sobota, 1 grudnia 2012

Oneshot – Jeziorko (KibaLee)


    Czerwień zachodzącego słońca chlapała krwistą poślatą liście niezliczonych drzew, a oni biegli dalej. Zbliżali się do granicy Kraju Ognia, ale ten zielony szajbus ani myślał się zatrzymać.

- Dalej, Kiba-kun! Zwiększmy tempo trzykrotnie! Pokażmy wrogom naszą wiosenną młodość! – darł się Lee.


    O kurwa. Ja tego nie przeżyję…Zastanawiam się, ile Hokage musiała wypić, aby wysłać mnie z tym psychopatą na wspólną misję. Współczuje wam, Neji i Tenten.


- Stój! Zrobimy tutaj postój! – krzyknął Kiba, zauważając niewielką polankę otoczoną z jednej strony małym jeziorkiem, a z pozostałych trzech gęstym lasem.

- Nie trzeba, Kiba-kun! Jeszcze moge biec! – odkrzyknął wesoło żuczek.


     Ale ja kuźwa, nie mogę.


- Lee! Musimy zrobić postój, bo inaczej będziemy całkiem wypompowani. – wrzasnął wściekły Inuzuka. Akamaru zapiszczał żałośnie.

      O dziwo mniejsza kopia Maito zatrzymała się i zeskoczyła na trawę. Chłopcy w milczeniu zaczęli rozbijać namioty, a właściwie namiot, bo ambitny Lee własnego nie wziął, twierdząc, że „to część jego treningu”. Naturalnie w nocy zaczął marznąć, więc Kiba litościwie wziął go do własnego namiotu, wykopując Akamaru na dwór. Bądź co bądź, Aka to pies, a Lee to człowiek, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać.

      Zjedli kolację, przygotowaną przez Kibę, który widocznie tak bardzo bał się o swój żołądek, że poświęcił się i zrobił te durne kanapki. Wleźli do namiotu, przebrali się w piżamy i zakopali w śpiwory. Akamaru skomlał na dworze, ale namiot był niestety za mały, aby pomieścić dwóch chłopców i psa o wymiarach standardowego konia. Inuzuka z bólem serca wsłuchiwał się w płacz jego przyjaciela i z jeszcze większym bólem, przesyconym irytacją, słuchał, jak to zielone, żukowate indywiduum wierci się w swoim śpiworze.

- Jeśli do kurwy nędzy zaraz nie przestaniesz, wykopię cię na dwór i wezmę Akamaru. – warknął szatyn. Brunet momentalnie znieruchomiał, ale zaraz potem zaczął się wiercić jeszcze intensywniej.

- Przepraszam, Kiba-kun, ale rozsadza mnie energia! – krzyknął. Inuzuka zakrył swoje czułe, niemal psie uszy, powstrzymując gardłowy warkot.

- Taka piękna, ciepła noc…- westchnął Lee.

- Tak ciepła, że z pewnością nie obudzisz się z zamarźnietymi gilami w nosie, jeśli spędzisz ją na dworze. NA GOŁEJ ZIEMI! – nie wytrzymał Kiba.

- Oj dobra, dobra, nie wściekaj się tak. Pójdę potrenować. – oświadczył Rock, wychodząc z namiotu.


       Czy ten psychopata nigdy nie ma dość?,

myślał Kiba, słysząc okrzyki ćwiczącego shinobi. Chyba jednak nie, odpowiedział sam sobie.

       Po jakiejś godzinie spocony Lee wpełzł do namiotu, ciężko dysząc i walnął się na śpiwór. Nie minęło pięć minut, gdy już chrapał, a Kiba w tym czasie się dusił. W takich momentach przeklinał czuły, psi węch, który nakazywał mu wdychać aromat spoconego Rocka. Gdy zielony zachrapał tak potężnie, aż śledzie z ziemi wyskoczyły (Nie, nie było tam Kisame^^ – dop.aut.), miarka się przebrała.

- LEE, KURWA! WON SIĘ UMYĆ! – wrzasnął, szarpiąc śpiącym chłopakiem.

- Ccoo…? Aleee…woda jest zimnaa…- wyjęczał zaspany żuk, obracając się na bok. Wściekły Kiba bezceremonialnie przerzucił sobie chłopaka przez ramię, zatykając nos i wyklinając w myślach Hokage wrzucił go do jeziorka.

- Aaaa! Ratunkuu! Kibaaa! JA NIE UMIEM PŁYWAĆ! – darł się przerażony Lee, młócąc wodę dookoła rękami.


      Boże! Kto go między ludzi wypuścił?! I to ma być shinobi? I w dodatku CHUUNIN?!


- Woda sięga do kolan, idioto. – warknął Inuzuka. Rock momentalnie się uspokoił i patrzył na kolegę z tak niesamowicie głupią miną, że Kiba zaczął się turlać na brzegu ze śmiechu. Lee zrobił obrażoną minę.

- Takie to śmieszne? – krzyknął i podszedł do śmiejącego się chłopaka. Chwycił go za nogę i mocno pociągnął, wrzucając wprost do lodowatej wody.

- Debilu! Przez ciebie jestem mokry! – wściekł się szatyn. Brewka wzruszył ramionami.

- No to co? Ty też się powinieneś wykąpać. – odpowiedział i zaczął zrzucać ciuchy. Wyszedł nago na brzeg i poskładał swój święty, aerodynamiczny kombinezon od Gai-senseia w idealną kosteczkę. Kiba patrzał się na jego ciało z wytrzeszczonymi oczami. Trzeba przyznać – Lee był wyjątkowo dziwny, głupi, denerwujący, miał śmieszną fryzurę, ale ciało wspaniałe. Inuzuka podziwiał lekko opaloną, smukłą sylwetkę z wyraźnie zarysowanymi mięśniami, zgrabnym tyłkiem i czarnym, gęstym laskiem włosów wokół sporej męskości. Zastanawiał się dlaczego do tej pory nie zauważył przez ten cholerny, obcisły kombinezon jego kutasa.


     Przecież powinien się odznaczać. A z resztą…


- Dobrze się czujesz, Kiba-kun? – tak sie zamyślił, że nie zauważył kiedy Brewka podszedł do niego. – Dziwnie wyglądasz.

- Co? – psiarz jeszcze do końca nie kontaktował.

- Ty też powinieneś się rozebrać. – powiedział Lee i zanim szatyn zdąrzył zareagować, zaczął pozbawiać go mokrych, klejących się ciuchów. Kiba nie mógł opanować drżenia, gdy chłodne palce Rocka zaczęły przesuwać się po jego skórze. Tak samo nie mógł opanować jęku, gdy dłonie chłopaka spoczęły na jego stojącej męskości, usiłując rozpiać rozporek.

- Hmm..chyba masz problem. Moge ci pomóc. – zaoferował brunet, uśmiechając się szeroko.

- Pomóc…? – powtórzył Kiba. Lee kiwnął głową i zanurkował. Inuzuka odchylił głowę i głośno westchnął, gdy poczuł pod wodą, jak usta Krzaczastego całują główkę jego penisa. Chwycił go za włosy i pociągnął do góry, wydobywając na powierzchnię. Lee spojrzał na niego zdziwiony.

- Udusisz się. – wysapał Kiba i wyszedł na brzeg. Usiadł, a Rock ochoczo zabrał się do przerwanej pracy. Ssał, lizał i delikatnie przygryzał członka Kiby, który jęczał i dyszał, leżąc na pachnącej trawie. Zaniepokojony tymi odgłosami Akamaru przybiegł, ale zauważyszwszy swojego pana w takiej sytuacji zmieszał sie (o ile pies może się zmieszać) i gdzieś sobie poszedł. Kiba w tym czasie, pod wpływem intensywnych pieszczot, spuścił sie. Lee szybko usiadł na nim okrakiem i nadział się na stojącą męskość. Inuzuka zdziwił się, gdy nie napotkał oporu. Spojrzał pytająco na uśmiechniętego żuka.

- Często ćwiczymy z Gai-senseiem! – wyjaśnił Rock, podskakując. Kiba zrobił wielkie oczy, ale nic nie powiedział. W koncu obydwaj doszli, opadając na miękki dywan szmaragdowej trawy.

- Może i się razem pieprzylismy. – powiedział Kiba. – Ale to nie zmienia faktu, że jeśli będziesz chrapać, dostaniesz w pysk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz