sobota, 15 grudnia 2012

Oneshot – sex telefon (ShikaGaa)


      Po raz kolejny dzwonek budzika obudził mnie z pięknego snu, w którym miałem normalnych rodziców, konto w banku wypchane cyferkami i kochającą rodzinę. Jak zwykle zaraz po przebudzeniu dotarła do mnie szara rzeczywistość i brutalna prawda: mój ojciec nie żyje, a matka dwa lata temu wyrzuciła mnie z domu. Pięknie, co?

       Tak niestety bywa. Skończyłem osiemnastkę i wywaliła mnie na ulicę, mówiąc, że jestem już dorosły, powinienem być samodzielny i odpowiedzialny za siebie. Przez kilka dni włóczyłem się po dworcach, aż cudem trafiłem na mojego starszego brata, Kankuro. Gdyby nie on, zdechłbym z głodu. A tak teraz jestem już na drugim roku studiów aktorskich. Kanku już swoje w zeszłym roku skończył i teraz pracuje w teatrze lalek. Staram się sam płacić swoje czesne, ale różnie wychodzi. Czepiałem się różnych zajęć, ale koniec końców i tak skończyłem w burdelu. Nikogo to nie powinno dziwić. Co innego mógłby robić młody, ładny, drobny chłopak bez wykształcenia, na studiach aktorskich? I w dodatku gej?

        Owszem, jestem gejem. To też zasługa mamusi. Kiedy miałem 8 lat, a tata był w delegacji, zobaczyłem raz, jak się pieprzyła z trzema facetami w naszym salonie. Jakoś bym przełknął ten fakt, gdyby się ubrała, wyprosiła nieznajomych i przeprowadziła ze mną długą, szczerą rozmowę, ale nie. To nie byłoby w stylu mojej mamusi. Kazała mi podejść do nich, a jeden z typów zaczął mnie rozbierać i macać. Zacząłem się wyrywać, a on popchnął mnie na kolana, wypinając mój tyłek do tyłu i kazał zrobić jej minetkę. Myślałem że zemdleję albo zwymiotuje, ale posłusznie lizałem, dusząc się łzami, podczas gdy ten sam frajer posuwał mnie od tyłu. Bolało strasznie, jakby chciał rozerwać mnie od środka. Od tego czasu mam traumę i na wszelkie sposoby unikam kobiet bojąc się, że mogłyby być takie same jak moja matka – dziwka. Szczerze mówiąc myślałem, że stanę się po tym aseksualny i teraz po namyśle stwierdzam, że tak byłoby lepiej. Ale nie, w wieku piętnastu lat doszedłem do wniosku, że jednak wolę chłopców. Miałem nawet kilku partnerów, ale za bardzo bałem się, że ktoś mnie znowu zrani, żeby z nimi być na stałę. Zamiast tego zająłem się prostytucją i po pewnym czasie byłem już jedną z najlepszych dziwek w mieście. Przynajmniej stać mnie było na opłacenie nauki i mieszkania. Oczywiście nie powiedziałem nic Kankuro, bo by mnie znowu wziął do siebie, a potem zabił za puszczanie się za pieniądze. Jest kochany, zawsze o mnie dbał.

        Wstałem, kończąc rozmyślania na temat swojej nawiasem mówiąc nieciekawej historii i ruszyłem w stronę łazienki, krzywiąc się lekko z bólu. Wczoraj była niedziela, więc miałem więcej klientów niż w tygodniu. Niby powinienem już się przyzwyczaić, ale kiedy czasami przesadzam, tyłek nadal mnie boli.

        Doczłapałem do łazienki i stanąłem przed umywalką, wyciskając pastę na szczoteczkę do zębów. Zacząłem czyścić swoje kiełki, obserwując własne odbicie w lustrze. Zobaczyłem przystojnego dwudziestolatka o rudych, niemal czerwonych włosach i wściekle zielonych oczach. Wczoraj byłem zbyt zmęczony, aby zmyć makijaż, toteż wyglądałam teraz jak miś panda z tym malowniczo rozmazanym tuszem. Mamusia byłaby ze mnie dumna. Ona też tak wyglądała po nockach (z tym, że ja jestem ładniejszy od niej).

        Aha, mówiłem już, że moja matka jest zawodową prostytutką? Nie? To teraz mówię. Szczerze mówiąc miała dwie prace – w biurze, w którym zazwyczaj siedziała może osiem godzin tygodniowo i w burdelu prowadzonym przez swojego szefa. Oczywiście tata wiedział tylko o tej pierwszej posadzie i przez całe swoje życie był święcie przekonany, że ona wyciąga tyle forsy za robienie kawy i układanie papierów jako osobista sekretarka. Potem miał wypadek, gdy wracał w nocy z delegacji, a ona dała sobie spokój z bajerowaniem kogokolwiek o robocie w biurze. Nie ma to jak patologiczna rodzina.

           Doprowadziłem się do stanu jakiejś względnej używalności i znowu nałożyłem grubą warstwę eyelinera. Lubię się malować. To takie moje zboczenie zawodowe. Wróciłem do sypialni i wkopałem walające się po podłodze brudne ciuchy pod łóżko. Potem posprzątam, teraz nie mam czasu. Wygrzebałem z szafy jakieś czyste jeansy i koszulę, a na to ciemnozielony sweter. Pasuje mi do oczu. W kuchni stałem przed pięć minut nad zawartością lodówki, zastanawiając się co zjeść, aby potem znowu jak co rano zrobić sobie musli z jogurtem. Jestem na diecie.

         Wsunąłem moje zbożowe, jak to określa mój brat, „śmieci” i sprawdziłem zawartość torby. Książki – są, telefon – jest, portfel – obecny, mogę iść. Dokładnie zamknąłem drzwi i popędziłem po schodach na dół. Co prawda mieszkam na siódmym piętrze w bloku, tuż obok starszej pani, która hoduje cztery koty, więc wygodniej byłoby zjechać windą, ale cenie sobie swój zmysł węchu. W windzie zawsze, ale to powtarzam ZAWSZE śmierdzi.

         Z ulgą wyszedłem na względnie świeże powietrze i odetchnąłem głęboko, ignorując fakt, że poza tlenem, azotem i innymi pierdołami znajduje się w nim mnóstwo spalin i innego rakotwórczego ścierwa. Nic na to nie poradzę, więc przynajmniej mogę przestać się martwić.

         Ruszyłem w stronę stacji metra, skąd według rozkładu miał za dwadzieścia minut wyjechać mój pociąg. Cóż, jedną z niewielu zalet tego miasta jest punktualna komunikacja miejska. Pojazd przyjechał niemal równo z czasem, a ja zająłem miejsce i wlepiłem szmaragdowe ślepia w okno.

- Hej ślicznotko. – przysiadł się do mnie jakiś typ. Zmierzyłem go spojrzeniem. Dres, gruby łańcuch z imitacji złota, ogolony łeb. Dokładnie taki, jakich nie cierpię najbardziej. Znowu wróciły wspomnienia…właśnie TACY faceci zabawiali się z moją matką, a potem mnie wykorzystali. Zacisnąłem pięści.

- Spadaj. – syknąłem. Mężczyzna aż zamrugał ze zdzwienia – widocznie wziął mnie za dziewczynę. Nic dziwnego, wiele osób mnie myli, bo mam delikatny typ urody, ale ich wątpliwości rozwiewają się, gdy tylko się odezwę. Głos mam zdecydowanie męski, niski, chociaż łagodny i melodyjny. Klientom się podoba.

          Już bez problemów dojechałem do swojej stacji i wysiadłem na przystanku, przeciskając się między ciżbą Japończyków spieszących do pracy. Za piętnaście minut zaczynam wykłady, muszę jeszcze dotrzeć na uczelnię. Dzisiaj mam same zajęcia z teorii, więc nudy… Mam nadzieję, że nie zasnę w środku zajęć, pani Akasuna by mnie zabiła. To bardzo porywcza kobieta, ale doskonale uczy. Jej wnuczek, Sasori, jest znanym aktorem.

W ostatniej chwili wpadłem do sali i zająłem swoje miejsce obok Naruto. To kompletny głupek i idiota, ale mimo wszystko mój przyjaciel.

- Hej. – przywitał się, szczerząc śnieżnobiałe kły.

- Hej. – mruknąłem. Do sali weszła pani Akasuna, więc wszyscy zamilkli i przełknęli nerwowo ślinę, obserwując uważnie minę kobiety. Nie wyglądała na zadowoloną, więc było wysoce prawdopodobne, że dzisiejsze wykłady nie będą przyjemne.

         Nie pomyliłem się. Zrobiła piekielnie trudne kolokwium z historii teatru. Chyba nie muszę dodawać, że nie umiałem kompletnie nic? O trzeciej wytoczyłem się półprzytomny z terenu uczelni i popędziłem do metra, chcąc jak najszybciej usunąć się ze „strefy skażenia edukacją”. Dzisiaj znowu pracuję, nie wiem, jak to przeżyję…

         Godzinę później już zbierałem się do wyjścia. Ledwo zdążyłem zjeść obiad i przejrzeć notatki, a już zadzwonił mój szef, Orochimaru i powiedział, że mam koniecznie przychodzić, bo ludzie się o mnie pytają. Taa….pewne jakieś samotne, bogate rozwódki z chcicą na młodego chłopaka, albo stare, grube i obrzydliwie bogate pedały, również z chcicą na moją dupę. Nie ma to jak popularność. Włożyłem „służbowy strój”, składający się z glanów, siatkowego topu i skórzanych spodni, po czym zamówiłem taksówkę. Na koszt mojego pracodawcy, oczywiście. Zazwyczaj Oro nie praktykuje takich zwyczajów, ale dotarcie na piechotę do agencji trwałoby znacznie więcej czasu, który mógłbym przeznaczyć na zabawianie klientów. Gad nie jest głupi i dobrze wiedział, że i tak mu się opłaca wybulić za mnie na taksówkę. Cóż, cieszy mnie ten fakt. Pedałuję w pracy, więc chociaż nie muszę pedałować do niej przez pół miasta.

- Dzisiaj masz telefony. – rzucił od progu brunet, nawet się nie witając. Ucieszyłem się. Jakiś czas temu Oro wprowadził nową usługę, czyli sex telefon. Bardzo mi się podoba ta opcja – nie muszę dawać dupy śmierdzącym typom i mogę poćwiczyć swoje zdolności aktorskie oraz modulacje głosu. Zawsze się przyda na studiach. Jak już wspomniałem, mam ładny głos, więc klienci bardzo często chcą ze mną rozmawiać, zarówno kobiety, jak i mężczyźni.

        Usiadłem w małej wnęce na zapleczu, osłoniętej parawanem. Nie wiem jakim cudem, ale kanciapa była dosyć dźwiękoszczelna, zapewniająca mi komfort i dyskrecję. W sumie w kokalu były cztery takie pomieszczenia z telefonami, przy których dyżurowali pracownicy klubu. Mój telefon zazwyczaj się urywa.

        Nie musiałem czekać długo, aż komórka zawyła przeraźliwie głośnym dzwonkiem. Odetchnąłem głęboko, rozsiadłem się wygodnie na kanapce i podniosłem aparat do ucha.

- Halo? – zamruczałem uwodzicielskim głosem.

- Za halo w mordę walą. – mruknął ktoś męskim, znudzonym głosem o miłej dla ucha, interesującej barwie. Z niewiadomych przyczyn moje serce zabiło szybciej.

- Przedstawisz się? – zapytałem.

- Odnoszę wrażenie, że nie jest ci to potrzebne, ale skoro nalegasz…- nieznajomy westchnął. – Jestem Shikamaru.

- Hmm…ładne masz imię. – powiedziałem szczerze. – Więc, na co masz ochotę, Shikamaru?

- Skoro do ciebie dzwonię, to pewnie na seks przez telefon. – mruknął. Zbiło mnie trochę z tropu.

Dziwny typ.

- A ty jak się nazywasz? – spytał.

- Shukaku.

- Gdyby chodziło mi o twój pseudonim, to bym nie pytał, bo już go znam. Pytam o twoje prawdziwe imię.

- Ja…Gaara. – odparłem niepewnie. Z niewiadomych przyczyn sam głos mężczyzny wywoływał u mnie dreszcze.

Nastała chwila niezręcznej ciszy.

- Chyba nie lubisz swojej pracy. – zauważył rozbawionym tonem Shikamaru.

- Nie lubię. – przyznałem, sam nie wiem dlaczego. Właśnie łamałem wszelkie swoje reguły. Powinienem był rozpalać odważnymi, wyuzdanymi tekstami klienta, a ja właśnie ucinam sobie z nim pogawędkę na temat moich upodobań związanych z zatrudnieniem.

- Więc po co tam pracujesz?

- Tak wyszło. – mruknąłem. Nie będę mu się zwierzać!

- Hmm…opowiesz mi o tym?

- Nie! – uciąłem ostrzej niż zamierzałem. Ojj…jak się Oro dowie, potrąci mi z pensji.

O dziwo mężczyzna nie rozłączył się, tylko zachichotał.

- W takim wypadku chyba pozwolę ci trochę popracować. – mruknął leniwie. – Zaczynaj.

- Ja…co mam robić? – zapytałem głupio. Mam przygotowany cały zestaw niezłych ripost oraz zazwyczaj korzystam z własnej elokwencji, ale tym razem PO RAZ PIERWSZY w karierze NIE WIEDZIAŁEM co powiedzieć.

- Może najpierw powiedz mi coś o sobie? – zaproponował klient. – Lubisz chłopców.

- T-tak..- odpowiedziałem niepewnie. Przed oczami stanęły mi sceny moich wspólnych nocy z Sasuke. Ze zdziwieniem zauważyłem, że moje ciało zareagowało na tą wizję. To chore! JA powinienem rozpalać JEGO, a nie odwrotnie.

- Mam 178 cm, długie brązowe włosy związane w kitkę, czarne oczy, szczupłą sylwetkę i jestem ponadprzeciętnie leniwy. – powiedział Shikamaru. – Jesteś w stanie mnie sobie wyobrazić?

- Chyba tak…- odparłem, usiłując zwizualizować sobie pod powiekami ten obraz. Nie wychodziło.

- Chyba nie. Dlatego wysyłam ci swoje zdjęcie. – w jego głosie słychać było rozbawienie.

        Rozłączył się, a ja aż podskoczyłem, gdy aparat oświadczył przyjście wiadomości MMS. Niecierpliwie otworzyłem ją i aż wstrzymałem oddech. Facet był dokładnie w moim typie, męski, smukły, o regularnych rysach twarzy znamionujących dużą inteligencję. Leżał na łóżku, a jego koszula była rozpięta, ukazując umięśniony tors. Przełknąłem ślinę. Moje dłonie drżały lekko, gdy ponownie odbierałem połączenie.

- Napatrzyłeś się do woli? – zapytał.

- Tak…- wyjąkałem.

- Więc już wiemy, jak wyglądamy. To już coś. – zachichotał.

No tak. Na ulotkach reklamowych jest moje zdjęcie.

- Ładną mamy dzisiaj pogodę, prawda? – wypalił ni z gruchy, ni z pietruchy.

- Co?

- Ciepło jest. Wręcz gorąco, termometry wariują. Zdejmij coś z siebie. Proponuję bluzkę. – powiedział Shikamaru.

Klienci często proszą mnie o rozbieranie się i opisywanie swoich czynności, ale nigdy tak naprawdę tego nie robiłem. Teraz jednak pod wpływem impulsu zrzuciłem podkoszulek.

- Już? – upewnił się szatyn. Mruknąłem potwierdzająco.

- Zastanawiam się, jak gładka jest twoja skóra. – szepnął uwodzicielskim głosem. Po plecach przeszedł mi dreszcz.

- Jak aksamit. – wychrypiałem, czując narastające podniecenie. Co się ze mną, kurwa, dzieje?!

- Dotykaj się. – polecił, a ja posłusznie zacząłem wodzić palcami po swoim torsie, wzdychając, gdy ich opuszki natrafiły na stwardniałe sutki. On także oddychał nieco szybciej. Wyobraziłem sobie go całkiem nago w tak niedwuznacznej sytuacji i jęknąłem, czując jak męskość napiera mi na rozporek.

- Doskonale. – pochwalił mi. – Nie jest ci za ciasno w tych spodniach? Zdejmij je.

Posłusznie zrobiłem to, o co prosił.

- Teraz ty się zacznij dotykać. – powiedziałem, rozsiadając się wygodniej na sofie. Rozłożyłem szeroko nogi. Mam ochotę na małą zabawę.

         Po drugiej stronie łącza odezwały się ciche, tłumione jęki i pomrukiwania. Te dźwięki tak mnie rozpaliły, że zacząłem muskać palcami swoje najwrażliwsze miejsca, aż w końcu chwyciłem dłonią penisa, który ociekał już sokami. Przesunąłem powoli ręką po całym trzonie, wyginając się w łuk i jęcząc prosto do słuchawki.

- Nie spiesz się tak. – zachichotał Shikamaru, choć jego oddech też już był urywany.

- Obciągaj sobie. – zarządałem, szybko przesuwając dłonią po męskości. Po dźwiękach wywnioskowałem, że spełnił moją prośbę. – Chętnie bym ci possał. – wyznałem i to szczerze. Naprawdę miałem na to ochotę, poczuć jego smak i dotyk na udach.

- Chętnie bym cię przeleciał. – odparował. – Choćby na stojąco.

Chyba już rozumiem, po co ludzie dzwonią do nas. O mało nie zwariowałem, słysząc tak niewybredne propozycje.

- Jesteś śliczny, wiesz? – spytał.

- Wiem. Po mamusi. – prychnąłem. Zachichotał leniwie.

- Kociak. – stwierdził. – Masz pod ręką coś długiego i okrągłego? – spytał.

         Lekko zarumieniłem się, gdy zrozumiałem, o co mu chodzi. O ironio, widzieliście kiedyś dziwkę czerwieniącą się jak dziewica? Świat staje na głowie i klaska uszami! Nagle zauważyłem wciśnięty w kąt różowy wibrator. Pewnie zostawiła go któraś z koleżanek po swoim dyżurze.

- Tak. – odparłem, biorąc przedmiot w dłoń.

- Chyba wiesz, jak tego użyć?

         Przełknąłem ślinę i rozłożyłem szeroko uda, opierając stopy o siedzenie. Czuję się jak szmata…i jest mi dobrze z tą myślą. Pośliniłem nieco przedmiot, ignorując fakt, że przebywał już w rozmaitych miejscach i powoli zacząłem wpychać go do swojej dziurki. Jak zwykle poczułem ból i jęknąłem.

- Doskonale. – szepnął ochrypłym głosem Shika. Wibrator zagłębił się w moim wnętrzu, a ja włączyłem go.

         Zobaczyłem gwiazdy i wygiąłem się w łuk, rzucając na oparcie. Chyba cała dzielnica usłyszała moje wrzaski przyjemności, a klientowi pewnie odpadło ucho. Zacząłem gwałtownie poruszać ręką, dodatkowo wprawiając przedmiot w ruch. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Na szczęście pamiętałem o tym, aby trzymać telefon przy uchu, jęcząc do niego bez skrępowania. Było mi tak dobrze, że nie byłem w stanie dłużej powstrzymać orgazmu.

         Z głośnym krzykiem wytrysnąłem prosto na podłogę. Gęsta smuga spermy chlusnęła na parkiet, znacząc na nim białe wzory. Ze zdziwieniem zauważyłem, że szczytując, wykrzykiwałem jego imię. Ja wariuję, czy się zakochuję?

- Gaara…- wysapał Shika. On chyba też już doszedł i był tym wydarzeniem wyczerpany. – Za..zadzwoń do mnie jutro. Po godzinach pracy.

1 komentarz:

  1. Mmm , fajne , jakbyś znalazł coś jeszcze o yaoistycznej pracy w burdelu , to o opublikuj ^^

    /Temi

    OdpowiedzUsuń