niedziela, 14 października 2012

9. Life Is Brutal


  Promienie słońca wpadły do przestronnej sypialni oświetlając gładką, lekko opaloną i niesamowicie delikatną twarz Deidary. Jego blond włosy, rozrzucone w okół jego głowy tworzyły złocistą aureolę. Długie rzęsy, których pozazdrościłaby niejedna kobieta muskały rumiane policzki. Szczupła klatka piersiowa unosiła się w rytm spokojnego oddechu.
Wszystko to przywodziło na myśl anioła. I każdy kto tak pomyślał mógłby mieć rację... nie licząc małego szczegółu, który psuł cały efekt.
Rozczochrany, niewiadomo skąd lekko umorusany na czubku nosa czymś czarnym, rozwalony na praktycznie rzecz biorąc całym łóżku, całkowicie nagi i odkryty, pokryty malinkami i śladami po paznokciach Itachi psuł cały krajobraz. Wyglądał jakby został wycięty z innego, zdziczałego świata i wklejony do miejsca przypominającego niebo.
Nagle, rozciągnął się gwałtownie, tym samym uderzając pięścią w twarz śpiącego obok blondyna, który niemal wrzasnął, wybudzony z prawdopodobnie pięknego snu i spadł z samego końca łóżka, na którym wcześniej leżał.
Itachi, nadal trochę zaspany, spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na źródło hałasu i natychmiast się rozbudził. Deidara... co on tu robi? Przez jego głowe zaczęły przepływać wspomnienia wczorajszej nocy. Nie wiedząc czy to prawda czy tylko sen zerknął na szafkę nocną, na której powinna stać porcelanowa lampka. Nie było jej, jednak kątem oka zauwarzył odłamki porcelany na wykładzinie. Wstrzymał oddech. Więc to wszystko działo się naprawdę.
Jak powinien się teraz zachować? Jakie słowa będą odpowiednie? Może "kochanie"? Albo "słoneczko"? Nie. Zdecydowanie nie. Więc jak? Ma go pochwalić? Powiedzieć słowa otuchy czy może zganić za to, że wlazł do łóżka swojemu szefowi... co jest raczej pojęciem względnym biorąc pod uwagę to, że to on sam go sprowokował. W jego głowie zabłysnął obraz pocałunku. Och, jak mógł być tak głupi? Jak mógł to zrobić? Wszystko zepsuł. Znowu.
I nagle zaświtał mu pewien fakt.
Deidara był trzeźwy.
Deidara wiedział co robi.
Deidara chciał to zrobić.
Deidara też go pragnie!
Wyszczerzył się sam do siebie, a w jednej chwili wszystkie komlepksy na temat jego wieku odeszły w niepamięć.
- Auć - usłyszał gdzieś z okolic podłogi.
- Wszystko w porządku? - Rozłorzył się na brzuchu i wystawił głowę, patrząc na blondyna. Zaczerpnął głębszy oddech. Niebieskooki był nagi!
No. Itachi musiał przyznać, że miał się czym pochwalić.
Zaraz, zaraz. Wróć.
Do kruczowłosego w końcu doszedł istotny szczegół.
Tej nocy był na dole.
Pod Dei'm, który był W nim!
Nie odwrotnie!
Nie tak jak w jego marzeniach!
Był. Na. Dole.
- Taa... chyba tak - westchnął chłopak beztrosko nie mając pojęcia o stanie psychicznym Itachi'ego. - A ty pamiętasz w ogóle coś? - Uśmiechnął się nieco niepewnie. Nie żeby mu zależało, ale... uch. Cholernie mu zależało. W końcu to był jego pierwszy raz! No... nie licząc tego... Pokręcił głową chcąc wyrzucić przykre myśli. Teraz nie było na nie miejsca.
- Pamiętam - odpowiedział cierpiętniczo. - Wszystko.
Deidarze od razu polepszył się humor. Itachi nie podzielał jego entuzjazmu.
- Wszystko w porządku? - Blondyn zmierzył mężczyznę czujnym wzrokiem. - Nie wyglądasz najlepiej. Jesteś blady... to znaczy bledszy niż zawsze - "I taaaki seksowny!" - pomyślał.
- Tak. Ja... yy... no... sam nie wiem. My chyba nie powinniśmy tego...
- Nie sądzisz, że jest już za późno Panie-Mocniej-I-Głębiej? - Urwał nastolatek groźnym tonem. Miał być tylko zabawką na jedną noc? Po tym wszystkim on chciał go tak po prostu spławić? I jeszcze udaje niewiniątko?! Co to, to nie!
- Panie-Co?! - Uchiha wytrzeszczył oczy. Zamierza z tego żartować?!
- To co słyszałeś - warknął blondyn.
- O co ci chodzi?
- Domyśl się! - Chłopak wstał z ziemi i zaczął zbierać swoje ubrania rozrzucone po całym pokoju, zupełnie nie przejmując się swoją nagością.
- Dei, nooo... - Itachi nie wiedział co ma powiedzieć. Aż mu się sucho w gardle zrobiło na widok gołego, zgrabnego tyłka... którego nie zasmakował. W jednej chwili jego zamartwianie się o swój tyłek poszło w niepamięć. Cóż, zawsze mogą spędzić trochę więcej czasu w jego sypialni - pomyślał z uśmiechem na ustach.
- Co się szczerzysz? - Miękki głos wyrwał go z zamyślenia. Deidara właśnie zakładał dresowe spodnie.
- Nie bądź na mnie zły. Tak mi się to wymsknęło, bo nie pomyślałem.
- To zdarza ci się myśleć? - Zapytał z udawanym zdziwieniem i podziwem, ubierając koszulkę. Na chwilę obecną nie przejmował się tym, ze obraża swojego szefa.
- Tak, czasami mam odchyły - stwierdził, uśmiechając się przepraszająco. Fakt, dał klapę z tym tekstem, że nie powinni. - Dei?
- No? - Chłopak był gotowy do wyjścia z pokoju. Podszedł do drzwi.
- Nic się nie stanie jeśli spóźnisz się do szkoły, prawda? - Jego sztucznie niewinny głos oznajmiał czarno na białym co chciałby robić. Deidara uśmiechnął się pod nosem i odwrócił w jego stronę. Zmierzył nagą postać siedzącą po turecku od góry do dołu, zatrzymując wzrok na dole. Konkretniej na stopach Itachi'ego. Blondyn głośno wciągnął powietrze. Stopy Uchihy były idealne. Nie za duże, nie za małe, zgrabne i wydawały się takie gładkie. W nocy był zbyt podniecony żeby zwrócić uwagę na tą niesamowicie seksowną część ciała. Teraz miał doskonałą okazję.
Ku uciesze Itachi'ego, podszedł do małżeńskiego łoża po czym pochylił się nad mężczyzną. Kiedy ten chciał go pocałować, chłopak schylił się jeszcze bardziej, utkwiwszy wzrok na stopach kruczowłosego. Uchwycił jedną z nich w dłoń i westchnąl głęboko czując jak zaczyna się podniecać. Tak jak myślał, stopy były gładkie niczym pupcia niemowlęcia i wydawały się niesamowicie delikatne. Paznokcie były zadbane - Itachi chodził na pedicure - z piętami to samo. Och! Och! Och! Nie mogąc się powstrzymać zaczął je lekko masować, cmokając to jedną, to drugą stopę.
       Itachi patrzył na to co wyprawia blondyn z niemałym zdziwieniem. Po chwili jednak stwierdził, że masaż był na tyle relaksujący, żeby mógł się uspokoić i przeanalizować zachowanie Dei'a, który najwidoczniej oszalał na punkcie jego... cóż, ekhem, stóp. Wiedział sporo o fetyszach, sam miał swój własny - długie włosy - lecz jeszcze nigdy nie widział by na kogoś tak działały zwykłe... stopy. Potem uświadomił sobie, że przecież blondyn miał tak bliski kontakt z cudzymi stopami prawdopodobnie po raz pierwszy i z pewnością rozpiera go podniecenie. Uśmiechnąl się do siebie i pogratulował sobie w myślach.
Tak, to będzie udany związek.
Podciągnął do siebie Deidarę i pchnął go na łóżko, władczo pochylając się nad nim.
Tym razem to on bedzie górą! A co!

***

          Sasuke został zbity z tropu. I to bardzo.
       Jeśli kiedykolwiek spodziewał się, że Deidara i Itachi będą nieśmiali w obec siebie i reszty świata po tym co zrobili, to grubo się mylił. Przez okrągły tydzień, gołąbeczki nie rozstawały się nawet na krok. Jego starszy brat odwoził blondyna swoim samochodem pod szkołę - Sasuke wolał się myśleć co takiego działo się na jego tylnym siedzeniu, sprawiając, że jego przyjaciel w kółko się spóźniał na pierwszą lekcję - a kiedy kończyli lekcje, on już czekał na parkingu. W domu wcale nie było lepiej.
Z racji tego, że już w pierwszy dzień uświadomili o wszystkim młodego Uchihe, nie ukrywali swojego związku. Co za tym idzie - starali się go konsumować tak często jak się da. Przy czym słowo "starali" odzwierciedla jedynie cząstkę tego co się działo. Czasami Sasuke zastanawiał się czy jego rezydencja nie zmieniła się w dom publiczny. Praktycznie rzecz ujmując, żeby spokojnie się wyspać musiał wpraszać się do Karin, która nie miała nic przeciwko.
      Tak bardzo jak Sasuke pragnął by się w końcu ze sobą zeszli i żyli długo i szczęśliwie, tak teraz modlił się o szybkie zakończenie tego związku. Dla dobra ich obu i - rzecz oczywista - jego samego.
      Jednak Sasuke nie wiedział, że niektóre modliwy zostają wysłuchane... w zbyt dosłowny sposób niż byśmy chcieli.

***

           Sakon i Ukon z natury nie byli mili. Nie lubili kiedy w okół nich kręciło się sporo ludzi. Nie przepadali za imprezami i nadmiernym upijaniem się. Nie mieli jednak nic przeciwko heroinie. Brali ją w każdej postaci lecz preferowali ten dożylny - najskuteczniejszy i najszybszy.
Może się to wydać śmieszne i żałosne, że ćpuny takie jak ci bliźniacy zarabiają na swoje prochy sprzedając je. W końcu złota zasada dilerstwa mówiła, żeby nie ćpać. Przecież to właśnie ludzie, którzy rozprowadzają to gówno wiedzą najlepiej jak bardzo jest gówniane.
Sakon i Ukon też to wiedzieli. Wiedzieli, że mają problem, że są narkomanami. Niewielu uzależnionych ludzi na świecie zdaje sobię sprawę ze swojego stanu. Oni jednak nie byli głupi. Mieli rozum i go używali, choć przy każdej kolejnej dawce szare komórki wykruszały się tak, by po kilku latach nic z nastolatków nie zostało. Nic, prócz wraku człowieka.
Znali konsekwencje swoich czynów, mimo to nadal pracowali dla mafii, rozprowadzali narkotyki i ćpali. Nie chodziło o to, że nie mogli przestać, lecz o to, że nie chcieli.
Bo po co przestawać i męczyć się ze zwykłą, szarą codziennościa kiedy równie dobrze można z niej korzystać całym sercem, płucami, żyłami, krwią, ciałem i umysłem? Wdychać smród spalin samochodowych jakby był najprzyjemniejszą wonią na świecie, nie odczuwać głodu ani pragnienia, cieszyć się z rzeczy błachych, na przykład z tego, że czarny kot przebiegł przez ulicę czy nawet z tego, że niebo jest zachmurzone. Kiedy jest się na, tak zwanym, chaju nic nie jest trudne, nic nie jest smutne i niczym nie trzeba się przejmować.
Nie interesowały ich skutki uboczne ciągłej ekstazy, którą przeżywali kiedy igła zagłębiała się w wewnętrznej stronie kolana - "Kłój tam, widoczniejsze żyły." , "Taak, i szybciej rozchodzi się po ciele." - liczyło sie tylko zapomnienie i ich własny, idealny świat.
        Nie spodziewali się, że zostanie zakłócony przez ich najlepszego przyjaciela.
- Już czas - Gaara nie przywitał się, nie kiwnął głową, ani nawet nie machnął ręką kiedy bez pukania wszedł przez okno do pokoju bliźniaków, którzy właśnie relaksowali się na zabrudzonej niewiadomo czym podłodze. Jego głos był zimny i pusty. Nie zareagował na widok dwóch strzykawek turlającyh się pod łóżkiem. Teraz nie miał czasu by prawić im kazanie na temat ćpania.
- Już? - Ukon poderwał głowę z kolan swojego brata. Czuł jak przez jego ciało przepływa szczęście.
- Tak. Chodźcie. I dobrze odegrajcie swoją rolę - ruszył w stronę okna. - Od tego zależy życie Temari - mruknął pod nosem, jakby sam do siebie jednak bliźniacy bez problemu to usłyszeli. Po mocnej dawce zmysły jakby im się wyostrzały. Kolejny powód, dla którego nie warto przestawać brać.

*

      Doszli pod mury. Do ich stałego miejsca. Nieopodal, za rogiem, stał czarny, rodzinny mini-van, który dzisiejszej nocy zdecydowanie nie będzie grał roli, do której powszechnie został wyprodukowany.
- Gotowi? - Mruknął smętnie rudzielec.
- Jak jeszcze nigdy - odpowiedzieli równocześnie, uśmiechając się od ucha do ucha. Gaara miał ochotę ich zabić. Jak oni mogli się naćpać i tak bezczelnie się uśmiechać podczas kiedy on sam przeżywa załamanie nerwowe, zamartwia się o siostrę i zradza swojego najlepszego przyjaciela w życiu?!
- Dobrze - wyciągnął komórkę i wystukał numer blondyna. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Gaara! Co tam?! - Jego głos był ociekający szczęściem i radością. Ostatnio chłopak był niewiarygodnie pogodny. Rudzielec domyślał się, że miało to jakiś związek z tym całym Uchihą, i bynajmniej nie o Sasuke mu chodziło.
Szlag by go trafił. Czy Deidara musi być właśnie teraz w stanie najszczęśliwszym z najszczęsliwszych? Właśnie teraz kiedy ma zepsuć to jego cholerne szczęście?!
Odchrząknął i z bólem w sercu kontynuował rozmowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz