wtorek, 16 października 2012
Erotyczne Przypadki Uzumakiego V-X
Część V
Sasuke stał naprzeciwko Naruto. Obu dzieliło tylko 30 metrów. Dla wprawnych shinobi to niewiele. By przekroczyć ten dystans, wystarczy pół sekundy. Głupie pół sekundy.
Ich spojrzenia spotkały się. W powietrzu zaiskrzyło tak, że pole elektrostatyczne zjeżyło futro kota sprzedawcy ramenu, prowadzącego punkt gastronomiczny pół kilometra dalej.
- Tym razem Cię pokonam, Sasuke – Naruto wycedził te słowa przez zęby, tak, że aż w uszach zagwizdało.
- Marz sobie dalej, młocie – Uchiha poprawił jedną ręką zsuwające się z ramion kimono. W duchu przeklął Orochimaru za beznadziejny gust dotyczący ubioru. „Czuje się w tym jak ciota” – powtarzał sobie nie raz w myślach. Twardo postanowił, iż po tej walce kupi dla Orochimaru za zaoszczędzone pieniądze zestaw do odbioru platformy cyfrowej, by sobie Sannin pooglądał TV i przekonał na własne oczy, jak się teraz ubierają meni w filmach sensacyjnych. A z Kabuto złożą się na Penthouse TV.
Sasuke sięgnął po miecz, który wyciągnął precyzyjnym, wytrenowanym ruchem. Ostrze zalśniło, odbijając ostatnie promienie zachodzącego słońca oraz ponury, czerwony blask aktywnego sharingana.
- Wybacz, Naruto – rozpoczął Uchiha swoją mowę końcową. – Ale tym razem nie będę miał dla ciebie litości. Zamierzam uczynić Ciebie ofiarą mojej nowej techniki. Techniki, która poprzez jedność z tym oto mieczem pozwoli mi się wzbić na wyżyny doskonałości, osiągnąć poziom nieosiągalny, stać się ideałem wojownika, zdolnego pokonać każdego przeciwnika bez wyjątku, na ziemi i w niebie… oraz przelecieć każdą laskę, jaka się nawinie… tego ostatniego nie słyszałeś…
Uzumaki nie spuszczał wzroku z Sasuke i jego katany. Nie wiedział, czego może się spodziewać, więc spodziewał się najgorszego. Jako profesjonalista, którym oczywiście był. A przynajmniej wydawało mu się, że był.
Uchiha chwytając rękojeść również drugą ręką, ustawił miecz niemal równolegle do podłoża. Poprawił pozycję nóg, skoncentrował czakrę, po czym krzyknął:
- Ban Kai!!
- Żżże cooo?!?! – zdążył tylko wybąkać w bezbrzeżnym zdziwieniu Naruto.
* * *
Murzyn w burdelu wieczorową porą radośnie wygrywał nuty na starym, pamiętającym lepsze czasy pianinie. Dziewczyny w odpowiedzi na te dźwięki obnażały wdzięki. Co rusz ktoś się potknął na zalanej śliną podłodze. Bajzelmama w wieku zbliżonym do pianina liczyła pieniądze na zapleczu, nie zwracając większej uwagi na dźwięk tłuczonego przez gości szkła. Piętro wyżej, w olbrzymiej cynowej wannie, pławili się w bąbelkach Sasuke, Naruto i sześć dziewcząt. Dziewczyny były piękne, młode i rzecz jasna nagie. Wszystkie sześć bez wyjątku ściskały się z Sasuke, który również uważał się za pięknego, młodego i nagiego z chwilowej konieczności. Uzumaki był tylko nagi – zarówno w sensie fizycznym, jak i ekonomicznym.
- Widzisz, młotku – zaczął Sasuke, zaciągając się cygarem i masując wolną ręką jędrną pierś jednej z panien – ty i ja stanowimy dobre porównanie, co może osiągnąć miernota, a co geniusz! Miernota zawsze pozostanie miernotą. No, dziewczynki, chodźcie bliżej – zobaczycie w akcji prawdziwego dewianta!
Naruto, by nie okazać złości – przy dziewczętach nie wypada – zacisnął jedynie pięści.
- Sasuke…następnym razem, ja wygram, na pewno… - odwrócił głowę, by nie patrzeć na lubieżny spektakl, jaki właśnie odbywał się z młodym Uchiha w roli głównej.
– Następnym razem, Sasuke, ty będziesz płacił za dziwki!
werszyn 1.3
Część VI
Kakashi miał zły dzień. Późno w nocy wrócił z misji, zmęczony jak po tygodniu wypoczynku w domu schadzek. Jeszcze na domiar złego długo nie mógł usnąć, a jak już o świcie to mu się udało po prochach, to wkrótce potem obudził go przeraźliwy hałas pochodzący z zewnątrz. Wyjrzał przez okno i zobaczył trzech robotników oraz jeden młot pneumatyczny. Proletariacki kolektyw akurat o brzasku postanowił wziąć się za remont betonowych umocowań ławek w pobliskim parku.
Trudno się dziwić Kakashiemu, że nie zdzierżył. Otworzył na oścież okno, wychylił głowę i wydarł się na całą Konohę:
- A panowie tak muszą napierdalać od bladego świtu?! Że skoro nie przybijam karty o 5tej rano w zakładzie azbestu, to już w waszym robolskim mniemaniu jestem już nierobem?! Spierdalać mi tu!!
Dla poparcia swojej argumentacji Kakashi posłał na pożegnanie pracownikom komunalnym shurikena. Poskutkowało, dwaj robotnicy rychło zmyli się z miejsca robót, zabierając ze sobą młot pneumatyczny i ciało trzeciego.
Wrócił do łóżka. Długo nie pospał. Obudziły go przeraźliwe dźwięki fortepianu, pochodzące ze znajdującego się pod nim mieszkania. Rozpaczliwy jęk instrumentu dobitnie wskazywał, iż jakiś wirtuoz dokonywał gwałtu na muzyce, nachalnie molestując obleśnymi łapskami biało-czarne klawisze. Ilość decybeli, jaka towarzyszyła tej radosnej twórczości wystarczyłaby by obudzić zmarłą teściową White Fanga, a co dopiero biednego Kakashiego. Mląc w ustach przekleństwo, wyparował z własnego lokalu, zbiegł po schodach, wtargnął bez pytania do mieszkania sąsiada, z drobną pomocą chidori zdemolował telewizor, z którego wydobywały się owe przeraźliwe dźwięki, a przy okazji oberwało się trochę kilku meblom, samemu sąsiadowi oraz jego Bogu ducha winnej papudze.
Po powrocie do domu Hatake uświadomił sobie, że nie ma już szans na ponowne uśnięcie. Wziął prozak, psychotropy, łyk lecytyny oraz na wszelki wypadek viagrę, a następnie jął się za przygotowanie kawy. Naliczył pięć łyżek cukru, następnie siedem razy wymieszał płyn w lewą stronę i siedem w prawą. Do kawy planował zjeść płatki z mlekiem, ale oczywiście wszystko mu się rozsypało przy otwieraniu paczki, a mleko wylał, kiedy schylał się, by płatki z ziemi pozbierać. Pomimo tej wielkiej kulinarnej porażki, Kakashi zdołał nad sobą zapanować.
Cholera go wzięła dopiero w momencie, kiedy rozlał całą kawą, którą próbował zanieść do salonu, nie zwróciwszy uwagę, że Pakkun mu zrolował dywan, i ów dywan właśnie stanowił przyczynę nagłej zmiany pozycji ciała z wertykalnej na horyzontalną. Niespodziewający się niczego Pakkun zdążył wylecieć za drzwi mieszkania, wspierany całkiem skuteczną argumentacją właściciela w postaci kopnięć, nim w ogóle się obudził.
Po klęsce z chrupkami i kawą Hakate zdecydował się na podjęcie desperackiej próby rozluźnienia poprzez zagłębienie się w literaturę – po raz 72 postanowił przeczytać II tom Eldorado Flirtujących.
Rzucił się na kanapę, ale siedzenie na niej okazało się koszmarnie niewygodne, zaś spodnie w bolesny sposób wbijały się w przyrodzenie. Wstał więc, i jął grzebać przy kroku spodni, wygładzając pierw jedną nogawkę, potem drugą. Usiadł. Znowu piło. Wstał, pogrzebał, wygładził, usiadł. Znowu to samo. Powtórka.
Zniecierpliwiony hałasami sąsiad z dołu zaczął miotłą walić w sufit z okrzykiem: „nie gzić się tam”, jakby Kakashi nie miał nic innego do roboty, tylko obściskiwać jakieś babsko na kanapie w sypialni.
Kiedy Jounina zaczęła wciągać fabuła książki, z błogiego stanu wyrwał go przeraźliwy hałas wiertarki udarowej. Oczywiście, pochodzenie – sąsiad z dołu.
- K.urwa, ja pierdolę! – wystękał przez zęby Hatake. Wybiegł z mieszkania, popędził po schodach w dół, wparował ponownie do sąsiada, którego zdzielił po łbie, następnie wrócił do siebie.
Kiedy po częściowym rozładowaniu napięcia kosztem sąsiada, sięgnął ponownie po lekturę, zza okna dotarł do niego dźwięk kosiarki.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie posłać złowrogiemu rannemu kosiarzowi z życzliwości kunaja na dzień dobry, ale zrezygnowany wygrzebał z szuflady jakiegoś pornola i wrzucił płytkę do odtwarzacza.
* * *
Gai miał paskudny dzień. Najpierw jakiś idiota wydzierał się przez okno, czym wszystkich postawił na nogi. Zirytowany i rozbudzony postanowił pooglądać telewizję, wrzucił więc poranne wiadomości. Akurat była transmisja z jakiegoś festiwalu fortepianowego. Ucieszyło to Gaia, bo jako wrażliwy melancholik, czerpał przyjemność z subtelnej i wyrafinowanej muzyki. Niestety, niezbyt się Gai tą muzyką odchamił, albowiem z góry zleciał wściekły Kakashi, rozwalił telewizor, drzwi od szafy, dwa krzesła oraz doniczkę z kaktusem, następnie przyłożył samemu Gaiowi, kopnął klatkę z papugą tak, że ptaka z miejsca szlag trafił i wyszedł bez słowa.
Maito to porządny człowiek, nie znosi bałaganu, a jak już coś się spieprzy, to bez chwili zwłoki przystępuje do naprawy. Nie było więc wyjścia, trzeba było poskładać potraktowane furią Kakashiego meble. Do tego jednak celu musiał odnaleźć narzędzia, a zwłaszcza wiertarkę. Oczywiście, akurat wtedy, kiedy tego potrzebował, to pamięć zawodziła. Zemściło się odstawienie geriavitu. Kiedy w ciszy próbował się skoncentrować, z góry dobiegły go jakieś stukoty i jęki. Pewnie Hatake znowu sobie zamówił dziwkę na telefon. Poirytowany Gai wziął miotłę i wystukał lubieżnemu sąsiadowi swój pogląd na sprawę, uzupełniając ekspresje adekwatnym komentarzem. To wydarzenie miało też swój pozytywny skutek – koło miotły Gai znalazł swoją starą wysłużoną wiertarkę. Ledwo podjął próbę renowacji zdewastowanego krzesła, a ponownie wparował Kakashi, obrzucił Gaia wyzwiskami i na pożegnanie przyłożył z główki.
Tego było już za wiele. Maito wciągnął na siebie swoje ulubione zielone wdzianko, zadzwonił po taksówkę i wyszedł z domu. Postanowił pojechać do burdelu – przynajmniej tam będzie miał spokój.
* * *
Naruto miał cudowny dzień. Ku swojemu zaskoczeniu, nawet się wyspał, chociaż wrócił dość późno z misji, jaką wykonywał z Kakashim, a która to misja polegała na kilkudniowym zbieraniu informacji w okolicznych burdelach. Zadanie to wykonywali w zastępstwie Jiraiyi, który ciągle przebywał na intensywnej terapii po przejściu zawału serca oraz na skutek obrażenia w postaci podwójnego złamania ręki, które zaliczył, spadając ponoć z łóżka szpitalnego.
Obudził go zapach smażonych jajek, jaki dobywał się z kuchni. Kolejny miły akcent tego przyjemnego dnia. Naruto z pozycji łóżka widział krzątającą się przy kuchence Hinatę, nagą – jej ciało okrywał z przodu tylko króciutki różowy fartuszek. Uzumaki z przyjemnością podziwiał gładkie, pięknie zbudowane pośladki dziewczyny.
Dla pełnego rozbudzenia przeczytał kilka stron nowego dzieła Ero-Sennina ze znanego i popularnego cyklu „Cum cum paradiso”. Przerwał lekturę dopiero, jak uświadomił sobie, że ma pełny pęcherz. Często miał problemy z dosikaniem się do końca i wracał po kilka razy nad muszle, celem zwieńczenia dzieła. W ten piękny dzień jednak układ moczowy nie sprawiał najmniejszych problemów. Widać kuracja piwna, jakiej ostatnio się systematycznie poddawał, okazała się skuteczna.
W drodze powrotnej do łóżka, pod wpływem impulsu postanowił objąć Hinatę i przytulić, całując ją czule w szyi. Te gesty stanowiły oczywiście pretekst, by Uzumaki mógł jedną rękę, wsuwając pod fartuszek, położyć na dużej, lecz jędrnej piersi Hyuugi, pieszcząc palcami sutek, a drugą umieścić na gładkim łonie. „Ciekawe, czy jak powiem, że lubię tak wygolone, to pomyśli, że jestem pedofilem?” – postawił sobie filozoficznie pytanie Naruto. Przy okazji dowiedział się, że śniadanie do łóżka zawdzięcza jakiemuś przygłupowi, który z rana darł mordę na całą wioskę i obudził Hinatę.
Wrócił do łóżka. Zza okna dotarły do niego jakieś krzyki, dźwięk tłuczonego szkła i przeraźliwy skrzek ptaka. Pewnie ojciec Shikimaru znowu ugotował za słoną zupę i żona czyni mu wyrzuty. Naruto zdążył się do tego przyzwyczaić, a poza tym był skoncentrowany na śniadaniu, które właśnie przyniosła mu Hinata, już zupełnie naga, albowiem fartuszek zostawiła w kuchni.
Uzumaki pożerał jajecznice, zupełnie nie patrząc na talerz, gdyż oczy miał cały czas utkwione w dwóch dużych, pięknych obiektach, które mógłby oglądać, dotykać i całować już do końca marnego żywota. Lewe oko w jednym obiekcie, prawe w drugim. Dzięki temu śniadanie było zdrowsze, uświadomił sobie Naruto, bowiem stymulacja ślinianek niewątpliwie poprawi trawienie. Był dumny z siebie, że na to wpadł. Widać z zajęć z Shizune jednak wyniósł jakąś cenną wiedzę.
Łaskawie pozwolił, by Hinata go ubrała. Przy okazji sprawdził, czy ostatnie korepetycje, jakie jej udzielał z nauki o języku nie poszły na marne. Nie poszły.
Teraz jeszcze zapragnął usłyszeć te słowa. Te czułe, szczere słówka, wypowiadane szeptem do ucha, te, które mężczyzna potrzebuje, by poczuć dumę i satysfakcję z siebie samego. By móc uznać się spełnionym. Słowa, które uszczęśliwiają i których pragnienie płynie z najgłębszych zakamarków serca.
- Naruto-kun – wyszeptała Hinata, nachylając się nad uchem Uzumakiego. – Jesteś lepszy od Nejiego.
Pocałowała go w policzek, a potem w usta.
„Yes, yes, yes!!” – pomyślał Naruto, bo to właśnie tak bardzo chciał usłyszeć. „Jestem lepszy od tego nadętego buca Hyuuga, któremu się wydawało, że jego przeznaczeniem jest bycie największym kochankiem po Czwartym w tej zakazanej dziurze! Powiem mu, powiem mu to wszystko – niech wie, że Uzumaki Naruto jest najlepszy!”.
Nic bardziej nie łechta próżności mężczyzny, niż świadomość, że jest w łóżku lepszy od innego.
Hinata pocałowała go ostatni raz, następnie zdjęła z wieszaka przy drzwiach swój plecaczek w kształcie kaczuszki i wyszła. Wróciła po kilku minutach, jak tylko się zorientowała, iż zapomniała się ubrać. Przy okazji wzięła z szafki nad zlewem w kuchni tampony do nosa dla sprzedawcy ramenu, który prowadził punkt handlowo-usługowy na parterze.
„What a beautyfull day!”, pomyślał Uzumaki. Zresztą, repertuar na kolejne godziny też zapowiadał miłe spędzenie czasu.
Najpierw miał w menu kolejne zajęcia medyczne u Shizune-nee-chan. Zapisał sobie nawet, by nie zapomnieć kupić w drodze do medyczki wonnych olejków, albowiem w planie lekcji na dzisiaj było poznawanie tajników dermatologii. Co prawda, Naruto nie wiedział, kto tym razem będzie udawał pacjenta, on czy Shizune, fakt ten jednak nie gasił w żadnej mierze jego zapału do nauki.
Po południu Uzumaki był umówiony na piwo z cokolwiek dziwnym przyjezdnym. Gość ów ubrany był w archaiczne czarne kimono, na nogach miał słomiane bambosze, na plecach zaś nosił olbrzymich rozmiarów miecz, a na ramieniu pluszaka. Facet twierdził, że jest Pełniącym Obowiązki Boga Śmierci, chociaż Naruto był zdania, że mu po prostu coś dolegało. W każdym razie ów osobnik, którego nazwiska zresztą Uzumaki nie zapamiętał, a imię kojarzyło mu się ze 100% deserem truskawkowym, miał udzielić danych na temat techniki, jaką ostatnio na Naruto zastosował Sasuke, a która to technika Uzumakiego omal nie doprowadziła na skraj bankructwa. W zamian za te cenne informacje, przybysz chciał jedynie film z kolekcji Uzumakiego o nieco przydługim tytule: „Matsumoto & Inoue Love Link. Shinigami no Hentai Ballad”. Pozycja ta zdawała się gościa niesłychanie rajcować, Naruto zaś rozstawał się z nią bez większego żalu, bo, poza olbrzymimi biustami obu głównych aktorek, w filmie nie działo się nic ciekawego.
Na wieczór wpaść do niego mieli Sai i Shikimaru z winem bez etykietki (Nara zawsze je zrywał, żeby nie wyszło na jaw, ile płaci za butelkę). Sai ponoć ma nowy ciekawy materiał filmowy ze wspólną koleżanką w roli głównej, który chciał rozesłać znajomym przez Internet. Z komórki korzystał już ostrożniej, odkąd zobaczył ostatni rachunek.
Zbierając się do wyjścia, Naruto zakręcił jeszcze wodę pod zlewozmywakiem oraz gaz przy junkersie, wyłączył korki oraz wypluł z siebie kilka kurw, kiedy uderzył się o skrzynkę na listy, zainstalowaną w drzwiach. Zignorował leżącego na wycieraczce przed lokalem Pakkuna i precyzyjnie zamknął dom na wszystkie 5 zamków.
„What a beautyfull day!”, powtórzył w myślach ponownie, kupując w kiosku pod blokiem prezerwatywy.
werszyn 1.4
Część VII
W ośrodku rehabilitacyjno-wypoczynkowym „Lawendowa Perwersja” były jak zawsze tłumy. Nikomu to jedna nie przeszkadzało - ani wiecznie zaślinionym kuracjuszom, ani pół nagim pielęgniareczkom, uzyskującym całkiem atrakcyjny dochód z wsuwanych im tu i ówdzie banknocików.
Przyjemnością kąpieli w gorących źródłach rozkoszował się Tenzou, zwany potocznie Yamato. Nie przepadał za swoim pseudonimem, ale wolał ten, niż ksywę, jaką, nawiązując do jego zdolności, przylepili mu koledzy z ANBU. Pinokio! Na samo wspomnienie Yamato wykręcało ze złości.
Dzisiaj jednak zdecydowany był się wyluzować. Korzystając z okoliczności, iż gorące źródła w ośrodku miały charakter koedukacyjny, udało mu się poderwać i przygarnąć do wspólnej kąpieli dwa śliczne, jędrne egzemplarze. I na domiar szczęścia, siostrzyczki. Jedna z nich była właścicielką niewiarygodnie długich włosów i jeszcze dłuższej katany, druga zaś posiadała umiejętności, jakie zachwyciłyby niejednego pedofila. Obie sprawiedliwie zostały obdarzone wyjątkowo apetycznymi warunkami, przy których górny odcinek układu pokarmowego Yamato nie mógł się zdecydować czy zasychać czy się ślinić. Imiona też miały rozkoszne – Aya i Maya.
Yamato pluł sobie w brodę, że podchmielony zdradził towarzyszkom kąpieli swój dawny pseudonim, bo dziewczyny okazały się równie złośliwe, jak piękne.
- Nie bądź taki drewniak! – wyszeptała Aya, liżąc jego ucho. – Przecież wiemy, że walisz w dechę.
Maya zaś bez skrępowania usiadła na Tenzou okrakiem, wykonując przy tym ruchy wskazujące na potencjalnie duże prawdopodobieństwo ewentualnej kopulacji.
- Pinokio, zacznij wreszcie kłamać! – powiedziała z pewną nutą zniecierpliwienia.
„Ożesz k.urwa”, pomyślał Yamato. I zaczął kłamać jak najęty.
* * *
Uchiha Itachi wreszcie miał wolne. Nie mógł już dłużej znosić tej bezlitosnej harówki, tych przymusowych nadgodzin, nie przespanych ze stresu nocy, jakie fundowała mu praca. Pieprzony lider oczywiście urlopu dać nie chciał. Tłumaczył odmowę natłokiem zadań wynikających z organizowanej właśnie przybudówki do Akatsuki o roboczej nazwie „Młodzież Wszechbrzaskowa”, co nieść ze sobą musiało oczywiście nowe wyzwania dla kolektywu partyjnego. Ustąpił dopiero wtedy, gdy Itachi zagroził mu sądem pracy. Nie utuleni w żalu pozostali koledzy z roboty, kiedy dowiedzieli się, iż przez jakiś czas będą musieli się obejść bez wirtualnych orgietek, które za pomocą swojego kalejdoskopu Uchiha organizował w każdy piątek przy piwie. Itachi jednak pozostał głuchy na groźby i błagania biura politycznego. Urlop to jego święte, socjalne, proletariackie prawo i zamierza z niego korzystać, nawet kosztem opóźnień w realizacji planu przejęcia władzy nad światem.
Teraz więc wygrzewał się w letnim słonku, popijając koktajl z palemką i z zadowoleniem podziwiając wdzięki kobiecej części obsługi.
Ledwo wczoraj przyjechał, a już spotkał dawnego kumpla z ANBU – Pinokia. Chłopaki popili i poplotkowali, zupełnie jak za dawnych czasów. Zwłaszcza oberwało się w niewybrednych żartach koleżance ze starej drużyny, Anko, i jej nowemu, młodemu facetowi, który – wedle zgodnego mniemania Itachiego i Tenzou – musiał być już posiadaczem poroża, jakiego by nie jeden jeleń pozazdrościł.
Uchiha dopił drinka do końca, narzucił byle jak na siebie szlafrok w chmurki i udał się do swojego apartamentu, gdzie czekała już zamówiona przez niego, mówiąc eufemistycznie, masażystka. Dziewczyna była dokładnie taka, jaką chciał. Nagusieńka brunetka, ubrana jedynie w wysokie kozaczki z czarnej skóry. Długie włosy spięła w niewinne dziewczęce kucyki. Bawiła się wymownie trzymanym w rękach pejczykiem. Słodka i groźna zarazem. Zabójcza kombinacja.
Itachi przełknął ślinę.
* * *
Lee był zły na Gai-Senseja. Mieli jechać na kolejny intensywny trening gdzieś na odludzie, a tymczasem znaleźli się w jakimś ośrodku, gdzie najczęściej widocznym przedmiotem był goły cycek. Jakby tego było mało, Gai ubrał się jak kompletny kretyn. Jego mistrz wcisnął na siebie idiotyczny skórzany kostiumik, na który składały się spodenki, kamizeleczka i ćwiekowana czapeczka z daszkiem. Komplet uzupełniały olbrzymich rozmiarów czarne okulary, w których Gai wyglądał jak stara mucha.
A przecież Lee tak bardzo na ten trening liczył. Miał w końcu ze sobą zwój kontraktu do przywoływania, który za grube pieniądze wylicytował na allegro. Co prawda, jeszcze nie wiedział, jakąż to bestię można za pomocą tego rulonu przywołać, ale był przekonany, że z jego umiejętnościami i wytrwałością będzie to potwór budzący wystarczający szacunek.
Pokój dostali zaraz obok apartamentu jakiegoś zwyrodnialca, świadcząc po dźwiękach, jakie stamtąd dochodziły.
Gai w końcu polazł na piwo z Yamato, który akurat przypadkowo w tym samym ośrodku przechodził rehabilitacje po zwichnięciu nadgarstka na skutek zbyt namiętnej masturbacji. Lee więc mógł w spokoju skoncentrować się nad instrukcją obsługi, jaką dostał w komplecie ze zwojem.
Niestety, ze skupienia został nagle i brutalnie wyrwany przez krzyki sąsiedniego apartamentu.
- Aktywacja Innocence!
- Leenalee! Nie bij już, błagam!
- Itachi! Kwicz, ty świnio!!
Trzaśnięcie biczem.
- Kwiiiiii!
Kolejne trzaśnięcie. Knur za ścianą zaryczał jeszcze bardziej przeraźliwie.
Lee z bezsilnej rozpaczy zaczął tłuc głową o ścianę. W końcu zaszył się z latarką w szafie.
* * *
Tydzień minął jak z bicza strzelił. Także dosłownie. Oczywiście, z Hard Gaia pożytku żadnego nie było. Chyba, żeby Lee się schylał po mydło. Ale tej ostatniej czynności przy swoim senseju chłopak z sobie wiadomych przyczyn wolał unikać.
Natomiast przyznać mu trzeba było, że intensywnie siedział nad zwojem i zaczynał powoli dorastać do pierwszej próby przywołania.
Z tejże okazji udał się do jednego z ciepłych okolicznych bajorek, biorąc ze sobą w ramach asekuracji Gaia i Yamato. Wybór na debiut podmokłych okolic nie był przypadkowy – w instrukcji wyraźnie wskazano, że takie otoczenie jest najlepsze do zastosowań praktycznych przywoływanego zwierzęcia.
Kiedy już wszystko było gotowe, Lee odmówił w duszy modły do bogów o powodzenie, a następnie jął się za wykonywanie pieczęci. Finałem było oczywiście:
- Kuchiyose no-jutsu!!
Momentalnie otoczenie wypełniła chmura dymu. Jedyne, co było widać, to złowrogie spojrzenie, jakie przez opary przebijało się znad tafli jeziora.
Wiatr powoli poprawiał widoczność. Na tyle, by możliwa było bliższa obserwacja masywnej sylwetki przywołanego przez Lee potwora, unoszącego się swobodnie na powierzchni wody.
Była to kaczuszka.
Tenzou parsknął cicho, by po chwili ryknąć śmiechem. Gaiowi z wrażenia spadły jego ulubione czarne okulary. Bynajmniej nie wyglądał na uradowanego, bardziej na przerażonego. Momentalnie zabrał uczniowi zwój i zdzielił nim go po głowie.
- Lee, co ty najlepszego wyprawiasz?! Przecie to zwój zakazany!!
Lee zrobił wielkie oczy! Gai kontynuował:
- W Kraju Wody za pomocą tego właśnie przeklętego zwoju przywołano dwóch takich kaczorów. Ty wiesz, co się potem działo!?! Nie wiesz. I dobrze, że nie wiesz!
Po policzkach Lee spłynęły rzęsiste łzy.
- Gai-sensei!!
Maito na widok zapłakanej twarzy swojego ukochanego ucznia momentalnie zmiękł.
- Lee!
- Gai-sensei!
- Lee!!
- Gai-sensei!!
Yamato znudzony zawrócił do ośrodka. Zamierzał dopić z Itachim flaszkę, którą zaczęli rano.
Część VIII
Naruko wyglądała dzisiaj prześlicznie. Siedziała właśnie przed lustrem w łazience Uzumakiego i poprawiała swoje puszyste blond włosy, które próbowała ułożyć w dwa, długie słodkie kucyki. Jeszcze wystarczy tylko dokończyć subtelny makijaż i błyszczykiem pożyczonym od Shizune zaznaczyć usta i będzie gotowa. Była w pełni świadoma, że nikt się nie oprze jej i spojrzeniu jej pięknych, błękitnych oczu. I oto chodziło.
Naruko wyszła naga na balkon, by zebrać ze sznurka suszącą się bieliznę. Wiecznie obślinionemu sąsiadowi, mieszkającemu naprzeciwko, z wrażenia właśnie wypadła sztuczna szczęka i zniknęła gdzieś w krzakach na dole. Biedak. Znowu się naszuka.
W pokoju na łóżku Naruto pozostawił dla niej śliczny szkolny mundurek. Musiała przyznać, że chłopak ma gust do takich rzeczy. Kusa spódniczka idealnie podkreślała jej piękne biodra, a bluzeczka zapinana była tak, iż z jednej strony uwypuklała biust, a z drugiej, odsłaniała zgrabny brzuch.
Ubrawszy się, Naruko wyszła z domu Uzumakiego, nie zapominając o przygotowanym przez niego bukiecie i zbiorze nowych świerszczyków dla Ero-Sennina, którego planowała niebawem odwiedzić w szpitalu.
Wiatr przyjemnie muskał jej włosy. Spojrzenia wygłodniałych samców przyjemnie łechtały jej dumę. Naruko była całkowicie wyluzowana. Miała pewność, iż misja, którą właśnie wykonywała jest skazana na sukces.
* * *
Strumienie wody delikatnie muskały skórę. Opływały piersi, przez ułamki sekund zatrzymując się kroplami na sutkach. Szampon przyzwoicie pienił się w różowych włosach.
Sakura uwielbiała łaźnie publiczne.
Nie tylko dlatego, iż czystą rozkosz stanowił dla niej dotyk wody. Także dlatego, że Sakurę skrycie i potajemnie podniecało, iż jest podglądana, co w publicznych łaźniach było niemal normą. Uwielbiała to uczucie, gdy męskie, wygłodniałe spojrzenie przemykało się niepostrzeżenie po jej piersiach, zatrzymując się pożądliwie na wiecznie naprężonych sutkach, by umknąć, przeskoczywszy pępek, niżej i zatonąć w profesjonalnie przystrzyżonych, również różowych, włosach łonowych. Każdy taki myślowy dotyk jakiegoś zaślinionego zboczeńca sprawiał, iż dostawała gęsiej skórki i czuła niemal fizyczny kontakt, grzejący ją od środka.
Świadomie więc, będąc w łaźni, wybierała takie miejsca, o których wiedziała, iż w pobliżu znajduje się pełno ukrytych otworów, przez które niezliczeni, odwiedzający ten przybytek shinobi mogli skrycie podziwiać cud jej pięknego ciała.
Niestety, przez głupi męcz piłki nożnej pomiędzy drużynami Konohy, a Suna-Gakure łaźnia była pusta. Faceci, jak zawsze, przy piwsku w knajpach musieli się kolektywnie wydzierać do telewizora, dusząc się wzajemnie tymi kretyńskimi szalikami, zaś dziewczęta wszystkie bez wyjątku chciały powzdychać do Gaary, pełniącego funkcję kapitana drużyny przeciwnej, czekając z utęsknieniem na moment, gdy zdejmie koszulkę, by się wymienić z którymś z adwersarzy.
W ten sposób w łazi były w tej chwili tylko dwie osoby. Ona i śliczna błękitnooka blondynka, która właśnie przyszła. Haruno patrzyła na dziewczynę z pewną dozą zawiści. Chociaż przykryta ona była ręcznikiem, nie ulegało wątpliwości, iż jeśli idzie o rozmiary, miała nad Sakurą istotną przewagę, a ciało jej było tak idealne, jakby ktoś skopiował je z kalendarza z modelkami albo zwyczajnie z rozkładówki.
Jak na złość, blondynka musiała wybrać pod prysznic miejsce dokładnie koło niej. Haruno demonstracyjnie odwróciła się więc do niej plecami. Tak jak się spodziewała, poczuła, że dziewczyna zbliżyła się do niej na taką odległość, iż niemal jej piersi dotykały pleców Sakury. Jej dłonie znalazły się niemal niezauważalnie na biodrach młodej ninja, a usta muskały czule ucho. Sakura początkowo zamierzała się bronić, albo przynajmniej przez jakiś czas dla przyzwoitości udać opór, ale rozczarowana zupełnym brakiem dzisiejszych podglądaczy zdecydowała się nie przedłużać gry wstępnej.
Lewa dłoń blondynki powędrowała w kierunku prawej piersi Haruno, przyjmując gest, jakby chciała tą pierś zważyć, prawa dłoń zaś nieubłaganie sunęła niczym wąż w kierunku łona. Sakura ścisnęła uda, by chwile później je rozluźnić i wpuścić intruza głębiej.
- Sakura-chan… - wyszeptała czule jej imię blondynka, nie przerywając pocałunków, jakimi pokrywała jej szyję.
- Ech, Naruto no baka – powiedziała cicho Sakura. – Tyle podchodów, a wystarczyłoby, byś mnie po prostu zaprosił do siebie na drinka.
werszyn 1.1
Część IX
Shino wykonywał poważną i ściśle tajną misję. Jej powaga polegała na tym, że należała ona do kategorii „śmierci lub życia”, zaś tajność na tym, iż nikt poza Shino nie miał o niej pojęcia.
Aburame tkwił ukryty w krzakach. Do czynności tej wykorzystał wszystkie posiadane przez siebie umiejętności ninja, adekwatne do tego zadania, lecz i tak drżał ze strachu przed dekonspiracją.
Już widział oczami wyobraźni te nagłówki w brukowcach Konohy, ze swoim zdjęciem na pierwszej stronie, czarnym paskiem na oczach i podpisem „ten zwyrodnialec wciąż jest na wolności”. Na samą myśl o tym, robił się blady, a następnie siny.
W rękach trzymał nową lustrzankę cyfrową z wielkim teleobiektywem, jaki mu tatuś kupił z okazji złożenia z pozytywnym skutkiem egzaminu na chuunina. Tatuś wierzył, że jakby synkowi nie wyszło z ninjutsu, to mógłby zawsze zostać dobrym dziennikarzem, a kto wie, może nawet paparazzi. Mamusia zaś widziała go jako prezentera w programie dla najmłodszych. W końcu tak bardzo kochał dzieci.
Aburame właśnie zrobił znakomite zdjęcie. W takich chwilach jak ta, trudno było nie docenić znakomitego zoomu Canona. Oblizał wargi. Wiedział, że to zdjęcie zrobi furorę, jak puści go w necie podzielającym jego zainteresowania kolegom.
Generalnie jednak nie miał humoru i w cale też nie budziło u niego entuzjazmu, iż wylądował w takim miejscu jak to i z takim zdaniem, jak te, które właśnie wykonywał.
Wszystko dlatego, że Hanabi po raz kolejny dała mu kosza, tym razem tłumacząc, że woli zostać trenerem pokemonów. Doprowadziło to chłopaka niemal do łez. Teraz już się nieco pozbierał, ale w dalszym ciągu chodził przybity.
Zbliżała się pora obiadowa, więc dzieci zpouciekały z placu zabaw. Shino zatem również zaczął się zbierać. Raz, nie miał już kogo podglądać, dwa, sam też był głodny i spragniony na skutek silnego odwodnienia organizmu.
Postanowił jeszcze wysłać smsa do Moegi – może chociaż ona z nim zgodzi się dzisiaj umówić.
* * *
Kiba ostatnio świetnie rozumiał się z Nejim. Wynikało to zapewne z faktu, iż obaj cierpieli obecnie na tą samą chorobę, albo inaczej, tkwili w tym samym stanie. Obłąkaniu miłosnym. Inuzuka jednak zazdrościł po cicho młodemu jouninowi z klanu Hyuuga. On wybrankę swojego serca miał przy sobie, Kiba zaś musiał cierpieć rozłąkę, albowiem jego miłość tkwiła gdzieś na drugim końcu globu, w jakimś ponurym zamczysku, niczym księżniczka czekająca, aż uwolni ją jej książę. Co gorsza, z zamku tego nijak dziewczę owo niewinne uciec nie mogło, albowiem była to jej szkoła z internatem. I internetem również.
Tak właśnie się poznali – na chacie dla miłośników zwierzątek różnej maści. On miał psinę Akamaru, a ona kocurka Krzywołapka. Tak też od sierściuchów szybko w rozmowach przeszli do seksu.
I się zaczęło.
Smsy o świcie (ona właśnie usypiała), dzwońce w porze obiadowej (kiedy ona w nocy szła do toalety) oraz namiętne maile późnym wieczorem (gdy ona już wstała i zjadła śniadanie). Pewnego smaczku temu związkowi dodawał fakt, iż dziewczyna trzymała go w wielkiej tajemnicy, zwłaszcza przed dwoma swoimi kumplami – wykolejeńcami. Jeden – rudzielec – był bowiem, wedle słów dziewczyny, nawiedzonym działaczem organizacji gejowskich, drugi zaś – rozczochraniec – działał w ciągłym afekcie, pałając żądzą zemsty na osobniku, który – jeśli wierzyć opisom – mocno przypominał Orochimaru. Inuzukę jednak ci dwaj delikwenci zupełnie nie interesowali, o ile nie próbowali pchać swoich obleśnych łapsk do jego ukochanej.
Dzisiaj miał być dzień specjalny. Specjalny i absolutnie wyjątkowy. Kibie bowiem udało się namówić dziewczynę, by za pośrednictwem kamerki internetowej (którą Kiba z premedytacją jej wysłał), obnażyła przed nim swoje wdzięki, a przynajmniej ich górną połowę.
Inuzuka wegetował więc w napięciu przed monitorem, przygryzając paznokcie i modląc się, by tym razem łącze chodziło stabilnie. Kiedy komunikator zgłosił wiadomość „Hermiona Online!” serce mu podskoczyło do góry, tak że omal nie wypadło przełykiem.
Szybko przeszedł do transmisji wideo, rozpływając się w miłości i pożądaniu na widok tych ślicznych jasnych włosów, tej cudownej grzywki, tych słodkich usteczek i seksownego noska swojej dziewczyny. Nie mógł się na nią napatrzeć, a jednocześnie wiedział, że jeśli dłużej jeszcze będzie musiał czekać na ciąg dalszy, to eksploduje i wyląduje w miejscu zwolnionym przez właśnie co wypisanego mistrza Uzumakiego.
Jego ukochana jednak umiała czytać w nim jak w otwartej księdze. Zrzuciła z ramion czarną togę, a następnie zaczęła rozpinać guziczki białej bluzeczki. Jeden po drugim. Kiba nawet nie zauważył, kiedy zaczął lizać monitor. W momencie, kiedy dziewczę pozbyło się bluzeczki i siedziało w samym staniczku, Kiba urwał w napięciu poręcze od obracanego fotela na którym siedział, czego zresztą też nie zauważył. Gdy wreszcie sięgnęła ona dłońmi do tyłu, żeby rozpiąć biustonosz, przed oczami Inuzuki wszystko zrobiło się niebieskie.
POJAWIŁ SIĘ PROBLEM I SYSTEM WINDOWS ZOSTAŁ ZAMKNIĘTY, ABY ZAPOBIEC USZKODZENIU KOMPUTERA.
UTWORZONO DZIENNIK TEGO BŁĘDU.
PRZEKAŻ INFORMACJĘ O TYM PROBLEMIE FIRMIE MICROSOFT.
IDŹ I NIE GRZESZ WIĘCEJ.
Monitor wyleciał przez okno razem ze szklaną przeszkodą po drodze, a następnie poszybowała za nim jednostka centralna, oboje żegnani bogatym słownikiem Kiby. Rychło do nich dołączył fotel bez poręczy, biurko, wiklinowe legowisko Akamaru i wypchana papuga, jaką ze łzami w oczach Kibie podarował po pijaku Hard Gai. Spokój nastał dopiero w momencie, kiedy Hana Inuzuka podała bratu silny specyfik uspokajający w dawce odpowiedniej dla dużego ogiera.
* * *
Anko wróciła do domu podniecona. Właściwie to cały dzień była podniecona, ale jak tu nie być podnieconym, jeśli robi się takie podniecające rzeczy.
Najpierw rano obsłużyła Nejiego, któremu pozwoliła twardo przez godzinę obściskiwać i ślinić swoje piersi. Gdy Hyuugę wywiało na jakąś kilkudniową misję, do domu wpadł na chwilę Kakashi, który obiecał jej sprawdzić wytrzymałość stołu kuchennego na przeciążenia. Stół okazał się warty ceny, jaką za niego Anko uiściła.
Następnie Mitarashi zgodziła się pozować nago na zajęciach kółka plastycznego, do którego, w nagłej potrzebie pogłębiania artystycznej wrażliwości, zapisała się połowa geninów i młodszych chuuninów z wioski. Anko uwielbiała taką robotę. Rozkoszne było obserwowanie tych wszystkich wytrzeszczonych oczu na widok jej pięknego, masywnego biustu. Do łez rozbawił ją Konohamaru, który usilnie tak próbował ustawić swoje stanowisko malarskie, by zajrzeć jej, co takiego ukrywa między nogami (żeby mu zresztą ułatwić tą czynność, Anko lekko rozchyliła uda). Pozostałe malcziki również były nie gorsze. Kiba zaślinił cały papier, w skutek czego jego dzieło rozmyło się w abstrakcyjne plamy. Shikimaru i Lee intensywnie walczyli z nadciśnieniem, z takim skutkiem, że Shikimaru krew ciekła nosem, a Lee uszami. Iruka, który dziwnym trafem znalazł się wśród swoich dawnych uczniów, założył na twarz maskę a la Kakashi i coś tam intensywnie bazgrolił. Maska aż obciekała ze śliny. Anko uwielbiała taką robotę. Następnym razem zleci biedakom narysowanie czegoś mniej statycznego, musiała tylko przekonać do tego Nejiego, co wcale nie było niewykonalne.
Zmęczona całodniowym podnieceniem Anko usiadła w końcu do komputera i postanowiła zakosztować trochę wirtualnej miłości w globalnej wiosce. Włączyła pierwszy lepszy chat, gdzie zalogowała się jako „Ania”. Długo nie musiała czekać, zaraz zaczepił ją jakiś napalony samiec.
* * *
Jak co wieczór, Shino buszował po internetowych pokojach spotkań i wyszukiwał potencjalne ofiary dla zaspokojenia swojej lubieżnej i niepohamowanej chuci. Zawsze przy tej czynności pocił się obficie, siedział więc rozebrany do koszulki bez rękawów i przyciasnych gaci, z którymi cały dzień się męczył. Zza okna dobiegł go trzask rozpadającego się plastiku, któremu towarzyszyła przebogata wiązanka „chujów”, „kurw jebanych” i innych wyrażeń powszechnie uważanych za wulgarne. Pewnie choleryk Kiba znowu ma problemy z neostradą.
W końcu, po krótkim okresie poszukiwania, znalazł interesujący obiekt. Dziewczynka miała ładne i proste imię.
- Cześć, Aniu! Tu Wojtek – zagadał Shino. – Też mam 12 lat i bardzo chciałbym ciebie poznać.
Oblizał wargi. Zapowiadała się gorąca noc.
werszyn 1.2
Część X
Wszyscy w Wiosce Liścia czekali na ten dzień. Ten jeden wyjątkowy dzień w roku, kiedy wszyscy są wobec siebie mili, czuli i w ogóle że do rany przyłóż. Po prostu Święto. Szczególnie zaś to wydarzenie budziło niebywałą radość u praktycznie wszystkich przedstawicieli płci potocznie niestety zwanej brzydką.
Rzecz jasna, chodzi o słynne Kanamara Matsuri - Festiwal Stalowego Penisa, który przywlókł do Konohy niczym zarazę jakiś łysy, obleśny mnich. Oczywiście, pomysł organizowania święta opartego na zaspokajaniu lubieżnych żądz trafił tutaj na wyjątkowo podatny grunt.
Święto to niosło za sobą niepowtarzalny nastrój. Jako dzień wolny od pracy, mogło zostać w całości poświęcone cielesnym uciechom, dziewczętom nie wypadało odmawiać prośbom chłopców, bogato argumentowanych ślinotokiem, obwoźni sprzedawcy prezerwatyw i innych akcesoriów miłosnych zbijali fortunę, spekulancko windując ceny, zaś wszystkie krzaki w okolicy trzeba było rezerwować z tygodniowym wyprzedzeniem.
Kulminacyjnym momentem festiwalu był oczywiście pochód, kiedy to zasłonięci maskami członkowie ANBU nieśli na odkrytych, muskularnych ramionach olbrzymią platformę z wielkim, wykonanym z drewna cisowego i pomalowanym na srebrno fallusem. Drewniana fujara była ozdobiona girlandami kwiatów, a idące za platformą dziewczęta ubrane w błyszczące kimona, rozsypywały na boki płatki wiśni.
Za penisem podążała lektyka, niesiona przez wybranych i niewątpliwie uradowanych tym zaszczytem młodych shinobi – w tej liczbie i Naruto. Lektyka była zasłonięta półprzeźroczystą kotarą, przez którą i tak było wszystko widać. Siedzieli w niej dwoje najbardziej znakomitych obywateli Wioski Liścia. Właściwie „siedzieli” to nie jest dobre określenie, albowiem głowa Jiraiyi znajdowała się dokładnie między udami Tsunade-hime.
- Tylko ten jeden raz w roku, Jiraiya! Pamiętaj! – powtórzyła setny raz Piąty Hokage.
Jiraiya nie słuchał, zajęty był swoim językiem i tym, czym zajęty był sam język. Na tą specjalną chwilę założył nawet inny ochraniacz na czoło. Było na nim tylko jedno słowo – „nareszcie”.
W taki dzień jak ten nic nikogo nie dziwiło, a żadne pozornie nieprzyzwoite wydarzenie nie budziło zgorszenia. Niezdrowych sensacji nie wywołał więc widok przecinającego nagle pochód półnagiego Gaia, ubranego jedynie w przepaskę na biodrach, pędzącego w podskokach w nieznanym kierunku, biegnącej tuż za nim, nagiej już zupełnie Anko, której wielkie piersi śmiesznie to się zderzały, to uciekały na bogi, wreszcie ubranego kompletnie i uzbrojonego po zęby, wrzeszczącego Nejiego, którego krzyk „…urwo ty jedna! zabiję!” długo obijał się po okolicznych uliczkach.
Niektórzy obserwatorzy tego ciekawego zjawiska gotowi byliby przysiąc, iż głowa młodego Hyuuga ozdobiona była bogatym porożem, ale zapewne był to jedynie efekt przedawkowania sake.
Pochód zamykała jak zwykle grupa pijanych studentów, którzy nie wiadomo skąd wzięli, bo przecież w Wiosce Liścia żadnej uczelni nie było.
Penis ostatecznie doniesiono do centralnego placu przed urzędem Hokage, gdzie następnie z niemałym trudem ustawiono go pionowo. Pozostałe, przyniesione nieurzędowe fallusy umieszczono w pobliżu. Ta część ceremonii była niewątpliwie najważniejsza. Zgodnie bowiem z wieloletnią tradycją, dotknięcie i pogłaskanie jednego z penisów ma przynieść niewieście płodność, zaś mężowi cnotliwemu potencję. Jednakże sprzedaż środków na pobudzenie i przedłużenie tego stanu dobitnie wskazywała, iż albo tradycja jest zwykłym zabobonem, albo też cnotliwi mężczyźni w okolicy nie występują.
Oczywiście, trudno było oczekiwać, by finalna ceremonia odbyła się bez nieprzewidzianych ekscesów. Hinata, trzymając rękę na wielkim penisie, zasnęła na stojąco i wytrwała w tym stanie przez pół godziny. Okoliczne stare panny z trwogą myślały, jaką to wydarzenie przyniesie wróżbę na przyszłość dziewczęciu w zakresie płodności i czy aby czasem nie spowoduje to za niedługo kryzysu demograficznego. Wyczyn Hinaty przyćmiła jednak Ten-Ten, która podchmielona, rozpiąwszy orientalną koszulinę, nie ograniczyła się do macania drewnianego fiuta, ale również zaczęła się o niego ocierać i intensywnie lizać, czego z całą pewnością nie było w programie. Lee i Ino musieli biedną dziewczynę siłą odciągać, pomimo głosów sprzeciwu męskiej części widzów, wyrażanego względnie dosadnie w postaci wprowadzenia do obrotu różnych przypadkowych przedmiotów, w tym butelki, jaką Lee zarobił prosto w twarz. Gdzieś w tle ponownie przewinął się Gai, próbujący rozpaczliwie uniknąć ostre czwororamienne obiekty, jakie z uporem godnym lepszej sprawy wprawiał w ruch pędzący za nim Neji.
Kanamara Matsuri, jak każe wiekowa tradycja festiwalowa, zakończyć się miał pokazem sztucznych ogni, na który właściwie czekały jedynie bezzębne staruszki oraz nieszczęśliwcy, którym pechowo nie udało się nikogo przygarnąć. Oraz jak zwykle niestety organizatorzy.
* * *
Wyjątkowy dzień był też dla pewnej uroczej fontanny, stojącej na uboczu w parku im. Yondaime. Z racji swojego dyskretnego położenia, była ona i jej krzaczaste okolice ulubionym miejscem tajnych spotkań mniej lub bardziej zakochanych par. Potocznie to miejsce nazywano „obleśnym delfinem”, albowiem w centrum okrągłej sadzawki stał delfin i tryskał wodą z głowy w taki sposób, że cześć z wypluwanych przez niego strumieni pieniła się w okolicy kamiennego pysku stworzenia z takim skutkiem, iż delfin wyglądał dokładnie tak, jakby cały czas namiętnie się ślinił.
Wyjątkowość tego dnia w kontekście fontanny polegała na tym, że odwiedziła ją we własnej osobie nimfa. Nimfa, zgodnie z encyklopedycznym opisem, była zwiewna, mokra, a nade wszystko naga. Jej błyszczące ciało pieściło z lubością zachodzące słońce, którego promienie tańczyły miedzianym blaskiem w strugach rozpraszającej się wody, ogniście odbijając się w kołyszącej się tafli wody.
Ten przecudny widok zachwycił Konohamaru. A już zwłaszcza nagość nimfy wywołała u niego drżenie rąk. Stał z rozdziawionymi ustami, upuściwszy pluszowe cycki w formie poduszki, jakie kupił był na jednym ze straganów i z zamiarem których dyskretnego wyściskania przybył właśnie w to ustronne miejsce.
- Długo zamierzasz tam stać z wywalonym jęzorem, gnojku?! – rzekła śpiewnym głosem nimfa.
Konohamaru oczywiście zatkało.
- Jak chcesz sobie popatrzeć, to podejdź bliżej – powiedziała Ino, nie mogąc się doczekać odpowiedzi.
Trudno było się oprzeć czarowi nimfy. Konohamaru podszedł więc sztywnym chodem drewnianego pajaca do krawędzi fontanny, nie odrywając nawet na ułamek sekundy wzorku od nagiej, błyszczącej od wody sylwetki. Wnuk Trzeciego przełknął ślinę. Raz, drugi, piąty.
Owszem, Konohamaru widywał już nagie kobiety, ale głównie na kolorowych kartach periodyków, jakie czasem pożyczał od Naruto-nii-san, niekoniecznie za jego wiedzą. Raz nawet Uzumaki wziął go do łaźni na lekcję podglądania, ale szuja przyczepił się sam otworu, śliniąc deskę i dał chłopcu popatrzeć przez wizjer dopiero wtedy, kiedy kąpieli zażywały już wyłącznie jakieś stare próchna.
Teraz jednak mógł ogarnąć własnymi oczami w całej okazałości, ze wszystkimi detalami nagie i piękne dziewczę. Podziwiał w niemym zachwycie, jak jasne, długie, mokre włosy oblepiły ciało nimfy, wijąc się kosmykami wokół malutkich, wystających, przypominających cytryny piersiątek.
- Patrz, głupku, po czym łazisz! – usłyszał słodkie czułości od wodnej bogini, stojącej niczym objawienie przed nim. Właśnie zauważył, że wdepnął sandałami w sukienkę, jaką rozbierając się, Ino pozostawiła przy fontannie.
- Pp..p..rzepraszam! – wyjąkał chłopak.
Dziewczyna zbliżyła się do niego. W oczach miała głód. Oddzielał ich tylko metr. Konohamaru czuł jej zapach. W spodniach zrobiło mu się gorąco.
- No i co, młody? – przekornie zapytała Ino, lecz jakaż słodka w tym była. – Przyznaj się, chcesz dotknąć.
Konohamaru był jedynie w stanie przytaknąć głową. Ino chwyciła jego dłoń i położyła na swojej malutkiej piersi. Chłopak lekko ścisnął ją palcami.
- I co? Twarde, ładne, podobają Ci się?! – dopytywała się Ino.
- Bb…bb..ardzo – to cud, że udało mu się aż tyle wydukać ze skołowaciałym językiem.
Ino przegoniła jego rękę i wykonała obrót, wypinając w kierunku młodego genina zadek.
- A jak pośladki? Też się tobie podobają?
- Śli…i…i…
- Ślinka Ci cieknie, wiem, widać.
-…czne – dokończył z trudem.
- To teraz przód! – Ino wyprostowała się i ponownie wykonała półobrót.
- To mój pierwszy raz! – Konohamaru wykrzesał z siebie ziarno odwagi. – Proszę, bądź delikatna!
- Głupku, przecież jeszcze nic nie zaczęliśmy robić! – i jakby sama chciała sobie zaprzeczyć, lubieżnie się oblizała.
Konohamaru nie trzeba było tym razem prosić – zdobył się na własną inicjatywę, sięgając dłonią w kierunku podbrzusza dziewczyny. Dopiął z swego. Poczuł jak zesztywniała pod jego dotykiem. „Coś jest nie tak”, pomyślał. „Niemożliwe, by ona tak od samego pomacania…”. Spojrzał na jej twarz. Rzeczywiście, było coś nie tak.
Twarz Ino była biała jak papier. Drżącą dłonią wskazała na coś, znajdującego się za jego plecami. Obrócił się i sam poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.
W krzakach tuż przed nimi tkwiła ukryta częściowo w cieniu, upiornie blada facjata. Oko jarzyło się w ciemnościach czerwienią, w której odbijał się wirujący płomień, rodem z czeluści piekielnych. W uśmiechniętych szyderczo ustach tkwiły dwa, długie, połyskujące w mroku bielą kły. Z kącika przerażającej jamy gębowej upiora ciekła wąską stróżką ślina. W powietrzu wręcz wyczuwało się żądzę krwi.
- Waaaampiiiir!!!! – zaryczeli zaskakująco zgodnie Konohamaru i Ino, po czym zerwali się do ucieczki. Chłopak zapomniał pluszowych cycków, a dziewczyna ubrania. Sekundę później pozostawione w panice rzeczy stanowiły jedyną wskazówkę, iż ktokolwiek w okolicy ostatnio się kręcił. W oddali słychać było tylko okrzyk „ratuj się kto może”.
- Dupa, k.urwa, ch.uj! – przeklął na głos wściekły Kakashi. – Znowu, k.urwa jego mać, zapomniałem maskę założyć.
Kopnął ze złością leżący nieopodal kamień i ponownie przeklął, albowiem kamień okazał się trwale z gruntem związany, co nie było bez znaczenia dla gołych palców stopy Hatake.
- A takie ładne widowisko się zapowiadało – westchnął na koniec, po czym wyciągnął z kieszeni piersiówkę i pociągnął mocny łyk samogonu, jaki jakiś czas temu uwarzyli wespół z Gaiem.
* * *
- Co robi Danzou z Ton-Tonem pod pachą?
- Podkłada Piątemu świnię!
Wierchuszka młodych ninja ryknęła śmiechem. Siedzieli sobie na wzniesieniu i obserwowali bajecznie kolorowe wybuchy sztucznych ogni.
- Tamaya! – pisnęła Hinata, klaszcząc wesoło dłońmi.
- Kiba, rzuć butelką – poprosił niedbale Shikimaru, który zresztą stawiał tego dnia piwo. Poszczęściło mu się dzisiaj z dilerką i chciał to jakoś uczcić. Kiba syknął ze złości, bo znowu został zmuszony do przerwania pisania smsa do swojej ukochanej, którą próbował namówić na kolejną rozbieraną sesję.
- Ja też chcę! – wyrwał się siedzący nieco na uboczu Konohamaru.
- Tyś się dzisiaj już dość naćpał – rzekł Uzumaki. – Znowu zaczniesz opowiadać bajki, jak to w lesie się czai krwiopijca. Od teraz pijesz już tylko herbatkę.
Podszedł do niego i solidnie klepnął go dłonią w łeb.
- Herbatka to prawie jak piwo – powiedział susząc zęby Naruto.
- Prawie czyni wielką różnicę – burknął pod nosem Konohamaru.
Uzumaki usiadł koło Hinaty i pozwolił, by dziewczyna otwarła mu kolejne piwo, a następnie wskoczyła na jego kolana.
Pomysł z kolanami zresztą spodobał się również Shikimaru, który przyciągnął do siebie Temari. Nie broniła się zupełnie. Posłała jedynie ukradkowe spojrzenie Choujiemu. Chouji posłał ukradkowe spojrzenie prażącym się na grillu kiełbaskom.
- Wiecie… - zaczęła nieśmiało Hinata. – Ja i Naruto otworzymy pensjonat.
- Ale to dopiero na emeryturze – politycznie skorygował Naruto. – Najpierw to ja zostaję Hokage, potem premierem, a potem premierem i prezydentem, a potem premierem, prezydentem i prymasem…
- No to ja już wiem, że będziemy mieli tu niezły burdel – westchnął Shikimaru.
- I to, k.urwa, dosłownie – splunął Chouji, wachlując powiększoną łapą tlący się w grillu węgiel.
- Niezmiernie mnie cieszy wsparcie kolektywu – podsumował ironicznie Uzumaki. – Ciebie, Shikimaru, zrobię w nagrodę arcybiskupem.
- To mu zaraz jakieś teczki wyciągną – skomentował cynicznie Akimichi.
- Albo asystentkę – dodała Temari, podnosząc na chwilę uda znad kolan Shikimaru, by sobie poprawić stringi, czym zaabsorbowała całkowicie, acz chwilowo jego uwagę.
Naruto tylko westchnął. Dopił piwo do końca i wyrzucił butelkę w pobliskie zarośla. Upadkowi towarzyszył głuchy dźwięk.
- Naruto, ch.uju niemyty! – wrzasnął z krzaków Lee, podnosząc się znad Ten Ten i masując czoło. – Uważaj bucu, gdzie rzucasz! K.urwa, już drugi raz dzisiaj…
- Dobra, Hinacia, zmywamy się – powiedział Uzumaki. – Mamy dzisiaj jeszcze pewien obowiązek do wykonania.
Twarz Hinaty miała kolor cegły. Naruto pochwycił ją dłoń i pociągnął za sobą.
- Trzymajta się ludziska i nie pijta za dużo, bo izba czeka – rzucił na pożegnanie.
- Jawohl, herr hokagefürher! – zaryczeli wspólnie Akimichi i Nara. – Już służymy czcigodnemu!!
Uzumaki na odchodnym pokazał im wymowny gest środkowym palcem.
* * *
Naruto i Hinata rozbierali się intensywnie już przed wejściem do mieszkania Uzumakiego. Właściwie to jeszcze przed bramą do klatki schodowej Naruto zdjął dziewczynie bluzkę. Ubrania znaczyły całą drogę, jaką para przeszła od drzwi do łóżka. Na finale pofrunęła do góry reszta bielizny Hinaty i oboje utonęli w puchowej pościeli. Naruto przycisnął Hyuugę całym sobą, przytrzymując jej wyciągnięte ku górze dłonie własnymi. W oczach miał ogień pożądania. Hinata miała w oczach strach. I pożądanie przy okazji również. Objęła Uzumakiego udami i desperacko wczepiła się ustami w jego usta. Języki poszły w ruch.
Kiedy w końcu uwolnili się od siebie i częściowo własnej namiętności, Naruto położył obie dłonie na policzkach Hinaty i pogładził.
- Naruto-kun – wyszeptała słodko Hyuuga. – Tylko bądź delikatny.
Uzumaki przytaknął. „Zawsze mnie o to prosi”, pomyślał z uczuciami stanowiącymi koktajl drobnej konsternacji i wielkiego zauroczenia.
- Naruto-kun – niby nieprawdopodobne, ale jednak. Głos Hinaty był jeszcze bardziej słodki.
„Co znowu?!”. Do koktajlu dołączyła też domieszka zniecierpliwienia.
Hinata krzyknęła, rozwierając szeroko uda:
- Bierz mnie, zwierzu!! Zjedz mnie całą!!
Łóżko Uzumakiego zaczęło miarowo trzeszczeć, a jego rusztowanie w stałych interwałach obijać stojący obok stolik z zdjęciami osób bliskich Naruto. Zdjęcia jęły podskakiwać, a jak już podskakiwaniem się zmęczyły, zaczęły spadać, jedno po drugim. Najdłużej, rzecz jasna, wytrzymał porter Ero-Sennina. Gdyby Uzumaki patrzył w tym momencie na wizerunek mistrza, mógłby przysiąc, iż ze zdjęcia spływała drobna stróżka śliny. Ale Naruto nie patrzył, oczy miał zamknięte, a na twarzy malowałoby się skupienie, godne medytującego mnicha. Malowałoby się – gdyby nie ten obleśnie wywalony jęzor.
Podglądający przez lunetę sąsiad znad przeciwka profilaktycznie wyciągnął sztuczną szczękę, a nos wyposażył w tampony.
Z okna Uzumakiego na pół wioski wydobyło się głośne, kobiece westchnięcie, którego dźwięk odbijał się echem od okolicznych domów. Wszyscy, którzy jeszcze nie spali, bądź nie byli zajęci bardziej fascynującym, a przyziemnym zajęciem, odruchowo skierowali głowy w kierunku, z którego dobiegło ich to ekstatyczne jęczenie, na brzmienie którego dzikim kotom włosy dęba stawały, a mężczyznom stawało zgoła co innego.
Gai Maito odruchowo głowy nigdzie nie skierował. Westchnięcia Hyuugi nie słyszał. Zabarykadował się w domu przed namiętnością innego Hyuugi, tylko że zdecydowanie bardziej pejoratywną. Ukrył się w kabinie prysznicowej i z kunajem w zębach czekał na dalszy bieg wydarzeń.
Niepotrzebnie. Neji znajdował się wówczas w zupełnie innym miejscu. Głowa jego tkwiła między gigantycznymi piersiami Tsunade, gdzie znalazła się, kiedy w pogoni za tym przebrzydłym gachem Gaiem przypadkowo wtargnął do lektyki zajmowanej przez sanninów, gdzie równie przypadkowo znokautował Jiraiyę.
W związku z zaistniałą sytuacją Neji podjął męską decyzję o zawieszeniu zemsty i utrzymaniu status quo, przez co rozumiał pozostawienie swojej głowy tam, gdzie się znajdowała.
Tsunade było wszystko jedno. W końcu to Kanamara Matsuri. I alkohol też robił swoje.
* * *
W życiu Uzumaki nie był tak przerażony, jak właśnie teraz. Uciekał na oślep, chociaż właściwie już nie miał gdzie. Przed nim była już tylko przepaść, on sam zaś znajdował się na metalowym, niedokończonym podeście, urywającym się kilkoma wystającymi w pustkę rurami szkieletu.
Odwrócił się. Zobaczył potężną, ciemną sylwetkę przywódcy Akatsuki. Spod czarnego kaptura błyszczały złowieszczo oczy. Do uszu Uzumakiego docierał jego miarowy, spokojny oddech, brzmiący, jakby wydobywał się z jakiegoś przerażającego metalowego pudła.
Naruto wykonał krok w tył i poczuł, że pięta nie znajduje już oparcia w podłożu.
Lider Brzasku wyciągnął w jego kierunku rękę. Naruto słyszał już tylko głośne bicie własnego serca.
Nagły podmuch wiatru zerwał z napastnika ciemną pelerynę. Oczom przejętego grozą Naruto ukazał się postawny blondwłosy mężczyzna o stalowym spojrzeniu. Ubrany był w czarny, skórzany mundur, na kołnierzu którego lśniły ponurym blaskiem dwie symboliczne błyskawice. Przerażającą sylwetkę wieńczyła czapka, równie czarna co mundur, ozdobiona ptakiem, który wcierał kuper w emblemat suastiki, a pod ptakiem straszyła trupia czaszka z dwoma skrzyżowanymi piszczelami.
Błękitne oczy wpatrywały się zimnym, stalowym spojrzeniem w Uzumakiego. Naruto czuł niemal namacalną aurę siły, płynącej od tego człowieka, zupełnie jakby należał do jakiejś mitycznej rasy panów.
- Luke! Ich bin dein Vater – powiedział Czwarty Hokage. Chociaż zupełnie tego nie było widać, Uzumakiemu włosy zjeżyły się na głowie.
- Nein… - zaczął z niedowierzaniem kręcić głową. - Das kann nicht die Wahrheit sein!
Deska pod jego nogą gwałtownie się ułamała. Naruto stracił równowagę i runął razem ze spróchniałym drewnem w dół. W ostatniej chwili zdołał uchwycić się rękoma jednej z rur.
Mężczyzna w czerni zaczął powolnym krokiem zbliżać się do wiszącego Uzumakiego. Ponownie wyciągnął dłoń, jakby chciał się przywitać.
Naruto wzdrygnął się.
- Neeeeeeeeeein!! – krzyknął przez łzy w ostatnim przepływie desperacji. Poczuł, jak ślizgają się uczepione metalu, spocone palce. Przestrzeń przepaści rozwarła przed nim swoją mroczną paszczę.
Uzumaki obudził się z krzykiem, zrywając się gwałtownie z łóżka. Wyrżnął głową w otwarte okno tak, że aż szyba poszła, następnie siłą rykoszetu ponownie znalazł się pozycji horyzontalnej.
Popadł w błogą nicość, w której na szczęście już nic mu się nie śniło.
Ponownie obudziło go dopiero gruchanie dwóch gołębi, które potraktowało jego parapet jako małżeńskie łoże. Nic nie pamiętał. Nie miał najmniejszego pojęcia, dlaczego tak bolał go łeb, a okno nie miało szkła. Solennie obiecał sobie ograniczenie napojów wyskokowych.
Nie miał dobrego humoru. Nie wiedział czemu, ale miał złe przeczucia co do dzisiejszego dnia.
Krzątająca się z odkurzaczem po pokoju w samej przykrótkiej koszulce Hinata również wyglądała na jakąś nieswoją. Pomimo jednak bólu, Uzumaki z przyjemnością patrzył, jak jego dziewczyna przyjmowała pozycję pochyloną, z wypiętymi pośladkami w jego kierunku, albowiem jej białe majteczki w dalszym ciągu wisiały na żyrandolu i ośrodek jego szczególnego zainteresowania nie zasłaniały żadne zbędne obiekty.
Jak tylko Hyuuga zauważyła, iż Uzumaki doszedł do siebie, natychmiast odwróciła się do niego twarzą.
- Naruto-kun… - Hinata sprawiała wrażenie jeszcze bardziej zakłopotanej i nieśmiałej niż zwykle. Nie mogła się zdecydować, czy patrzeć na chłopaka czy na dłonie, których palce wskazujące niemal przeciwstawnie stykały się. Zazwyczaj takie jej zachowanie było urocze, dzisiaj jednak Naruto wydało się to złowieszcze. – Ja…tego…nie wiem, jak powiedzieć, ale ja…
Zacisnęła pięści, starając się wymusić z siebie tą odrobinę kurażu.
- Naruto-kun, wczoraj zapomniałam wziąć pastylki! – wykrzyczała to tak głośno, iż jej słowa echem odbiły się od ścian okolicznych domów, a Uzumaki kątem oka zauważył, jak jego sąsiadowi z przeciwka znowu wypadła sztuczna szczęka.
Jednak nie myśl o szczęce jakiegoś starego capa spowodowała, iż Naruto poczuł, jak jakaś zimna, niewidoczna dłoń zaczęła ściskać jego gardło. Oddychanie przychodziło mu z coraz większym trudem.
Jadąc jeszcze na resztce odwagi, Hinata kontynuowała.
- No i rano, ja… poczułam się gorzej, wyszłam do apteki, kupiłam testy…
„Nie, nie, nie, nie”, powtarzał w myślach mantrę Uzumaki. „Neeein!”
- Jestem w ciąży, Naruto-kun!!
„Ożesz w mordę!!”, zdążył pomyśleć Naruto, nim ponownie stracił przytomność.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz