sobota, 1 grudnia 2012
Oneshot – Prośba (OroKimi)
Kimimaro biegł, z radości podskakując co kilka kroków. Czarne drzwi tworzyły jedną smugę, gdy śmigał przez korytarze. Biegnie do pana Orochimaru! Pan Orochimaru go potrzebuje! Z wrażenia zaliczył glebę i okazał wielką miłość Matce Ziemi, mimowolnie całując podłoże.
- Rusz się, sieroto. – mruknął przechodzący dostojnym krokiem Kabuto. – Orochimaru-seme cię woła, radzę się pospieszyć. – dodał, znikając za rogiem.
Białowłosy podnióśł się do siadu i skrzywił bladą twarz w grymasie bólu, spowodowanego intensywnym myśleniem. Zastanawiał się, czy Kabuto dodał do imienia jego pana „seme” umyślnie, czy dlatego, że jest taki głupi. Po pięciu minutach wysilania szarych komórek, co i tak zakończyło się porażką, doszedł do wniosku, że takie zagadnienia są nie na jego możliwości intelektualne. Otrzepał się i poszedł, a właściwie pobiegł dalej. Gdy miał już przed sobą drzwi do gabinetu wężowatego, zapomniał, że cywilizacja polega na tworzeniu wynalazków, takich jak na przykład klamki. W teorii wyglądało to tak, że odbił się od drzwi i znowu padł na podłoże, tym razem dupskiem. Ale wiedzieni doświadczeniem Brainiaca, spróbujmy zobaczyć to baaaardzoooo pooowoooliii.
Biegł..biegł..rozpłaszczył się na drzwiach. Lekko wgniotło go w powierzchnię wrót, ale dzięki swemu elastycznemu ciału jakoś pozbierał się do kupy, odbił od drzwi i z impetem wyrżnął Dolnym Układem Pleców Awaryjnych o podłogę. Kolejna rzecz bardzo powoli.
Siedział chwilę, wpatrując się oskarżycielsko w drzwi, jakby to one były wszystkiemu winne. Gdy Mroczki uciekły mu sprzed oczu, wymigując się próbą do „Tańca z Gwiazdami”, wstał i powstrzymując zawroty głowy, zapukał.
- Wejdź, Kimimaro. – usłyszał syk. Kolana aż się pod nim ugięły, lecz szybko doprowadził się do ładu i składu, otworzył drzwi, wszedł i widowiskowo potknął się o dywan.
Widocznie jego patron, św.Smerf Ciamajda dziś nad nim czuwa, gdyż wylądował z twarzą centralnie na kroczu wężowatego. Była to bardzo przyjemna pozycja, pomijając fakt, że po drodze musiał pokonać zdradziecko czychające na niego biurko i obił sobie na nim porządnie kości miednicy (A trzeba było jeść Danonki!).
- Witaj Orochimaru-seme..ee..sama…- wyjąkał. Pieprzony Kabuto, on zawsze człowiekowi musi w głowie namieszać. Brunet zaśmiał się tylko. – Wzywałeś mnie?
- W rzeczy samej. Miałem do ciebie małą prośbę, Kimimaro, ale jak widzę sam już postanowiłeś się tym zająć. – powiedział wężowaty, patrząc sugestywnie na chłopaka, który nadal trzymał nos wciśnięty w jego męskość.
- Ee..chyba nie rozumiem. – wyjąkał białowłosy, a jego porażający intelekt jakoś do tej pory nie podpowiedział mu, aby zejść z mistrza, więc cały czas siedział jak osioł ze szczęką przyciśniętą do spodni Sannina. Poczuł jak czyjeś ręce delikutaśnie głaszczą go po włosach.
- Widzisz, Kimimaro, obiecałem ci, że posiąde twoje ciało. Ale nie mówiłem, w jaki sposób to się będzie odbywało. – zachichotał złotooki. – Nie będziesz moim kontenerem. Znalazłem sobie lepszy.
- Nie będe..lepszy..a-ale…dlaczego? – chłopak zaczął płakać.
- Nie płacz, Kimiś. Znam inny sposób, w jaki możesz mi służyć. Przyjemniejszy. – powiedział Orochimaru.
- Jaki? – zielone oczy spojrzały na niego ze zdumieniem i zaciekawieniem. Wężowy przyciągnął jego twarz do swojej, całując chłopaka zachłannie.
- Zrobisz mi loda. – szepnął czarnowłosy. Kaguya zarumienił się, zakłopotany.
- Ale..ale ja nie wiem jak..ja nigdy .. – wyjąkał. Blada dłoń pogładziła go po policzku.
- Nie martw się. Wszystko ci powiem.
Chłopak, kierując sie instrukcjami mężczyzny rozpiął mu spodnie i wziął jego męskość do ust. W końcu spodobało mu się, złapał rytm i zlotooki już nie musiał nim kierować. Spuścił się w jego ciepłe usta, a Kimimaro wszystko połknął uśmiechając się radośnie.
- Rozbierz się i wypnij. – polecił Orochimaru, patrząc z satysfakcją, jak kolejne sztuki odzieży opuszczają zgrabne, blade ciało chłopaka. Zielonooki oparł się dłońmi o biurko i wypiął szczupłe pośladki w stronę swego pana. Zadowolony Sannin wszedł w niego, zagłuszając krzyk bólu chłopaka pocałunkiem. Zaczął się w nim poruszać,wysuwając długi język i liżąc po całym ciele. Białowłosy przygryzł wargę, aby nie wydawać z siebie kompromitujących dźwięków.
- Jęcz. – syknął mu do ucha złotooki, przygryzając je. Chłopak posłusznie dał upust swoim emocjom, pozwalając cichym krzykom i jękom opuścić jego krtań. W końcu pierwszy doszedł Oro, a za nim kościotrup.
- Możesz się ubrać. – polecił wąż, zapinając rozporek. Chłopak drżącymi palcami wkładał na siebie ciuchy.
- I co, podobało ci się? – zachichotał brunet, klepiąc go po pośladku. Kimimaro zarumienił się i skinął głową.
- To dobrze, bo powtórzymy to jeszcze nie raz. Możesz już iść. – powiedział czarnowłosy mężczyzna, ponownie zatapiając się w lekturze zwoju.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz