sobota, 1 grudnia 2012

Oneshot – Wybacz mi… (GaaPain)


   Zgarbiony rudzielec siedział samotnie przy stole, pijąc kawę. Nawet nie czuł smaku napoju. Wszystkie zmartwienia i troski skumulowały się i zawaliły go tak, że nie odczuwał już nic poza wszechogarniającym bólem, tęsknotą i cierpieniem.


W końcu dojrzałem. Dopiero teraz wiem, co to prawdziwy ból.

Gaara…


~~~

     Poznał go jakiś rok temu, pewnego deszczowego dnia w Ame-gakure. Pogoda nikogo nie dziwiła, bo w Wiosce Deszczu wiecznie pada, jednak tym razem deszcz był inny. Nie tak ponury. Emanował lekkim dreszczykiem podniecenia, oczekiwania, zapowiedzą zmiany na lepsze. Pachniał słońcem i…piaskiem?

      W pierwszej chwili wydał mu się aniołem. Nie takim jak Konan, samozwańczym. Prawdziwym aniołem śmierci i zniszczenia, pięknym i niepokonanym.

      W rzeczywistości był jednak drobny, wyglądał na kruchego i bezbronnego. Nawet w nim wywołał natychmiastowy odruch, aby delikatnie wziąć go w ramiona, położyć na atłasowej poduszce, otoczyć strażą i chronić przed światem. Miał piękne, inteligentne, jadowicie zielone oczy. Hipnotyzujące…można się w nich było od razu zatopić i utonąć, tak jak utonął on. Pain. Personifikacja bólu, nieczuły drań, który pokochał na zabój przez jedno spojrzenie, a teraz musi pokutować.

      Bo właśnie w tej chwili Deidara wracał z misji ze złapanym, nieprzytomnym nosicielem Shukaku. Nagato ukrył twarz w dłoniach, wolał nie myśleć o tym, jak wygląda teraz jego piękne ciało po zabiegach psychopatycznego blondyna. Przed oczami stanęła mu wizja poszarpanej, okrwawionej, aksamitnej, perłowobladej skóry chłopaka. Włosy, bardziej rude niż jego własne, schlapane wszechobecną posoką i najgorsze – matowe spojrzenie szafirowych oczu. Bez błysku życia. Puste. Martwe.

      Kubek z niedopitą kawą roztrzaskał się w drobny mak, zaliczywszy bliższe spotkanie z podłogą. Pain tego nie zauważył, pobiegł do swojego gabinetu, szukając wytchnienia w swoich papierach. W swoich karykaturalnych planach ułomnej utopii.

      Czarne teczówki ze współczuciem obserwowały rozgrywający się dramat. Ich właściciel też stracił osobę, która znaczyła dla niego najwięcej. Czerń zmieniła się w szkarłat, aby uronić jedną, jedyną, ale jakże wymowną łzę. Oznakę słabości serca.

~~~

      Spotkali się po południu, sam na sam, w jego gabinecie w Wiosce Deszczu. Jako przywódca musiał, a przynajmniej powinien poznać Kage sąsiednich państw, a Kazekage, choć wyjątkowy, wyjątkiem nie był.

      Czerwonowłosy wszedł i spojrzał mu w oczy. Zauważył czerwone chmury na płaszczu i już wiedział do czego to doprowadzi. Dlaczego się nie cofnął w porę? A któż by się cofnął, czując na sobie przepełniony podziwem i pożądaniem wzrok rinnegana.

- Jesteś Sabaku no Gaara…Jinchuuriki Shukaku. – powiedział wypranym z emocji głosem Pain. Gaara tylko kiwnął głową, nie chcąc komentować tak oczywistego faktu. Nawet nie zauważył, kiedy zaczęli rozmawiać, tak samo jak nie zauważył, kiedy zrobiło się ciemno. Pożegnali się, jakby mieli się już nigdy więcej nie spotkać, ale oboje wiedzieli, że będzie zupełnie odwrotnie..

        Gaara, ignorując zdrowy rozsądek, został w Wiosce Deszczu jeszcze jeden dzień. I kolejny. Po tygodniu musiał wracać do Suny, ale kontaktowali się cały czas. W listach, w myślach, osobiście, podczas przesyconych namiętnością nocy. Wiedzieli, do czego to prowadzi, ale nie przestali, tak samo jak dziecko wie, że się poparzy, dotykając ognia, ale nadal uparcie pcha do niego łapkę bo ogień je fascynuje. Byli ogniem, który miał ich rozgrzać, zespolić i spalić.


Gaara…dlaczego my?


~~~

      Stał w holu, gapiąc się na wejście, czekając aż blondwłosy chłopak z wielkim uśmiechem na ustach wparuje, żądny pochwał.

      Najchętniej by ich wszystkich podusił, zabrał Gaarę i wyjechał gdzieś, gdziekolwiek, byle razem, ale nie mógł, więc stał, czekając aż gliniany ptak wyląduje, ukazując jego własne, osobiste bóstwo, esencję jego pragnień.

- Dobra robota, Deidara. – powiedział lodowatym głosem, wręcz ociekającym fałszem. Jeszcze nigdy kłamanie nie przyszło mu tak ciężko.

       Podszedł do nieprzytomnego chłopaka i zbadał puls. Przeszedł go dreszcz, gdy palce dotknęły jego gładkiej, chłodnej skóry. Żył.

       Wziął go na ręce i zaniósł do wolnego pokoju, każąc poscielić łóżko i nalać wody do wanny. Członkowie Akatsuki gapili się na niego jak na rzadko spotykany okaz fauny, ale spojrzenie sharingana przywołało ich do rzeczywistości.

       Pain położył rudowłosego na łóżku, delikatnie gładząc jego poranione policzki. Poczuł na swoim ramieniu dłoń.

- Damy wam kilka dni. – powiedział Itachi, patrząc na nieruchomego chłopaka.

- Dziękuję, Itachi. – wyszeptał Nagato, kierując swoje rinneganowe tęczówki na ukochanego. Usłyszał trzask drzwi i po chwili zostali sami.

~~~

      Ciemność. Dlaczego tutaj jest tak ciemno?

Słyszę plusk wody…topię się? Nie. Ciepło…przyjemne ciepło i zapach jaśminu. I ten delikatny dotyk, uśmierzający każdy ból.

      Otworzył zielone oczy, ale zaraz zmrużył je pod wpływem zbyt silnego światła. Zaraz ponownie je otworzył, wpatrując się w zmartwioną twarz Paina. Leżał w wannie pełnej pachnącej jaśminem wody, delikatnie myty przez rudego.

- Nagato…- szepnął, dotykając ostrożnie dłonią jego dłoni. Zawsze do niego mówił Nagato, nigdy nie powiedział Pain. – Gdzie jestem?

- W Akatsuki. – odpowiedział zakolczykowany takim tonem, jakby mówił „W piekle”. Chociaż i tak na jedno wychodzi.

- Więc ja…- nie dokończył. Nagato z wyrazem męki na twarzy przymknął oczy.

- Wybacz mi…- zaczą płakać, całując delikatną, bladą dłoń zielonookiego. Gaara pogłaskał go po policzku.

- Nie martw się. To moja decyzja. Ile mamy czasu? – spytał.

- Kilka dni, aż dojdziesz do siebie. – odpowiedział szeptem Pain.

~~~

        Przez ten tydzień byli nierozłączni. Spali razem, jedli razem, rozmawiali, nawet śmiali się. Ani razu nie poruszyli tematu pieczętowania demona. Członkowie Brzasku nie wnikali w ich relację, ciesząc się z wolnego i dając im święty spokój.

       W końcu po tygodniu Gaara poczuł się lepiej i Nagato zdawał sobie sprawę z tego, że ich czas kurczy się w zawrotnym tępie. Czerwonowłosy też widocznie o tym wiedział, bo przytulił się do niego wieczorem i wyszeptał:

- Nagato, mam ostatnią prośbę. Kochaj mnie.

        Pain odwrócił się, zatapiając się w otchłani szmaragdowych tęczówek. Nie był w stanie zaprotestować, gdy ich wargi połączyły się w pocałunku, nie był w stanie odmówić mu niczego.To ich ostatnia chwila, nie wolno im tego zmarnować.

        Położył zielonookiego delikatnie na plecach, całując i przygryzając delikatną, kremową skórę na torsie. Stopniowo schodził coraz niżej, spiesząc się, gorączkowo starał się odkryć na nowo i zapamiętać każdy fragment tego ciała, które będzie go do końca życia nawiedzać w snach. Szybko pozbyli się bokserek, które wylądowały pod łóżkiem. Kochali sie namietnie, szybko, rozpaczliwie próbując okazać sobie jak najwięcej uczucia. Gaara doszedł pierwszy z głośnym krzykiem, a po nim lider Akatsuki, opadając na ukochane, drobne ciało.

        No Sabaku pogodził się z faktami. Nie protestował, gdy przypięto go łańcuchami do krzesła. Pain obserwował go w napieciu Gdyby tylko powiedział słowo, gdyby nie chciał, on byłby w stanie dla niego pozabijać tych wszystkich psychopatów i uciec, troszczyć się o niego. Ale Pustynny nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku, gdy zaczęli wyciągac z niego demona. Przez następne trzy dni Nagato cierpiał katusze, widząc jak umiera. Po wszystkim jego ciało opadło na podłoge, bez życia, zimne, wciąż piękne, ale pozbawione tej świeżości i zmysłowości. Nie pozwolił go tknąć nikomu, a Zetsu wykopał za drzwi. Zaniósł go do Konohy. Na początku chciał iść z jego ciałem do Suny, aby tam go pochowali jako Kazekage, ale to właśnie w Wiosce Liścia rudy miał przyjaciół. Pochowano go wśród wielkich i zasłużonych shinobi Konohy. Tsunade, gdy spojrzała w pełne rozpaczy oczy Paina, przyjęła ciało, nie zadając zbędnych pytań i pozwoliła uciec. Ale to nie było potrzebne. Pozostałe pięć ciał własnoręcznie zabił, a teraz podciął sobie żyły, do końca trzymając w objęciach od dawna nieżywe ciało no Sabaku, a wzruszona Tsunade kazała pochować ich razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz