sobota, 15 grudnia 2012
Oneshot – Szewczyk Sasuke (SasuNaru)
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma dolinami, w maleńkiej Wiosce Ukrytej w Liściach żył sobie szewczyk Sasuke. Pochodził on ze wspaniałego i słynnego rodu wyśmienitych szewców, Uchiha, jednak cała jego rodzina została zabita przez okrutnego starszego brata Itachiego. Wybił on cały klan, a Sasuke w rozpaczy obiecał zemścić się na nim. Toteż porzucił on swoją Wioskę, zostawił piękną narzeczoną Sakurę i wyruszył w świat, szukając znienawidzonego brata. Pragnął zatopić ostrze swojej katany w jego piersi, ale nigdzie nie mógł trafić na jego trop. Jednak nie poddawał się i nadal szukał obiektu swojej zemsty.
Dotarł w końcu po długiej wędrówce do pewnego miasta o nazwie Suna. Znużony podróżą chodził ulicami, szukając noclegu, gdy wtem nagle usłyszał krzyki i błaganie o pomoc. Był on człowiekiem o bardzo dobrym sercu, wrażliwym na krzywdy innych, zatem bez namysłu pobiegł w kierunku, z którego dochodził ten hałas. Zdyszany przyleciał na miejsce i aż zawrzał z wściekłości. Trzech wielkich ak dęby drabów biło małego, rudowłosego chłopaka. Na jego bladej skórze widać było siniaki, drobne rany z których wyciekała krew i opuchnięcia po uderzeniach. Sasuke znany był ze swojej siły, więc bez lęku stanął w obronie pokrzywdzonego chłopca.
- Odejdźcie. – powiedział twardym jak stal głosem, patrząc napastnikom prosto w oczy. Ci tylko roześmiali się i rzucili na rudzielca, ale Uchiha błyskawicznym ruchem wyciągnął z pochwy katanę i zatoczył ostrzem łuk, zatrzymując je tuż przy szyi największego z opryszków. Mężczyzna zbladł i osunął się na kolana, przepraszając. Po chwili wszyscy trzej zmyli się, a czarnowłosy odwrócił się w stronę pobitego chłopaka.
- Nic ci nie jest? – spytał.
- Wszystko w porządku. – wyszeptał zielonooki, podnosząc się z trudem. – Dziękuję za ratunek. Jak ci na imię?
- Jestem Sasuke. – przedstawił się czarnooki.
- Gaara. – powiedział rudy, uśmiechając się lekko. – Jesli będziesz kiedyś w potrzebie, przyjdę ci z pomocą.
Szewczyk uśmiechnął się, bo w końcu jakiej pomocy mogłoby udzielić mu pobite dziecko? Grzecznie pożegnał się i poszedł w swoją stronę.
Pokonał pustynię, otaczajacą zewsząd Sunę i poszedł dalej, przez gęsty las. Wędrował dniem i nocą, bez odpoczynku, aż nagle zauważył, że coś dziwnego wisi na jednym z drzew. Podszedł bliżej i okazało się, że byli to dwaj chłopcy, mniej więcej w jego stylu, przyklejeni pszczelim woskiem do pnia. Nie mogli się ruszyć, wosk oblepiał ich jak kokon.
- Pomogę wam! – krzyknął Sasuke i zaczął po kawałku odrywać substancję od ciał uwięzionych. Robota to była ciężka, ponieważ wosk nie był zwyczajny. Uchiha podejrzewał, że wytworzyły go pszczoły, używane przez rody shinobi. W końcu, kiedy zapadł już zmierzch, chłopcy zostali uwolnieni. Zaczęli rozcierać zdrętwiałe ciała, patrząc z wdzięcznością na swojjego wybawcę.
- Dziękuję ci. – powiedział. – Na imie mi Shino. Jeśli będziesz w potrzebie, ja również przyjdę ci z pomocą.
- Ja jestem Neji. – przedstawił się drugi. – I również odwdzięcze się pomocą.
Uchiha uśmiechnął się i poszedł dalej, wędrując przez las. Mijał pachnące łąki, pełne leśnej zwierzyny zagajniki, aż w końcu dotarł nad olbrzymie stawy. Zatrzymał się, ciesząc oczy tym przecudnym widokiem, aż nagle zauważył, że nad jednym stawem ktoś płacze. Pobiegł w tym kierunku i zobaczył młodzieńca, szlochającego nad piękną lalką.
- Coś się stało? – spytał. – Czy ktoś cię skrzywdził?
- Nie. – szatyn pokręcił głową. – Jestem marionetkarzem, a moja lalka się zepsuła. Bez niej nie mogę walczyć, a nie umiem jej naprawić.
- Pokaż. – poprosił Sasuke, wyciągając z torby narzędzia. W końcu był znakomitym szewczykiem, więc naprawa marionetki nie powinna sprawić mu problemu. Rzeczywiście, już po niecałej godzinie chłopak z uśmiechem na ustach operował swoją lalką, sprawiając, że wyczyniała cuda.
- Bardzo ci dziękuję, chłopcze. – rzekł, wyciągając dłoń. – Jestem Kankuro. Jeśli będziesz kiedyś w potrzebie, pomogę ci.
Czarnowłosy uścisnął mu rękę, pożegnał się i poszedł w swoją stronę. Po wielu dniach wędrówki dotarł do krainy zwanej Krajem Deszczu, gdzie zły czarownik Orochimaru więził w wieży pięknego księcia o imieniu Naruto. W całym kraju krązyły legendy o urodzie i wdzieku chłopca, toteż wielu było śmiałków, który chcieli uratować go ze szponów gada. Sasuke szedł właśnie pod ową wierzą, gdy nagle dostrzegł w oknie złocisty błysk. Przystanął, zachwycony i zaczął wpatrywać się w stojącego przy parapecie księcia. Nawet z tej odległości zauważył ten nieziemski błękit jego oczu, przy którym bezchmurne niebo wyglądało na szare. Wrócił na rynek z zamiarem uratowania blondyna.
- Powiadają, że ten się z księciem ożeni, kto dwie roboty wykona i zagadkę rozwiąże. – powiedział mu w karczmie mężczyzna. Uchiha zatem o bladym świcie wyruszył pod wieżę. Zapukał w bramę, a po chwili wyszedł czarownik, otoczony przez oślizgłe węże.
- Czyś ty człowiek? Czyś ty zwierz? Czemu pukasz? Czego chcesz? – wysyczał, mierząc go spojrzeniem złotych, gadzich oczu.
- Chcę się ożenić z tym paniczem, co w wieży siedzi. – odparł hardo Sasuke.
-
Jak zrobisz niedługo robotę pierwszą i drugą, a potem składnie zagadkę odgadniesz, to się ożenisz. – zachichotał wąż.
Czarownik zaprowadził go do zamykanej na siedem spustów komnaty o kratach zamiast okien i rzekł:
-
Masz tu piasku z makiem korzec. Przebierz, zanim błysną zorze.Jak nie zrobisz do poranku, to ci, panku, urwę głowę, i gotowe! – zaśmiał się okrutnie i wyszedł, zamykając biednego szewczyka w środku.
Załamany Sasuke usiadł pod ścianą, objął nogi ramionami i zaczął intensywnie rozmyślać. Nie było sposobu, nie da rady przebrać całego wora z makiem i piaskiem w jedną noc. Już pomyślał, że pora żegnać się z tym światem, gdy wtem przy oknie coś zachrobotało. Spojrzał w tę stronę i zamarł ze zdziwienia, zauważając siedzącego na parapecie Gaarę.
- Przecież obiecałem, że ci pomogę. – powiedział rudy. – Wysyp zawartość worka.
Czarnooki posłusznie wypełnił polecenie, a czerwonowłosy wystawił przez kraty dłoń. Nagle drobiny piasku zawirowały w powietrzu i same zaczęły układać się w równą kupkę pod przeciwległą ścianą. Nie minęła minuta, gdy cały mak został oddzielony od piasku. Zielonooki pożegnał się i zniknął, a Sasuke położył się na łóżku i zasnął.
Obudził go szczęk zamka. Orochimaru wszedł do środka i ze zdumieniem zobaczył dwa kopczyki – jeden z makiem, drugi z piaskiem. Prychnął i rzekł:
-
Dzisiaj to masz do roboty: miała panna kluczyk złoty i jak poszła do kąpieli, upuściła go w topieli. Uwiń mi się składnie i znajdź kluczyk na dnie. Jak nie znajdziesz do poranku, to ci, panku, urwę głowę, i gotowe!
Zaprowadził szewczyka nad stawy, a Sasuke usiadł na trawie i zaczął dumać. Usłyszał nagle chrobot wśród drzew i z lasu wyszły dwie osoby. Podeszły bliżej i okazało się, że to Kankuro i Neji.
- Przyszliśmy spłacić dług. – wyjaśnił długowłosy, stając nad stawem. Złożył dłonie i krzyknął „byakugan”, a jego białe oczy stały się niemal przeźroczyste.
- Widzę go. – powiedział. Kankuro zaczął sterować marionetką według instrukcji chłopaka, sprawiając, że wskoczyła do wody i już po pół godzinie wyciągnęła mały, złoty kluczyk. Sasuke podziękował im, a oni znikli wśród drzew. Pobiegł do czarownika, ale ten nie okazał po sobie złości ani zaniepokojenia, tylko powiedział:
-
Dzisiaj to masz do roboty: Złoty kluczyk, złote drzwi, czy ja zginę, czy li ty?
Zaprowadził go pod złote drzwi. Kluczyk pasował jak ulał. Szewczyk wszedł i stanął w progu. W środku aż roiło się od Naruto. Stali oni dosłownie wszędzie, wszyscy w pomarańczowych szatach i z wielkimi uśmiechami na ustach. Nie dało się ich rozróżnić, ani powiedzieć, który jest prawdziwy.
-
A teraz jest trzecia próba. Albo gody, albo zguba. Za chwileczkę już świtanie, za chwileczkę ranek wstanie. Musisz zgadnąć jak należy, który z nich jest księciem z wieży. Jak nie zgadniesz do poranku, to ci, panku, urwę głowę i gotowe! – zarechotał Oro i wyszedł, zamykając drzwi. Sasuke zaczął przyglądać się chłopcom, ale wszyscy byli identyczni. Nagle przy zakratowanym oknie znalazł się Shino, a z jego rękawa wylatywały czarne robaki.
- Przyjacielu! Czy ty też przyszedłeś mi pomóc? – zawołał Uchiha. Chłopak nie odpowiedział, ale robaki zacząły krążyć nad głową jednego z blondynów.
- Ten ci jest! – krzyknął czarnowłosy i podbiegł do chłopaka. Chwycił go w ramiona i czule pocałował, obejmując w pasie, a reszta niebieskookich zmieniła się w kłęby dymu.
- O mój najmilszy! Z niewoli mnie wybawiłeś! – powiedział Naruto, rzucając mu się na szyję. Wtedy zaczęło świtać i przybył Orochimaru. Gdy zobaczył ich razem, z wrzaskiem zmienił się w ptaszysko i wyleciał przez okno, a oni trzymając się za ręce wyszli z wieży i żyli dłgo i szczęśliwie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
słooodkooo~ *.*
OdpowiedzUsuńsweetaśnie :3
OdpowiedzUsuńHmm takie nudnawe ;) ale słodkie
OdpowiedzUsuńSuper! ^^ A najlepsze jest to, że Sasuke ma w Konoha nażeczoną, a zostawił ją dla Naruto :3 Bomba :D
OdpowiedzUsuń