sobota, 1 grudnia 2012
Podwójne życie kelnera (SasuGaa)
Podchodzi do mnie jakaś młoda, brązowowłosa kobieta w garsonce. Nawet ładna, na pierwszy rzut oka. Patrzy się na mnie wyczekująco, więc pewnie o coś pytała, a ja byłem duchem daleko z tą hen za Polami Elizejskimi, więc nie usłyszałem. Sabaku, doprowadź się do pionu! No już.
- Słucham, mogłaby pani powtórzyć? Zamyśliłem się.
- Jestem Matsuri Katsuna, wiceprezes koncernu Ichiraku Ramen. – wyciągnęła rękę i przedstawiła się. – Chciałam się tylko zapytać, czy miałby pan może ochotę na kawę? – zarumieniła się lekko.
Owszem, mam palącą potrzebę nasączenia organizmu kofeiną, ale nie w twoim towarzystwie, mała.
- Niestety muszę z żalem odmówić. Za pół godziny mam następne spotkanie, muszę się przygotować. – powiedziałem prawdę. A prawdy są trzy : też prawda, święta prawda i gówno prawda. W tym przypadku ta ostatnia, bo cały dzień już mam wolny, a była dopiero dwunasta.
Kobieta jednak podsunęła mi bardzo ciekawy pomysł. Zdecydowanie, roztwór kofeinowy z dodatkiem sacharozy i śmietanki jest tym, czego moje umęczone ciało i równie umęczona dusza się domaga. Pójdę do kawiarni.
Kupiłem sobie gazetę, trzeba być na bieząco i ruszyłem do mojej ulubionej kawodajni w centrum miasta, niedaleko siedziby firmy. Po drodze sobiety, a również niektórzy mężczyźni odwracali się, by przyjrzeć mi się dokładniej. Cóż, mam 26 lat, krwistorude włosy, zielone oczęta i ogólnie zaliczam się do gatunku „samiec seksowny”.
Jestem Gaara no Sabaku, prezes agencji reklamowej Suna Group. Ta natrętna kobieta, która usiłowała mnie zaciągnąć na randkę, była wiceprezesem firmy produkującej zupki w proszku. Chcieli, aby moja agencja reklamowała to świństwo. No, ale skoro płacą…grunt, że ja nie muszę tego jeść.Ta Matsuri wcale też nie wyglądała na odżywiającą się ramenem.
Dotarłem do mojej ulubionej Konohy. Lokal był niewielki, bardzo kameralny i przytulny. Wszędzie było poustawiane pełno zadbanych kwiatów doniczkowych, od których kawiarnia zyskała swoją nazwę, „Liść”. Usiadłem przy stoliku w kącie, rozłożyłem gazetę i czekałem, aż podejdzie do mnie jakaś kelnerka.
- Przepraszam pana? – usłyszałem miły, wibrujący, głęboki głos. – Podać coś?
Przede mna stała piękna, czarnowłosa, onyksowooka istota, ubrana w strój kelnera. Na pierwszy rzut oka można było się pomylić, ale w końcu sformułowałem wniosek, że owa postać zalicza się do płci męskiej. Jaki ten świat jest dziwny…
- Proszę latte machiato. – a co, biznesmenem jestem, mogę zaszaleć. Zmierzyłem chłopaka wzrokiem, był niezły. Nawet bardzo niezły. Ładniejszy od wszystkich dziewczyn, z którymi kiedykolwiek spałem, począwszy od podstawówki. Rzadko kiedy można spotkać tak śliczną dziewczynę, a tu proszę, chłopak. Miał bardzo jasną, aksamitną cerę. Był bardzo młody, nawet się jeszcze nie golił.
- Ile masz lat? – spytałem, mrużąc ślepia. Zarumienił się pod moim spojrzeniem. Ach, jak ja kocham wyprowadzać ludzi z psychicznej równowagi.
- Dziewiętnaście. – odpowiedział, speszony moim zainteresowaniem i poleciał zrealizować moje zamówienie. Nie wiem dlaczego, ale zainteresował mnie ten dzieciak. I bynajmniej nie wyglądał na te 19 wiosen.
Brunet wrócił, niosąc na tacy moją kawę. Ostrożnie stawiał kroki, starając się nie wylać płynu. Kiedy był już niemal przed moim stolikiem, posłałem mu olśniewający uśmiech, a on z wrażenia potknął się, wylewając na mnie latte. No kurwa! Ja wiem, że jestem przystojny, ale to już przesada.
- Przepraszam, przepraszam…- plątał się chłopak, okropnie czerwony na twarzy i starał się powycierać mój garnitur serwetką. Zaniepokojona zamieszaniem kierowniczka lokalu przyleciała i zbladła na mój widok. Oj tak, pan Sabaku zdecydowanie jest osobą porywczą i agresywną. Ale nie tym razem.
- …bardzo mi przykro, ja nie chciałem…- nadal ciągnął swój monolog czarnowłosy.
- Dobrze, już wystarczy. Nic się nie stało. – uśmiechnąłem się, a jego onyksowe oczy przybrały rozmiar i format jajek…strusich.
- Jak..jak to…? – wydukał. O. Czyżbym odbierał ludziom zdolność mowy? Jestem z siebie dumny.
- W porządku, wypierze się. – akurat, garnitur od Diora. Nadaje się tylko do wyrzucenia. Ale zaraz, od kiedy ja jestem taki miły?
- Jeszcze raz przepraszam, naprawde, powinienem bardziej uważać. – wyjąkał.
- Jak masz na imię? – spytałem.
- Sas…Sasuke. – odpowiedział z wahaniem.
- Zatem, Sasuke, powinieneś chyba jakoś zrekompensować mi ten wypadek. Co powiesz na kawę? – zaproponowałem, nawet sam nie wiem dlaczego. Po prostu, zainteresował mnie ten dzieciak.
- Chętnie, ale teraz jestem w pracy…- odpowiedział. O. Czyżby był smutny z tego powodu?
- Piatek, powiedzmy o 20?
- O ósmej wieczorem raczej nie pije się kawy. – uśmiechnął się oszałamiająco. Błyskotliwy…lubię takich.
- Cóż za spostrzegawczosć…więc o której ci pasuje?
- O czwartej pod fontanną w parku, niedaleko. – powiedział, rzucił jeszcze raz uśmiech i wrócił na zaplecze.
Wziąłem taksówkę i pojechałem do domu. Już miałem zamiar wyrzucać garnitur, ale moja gosposia, Anko, powiedziała, że dokładnie go wypierze i bedzie jak nowy. Cóż, wierzę jej na słowo. Była dopiero pierwsza, więc miałem kupę wolnego czasu i nie miałem pojęcia, co z nim zrobić. Pojechałem do firmy. Tak, tak, wiem, pracoholik.
W firmie nikt nawet nie zdziwił się moją obecnością. Co za ludzie…chyba za dobrze mnie znają. No nie ważne. Zająłem się przeglądaniem papierzysk, uroczo chwiejących się w wysokiej piramidce na biurku. Jak ja kocham to życie. Nim się obejrzałem, była dziesiąta, ale przynajmniej z wszystkim jesteśmy na bierząco. Wróciłem do domu, wziąłem prysznic i poszedłem spać.
~~~
/Sasuke/
Rano obudził mnie terkot budzika. Na początku ignorowałem go, nie mając siły wyłączyć cholerstwa, ale potem wstałem, przezwyciężając ból główy. Tak to jest, jak się ma dwie prace i chce studiować.
Jestem Sasuke Uchiha, dziewiętnastoletni student architektury. Wcale się nie zdziwiłem, kiedy ten rudy spojrzał na mnie zaskoczony, gdy powiedziałem ile mam lat. Dobrze wiem, że wyglądam na 16. Może właśnie to lubią we mnie klienci….eh, no nie ważne.
Zebrałem się do kupy, wypiłem kawę i powlokłem się pod prysznic. Zimna woda nieco mnie ocuciła. Ubrałem się, wysuszyłem włosy i zajrzałem do lodówki, zanotowując w pamięci, aby zrobić zakupy. Zjadłem przyrządzone przez siebie kanapki, moi rodzice zostali zamordowani, gdy miałem 7 lat. Zabił ich mój brat, który obecnie siedzi w psychiatryku. Praktycznie całe życie byłem sam, więc musiałem się nauczyć dbać o siebie. Pochłonąłem śniadanie, złapałem torbę i pognałem na zajęcia. W sali usiadłem na swoim miejscu, cały czas rozmyślając o tym facecie z kawiarni.
Intrygujący typ. Sam nie wiem dlaczego zgodziłem się na to spotkanie, mam nadzieję, że nie przyjdzie z rachunkiem za garnitur, bo do końca życia się nie wypłacę. Od razu było widać, że facet jest strasznie bogaty. Takim to dobrze…Moi rodzice zostawili troche oszczędności, ale niewiele tego było więc zostałem zmuszony do podjęcia pracy. Ta pierwsza, znośna, ta druga nieciekawa, choć stanowi główny środek mojego trzymania.
Do sali wszedł wykładowca Sai i od razu zaczął opowiadać o budowlach neogotyckich. Westchnąłem i całą uwagę skupiłem na nim.
~~~
/Gaara/
Stałem niezdecydowany w garderobie, ogarniajac wzrokiem ogrom spoczywajacych tam ciuchów. I było tego tyle kupować….teraz masz za swoje, strojnisiu. W garniak, oficjalnie, czy na luzie, punkowo? Oto jest pytanie. Chłopak jest młody…czyli chyba lepiej punkowo. Uśmiechnąłem się szeroko i wydobyłem z dna szafy moje stare jak świat, ukochane, jasne, podziurawione jeansy. Podarta koszulka, skórzana kurtka, glany i pare rzemyków i mogę iść. Mam nadzieję, że się nie przestraszy i nie ucieknie od razu.
Stanąłem pod tą fontanną i stoję jak debil. I czekam. Czekam.
- Przepraszam! – jakaś dziwna, czarna smuga, pędząca przez park się do mnie darła. Owa smuga wyhamowała pare centymetrów przed moją twarzą i okazało się, że to Sasuke.
- Przepraszam najmocniej. – wydyszał, opierając ręce o kolana. – Wykłady się trochę przedłużyły.
- Nie szkodzi. – uśmiechnąłem się, lustrując jego sylwetkę. – Dobrze, że jesteś.
Wyglądał niesamowicie. Czarne, skórzane spodnie, glany, czarna koszula z czerwonym haftem i wisiorek z pentagramem na szyji. Do tego czarna obroża z mega kolcami, kolczyki w uszach i czarny, mocny makiaż. Cudo.
- Stało się coś? – spytał, zarumieniony. Widocznie gapiłem się na niego zbyt nachalnie.
- Nie, skąd. To co, idziemy na tą kawę czy coś mocniejszego? – spytałem.
- Skoro chcesz to możemy iść, ale ja nie mogę pić. Idę wieczorem do pracy. – wyjaśnił. Poszliśmy do Akatsuki, jednego z ekskluzywnych klubów. Ja wziąłem piwo, a on colę i usiedliśmy przy stoliku, rozmawiając.
- Powiedz mi coś o sobie. Wiem tylko, gdzie pracujesz, jak masz na imię i ile masz lat. – poprosiłem.
- A co chcesz wiedzieć? – zapytał. Już po drodze przeszliśmy na „ty”.
- Co studiujesz?
- Architekturę. Jestem na pierwszym roku. – odpowiedział.
- Opowiedz mi o swojej rodzinie.
Przez twraz chłopaka przebiegł cień.
- Nie żyją. Zostali zamordowani przez brata. – cicho powiedział.
- Przepraszam. – poczułem się niezręcznie, sprawiłem mu przykrość.
- Nie szkodzi. – mruknął, dalej sącząc colę.
- Teraz twoja kolej.
- Eh…jestem Sabaku no Gaara, mam 26 lat, jestem prezesem Suna Group. Mam brata i siostrę, a moi rodzice zginęli w wypadku. – cóż, w każdym razie coś nas łączy.
- Przykro mi. – powiedział, patrząc na mnie tymi smolistymi ślepiami.
- Niepotrzebnie. – uśmiechnąłem się krzywo. – Prawie w ogóle ich nie znałem. Zawsze byli w rozjazdach. – po jaką cholerę ja się zwierzam obcemu chłopakowi? Co on, terapeutą jest?
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy niemal do siódmej, dopóki Sasuke nie oświadczył, że musi iść do pracy. Zapłaciłem za napoje i uparłem się, aby odwieźć chłopaka taksówką do domu. Chciałem koniecznie wiedzieć, gdzie on mieszka. Umówiliśmy się na niedzielę. Cholera, coraz bardziej interesuje mnie ten dzieciak.
~~~
/Sasuke/
Cholera, spóźnię się. Orochimaru znowu potrąci mi z pensji. Pieprzony gad, mógłby mi płacić troche więcej. To ja mu naganiam większość klientów. Na szczęście nie musiałem się przebierać, strój był odpowiedni do mojej profesji. Zjadłem szybko zimne spaghetti i wyleciałem z domu.
- Przepraszam za spóźnienie. – wydyszałem w stronę Kabuto.
- Dobrze, że jesteś. Zatrzęsienie klientów, domagają się ciebie. – powiedział szarowłosy. Skrzywiłem się, znowu nie będe mógł jutro chodzić. Ostatnio po takim „zatrzęsieniu” leżałem cały dzień.
Pierwszy był jakiś tłusty facet w garniaku, gapiący się na mnie obrzydliwie tymi świńskimi oczkami. Śmierdział potem. Kiedy wsadził mi do ust, poczułem, że chce mi się wymiotować. Zastosowałem swoją starą metodę i zamknąłem oczy, wyobrażając sobie coś przyjemnego. Momentalnie stanął mi przed oczami obraz twarzy Gaary. Zarumieniłem się lekko i wyobraziłem sobie, że to jemu obciągam, nie temu grubasowi. Przyspieszyłem i po chwili facet doszedł, na szczęście zdążyłem się odsunąć. Pochwalił mnie, dał stówę ekstra i obiecał, ze będzie przychodził do mnie częściej. Cholera, dlaczego mnie to spotyka?
Jak już pewnie zdążyliście się domyśleć, jestem dziwką i to męską w dodatku. Samo dno hierarchii. Tylko nie myślcie, że chciałem tego, ale co innego mógłby robić ładny, drobny osiemnastoletni chłopak, bez studiów i pieniędzy, który dopiero co wyrwał się z sierocińca. Do roboty w kamieniołomach to ja się nie nadaję. A klienci dobrze płacili, przynajmniej mogłem się utrzymać i opłacić studia. Co prawda pracuję w kawiarnii, ale nie zarabiam tam aż tyle, aby opłacić studia. Ehh…życie jest ciężkie. W koncu, o 4 rano pozwolili mi iść do domu. Jutro, a właściwie dzisiaj jest sobota, przynajmniej się wyśpię. Cholera, tyłek mnie boli.
Poza tyłkiem bolały mnie jeszcze cholernie usta sumienie, z czego to drugie bardziej. Zawsze po skonczonej nocce czułem się jak szmata, ale nigdy nie aż tak. Paliło mnie poczucie wstydu za to, że przy każdym kliencie wyobrażałem sobie, że to no Sabaku. Nie wiem jak spojrzę mu w niedzielę w oczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hu hu ,się dzieje .
OdpowiedzUsuńCałkiem fajne ;>
/Temi