wtorek, 4 grudnia 2012

Oneshot – Demon (ItaGaa)


       Wielki, biały, gliniany ptak wylądował bezpośrednio na wodzie, tuż przed wejściem do siedziby Akatsuki. Wielce zadowolony z siebie blondyn wykonał pieczęcie, a blokada w formie wielkiego głazu przesunęła się w górę, umożliwiając mu wejście.

- Spóźniliście się. – usłysał zimny głos.

- Wybacz, liderze, ale mały był waleczny, un. – zachichotał długowłosy.

- Deidara! – upomniał go sunący w swojej lalce Sasori. – Wyciągnij lepiej z tego paskudztwa Jinchuuriki.

- To sztuka, un! Nie paskudztwo! – zaperzył się niebieskooki, ale posłusznie wykonał znak. Gliniana figurka wypluła rudowłosego chłopaka.

- Dobra robota. – stwierdził Pain, przyglądając się nieprzytomnemu Gaarze. – Wnieście go do środka.

        Wszyscy troje weszli do siedziby, niosąc ze sobą nosiciela demona. Pochodnie rzucały rozdygotane światło na jego krwistoczerwone włosy, sprawiając, że wyglądały, jakby płonęły.

~~~

        Itachi siedział w salonie i po raz trzeci z rzędu czytał jakąś głupią książkę, którą znał niemal na pamięć. Ostatnio nie mieli z Kisame żadnych misji, więc trzeba było zabić jakoś czas.

- Itachi, pozwól do mojego gabinetu. – polecił Pain i natychmiast wyszedł. Chłopak westchnął, zdjął okulary, których używał do czytania i posłusznie podreptał za liderem. Rudy usiadł w fotelu za biurkiem i gestem dłoni wskazał mu miejsce przed sobą.

- Mam nową misję? – spytał sharinganowiec.

- Poniekąd. – stwierdził Pain, zapalając papierosa. – Sasori i Deidara przywieźli dzisiaj Jinchuuriki.

Brunet skwitował to uniesieniem brwi.

- To Sabaku no Gaara z Wioski Piasku. – kontynuował swój monolog rudzielec.

- I…?

- I zajmiesz się nim, dopóki nie będziemy gotowi, aby wyciągnąć z niego Shukaku. – zdecydował mężczyzna.

- Co? – parsknął Ita, ale umilkł pod złowrogim spojrzeniem rinnegana.

- To co powiedziałem. Będziesz go pilnować, łazić za nim krok w krok i uważać, żeby nie zwiał. Jasne?

- Hai. – odparł z zaciśnietymi zębami Uchiha.

- Więc do widzenia. – Pain wskazał mu palcem drzwi. Wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami.

         Jasna cholera, co ja, niańka jestem?, myślał, idąc korytarzem. Wcale nie uśmiechało mu się robić za etatową opiekunkę do dzieci. Był jednym z najsilniejszych członków Akatsuki, dlaczego akurat ON musi zajmować się jakimś smarkaczem z manią wielkości i demonem w środku?

- Gdzie on jest? – warknął do Deidary. Bondyn spojrzał na niego bezrozumnie.

- Kto?

- Jinchuuriki, głąbie. – syknął, a w jego oczach błysnął czerwienią sharingan. Na twarz niebieskookiego wpłynął bezczelny uśmiech.

- Ale jaja! Pain kazał ci się nim opiekować, un? – zarechotał, ale natychmiast umilkł, gdy oczy Itachiego przekształciły się w bardziej zabójczą wersję Mangekyo.

- Dobra, dobra, spokojnie, un. Ja tylko zartowałem. – uniósł obronnie ręce. – Tam – wskazał mu drzwi na końcu korytarza.

         Brunet poszedł we wskazanym kierunku i wszedł do srodka. Znajdował się w niewielkim, skromnie umeblowanym pokoju, podobnym do tego, który on sam zajmował. Na łóżku leżała jakaś blada, śliczna, rudowłosa istota.

- Dziewczyna? – zapytał sam siebie, siadając obok łóżka. Faktycznie, Jinchuuriki okazał się być osobnikiem płci żeńskiej. Dziewczyna była bardzo pobita i poraniona, widać, że walczyła zaciekle. Z niektórych ran nadal sączyła się krew, a ubranie miała w strzępach.

         Chyba muszę ą opatrzyć, bo się jeszcze przekręci, pomyślał. Wyciągnął z szafki w łazience bandaże, maści i inne rzeczy potrzebne do zrobienia opatrunku. Nalał do miski cieplej wody i wziął ze sobą ręcznik, aby umyć ją z krwi. Wrócił do pokoju, a dziewczyna nadal leżała spokojnie, oddychając powoli. Widocznie była bardzo młoda, praktycznie nie miała piersi, ale mimo to i tak była ładna. Znacznie ładniejsza od Konan.

         Itachi usiadł na łóżku i zaczął delikatnie zdejmować z niej ubranie. Jęknęła cicho, ale nie otworzyła oczu. Zamoczył rąbek ręcznika w wodzie i delikatnie przemywał rany, smarując je maścią i owijając ostrożnie bandażem. Obchodził się z nią jak z jajkiem i to takim wartym fortunę. Nigdy nawet nie podejrzewał siebie o taką delikatność. Gdy zajął już się ranami na torsie i ramionach, zaczął powoli zdejmować poszarpane spodnie. Zatrzymał się na bieliźnie, zaskoczony.

- Jesteś chłopakiem? – spytał w szoku, widząc wybrzuszenie w materiale majtek, którego normalna dziewczyna zdecydowanie nie mogła mieć. Przyjrzał się uważnie twarzy śpiącego. Była jak najbardziej dziewczęca, delikatna, ale zdecydowanie należała do chłopca. Rude włosy opadały przydługimi kosmykami na blade policzki i czoło, a powieki z niesamowicie długimi rzęsami drżały lekko. Uchiha zdjął bokserki chłopca, dobitnie przekonując się o tym, jakiej jest płci. Zaczął obmywać rany na nogach chłopaka, a on cicho jęknął. Zauważył, zdziwiony, jak jego męskość nieco zmienia swoją objętość i prostuje się. Dotarł do krwi na jego udach i zamarł, widząc, skąd ona wypływa. Najprawdopodobniej Deidara nie mógł sobie odmówić przyjemności zabawy z tak uroczą laleczką.

- Zabiję cię, Dei. – warknął i zaczął ostrożnie obmywać te najwrażliwsze okolice. Chłopak spiął się i syknął.

- Puść…

- Spokojnie. Muszę odkazić, bo może wdać się infekcja. – powiedział Ita, zdziwiony tonem własnego głosu. Zazwyczaj był zimny, oschły i ostry, ale teraz miękki i uspokajający. Rudzielec odprężył się i pozwolił mu dokończyć zabieg.

- Jak masz na imię? – spytał cicho.

- Itachi. – odparł zaskoczony tym pytaniem brunet.

- Ładnie. Ja jestem Gaara. – odpowiedział chłopak.

Gaara. Gaara. Gaaaraaa. Ślicznie.

- Po co mi to mówisz? – prychnął. Wbrew pozorom nie miał zamiaru spoufalać się z tym dzieciakiem.

- Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć jak mam na imię, skoro grzebiesz mi w tyłku. – odpowiedział zimno chłopak i więcej się nie odzywał. Sharinganowiec podniósł wzrok i jego serce zabiło szybciej, na widok jasnozielonych, pieknych oczu. Gaara odwrócił wzrok i zarumienił się lekko.

        Ita wyszedł z pokoju, kierując się w stronę salonu. Najprawdopodobniej właśnie tam siedzi teraz Deidara z tym swoim ochydnym, obleśnym uśmiechem na mordzie. Nie pomylił się.

- Dei, pozwól na chwilę. – warknął. Blondyn zdziwił się i posłusznie wyszedł.

- Coś ty mu zrobił? – wysyczał prosto w jego twarz, przyszpilając go do ściany.

- O czym ty gadasz, Itachi? – niebieskooki postanowił udawać Greka.

- O Gaarze. Gadaj, coś ty mu zrobił? – krzyknął i uderzył go w twarz.

- Jezz, Ita, coś ty taki nerwowy? Zabawiliśmy się troche, tylko to… – mruknął blondas, a Uchiha przyłożył mu jeszcze raz i włączył swój Mangekyo.

         Momentalnie Dei znalazł się na krzyżu, obserwując przesuwające się szybko po niebie czerwone chmury. Itachi stał przed nim i wbił w jego brzuch katanę.

- Jeśli jeszcze raz go dotkniesz, zabiję cię. – warknął, a tysiące klonów zaczęło wbijać w niego kunaie i inne ostre przedmioty. Kiedy już myślał, że nie wytrzyma, wszystko się urwało, a on leżał skulony pod ścianą. Ita kopnął go w brzuch i odszedł.

~~~

         Następnego dnia rano przyniósł chłopakowi do łóżka śniadanie i pomógł mu zjeść. Siedział, obserwując jak chłopak leży z zamkniętymi oczami, oddychając nierówno. Przy nawet najmniejszym ruchu rany okropnie bolały.

- Co ze mną zrobicie? – spytał.

- Zabijemy cię, wyciągając demona. – odparł prosto z mostu brunet. Po co go oszukiwać?

- Może to nawet lepiej. – szepnął rudzielec jakby do siebie.

- Co takiego?

- Wiesz, życie Jinchuuriki nie jest usłane różami. Wszędzie jesteśmy traktowani jak potwory i popychadła, więc dlaczego by nie zakończyć tej jałowej egzystencji? Wszystko musi mieć jakiś cel. Moje życie nie ma celu, więc po co je kontynuować?

- Nie wierzę ci.. Ja musiałem wybić cały swój klan i jakoś z tym żyję. – mruknął czarnowłosy, siadając obok niego na łóżku.

- Nie musiałeś, ale było coś, co skłoniło cię do podjęcia tej decyzji, prawda? – spytał Gaara, patrząc na niego tymi niesamowitymi, wielkimi oczętami.

- Masz rację. – odparł po chwili milczenia czarnooki, patrząc się w okno. – Zrobiłem to, żeby Sasuke przeżył.

- No widzisz. – uśmiechnął się lekko chłopak. – Mnie chciał zabić mój wuj, jedyna osoba, która kiedykolwiek ze mną rozmawiała. Potem już nie było nikogo takiego. Nawet rodzieństwo się mnie boi, chociaż jestem najmłodszy.

         Zapadła ciężka, przesycona ponurą atmosferą cisza. Itachi kompletnie nie wiedział, co powiedzieć, a zielonooki pewnie był zbyt słaby, by mówić. W końcu zasnął, a Łasica cicho wyszedł z pokoju.

~~~

        Blade dłonie o ostrych, fioletowych paznokciach błądziły po jeszcze jaśniejszej, wręcz kremowej skórze, wywołując drżenie drobnego ciała. Wiśniowe wargi ssały delikatnie różowy sutek, a chłopak o czerwonych włosach odchylił głowę do tyłu, jęcząc cichutko. Jego zielone oczy zaszły mgiełką porządania, a wypieki na twarzy robiły się z minuty na minutę coraz silniejsze. Itachi dotykał go w najbardziej intymnych miejscach, ale nie tak jak Deidara. Blondyn sprawiał mu tylko ból, a brunet rozkosz. Zaczął dopominać się o więcej pieszczot, ocierając się o starszego chłopaka biodrami. Itachi zaśmiał się cicho i zaczął lizać jego szyję oraz wrażliwe miesce za uszami, opuszkami palców wodząc wokół nabrzmiałej już męskości chłopca. Chwycił ją delikatnie w dłoń i rozsmarował śluz, który zebrał się na czubku. Podniósł rękę do ust i zaczął ją ssać, patrząc mu głęboko w oczy, a potem zaczął ostrożnie wpychać naślinione palce w jego otwór.

- Itachi…- westchnął rudy i poruszył biodrami, nabijając się na palce Uchihy.

- Cii..- Ita uciszył go, składając na jego ustach pocałunek i wyjął palce. Chłopak obrócił się na kolana i chętnie wypiął, a zwinny, gorący język długowłosego zaczął błądzić wokoło jego dziurki. Gaara poczuł, jak coś twardego i pulsującego wchodzi do jego wnętrza, a wtedy obudził się, zdyszany, spocony i cholernie podniecony.

~~~

        Przez cały miesiąc Itachi i Gaara byli nierozłączni. Jedli razem, chodzili wszędzie razem, a od jakiegoś czasu nawet spali w jednym łóżku. Uchiha tłumaczył to rozkazami, ale tak naprawde coś ciągnęło go do tego dzieciaka. Rudzielec ani razu nie przyznał się do tego snu czarnowłosemu, ale czuł, że Itachi jest dla niego kimś ważnym. Może najważniejszą osobą w życiu. No Sabaku wydawał się być pogodzony z losem, nie próbował uciekać i czasami nawet sam się pytał, kiedy wyciągną z niego demona. W końcu nadszedł ten dzień.

        Członkowie Akatsuki stanęli na palcach wielkiego, kamiennego posągu demona i zaczęli technikę. Gaara zobaczył błysk, a potem tylko gęstą ciemność. Czerwone opary unosiły się z jego ciała, wnikając do wnętrza rzeźby, a z każdą sekundą jego życie ulatywało.

        Spokojnie, Ita. Tak miało być. Nie zmienisz tego, powtarzał sobie jak mantrę, ale mimo to nie mógł powstrzymać ostrzy, które cięły jego serce na kawałeczki. Chłopak upadł nieprzytomny na posadzkę, a Itachiego ogarnęła wściekłość. Jakim prawem oni to robią?! Jakim prawem krzywdzono go przez całe życie, pieczętując w nim demona, a teraz oni chcą mu go odebrać, chociaż stał się cześcią jego? Z lego lewego oka wypłynęła strużka krwi.

- Amaterasu! – krzyknął. Czarne płomienie zaczęły tańczyć, popieląc wszystkie postacie w czarnych płaszczach z czerwonymi chmurami. Gaara ocknął się, czując zapach spalonych ciał.

- Itachi, co się stało…?- spytał cicho.

- Zabiłem ich. Wracaj do Suny. – powiedział Uchiha, biorąc go na ręcę i wynosząc z kryjówki dla nieistniejącej już organizacji.

- Dziękuję. – szepnął zielonooki. – A co z tobą?

- Nie wiem, ale to nie ważne. Wracaj do swojego rodzeństwa i wioski, w końcu jesteś tam Kazekage.

- Chodź ze mną. – poprosił Gaara.

- Nie. Widocznie moim przeznaczeniem było uratować ciebie. – uśmiechnął się lekko czarnowłosy, stawiając go na ziemi. Zielonooki odwrócił się i ruszył w kierunku Wioski Piasku, a Itachi stał tak długie godziny, patrząc, jak kolejny sens jego życia odchodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz