sobota, 1 grudnia 2012
Oneshot – Nie pozwolę ci odejść! (JiraOro)
Ludzie lubią wymyślać frazeologizmy. Niektóre są pożyteczne, niektóre mądre, inne zabawne a jeszcze inne po prostu głupie. Zawsze jednak są metaforą. Tym razem jednak tak nie było. Jiraiya biegł ile tylko sił w nogach, niemal wypluwając płuca, goniąc cel swojego życia. Ucieleśnienie pragnień i najbardziej wstydliwych snów.
W pogoni za marzeniami…
- Stój! Poczekaj! Orochimaru, nie! – krzyczał, a jego krzyk rozbrzmiewał echem w pogrążonym w nocy lesie. Czarnowłosa, smukła postać przed nim zatrzymała się i odwróciła. Światło księżyca padło na piękną, regularną twarz, zalśniło w złocistych oczach. Pod jego wpływem idealnie biała skóra nabrała jakiegoś niesamowitego blasku. Był taki piękny…
- Stój! Nie pozwolę ci odejść! – powtórzył szarowłosy mężczyzna z tatuażami na twarzy, ciężko dysząc i patrząc z uporem w te niesamowite, gadzie oczy.
- Głupcze. Nic mnie nie powstrzyma. Doszedłem w moich badaniach tak daleko! Teraz, kiedy jestem już tak blisko, nic mnie nie zatrzyma przed spełnieniem moich marzeń! – wysyczał czarnowłosy, patrząc z jak największym chłodem na stojącego przed nim Jiraiyę.
Gówno prawda. Moje marzenia są inne. Nie ma w nich trupów, laboratoriów, eksperymentów i tej chorej potrzeby bycia nieśmiertelnym. Jest tylko księżyc, pachnąca słońcem trawa i te szare włosy…
- Daj spokój! Nie możesz odejść do Akatsuki. To potwory, mordują ludzi dla zabawy, chcą zawładnąć światem. Ty nie jesteś taki jak oni…jesteś shinobi z Konohy. W głębi serca jesteś dobry, Orochimaru. – w oczach Żabiego Pustelnika zalśniły łzy.
Kocham cię Oro. Tak trudno to zrozumieć? Nie odchodź.
- Konoha nie jest juz moim domem. Wątpię, czy kiedykolwiek nim była. Nie mam domu, zawsze byłem sam. Wy się śmialiście, a ja zawsze byłem sam. Tak przerażająco samotny…- teraz to genialny Sannin zaczał płakać. On, bezwzględny, który nie wiedział co to żal i łzy. Nie wiedział co to znaczy kochać, do czasu gdy poznał tego szarowłosego zboczeńca.
- Konoha jest twoim domem. twój dom jest tam, gdzie ktoś o tobie myśli. – powiedział cicho Jiraiya, podchodząc do płaczącego przyjaciela.
- Niby kto o mnie myśli?- spytał złotooki.
- Ja. – szepnął Jira, obejmując ramieniem szlochającego bruneta.
Proszę, odejdź. Nie chcę cię skrzywdzić, błagam idź stąd. Ja już nie mogę zawrócić. Nawet dla ciebie, błagał w myślach Orochimaru, chciwie wciągając w nozdrza zapach przyjaciela. Świeży, ożeźwiający. Pachniał pomarańczą, cynamonem i….skoszoną trawą.
- Kocham cię, Orochimaru. – wyszeptał mu na ucho Jiraiya.
Pod czarnowłosym ugięły się kolana. Jego cud, jego ideał go kochał? Uśmiechnięty, przyjacielski i radosny, choć nie zawsze grzeszący inteligencją i talentem. Niepowtarzalny.
- Ja też cię kocham, Jiraiya. – wychrypiał, składając na jego ustach namiętny pocałunek. Pierwszy i ostatni. Obydwoje o tym wiedzieli. W pośpiechu zrzucali z siebie ubrania, pragnąc poczuć jak najwięcej czułości. Jiraiya przerwał pocałunek i zjechał ustami na mlecznobiałą szyję kochanka, zostawiając na niej różowe malinki, jakby chciał zaznaczyć, że należy on odtąd tylko do niego, nie ważne co się stanie.
- Zawsze będę tylko twój. – wyszeptał wężowaty, ponownie łącząc ich usta w pocałunku. Ich języki, niczym ukochane węże Orochimaru, tańczyły i splatały się ze sobą. Dłonie błądziły po rozgrzanych ciałach, starając się zapamiętać na całe życie tą niewiarygodną miekkość skóry i delikatne dreszcze przenikające aż po czubki palców. Orochimaru przewrócił kochanka na plecy i zaczał bawić się jego sutkami swoim długim językiem. Po chwili zjechał na podbrzusze, kreśląc nim niezrozumiałe dla nikogo poza nimi znaki na ciele szarowłosego. Wziął jego członka w usta, mocno sie zasysając. Jiraiya mimowolnie jęknął z rozkoszy i zaczął poruszać biodrami, niemo prosząc o więcej. Orochimaru zrozumiał go i podciągnął się do góry, jeszcze raz całując go z zapamiętaniem. Siwowłosy odwrócił go na plecy i delikatnie wszedł w niego, głęboko patrząc w złote oczy. Obydwaj płakali. Wiedzieli, że to pierwszy i ostatni raz.
Las przez kilka minut rozbrzmiewał krzykami i jękami rozkoszy. Gdy skończyli, zabrzmiała znowu ta okrutna, ponura cisza. Zaczęli się szybko ubierać, a Oro obejrzał się ostatni raz.
- Pamiętaj, że cię kocham. Ale nie szukaj mnie.
- Nie zapomnij o mnie, proszę. – wyszeptał cicho Jiraiya.
- Nigdy, obiecuję. – równie cicho odpowiedział Orochimaru i puścił się biegiem w las. Już po chwili jedynym śladem jego obecności tutaj było delikatne drżenie listków poruszonych pędem powietrza i szlochający Sannin.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz