wtorek, 4 grudnia 2012
Oneshot – Misja (KoteIzu)
Blondynka siedząca za biurkiem mierzyła dwóch mężczyzn chłodnym, nie znoszącym sprzeciwu wzrokiem. Dłonie o jaskrawo czerwonych paznokciach splotła przed sobą i położyła na nich podbródek.
- Kakashi zlokalizował jedno z laboratoriów Orochimaru i poinformował mnie o prowadzonych tam badaniach. Podobno ten gad stworzył tam jakiś preparat wzmacniający dla ninja, a waszym zadaniem jest zdobycie go. Ta misja jest bardzo ważna dla całej wioski. – poinformowała Tsunade.
Kotetsu i Izumo wymienili spojrzenia. Obydwaj dawno nie byli na misji, więc pewnie wyszli z wprawi. Poza tym Konoha ma wielu znacznie bardziej uzdolnionych i wyższych rangą shinobi.
- A dlaczego akurat MY mamy iść na tą misję? – spytał Izumo.
- Nikogo innego nie mam. – odpowiedziała kobieta, przeglądając ze znudzeniem papiery. Po chwili bez żenady wyjęła z szuflady sake i nalała sobie, ignorując śliniącego się Kotetsu, który uwielbiał ten trunek.
- A Kakashi? – nie dawał za wygraną szatyn.
- Ściga Akatsuki.
- Asuma?
- Na misji z drużyną 10.
- A jakaś drużyna geninów? – podsunął wielce inteligentnie Kote, patrząc się hipnotycznie na bezwstydnie stojącą sobie butelkę. Złotowłosa popatrzyła na niego z politowaniem.
- Geninów? Do Orochimaru? – prychnęła. – Czy ty się dobrze czujesz? – ironizowała, przykładając mu rękę do czoła, bardzo niedelikatnie. Zostanie siniak. Izu chciał wtrącić, że Naruto, Sasuke, Kiba, Shino i Neji znacznie przewyższają ich umiejętnościami, ale ugryzł się w język. Instynkt samozachowawczy oraz doświadczenie w pracy jako osobisty asystent brązowookie podpowiadały mu, że lepiej nie zadzierać z alkoholizującą się Hokage. Inteligencja Stalowego*, o ile w ogóle taka istnieje, najwidoczniej milczała jak grób, ponieważ brunet już otwierał usta, nastawiony na wygłoszenie jakiegoś powalająco elokwentnego protestu. Na szczęście ręka Kamizuki błyskawicznie odebrała mu zdolność artykuowanej mowy, więc z jego warg uleciało to co zwykle, czyli bełkot.
- Kiedy mamy wyruszyć na misję, Hokage-sama? – zapytał mężczyzna, nadal trzymając wyrywającego się przyjaciela. Dopiero kiedy Kote zrobił się siny na twarzy, zrozumiał, że prawie go przed chwilą udusił.
- Jak najszybciej. – odparła Tsunade, popijając sake. – Macie czas do jutra. – dodała i machnęła ręką, niedelikatnie informuąc o tym, że dla własnego zdrowia powinni wyjść i zostawić ją sam na sam z ukochaną flaszką wódki (A Jiraiya mówi, że ona ma fetysz na punkcie sake i masturbuje się butelkami^^-dop.aut.).
Inteligentniejszy z chuuninów złapał swoego czarnowłosego przyjaciela za rękę i wypchnął na korytarz.
- Eeeej, Izumo, co ty robisz? – jęknął brunet. – Chyba nie chcesz iść na tą misję?
- Jasne, ze nie chcę. Ale muszę. – stwierdził Kamizuki, pakując sobie do buzi dwie gumy miętowe Orbita. Kotetsu uśmiechnął się przymilnie, przekrzywiając głowę i wystawił łapkę. Dwie drażetki wylądowały w jego dłoni, a on natychmiast wepchnął je do swojego otworu gębowego, żując entuzjastycznie.
- Ty też musisz. – dokończył swoją myśl Izu, wychodząc na ulicę. – Spotykamy się jutro rano pod bramą. – powiedział w stronę oddalającego się kolegi.
- KOTETSU!! – wrzasnął.
- Co? – czarnowłosy odwrócił się nadąsany. Wygladał słodko jak mały, niesforny brzdąc, więc szatyn siłą rzeczy musiał się uśmiechnąć.
- RANO to znaczy o 7, nie o 17. – wyjaśnił dobitnie.
- Dobra, dobra…- mruknął Kote i zniknął za rogiem.
Izumo westchnął i ruszył do domu, zahaczając o spożywczak. Przecież trzeba kupić prowiant i to podwójny, bo ten osioł zapomni. Spakował się, wziął szybką kąpiel i poszedł spać, uprzednio nastawiając budzik. Jutro czeka go ważna misja.
~~~
Słońce już od dawna nie znajdowało się w pozycji, która wskazywałaby na to, że jest godzina siódma. Zegarek na lewym nadgarstku Kamizuki’ego dobitnie potwierdzał ten fakt. Było pół do jedenastej, a Kotetsu jak nie było, tak nie ma. Westchnął i usiadł sobie wygodnie na ławce obok strażników, ale nagle dostrzegł kątem oka tuman kurzu, przybliżający się w tempie jednostanie przyspieszonym. Po chwili czarnowłosy z piskiem wyhamował tuż przed nim, uśmiechając się szeroko.
- Co ja ci mówiłem? Miałeś być o siódmej! – wrzasnął Izumo.
- Oj, Izuś, wiem, nie gniewaj się…ale to te baterie w budziku wysiadły i zapomniałem kupić. – tłumaczył się chłopak, drapiąc się po czarnej głowie w zakłopotaniu.
- W tym zegarku, który dałem ci na urodziny w zeszłym roku też jest budzik. – westchnął szatyn, porażony ogromem głupoty przyjaciela.
- Eee…wiem, ale ja go zgubiłem. – wyznał Kotetsu, robiąc minę zbitego psa.
- Dobra, nie ważne, idziemy! – zakomendował Izumo i wskoczyli na konohańskie drzewa.
Biegli kierując się wskazówkami dostarczonymi przez Kakashiego. Laboratorium znajdowało się tuż za granicą Kraju Deszczu, więc powinni do niego dotrzeć jutro koło południa, wliczając w to nocleg w gospodzie po drodze. Nie spieszyli się, żeby nie stracić niepotrzebnie energii. W koncu dotarli go niewielkiego hoteliku, który polecał im Hatake. Podobno gospodyni swietnie gotuje. Izumo zajął się zamawianiem pokoi, a Kotetsu natychmiast poleciał głaskać koty, które właścicielka przygarnęła i karmiła. Okazało się, że został jej tylko jeden pokój dwuosobowy, co i tak im odpowiadało z względów finansowych.
Weszli do pokoju i rzucili plecaki na podłogę. Izu wyjął ze swojej torby potrzebne do mycia rzeczy, a brunet położył się z kotem na łóżku.
- Zabieraj tego śmierdzącego pchlarza z łóżka. – prychnął brązowowłosy.
- On nie ma pcheł…chyba. – powiedział obrażony mężczyzna z bandażem na nosie. – A w każdym razie nie śmierdzi. – powąchał kota. – No, nie za mocno…
- Taa, jasne. Ide się umyć. – mruknął Kamizuki idąć w stronę niewielkiej łazienki.
- Niee, ja pierwszy! – zawył Kotetsu, zagradzając mu drogę. Szybko wziął piżamkę w kotki, mydło i szczoteczkę do mycia zębów. Po chwili już było słychać zza zamkniętych drzwi chlupot wody i fałszywy śpiew chłopaka.
Szatyn westchnął i położył się na łóżku, obok kota, wpatrującego się w niego zielonymi ślepiami. Przyjżał się zwierzęciu dokładnie i zauważył, że jest bardzo podobne do Hagane. Ma tak samo długą, potarganą, smoliście czarną sierść i duże, błyszczące ślepia. Słodki pyszczek i nawet białą pręgę w poprzek nosa. Przypomniał sobie, jak kiedyś, gdy jeszcze byli mali, zamiast „Kotetsu” mówił „Koteczku”. Szczerze mówiąc, w myślach, podczas samotnych, bezsennych nocy nadal tak go nazywał…
- Izumooo! – jęknął hebanowowłosy.
- Czego?
- Przynieś mi moją kaczusie, bo zapomniałem. – poprosił płaczliwym głosem brunet. – A i pastę do zębów! W plecaku są!
Izu sapnął z irytacji i zaczął grzebać w jego plecaku. Tak jak się spodziewał, znalazł parę spodni i trzy koszulki, bieliznę na zmianę, przy której zatrzymał się trochę dłużej, ukochanego misia do spania, pastę do zębów, żółtą kaczuchę i nawilżacz do zabaw erotycznych. Natychmiast spalił buraka i zamknął torbę przyjaciela. Ciekawe po cholere mu nawilżacz…?
- Izuś, no proszę! Wiesz, że nie mogę się kąpać bez mojej kaczusi-pimpusi! – wrzasnął myjący się chłopak. Niby miał te swoje 24 lata i rangę chuunina, ale nadal zachowywał się jak dziecko. Izumo stanął pod drzwiami i zdał sobie sprawę z tego, że chłopak zamknął się od srodka.
- Kote, otwórz.
Usłyszał szczęk zamka i po chwili jego oczy osiągnęły średnicę około pięciu KILOmetrów. Naturalnie, Hagane nie był tak kreatywny, aby wpaść na pomysł okrycia się czymkolwiek, choćby ręcznikiem. Stał teraz całkiem nago z delikatnym, nieco zakłopotanym uśmiechem na pełnych, czerwonych wargach. Woda spływała po jego doskonale wyrzeźbionym ciele i wsiąkała w ciemny lasek na jego kroczu, otaczający standardowej wielkości, ale bardzo kształtną męskość. Policzki Kamizuki’ego zapłonęły żywym ogniem, a on sam wepchnął przyjacielowi kaczuchę i pastę do rąk, zatrzaskując drzwi. Oparł się o ścianę i oddychał głęboko, a jego pobudzony członek pulsował, domagając się choć odrobiny zainteresowania, zwłaszcza ze strony tych koralowych, niewinnych usteczek.
Kotetsu wyszedł już przebrany z łazienki, a brązowowłosy poszedł się wykąpać. Przy okazji ulżył sobie, rumieniąc się z zażenowania, mając cały czas przed oczami obraz nagiego bruneta. Miał szczerą nadzieę, że Koteczek nie słyszał jego tłumionych westchnień i jęków.
Na szczęście czarnowłosy już spał, rozwalony na 3/4 łóżka. Jedną ręką obejmował kota, a drugą misia. Jego klatka piersiowa unosiła się w spokojnym oddechu. Izumo cicho podszedł, aby nie zbudzić chłopaka i uwolnił czarne zwierze z jego uścisku. Położył się obok i pogłaskał wierzchem dłoni delikatną skórę na twarzy przyjaciela. Już od dawna wiedział, że jego uczucia do Kotetsu stanowczo wykraczają poza ramy szczerej przyjaźni, ale nie umiał inaczej. Nie umiał go nie kochać, nawet pomimo tych jego dziwactw i idiotyzmów. Może właściwie kochał go za te wygłupy i dziecinne zachowanie…?
Brunet wyczuł deficyt kota pod pachą i postanowił uzupełnić go, obemując ramieniem równie futrzastą, ciepłą, porośniętą lśniącym włosiem w kolorze kawy głowę Izumo. Mężczyzna poczuł delikatny, winogronowy zapach jego mydła, za którym tak szalał i wtulił nos w jego szyję. Zasnął, otulony ciepłem pana Hagane. ~
~~~
Obudzili się rano, a właściwie to Izumo się obudził i zwlókł półprzytomnego czarnowłosego z łóżka. Kote troche ponarzekał, ale ubrali się i zeszli na wyśmienite śniadanie właścicielki hoteliku. Zapłacili za pokój i poszli w kierunku Kraju Deszczu. Bez problemów minęli granicę i kierując się wskazówkami szarowłosego jounina, dotarli do zakamuflowanej kryjówki. Było mało zabezpieczeń i to w dodatku banalnie prostych, widocznie Oro nie spodziewał się nieproszonych gości. Dotarli w końcu do jednego z pomieszczeń, gdzie leżała sobie dosyć spora strzykawka, wypełniona czerwoną cieczą. Spojrzeli na nalepkę, pokrytą dziwnymi wzorami.
- „Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki, dołączonej do strzykawki, bądź skonsultuj się z Hokage lub farmaceutą” – przeczytał Izumo. – Przecież tu nie ma żadnej ulotki.
- Ulotka jest tutaj. – usłyszeli cichy chichot. Odwrócili się błyskawicznie, wyciagając kunaie.
Przed nimi stał spokojnie Kabuto, trzymając w ręce jakiś świstek papieru. Pewnie tą ulotkę. Izu szybko wziął strzykawkę i zaczęli uciekać, rzucając za siebie wybuchowymi notkami. Siwowłosy starał się ich powstrzymać, ale mu nie wychodziło. W pewnym momencie jednak oplótł linką nogę Kamizuki’ego, który potknął się i upadł.
- KOTETSU, ŁAP! – wrzasnął i rzucił strzykawkę. Stały pech prześladujący bruneta sprawił, że strzykawka wbiła się w jego dłoń, a cała zawartość właśnie zaczynała krążyć po jego organizmie. Yakushi, gdy to zobaczył, puścił ich uśmiechając się bezczelnie. Zwiali, zatrzymując się dopiero ładne kilka kilometrów dalej.
- Jak się czujesz? – spytał z troską Izu..
- Jak narazie bez zmian. – odparł Kotetsu z uśmiechem.
Przecież to miał być preparat wzmacniający, pomyślał brązowowłosy. Może nic mu się nie stanie.
Słonce już zachodziło, gdy przekroczyli granicę, więc zatrzymali się w tym samym pensjonacie.
~~~
Szarowłosy mężczyzna w masce siedział na parapecie okna, drapiąc się w zakłopotaniu po głowie.
- Co jest Kakashi? – spytała Tsunade nie patrząc na niego.
- Eee….Kotetsu i Izumo już poszli na misję? – zapytał.
- Tak, a co? Coś się stało? – blondynka z kucykami odwróciła się błyskawicznie w fotelu.
- Właściwie to jakby ci to powiedzieć…nie doczytałem ulotki. – Kaka pomachał jej przed nosem świstkiem papieru. Kobieta wyrwała mu czerwonymi szponami karteczkę zaczęła czytać.
- Powiedziałem, że to jest preparat wzmacniający. – kontynuował Hatake. – Ale nie zauważyłem, że wzmacnia…
-…podniecenie seksualne. – dokończyła ze śmiechem Tsunade.
Obydwoje zaczęli się śmiać, aż łzy ciurkiem pociekły z ich oczu.
~~~
W tym samym czasie Kotetsu przeżywał prawdziwą tragedię. Przez cały dzień próbował jakoś ukryć swoje podniecenie i stojącą męskość i cudem tylko mu się to udawało. Musiał zmienić spodnie, bo przemokły mu w kroku z powodu śluzu, którym wręcz ociekał jego członek. Materiał ubrań ocierał go w drażniący sposób, każdy, najmniejszy dotyk odczuwał 100 razy intensywniej. W międzyczasie zauważył, że Izumo naprawde jest cholernie przystony i podniecający. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że chętnie by go przeleciał. A jeszcze chętniej dałby mu się przelecieć.
Doszli do tego samego hotelu, a Izu załatwił pokój. Niestety został tylko ta sama dwójka, co oznaczało, że muszą znowu spać razem. Weszli do pokoju, a Kote natychmiast się przebrał i zagrzebał pod kołdrę.
- Kotetsu, dobrze się czujesz? – spytał Kamizuki, dotykając jego czoła. Było rozpalone tak samo jak reszta ciała bruneta, a jego dotyk wywołał w nim dreszcze.
Czarnowłosy nie odezwał się, bo co miał powiedzieć? „Czuje się świetnie, tylko chce mi się bzykać”?
Izumo zasnął, ale Kotetsu nie zmrużył oka przez wzmagające się podniecenie. Śpiący szatyn objął go ramieniem w pasie, a on nie mógł wytrzymać. Zaczął jęczeć i ocierać się o niego całym ciałem, a mężczyzna momentalnie się obudził.
- Co się stało? – spytał przerazony. Przyjaciel wziął tylko jego dłoń i przyłożył do swojego krocza. Gdy tylko poczuł chłodny dotyk, jęknął. Oczy Izumo rozszerzyły się w szoku.
- Kote, co to było? – szepnął.
- Nie wiem…- wyjęczał chłopak. – Chyba coś w rodzaju hiszpańskiej muchy…Izu, pomóż mi! – błagał.
Brązowowłosy uśmiechnął się. Dobrze wiedział, jak cięzko funkcjonować będąc cholernie podnieconym, a do tego miał okazję, aby zbliżyć się do swojego ideału. Stanowczym ruchem zdjął własne bokserki oraz piżamę w czarne kotki, którą miał na sobie brunet. Na widok jego stojącej męskości czarnowłosy jęknął i wziął ją do ust, mocno ssąc. Kamizuki nawet nie podejrzewał go o takie umiejętności. Spuścił się po kilku minutach w usta przyjaciela, który wszystko połknął z widoczną przyemnością.
- Pieprz mnie. – poprosił Kote, rozkładając szeroko nogi. Teraz to Izumo pochylił się i zaczął mu obciągać, starając się doprowadzić go do szczytu. Brunet doszedł już trzeci raz, ale jego penis nadal stał i pulsował boleśnie. Podniósł się na kolana i chciał najpierw go rozciągnąć, ale niecierpliwe jęki czarnowłosego sprawiły, że wszedł w niego od razu, po same jądra. Chłopak pod nim krzyknął i wygiął się z bólu oraz przyjemności. Zaczęli razem poruszać szybko biodrami, po pewnym czasie osiągając szczyt. Byli wyczerpani, ale Kotetsu nadal nie miał dość. Przez całą noc zaspokajali się, aż w końcu penis bruneta wystrzelił po raz ostatni i powrócił do pierwotnego stanu. Z ulgą powitali ten fakt i ułożyli się wygodnie, okrywając kołdrą. W pewnym momencie Izumo zauważył, że ulubiony miś Koteczka spadł podczas ich zabawy na ziemię i leżał tam nadal, patrząc na niego oskarżycielsko. Chciał wstać i go podnieść, ale powstrzymało go silne ramię.
- Gdzie idziesz?
- Spadł twó miś.
- Leż. – mruknął Kote. – Ja już mam swojego ukochanego misia. – powiedział, przytulając się do szatyna i zasnął.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz