sobota, 13 października 2012
You're So Beatiful When You're Bleeding
Nigdy nie protestowałeś kiedy to robiłem. Nie odpychałeś mnie, nie uciekałeś przed moim dotykiem, moimi pocałunkami. Wręcz przeciwnie, lgnąłeś do mnie jak bezbronny kociak lgnie do ciepła swojej matki. Czułeś się bezpieczny.
Tylko widzisz, ja wprost kocham krzywdzić bezbronne stworzenia. Ty mogłeś się przede mną bronić, ale nie chciałeś. Kiedy uderzyłem cię po raz pierwszy. I drugi, i trzeci... Aż w końcu straciłem rachubę. Nigdy nie oddałeś, nawet nie próbowałeś protestować. Siedziałeś cicho na podłodze, obejmując się kurczowo ramionami, trzęsąc się... Ze strachu? Z bólu? Ale nie krzyczałeś ani nie płakałeś. Denerwowało mnie to... Więc postanowiłem wydobyć z ciebie te reakcje.
W końcu znalazłem sposób. W czasie, kiedy się kochaliśmy byłeś najbardziej podatny na wszelkie doświadczenia. Pod moimi dłońmi byłeś jak idealnie nastrojona gitara, która wyda każdy dźwięk, jaki tylko mi się zamarzy. Więc postanowiłem to wykorzystać.
Kiedy pierwszy raz cię związałem? Nie pamiętam. Ale ty dalej byłeś uśmiechnięty, myślałeś, że to tylko zabawa. Jedna z moich "gierek", jak lubiłeś je nazywać. Więc dałem ci to czego chciałeś. Moją pełną uwagę, pieszczoty, pocałunki. I kiedy już wiedziałem, że jesteś zdany całkowicie na moją łaskę, podniosłem z szafki nóż. Pierwsze cięcie nie było głębokie. Miałeś zasłonięte oczy, ale jestem pewien, że otworzyłeś je szeroko z przerażenia. Bo z pierwszym dotknięciem ostrza na twojej skórze zrozumiałeś co cię czeka. Krzyczałeś tej nocy, krzyczałeś jak nigdy wcześniej... Nie byłeś taki głośny nigdy przedtem, nawet w czasie naszych najdzikszych ekscesów. A ja uśmiechałem się i obiecywałem ci szeptem, że zaraz przestanę, za chwilę, jeszcze tylko raz... Tylko raz...
Nie masz pojęcia jaki to był wspaniały widok. Gładka skóra cała we krwi, dłonie zaciskające się kurczowo, oddech desperacko chwytany przez łzy, i te momenty ciszy, którą już po chwili rozdzierał kolejny wrzask bólu. O Boże, miałeś taką słodką krew...
Kiedy skończyliśmy, nie miałeś siły wstać, podnieść się z łóżka. Skuliłeś się na jego brzegu i szlochałeś cicho. Ja, nie nikt inny, doprowadził tak silnego wojownika jak ty do stanu, w którym można zrobić z nim wszystko... Wszystko...
Spodobało mi się to. Może trochę za bardzo? Nie. Wiem, że ty też to lubiłeś. Przecież tak słodko jęczałeś, błagałeś o litość... Myślałeś tylko o mnie, wymawiałeś tylko moje imię. Powtarzałeś jak magiczną mantrę. "Sasuke, proszę... Przestań... Nie! Sasukeee...!". Tym przepięknym, aksamitnym głosem. Prawie zdzierałeś sobie gardło, krzycząc...
I znowu, nie mogłeś się obronić. Wobec mnie, tylko mnie byłeś całkowicie bezsilny. Nie mógłbyś mnie skrzywdzić, tak mówiłeś... Dlaczego? Bo byłeś słaby, a twoją słabością byłem ja. Nie mógłbyś przeżyć beze mnie jednego dnia, jednej godziny. Zawsze, zawsze wracałeś, choćbym nie wiadomo co ci zrobił. I wracasz do tej pory.
Wiesz, kiedy chwycę cię mocno za włosy, odginając twoją szyję do tyłu, i kiedy ugryzę w to wrażliwe miejsce, gdzie zaczyna się ramię... Wiesz jaką masz minę? Już wiesz co cię czeka. Ból w twoich oczach, przyspieszony oddech... Boisz się mnie... Każdy twój bezgłośny krzyk o pomoc, te błagalne spojrzenia są dla mnie jak balsam kojący moje zmęczone po całym dniu pracy ciało. I znów się uśmiecham, tak jak potrafię to robić tylko przy tobie. Jestem tak szczęśliwy, tak odurzony tym szczęściem...
Przyciskam twoje ciało do ściany. Takie idealne, poznaczone bliznami które sam stworzyłem. Jesteś moim dziełem, moim płótnem, i maluję na tobie moją miłość twoją krwią, a moim pędzlem jest nóż. Całuję cię, a ty obejmujesz mnie ramionami. Tak pięknie kłócą się w tobie emocje. Kochasz mnie, nienawidzisz, nie umiesz beze mnie żyć, pragniesz odepchnąć jak najdalej, przyciągnąć blisko, pragniesz żebym zadawał ci ból, bo tylko wtedy czujesz że naprawdę żyjesz... Chcesz więcej, i więcej, i więcej. Jesteś taki zachłanny. Zupełnie jakby świat miał się zaraz skończyć.
Wszystko wokół nas wiruje, przestaje się liczyć. Jesteśmy tylko ja i ty, artysta i jego sztuka. I już nie ma ludzi, nie ma domów, a my jesteśmy w niebie...
Inni powiedzieliby, że cię krzywdzę. Ale to nie jest tak. Ja cię niszczę i tworzę od nowa, każdego dnia od początku. Jesteś mój, należysz do mnie. To nigdy się nie zmieni. Dziś znowu będziemy się kochać - Nie, pieprzyć jak zwierzęta... Będziemy głośni i brutalni... Ty będziesz krzyczał, powtarzał swoją mantrę ze łzami w oczach, a ja dam ci to czego chcesz. Kolejne blizny, kolejne oznaki mojej władzy nad tobą, mojej nieskończonej miłości. Zliżę krew spływającą po twoich ramionach, brzuchu, udach, po twojej twarzy. Będę ci powtarzał jak bardzo cię kocham... Jaki jesteś dla mnie ważny... I nic ani nikt mnie nie powstrzyma. NAS nie powstrzyma.
A po wszystkim, po wszystkim rozwiążę twoje ręce. Pozwolę ci owinąć się zakrwawionym prześcieradłem. Będę siedział obok i patrzył jak trzęsiesz się, zalany łzami bólu i poniżenia. Będę głaskał cię po głowie, bawił się twoimi miękkimi włosami. Będę uśmiechał się czule, patrząc, jaki jesteś bezbronny, obnażony, wyeksponowany na wszystkie moje czyny i słowa. Nachylę się lekko i szepnę ci do ucha, całując w policzek...
"Jesteś taki piękny, kiedy krwawisz..."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piękne...
OdpowiedzUsuń~ Jenova