niedziela, 14 października 2012

4. Life Is Brutal


Liceum ogólnokształcące w Konoha - Gakure było stosunkowo sporą szkołą. Nic nie wyróżniało go od innych. Czerwona cegła, duże okna. Państwowa tabliczka na drzwiach. W środku także nie działo się nic nadzwyczajnego. Różne subkultury ciągle walczyły, inni flirtowali ze sobą, jeszcze inni znęcali się nad słabszymi.
      Deidara westchnął widząc znajomą bramę, przez przyciemnioną szybę w mercedesie Itachi'ego. Sasuke siedział obok niego i przeglądał notatki z histori. Dzisiaj był test, ale blondyn nie przejmował się tym. W końcu za niedługo będzie miał tyle kasy, że nie będzie musiał chodzić do szkoły, prawda?
- Jesteśmy. - Oznajmił szofer zatrzymując się na parkingu szkolnym. - Życzę miłego dnia.
- Dziękujemy. - Chłopcy odpowiedzieli jednoczeście po czym wyszli na zewnątrz. Wiele osób spojrzało na nich i może nie zdziwiliby się tak bardzo gdyby z tego luksusowego auta wysiadł tylko Sasuke. Co Deidara robi w takim samochodzie?
Blondyn widząc miny wszystkich w okół uśmiechnął się do siebie i przeczesał swoje długie włosy na pokaz.
- Zachowujesz się tak, jakbyś już był gwiazdą. - Usłyszał obok siebie głos młodszego Uchihy.
- Ee tam. Czepiasz się. Daj mi się pobawić twoim kosztem. - Pokazał mu jezyk i skierował się w stronę głównego wejścia. Czarnowłosy pokręcił głową i ruszył za nim.
       W klasie było dosyć tłoczno jednak już na pierwszy rzut oka widać było bliźniaków i Gaarę siedzących na biórku nauczyciela. Byli tak zajęci rozmową, że nie zauważyli jak do klasy wszedł blondyn. Ten jednak nie zraził się i tłumacząc coś na prędce Sasuke podszedł do swoich przyjaciół.
- Hej, niedowiarki. - Uśmiechnął się do nich kpiąco. Jego wzrok opadł na rudzielca, który przewrócił oczami.
- Jeszcze nie powiedzieliśmy... - Zaczął Sakon.
- ...że miałeś wtedy rację. - Dokończył Ukon.
- Fakt. Nie dałeś nam jeszcze dowodu na to co mówiłeś. - Stwierdził Gaara, choć blondyn dobrze wiedział, że ten mu wierzy.
- Jakiego wy dowodu jeszcze chcecie? - Zaśmiał się. - Jeżdżę limuzyną, meszkam z Uchihą, rzuciłem dilerstwo...
- Nie zaczynaj tego tematu. Nadal jestem o to zły. - Przerwał mu rudzielec. Deidara kiwnął głową na znak, że zrozumiał i zmienił temat.
       Lekcje minęły spokojnie. Dobrze, że nie miał dzisiaj biologi, przynajmniej uniknął przesłuchania ze strony Oro - sensei. On chyba naprawdę minął się z powołaniem. Powinien zostać psem, detektywem, albo coś...
Porzegnał się z kumplami i, ku ogólnemu zszokowaniu, wsiadł do mercedesa razem z Sasuke.
- To był męczący dzień. - Przeciągnął się w szerokim wnętrzu.
- Taa... masz rację.
       Dojechali do rezydencji i, o dziwo, zastali w niej Itachi'ego rozwalonego na kanapie przed telewizorem w porozciąganych dresach. Szara koszulka podwinęła się ukazując bladą skórę wysportowanego brzucha. Deidara przełknął ślinę, a kiedy zorientował się, że gapi się bezmyślnie na mężczynę, żeby było lepiej na swojego szefa, zaczerwienił się i spuścił wzrok na stopy prezesa, które swoją droga były bardzo zgrabne i zadbane i... O czym on, do cholery, myśli?! Odwrócił szybko wzrok i spojrzał na telewizor.
- Co ty tu robisz tak wcześnie? - Zapytał Sasuke zerkając na reakcję przyjaciela z lekkim zdziwieniem.
- Skończyłem wcześniej. Myślisz, że mi się chce tam siedzieć? - Prychnął Itachi i poczuł się mile połechtany widząc bondyna próbującego patrzeć wszędzie tylko nie na niego. Och, dziękował bogom za to, cokolwiek to było, co go podkusiło by sobie podwinąć koszulkę kiedy tylko usłyszał auto na podjeździe. Wiedział, że nie powinien. Cholera, to oczywiste, że nie powinien go prowokować, ale był taki ciekawy czy wzbudza cokolwiek w tym blondynie.
- Och, nieważne. Idę odrobić lekcje. - Stwierdził Sasuke i ruszył w stronę schodów. Zatrzymał się jednak kiedy zorientował się, że idzie sam. - Idzie...? - Przerwał kiedy zobaczył jakim wzrokiem Deidara patrzy na jego starszego brata, który swoją drogą też patrzył na chłopaka. Młodszy z rodzeństwa rozszerzył szeroko oczy i chrząknął. Geez, czuł się jak jakaś przyzwoitka. Podszedł do blondyna i pociągnął go za rękaw do schodów rzucając Itachi'emu ostrzegawcze spojrzenie. Niech ten stary zboczeniec najpierw pomyśli o konsekwencjach zanim prześpi się z Deidarą.
- Eee... no więc... co my tak właściwie mieliśmy na zadanie? - Zapytał zmieszany chłopak i spojrzał dziwnie na Sasuke. Cholera, jacy oni byli do siebie podobni. I co to było, to na dole?! Itachi tak na niego patrzył i... i w ogóle. On sam zresztą nie był lepszy. Jezu, już nigdy nie spojrzy mu w oczy. I ta cholerna podwinięta koszulka! To wszystko przez nią! I przez stopy!
- Wiesz, Dei, nie miałem pojęcia, że jesteś gejem. - Stwierdził jakby nigdy nic jego towarzysz, zupełnie ignorując wcześniejsze pytanie. Wyjaśni to z nim teraz, już postanowione.
- C... co?! - Blondyn spojrzał w szoku na czarnowłosego. Czyżby coś zauważył? Aż tak to było widać? Przecież... jezu, on miał ochotę go pocałować. Pocałować! Od tamtego zdarzenia, wzdyrgnał się na samo wspomnienie, od tamtego zdarzenia nigdy nie poczuł takiej chęci... rzucenia się na kogoś? Chyba tak to mozna określić. Ani na dziewczynę, ani na, tym bardziej, chłopaka! Faceta!
Kurwa.
- Jak to co? Nie udawaj. Porzerałeś go wzrokiem. Wiesz, ja nie mam nic przeciwko, ale... kiedy gazety się o tym dowiedzą, a dowiedzą na pewno, nie zostawią na tobie suchej nitki. No bo jak to tak? Nagle pojawiła się Nowa Twarz i dziwnym trafem pieprzy się ona z prezesem. Ale rób co chcesz. Tylko nie mów, że nie ostrzegałem.
- O czym ty...? Jezu, nie! To nie tak! Ja bym go nie tknął! - Zaczerwienił się jak burak. - I ja... sam nie wiedziałęm, że tak zareaguję. Ja... no... od dawna nie mam jakiegoś tam popędu... - Wystękał z trudem. Wspomnienia znowu wróciły. Wczoraj, dzisiaj... czemu one ciągle wracają?! Czemu przez... Itachi'ego?!
- Nie masz popędu? - Sasuke spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Jak to? Przecież... masz siedemnaście lat... i... i przecież... Każdy ma. - Nie za bardzo szło mu składanie zdań. W dodatku zobaczył, że Deidara zaczął się trząść i ukrył twarz w dłoniach. - Dei... jezu, co się stało?! Coś powiedziałem? Ee... - Usiadł obok niego na łóżku i objął ramieniem. - Nie chciałem. To się zdarza. Wiesz, są tego dobre strony... przynajmniej nie musisz się martwić, że zrobisz komuś dziecko. Chociaż nie... ty wolisz facetów więc i tak nie musisz się martwić. Hah, ale ja głupi. Ej, Dei... Dei, co się stało. Zaufaj mi. Powiedz... - Powiedzieć? Ma mu powiedzieć o tym? Nikomu o tym nie mówił. Gaarze nie musiał... on był przecież świadkiem wszystkiego. A może... może mu ulży...
- J... ja... - Sasuke zamilkł czekając na dalszą wypowiedź. - Kiedy miałem dwanaście lat... wracałem późno do domu. I... to taki stary i pospolity scenariusz. - Prychnął. - Napadła mnie jakaś banda. Zaciągnęli mnie do jakiejś rudery i... trzymali tam przez... chyba z tydzień. I cały czas... robili mi to. - Czarnowłosy zadrżał i, nie widząc niczego lepszego do zrobienia, przytulił go mocniej. Deidara westchnął głęboko i próbował wziąść się w garść. - Gwałcili mnie na zmianę, zmuszali do rzeczy, które... nikt przy zdrowych zmysłach nie wymyśliłby czegoś takiego. - Poczuł jak zbiera mu się na wymioty.
- Szzz... Nie mów nic więcej.
- Nie. Ja... chcę. - Blondyn spojrzał na przyjaciela i uśmiechnął się słabo. - I wtedy, kiedy już myślałem, że spędzę tam resztę życia... pojawił się Gaara.
- Ten Gaara? - Zapytał zdziwiony słuchacz.
- Tak. Ten. Miał znajomości z innym gangiem i sprowadził go do tamtej rudery. Mimo, iż był w moim wieku zdołał mnie wynieść na zewnątrz, okrył swoją kurtką i nie opuszczał aż do pojawienia się moich rodziców w szpitalu, do którego zawieźli mnie członkowie tamtego gangu, który mnie uwolnił. Od tamtego czasu ja i Gaara jesteśmy nierozłączni. Nie wiem jak, ale zmusił lekarzy do milczenia na temat tego co się działo. Moi rodzice do dzisiaj myślą, że zostałem tylko pobity.
- Jak to...? To znaczy, że policja...
- Jeszcze czego. Nie mogłem iść na policje z gwałtem dokonanym przez martwych już ludzi. Wkopałbym Gaarę i ten gang. - Sasuke milczał. Trwali w takim uścisku jeszcze przez dłuższy czas. Słowa były zbędne.
       Itachi wybiegł szybko z rezydencji. Akurat się rozpadało. Nie przejmował sie tym. Wbiegł do garażu i roztrzęsiony usiadł na czerwno - czarnym ścigaczu. Wyjechał z nieprawdopodobną szybkością i skierował się w dobrze sobie znanym kierunku. Jechał niczym wariat drogowy, nie zatrzymywał się na światłach. Tylko cudem nie zwrócił na siebie uwagi policji. Zatrzymał się na parkingu niedaleko baru. Wszedł, ściągając kask i poprawiając szarą, mokrą koszulkę.
- Itachi? Jezu, co ci się stało? - Zapytał Kisame widząc stan w jakim był jego przyjaciel. Dresy? Wyszedł do ludzi w dresach?! Musi być bardzo źle.
- Coś mocnego. I to bardzo. - Warknął roztrzęsiony czarnowłosy. Miał ochote coś rozwalić. To, co usłyszał stojąc pod drzwiami pokoju Sasuke było... kurwa. Szkoda, że tamci szmaciarze już nie zyją. Gdyby tylko jednego z nich spotkał... nie zawachał by się przed niczym. Cierpiał by tak jak cierpiał Deidara. Jak ludzie mogą być tak okrutni?! Gwałcili go przez cały tydzień! On miał dwanaście lat, kurwa! Był jeszcze dzieckiem! To jest chore!
- Kurwa! - Uderzył pięścią w blat baru.
- Ej, co się z tobą dzieje? - Kisame postawił przed nim kieliszek. Jeszcze nigdy nie widział Uchihy w takim stanie. Chociaż nie. Widział... to było wtedy kiedy ktoś pobił i okradł Sasuke. Ale nawet wtedy nie wyglądał aż tak strasznie.
- Nic. - Warknął. Jak mogli?! Czemu jest taki bezsilny?! Czemu Deidara jemu tego nie powiedział?! Przecież... też byli... Nie. Nie byli żadnymi przyjaciółmi. On był jego szefem, a Deidara pracownikiem. A on tak bardzo chciał być... przyjacielem. Albo nawet kimś więcej. Kiedy to zrozumiał? Kiedy to do niego dotarło? Sam nie wiedział. Przecież znał go niecałe cztery dni... i... no właśnie. Jakie i? Nie ma żadnego. Nie może być. To Sasuke jest jego przyjacielem... a Itachi jest za stary, prawda? Chłopak miał przecież tylko siedemnaście lat, a on już dwadzieścia dziewięć. Nadal był przystojny i wyglądał młodo, ale... O czym on myśli?! I tak nie może być z Deidarą. On... nie otworzy się przed nim. Cholera. - Jestem żałosny. - Powiedział do siebie i uderzył głową w blat. Przecież to niemożliwe, żeby blondyn poczuł do niego coś więcej... Sam przecież stwierdził, że nie ma żadnego popędu i... ale to co było wcześniej, w salonie. Ten kontakt wzrokowy. Przeciez widział w tych niebieskich oczach pożądanie i... A może mu się zdawało?
- Ja naprawdę jestem żałosny. - Westchnął i napił się porządnie.
        Nie kontaktował. Wszystko w okół niego wirowało i doprowadzało go to do odruchu wymiotnego. W dodatku blat baru wydawał mu się taki wygodny i... Auć. Spadł z wysokiego krzesła. Już po raz dziesiąty chyba.
- One są niestabilne. Powinniście kupić nowe. - Wycharczał zapijaczonym głosem w stronę Kisame, który zmywał podłogę mopem.
- Zaraz zamykam, Itachi. Odwiozę cię do domu, bo na motor nie puszczę cię w takim stanie.
- Zamykasz? Co to z bar, który nie jest otwarty całą noc? A gdzie zabawa?! - Z wielkim trudem wstał z ziemi podpierajac się o wszystko co było w pobliżu.
- Jest piąta rano. O tej porze bary się zamyka.
- Piąta rano? To taka wczesna godzina! Chodź, Kisame, skoro kończysz pracę to pójdziemy do jakiegoś baru. Ja stawiam! - Barman westchnął ciężko.
- Właśnie jesteśmy w barze. Pojedziemy do twojego domu. Chodź. - Przyjaciel Itachi'ego pociągnął go do góry i zaczął wlec w stronę tylnego wyjścia.
       Zatrzymał auto przed brama rezydencji. Wcisnął kod, który podał mu ledwo przytomny Itachi i wjechał na podjazd. Wywlókł mężczyznę z tylnego siedzenia i zorientował się, że nie ma kluczy, a Uchiha pewnie też nie będzie ich miał. Zapukał więc kołatką w drzwi i czekał.
       Deidare obudziły dziwne dźwięki uderzeń. Wyszedł z, prywatnego już, pokoju i zszedł cichutko po schodach w dół. Najwidoczniej wszyscy, nawet obsługa, mocno spali i nie usłyszeli pukania. Po dłuższych oględzinach zamka udało mu się go otworzyć i stanął jak wryty.
- Przepraszam za kłopot ale ten debil się upił, a ja musiałem zamknąć bar.
- Eee?
- Och, nie jesteś ze słuzby? - Zmierzył go wzrokiem. - Nie. Nie wyglądasz. Nazywam sie Kisame Hoshikage, przyjaciel Itachi'ego.
- Deidara... - Powiedział niepewnie chlopak.
- Wiem, ze to trochę dziwne okoliczności do zapoznawania się z ludźmi, ale coż. Mogę wejść i go gdzieś położyć zanim zarzyga mi ubranie? - Uśmiechnął się szeroko.
- A tak. Jasne. Wejdź. - Blondyn odsunął się od drzwi. - Pewnie wiesz gdzie jest salon. Tam możesz go położyć.
- Jasne.
       Kiedy Itachi został położony i okryty kocem Kisame szybko się zmył po zapewnieniach Deidary, że sobie z nim poradzi. Blondyn westchnał i postawił koło kanapu plastikową miskę, która znalzł w łazience. Szkoda by było takiego dywanu.
Znowy pijany? Choć teraz to on zaliczył zgon więc musiał mieć naprawdę jakiś spory problem. Coś z firmą? Z sesją?
- Za dużo pytań. - Ziewnął i wstał z podłogi w celu pójścia do sypialni. Coś jednak go zatrzymało. Spojrzał na Uchihe, który trzymał jego nadgarstek i patrzył na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Dei... - Mruknął niewyraźnie.
- Tak?
- Czy ja jestem stary? - Deidara spojrzał na niego z niezrozumeiniem.
- Oczywiście, że nie. Jeszcze całe życie przed tobą.
- To dobrze... - Uśmiechnął się.
- Śpij już. - Delikatnie wyplątał rękę z uścisku. Kiedy stał już przy drzwiach usłyszał za sobą coś jeszcze.
- Dei... Nie traktuj mnie jak swojego szefa. Chciałbym... chciałbym żebyś był moim... - Nie dokończył. Nachylił się nad miską i zwymiotował. Blondyn wyszedł zamyślony z salonu. Nie udało mu się zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz