sobota, 15 grudnia 2012
Oneshot – Wodospad (KakaYamato)
Szarowłosy jounin szedł beztrosko przez Wioskę Liścia, kierując się w stronę budynku Hokage i serdecznie ignorując fakt, że Tsunade wzywała go jakieś półtorej godziny temu. Podobno ma dla niego jakąś misję.
- Kakashi-sensei! – usłyszał wrzask i momentalnie odwrócił się, cudem tylko unikając kolizji z rozpędzonym pomarańczowym obiektem o nazwie „Naruto”. Blondyn zatrzymał się tuż przed nim, ciężko dysząc i opierając dłonie o kolana.
- Ba…babcia Tsunade jest wściekła. – wysapał, czerwony z wysiłku. Chyba biegł za nim przez pół wioski.
- Dlatego, że się spóźniłem, tak? – odgadł Hatake, drapiąc się po siwej głowie.
- Dokładnie.
- A nie prościej było do mnie zadzwonić? – uniósł brwi, a Uzumaki aż zacisnął szczęki z wściekłości.
- Myślisz, że nie próbowałem?! Masz wyłączony telefon! – wrzasnął. Ptaki pospadały z drzew, porażone ilością decybeli, które zaczęły bezlitośnie katować ich delikatne uszy.
- Zamknij się. – upomniał go uprzejmie Kakashi, obserwując, jak zwierzęta powoli zlatują z gałęzi i lądują ogłuszone na trawie dwa metry niżej, dobitnie potwierdzając, że jednak Newton miał racje. – Boże, chyba trzeba wymyślić dla ciebie jakąś technikę kneblującą, bo inaczej wykończysz nam cały inwentarz żywy wioski.
Blondyn podrapał się po jasnym łbie z zakłopotaniem.
- To co, idziesz do Hokage czy nie? – zapytał w końcu. – Powiedziała, że jak cię nie przyprowadzę, to przez miesiąc mam szlaban na misje.
Spojrzał na nauczyciela wzrokiem mówiącym, że zaciągnie go do gabinetu Kage Liścia choćby siłą. Kakashi westchnął i ruszył przed siebie.
- Hej! Miałeś iść do Tsunade! – krzyknął za nim wściekły Naruto.
- No to przecież idę, nie?
- To nie w tą stronę!
Hatake zatrzymał się zdziwiony i rozejrzał, po czym pacnął się otwartą dłonią w czoło, jakby w nadziei, że rozproszone komórki szare w końcu się zderzą i zaczną pracować. Odwrócił się na pięcie i zaczął isć, tym razem już w dobrym kierunku.
- Babcia Tsunade będzie zła. I będzie krzesłami rzucać. – marudził niebieskooki, wlokąc się za nim. – Yamato już dwie godziny czeka…
- Yamato? – zainteresował się Kakashi, a jego oczy błysnęły.
- No tak. Hokage ma dla was jakąś wspólną misję, więc kazała mi powiedzieć, żebyś się… – nie dokończył, bo szarowłosy ninja się zmył, a ściślej mówiąc, pędził w stronę budynku Kage Wioski Ukrytej w Liściach. Zastanawiał się, co takiego Tsunade ma mu do zlecenia, że musi to zrobić koniecznie ze swoim młodszym kolegą po fachu. Otwierają nowy dom publiczny?
Do gabinetu blondynki można było trafić nawet po omacku, nie znając drogi. Wystarczyło tylko uważnie słuchać. Już z daleka słychać było jej wrzaski pod adresem pewnego jounina, hojnie nakrapiane wulgaryzmami nie przystojącymi damie w jej wieku i pozycji społecznej. Z westchnieniem stanął przed wielkimi, dębowymi drzwiami i zapukał.
- Wejść! – usłyszał władczy, nieprzyjemny głos i pchnął drzwi. Zaraz też musiał błyskawicznie uchylić się przed lecącym w jego stronę wazonem.
- Kakashi! – zawyła orzechowooka, ciskając w niego następny zaimprowizowany pocisk, którym była nieco wyszczerbiona filiżanka. Chybiła o kilka milimetrów celu, a porcelana rozbiła się o ścianę, robiąc w niej przy okazji sporą dziurę. – Miałeś być dwie godziny temu!
Mężczyzna zachichotał nerwowo, drapiąc się po głowie i puszczając oczko do stojącego skromnie w kącie Yamato. Czarnooki pokrył się uroczym rumieńcem i spuścił wzrok.
- Wiem, alee…ale zabłądziłem na drodze życia i…i musiałem iść po sake! – dokończył szybko, widząc, jak biuściasta blondynka przygotowuje się już do rzucenia w niego metalowym termosem. Kobieta zamarła, słysząc magiczne, cztero literowe słowo.
- Sake? – powtórzyła z zainteresowaniem. Gdyby była buldogiem, już by się pewnie obficie śliniła.
- Dokładnie. – powiedział z uśmiechem Kakashi, wyciągając z kieszeni buteleczkę wypełnioną boskim trunkiem i pomachał nią jak białą flagą tuż przed nosem Tsunade. Jej brązowe oczy jak w hipnozie śledziły naczynie. – Świeżutka sake, tylko dla naszej ukochanej Hokage.
Postawił butelkę na jej biurku, a dłonie o ostrych, czerwonych paznokciach niemal mechanicznie pomknęły w stronę korka. W ostatniej chwili opamiętała się.
Nie, Tsunade. Siad, spokój. Musisz dawać dobry przykład. Wyznacz im misję, a dopiero potem możesz pić.
- Ekhem…Kakashi, razem z Yamato musicie natychmiastowo zając się poszerzeniem wodospadu. – powiedziała. Brązowowłosy nie wydawał się być tą rewelacją zdziwiony, pewnie juz ją usłyszał, natomiast sensei 7 siódmej nie ukrywał swojego zdumienia.
- A po cholerę?
- A bo jest za mały. – prychnęła kobieta ze złością. Chciała, żeby dali już jej święty spokój i sobie poszli, zostawiając ją sam na sam z buteleczką sake.
- To nie stać cię na hydraulików? – spytał szarowłosy. Blondynka posłała mu gniewne spojrzenie, mrużąc oczy jak pantera przed skokiem na ofiarę. – Cofam to pytanie.
- No. – kobieta wyglądała na zadowoloną. – Skoro już zrozumieliście, to nie musicie mnie więcej zaszczycać swoją obecnością. Sio!
Machnęła ręką, dając im jednoznacznie do zrozumienia, że mają sobie iść. Wyszli w milczenie z gabinetu.
- To kiedy mamy się tym zająć? – zapytał w końcu jasnowłosy.
- Teraz.
- Że co takiego? – jęknął Kakashi. – Już się robi ciemno!
Faktycznie, niebo powoli zmieniało swój kolor z południowego błękitu na wieczorne indygo.
- Gdybyś się nie spóźnił, senpai, już byśmy kończyli. – zauważył Yamato urażonym tonem.
- Eeej, gniewasz się na mnie? – spytał Hatake, robiąc słodką minkę smutnego szczeniaka. Yamato uśmiechnął się lekko.
- Nie. – powiedział.
- To czekaj tu na mnie. – rzucił Kakashi i zniknął. Szatyn stanął bezradnie w miejscu i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu narwanego jounina, ale nigdzie nie było śladu szarowłosego. Bez jego techniki Chidori nie mógł pracować.
- Kakashi-senpai! – zawołał, ale zgodnie z przypuszczeniami nie otrzymał odpowiedzi. Zamiast tego usiadł na pobliskim murku i zaczął czekać na Hatake.
Zamaskowany ninja przyszedł po ponad pół godzinie, pogwidując radośnie i trzymając ręce w kieszeniach. Miał ze sobą wypchany po brzegi plecak.
- To co, idziemy? – zapytał, uśmiechając się szeroko. Wściekły Yamato wstał i bez słowa wskoczył na gałęzie rosnącego niedaleko drzewa, kierując się w stronę wodospadu. Po kilkunastu minutach dobiegli na miejsce i wzięli się do roboty. Kakashi wybił swoimi Chidori wielkie dziury po bokach, a Yamato poszerzył dopływ wody. Potem obydwaj wyrównywali drobne nierówności i już po jakimś czasie wodospad był dwa razy większy, a oni zmęczeni, zdyszani i spoceni.
- Co powiesz na kąpiel? – zaproponował Kakashi, zrzucając z siebie mokre ubrania i wchodząc do jeziora. Woda była dosyć zimna, ale przyjemna. Yamato jak urzeczony obserwował jego zgrabną, umięśnioną sylwetkę w samych bokserkach, zanurzającą się w seledynowej, czystej wodzie. Po chwili on również zdjąl własne ciuchy i wskoczył do jeziora, rozpryskując dookoła chłodne kropelki. Podpłynął pod wodospad i stanął pod natryskiem ożywczej wody.
- Nadal jesteś na mnie zły? – zamruczał mu do ucha Kakashi, który zjawił się nie wiadomo skąd i objął go od tyłu w pasie. Yamato zadrżał, ale nie z zimna.
- Nie. – odpowiedział. Szarowłosy zbliżył wargi do jego karku i wycisnął na nim pocałunek.
- Podobam ci się? – szepnął cicho, muskając dłońmi podbrzusze chłopaka. Szatyn cicho jęknął i opadł głowę o jego ramię. Było mu gorąco, pomimo, że woda była bardzo zimna.
- Tak samo jak ja tobie. – powiedział również szeptem i pozwolił mężczyźnie przyssać się do jego ust. Język Kakashiego wniknął między jego wargi, robiąc w nich spustoszenie. Czarnooki zarzucił mu ręce na szyję i przylgnął do rozgrzanego, umięśnionego ciała szarowłosego, delektując się jego smakiem. Ręce senseia drużyny 7 wniknęły pod jego bokserki i zerwały je szybkim ruchem, uwalniając wyprężoną, sporej wielkości męskość. Hatake uśmiechnął się lubieżnie, nabrał powietrza i zanurkował, a chwilę potem Yamato jęknął, czując zaciskające się wokół jego penisa usta. Miał nadzieję, że nikogo nie ma w okolicy, bo jakiś zwabiony jego jękami osobnik mógłby ich nakryć, powodując, że mieliby nieprzyjemności. Przygryzł wargę, tłumiąc westchnienia i doszedł w usta Kakashiego. Mężczyzna wynurzył się, gwałtownie nabierając powietrza do płuc.
- Pyszny jesteś. – wysapał w końcu. – Chodź.
Chwycił chłopaka za rękę i razem podpłynęli do miejsca, w którym skały tworzyły coś w rodzaju naturalnych ławeczek, na których można było usiąść, albo ewentualnie się o nie oprzeć i pieprzyć na łonie natury. Dwa shinobi z konohy wybrali ta drugą opcję. Yamato wypiął swój zgrabny tyłek, czekając, aż członek Kakasiego zagłębi się w jego wnętrzu. Szarowłosy nie musiał go nawilżać, z powodu otaczającej ich ze wszystkich stron wody, więc płynnym ruchem wsadził swojego penisa w jego ciasną dziurkę. Chłopak krzyknął i spiął się, ale zaraz potem rozluźnił i pozwolił, aby mężczyzna zaczął powoli poruszać biodrami.
- Kakashi, szybciej…- wyjęczał w końcu i sam zaczął kręcić tyłeczkiem, nabijając się na jego męskość. Kopiujący Ninja z satysfakcją przyspieszył, czując każde drżenie otaczającego go ciasno wnętrza Yamato. W końcu nie wytrzymał i spuścił się, sprawiając, że woda wokół nich stała się mętna. Chwilę po nim doszedł również brązowowłosy, oddychając ciężko.
- Wyjdźmy, bo się przeziębimy. – powiedział Kakashi, usiłując uspokoić oddech i pierwszy popłynął w kierunku brzegu. Chwilę po nim wyszedł również Yamato, nawet nie szukając swoich bokserek. Pewnie już dryfowały gdzieś kilkadziesiąt metrów stąd.
Okazało się, że szarowłosy zabrał ze sobą namiot, który już zdążył rozłożyć dwa śpiwory. Zmęczony czarnooki położył się tuż obok jounina, kładąc głowę na jego torsie i zamknął oczy, pozwalając Morfeuszowi porwać się w dal. Misja była wykonana.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz