poniedziałek, 31 grudnia 2012
Chemia 25
Gdyby każdego z nauczycieli w liceum im.Sarutobi’ego nazwać imionami indiańskimi, tak, by każde z nich odpowiadałobelfrowskim cechom charakteru, to Jiraiya nazywałby się NadmierneZainteresowanie Babskimi Krągłościami, Kakashi – Naczelny Zboczeniec Etatowy,Asuma – Kopcący Jak Smok Stróż Porządku, natomiast Mitarashi Anko zwałaby sięNałogowe Łamanie Zasad Moralności I Zdrowego Rozsądku.
Ładnie wyglądałoby w dowodzie osobistym. Tak, czy inaczej, podczas, gdy uczniowie zajmowalisię szatańskimi planami, takimi jak nękanie przypadkowych osób durnymitelefonami, przymierzanie świeżo zakupionych ciuchów, smarowanie poparzonychczęści ciała kefirem prosto z lodówki, kobieta oddawała się bardziejodpowiadającemu jej zajęciu. To jest, konsekwentnie upijała się, siedząc z małątorbą termiczną chłodnego piwa na czymś w rodzaju wewnętrznego tarasu od tylnejstrony pensjonatu. Wieczór był ponadprogramowo ciepły, więc jedynąuciążliwością były upierdliwe komary i dręcząca nieustannie myśl, że piwo jużwkrótce może się skończyć.
Pokręciła głową, odrzucając od siebie jaknajdalej ponure scenariusze. Ma jeszcze cztery puszki, wystarczy. No i jeszcze…
Uśmiechnęła się do siebie, wyjmując ztorby elegancko zapakowane w pudełeczko dango, oblane lśniącym jak lukiersosem, równiutko ponabijane na patyczki do szaszłyków. Ciemnowłosa nauczycielkaoblizała lekko usta, unosząc go do ust.
Kto powiedział, że życie nie jest piękne?Dostanie w mordę.
Żyć, nie umierać!
Brunetka westchnęła z przyjemnością,zapijając kuleczkę cudownie chłodnym piwem, zupełnie nieświadoma czyhającegotuż za rogiem niebezpieczeństwa. Niebezpieczeństwo owo było rude, dość niskie,ubrane obecnie jedynie w nisko leżące biodrówki i japonki oraz znudzonewciskaniem telefonicznie ludziom rewelacji w stylu niespodziewanej ciąży iniespłaconych rat za Ferrari.
Nie mówiąc już o tym, że rude byłospragnione. A spragnione rude to wściekłe i nieobliczalne rude.
Gaara przylgnął szczupłymi plecami dościany, znacząco przykładając palec do ust. Mimo półmroku, w którym pogrążonybył holl pensjonatu, doskonale widać było jego uśmieszek.
Wróżył całej reszcie rychłe zwycięstwo idarmowe piwo. Mimo to, nie każdy był przekonany.
- Gaara.. –zaczął szeptem Naruto, nerwowo oglądając się. Gdyby wyszedł teraz jakiśnauczyciel i ich zobaczył, mieliby pozamiatane. Co prawda, siedzenie nakorytarzu przed ciszą nocną jeszcze o niczym nie świadczy, ale próby wyłudzeniapiwa od agresywnej nauczycielki byłyby kiepsko odebrane, zwłaszcza przez Asumę.
- Co?
- Jesteśpewny, że to dobry pomysł? – zapytał cicho.
- Tak!
Uzumaki westchnął ciężko, zastanawiającsię, po jaką cholerę w ogóle przyjaźni się z paczką największych idiotów wszkole? To znaczy, póki co, jeszcze przegrywają z Akatsuki, ale ci już wprzyszłym roku nie zawitają w progi ich liceum, więc zmuszeni są oddać koronęFantastycznej Czwórce. Plus Chouji’emu, który w dalszym ciągu jadł chipsy iShikamaru, któremu w sumie było wszystko jedno, czy ich przyłapie nauczyciel,czy też nie.
Co prawda, takie stanie pod ścianą byłoupierdliwe. Stanie ogólnie jest upierdliwe, znacznie bardziej wolał pozycjęsiedzącą, siedząco-leżącą, a leżącą już zwłaszcza. I powszechnie panowałazasada, że nie istnieje powierzchnia płaska, na której Nara Shikamaru niemógłby spać.
Potrafił zasnąć nawet na schodachpodczas przerwy obiadowej, ignorując stołówkową wyżerkę i całą resztę głodnej,uczniowskiej ciżby, która pchała się do drzwi, by czym prędzej zapełnić pusteżołądki. Kilkakrotnie robiono mu nawet badania na poziom glukozy we krwi,podejrzewając, że chłopak cierpi na cukrzycę, ale wszystko było w normie. Poprostu, Maru był najwidoczniej jedynym na świecie leniwcem, który opatentowałporuszanie się na dwóch kończynach i jedzenie za pomocą sztućców.
Oczywiście, wtedy, gdy chciało mu sięich używać. Znacznie bardziej wolał jeść pizzę, zamiast tradycyjnego jedzenia.Po pierwsze, dlatego, że przywiozą mu ją do domu. Po drugie, nie trzeba jeśćjej nożem i widelcem, a po trzecie, puste, kartonowe pudła wyglądają chociażtrochę lepiej, niż zabrudzone talerze i da się je upchać w szafie, tak, byapodyktyczna matka nie zobaczyła.
I tak zawsze zobaczy. Nie ma innegowyjścia, skoro to ona sprząta pokój synka. Nie pomagały groźby, zakazy, nakazy,motywacje. Gdyby Shikamaru sam miał dbać o swoje legowisko, prędko zacząłbyhodować na pościeli nowe gatunki grzybów, a pod łóżkiem zaistniałby mu całkiemnowy ekosystem, natomiast kurz mógłby liczyć na metry kwadratowe.
- Chłopaki,na trzy wchodzimy. – szepnął rudy, sięgając do swoich spodenek.
Oczy wszystkich zgromadzonych stałysię minimum dwa razy większe, nawet w przypadku Maru, ale Gaara, zamiastuprawiać publiczny samogwałt, wyjął z bokserek swój telefon i uśmiechnął siętryumfalnie. Pomachał aparatem w stronę swojego chłopaka, który odetchnął zulgą.
Naruto nareszcie był w staniezrozumieć uczucia Hyuugi. Jemu też niemiło robiło się na myśl o tym, jak innimusieli się ślinić, widząc półnagiego Sasuke na plaży. I tak jeszcze będzieprzez jakieś dwa tygodnie.
A Gaara zawsze mógł zapewnićdługowłosego o swojej wierności. W łóżku, naturalnie. Uzumaki takiej możności,jak na razie, nie miał.
Na razie.
- Zamierzaszdo niej dzwonić? – szepnął Neji spod drugiej ściany, co jego rudowłosy chłopakbardziej zrozumiał z ruchu warg, niż faktycznie usłyszał.
Następnie, jakże wymownie, popukał sięw czoło. Kobieta na tarasie drgnęła, odruchowo chowając właśnie osuszaną puszkępiwa. Za późno. Gaara wyskoczył z dzikim, radosnym wrzaskiem, strzelając jejpiękną fotkę bez ostrzeżenia. Naruto westchnął, wywracając oczami.
Nadeszły Dni Grozy.
- Sabaku! –wrzasnęła nauczycielka, podrywając się z ziemi. Posiadała fenomenalną zdolnośćdo utrzymania idealnej równowagi i zachowania koordynacji ruchów, nawet podwpływem. Debatowali kiedyś nawet na ten temat, twierdząc, że jest to wybitnyobiekt do badań naukowych, gdyż nie wiadomo, że Mitarashi urodziła się z tym darem,czy też nabyła go na drodze prób i błędów.
Na chłopakach jednak nie zrobiło tozbytniego wrażenia. Zielonooki odwrócił się do tylu z wrednym uśmieszkiem, aramię Neji’ego zupełnie odruchowo oplotło się wokół jego talii. Kobieta niezareagowała na to, wiele rzeczy już w życiu widziała, a poza tym, była osobątolerancyjną i z gejami miała do czynienia na co dzień. Z resztą, o chłopakachbyło w szkole głośno. O Naruto i Kibie z resztą także.
- Dobrywieczór, sensei! – powiedział głośno i wyraźnie chłopak, machając telefonem. –Piękny wieczór, prawda?
- idealny naobalenie piwka, czy dwóch. – dorzucił się Kiba, wychodząc z cienia.
Jeśli chodzi o kwestię skołowania piwa,tudzież innych boskich napojów, Inuzuka był pierwszy. I w dodatku, nie był ażtaki głupi, za jakiego uchodził, bo nigdy jeszcze go nie złapano z alkoholem namieście, w przeciwieństwie do Gaary, który miał takiego pecha, że raz natknąłsię na panią dyrektor.
Na szczęście, oddał flaszkę i było posprawie. Tsunade to naprawdę równa babka, mimo, że z przodu trochęnieproporcjonalna.
Wiadomo było, że głowa szkoły poruszasię po terenie placówki w potrójnym orszaku. Najpierw idzie sekretarka, potemcycki, a dopiero potem dyrektorka.
Anko zacisnęła usta, mierząc ichnienawistnym, wściekłym spojrzeniem.
- Małe,podstępne ścierwa… – wymamrotała gniewnie, podchodząc bliżej. – Czego chcecie?
- My? –mruknął Gaara, jakby zastanawiając się. – My tylko chcemy umilić sobie wieczór.Na przykład, gdyby pani podzieliła się piwkiem, byłoby naprawdę bardzo miło.
-Wykluczone!
Rudy rzucił komórkę w stronę Kiby,który chwycił ją ze zręcznością szkolnej gwiazdy sportu i uśmiechnął się szeroko,szczerząc białe, prawie „psie” zęby.
- No co teżdroga pani profesor mówi! – ryknął śmiechem, podchodząc trochę bliżej. – Mapani tutaj dzięki nam takie śliczne zdjęcie i nie podzieli się w zamianłyczkiem? No proszę zobaczyć. Idealne na facebook’a, na przykład.
Tym razem nawet Shikamaru zmobilizowałte kilkanaście mięśni swojej fizjonomii do wytężonej pracy i uśmiechnął się.Anko zacisnęła zęby i podeszła bliżej.
- Macie,sępy. – warknęła. Picie na tarasie było zdecydowanie złym pomysłem. – I dawajmi ten telefon.
Kiba z szerokim, prawie psim uśmiechemna twarzy podał jej komórkę Gaary, oczywiście, uprzejmie nie informując o tym,gdzie znajdowała się ona wcześniej. Kiedy nauczycielka upewniła się, że zdjęciejuż zostało wywalone z pamięci tego cudu techniki, podała mu swoją torbę,mamrocząc gniewnie pod nosem.
Sabaku aż zrobiło się jej żal.
- Sensei…tak po prawdzie, to mamy trochę zachomikowanych zapasów, więc jeśli pani chce,to zapraszamy na degustację. – wypalił, zanim Hyuuga zdążył mu zasłonić ustadłonią.
Punkt pierwszy szkolnych wycieczek –Nigdy, NIGDY, pod żadnym pozorem nie zapraszać nauczyciela na wspólne picie.
No chyba, że jest to Mitarashi Anko,której humor najwidoczniej poprawił się momentalnie.
- Zprzyjemnością. – zachichotała cicho. Drzwi gdzieś całkiem niedaleko trzasnęły,a żołądki wszystkich podskoczyły do góry. Byle tylko Asuma nie zechciał wybraćsię na nocny patrol, ku chwale abstynencji i praworządności. Mieliby wtedy dokumentnie przechlapane.
- Ulatniamysię stąd. – mruknął Kiba, jako pierwszy kierując się w stronę drzwi. Ostrożnie,krok po kroku, bo w korytarzu w dalszym ciągu było ciemno.
Światła jednak woleli nie zapalać. Zresztą, jak się okazało, nie było to konieczne. Już po ujściu kilkudziesięciukroków na korytarzową podłogę padały smugi sztucznego światła, którego źródłembyły uchylone drzwi do pokoju Sasuke. Jedynym czynnikiem, który blokował wiązkijasności, był właśnie Uchiha, stojąc w progu, najwidoczniej dogłębnieoszołomiony.
- Ktoś miwyjaśni, co to ma znaczyć? – zapytał lodowatym, spokojnym tonem, tak znanym zlekcji, wtedy, gdy jakiś dowcipniś spróbował poczynić zamach na jego życiekredą.
Każdy przełknął ślinę, nawet Anko.
~~~
Sasuke był absolutnie pewny, że, mimoswojego młodego wieku, zdążył zobaczyć już w życiu naprawdę dużo różnychzjawisk, które można podciągnąć pod kategorię „dziwne i niewyjaśnione”, toteżuważał, że raczej nic już go nie zdziwi. Teraz jednak musiał z żalem przyznać,że jego teoria ma bardzo poważne luki.
Po pierwsze, zanotował w myślach, bywierzyć w przypadkowo zasłyszaną paplaninę nastolatek. Tak profilaktycznie. Bonigdy nie wiadomo, kiedy im coś odwali i postanowią swoje genialne planywcielić w życie.
A przecież wyszedł tylko do sklepu,znajdującego się obok pensjonatu, po colę…
- Dobrywieczór, sensei. – zamruczała Sakura, leżąc na jego własnym łóżku, ubrana w nicwięcej, poza różowo-czarną bielizną. Wyglądała koszmarnie, w zestawieniu zmocnym makijażem i poparzoną słońcem skórą.
Sasuke aż zaniemówił, bojąc się, żejeśli otworzy usta, albo poleje się z nich litania szkaradnych przekleństw,zaadresowanych do uczennicy, albo po prostu puści pawia. Dziewczyna,naturalnie, zinterpretowała to na swoją korzyść.
- Zatkało,co? – zachichotała cicho, zakrywając kokieteryjnie usta dłonią.
Paznokcie miała świeżo muśniętelakierem, z precyzyjnie naklejonymi brokatowymi pierdółkami, które świeciły siępod światło.
Owszem, zatkało.
- Czekałamna pana. – dodała już trochę ciszej, jakby konspiracyjnym szeptem, pochylającsię bliżej w jego stronę. Piersi siedemnastoletniej dziewczyny, wylewające sięobficie zza biustonosza z systemem push-up, dobitnie utwierdziły go wprzekonaniu o swojej orientacji seksualnej.
I bynajmniej nie była ona nastawionana płeć przeciwną. Przelotnie tylko pomyślał o tym, że Naruto mógłby wyglądaćnaprawdę dobrze w takim kompleciku. Stringi, pończochy-kabaretki, zakończonepodwiązkami, pas do pończoch, biustonosz, jakieś bransoletki na nadgarstkach ibardzo wysokie buty.
Tak, warto by się nad tymzastanowić… ale na pewno nie ten kolor. Nie ma szans.
- Ktoś miwyjaśni, co to ma znaczyć? – wycedził lodowato przez zęby, jego głos jednakbrzmiał spokojnie. Jak zawsze, gdy był naprawdę wściekły.
Dziewczyna podniosła się wolnymruchem, który w zamierzeniu pewnie miał być kuszący i uwodzicielski, alewyszło, jakby bolał ją kręgosłup. Sasuke zauważył, że była kompletnie mokra,nie licząc włosów, a przez nią jego pościel jest wilgotna.
Zaczął odliczać w myślach dodziesięciu, zastanawiając się, kiedy go szlag trafi. Nie doliczył nawet dotrzech, gdy szponiasta dłoń dziewczyny zacisnęła się na jego nadgarstku iwciągnęła go do środka. Jednocześnie, Sakura nogą zatrzasnęła drzwi.
~~~
Cała siódemka, wraz z Anko, stała zidentycznymi, zdumionymi minami, zastanawiając się, czy Uchiha wyjdzie obronnąręką z tego starcia. Oczywiście, wszyscy wiedzieli, że Sakura i Ino odpierwszej klasy marudzą o tym, że chciałyby poderwać chemika, ale nikt nieprzypuszczał, że w końcu któraś z nich posunie się do tego samego.
- O kurwa. –podsumował sytuację Gaara, głupawo uśmiechnięty.
- Jakmyślicie, ona go zgwałci? – zastanowił się na głos Kiba.
Zapadła niezręczna cisza, pośródktórej odgłos przełykanej przez Naruto śliny, brzmiał głośno, jak dźwiękspuszczanej wody w toalecie z bardzo dobrą akustyką.
- Może. –mruknął leniwie Shikamaru. – To źle?
- Jasne, żeźle! – prychnął Sabaku, wyplątując się z uścisku swojego chłopaka. Taka nagłareakcja mogła oznaczać jedno – zazwyczaj agresywny i brutalny wobec wszystkich,spoza grona swoich najbliższych przyjaciół, Gaara właśnie wpadł na jakąśgenialną teorię i pewnie zamierza zrobić coś głupiego.
- A todlatego, że…? – westchnął Maru.
- Noprzecież Żyleta jest pedałem! – wydarł się rudy, konsekwentnie ignorującobecność nauczycielki. – I w dodatku, kręci z Hatake, nie?
Gdyby Anko robiła właśnie to, doczego jest stworzona, czyli przełykała solidny łyk swojego zimnego, cudowniemusującego piwka, pewnie by się zakrztusiła. Niestety, torbę z alkoholemzainkasowali jej uczniowie, więc teraz mogła zrobić tylko dziwnie głupią minę isłuchać dalej.
- A co to mado rzeczy? – burknął Nara.
- Zastanówsię. Co by było, gdyby Hatake dowiedział się, że jego kochanek przespał się zkimś innym, w dodatku z dziewczyną? – zapytał powoli Gaara, odwracając się doniego przodem.
- Zapewnebyłby wściekły.
- Bingo! Ana kim by wyładował swoją wściekłość?
- Na nas? –podsunął Neji, niewyraźnym spojrzeniem mierząc drzwi, jakby obawiał się, że zarazwyskoczy stamtąd wściekła, różowa harpia i go wykorzysta do niecnych celów.
Szmaragdowooki uśmiechnął się tylko zwyższością.
- To cozamierzamy zrobić? – zapytał w końcu Kiba, poprawiając sobie na ramieniu torbęz piwem. Lepiej, by żaden nauczyciel tutaj nie zaglądał.
- Uratowaćgo! – oświadczył rudy, kierując się w stronę przeklętych drzwi.
Naruto zagryzł dolną wargę, byle tylkonie zacząć na nich wszystkich wrzeszczeć. To przecież było idiotyczne. Wręczabsurdalne! Sasuke nie romansuje z Kakashim, bo jest z nim! I tej wersji sięlepiej trzymać, bez zbędnych udziwnień w stylu skoku w bok.
Westchnął cicho i odwrócił głowę wprawą stronę, bo usłyszał czyjeś kroki. A konkretnie – szpilki. Taki odgłosmogły wydawać tylko piekielnie wysokie, kobiece buty. I nie pomylił się, jużwkrótce na samym środku korytarza stała Ino, ubrana jedynie w wyżej wymienionecuda współczesnego obuwnictwa i fioletowy, błyszczący, satynowy szlafroczek,luźno przewiązany w pasie, sięgający jedynie powyżej jej kolan.
Przyglądała się całemu zgromadzeniu zniekłamanym zdezorientowaniem.
- Co siędzieje? – zapytała w końcu, nerwowo poprawiając swój „strój”, widząc ostrespojrzenie nauczycielki.
- To my siępytamy, co się tu dzieje. – warknęła Anko.
Mimo osuszonych puszek BłogosławionegoChmielowego Daru, trzymała się pewnie i dalej była w stanie siać terror orazpanikę.
- Przedchwilą twoja koleżanka wciągnęła Uchihę-sensei’a do jego własnego pokoju. –prychnęła, zbliżając się do dziewczyny. Blondynka odruchowo cofnęła się,czerwieniejąc na twarzy.
Bynajmniej nie ze wstydu. Takie jakona nie znają tego pojęcia.
- Sakura? –wrzasnęła w końcu, zaciskając pięści. Zanim ktokolwiek zdążył zatrzymać ją,wściekły huragan o nazwie Yamanaka grzmotnął o drzwi, otwierając je z hukiem.Naruto nie był w stanie dostrzec tego, co działo się w środku, ale po krótkimnamyśle uznał, że to chyba nawet lepiej.
- Złaź zsensei’a, Wielkie Czoło! – ryknęła blondynka, wbiegając do środka.
- Co ty turobisz, Ino-Świnio?!
- Ja tam sięproponuję ulotnić. – podsunął Shikamaru, wciąż trzymając się w sensownejodległości od zajścia.
Tym razem, wyjątkowo, posłuchali gowszyscy.
Chemia 24
Uchiha wyłonił się z łazienki dopiero podobrych kilku minutach, z miną, która nie wróżyła niczego dobrego śmiałkom,którzy będą na tyle odważni, albo głupi, by go zaczepić, choćby z głupimpytaniem o ogień. Sasuke bardzo nie lubił głupich pytań. Przecież widać, docholery, że nie ma przy sobie zapalniczki! Niby gdzie miałby ją trzymać? Wkąpielówkach? Westchnął pod nosem, mając nadzieję tylko, że Gaara nie zaczniestrzelać do Uzumaki’ego swoimi zestawami wścibskich pytań, a blondyn zachowa natyle rozsądku, by mu się nie wygadać.
Wolałby nie wyjść na forum szkoły, jakozwyrodniały zboczeniec i pedał, molestujący swoich uczniów. Równałoby to się zutratą pracy i zwolnieniem dyscyplinarnym, co zamknęłoby mu drzwi na karierę wjakiejkolwiek szkole. Pewnie doszłaby jeszcze do tego sprawa w sądzie omolestowanie seksualne i batalia z cudowną mamusią Naruto, która stwierdzi, żebezczelnie gwałci jej syneczka w godzinach pracy, na którą ona płaci podatki.
Cóż… miałaby rację, w tej kwestii. Mniejszaz tym. Brunet wrócił, w nieco mniej radosnym humorze, niż kilkanaście minuttemu, na koc, który już zawłaszczył sobie i rządził nim niepodzielnie Kakashi.
- Zabierajdupę z mojej połowy. – warknął Sasu, kopiąc go niezbyt delikatnie w łydkę.Jasnowłosy oderwał wzrok od czytanej właśnie książeczki. Chemik z zawiązanymioczami mógłby zgadywać tytuł i trafiłby bez pudła. – Znowu czytasz te pornole?
- To nie sąpornole! – prychnął Jiraiya, który, jak zwykle, wyłonił się nie wiadomo, skąd,niosąc w wielkich łapach kubeczki z czymś, co wyglądało, jak zmielony lód zdodatkiem rozpuszczonej gumy balonowej i jakiegoś kolorowego lakieru w sprayu.I prawdopodobnie, tak właśnie smakowało, jeśli nie liczyć tych kilogramówcukru, które zapewne zostały dosypane do tej morderczej mieszanki.
- A co niby?– prychnął Uchiha. Z wyniosłą miną zmierzył wzrokiem niesione przez niego kubkii wyciągnął dłoń w jego kierunku.
Niby jako chemik, powinien wystrzegać siętakich świństw, jak ognia, ale Uchiha akurat był pod tym względem ewenementem. Uwielbiał takie świństwa, smakujące truskawkami. Nawet łudził się myślą, że toCOŚ jest naprawdę zrobione z owoców, mimo, że doskonale zdawał sobie sprawę ztego, iż to nawet obok truskawek nie stało. Pakował w siebie tonami żelki o kształciemiśków, lubił niezdrowe jedzenie i czasami zdarzało mu się stołować w lokalachtypu KFC, gdy dopadał go Symptom Shikamaru, czyli chwilowe obniżenie poziomumotywacji, co skutkowało tym, że nie chciało mu się zrobić dla siebie obiadu.
Urok kawalera.
Jiraiya chyba już odpuścił sobiewykłócanie się na temat swoich zboczonych powieści, bo westchnął i rozłożył sięna części koca, która pierwotnie była własnością Sasuke. Ten tylko zazgrzytałzębami ze złości. Przecież nie będzie robił scen na środku plaży znaczniestarszemu od siebie nauczycielowi.
Kakashi cicho zachichotał pod nosem.
- A ty zczego się cieszysz? – warknął Uchiha.
- Masz takiuroczy wyraz twarzy… – wymruczał Hatake, odwracając się ponownie na plecy.Przyssał się do swojego kubeczka, wciągając lodowatą, słodką breję.
Od biedy można było podrasować to trochęwyobraźnią i uznać za drinka z parasolką.
Anko nie miała takiego problemu, albomiała zbyt słabą wyobraźnię, bo od razu poleciała i kupiła sobie piwo. Asumachyba jest na nią wściekły. W sumie, nikogo to specjalnie akurat nieobchodziło. Są w końcu wakacje. A przynajmniej jakaś marna imitacja wakacji.
- Jiraiya,patrz! – krzyknął nagle biolog.
- Co?
- Ten Tenopala się topless!
- Gdzie?!
Pisarz poderwał się natychmiast do siadu,wylewając napój na swoją hawajską koszulę, co wywołało gromki wybuch śmiechunauczyciela biologii. Jiraiya coś wymamrotał gniewnie pod nosem, mówiąc oniewdzięcznych, cwanych dupkach. Sasu także nie wytrzymał i parsknął cichymśmiechem, na co najbliżej położeni uczniowie odwrócili się. No bo kto widziałśmiejącego się Żyjetę-sensei’a?
- Idę. –prychnął obrażony japonista, wstając z koca.
- Nareszcie…- westchnął czarnowłosy, uprzednio piorunując podopiecznych wzrokiem.
- Co?
- Nic, nic.
Obaj wymienili razem z Hatake znaczącespojrzenia, gdy długowłosy poczłapał dalej, zaczepiając różne dziewczęta ikobiety, nie bacząc na wiek. Liczyły się przede wszystkim zderzaki. A jako, żenajwiększe z dotąd spotkanych przez niego, miała Tsunade, tym samym panidyrektor piastowała zaszczytne pierwsze miejsce na liście jego „laseczek”.
- On sięchyba nigdy nie zmieni. – mruknął z rozbawieniem Kakashi, odkładając książkę.Najpierw jednak zagiął stronę, by nie zapomnieć, w którym miejscu skończył, coi tak w jego przypadku było bez sensu, bo czytał ją już chyba osiem razy.
W ciągu ostatniego kwartału.
- To źle? –wymamrotał czarnowłosy, podkładając sobie plecak pod głowę.
- Nie. Ty zato chyba się starzejesz. – rzucił luźno mężczyzna.
- Słucham?
- Zawory cisiadają. – zachichotał Kakashi, po czym dźgnął go palcem pod żebra. Uchihauniósł brwi. Czyżby ten idiota znowu sobie coś ubzdurał?
- Jakieznowu zawory?
- Prostataalarmuje, mój drogi. – szepnął konspiracyjnie jasnowłosy, nie mogąc opanowaćszerokiego uśmiechu na ustach. – Siedziałeś w kiblu jakiś kwadrans. No chyba,że poczułeś tak palącą zazdrość na wieść o moim kochanku, że poczułeś, iżmusisz sobie ulżyć. W takim wypadku…
- Zamknijpaszczę, Kakashi. – poprosił czarnowłosy najuprzejmiej, jak tylko potrafił.
- Dlaczego?
Czarnooki westchnął i uniósł się nałokciu, przyglądając mu się z zastanowieniem. Jednocześnie, drugą rękądyskretnie nabrał piasku i bez ostrzeżenia sypnął mu nim prosto do ust. Terazto on zaśmiał się szyderczo.
- Ty szyno!– wymamrotał oburzony do granic Hatake, wypluwając tyle piasku, ile tylkozdołał. – Giń, padalcu zwyczajny, anguisfragilis, zauropsydo cholerna!
- Kakashi…
- Zaraz citak mordę przemebluję, że cię własna rodzina padalcowatych nie pozna! Że już orzędzie łuskonośnych nie wspomnę.
Dopiero gdy łaskawie spełnił prośbęchemika, to jest „zamknął paszczę”, zdali sobie sprawę z tego, że obserwuje ichcoraz więcej osób, głównie ich uczniowie i jawnie się z nich śmieją, pokładającna swoich kocach. Szarowłosy pierwszy odzyskał rezon i rzucił się na bruneta, zwyraźnym zamiarem zakopania go w piasku po głowę.
Nie musiał długo czekać, aż dołączą doniego pierwszoklasiści, a potem reszta, z ucieszonym po pachy Jiraiyą na czele.
~~~
Gaara skręcał się wciąż ze śmiechu nawetwtedy, gdy dotarli już do pensjonatu, od progu zasypując starannie umytąpodłogę przytarganym z plaży piaskiem. Dosłownie wszystko było nim pokryte, ichubrania, plecaki, buty, nawet włosy i skóra, czasami w miejscach, w którychbyło to szalenie niekomfortowe. Dziewczyny wepchnęły się do środka jakopierwsze, owładnięte jedną myślą – dorwać się do prysznica jako pierwsza. Conajmniej połowa miała na ciele oparzenia słoneczne w różnych stopniachzaawansowania, ale nikt nie rozpaczał.
Na razie.
No, ewentualnie tylko pesymiści typuTen Ten mamrotali coś pod nosem o żelach po opalaniu i kefirze na spieczonąskórę. Naruto wyglądał właściwie jak raczek, ale pozostawał w błogiejnieświadomości co do faktu, że noc prawdopodobnie spędzi na stojąco, jęcząc.
I to bynajmniej nie z tego powodu, jakiby sobie życzył.
- Z czegorżysz? – westchnął Neji, obejmując swoje rude diablę w pasie. Głównie dlatego,że Sabaku niemal się dusił i nie był w stanie iść prosto.
-Wyobrażacie sobie… jego…. minę… jak muto przypomnimy na lekcji w przyszłym roku? – wycharczał przez łzy śmiechu,zginając się w pół.
Nawet blondyn nie mógł się nieuśmiechnąć. Sasuke, ze swoją kamienną i lodowatą miną, zakopany po samą głowę wpiasku, był widokiem przekomicznym. Zwłaszcza wtedy, gdy beznamiętnym tonemobiecał wszystkim niedostateczne na koniec roku, a tym, którzy nie podlegalijego ocenie, czyli nauczycielom, śmierć w płomieniach. Nikt, naturalnie, nieprzejął się zbytnio jego groźbami. Chemik, zakopany od szyi w dół w piasek, maznacznie mniej autorytetu, niż chemik, sunący korytarzem w stronę klasy,dzierżąc w dłoni dziennik.
- Ruszciesię, dzieciarnio, kolacja o osiemnastej. – krzyknął Jiraiya, wpychając ichprzodem przez drzwi. Neji zerknął na zegarek.
Może się to wydać naprawdę dziwne i zgoła niemożliwe, ale było kilka minut przed siedemnastą. Wychodzi więc na to,że spędzili na plaży bite pół dnia, co zapewne niekorzystnie odbije się naskórze niektórych. Hyuuga nie mógł powstrzymać uśmieszku na widok dziewczyn,które już chodziły na palcach, bo miały spieczone pięty. Ino i Sakura,naturalnie, pogardziły balsamami do opalania, bo obie stwierdziły, że musząmieć najbardziej złocistą skórę.
Nieco minęły się z celem. Obie są różowe,przy czym, w wypadku Sakury, jedyne, co w jej postaci się teraz kolorystycznienie zlewa, to zielone oczy, zmrużone w wyrazie najszczerszej złości. Mimo to,zamierzała za wszelką cenę wprowadzić swój niecny plan w życie. Skoro rywalkatakże wygląda jak rak, to ona sama nie jest na przegranej pozycji.
Jedynym, który ożywił się na wzmiankę o kolacji, był Chouji. Poleciał korytarzemjako pierwszy, a za nim Neji, z nieco mniejszym entuzjazmem, ciągnąc ze sobąwciąż zataczającego się ze śmiechu Gaarę. Naruto szedł jako ostatni,specjalnie, dlatego, że tuż za nim był nauczyciele, a pochód kończył Sasuke, zminą bardziej wkurzoną, niż to normy określają. Nikt nie byłby zbyt zadowolony,gdyby uczniowie, którzy powinni czuć wobec niego wyłącznie szacunek, respekt ilęk, zakopali go na plaży, w piasku, z polecenia mężczyzn, którzy powinniświecić wzorem i przykładem.
Już nie mówiąc o tym, że wyszedł naidiotę, zwłaszcza w oczach Naruto, który ofiarnie z kilkoma dziewczynamiwykopał nieszczęsnego chemika.
- Naruto…? –odezwał się cicho, gdy wszyscy zniknęli za drzwiami swoich pokoi, a tylkoblondyn udawał, że rozwiązało mu się sznurowadło w bucie.
- Tak?
- Ja…
- Jeślichcesz mnie przeprosić za dzisiaj, to nie musisz. – wyprzedził go jasnowłosy,prostując się. Mówił cichym szeptem, byzmniejszyć ryzyko, że ktoś ich usłyszy.
Niejasno zdawał sobie sprawę z tego, żeto tylko przedsmak tego, co ich czeka. Uzumaki był jeszcze niepełnoletni, przezco najmniej trzy lata będą musieli się ukrywać, prowadzić przyciszone rozmowyna przerwach, a podczas lekcji udawać, że jedno ma w nosie drugie i nawzajem.Tak, aby nikt nie domyślił się, że łączy ich coś niemoralnego. Przynajmniej niebyło ryzyka, że Naruto urodzi mu dziecko, ale i tak sytuacja rysowała sięgorzej, niż beznadziejnie.
- W pewnymsensie owszem. – odszepnął Uchiha, nerwowo rozglądając się.
Lewa, prawa, czysto. Teren bez intruzów wpobliżu. Mężczyzna schylił się i lekko musnął wargami jego policzek.
- Przyniosęci później żel na oparzenia słoneczne. – mruknął, odsuwając się lekko. Zkieszeni wyciągnął klucz i wsunął go do zamka w swoich drzwiach, po czymprzekręcił z lekkim kliknięciem.
- Nietrzeba.
Twarz chemika niemal przepołowiłzłośliwy uśmiech.
- Wierz mi,trzeba.
~~~
Kolacja minęła w spokojnej atmosferze.Chouji, jak zwykle, nie zwracał uwagi na wszystko, z wyjątkiem tego, coaktualnie znajdowało się na jego talerzu, Gaara coś marudził o diecie ikategorycznie odmówił tym razem jedzenia, a Kibie chyba nawet poprawił sięodrobinę nastrój. Po posiłku jakoś udało im się odciągnąć Akimichi’ego od stołui wyszli jako ostatni ze stołówki.
- Co robimyteraz? – zapytał Naruto.
Sasuke obiecał, że przyniesie mu tendziwny żel, ale to dopiero później. Miał nadzieję, że uda mu się jakoś pozbyćKiby z pokoju. I czuł się z tym źle.
Jeszcze tak niedawno temu twierdził, żejest w nim zakochany, a teraz już był pewny, że jest inaczej. I wcale niedawało mu to radości. Czuł, że jest wobec Inuzuki bardzo nie fair i nic niemógł z tym zrobić. Nie mógł przecież powiedzieć o tym, jakie relacje łączą gotak naprawdę z Uchihą.
Chociaż… dlaczego nie? Przecież byliprzyjaciółmi. Powinien to zrozumieć.
- Idziemy do nas. – zawyrokował Sabaku zdziwnym uśmieszkiem.
- Po co?
- Zobaczysz!
Blondyn posłał pytające spojrzenieHyuudze, ale ten tylko wzruszył bezradnie ramionami, podczas gdy jego chłopakotwierał kluczem pokój. Wniosek? Należało się bać. Skoro nawet Neji nie wie,albo nie domyśla się, co roi się w rudej głowie Sabaku, można być pewnym jednego,ważkiego faktu. To będzie albo bardzo głupie, albo bardzo szalone, albośmieszne. Albo wszystko na raz.
- Zapraszamna salony. – powiedział Gaara z iście królewską miną, wskazując dłonią wnętrzepokoju.
A Naruto doznał swoistego szoku.
Szczerze mówiąc, nie przypuszczał nawet,że w tak krótkim odstępie czasu, jaki mieli, można aż tak zabałaganićpomieszczenie o równie niewielkiej powierzchni. Męskie kosmetyki, ciuchy(Gaary, naturalnie), inne przedmioty, które zabrali ze sobą oraz dziwne rzeczy,raczej o bardzo ściśle określonym przeznaczeniu, tworzyły barwną kupę i walałysię po wszystkich powierzchniach płaskich, które napotkały.
- O rany. –mruknął cicho. Sam siebie uważał za bałaganiarza, ale w jego pokoju nadalpanował względny porządek.
Neji zacisnął wargi. On sam był pedantem, całyten burdel był efektem artystycznych uniesień jego zielonookiego diablątka. Ijuż wiedział, kto będzie ten syf sprzątał.
On sam, bo jeśli rudy dorwie się doporządków, to efekt jest gorszy, niż przed zabiegiem.
- Siadajcie! – zachęcił ich czerwonowłosy, rzucającsię na łóżko.
- Gdzie? –prychnął Shikamaru.
- Tam, gdzienie ma moich rzeczy.
- Bardzośmieszne. – wymamrotał Nara, zasiadając na podłodze. Hyuuga w tym czasieotworzył torbę, gdzie mieli sprytnie przemycone puszki z piwem i dwie paczkifajek.
Pierwsza puszka ruszyła w obieg, szybko zresztą opróżnili ją. Atmosfera nieco rozluźniła się, a Sabaku wyciągnąłtelefon.
- Dzwonimydo kogoś?
- Kogo?
- Nie wiem….– zamruczał, kładąc się na brzuchu, tak, że teraz jego głowa zwisała z łóżka,razem z ramionami. – Dajcie mi jakiś numer.
Pierwszy zorientował się Shika i wyłożyłsię z ciężkim westchnięciem wzdłuż łóżka, opierając głowę o kłębek ubrań, jakisobie zwinął z najbliżej walających się ciuchów.
- Znowuzamierzasz głupie telefony komuś robić?
- Aha! Nodawajcie mi jakiś numer.
Kiba uśmiechnął się pod nosem i wyciągnąłwłasną komórkę. Szybko podyktował mu ciąg cyferek i wszyscy zamilkli, gdySabaku włączył tryb głośnomówiący.
- Jak on sięnazywa? – szepnął zielonooki.
- Sakon.
- A ja?
- Guren. –zachichotał pod nosem Shika.
Gaara świetnie potrafił naśladować babskiegłosy.
- Tak,słucham? – zachrzęściła komórka głosem młodego mężczyzny w okresie mutacji.
- Sakon? –wydusił z siebie Sabaku, ciepłym, miękkim altem, przechodzącym momentaminaturalnie w pisk, jak to czasem bywa u dziewcząt.
- Tak. Ktomówi?
- Guren. –palnął natychmiast.
Chwila ciszy.
- JakaGuren?
- Nooo, nieżartuj, pamiętasz tamtą imprezę? – jęknął szmaragdowooki tonem upierdliwejniewiasty, a Naruto ugryzł się w rękę, by nie parsknąć śmiechem.
- Eee…. No,chyba tak…
Tym razem Kiba także musiał w podobnysposób powstrzymać się od śmiechu.
- No,właśnie, dzwonię właśnie w tej sprawie. – rudy przyjął zaniepokojony ton, awszyscy automatycznie pochylili się bliżej, z wyjątkiem Maru, który uniósł sięna przedramieniu ku górze. – Bo jest taka sytuacja, że… ja jestem z tobą wciąży. I po prostu boję się, że jeśli dziecko będzie miało mordę po tobie, toje lekarz z pępowiną pomyli i nie dostanę becikowego.
Głośny ryk śmiechu zagłuszył wymamrotaneprzez chłopaka przekleństwo i nagły sygnał rozłączenia.
Gaara był na tyle sprytny, że specjalniedla takich akcji zastrzegł sobie numer.
- Dawajcienastępny. – rozkazał z szerokim uśmiechem na twarzy.
Tymczasem Uchiha przechodził właśnie przezkorytarz i aż przystanął, słysząc rechot z pokoju Sabaku i Hyuugi. Był niemalpewny, że chłopcy mają coś do picia, czego kategorycznie mieć nie powinni…. Ażgo korciło, by wparować do środka i zrobić Meksyk, ot, tak, dla zasady, aleusłyszał głos Naruto.
Lepiej nie przeszkadzać w takim wypadku.Chłopak w końcu też miał wakacje i prawo do durnych telefonów z kumplami.Właśnie tym zajmowali się drugoklasiści, z tego, co usłyszał chemik. Uchiha westchnąłcicho, wzruszywszy ramionami i ruszył do swojego pokoju. Chwycił chłodnąklamkę, nacisnął, pchnął drzwi…
I niemal się przewrócił.
Chemia 23
Kakashi siłą powstrzymał się, by nie wstaći zacząć ostentacyjnie bić brunetowi brawo. Podejrzewał, że natychmiast Sasukeuraczyłby go jednym ze swoich chwytów karate, których kiedyś się uczył, zcałkiem wyraźnym skutkiem, nawiasem mówiąc. Poza tym, nie chciał już irytowaćswojej rudej zazdrośnicy, która celowo rozłożyła się kawałek od nich i niespuszczała bacznego wzroku ze swojego szarowłosego obiektu westchnień. No cóż… nie obejmowało to z kolei gromkiegowybuchu śmiechu, więc Hatake bez skrępowania zaczął zwijać się na kocu, podczasgdy Uchiha, niewiele sobie z tego robiąc, stukał zawzięcie w klawisze swojejczarnej, przeraźliwie płaskiej i napakowanej nowościami technicznymikomóreczki. Biolog umilkł dopiero wtedy, gdy zaczęła boleć go przepona.
- Sasu, niemyślałeś kiedyś przypadkiem o zmianie branży? – zapytał.
- Na jaką? –mruknął brunet nieuważnie. Myślami krążył gdzieś między tyłkiem a przyrodzeniemUzumaki’ego, opakowanym w spodenki kąpielowe.
- Nie wiem….Na przykład, streptease? Taniec na rurze? Prostytucja? – podsunął starszy z nauczycieli, wybuchając kolejną salwąśmiechu, tak głośno, że niektórzy uczniowie zaczęli się odwracać, zdjęci obawąo zdrowie psychiczne ich opiekuna. Te jednak, jak zwykle, było na tym samympoziomie.
Niezmiennie kiepskie, ale za tojasnowłosy był pozytywnie nastawiony do świata i życia, czego mogłaby mupozazdrościć niejedna zapłakana istota, która ma naście lat, żadnych problemów,ale mimo to i tak narzeka na swoje zmarnowane życie. Kakashi nigdy nie mógł zrozumiećtakich dzieci. Gdyby jeszcze były maltretowane przez rodziców, potraumatycznych przejściach, śmiertelnie chore, lub tragicznie biedne, tojeszcze byłby w stanie to ogarnąć, ale nie, skądże. Te dzieciaki wiecznie snułysię w czarnych, aczkolwiek modnych i firmowych ciuchach po korytarzu szkolnym,słuchały przygnębiającej muzyki z najnowszych modeli telefonów, rodzice skakaliwokół nich, przywozili, odwozili, szastali kasą, a ich najgorszym przeżyciembyła śmierć chomika, natomiast najcięższa przebyta choroba, to ospa albowyjątkowo uciążliwa biegunka. Mimo to, notorycznie płakały i żaliły się, jakie to ich życie jest beznadziejne.
Kakashi nie przepadał za takimświatopoglądem. Zawsze starał się pomóc takim dzieciakom, czym zyskał sobiereputację nauczyciela z sercem.
Cóż, jakkolwiek by na to nie spojrzeć,właśnie ta wrażliwość doprowadziła go drogą prostą jak strzał w mordę, dodługoletniego, bardzo udanego i coraz bardziej ekscytującego związku. Cóż,wczorajszego zachowania Nagato ciężko było nie uznać za ekscytujące, mimo, żebyło przy tym trochę przerażające. Niedało się ukryć – każdy by się przestraszył, gdy po ładnych X latach udanegopożycia seksualnego chłopak nagle wyskoczyłby z taką zachcianką.
Nie przeszkadzało mu jednak to w takimstopniu, jak się tego spodziewał. Może to było bardzo głupie i wręcz okrutne zjego strony…. Ale sprawianie bólu Painowi, w pewnym sensie, dawało jakiśdziwny, chory rodzaj sadystycznej satysfakcji, o którą mężczyzna nigdy sięnawet nie spodziewał.
- Pieprzsię. – mruknął Sasuke z lekkim opóźnieniem, dopiero wtedy, gdy schował telefon.
- Chętnie.To miała być luźna uwaga, czy propozycja?
Pain, właśnie przełykający łyk nieco jużciepłej coca coli, zakrztusił się. Kakashi posłał mu uspokajające spojrzenie,tak, by nikt, poza nimi, tego nie dostrzegł.
Mina rudego wyrażała coś pomiędzy„Zabiję cię.”, a „Robisz to specjalnie!”.
Drażnienie błękitnookiego miało w sobiepewne plusy. Wściekły Nagato wyglądał naprawdę prześlicznie, z płonącymi,ciemnymi źrenicami, zarumienionymi policzkami i zmarszczonymi w wyrazie złościbrwiami. Istna personifikacja Furii w męskiej wersji, oczywiście, z pominięciemwężowatych włosów i cuchnącego oddechu.
Chłopak miał tylko jednego węża. W spodniach.Kakashi aż uśmiechnął się na tą myśl.
- Wyraztwojej mordy mnie przeraża. – oświadczyłSasuke grobowym tonem, wstając z miejsca. – Wychodzę. Wrócę jutro, albo wcale.
Szarowłosy zachichotał głupio podnosem, zakrywając twarz ręką.
- Ale miałeśmi posmarować plecki!
- Przykromi, znajdź innego frajera.
Ciemne, lekko zmrużone oczy Hatake odrazu skierowały się w stronę rudzielca, który właśnie postanowił go olać i zpełną premedytacją bawił się telefonem. Nauczyciel aż uniósł lekko brwi,zaskoczony tą postawą, ale doznał olśnienia, gdy tylko jego własna komórkazawyła jakimś przebojem rockowym z lat ’80.. Leniwym gestem wyszarpnął ją zkieszeni spodni, które aktualnie podłożył sobie dla wygody pod głowę. Uchihaprychnął cicho.
- Kochanek,czy mamusia chce sprawdzić, czy się ciepło ubrałeś?
- Kochanek.– powiedział prosto z mostu jasnowłosy, z zawadiackim uśmiechem odczytującwiadomość od kontaktu „Pain”. Kiedyś miał go zapisanego, jako „Kotek”, doczasu, gdy niebieskooki dorwał jego telefon i się obraził.
Paniemagistrze, co pan raczy odpierdalać, za przeproszeniem?
Mężczyzna parsknął pod nosem i zacząłszybko stukać w klawisze, świadom dwóch ciekawskich spojrzeń, wycelowanychprosto w niego. Jedne z nich należało do Sasuke, który widocznie wyznawałzasadę „Kocha, to poczeka” i postanowił trochę odroczyć w czasie to piętnaścieminut.
Od razu na myśl przyszedł mu „kwadransstudencki”.
- Maszkogoś? – zapytał ze zdziwieniem, siadając z powrotem na kocu po turecku. Łokcieoparł na kolanach i splótł razem palce dłoni, układając na nich podbródek, tak,że wyglądał, jak medytujący, lub czarujący dżin. Brakowało mu tylko niebieskiejskóry i arabskiej urody.
Hatake wyciągnął lewą dłoń, prawą nadalpisząc na telefonie i wyprostował środkowy palec w jego kierunku, pokazującstandardowego fakulca, jak to ten gest określali niektórzy uczniowie.
- Od kiedyto jesteś ciekawską plotkarą?
- Od kiedyto plączesz się w stałe związki?
- Od jakichśdwóch lat. – odparł spokojnie szarowłosy, naciskając „wyślij”. Dopiero wtedyprzeniósł ironiczny, rozbawiony wzrok na przyjaciela. – Czy tam może dłużej.
- I nic minie powiedziałeś?
- A nosiszkoloratkę?
Sasuke zamrugał gwałtownie. Logika, araczej jej brak, w wypowiedziach Hatake, czasami go po prostu rozbrajała ipowalała na łopatki. Z pewnością sprawdziłby się w karierze negocjatora. Przeciętnyterrorysta z niezbyt wygórowaną liczbą zwojów mózgowych wymiękłby już popierwszych trzech minutach pogawędki z Kakashim, wyszedłby z budynku, trzymającręce w górze i gacie spuszczone do kolan, a za nim wyszliby wszyscy zakładnicy.I dostaliby nawet na odchodnym po lizaku. Mężczyzna czasami wykorzystywał swójniebywały talent, przy odpytywaniu uczniów. Gdy miał zły dzień, albo był nakogoś wyjątkowo wściekły, potrafił go tak zaplątać, że biedak doszedłby downiosku, iż człowiek wywodzi się w linii prostej od kanarka, a ekologia zajmujesię produkcją toreb biodegradowalnych, natomiast freon jest niezbędny przykonserwowaniu ogórków. Zwykle jednak tego nie robił, bo złe dni miał wyjątkoworzadko, a poza tym, nie pałał do nikogo szczerą nienawiścią, więc używałswojego daru w zupełnie innym celu.
Często w tak pokrętny sposób podpowiadałuczniom podczas przepytywania, przy czym cała reszta klasy dosłownie rżała ześmiechu, pokładając się na ławkach. Podobno szczytem jego możliwości byłoudawanie nietoperza, gdy jakiś wyjątkowo zaimpregnowany na wiedzę idiota niepotrafił podać grupy ssaków, przystosowanej do lotu.
- Nie noszę.– mruknął w końcu ostrożnie Uchiha.
- Nowidzisz! Czyli nie muszę ci się spowiadać.
Pain w tym czasie wcisnął klawisz odbioruwiadomości, zanim jeszcze jego dzwonek zabrzmiał. Prawdopodobnie, usłyszałobygo od razu pół plaży, a tego wolał uniknąć.
A cóż to zasłownictwo? Trochę kultury, dzieciaku. Grzeczni chłopcy tak nie mówią.
Uśmiechnął się pod nosem, lekkowykrzywiając blade wargi. Wyglądało to cokolwiek niepokojąco, zwłaszcza wzestawieniu z jego snakebite, które odrobinę uniosły się i teraz sterczały,jakby chciały komuś samoistnie pokłuć tętnicę. Kakashi nigdy nie mógłzrozumieć, skąd w nim to uwielbienie do kolczykowania się.
Chłopak chciał sobie zrobić kolczyka napenisie, ale kategorycznie wybił mu to z głowy. Głównie za pomocą argumentu „Aco, jeśli go przez przypadek połknę i się udławię?!”. Pain dostał takiego atakugłupawki, że momentalnie odpuścił… a dzień później przyszedł z kolczykiem wsutku, który facet od wf natychmiast kazał mu wyjąć.
Nie, nie był to Orochimaru. Ten akuratbył na zwolnieniu lekarskim, czyli, miał imieniny swojego wujka i odsypiał imprezę. Z resztą, wiadomobyło, że gdy na lekcji długowłosego zboczeńca ktoś ma kolczyk albo tatuaż w dziwnymmiejscu, od razu dostaje wzorowego z byle powodu.
Nie jestem grzeczny.– głosiła następna wiadomość, a Hatake jedynie uśmiechnął się szerzej. Dzieńzapowiadał się coraz piękniej, słońce przygrzewało, morze szumiało, jak najęte,a mewy darły swoje dzioby, z uporem maniaka szukając w wodzie ryb.
- A niechcię szlag trafi, Hatake. – prychnął Sasuke, wykręcając szyję, by spojrzeć muprzez ramię.
- Taak, tak,powtarzasz to od dwóch lat, mój drogi. – wymamrotał mężczyzna, szybko stukającw klawisze. Jednocześnie, drugą dłonią zasłaniał przed nim ekran. – Podobnomiałeś gdzieś iść?
- Owszem,miałem. – burknął Uchiha, ponownie wstając.
Na odchodnym rzucił tylko przyjacielowispojrzenie, oscylujące gdzieś pomiędzy „Zabiję cię”, a „I tak mi wszystkopowiesz”.
Tym razem to Nagato odebrał SMS-a.
Niegrzecznichłopcy powinni zostać ukarani, co Ty o tym sądzisz? ^.^
Dzień zdecydowanie zapowiadał sięcoraz lepiej.
~~~
- Co jest, Naru? – mruknął Gaara,wyprężając lekko grzbiet, tak, by Neji miał łatwiejszy dostęp do jego pleców,które smarował mu intensywnie pachnącym wanilią olejkiem do opalania.Właściwie, Naruto nie wiedział, gdzie kończyło się tu smarowanie plecków, azaczynał profesjonalny masaż erotyczny. Hyuuga siedział na jego biodrach,uśmiechając się dziwnie a Sabaku mruczał co chwilę, wyginając odrobinę swojeszczupłe, blade ciało. I wyglądał przy tym, jakby powoli, aczkolwieksystematycznie, zbliżał się do orgazmu.
- Nic, co mabyć? – prychnął obronnie blondyn, zerkając co chwilę w stronę koca dwóchnauczycieli.
Sasuke jeszcze siedział i zaglądałwłaśnie Hatake przez ramię. Chłopak westchnął cicho. Pierwszy nie pójdzie,nigdy w życiu. Zielonooki podchwycił jego spojrzenie, ale nie skomentował tego,zbyt skupiony na dłoniach swojego kochanka.
- Wyglądaszjakoś dziwnie. – wymruczał rudy, podkładając dłonie pod brodę i uśmiechając sięlekko. – Martwię się o ciebie.
-Niepotrzebnie. – burknął jasnowłosy, znowu zezując w stronę Uchihy.
Nareszcie podniósł się i ruszył wolnymkrokiem w stronę przebieralni. Serce jasnookiego zabiło szybciej, a jegoszurnięty, rudy przyjaciel zachichotał pod nosem.
- Oł. –mruknął. – Czyżby kłopoty z prostatą?
Uzumaki odwrócił w jego kierunku wściekłeoblicze.
- Zamknijsię! – syknął.
- Bo co? –zapytał rudy z miną niewiniątka, trzepocząc rzęsami, podkreślonymi mocno ciemnym,wodoodpornym tuszem. Naturalnie, rudy kretyn nie mógłby wyjść gdzieś do ludzi,bez tych swoich ciemnych obwódek dookoła ładnych, dużych oczu. Uważa, żewygląda z makijażem lepiej i bardziej seksownie.
Po namyśle, ma rację.
- Bo cisypnę piaskiem w mordę. – zagroził zirytowany blondyn. Neji wybuchł śmiechem,skręcając się w pół i wręcz kładąc na swoim chłopaku. Urażony do żywegoSabaku walnął go łokciem pod żebra.
- Złaź zemnie. – mruknął obrażonym tonem, a gdy długowłosy spełnił jego żądanie, zdejmującprzy okazji koszulkę z ładnie umięśnionego torsu, nawet nie zaszczycił gospojrzeniem, mimo, że trochę się zarumienił.
Rudy usiadł po turecku przez Naruto, któryznowu, odruchowo podążył wzrokiem za brunetem. Przełknął ślinę, widząc, że niema go już w zasięgu wzroku. Pewnie czeka za przebieralnią.
Na szczęście, nie był aż tak głupi, bypobiec tam od razu. Trochę poczeka, by nie wzbudzać podejrzeń.
- ….nowłaśnie o tym mówię, Naru. Ej, słuchasz mnie w ogóle?!
Jasnowłosy zamrugał gwałtownie. Miałniejasne wrażenie, że Gaara właśnie produkował mu się na jakiś temat, a onjakoś drugim uchem wypuścił paplaninę kumpla. Zielonooki, jeszcze bardziejzirytowany, chwycił go za podbródek i odwrócił w swoją stronę.
Niebieskooki wzdrygnął się, gdy między ichrozgrzanymi ciałami przeskoczyło drobne wyładowanie.
- Ała! –pisnął, odsuwając się. – Kopiesz prądem, idioto.
Sabaku także zamrugał szybciej, oglądającswoją rękę, jak jakąś śmiertelnie niebezpieczną broń jądrową.
- Serio? –mruknął. Zbliżył dłoń do leżącego w najlepsze na plecach Nary i strącił z jegotwarzy książkę, którą się przykrył. Nie chciało mu się jej czytać. Rudy zwrednym uśmieszkiem sadystycznego dziecka dziabnął go palcem w policzek.
- Maru, czyja kopię prądem? – zapytał słodkim tonem.
Shikamaru uchylił lekko powieki, wmęczeńskim wyrazie człowieka, któremu szurnięci koledzy o nadmiarze energiiżyciowej nie pozwalają spać.
- Nie. –odparł leniwie. – Napierdalasz amperami. Dajcie mi spokój, rany…. –wymamrotał, odwracając się na bok, tyłem do nich i mrucząc coś jeszcze oupierdliwych pedałach.
Uzumaki podniósł się z koca.
- Idę dokibla, zaraz wracam.
- Iść ztobą? – rzucił Gaara, unosząc się na łokciu. Blondyn zjeżył się.
- Po co? –prychnął.
Chłopak wzruszył ramionami, zaczynającbawić się piaskiem. Zawsze bardzo go lubił, dlatego lubił jeździć nad morze iwszędzie tam, gdzie miał dostęp do świeżutkiego, cieplutkiego piasku. Podobno,gdy był mały, rodzice wręcz nie mogli go wyciągnąć z piaskownicy.
- No, niewiem… – zaczął, przeciągając sylaby. – Potrzymać ci to i owo?
- Wal się. –syknął zaczerwieniony Naruto, odwracając się na pięcie. Pożegnał go tylkogłośny śmiech rudzielca.
~~~
Sasuke oparł się plecami o ścianę zewnętrznąprzebieralni, od strony deptaka. Tak, by nikt z plażowiczów nie mógł ichzauważyć razem, jeśli przypadkiem ktoś akurat spojrzy w tą stronę, co było zresztą mało prawdopodobne. Przyjemnie chłodna, ale i nie za zimna, szmaragdowa,słona jak diabli woda była znacznie ciekawszym widokiem.
No, teoretycznie.
Mężczyzna przymknął oczy, odliczając wmyślach sekundy. Limit czasu zdecydowanie przekroczył już piętnaście minut.Cholera! Nie wziął komórki. Chociaż, to wyglądałoby trochę dziwnie, gdyby szedłdo toalety z telefonem w łapie.
Kakashi od razu by powiedział, że kupiłsobie specjalnie taki model, który ma podwójne wibracje. Cholerny, siwy zboczeniec.W dodatku, z nadmiernym poczuciem własnej zajebistości wewnętrznej izewnętrznej.
Nie otworzył oczu nawet wtedy, gdy usłyszałciche kroki na piasku. Domyślał się, do kogo należą. One i ten zdyszany, miękkigłos.
-Przepraszam za spóźnienie, sensei. – rzucił odruchowo i zachichotał głupio podnosem. Mężczyzna dopiero wtedy otworzył oczy, ze swoim zwyczajowym,nauczycielskim chłodem.
- Uzumaki,za spóźnienie grozi nagana. Trzy nagany i wylądujesz na dywaniku u dyrektora. –powiedział lodowatym, zjadliwym tonem, mrużąc czarne oczy.
Zaskoczony Uzumaki zamrugał szybciej, alenatychmiast odzyskał rezon.
-Przepraszam, sensei, naprawdę nie chciałem. – pisnął cicho i spuścił oczy.Zaczął kopać jedną nogą w piasku, stanowiąc idealną personifikację słowa„zakłopotanie”. I to nawet „przeurocze zakłopotanie”. Uchiha od razu uśmiechnąłsię szerzej i pociągnął go za rękę w stronę drzwi.
- Upiekło cisię dzisiaj, zapomniałem dziennika. – szepnął cicho, chwytając za klamkę.Szarpnął mocno, a te, skrzypiąc cicho, w końcu ustąpiły, obnażając przed nimidość nisko komfortowe wnętrze publicznej, plażowej toalety. Cóż, lepsze to, niżściskanie się na widoku.
To byłoby zupełnie tak, jakby ubrał się wróżowy, obcisły kombinezon i napisał sobie na kartce „Halo, panie władzo,jestem pederastą!”, którą następnie przykleiłby sobie na tyłku.
Naruto zmarszczył nos.
- Śmierdzitutaj. – mruknął cicho.
- Psujesznastrój. – parsknął nauczyciel, przyciskając go lekko do ściany własnym ciałem.Blondyn zarumienił się, ponownie spuszczając wzrok.
- Co mytutaj w ogóle robimy? – zapytał, akurat wtedy, gdy usta blondyna odnalazłyswoje powołanie na jego szyi, przysysając się do skóry.
Zadrżał od razu i cały spiął się,wstrzymując oddech. To było…. Niemożliwe. Ale jednak, jak najbardziej realne.Chłodne, mimo upału na dworze, dłonie Sasuke, musnęły jego nagi tors i lekkozsunęły się w dół, na biodra, masując je samymi opuszkami palców. Dotyk byłbardzo subtelny i delikatny, ale i przy tym cholernie emocjonujący.
- Przecieżobiecałem ci lody. – zamruczał brunet z wyjątkowo bezczelnym i pewnym siebieuśmiechem. Wyglądał jak rekin, który właśnie dorwał swoją ulubioną fokę, naktórą polował od tygodni, a teraz zawiązuje sobie śliniaczek pod pyskiem ipowoli zabiera się do konsumowania.
Twarz jasnowłosego zrobiła się jeszczebardziej czerwona i wręcz paliła. Notak. Mógł się w sumie domyślić, że to o TAKIE lody będzie chodziło. I, szczerzemówiąc, sam nie wiedział, jak na to zareagować. Czarnowłosy zadecydował zaniego, językiem rozsuwając chłopcu wargi. Naru nie był wysoki, więc musiał sięmocno schylić, a po chwili namysłu po prostu uniósł go, przeniósł kawałek iposadził na umywalce, błagając w myślach cholerną ceramikę, by raczyła łaskawienie trzasnąć pod tyłkiem chłopaka. Wyglądało jednak na to, że będzie na tyleuprzejma, iż posłucha.
Niebieskooki odruchowo objął go za szyję,oddając pocałunki. Język bruneta ocierał się o jego podniebienie, wyciskając muz gardła nieskontrolowane mruczenie, a dłonie mężczyzny sukcesywnie, kawałeczekpo kawałeczku, schodziły w dół. Ich celem były kąpielówki, a raczej to i owo wnich ukryte.
Usta chemika znowu przylgnęły do skóry naszyi ucznia i zaczęły ją lekko skubać w miejscu, gdzie rozszalała się tętnica. Narutowestchnął cicho.
- Sasuke…drzwi nie są zamknięte. – pisnął.
Mężczyzna zamarł na chwilę. Faktycznie,nie zamknął za nimi drzwi, ktoś mógł w każdej chwili wejść i ich zobaczyć. Wsumie… taka perspektywa była nawet bardzo podniecająca.
- W takimwypadku, chyba musimy się pospieszyć, nie uważasz? – zamruczał zaczepnie,palcami ściskając jego prawy sutek. Chłopak wygiął się lekko, gdy drugi zostałpochwycony przez te zwinne, miękkie wargi bruneta.
Gorący, giętki język otarł się o niego,wywołując dreszcze.
- Nie. –odparł nagle zupełnie poważnie, opierając dłonie na ramionach sensei’a. Byłzarumieniony, oddychał szybciej, a jego oczy miały naprawdę zagubiony wyraz.
- Co?
- Ja…. Niechcę.
Sasuke powinien, zgodnie ze swoją naturą,się wściec, albo dostać przynajmniej zimnej furii, ale był tak zaskoczony, żetylko wpatrywał się w niego, jak w zjawę. I z sekundy na sekundę, czul sięcoraz bardziej głupio.
Atmosfera od razu zgęstniała.
- Jak to…nie chcesz? – wykrztusił w końcu.
- Normalnie!– jęknął blondyn, odsuwając się. Ześlizgnął się z umywalki na podłogę, a Uchihaodsunął się, nie przeszkadzając mu w tym. – Nie chcę na razie. To chyba dlamnie za szybko.
Wbił spojrzenie w popękane kafelki podstopami, a czarnowłosy przełknął ślinę. Wygłupił się. To chyba oczywiste,że blondyn nadal jeszcze nie może sięodnaleźć w nowej sytuacji, a on go jużnastępnego dnia próbuje przelecieć! Sasuke, czy libido wyżarło ci rozum?
Zamknij się.
No widzisz? Znowu próbujesz kłócić sięsam ze sobą. A co, gdyby Naruto nie zaprotestował? Zrobiłbyś to wbrew jego….
Zamknij się!
- Poza tym,ja nie chcę w takim miejscu. – wymamrotał cicho błękitnooki, unosząc na niegozakłopotane spojrzenie. Nauczyciel tylko sztywno kiwnął głową.
Miał ochotę raczej walnąć nią o ścianę.Pierwszy raz w cuchnącej, plażowej toalecie z pewnością byłby dla niego„niezapomnianym przeżyciem”.
- Jesteśna mnie zły? – spytał cicho Uzumaki.
- Nie.
- Na pewno?
Brunet westchnął cicho, dopiero odważającsię spojrzeć mu w oczy.
- Na pewno.To ja z siebie zrobiłem kretyna, Naruto.
- Niezrobiłeś. – zaprotestował od razu blondyn.
Sasuke lekko uniósł brwi. Nie spodobał musię ten uśmieszek na jego opalonej, ładnej twarzy.
- Hm?
- Ty nim poprostu jesteś! – odparł już pewniej, z pełnym przekonaniem w głosieniebieskooki. – Pójdę już, jeszcze ktoś tutaj wejdzie.
- Wporządku. – mruknął Uchiha. - Wrócę zakilka minut.
Żywy śmietnik na odpady ramenopodobnepomachał mu, nie odwracając się i zniknął za niegdyś białymi, a obecnieposzarzałymi drzwiami ubikacji.
Chemia 22
Przebieralnie były po prostu dwoma, dość niskimi i niedużymi budynkami, z rzędem wąskich kabin w środku i bezpośrednim przejściem do publicznej toalety. Kakashi wślizgnął się za pierwsze drzwi z kolei, nucąc cicho pod nosem. Jak zwykle, nie opuszczał go dobry humor, mimo, że był nieco zdezorientowany wieczornym zachowaniem Nagato. Nawet nie spodziewał się, że siedzi w nim takie masochistycze zwierzę.
Uśmiechnął się sam do siebie, zdejmując koszulkę przez głowę. Jak zwykle, jego samozadowolenie wzrosło jeszcze bardziej. Może i miał trzydziestkę na karku, ale wyglądem wcale nie ustępował swojemu kochankowi. Był szczupły, wysoki, wysportowany, a godziny przyjemnej męczarni na basenie sprawiły, że był jednym z posiadaczy najlepszej klaty w szkole. Pierwszoklasistki zapiszczą się na śmierć, gdy tylko wyjdzie. Wiedział, że miał całkiem spore powodzenie wśród dziewcząt w szkole i nie tylko. Ilekroć szedł na basen, odprowadzały go zachwycone spojrzenia. Z resztą, nie tylko damskie.
Każde z nich traktował z pełnym nonszalanckiej swobody lekceważeniem. Był zajęty, koniec, kropka, amen, alleuja, niechaj się stanie. I naprawdę, nie mógł doczekać się, aż Nagato z nim zamieszka. W tygodniu często brakowało mu tych chwil z weekendu, gdy budzą się rano, w jednym łóżku, po wyczerpującym, wieczornym seksie, a zaspany Pain gramoli się łóżka, jak zwykle nie pozwalając się pocałować przed umyciem zębów i ochrypłym głosem każe mu się ogolić, a sam idzie wziąć szybki prysznic. Gdy Kakashi załatwi poranną toaletę, czeka na niego już śniadanie i kawa, czarna, z dużą ilością cukru, taka, jaką uwielbia. A potem jest już tylko piękniej.
Czyjeś kroki w przebieralni doprowadziły go do świata rzeczywistego. Ktoś chwycił za klamkę jego kabiny i spróbowal pociągnąć, ale Hatake zakluczył drzwi od wewnątrz.
- Zajęte. – mruknął.
- Widzę. – odparł mu znajomy, wręcz lodowaty głos. Mężczyzna poczuł dreszcz na plecach.
Przez dziurę między drzwiczkami, a wykafelkowaną podłogą, prześwitywały znoszone, czarne trampki. Kakashi przełknął ślinę i otworzył drzwi.
- Nagato?
- A spodziewałeś się kogoś innego? – prychnął chłopak. Przydługi kosmyk wściekle rudych włosów opadl mu na czoło, dodając nieco drapieżności do i tak dzikiego wyglądu. Zmrużone oczy przewiercały szarowłosego na wylot, tak, że aż zrobiło mu się głupio, mimo, że nie widział konkretnego powodu. Przecież nie zrobił nic złego. Mimo wszystko, pod spojrzeniem trzecioklasisty przeleciał w myślach listę swoich ewentualnych grzechów, starając się wyłapać ten, który mógł go rozzłościć. Nie wpadł jednak na nic szczególnego.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. – powiedział w końcu z beztroskim uśmiechem, drapiąc się po włosach.
Rudy bez pytania wcisnął się do wąskiej kabiny, zatrzasnął drzwi i zamknął je od środka. W jego oczach była dziwna determinacja.
- Chcę, żebyś mi powiedział prawdę.
- Ee…ale co..?
- Spałeś z Żyletą?- wypalił, czerwieniejąc lekko i blednąc na zmianę.
Pytanie było tak absurdalne, że Hatake wręcz uniósł brwi ku górze. Jego dłoń wylądowała na miękkim policzku osiemnastolatka, który strącił ją, jakby nauczyciel był trędowaty.
- Odpowiedz! – prychnął. Niebieskie oczy zabłyszczały niebezpiecznie, jakby ich właściciel wahał się, czy zacząć płakać, jak ciota, czy po prostu zabić mężczyznę tym, co miał pod ręką. W tym wypadku, trafiłoby na długopis, który miał w kieszeni spodni.
Mógłby go ewentualnie wbić mu w mózg przez ucho.
- Nie, no jasne, że nie! – krzyknął mężczyzna, odsuwając się o krok i wpadając przy tym plecami na ścianę. Uniósł ręce ku górze, jakby się poddawał najeźdźcom. – Przecież spałem wczoraj z tobą. Masz zaniki pamięci w tym wieku? Kiepsko, kotku, chyba musimy…
- Pytam ogólnie. – wywarczał zirytowany rudy. – Nie strugaj wariata.
Jasnowłosy opuścił ręce.
- Oczywiście, że z nim nie spałem. – powiedział powoli, zdecydowanym głosem. Musiał mocno ugryźć policzek od wewnętrznej strony, by nie ryknąć śmiechem. Przecież to było absurdalne. Uchiha leciał od jakichś dwóch lat na Naruto, a poza tym, dwóch dominatów w łóżku by się nie dogadało. Jakoś nie wyobrażał sobie, by Sasuke mógł dawać komukolwiek, zwłaszcza jemu. Nawet nie chciał sobie wyobrażać. Do szczęścia wystarczały mu lody waniliowe, Icha Icha Paradise i Nagato. – Nie wierzysz mi?
- Nie.
Twarda, zdecydowana odpowiedź strąciła biologa lekko z pantałyku.
- Nie?
- Nie, Kakashi. Co to miało być za „posmarujesz mi plecki”? – syknął rudy, zaciskając pięści. Wbijał sobie przy tym paznokcie w skórę na wewnętrznej części dłoni, ale nawet nie zwracał na to uwagi. – Wiesz przecież, co o tym sądzę.
-Co…? – bąknął niezbyt mądrze mężczyzna. Czasami naprawdę nie mógł go zrozumieć do końca.
W sumie, nie powinno go aż tak bardzo martwić. Pain był jednostką, którą zrozumieją naprawdę nieliczni, a on akurat zaliczał się do wąskiego grona tych osób. Spojrzał prosto w niebieskie oczy, które wcale nie były już teraz tak wściekłe. Raczej pełne spokojnej rezygnacji.
- Mieliśmy grać według uczciwych zasad, pamiętasz? – zapytał cicho. Hatake zmarszczył brwi.
- Kotku, o czym ty…
- Nie kotkuj mi tu. – syknął rudy, na nowo lekko mrużąc swoje intensywnie kobaltowe ślepia, w których, zależnie od oświetlenia, połyskiwały ciemnofiołkowe błyski. – Jeśli się mną…znudziłeś, jeśli po prostu chcesz się spotykać z kimś innym, to mi to po prostu powiedz. Przecież nie będę ci robił scen zazdrości, nie będę ci mazał sprayem po samochodzie, nie będę wył, żebyś do mnie wrócił. Ja tylko nie chcę kłamstwa. Jeśli Uchiha…interesuje cię bardziej, niż ja, to… – nie dane mu było dokończyć, bo biolog po prostu, jakby robił to codziennie, wyciągnął dłoń i uderzył go w policzek. Nie na tyle mocno, by zrobić mu krzywdę, ale na tyle, by zrozumiał przekaz. I osiągnął efekt, o czym dobitnie poinformowało go zszokowane spojrzenie Nagato.
- Glupek z ciebie. – stwierdził radośnie, ignorując fakt, że sam się tylko pokuł przy tym uderzeniu o jego kolczyk. – Nie chcę sypiać, ani robić z Sasuke niczego, co wykracza poza kontaktami między kumplami z pracy. I wytłumacz mi, bo chyba tego nie ogarniam, jak osoba z twoim ilorazem inteligencji mogła być na tyle tępa, by uznać, że w ogóle przyszło mi coś tak idiotycznego do głowy? – prychnął, niejasno zdając sobie sprawę z tego, że być może przesadził ze słownictwem. Trudno. Ewentualnie, będzie go potem przepraszał na kolanach, a później pogodzą się w łóżku. Po namyśle, to wcale nie jest aż taka zła opcja.
- Ja po prostu… – zaczął Nagato, czerwieniejąc. Złapał się odruchowo za policzek, rozszerzając ładne, duże oczy ze zdziwienia. Nigdy jeszcze Kakashi go nie uderzył, ale teraz raczej miał widoczny powód. Chłopak dobitnie poczuł, że sam się wygłupił z tymi chorymi podejrzeniami i swoją zazdrością.
- Po prostu, myślałeś, że jestem taką zboczoną szują, że sypiam z tobą wieczorem, a rano już przystawiam się do innego faceta? –podsunął mu łaskawie Hatake. Westchnął i objął go w pasie jedną ręką, składając na jego skroni lekki pocałunek.
- To nie tak!
- A jak?
Rudy zagryzł dolną wargę, w ten sposób, że kolczyki od razu zmieniły lekko miejsce swojego położenia i teraz sterczały, tak, jakby chciały przebić ostrymi czubkami tętnicę mężczyzny. Nauczyciel biologii z zainteresowaniem obserwował, jak twarz jego chłopaka powoli, aczkolwiek systematycznie oblewa się szkarłatnym rumieńcem.
- Uznajmy, że masz rację. – wymamrotał w końcu Pain.
- A jeśli chodzi o te plecy…to ty mi je możesz wysmarować. – zachichotał szarowłosy, sprzedając mu lekkiego klapsa w tyłek. – Ale najpierw się muszę przebrać.
- Mhm. Dlaczego nie zrobiłeś tego w pensjonacie?
Czarnooki uśmiechnął się szeroko, beztrosko, bez ani cienia zakłopotania i podrapał się odruchowo po głowie.
- Zapomniałem. – wyznał rozbrajająco, po czym zrzucił jeszcze spodnie, razem z bielizną. Buty zdjął już dawno, aktualnie walały się gdzieś po piasku w okolicach jego koca. Kąciki ust trzecioklasisty także uniosły się w lekkim uśmiechu na ten widok. Przytrzymał jego nadgarstki, w chwili, gdy mężczyzna miał wyraźny zamiar założyć kąpielówki.
- Czekaj. – szepnął, osuwając się powoli na kolanach.
Hatake powoli pokręcił głową, z niedowierzaniem.
- Ty jesteś niewyżyty. – stwierdził z rozbawieniem,
Oglądany z góry, uśmiech Nagato był jeszcze bardziej uwodzicilelski.
- Nauczyłem się tego od mistrza. – odparł bezczelnie, wysuwając język. Kakashi przygryzł dolną wargę, czekając na jego następny krok.
- Już nie jesteś na mnie obrażony? – zapytał, w chwili, gdy gorący, wilgotny język dotknął jego członka. Ten zazął już sztywnieć, pod wpływem samego widoku, jakim był klęczący przed nim, lekko zarumieniony chłopak. – A tak poza tym, nie za gorąco ci w tych ciuchach?
Rudowłosy pojął aluzję i zrzucił z siebie szybko bluzkę z długim rękawem. Zbędny kawałek materiału opadł na niezbyt czystą, pokrytą odrobiną naniesionego z plaży piasku, podłogę przebieralni. Hatake oparł się wygodnie o ścianę, oddychając głośniej, gdy poczuł wilgotne, zniewalająco gorące usta, zaciskające się na jego członku. Przez ten czas, który byli już razem, Nagato zdążył zrobić niesamowite postępy w tym kierunku i opanował niektóre sztuczki do mistrzostwa. Kakashi czasem wstydził się przyznać sam przed sobą, że woli, gdy rudy robi mu to, mając włożone kolczyki w wargi.
I w języku też. Teraz też zadrżał na dotyk chłodnej, gładkiej kuleczki metalu, która nieoczekiwanie prześlizgnęła się po jego żołędzi. Pain uśmiechnął się. Dał sobie przebić język specjalnie po to. Złączył mocno wargi na czubku jego penisa i uniósł się lekko na kolanach, wsuwając go sobie stopniowo coraz głębiej. Po chwili wysuwał i powtarzał czynność, tak długo, aż wilgotny od śliny chłopaka członek wsunął się do jego gardła w całości, muskając czubkiem podniebienie rudego. Nauczyciel westchnął drżąco, starając się nie narobić hałasu, jego dłoń zupełnie odruchowo zacisnęła się na włosach koloru marchewki z reklamy Kubusia. Mężczyzna zaczął poruszać powoli biodrami, a trzecioklasiska zakrztusił się, odsuwając na kawałek.
- Przepraszam. – wymamrotał szarowłosy, uśmiechając się, nie wiadomo, dlaczego. Należał do tego gatunku ludzi, którzy mają przewagę nad innymi, bo nie muszą mieć konkretnego powodu, by szczerzyć się do wszystkiego wokół. I świat przez to dla nich był szczęśliwszy, bardziej przyjazny, torby fiolowe bardziej biodegradowalne, światło na przejściu dla pieszych częściej robiło się zielone, a brak miejsca siedzącego w metrze nawet tak nie przeszkadzał.
- Nie szkodzi. – wykrztusił Pain, ocierając łzy z kącika oka. Zaraz jednak znowu ochoczo i z zapałem zabrał się do przerwanej czynności, ssąc go mocno, przerywając tylko po to, by wargami przesunąć po czerwonym, lekko drżącym i gorącym trzonie.
Blada, smukła dłoń o długich palcach powędrowała w kierunku jąder mężczyzny, które zaczęła ściskać. Kakashi gwałtownie wciągnął powietrze, otwierając szerzej oczy. Nawet jemu ciężko było stwierdzić, kiedy, do cholery, Nagato się tego nauczył. Spojrzał w dół i jęknął cicho, zaciskając mocno pięści. Bardzo podobał mu się widok nastolatka, klęczącego przed nim z tą niewinną miną i penisem w buzi.
Pain zerknął w górę, na jego twarz i ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Wyciągnął go z ust i uśmiechnął się, nie przestając pieścić jąder.
- Chcesz mi się spuścić do ust, czy na twarz? – zapytał prosto z mostu, a Kakashi, gdyby nie czuł się tak cudownie na haju, pewnie upadłby z wrażenia. Terz jednak zmierzył go tylko przymglonym z przyjemności wzrokiem, przełykając ślinę. Robiło się coraz bardziej gorąco, oddychał spazmatycznie.
- Jak ci wygodnie. – odparł głosem wręcz ochrypłym z podniecenia.
Slysząc to, rudowłosy w ostatniej chwili wyciągnął jego członka ze swoich ust, wyginając usta w niego drapieżny, zmysłowy uśmieszek i dłonią szybko dokończył. Kakashi ugryzł własny język, by nie krzyknąć, gdy wystrzelił nieoczekiwanie prosto na jego nos, policzki i przymknięte powieki. Było tego dużo, biorąc pod uwagę fakt, że kochali się wczoraj. Białe, gęste strużki zaczęły płynąć Painowi po brodzie.
- Dzię..dzięki. – wysapał Hatake, osuwając się po ścianie. Dłuższą chwilę zajęło mu doprowadzenie oddechu do normy, w tym czasie, Nagato wyciągnął chusteczki higieniczne z kieszeni spodni i otarł nimi twarz, po czym przytulił się do jego torsu.
- A ty się nie przebierasz? – rzucił Kakashi.
- Mam kąpielówki na sobie, sklerotyku.
Szarowłosy zamrugał uroczo, trzepocząc przy tym rzęsami i już bez zbędnych ekscesów wciągnął na swój zgrabny tyłek spodenki do kąpieli. W pomarańczowe palmy, a jakże. Przecież Hatake nie byłby sobą, gdyby na każdym kroku nie wyróżniał się z tłumu. Pain tylko parsknął śmiechem i zsunął z siebie spodnie, zostając jedynie w czarnych slipkach i trampkach, które także ściągnął chwilę później. Kakashi uniósł brwi, widząc, że po zabawie, która odbyła się dosłownie chwilę temu, rudy nie ma żadnej „palącej potrzeby”.
- Coś nie tak? – zapytał Nagato.
- Nie, nie, nic…
Razem wyszli z kabiny, rozglądając się, czy aby nikt nie może ich przyłapać. Taka niepewność i świadomość, że zrobili to w miejscu publicznym, dodawała tylko zastrzyku adrenaliny. Pain, gdy tylko zauważył, że w pobliżu nikogo nie ma, odwrócił się na pięcie.
- Kakashi?
- Hm?
Dłoń chłopaka bez ostrzeżenia poleciała w stronę policzka biologa i obiła się o nią z głośnym trzaskiem. Hatake aż odskoczył na kilkadziesiąt centymetrów, z zaskoczeniem chwytając się za policzek. Miał przy tym tak niewysłowienie głupią, zagubioną minę, że aż rudemu zachciało się śmiać.
- Teraz jesteśmy kwita. – stwierdził, odwracając się płynnie.
Wyszedł z przebieralni jako pierwszy, niosąc ciuchy, przewieszone przez ramię i trampki w drugiej ręce. Na wszelki wypadek, żeby nikt nie pomyślał, że byli tam razem.
~~~
Cała szóstka, czyli wciąż przyklejona do siebie i obmacująco się publicznie hybryda pod nazwą „Neji+ Gaara”, Naruto, Kiba, którego humor z minuty na minutę stawał się coraz bardziej wisielczy, Shikamaru i Chouji, zaopatrzyła się w shake i wracali właśnie z plaży, głośno komentując fakt, że Akimichi nie mógł zdecydować się na konkretny smak, więc kupił osiem na raz i szedł teraz, obładowany lodowatymi kubeczkami. Co więcej, otyły nastolatek śmiał się razem z nimi, co z resztą nikogo z nich już nie dziwiło. Każdy mógłby mu pozazdrościć takiego dystansu do siebie.
Po drodze na plażę, Naruto wyczaił jeszcze budkę z sorbetami i dołączył do nich, teraz samemu targając trzy różne kubeczki. Uśmiechn miał przy tym tak szeroki, jakby co najmniej wygrał głowną nagrodę na loterii.
- Przytyjesz. – zgasił go Gaara z charakterystycznym dla siebie urokiem, przylegając ściśle do boku swojego chłopaka. Wiele osób odwracało się za nimi, co komentowali jedynie lekceważącym wzruszeniem ramion.
- Akurat. – prychnął Uzumaki, biorąc głęboki łyk sorbetu o intensywnie błękitnym odcieniu. Jego ulubiony, nawet pomijając to, że wyglądał na najbardziej sztuczny ze wszystkich dostępnych smaków.
Sabaku, jako zwolennik wiecznego odchudzania, histerii na temat swojej, rzekomo „zbyt tłustej” wagi, obrzucił jego napój pogardliwym spojrzeniem, niemal tak chłodnym, jak pływające w nim, zmielone kostki lodu.Miewał często wahania nastrojów i zależnie od humoru, odchudzał się, albo nie. Teraz uznał, że skoro wrąbał za tłuste śniadanko, a w dodatku zaraz musi się publicznie rozebrać, odpuści sobie dodatkowe kalorie.
- Wiesz, ile w tym jest chemii, idioto? – burknął, wyniośle patrząc na niego znad słomki swojego shake. Wziął smak mleczny i to w wersji light.
Naruto zakrztusił się na dźwięk magicznego słowa.
Od razu zapałał większą sympatią do napoju.
- Odwal się. – wymamrotał, starając się jakoś ukryć fakt, że jest zarumieniony. Reszta uznała, jakże dyplomatycznie i jednogłośnie, że to od słońca, które z chwili na chwilę przygrzewało coraz mocniej, informując wszem i wobec, że szykuje się kolejny, piękny, ciepły, letni dzień. I bardzo dobrze. Nie po to przecież tu jechali, by teraz moknąć w deszczu, albo ewentualnie, siedzieć całymi dniami w pensjonacie.
Dotarli do wejścia na plażę i niemal od razu zlokalizowali swoją grupę. Z resztą, nie było to trudne, Sakura i Ino swoim zachowaniem przyciągały spojrzenia, jak goły facet z różowymi podwiązkami na pogrzebie. Obie były dość wysportowane, w końcu musiały dbać o formę i sylwetkę, by wyglądać dobrze w oczach Sasuke-sensei’a. Grały nawet w szkolnym zespole siatkówki, więc teraz szybko zebrały jako taką drużynę i waczyły po przeciwnych stronach plażowej siatki o piłkę, wysilając się podwójnie, ponieważ musiały jednocześnie dbać, by przy każdym ruchu ich tyłki były odpowiednio wypięte, biusty wystawały zza kostiumów plażowych w stopniu wystarczającym, by wzbudzić ślinotok u męskiej części publiki, a włosy prezentowały się nienagannie. W związku z tym, dziewczyny już po niedługiej chwili były spocone, zmęczone, ba, wręcz zmordowane, ale walczyły dzielnie, obrzucając się w wolnych chwilach kąśliwymi uwagami.
- Żenada. – stwierdził lakonicznie Neji, obejmując w pasie swojego chłopaka. Położyli się w takim miejscu, niedaleko wejścia, tak, by Shikamaru miał swój upragniony cień i spokój, a pozostała reszta mogła smażyć się na słońcu.
Wszyscy rzucili swoje graty na rozgrzany piasek i zaczęli się rozbierać, przy czym Naruto był krępująco świadomy spojrzenia, którym lustrował go Sasuke, odkąd tylko wrócił.
~~~
Kakashi położył się na kocu, nie ryzykując na razie utrzymywania pozycji stojącej. Uda nadal lekko mu drżały po przebytym orgazmie, a na twarzy miał szeroki, radosny uśmiech. Nagato w końcu jakoś przełamał opory i rozebrał się, a teraz oczy szarowłosego co chwilę wędrowały po jego bladej skórze z wręcz niezdrową ciekawością.
- Mogę wiedzieć, czy jest jakiś konkretny powód do takiego szczerzenia się, czy po prostu suszysz wybielacz na zęby? – prychnął Uchiha. Naruto w dalszym ciągu nie wrócił na plażę, zaczął już się nieco denerwować. Poza tym, w czarnych ciuchach było mu zwyczajnie gorąco i bał się, że wkrótce Rexona nie pomoże.
Ewentualnie, może liczyć na efekt Axe.
- A to trzeba mieć jakiś konkretny powód? – zdziwił się Hatake.
- Wypadałoby, chyba, że masz zaświadczenie od kogoś z „dr” przed nazwiskiem. – prychnął Sasuke.
Kakashi skomentował jego słowa przeciągłym ziewnięciem. Lubił te drobne przepychanki słowne.
- O, patrz, zguba się znalazła. – powiedział radośnie.
Sasuke odwrócił głowę tak szybko, że aż strzeliło mu coś w karku. Szarowłosy nauczyciel biologii wybuchł śmiechem, po krótkim czasie już tarzając się po kocu, a blada twarz bruneta jedynie zarumieniła się odrobinę, co można by od biedy zwalić na upał. Nie. Nie wyprowadzi się z równowagi i nie trzaśnie go w łeb.
Z resztą, miał inne, znacznie ciekawsze zajęcia.
Zaschło mu w gardle, widząc, jak Naruto pije jakąś jaskrawobłękitną breję przez słomkę. Gdy nabierał łyk, jego usta układały się w niepokojąco seksowny sposób, a zbyt wybujała wyobraźnia chemika już imaginowała sobie, jak blondyn ssie coś znacznie innego. W dodatku, gdy przełykał napój, niezbyt wysunięta grdyka chłopaka przesuwała się seksownie w górę i w dół. Sasuke aż sapnął, gdy odstawił pojemniczek na koc, po czym zdjął przez głowę koszulkę. Wcale nie starał się, by wyglądało to jakoś ekscytująco, ale dla Uchihy wyglądało, jak profesjonalny streptease.
Z resztą, nie tylko dla niego, co można było wywnioskować, na przykład, po spojrzeniu Nary, prześlizgującym się chciwie po złotawej, już delikatnie opalonej skórze jasnowłosego. Sasu zazgrzytał zębami ze złości, posyłając mu wrogie spojrzenie, pod tytułem „Nie zdasz, Nara”. Gdy Naruto był już w samych bokserkach, niebieskich, z nadrukami uroczych, pomaraczowych lisków, uznał, że czas na jego mini show.
Podniósł się irytująco powoli, pełnym niewymuszonej gracji ruchem, ściągając od razu na siebie wiele spojrzeń. Nic sobie z tego nie robiąc, skupił wzrok na tej parze oczu, która go akurat interesowała najbardziej. Na tych błękitnych, rozszerzonych obecnie z bliżej nieokreślonego powodu.
Nauczyciel zaczął powoli rozpinać swoją koszulę, guzik po guziku, odsłaniając bladą, za to idealnie wręcz wyrzeźbioną klatkę piersiową i ramiona. Umięśnione, ale nie tak, jak to zwykli wyglądać pakerzy. Na jego sylwetce architekci mogliby uczyć się proporcji, a rzeźbiarze brać gotowe formy.
Jego ciało było po prostu Idealnie. Przez wielkie I. Naruto musiał się z tym zgodzić, widząc, jak koszula opada na koc, a blade dłonie chemika zaczynają rozpinać pasek ze srebrną klamrą. Chwilę później on także opuścił wąskie, smukłe biodra, a Sasuke przeszedł na wyższy poziom mocy.
Jasnowłosy przygryzł wargę, widząc, jak rozpina spodnie i zsuwa je ze swoich bioder powoli, patrząc mu przy tym natarczywie w oczy. Zrobił to! Znowu to zrobił, perfidnie się z nim droczy, w dodatku, przy wszystkich!
Sasuke zrzucił do końca także swoje czarne, wąskie jeansy, w których było już mu niemilosiernie gorąco, ignorując gorączkowe szepty dziewcząt i jawne piski Sakury oraz Ino. Zamiast tego, sięgnął do swojej torby, wydobył z niej telefon i zaczął zawzięcie stukać w klawisze.
Pół minuty później komórka w plecaku Uzumaki’ego zawyła, zwiastując, że jej właściciel otrzymał SMS.
- Kto to? – zapytał natychmiast Gaara. Zawsze był ciekawski i zawsze chciał wiedzieć, z kim jego kumple utrzymują stałą korespondencję. Nie był jednak na tyle bezczelny, by zaglądać w cudze wiadomości bez pozwolenia.
Niebieskooki wyciągnął komórkę, zerknął na wyświetlacz i dopiero teraz mu powiedzial, mimo, że doskonale wiedział, kto był nadawcą.
- Mama. – bąknął, odczytując krótką, ale jakże wymowną treść.
„Za piętnaście minut, za przebieralnią. Odmowy nie uwzględniam.”
Chemia 21
Naruto odetchnął dopiero wtedy, gdy zza cienkich drzwi łazienkowych dało się słyszeć cichy, kojący szum wody pod prysznicem. Na miękkich nogach powędrował do łóżka, na którym usiadł, nadal w ciężkim szoku, zdając sobie w pełni sprawę z tego, że jego policzki są czerwone jak nigdy. Pięknie. Reaguje tak na sam widok nagiego bruneta, co ten w dodatku perfidnie wykorzystuje! I bawi się jego kosztem. Swoją drogą, to akurat było podobne do Sasuke.Nie raz, nie dwa zdarzyło się, że dla umilenia sobie dnia stawiał gołe banie z byle powodu i był z tego niezmiernie zadowolony. Blondyn zamknął oczy, co wcale nie było dobrym manewrem, bo pod powiekami znowu stanął mu obraz chemika, powoli zrzucającego z siebie ubrania.
Zamrugał gwałtownie i usiadł. Nabrał niemal stuprocentowej pewności, że nauczyciel z pewnością będzie go dręczył na plaży. Przecież nikt normalny nie siedzi w opakowaniu na gorącym piasku, podczas gdy w cieniu jest trzydzieści stopni z hakiem, a ryby gotują się w wodzie.
Opis doświadczenia: Sasuke paraduje półnago po plaży, w blasku słońca.
Spostrzeżenia: Sasuke jest najseksowniejszym facetem na Ziemi.
Wniosek: Uzumaki ma przechlapane.
Westchnął cicho i przewrócił się na bok, nie mogąc powstrzymać głupawego uśmiechu. Od wczoraj wydarzyło się tak niedużo, a zarazem i tak dużo. On i Uchiha…nadal nie mógł w to do końca uwierzyć. Z resztą, facet jest starszy od niego o dobre osiem lat. Niby jemu nie przeszkadzała ta różnica, chemikowi chyba też nie, biorąc pod uwagę to, że sam wyszedł z inicjatywą, ale prawo przecież może inaczej na to zapatrywać. A rodzice? Dostaną zawału, jeśli się dowiedzą, co ich kochany, grzeczny synek wyprawia z własnym nauczycielem.
To znaczy… na razie nie wyprawia jeszcze nic. Ale trwa w silnym postanowieniu, że owszem, będzie. W niedługiej przyszłości, a przynajmniej taką ma nadzieję. Skrzypienie drzwi łazienkowych wyrwało go z zamyślenia.
- Naruto, wszystko w porządku? – zaniepokoił się Sasuke, podbiegając do łóżka i kładąc nadal lekko wilgotną dłoń na jego czole. Blondyn zamrugał z zaskoczeniem, także dlatego, że czarnowłosy był owinięty jedynie ręcznikiem w pasie.
- Słucham?
- Dziwnie wyglądasz…- powiedział chemik z wahaniem.
Chłopak usiadł gwałtownie, przestraszony. Dziwnie? Dotknął swojej twarzy, szukając na niej dziwnych liszajów, krost, opryszczek i tym podobnych, ale nie wymacał nic. Jego twarz była, jak zwykle, gładka jak pupcia niemowlaka, co czasami niesamowicie go irytowało. Niektórzy kumple z jego klasy już się golili, a on w łazience rodziców z utęsknieniem wpatrywał się w maszynkę i marzył o dniu, w którym w końcu jej użyje. Czasami jednak patrzył na Kibę, który za późno wstał i został zmuszony do przyjścia do szkoły z jeżem na twarzy. Wtedy dziękował wszystkim świętościom za to, że jeszcze nie ma tego problemu. Dziwnie wyglądałby z płową szczeciną na pysku.
- Co przez to rozumiesz? – zapytał. Może nagle pozieleniał, albo zbladł…? Nie, to nie możliwe. Czuł się przecież dobrze. Nawet za dobrze.
- Po prostu…miałeś minę, jakbyś myślał. Przestraszyłem się.
Niebieskooki poczerwieniał i zabawnie nadął policzki, wymierzając roześmianemu od ucha do ucha nauczycielowi celny, dosyć solidny cios między żebra. Swoją drogą, widok tak uśmiechniętego Sasuke, który zwykle chodzi poważny i sztywny jak decha, z tak zwanym „poker face”, był zachwycający. Uzumaki ładniejszy uśmiech widział jedynie w lustrze.
Nie grzeszył nie tylko mądrością, ale i skromnością. Czasami. Uśmiech bruneta poszerzył się, a ciemne i błyszczące jak dwa, doskonale oszlifowane, czarne opale oczy zamigotały wesoło, podczas gdy mężczyzna wstał, poprawiając zsuwający się z bioder ręcznik. Blondyn przełknął ślinę i doszedł do wniosku, że chyba jednak nie ma racji.
- Spotkamy się po śniadaniu? – zdołał wydusić, w nagłym przebłysku olśnienia rozumiejąc, że powinien się stąd wynieść, by nie wzbudzać podejrzeń.
- Jasne. – odparł Uchiha z ulgą. – Wiszę ci lody.
- Za co?
- To nauczyciel zadaje pytania.- warknął swoim zwyczajnym, lodowatym tonem, który błękitnooki doskonale znał z lekcji, a Uzumaki automatycznie aż podskoczył i dostał czkawki.
Do drzwi odprowadził go rozbawiony chichot mężczyzny.
~~~
– Czy ten stary pierdziel oczadział? – pieklił się Gaara w drodze na stołówkę, nic sobie nie robiąc z faktu, że obejmujący go w pasie Neji stara się go za wszelką cenę uciszyć. Nic dziwnego, w końcu o tej porze normalni ludzie pewnie jeszcze chcą spać i właśnie przewracają się na drugi bok. Rudy prychnął i odtrącił rękę swojego kochanka, mimo wszystko jednak przywierając do niego mocno całym ciałem, tak, że podczas krótkiego spaceru ocierali się o siebie notorycznie. Tak, żeby Hyuuga nie poczuł się zaniedbany. Po takiej nocy, jaką zaserwował mu wczoraj, miał pełne prawo się nim trochę nacieszyć. Nie zmieniało to jednak faktu, że śniadanie o tak piekielnej godzinie to horror.
- Gaara, zamknij się.. – jęknął Naruto. Miał dziwnie nieobecną minę, a na widok Sasuke, wychodzącego ze swojego pokoju, zaczerwienił się i spuścił wzrok w dół, zupełnie tak, jakby jego znoszone, ulubione trampki były ciekawsze od nauczyciela.
Natomiast Kiba, zwykle tryskający humorem i energią nie mniej, niż jego zwariowany chłopak, był jakiś przygaszony. Słowem – dziwne. Dziwne i warte bliższego przyjrzenia się, jak stwierdził Gaara, mrużąc swoje ciekawskie ślepia o odcieniu bladego szmaragdu, który w chwilach jego złości zmieniał się w intensywną zieleń. Teraz jednak miał tak dobry humor po wczorajszym, że nawet idiotyczne rozkazy Jiraiyi nie wpędzały go w stan nerwicy na tyle poważnej, by reszta otoczenia musiała wiać z zasięgu jego ciosu.
- Sam się zamknij! – prychnął. – Cholerny cwel, Tsunade mu pewnie nie dała przed wyjazdem i się na nas wyżywa!
- Gaara… – zaczął Neji, widząc, jak zza rogu wyłania się wysoka, barczysta sylwetka siwego, uśmiechniętego nauczyciela literatury.
- Co?!
Cała pozostała trójka spojrzała na siebie z minami „Ja go nie znam”. W milczeniu dotarli już na stołówkę i zajęli stolik, który już wczoraj zaklepali sobie, jako „swój”. Gaara przypieczętował to nawet rytualnym przyklejeniem gumy od spodu do blatu, kiedy nikt nie widział. I tak, znając ich szczęście, pod koniec wycieczki będą musieli za karę szorować wszystkie stoły. Na stołówce było już całkiem sporo osób, mimo, że wciąż schodziły się grupki głodnych uczniów, a między nimi jak sępy krążyli nauczyciele, usiłując wyłapać dla siebie coś dobrego. Nie było to z kolei takie proste zadanie, bo Chouji wpadł na stołówkę pierwszy i zdążył już opróżnić tyle żarcia, że spokojnie starczyłoby na cały stolik pierwszoklasistek. Pomachał chłopakom, jednocześnie dokładając sobie cztery paróweczki i podszedł do ich miejsca, zasiadając na krześle przy końcu stołu.
Zaskrzypiało żałośnie, ale dzielnie trwało pod jego tyłkiem, starając się nie rozkraczyć.
- Jest coś jadalnego? – burknął Sabaku. Zawsze wybrzydzał i zawsze niewiele jadł, co z resztą było widać po jego sylwetce. No chyba, że akurat trafił na coś, co lubił. Wtedy opychał się jak chomik
- Pewnie! – odparł entuzjastycznie Akimichi, nabijając parówkę na widelec.- Pospiesz się, to może ci nie rąbną smażonego boczku.
Gaara poderwał się z miejsca i ruszył dumnym krokiem w stronę czegoś a la „bufet szwedzki”, gdzie każdy mógł sobie nakładać, co chciał i ile chciał. Akurat tak się składało, że lubił boczek, mimo, iż potem płakał, że jest tuczący i tłusty, a on sam przytyje, a potem będzie nadawał się tylko na ubój.
Pozostała trójka ruszyła za nim, wszyscy, jak jeden mąż, nastawieni jedynie na prymitywną chęć zapełnienia swoich żołądków. Gaara nałożył sobie bez skrępowania całkiem pokaźną porcję boczku, Neji, podobnie jak i Naruto, ku zdziwieniu reszty, zadowolili się czekoladowymi płatkami, a Kiba, co wpędziło pozostałych w jeszcze trwalsze zaskoczenie, wziął po prostu czarną kawę bez cukru. Wrócili do swojego stolika, a rudy wodził spojrzeniami od jednego, do drugiego.
- Chłopaki, o co chodzi? – zapytał prosto z mostu.
- O nic. – odparli na raz Kiba i Naruto.
Chouji przerwał na chwilę konsumowanie swoich parówek, by spojrzeć na nich, ale doszedł do wniosku, że jego wyroby pseudomięsne są ciekawsze, niż rozterki jego przyjaciół, więc powrócił do babrania ich w ketchupie i aplikowania do otworu gębowego. Sabaku jednak zignorował chwilowo swój bekon i nie spuszczał z nich ciekawskiego, zielonego spojrzenia.
- Akurat. – prychnął. – Nie wkurwiajcie mnie. Nie dość, że nie wyspałem się w nocy, to jeszcze boli mnie tyłek, musiałem rano wstać, a ten siwy pierdziel wymyślił śniadanko o bladym świcie. A co ja, mnich jestem?
- Nikt wam nie kazał się grzmocić całą noc. – stwierdził leniwie, zblazowanym tonem Shikamaru, zajmując wolne miejsce.
Przyczołgał się ze swojego pokoju jako ostatni, z miną, jakby działa mu się niewysłowiona krzywda. Prawdopodobnie znowu mu się nie chciało wstać, bo się nie wyspał. Kiba podsunął mu swoją kawę pod nos, a Gaara zamarł z otwartymi szeroko ustami.
Przecież jeszcze wczoraj prawie się pobili!
- Pij i nie marudź. – mruknął niechętnie, podpierając się łokciem o blat stołu.
- Dzięki. – wymamrotał Nara, tłumiąc ziewnięcie i łyknął lury, którą zwano tu kawą. Bez mleka, bez śmietanki, bez cukru. Wolał słodką, ale nie chciało mu się podnieść tyłka i iść po cukier.
Sabaku zamrugał gwałtownie i przypomniał sobie, że właśnie wściekał się na lenia. Zmrużył gniewnie oczy.
- Wcale się nie grzmociliśmy. – prychnął.
- Nie, wcale.
- Co?
- Przecież mam pokój za waszą ścianą. Nie daliście mi spać. – jęknął długowłosy, przeczesując palcami gęste, ciemne pasma.
Jak zwykle, nie chciało mu się uczesać, więc wyglądał, jakby walnął w niego piorun.
- Trzeba było nie podsłuchiwać, zboczeńcu. – stwierdził Gaara, wzruszając ramionami. Neji tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Z całym szacunkiem, kolego towarzyszu, ale nie da się nie podsłuchiwać, gdy drzecie się wniebogłosy. – prychnął Maru. – Toteż uprzejmie uprasza się obecnych tu panów Hyuugę i no Sabaku o zachowanie ciszy podczas kontaktów o charakterze seksualnym…
- Daruj sobie. – warknął nagle Inuzuka, z niewiadomego powodu zły.
Wstał od stolika, niby pod pretekstem zagarnięcia dla siebie kolejnej kawy. Naruto zaczerwienił się.
- A temu o co chodzi? – mruknął Neji.
- Nie wiem…
Pozostali, nie licząc Chouji’ego, który właśnie kończył ostatnią parówkę, unieśli brwi sceptycznie.
Akurat Naru powinien wiedzieć.
~~~
Po śniadaniu wszyscy ruszyli do swoich pokoi, w bardziej lub mniej zorganizowanym pośpiechu, po to, by włożyć stroje kąpielowe, zabrać ręczniki i trochę ponarzekać, jak to się odbyło w przypadku Nary. Usiadł na łóżku i wszem i wobec oświadczył, że chce mu się spać, więc nigdzie nie idzie. Dopiero po dłuższej chwili Gaara przemówił mu do rozsądku, twierdząc, że będzie mógł spać na plaży, gdzieś w cieniu. Wtedy pan Nara łaskawie naciągnął na tyłek slipy kąpielowe i w końcu mogli wyjść.
Naruto niemal potknął się o próg pensjonatu, zauważając Sasuke. Paradoksalnie, miał nadzieję, że brunet będzie się kąpał, jak i liczył na to, że nie będzie musiał oglądać go półnago. Już wiedział, czym to się zakończy.
Niepożądaną erekcją. A to równa się problem.
- Sensei, jedziemy autobusem? – krzyknął Gaara, widząc, że ich autokar wycieczkowy w najlepsze stoi pod budynkiem.
- Nie! – odkrzyknął Jiraiya, ustawiając pierwszoklasistki parami z przodu.
- Dlaczego?
- Za tego starego pierdziela!
Połowa grupy ryknęła śmiechem, ale zaraz zamknęli się, gdy zrozumieli, że muszą przejść jakieś ponad trzy kilometry do plaży pieszo. Rudy zrobił obrażoną minę i zaplótł ramiona na piersi, dając wszystkim do zrozumienia, że mogą go całować w punkt strategiczny.
- Idziemy? – burknął.
Jiraiya odwrócił się i zaczął marsz, gadając z Anko, która z kolei znowu wyglądała na skacowaną. Pewnie urządziła sobie jednoosobową libację wieczorem. Asuma szedł gdzieś pomiędzy nimi, a „strażą tylną”, nerwowo zerkając na zegarek, to znów na wyświetlacz komórki. Sasuke i Kakashi natomiast szli z tyłu, także rozmawiając przyciszonymi głosami.
- Ciekawe, o czym gadają. – mruknął cicho Neji.
Spojrzeli na siebie razem z Gaarą porozumiewawczo i uśmiechnęli się niemal identycznie w tym samym momencie. Naruto wywrócił oczami, z niewiadomych przyczyn zirytowany.
- To, że wy się „grzmocicie”, jak to Shika określił, nie oznacza, że wszyscy dookoła robią to samo.
Szmaragdowooki skierował na niego wzrok pełen politowania i współczucia dla jego niewinnego światopoglądu.
- Naru, myśl. – prychnął dość głośno. – Co mogą robić dwa pedały, na szkolnej wycieczce, gdzie nikt ich nie przypilnuje? W dodatku, jeśli się macali na korytarzu?
Ktoś za nimi zaszurał głośno butami, jakby właśnie uniknął wywrotki na gorącą od nadmorskiego słońca ziemię. Naruto odwrócił się przez ramię i spojrzał przelotnie na Paina. Jak zwykle, był ubrany cały na czarno, w długi rękaw i bojówki, jakby bał się wystawić swoją bladą skórę na działanie słońca.
Fakt, że chłopak gwałtownie poczerwieniał, niebieskooki przypisał temu, że na dworze, mimo wczesnej pory, było już naprawdę ciepło, a słońce przygrzewało ostro, wszem i wobec ostrzegając, że w godzinach szczytu będzie patelnia. I dobrze. Wakacje, to wakacje.
Co z tego, że jeszcze przed końcem roku?
- Ale przecież to wcale nie oznacza, że musieli ze sobą spać. – prychnął jasnowłosy. Miał ochotę wrzasnąć na rudego, że pieprzy farmazony, bo przecież jeszcze dzisiaj rano Sasuke zafundował mu niezły pomysł, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
Westchnął i wsunął dłonie w kieszenie, idąc za resztą. Czuł na plecach dziwne, krępujące spojrzenie Paina.
~~~
Plaża zdecydowanie przypadła wszystkim do gustu. Szeroka, piaszczysta, już z oddali wabiąca złocistym kolorem, bez rozwrzeszczanych bachorów, latających z łopatkami, bez psów, defekujących prosto pod nogi i bez żwiru, wbijającego się nieprzyjemnie w stopy. Większość z uczniów od razu pozrzucała buty i na boso zaczęli dreptać po aksamitnym, miękkim puchu, wdychając słonawy, świeży zapach morza. Kilka dziewcząt, tych odważniejszych, zrzuciło koszulki. Starały się, jak mogły, uchwycić spojrzenia jak największej grupy obserwatorów płci brzydszej, zwłaszcza chemika, który z kolei miał je wszystkie w głębokim poważaniu.
Sakura i Ino niemal odstawiły striptease, ale brunet nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem. Kakashi natomiast rozłożył sobie koc i legł na nim, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Już mi się tu podoba. – stwierdził. Sasuke usiadł obok niego, na razie nie zdejmując nic.
Jego okrutny plan wymagał czasu i niezbędnego czynnika, jakim jest Uzumaki, który właśnie poleciał kupić sobie shake w pobliskiej budce.
- Nie rozbierasz się?- mruknął nieuważnie.
- A co, chcesz?
Czarne oczy nauczyciela chemii zmrużyły się gniewnie. Komentarze Kakashi’ego czasami doprowadzały go do szału, mimo, że naprawdę faceta lubił. Hatake uniósł obronnie ręce, co wyglądało dziwnie, bo nadal leżał na plecach.
- Dobra, dobra… – wymamrotał, unosząc czarne okulary, by spojrzeć uważniej na kolegę z pracy. – Nie gap się tak, bo ci zaraz gały wyskoczą i po piasku się potoczą.
Uchiha zamrugał gwałtownie. To było aż tak widoczne?
- Nie chcę cię martwić, Sasu, ale twoje lęki nie mają podstaw. Te cholerne shake nie są daleko stąd, nikt ci go raczej nie zgwałci na odcinku stu metrów.
- Zamknij się. – syknął.
Uśmiech szarowłosego poszerzył się. Sięgnął do swojej torby, wydobył z niej gatki i wstał, otrzepując spodnie z piasku.
- Zaraz wracam, przebiorę się. – rzucił.
- Mhm.
- Posmarujesz mi potem plecki? – zachichotał.
Gdzieś w niedalekiej odległości ktoś zbyt gwałtownie odkręcił jakiś napój gazowany. Brunet potoczył dookoła leniwym spojrzeniem i napotkał oblanego colą Paina. Westchnął cicho.
- Ja cię zamorduję. – stwierdził ze znudzeniem, kładąc się na kocu.
Odpowiedział mu jedynie śmiech biologa, który, dzierżąc dumnie gatki, skierował się ku przebieralni dla mężczyzn. A pobladły Nagato za nim.
Subskrybuj:
Posty (Atom)