wtorek, 16 października 2012

Białooki


Siedział na ganku i ze skupieniem wpatrywał się w wąski strumyczek szemrzący leniwie pomiędzy niskimi krzewami. Czarne kimono zsunęło mu się częściowo z ramion, eksponując dobrze zbudowaną klatkę piersiową. Chłopak poruszył się lekko z zamiarem wstania. Syknął jednak tylko z bólu i wrócił do poprzedniej pozycji. Mocno zacisnął pięści. Trudno uwierzyć, że dał się tak łatwo pokonać. Było mu zwyczajnie za siebie wstyd. Wrogów w końcu wcale nie było dużo, raptem kilkudziesięciu. Z ponurych rozmyślań wyrwał go odgłos kroków. Odwrócił nieznacznie głowę zastanawiając się, kto to może być. W domu przecież był sam, a nikomu z rodziny nie przyszłoby nawet do głowy go odwiedzać. Chłopak zmarszczył brwi. Akurat teraz o użyciu Byakugana nie było mowy. Chwilę później zza rogu wyjrzała wysoka szatynka. Uśmiechnęła się lekko i rozpiąwszy płaszcz, przerzuciła go sobie przez ramię. 
- Tenten? – chłopak od razu poznał przyjaciółkę z drużyny. 
- Hej. – dziewczyna uśmiechnęła się szerzej. – Usłyszałam, że oberwałeś na ostatniej misji i chciałam zobaczyć, co u ciebie. – oznajmiła bez ogródek. 
- A. Wszystko w porządku, dzięki. – mruknął w odpowiedzi i wrócił do kontemplowania strumyka. 
- Chyba jednak nie za bardzo… - Dziewczyna spojrzała z powątpieniem na bandaże okalające w całości brzuch i lewą rękę Hyuugi. 
- To nic wielkiego. – stwierdził w odpowiedzi. Ani przez chwilę nie patrzył w ciepłe, brązowe oczy przyjaciółki. Zacisnął dłoń wokół drewnianej kolumny i spróbował się podnieść. Jak się spodziewał, tępy ból uderzył w niego ze zdwojoną siłą. Zacisnął zęby i szybkim ruchem poprawił kimono. Podniósł głowę i zgarnął z czoła kilka ciemnych kosmyków. Spojrzał na niebo. Pokryło się ciemnymi chmurami, które całkowicie zasłoniły słońce. Wiatr dął z coraz większą zaciętością. Chłopak podrapał się po głowie. 
- Wejdźmy do środka, zbiera się na burzę. – zaproponował. 
Brązowowłosa skinęła głową i ruszyła razem z Nejim w kierunku drzwi. Minęli wąski, ciemny korytarzyk i znaleźli się w przestronnym salonie. Dziewczyna rozejrzała się z zaciekawieniem. Mimo tego, że pomieszczenie było urządzone typowo męską ręką, było tu przytulnie i ciepło. Ścianę od strony ogrodu niemal całkowicie zajmowało wielkie okno, osłonięte śnieżnobiałą firanką. Zaraz po tym właśnie oknem stały dwa niskie, ciemnofioletowe fotele i niewielki stoliczek. W kącie ustawiono kredens i kilka szafek zawalonych prawie całkowicie książkami. Ścian pomalowane na beżowy kolor nie przyozdabiały żadne obrazy, za to na kilkunastu haczykach lśniły kunai’e, shurikeny i miecze. Środek pokoju był pusty, jedynie na podłodze leżał niewielki, brązowy dywanik. 
- Rozgość się, zaraz wrócę. Zrobię coś do picia. – Po tych słowach Neji odwrócił się i wyszedł z pokoju. Tenten odprowadziła go wzrokiem, a później usiadła na brzegu jednego z foteli i wpatrywała się w coraz bardziej natarczywie padający deszcz. 
Neji wszedł w tym czasie do kuchni i zaczął szukać w szafkach herbaty. Przed oczami miał wciąż przyjaźnie uśmiechniętą, a może trochę zatroskaną, twarz przyjaciółki. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego się o niego martwiła. W gruncie rzeczy łączyło ich przecież tylko członkostwo w grupie. Otworzył kolejną szafkę i zaczął szybko przerzucać opakowania i puszki w jej wnętrzu. Zobaczył niewielkie opakowanie herbaty na najwyższej półce, w rogu. Zaklął pod nosem i wyciągnął rękę. Nagle po raz kolejny przeszył go ostry ból. Przytrzymał się obiema dłońmi blatu i zaczął kaszleć. Na jasnym drewnie pojawiło się kilka sporych, ciemnoczerwonych plamek. Krew. Ból nasilał się coraz bardziej, lewe ramię zaczęło drętwieć. Brunet kilkakrotnie zamrugał. Wszystko widział jak przez mgłę, świat się zachybotał. Hyuuga upadł na ziemię. Usłyszał tylko, jak Tenten wchodzi do pomieszczenia i zaczyna krzyczeć. Chwilę później stracił przytomność. 

* * * 

Obudził go głośny hałas. Jednak leżał nieruchomo, nie otwierając oczu. Ból nie minął całkowicie, ale znacznie się zmniejszył. Chłopak nagle przypomniał sobie o Tenten. Gwałtownie się zerwał i rozejrzał wokół. Leżał, jak się okazało, w łóżku, w swojej sypialni. Za oknem szalała burza. A koło łóżka siedziała… Tenten. 
- Ej, spokojnie! Musisz odpoczywać. – stwierdziła z naciskiem, gdy chciał wstać. Neji nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Po chwili krępującej ciszy zapytał: 
- Cały czas tu siedziałaś? 
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi. 
- Tak. Przecież bym cię nie zostawiła. A w ogóle, powinieneś na siebie uważać. Rany są jeszcze świeże, nie dziwne, że straciłeś przytomność. – Zrobiła przy tym bardzo poważną minę człowieka, który zna się na rzeczy i wie, o czym mówi. Białooki uśmiechnął się pod nosem, a chwilę później zaczął się cicho śmiać. 
- Neji? Z czego się śmiejesz? – Szatynka nie kryła zdziwienia. Hyuudze śmiech zdarzał się bardzo rzadko, o ile nie wcale. 
- Zabawnie wyglądasz z tak poważną miną. Nie pasuje do twoich rysów twarzy. - Dziewczyna spojrzała na niego z powątpieniem, ale po chwili również zaczęła się śmiać. Gdy oboje się uspokoili, podała przyjacielowi kubek z jakimś białawym płynem. 
- Wypij. Po tym ból powinien na jakiś czas minąć. 
Chłopak wziął naczynie i wypił kilkoma łykami. Zaraz potem znów poczuł się senny. Nie trwało długo, nim zasnął. Tenten uśmiechnęła się lekko i delikatnie odgarnęła mu z twarzy ciemne kosmyki. Poprawiła koc i pogładziła chłopaka po policzku. Zatrzymała spojrzenie na jego szczupłej twarzy. Był piękny. Nie męski, nie przystojny. Po prostu piękny. Miał bardzo delikatne jak na mężczyznę rysy twarzy. Szczupły nos, niewielkie usta i duże oczy powodowały, że skrycie często o nim marzyła. Co tu dużo mówić, kochała go. Zawsze. Ale on tego nie widział. A teraz pierwszy raz jej potrzebował. W jej dużych, brązowych oczach zalśniły łzy. Sama nie wiedziała, czy są to łzy smutku, czy radości. Była bowiem pewna, że coś się zmieni. Nie umiała tylko powiedzieć, czy na lepsze. 

* * * 
Młoda kobieta radośnie krzątała się po domu. Dzisiaj Neji miał wrócić z misji. Obiad roztaczał już piękne zapachy na cały dom. Wszystkie meble lśniły czystością, a podłogi i okna błyszczały w promieniach letniego słońca. Kobieta usiadła na fotelu i westchnęła z zadowoleniem. Zdjęła z długich, brązowych włosów gumkę i położyła dłonie na brzuchu. Maleństwo, które nosiła pod sercem już niedługo miało wyjść na świat. Oboje, i ona, i Neji, czekali na tą chwilę z utęsknieniem. Wszystko już było przygotowane. Była pewna, że stworzą wspaniałą, kochającą się rodzinę. Nagle zerwała się i pobiegła do kuchni. Chwyciła chochlę i zaczęła energicznie mieszać zupę. Nie ma prawa się przypalić. Przebierając łyżką, brązowowłosa radośnie nuciła jakąś starą piosenkę. Od dłuższego czasu nie opuszczał jej dobry humor. Ktoś zapukał do drzwi. Dziewczyna wyjęła chochlę z garnka i podeszła do drzwi. Stali w nich dwaj członkowie ANBU, z oddziału Nejiego. Dobrze ich znała. Obaj byli przerażająco ponurzy. Coś się stało… 
- O, dzień dobry. Wejdziecie? Właśnie czekam z obiadem na… - Nie zdążyła dokończyć. 
- Neji nie żyje. – Te słowa uderzyły w nią niczym piorun. Chochla wypadła jej z ręki, uderzając głucho o podłogę. Przytrzymała się framugi, by nie upaść. Zaczęła się trząść i osunęła się na kolana. Z jej gardła wydobył się rozdzierający szloch. Z oczu strumieniem popłynęły łzy. Wszystko się posypało. W jednej chwili. A miało być tak pięknie. Tak długo to budowali. Dlaczego szczęście zawsze trwa tak krótko? Teraz już nie ma przyszłości. Nie ma sensu. Nie ma po co żyć. Ukryła twarz w dłoniach. 
- Neji… Jak mogłeś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz