz kolejny pięścią w drzwi do łazienki. – Łasiczko, wpuuść mnieee!

Z drugiej strony dobiegło do jego uszu zirytowane prychnięcie czarnowłosego. Itachi wprost nienawidził, kiedy ktoś mu przeszkadzał w szczotkowaniu włosów.

- Przecież sikałeś dziesięć minut temu! – warknął.

- Ale teraz znowu mi się chcę! – jęknął żałośnie niebieski, krzyżując nogi. Przedstawiał sobą definicję słowa „nieszczęście”. Uchiha westchnął ciężko i zaklął. Zamek kliknął, a drzwi uchyliły się, wpuszczając rybę do środka. Ten odetchnął z ulgą, stając nad klozetem i odpiął spodnie. Dopiero wtedy o czymś sobie przypomniał.

- Mógłbyś wyjść? – zapytał, czerwieniąc się lekko.

- Nie! – warknął długowłosy, rozczesując swoje gęste, wilgotne, pachnące truskawkami pasma. Przed chwilą brał kąpiel, co było widać po zaparowanych szybach i pianie zalegającej na podłodze.

- Ale ja się wstydzę!

       W oczach bruneta błysnął sharingan. Kisame już otwierał usta, aby składać dalsze zażalenia, ale szybko je zamknął, widząc szkarłatne oczy partnera. Wiedział, że z jutsu Uchiha nie ma żartów. Odwrócił więc wzrok od seksownego, półnagiego Łasica i odetchnął głęboko, skupiając się na załatwieniu swoich spraw. Niestety nie wszystko szło po jego myśli.

- Nie mogę. – jęknął, gdy z jego interesu spłynęło kilka żółtych kropelek, które uderzyły o dno muszli. Woda zafalowała, rozmywając odbicie jego twarzy.

- Nic dziwnego, skoro sikasz już dzisiaj szesnasty raz. – prychnął lekceważąco Ita, wcierając w buźkę krem nawilżający na bazie kawioru. Kis spojrzał z urazą na pudełko, po czym demonstrancyjnie odwrócił wzrok.

- Ale wtedy też nie mogłem! – burknął, wbijając zranione spojrzenie w kafelki.

       Itach zmarszczył brwi.

- Może jesteś chory? – zapytał.

       Twarz ryby rozświetlił pełen szczęścia uśmiech, zajmujący 7/8 jego twarzy. Uchiha mógłby przysiąc, że w jego oczach pojawiły się dwa różowe serduszka.

- Ita-chan! – zawył radośnie niebieski, przytulając się do jego pleców. Nie zawracał sobie głowy faktem, że jego rozporek jest całkowicie rozpięty, a duma rodowa wisi i powiewa jak chorągiew na wietrze. – Martwisz się o moje zdrowie!

- Nie. Raczej o swoje. – prychnął sharinganowiec, odpychając go od siebie. – Odsuń się, bo jeszcze możesz mnie jakimś syfem zarazić. I ubierz się, na litość łasiczą! Jesteś obleśny.

- Obleśny? – powtórzył urażony rybak, ponownie wpychając swój skarb do spodni i zasuwając rozporek. – Jeszcze wczoraj tak nie mówiłeś.

        Itachi aż zgrzytnął zębami na wspomnienie wczorajszego wieczora, który to spędził na oddawaniu się uciechom cielesnym razem z Kisame. A co najgorsze, było mu wtedy cholernie dobrze.

- Tak słodko jęczałeś…- mruknął rozmażony Hoshigaki, nogą zatrzaskując deskę i siadając na kibelku. – Taak…Kisuś, mocnieeej…- udał głos bruneta, czym doprowadził go do furii.

- Zamknij się! – ryknął długowłosy, rzucając w niego ukochaną szczotką. Ofiara zrobiła zbolałą minę.

- Łasiczko, nie bij mnie…- chlipnął.

- To morda w kibel! – warknął Itachi, precyzyjnie wklepując sobie w twarz krem przeciwzmarszczkowy od Orochimaru.

       Niebieski posłusznie otworzył nogą klapę i wziął głęboki oddech.

- NIE! To była przenośnia, idioto!

       Kisame zasmucił się, słysząc ten jawny przytyk do jego poziomu intelektualnego, ale nic nie powiedział. Zamiast tego wyszedł, po drodze rzucając oburzone spojrzenie w stronę słoiczka z kremem kawiorowym. Ruszył w stronę kuchni, mijając po drodze szlochającego w kącie Deidarę. Wrodzona empatia nie pozwoliła mu przejść obojętnie obok przyjaciela w potrzebie.

- Dei-chan, co się stało? – zapytał, kucając obok niego. Blondyn podniósł na niego zapłakane oczęta i wybuchł jeszcze głośniejszym rykiem.

- Odejdź! – wrzasnął, biorąc zamach. Kis cudem uniknął ciosu pięścią, w której chłopak ściskał coś nieprzyjemnie podobnego do testu ciążowego.

       Wzruszył ramionami, kierując się odwieczną zasadą „nie, to nie” i poszedł dalej. Przy kuchennym stole siedział Sasori, mieszając łyżeczką w kawie i czytając gazetę.

- Co się stało Deidarze? – zapytał. Lalkarz nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. – Sasori!

        Nadal zero odzewu. Z westchnieniem otworzył lodówkę i wyciągnął z niej starannie zapakowaną paczuszkę marynowanego planktonu, sprzedawanego ostatnio po przecenie w Tesco. Usiadł naprzeciwko rudego, wysypał zawartość paczki do miseczki, zalał wodą i zaczął jeść. Dopiero wtedy Akasuna łaskawie podniósł na niego wzrok i skrzywił blady, arystokratycznie wąski nosek.

- To cuchnie. – stwierdził bezbarwnym głosem, wracając do swojej kawy. Kisame postanowił udać, że tego nie słyszał.

- Pytałem, co się stało Deidarze? – powtórzył. Rudy wzruszył ramionami.

- Idiota twierdzi, że jest w ciąży. – mruknął Skorpion, upijając łyk swojej ulubionej, czarnej „siekiery”, wytworzonej z sześciu łyżek kawy i połowy cukierniczki.

       Ryba zmarszczyła brwi.

- Właściwie może mieć rację. Ostatnio dziwnie się zachowywał i wymiotował.

- Co? – dwie, orzechowe tęczówki spojrzały na niego z lekkim przestrachem.

       Hoshigaki skrzywił się.

„No tak. Jego w ogóle nie interesuje stan Dei-chana!” – pomyślał z wyrzutem.

- Rzyga od miesiąca. – oświecił marionetkarza, wsuwając swój plankton.

         Sasori siedział przez chwilę bez ruchu, przetwarzając wiadomości, aż w końcu nagle zerwał się z krzesła i wybiegł na korytarz. Zaintrygowany planktonożerca ruszył za nim.

         Zobaczył, jak rudy wpatruje się nieprzytomnie w test ciążowy, a potem odmawia litanię przekleństw w sześciu językach.

- Będę wujkiem! – zrozumiał w nagłym przypływie olśnienia niebieski, szczerząc się radośnie. Deidara spojrzał na niego z mordem w błękitnych oczach.

- Zamknij się. – syknął Saso, przytulając swojego uke. Wziął blondyna na ręce i ruszył korytarzem.

- Ej! Gdzie idziecie?! – wrzasnął za nimi Kis, depcząc rudowłosemu po piętach.

- Do Orochimaru. – prychnął brązowooki. – Kobiety w ciąży trzeba badać.

- Nie jestem kobietą! – oburzył się Deidara.

- Wiem, tenshi, ale jesteś w ciąży… – mruknął Akasuna, kopniakiem otwierając drzwi do laboratorium Oro.

          Tym razem powietrze pachniało truskawkami i starą kanapką z łososiem norweskim.

- Czego? – właściciel owego przybytku odwrócił się w ich stronę z wyrazem najwyższego zirytowania na bladej, gadziej mordzie.

- Dei jest w ciąży, musisz go zbadać. – wyjaśnił Sasori, kładąc swojego chłopaka na kozetce.

- Czyżby? Kiedy była ostatnia miesiączka? – zapytał czarnowłosy tonem ginekologa z 20-letnim stażem pracy.

- Co?! – wrzasnął blondyn, rumieniąc się. – Ja nie mam żadnej miesiączki!

          Złotooki bez pytania zaczął mu obmacywać brzuch, a mina czerwonowłosego z minuty na minutę robiła się coraz bardziej wściekła.

- Wystarczy. – warknął w końcu, gdy łapa węża wpełzła pod spodnie niebieskookiego.

           Kisame odchrząknął.

- A ty tu czego? – prychnął Oro. – Nie będę wskrzeszać żadnych ryb!

- Chyba jestem chory. – mruknął.

- Na co?

- Sikać mi się cały czas chce, a nie mogę.

          Wężowaty niechętnie zbadał rybę, po czym zaczął mu wypisywać receptę.

- Masz zapalenie pęcherza. – oświadczył.

- Pęcherza?!

- Tak. – potwierdził zimnym głosem. – Pławnego. A teraz wynocha.

~~~

         Zgodnie z zaleceniami Orochimaru, Kisame od trzech dni nie wychodził z łóżka. Itachi prawdopodobnie przeżywał właśnie Tydzień Miłosierdzia Wobec Zwierząt, ponieważ był dla niego wyjątkowo miły. Przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu rodowa duma.

- Ita-chan, przynieś mi basenik! – jęknął po raz kolejny tego dnia niebieski, czerwieniąc się.

- Sam sobie przynieśc! – warknął brunet, ale posłusznie ruszył do łazienki po nocniczek.

          Hoshigaki odchylił kołdrę, zsunął bokserki i ponownie spłonął rumieńcem.

- Możesz się odwrócić?

- Nie. – odparł Itachi, bezczelnie wpatrując się w jego męskość.

          Kisame odetchnął głęboko i po raz kolejny spróbował się wysikać, ale nic to nie dało.

- Może ci pomóc? – zaproponował, chwytając jego penisa w silny uścisk. Papa Smerf jęknął.

- Ita…chi…

           Brunet uśmiechnął się drwiąco i pochylił, dotykając go koniuszkiem języka. Basenik poleciał gdzieś w kąt, a palce ryby zacisnęły się na czarnych włosach Uchihy, dociskając jego twarz. Chłopak zaczął szybko poruszać głową, wprowadzając go w stan euforii.

- Dobrze ci? – zapytał. Po brodzie ciekła mu strużka śliny, zmieszanej z nasieniem mężczyzny. Mocno ścisnął czubek. – Pytałem, czy ci dobrze?

- Taak…

          Itachi szybko zrzucił swoje spodnie i usiadł na nim okrakiem. Jak zwykle nie nosił bielizny. Szybkim ruchem nabił się na stojące pożądanie Kisame, oddychając głęboko. Zaczął się unosić i opadać, a z jego ust wyrywały się rozpustne jęki. Pierwszy doszedł niebieski, ale brunet nie dał mu spokoju, dopóki sam nie osiagnął spełnienia.

          Po akcie wstał, szybko naciągnął spodnie i położył się obok Hoshigaki’ego na łóżku. Mężczyzna objął go w pasie, lekceważąc jego próby odzyskania wolności.

- Nawet nie próbuj się do mnie mizdrzyć. – warknął Uchiha, kapitulując.

- Ty się nigdy nie zmienisz. – zachichotał Kis, delikatnie całując go w czoło, pachnące truskawkami i kremem z kawioru. – Ale i tak cię uwielbiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz