sobota, 13 października 2012

Puppet


aa - Dziwne. Niezła myśl, prawda? Gdybym tylko miał czym myśleć. Bo widzisz, jest mały problem. Jestem lalką. Od niedawna - mógłbym rzec. Właśnie patrze jak ten bezduszny skurwysyn zajmuje się moim ciałem. Co on w ogóle robi? To przecież jest chore! Mam wrażenie, że boli mnie brzuch. Ten brzuch i wnętrzności, które zostały rozwleczone po całym pokoju. Co by wszystko było klarowniejsze. Właśnie stoję nad własnym ścierwem, które zgrabnymi pchnięciami ostrza obdzierane zostają z moich cieplutkich jeszcze organów. Powiedzieć, że moje serce płacze. Całkowita prawda. Dosłownie. Spytasz się jak to się stało? Co się wydarzyło? 
aaaa Ano nic takiego. Taka tam, zwykła misja. Codzienność w moim życiu. Codzienność w życiu każdego młodego człowieka. Dorosłego prawie. To ten czas, gdy nie ma już kapitana w oddziale. To czas, gdy w ogóle nie ma już oddziału. Chadzasz na samotne misje. Czasem tylko trafi Ci sie jakiś partner, ale prędzej, czy później i tak zniknie. Ktoś pociągnie za sznureczek i już go nie będzie. Jak laleczka. A właśnie. Wracając do tego niefortunnego wydarzenia. 
aaaa Ot, jakiś psychol w czarnym płaszczu. W chmurki. Mistrz marionetek. Skąd to miałem wiedzieć? Słyszałem o takich. Ty też. Czają się gdzieś tam snując swe intrygi, pociągając subtelnie za sznureczki Twojego życia. Nie widzisz ich. Zazwyczaj. Ja ujrzałem i wtedy byłem już lalką. Broniłem się. Naprawdę. Unik, zwód. Atak. Atak. Atak. Nadaremno – już byłem w jego władzy. Przez chwilę miałem złudną nadzieję. Niestety, jego umysł analityczny był o jeden krok przede mną. Walczył lalkami – takimi samymi pechowcami, jak ja. Jak Ty. Tak przynajmniej myślałem. Otóż nie, nie tylko nimi. Od samego początku na polu walki unosił się subtelny zapach. Swąd trucizny, który niemiłosiernie pieścił me nozdrza. Nawet tego nie „dostrzegłem”. Taki byłem skupiony na walce. Też masz czasami wrażenie, że coś Ci umyka? Mi umykało czasami. 
aaaa Gdy me wątłe ciało zostało już doszczętnie sparaliżowane zwyczajnie odesłał swe sługi i podszedł do mnie spokojnym krokiem. Jego chód był taki – nie wiem – wykalkulowany? Perfekcyjny? Czy on tak zawsze, czy tylko ja przez całe swoje życie byłem taki nieporządny? Sam nie wiem. Muszę to przyznać, że oczarował mnie. Nie, to złe słowo. W każdym razie myślę, że gdyby nie przebite jakimś piekielnym mieczem płuco i ogólnie mój zły stan zdrowia to... bym go podziwiał. Kontemplował nad jego innością. Kaszlałem, z moich ran sączyła się posoka, a z ust zamiast płynąć nazwy technik wydobywały się tylko bąbelki. Z krwi. 
aaaa Psychol sunął w moją stronę. Poczułem się jak w jakimś koszmarze. Normalnie naćpałem się rzeczywistością. A może to po prostu strach? Po niemiłosiernie przeciągającej się chwili wreszcie znalazł się przy mnie. W dłoni błysnął kunai. Ból. Raz, drugi, trzeci. Czemu moja krew plami jego ubranie? Głupia, ostatnia myśl. Aż się wkurzyłem. 
aaaa Po śmierci, o zgrozo... istniałem. A wierzyłem, że życie pozagrobowe nie istnieje. Ja, realista. To taki gwóźdź do trumny mojego zgnojenia przez rzeczywistość. Nie dość, że umarłem w wieku lat 19 to jeszcze muszę się męczyć przez następne... No właśnie – nawet, nie wiem ile. Nieżycie pokaże. To tyle w kwestii kolejnego mego przekonania, które okazało się gówno warte. Które, to już będzie? Sam nie wiem. Niewielkie to ma teraz znaczenie. Ale sprawdziło się jedno. Mogę być z siebie dumny. Bo to motto, któremu dałem wiarę niecały rok temu okazało się słuszne. „Nigdy nie mów nigdy”. 
aaaa Po skończonej walce oplótł me ciało linkami chakry i zawlókł gdzieś w cholerę. Do jakieś rudery. Fantastycznie, to nawet na godny pochówek nie mogę liczyć. A miałem takie zabawne życzenie, by po śmierci przerobili mnie na diament. W końcu jesteśmy zbitą węgla i innego chemicznego ustrojstwa. Medyczni ninja pewnie wiedzą, o co chodzi. Nie wnikam. Mogłem być cenny. I to dosłownie. Mówili, że jestem. Dla nich. Sam wiesz – dla tych, którzy mnie znali. Mówili, mówili, mówili. Nie czułem tego jakoś szczególnie. Tylko jakieś delikatne szarpnięcia. Czasem więcej. No, ale od czego jest wyobraźnia? Ta, u mnie działała aż za nadto. Fantazje, marzenia, czy wreszcie podkolorowanie rzeczywistości. Czasami w dość rzucające się w oczy barwy. Podpowiem – dużo tam było czerwieni. Wystarczało mi to. Oczywiście czasami zdawałem sobie sprawę, że się oszukuję, ale jestem tylko lalką. Lalki nie narzekają. Lalki robią to, co się im każe. 
aaaa Gdy przybyliśmy na miejsce rozpoczął swe dzieło. Prawdziwy wirtuoz. Jego instrumentem skalpel. Muzyką dźwięk rozcinanego ciało. Bulgot z wnętrza trzewi. Było to na swój chory sposób piękne. Dobrze, że jestem estetą. Nawet w czymś takim potrafię dostrzec to "coś" co mnie cieszy. Szczęściarz ze mnie, nieprawdaż? Byle popierdółka mnie cieszy. Te większe... też, chociaż chyba nie tak bardzo jak powinny. No, ale za to mało, co mnie smuci. Pojedyncze negatywne zdarzenie to dla mnie jak uderzenie muchy o szybę. Słyszalne, czasami wkurzające, ale prawdę mówiąc o niewielkiej mocy sprawczej. Gorzej jak takie muchy mnie obsiadały. Wtedy ta moja szyba robiła się dość... brudna. 
aaaa Po pewnym czasie wywlekł ze mnie wszystko, co było we mnie najlepsze. Łącznie z sercem i mózgiem. Ducha nie mógł, bo stoję tutaj. W zamian zastąpił mnie czymś nowym. Naprawdę ostrym i ciętym humorem. Do tego szczypta trujących uwag. Teraz to ja się nadawałem do rozmowy ze światem. Ahh, nie tylko rozmowy. Do tańca bym rzekł. Krok, krok i piruet. Pierwszy partner leży. Kto będzie następny? Jacyś ochotnicy? 
aaaa W taki o to sposób zostałem lalką. Tak się mogę przynajmniej oszukiwać. Przecież byłem nią od zawsze. Niewidzialne sieci oplatały me ciało i umysł. Wiesz jak na nie mówią? Więzi. 
A czy Ty wijesz się wśród tej sieci? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz